Poprzednie częścirozdział 1 Być blisko nieba

rozdział 10 być blisko nieba

Rozdział: 10

Zaufanie.

- Sądzę Lynnie, że jednak jesteś i byłeś odważny.

- Na prawdę?- zapytał zdziwionym głosem.

- Tak, sądzę.

- A ja uważam, że ty Okruszku i Lynn jesteście do siebie bardzo podobni. Macie takie samo wnętrze. - powiedziała Maddy.

- Nie, sądzę.

- Popatrzcie lepiej tam- powiedział Isis, pokazując wzrokiem na drewnianą łódkę, a w środku niej ktoś pływał- Ten staw nazywa się diamentowy. Zobaczmy, kto to jest. Pomoc może się przydać. Dawno tutaj nie byłem. - I nagle Isis zawołał:

- Podpłyńcie do nas!

- Tutaj jesteśmy!- z początku nikt nie usłyszał, ale za drugim słowem zawrócili łódkę i podpłynęli do nas. Kiedy byli już przy pomoście zauważyłem, że były to dwa zające. Jeden miał całe białe futerko, a jego uszy były odstające. Oczy miał nieduże o brązowo-żółtym kolorze, a jego ogon był jak mała kuleczka. Bardzo miękka. Nie posiadał zbyt dużych rozmiarów. Natomiast drugi był szary. Oczy miał duże i całe czarne. Był dużego rozmiaru. Obydwa były bardzo urocze i wyglądały na sympatyczne.

- Witaj Isis!- Powiedział zając w białym futerku.- po czym wyszedł z łodzi wraz z drugim i wdrapali się na pomost. Stanęli obok Lynna i to samo zwierzę, co przemówiło do myszy, powiedziało do Lynna:

- Witaj mój Lynnie. Bardzo miło nas znów cię widzieć. Przedstawisz nam swoich towarzyszy? - A on się uśmiechnął i schylił wzrok w naszą stronę:

- Nie bójcie się.- powiedział.

- Ja jestem Maddy, a to mój kolega Okruszek. Nazywa się Anthony. A wy kim jesteście?

- Miło mi was poznać. Ja to Izabela, a to mój brat Anouke.

- Co się stało Lynnie, że jesteś tutaj?

- Moja gwiazda się rozbiła. Pani Izabelo jest coś do jedzenia, jestem bardzo głodny...

- Tak, jasne. Proszę za mną. Dzieci chodźcie. - I wtedy Izabela przywiązała łódkę sznurkiem do pomostu i prowadziła nas do drzewa, pod którym byliśmy niedawno. W środku drzewa były pokryte korą drzwi, które nam pani otworzyła. Zdziwiło mnie to niezmiernie, ale czułem, jakbym był gotów na wszystko. Kiedy byliśmy jeszcze, przed drzwiami zapytałem:

- Czy jesteśmy w jakiejś magicznej krainie?

- Jeżeli zwierzęta to magia, to można tak stwierdzić. - zaśmiał się Anouke, ale ja nie zrozumiałem i chciałem zadać jeszcze jedno pytanie, ale nagle pani Izabela otworzyła nam drzwi. Wszedłem jako drugi do środka i oglądałem stare wokół półki i dwa rozłożone koce, a na nich sierść. W małym zgłębieniu widać było małą kuchnię, a obok niej spiżarnię z wielkimi zapasami, które trzeba było zbierać na zimę, która będzie niedługo w tym miejscu. Na środku stały dwa, niewielkie krzesła. Maddy szybko weszła do kuchni i zapytała:

- Czy mogę coś ugotować dla pani?

- A umiesz dziecko?

- Tak, mama nauczyła mnie ugotować rosół. Lubicie rosół?

- Nigdy nie jedliśmy, ale chętnie spróbujemy. Wszystkie składniki są w szafce obok, a garnki na górze. Miłego gotowania!- krzyknęła pani Izabela, a następnie przyglądała się gotującej dziewczynce. Ja natomiast usiadłem koło zająca. Był nieco nieśmiały. Rzadko się odzywał i sprawiał wrażenie tajemniczego. Usiadł na jednym z krzeseł, a ja na ziemi i zapytałem się:

Anouke, gdzie my właściwie jesteśmy?

- W krainie zwierząt. A czytasz chłopcze?

- Ja, czytałem kiedyś książki, ale później nie miałem czasu zbytnio na to, a dlaczego pytasz i jaki to ma związek, z tym, co my tu robimy?

- Jest taka książka. Mam ją jeszcze na półce – powiedział Anouke i wstał z fotela oraz szukając pomiędzy półkami książki, mówił:

- Jest to stara opowieść. Zapewne ją znasz. Większość ludzi ją zna. O mam! – i przybliżył się do mnie, podając mi książkę. Było na niej napisane „Opowieści z Narnii.

Podróż wędrowca do świtu” - Jej okładka była przepiękna o niebieskim kolorze. Pachniała zapachem piwnicy, który kochałem!

- Jasne, że ją czytałem. To moja ulubiona książka.

- Pewnie nasza historia ci nieco ją przypomina?

- Jak się nad tym zastanowiłem, to nie.

- Każdemu wyjątkowemu zdarza się coś niezwykłego. Wyczuwam, że nadal nie wierzysz teraz w to tutaj. Ale w każdej historii jest coś prawdziwego. Lynn istniał kiedyś jako chłopiec, ja byłem kiedyś dorosłym ojcem i czytałem, to moim dzieciom na dobranoc. A one się pytały mnie, czy to wszystko istnieję.

- I co im odpowiadałeś?

- Powiedziałem, że to na pewno istnieję. Wiem o tym dobrze, a wiesz, dlaczego Anthony?

- Nie mam pojęcia.

- Ponieważ to jest pan Bóg. W tej książce lew jest Bogiem w innych jakieś mądre stworzenie i wszystko odzwierciedla niebo, a w to mi na pewno uwierzysz. Niektórzy pisarze nie zdają nawet sobie z tego sprawy, że to istniało, że to prawda.

- A autor tej książki?

- Przeczytałeś tę część?

- Nie, przeczytałem dwie pierwsze, a innych nie miałem.

- To zatrzymaj ją i poczytaj. Nie będę ci odbierać tej radości.

- Ale ja jej nie mogę przyjąć.

- Śmiało. Wkrótce wyruszycie, a to jest naprawdę tego warte...

- Dziękuję Anouke.

- Nie ma za co. Twoje towarzystwo poprawiło mi humor. Od dawna nie rozmawiałem z człowiekiem, a w dodatku takim dobrym. – Powiedział, po czym Maddy krzyknęła:

- Rosół gotowy! – I wszyscy wzięli miski, do których nałożyli makaron i zupy. Po czym każdy gdzieś usiadł i zjadł. Uwierzcie, mi było, to naprawdę smaczne. Nie sądziłem, że Maddy umie gotować, a w dodatku tak dobrze. Po smacznym obiedzie moja koleżanka zapytała:

- Smakował rosół pani Izabeli?

- Jasne, że tak- powiedziała, dopijając zupę – nigdy nie jadłam czegoś tak dobrego.

- Zgadzam się. Masz talent dziewczynko- dopowiedział Anouke, myjąc swoją miskę.

- Ale to nie ja, to moja mama mnie tego nauczyła... Ach. Mama!

- Co się stało? – zapytał Lynn.

- Tęsknie za moją mamą, a co jeśli ona znów jest chora?

- O to się nie martw... Twoja mama na pewno jest zdrowa. – powiedział Isis.

- Ale się martwi o mnie.

- Nie smuć się kochana dziewczynko. Wszystko jest w porządku – dodała mysz.

- My musimy już iść. Do drogi świateł jest daleka droga. – dodał, kończąc myć swój talerz.

- Ja pójdę z wami – powiedział Anouke.

- Damy radę!

- Jeżeli ty pójdziesz to ja też – wtrąciła Izabela.

- Nie, ty zostaniesz! Zaopiekujesz się domem, a ja niedługo wrócę.

- Ale...

- Proszę, mogę z wami iść?

- Damy radę! – mówiła mysz.

- Ależ, jeżeli chcesz, to możesz iść... – dodał Lynn.

- W takim razie chodźmy! – krzyknęła Maddy i Anouke podszedł do mnie i szepnął mi na ucho:

- Zachowaj tę książkę. Schowaj ją pod płaszczem. Jeszcze ją przeczytasz... – Po tych słowach zrobiłem, tak jak kazał i wszyscy ruszyliśmy, tylko Anouke bardzo długo żegnał Izabelę i uspokajał ją, że będzie dobrze:

- Poczekajcie jeszcze chwilę. Dam wam coś do jedzenia i do picia. - A następnie szybko pośpieszyła do kuchni i po paru minutach wróciła z torbą, którą podała Maddy. A potem powiedziała:

- Jest tam wszystko, co potrzeba. – I gdy wychodziliśmy, machała nam swą łapką i w ten sposób Isis znów był na początku, kierując nami, a Lynn w środku z Maddy i na samym końcu ja szedłem z Anouke, a szliśmy poprzez las, który był wiecznie czerwony i teraz spotykałem mnóstwo takich drzew jak tamtych.

- Tutaj też ktoś mieszka? – zapytałem.

- Tak, tutaj mieszkają kuny leśne i wiewiórki. – odpowiedział Isis.

- Odwiedzimy je?

- Nie, nie sądzę.

- Anouke opowiesz mi o nich? – zapytałem.

- Żyją tak, jak każdy. Mogę ci powiedzieć coś o nich, ponieważ jako człowiek byłem weterynarzem. I mam o nich wiedzę.

Jasne.

- Podobnie jak większość małych łasicowatych charakteryzuje się długim giętkim ciałem i krótkimi nogami. Sierść jest jednolicie ciemnobrązowa (łapy i ogon w podobnym kolorze co grzbiet). Strona brzuszna jaśniejsza; na szyi kremowa lub żółtawa plama-nie rozwidlona-co pozwala ją łatwo odróżnić od jej bliskiej krewniaczki kuny domowej. Opuszki palców i stóp owłosione. Pysk wąski, nos czarny.

- A co ona robi, czym się żywi?

- Kuna jest aktywna bardziej nocą. Żywi się jagodami, kiedy są dostępne, owocami, ślimakami... – I tak przez dłuższą drogę Anouke mówił mi o wiewiórkach i kunach leśnych. A kiedy zrobiło się tak ciepło, że nie dało się iść i nic nie było widać w pobliżu Maddy, wyciągnęła z torby koc, który był na samym wierzchu i dała go na ziemię. Po czym każdy na niej usiadł. Zdarzyła się okazja, że niebo było wypełnione gwiazdami. Więc położyłem się obok Maddy, która zasnęła, a Lynnem, który smutnie patrzył na niebo:

- Opowiesz mi coś o gwiazdach? – zapytałem – Zawsze ja opowiadałem o nim wszystkim i uwielbiam je słuchać, choć nie wiem, czy to prawda, ale wierzę w to, ponieważ kiedy jest w nas wiara inaczej, wygląda świat. Prawda?

Och, mój kochany Anthony masz w zupełności rację. Może chodź za mną na chwilę. Wszyscy już śpią, nie chcę ich obudzić. Przed nami daleka droga. Ja sam wówczas lubiłem te opowieści i są one prawdą...

Dobrze – szepnąłem po cichu i poszedłem za lwem bardzo cichym krokiem. Właściwie to szliśmy tylko pięć minut, a żeby jasno znowu wziąłem świeczkę znad drzewa, której ciągle nie zauważam. Nagle wchodziliśmy po schodach, które były wąskie i wykonane z gałęzi drzew. Bynajmniej tyle zdążyłem zauważyć w mgnieniu oka. Schody były bardzo kręte, ale nie tak długie, jak te pierwsze. Nagle stanęliśmy w wąskim przejściu na balkonie. Z którego wychylała się mała gałąź z zielonym listkiem, co mnie zdziwiło. Nie pamiętałem już zielonych liści, ciągle widziałem czerwone.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania