Poprzednie częścirozdział 1 Być blisko nieba

rozdział 7 być blisko nieba

Serce gwiazd

Rano obudziła mnie Alisa, mówiąc, że pada śnieg. Z zachwytem oglądaliśmy śnieg i to było tak piękne, że jakby była tu Maddy to zemdlała, by z zachwytu, a Nela z zabawy. Znając ją, wyszłaby na dwór i energicznie skakała. Ach... To takie zabawne.

- Anthony, czemu spałeś na krześle?

- W nocy mama śpiewała mi mama kołysankę i usnąłem tutaj Aliso.

- Och... Twoja mama pięknie śpiewa. Jakbym ja mogła ją usłyszeć.

- Ależ możesz. Przyjdź do mnie w nocy i posłuchaj ze mną Aliso.

- Obawiam się, że nie potrafię.

- Nie ma się czego bać. To moja mama.

- Obawiam się Anthony, że nie umiem wysłuchać mamy.

- Ja ci wytłumaczę. Proszę...

- No, dobrze. A teraz zbieraj się do szkoły.- I tak ubrałem ubrania i zjadłem śniadanie i wyruszyłem z plecakiem w drogę, a Alisa dzisiaj miała dzień wolny. Dlatego ja wyszedłem sam i pożegnałem Hope. Muszę wam o nim opowiedzieć, bo znalazłem temat, który was nie zanudzi. Bardzo się zżyłem z Hope. Kiedy wczoraj wróciłem do domu, to bawiłem się z nim i nagle on spojrzał na mnie i był taki grzeczny. Pobiegał ze mną po domu, bawiąc się w takiego wilczego berka i świetnie się z nim bawiłem. Zawsze się bałem ich, ale Hope to zupełnie inny wilk, a może wszystkie takie są. Aczkolwiek nie wiem, mam wiele pytań w głowie i chciałbym na nie odpowiedzieć, zresztą tak jak każdy. Myślę, że jak będę starszy, to będę znać odpowiedź .Ale teraz nie powinienem się nimi martwić. A więc żegnając Hope, wyszedłem do szkoły i wróciłem z Libią. Libii chyba nie poznaliście zbyt dobrze, a więc rozmawiałem z nią o tym, jak się czuję. Oczywiście nie najlepiej i dlatego kłamała mi prosto w oczy. Libia kłamie i to bardzo często. Co prawda nie jest złą osobą, ale nie postępuję dobrze. Ja nienawidzę kłamstw, ale Libia zamyka się w sobie i później ma do niektórych pretensję. Oczywiście łatwo zauważyć po niej, że kłamie. Jej rysy twarzy tworzą smutek na ustach i policzkach, a oczy tracą taką radość. No więc przez całą drogę opowiadałem jej o kłamstwie, aż powiedziała, żebym był cicho. Wtedy zrobiło mi się głupio, ponieważ nie wiedziałem co zrobić, powiedzieć więc pobiegłem bez Libii do domu i byłem jednocześnie zasmucony, a z drugiej strony zdenerwowany i wbiegłem do domu Alisy, wołając Hope i dla odstresowania rozmawiałem z wilkiem. Tak, rozmawiałem ze zwierzęciem.

- Hope,myślisz, że dobrze zrobiłem? - a wilk burknął, jakby nie wiedział, o co chodzi.

- Libia nie powinna kłamać, to dlatego. A ja lubię rozmowę i widzisz, tak się złożyło,że moją złość muszę wyżywać na biednym wilku... - a wilk mnie przytulił. Podbiegł na moje kolana i wdrapał się na moje uda i po chwili ocierał się o mój brzuch. Wtedy zrozumiałem, że Hope mnie rozumie i parę minut mojej rozmowy z psem przysłuchiwała się Alisa, która stała za drzwiami:

- Anthony, nie przejmuj się. Usiądź, ja cię wysłucham.

- Dziękuję – po czym jej wszystko opowiedziałem i kiedy zjawiła się Libia, to wyjaśniliśmy tę sprawę,ale nadal byłem na nią obrażony. Wiecie zapewne, jak to jest, kiedy podacie sobie ręce na zgodę, ale nadal jest coś nie tak.

Dziś w nocy oglądałem gwiazdy, siedząc na taborecie i kładąc ręce na parapecie, a twarz wychylała mi się spoza firanki i nuciłem starą melodię. To ta, którą śpiewała mi moja mama. Najpierw spojrzałem się na bardzo małą gwiazdę i głęboko się nad nią rozmyślałem, aż w końcu doszedłem do wniosku, który zapisałem Alisie na małej kartce z boku parapetu. Nie miałem pięknego pisma, aczkolwiek starałem się pisać, jak najlepiej i wyglądało to tak: „Gwiazdy nas zmieniają. Pozwalają być sobą i odkryć kim naprawdę jesteśmy. Jeżeli się bardziej na nich skupisz, to poczujesz swe własne serce.

Kochany Anthony

Dobranoc”

I położyłem na parapecie, a ja ostatni raz zanuciłem melodię i sam zasnąłem gdzieś między gwiazdami i wtulony w melodię mojej mamy i przypomniał mi się jej głos. Taki piękny, wy również zanućcie mi coś, a ja szybciej zasnę. Muzyka jest piękna i pomaga, uzdrawia i właśnie dlatego zaśpiewajcie mi, bo to będzie piękny prezent dla mnie i dla wielu i nie mówcie, że macie brzydki głos, czy czytacie to gdzieś wśród ludzi, ponieważ to nic takiego, a ja istnieję i się uśmiechnę.

Wstałem rano, ale tym razem nikt mnie nie obudził. I kiedy otworzyłem oczy, to zauważyłem Alisę przy kartce i skierowała do mnie wzrok i powiedziała:

- Wybacz, że nie przyszłam. Dziękuję za tajemnicę.

- Nic się nie stało. Ale obiecaj mi, że dzisiaj będziesz.

- Tak, jasne. - po czym ubrałem ciepłe spodnie i bluzkę i zrobiłem sobie kanapki, po czym podbiegłem do Hope. Razem z wilkiem bawiłem się, gdy zapukał ktoś do drzwi. Otworzyłem i zastałem Maddy, która mnie mocno uściskała i powiedziała:

- Witaj Okruszku! Przepraszam, że ci przeszkadzam, ale tęskniłam za tobą!

- Maddy, nie przeszkadzasz mi...

- Aliso!- zawołałem nagle

- Tak? -krzyknęła z pokoju

- Pójdziesz na dwór ze mną i z Maddy? - zapytałem, a ona przybiegła do mnie i przywitała moją koleżankę.

- Jasne, ale ty się ubierz Anthony! Zobacz ile stopni na minusie!

- Już idę Aliso- po czym pobiegłem i włożyłem gruby płaszcz, był podobny do tego, który na sobie miała Maddy, Alisa też włożyła płaszcz. Co było nie do odróżnienia. Moja starsza koleżanka ubrała kozaki, a ja stare buty i tak wyszliśmy na zewnątrz. Na dworze padał śnieg i cały świat był pod grubą warstwą puchu, a ja niezmiernie spoglądałem na Maddy. Wyglądała inaczej, niż zazwyczaj i nie mówiła nawet o przyrodzie, a naprawdę to była jej pasja. Kiedy szliśmy przez drzewo, to mówiła nam o jego gatunku, jakie ma owoce i wszystkie ciekawostki i ceniła nawet śnieg, który czasem jest okropny. A dzisiaj nic nie mówiła i zapytałem:

-Maddy, jak się czuję mama? - a ona zetknęła na mnie wzrok i powiedziała już normalnym głosem i znów była sobą:

-Jest zdrowa i odpoczywa. Dziękuję, że pytasz.

-Powiedz, gdzie idziemy? - zapytała nas Alisa

-W stronę parku... - Park był piękny, nawet w zimę. Drzewa były iglaste, dlatego pozostały na nich igły tylko pokrywał je szron i to dodawało uroku. Na wydeptanej ścieżce niekiedy pojawiał się śnieg, a wszystko było cudowne! Park był ogromny, miał parę kilometrów i można było nim iść przez parę godzin i podziwiać tutejsze widoki. W niedalekich kątach parku dzieci miały własne huśtawki, bądź bogatsi piaskownice. A w oddali było widać nawet bałwana z nosem marchewki i ciągle czułem, jakby on żył i radował się zimą! I kiedy byliśmy na początku tego parku, to wytarliśmy ławkę i usiedliśmy na niej. A ja po chwili usłyszałem moje imię, jakby ktoś je naprawdę wołał i takim silnym i potężnym głosem. I ciągle brzmiało w uszach mi to imię:

- Anthony!

- Anthony!

- Tutaj jestem!-powiedział ktoś z oddali. I nagle z kamiennego, stromego wzniesienia, które niekiedy pokrywała trawa pod głazami lub obok wyszedł wielki, silny i niezwykle odważny lew. Zawahałem się przez chwilę i odbiegłem do dziewczyn i krzyczałem im:

- Lew! Lew!

- Anthony nie ma nigdzie lwa!- odezwała się Alisa

- O tam, nie widzicie go?- zapytałem i pokazałem palce na wzniesienie i wtedy znowu ktoś powiedział moje imię:

- Anthony!- wytłumaczyłem sobie, że to wszystko to sen lub moja wyobraźnia i ocierałem oczy, próbując się obudzić i nic z tego. - --To nie był sen, więc moja wyobraźnia. Nie zwracałem uwagi i usiadłem na ławce, gdy nagle lew się zbliżył do mnie. Był bardzo duży i pod swoją złotą grzywą miał piękne, zielone lub brązowe oczy i niesamowitą sierść. Ogółem był inny od wszystkich lwów. Szczerze to nawet nie wiem, co miał takiego,ale coś wyjątkowego. Bałem się, że mnie zaatakuję, ale on stał i wpatrywał we mnie swe oczy o niewiadomym mi kolorze. Nie zwracałem uwagi na dziewczyny, które siedziały obok i mówiły coś do mnie. I nagle znowu ktoś zawołał moje imię i zaczynało mnie to tak irytować, że nie umiem tego powiedzieć...

- Anthony! Jestem tutaj obok ciebie...

-Kto to mówi? - zawołałem

- ja... Lew... - i popatrzyłem na tego lwa, który ruszał swym pyszczkiem i wyglądał, tak jakby, nie jadł śniadania, a ciągle mnie nie atakował

- Lwy, nie mówią...

- Do kogo ty mówisz?!-zapytała Alisa

- Do lwa...

- Co się z tobą stało?! Lepiej wracajmy!-powiedziała głośno i wyszliśmy z nią i Maddy, która wróciła do domu, a ja tylko trochę rozmawiałem z Alisą po drodze. Ona nie wierzyła mi, a przecież to nie był sen. I ten lew, kiedy wychodziliśmy ciągle się na mnie, patrzał i zaczął ze złości kopać wielki dół i zaryczał tak głośno:

- Aliso! Nie słyszałaś?

- Nie, nic nie ma i nic nie było Anthony to tylko wyobraźnia.

- Tak myślisz?

- Tak, lwy w Polsce i w parku, a w dodatku mówiące Anthony posłuchaj sam siebie!

- Chyba masz rację...

- Chyba? Na pewno!- I wtedy nic nie mówiłem, ale wciąż widziałem tego lwa i w końcu musiałem odwrócić wzrok i zrobiło mi się jakoś pusto w środku. Bardzo smutno, tak nigdy się nie czułem i gdy wróciliśmy do domu, to usiadłem na łóżku i nic innego nie robiłem, jak nadąsany siedziałem i myślałem o tym lwie. Zapomniałem nawet o Neli, Maddy i nie zjadłem obiadu, ponieważ odczułem tę pustkę i wreszcie po długim dniu nastała noc. Uklęknąłem, zmówiłem modlitwę, po czym skorzystałem z toalety i poszedłem spać. To znaczy, położyłem się na tym dennym łóżku. W tym dniu wszystko było denne i bez żadnego znaczenia i przykryłem się beznadziejną kołdrą i leżałem na okropnej poduszce, przewracając się z boku na bok i wiercąc się po całym łóżku i kiedy tak już leżałem na lewym boku i myślałem o tym lwie z parku, który szedł z wysokiego wzniesienia, to znowu ktoś zawołał moje imię:

- Anthony!-I wtedy się odwróciłem i za oknem widziałem tego lwa i wciąż patrzył mi się w oczy.

- Proszę, przyjdź. Nie zrobię ci krzywdy.- po czym szybko, ale cicho, aby nie obudzić Alisy zszedłem z łóżka i na palcach wyszedłem z pokoju w mojej piżamie i włożyłem tylko płaszcz, który był o wiele za duży i najwidoczniej było to ubranie taty mojej koleżanki i dorzuciłem na nogi stare buty i delikatnie otworzyłem

drzwi, a później zamknąłem je i pobiegłem w stronę lwa i trzymałem dystans, a lew powiedział:

- Witaj Anthony, ja jestem Lynn.

- Umiesz mówić i skąd znasz moje imię?

- Wszystko ci opowiem, jeżeli pójdziesz ze mną na spacer.

- Dobrze-powiedziałem i zbliżyłem się trochę do niego i szliśmy właśnie parkiem. Nie był on daleko, więc szliśmy tą ścieżką, o której wam mówiłem i nagle jakaś dorosła kobieta biegała tym parkiem i musiałem szybko zasłonić lwa, a ona się na mnie dziwnie popatrzała, a Lynn powiedział do mnie, kiedy go zasłaniałem:

- Nie zasłaniaj mnie. Widzisz mnie tylko ty i tylko ty mnie słyszysz...

- Jak to? - zapytałem i go odsłoniłem i teraz szliśmy małym krokiem ścieżką.

- Czyli to moja wyobraźnia?- zapytałem go drugi raz.

- Nie, ale nikt poza tobą nie wierzy...

- W co nie wierzy panie lwie?

- Nie wierzy w gwiazdy i mów do mnie Lynn, tak mam na imię.

- Czyli widzą cię tylko, ci co wierzą?

- Tak, dokładnie...

- To dlaczego Maddy nie widziała, a mówiła mi sama o gwiazdach...

- A skąd wiesz, że nie widziała?

- Nic nie mówiła...

- Nie chciała mówić... Anthony ja znam cię, ponieważ ty modliłeś się w stronę mojej gwiazdy i jej śpiewałeś. Pamiętasz tę melodię... - I nagle naokoło zaczęła brzmieć ta melodia. Co było niebywale niesamowite. Miałem ciągle wrażenie, że to sen, że zaraz się obudzę, ale to się nie działo. Ja natomiast milczałem. Nagle do głowy przyszło mi pytanie, które zadałem temu silnemu lwu:

- A skąd znasz ty gwiazdy?

- Ja mieszkałem na jednej z nich.

- To, jak teraz jesteś tutaj?

- Moja gwiazda się rozbiła i wszystko, co na niej było teraz, jest małym okruszkiem... Trafiłem tutaj do was i nie mam swojego domu. Jestem głodny... Masz coś do jedzenia?

- Czemu nie zjesz mnie?- zapytałem z ironicznym głosem, ale jemu zrobiło się smutno i powiedział:

- Nawet ty masz mnie za okropną bestię? Nie zjem cię. Jestem tylko lwem, wy możecie trafić do złej rodziny, ale to nie znaczy, że będziecie tacy źli jak oni... Nikt nie ma wpływu, z jakiej rodziny się wywodzi i kim jest Anthony...

- Przepraszam.-powiedziałem i znowu on popatrzył na mnie tymi wielkimi oczami.

- Mam tylko tę kanapkę z serem.- i podałem ją mu, a on wziął ją i połknął. Widziałem u niego na twarzy taki uśmiech, jakby nie jadł od stu lat oraz zapytałem:

- Czego ode mnie szukasz?

- Pomożesz mi naprawić moją gwiazdkę Anthony?

- Ja?

- Tak, mój wojowniku.

- Ja nie wiem jak... Sam?

- Ja ci wszystko opowiem i jestem pewien, że Maddy pójdzie z tobą...

- A co z Alisą?

- Alisa jest już starsza. A nikt w jej wieku w takie coś jak gadające lwy nie wierzy...

- Da się ją jakoś przekonać?

- Na wszystko jest sposób. Ale czasem trzeba mocno nad tym popracować. Dobranoc Anthony!

- Zostawisz mnie panie lwie teraz samego w nocy i parku?!

- Pójdź do Maddy. A ja poczekam tutaj na ciebie i mów do mnie Lynn.

- Obiecujesz?

- Tak, będę spać na tym wzniesieniu i gdybym się nie obudził, to mnie zawołaj.

- Ale teraz nic nie widzę...

- Weź tę świeczkę.- powiedział do mnie lew i pokazał na wielką świecę obok drzewa, nawet jej nie zauważyłem. Patrzył na mnie, jak odchodzę, a ja bardzo się bałem i idąc uważnie droga za drogą i krok za krokiem dotarłem do domu koleżanki i zapukałem lekko w drzwi, a przede mną pojawiła się Maddy, która była bardzo smutna i jak mnie zobaczyła, to zamknęła drzwi i znów zapukałem, a ona tym razem otworzyła mi i spłynęła jej łza po policzku. Wyszła na dwór w kapciach i spiętych włosach w małego warkoczyka na początku jej rozpuszczonych włosów oraz powiedziała:

- Tak, Anthony?

- Czemu płaczesz?

- Bo mi smutno. Dlaczego przychodzisz tak późno?

- To długa sprawa, chodź ze mną i nie płacz już. Wiem, to zapewne przeze mnie jestem okropnym kolegą... Przepraszam – i nagle się uśmiechnęła i nawet nic nie mówiła i spojrzała mi w oczy i w niebo, a następnie pobiegła za mną i powiedziała w biegu:

- Chodzi o lwa?

- Tak, skąd wiedziałaś?

- Nieważne, ale obiecaj, że mu pomożemy!

- Skąd ty to wiesz?

- To długa historia. Lepiej pilnuj świecy, bo ci upadnie...- powiedziała do mnie, a ja zastanawiałem się, skąd Maddy o tym wie. Przecież ona była w domu, a tylko ja rozmawiałem z tym niby lwem. Nie rozmawiali w parku i nawet Maddy nic nie mówiła. Nagle stanęliśmy przed wzniesieniem i przyszedł lew, który stanął obok Maddy i powiedział:

- Witaj moja najdroższa przyjaciółko!

- Witaj, bardzo za tobą tęskniłam...

- Lynn przepraszam, że wcześniej nic nie mówiłam, ale- mówiła, a lew jej przerwał

- Spokojnie, nie jestem na ciebie zły...- powiedział i zbliżył się do mnie i powiedział:

- Zaprowadzę was!

- Jasne -szepnęła Maddy, ale ja nie byłem pewny tego lwa. Wiedziałem, że to był sen i szkoda mi było tego, abym po powrocie do świata był bardzo smutny, że nie istnieję taka kraina, a świat to szara rzeczywistość i ciągła rutyna. Ktoś wstaje, je idzie do szkoły, później przychodzi, uczy się, bawi się i idzie spać. Ale z drugiej strony, chociaż sny mogą być barwne i nagle ten lew powiedział do mnie, jakby wiedział, o czym myślę:

- Nie bój się Anthony, to nie jest sen... - I nagle ruszył pomału. Ja z Maddy po przeciwnych stronach. Nagle ręce zaczęły mi się trząść ze strachu, ale przypomniały mi się słowa taty i Alisy, że jestem duży i odważny. Uwierzyłem w siebie i dzielnym krokiem ruszyłem za Lynnem. Na początku wchodziliśmy po tym wzniesieniu, z którego wyszedł lew i gdy byliśmy na jego szczycie, to w głębi tego wszystkiego, było widać wielki, piękny las o strasznym śniegu i szronie na drzewach. Z niektórych spadały liście, a niektóre je zachowały. Maddy widząc ten las, powiedziała mi, że drzewa, które nazywają się modrzewiem, osiągają wysokość do 40 m i posiadają szeroką koronę, która jest zbudowana z poziomo rosnących konarów. Jego liście mają barwę jasnozieloną, kształtu szpilkowatego, miękkie, krótkie, zebrane w gęste pęczki, skrętolegle osadzone na krótkopędach. A w dodatku to, co najbardziej mnie zdziwiło to, że modrzewie tracą igły na zimę, a są drzewem iglastym. Zapewne większa część z was to wie, ale ja jestem totalnym leniuchem i nie lubię geografii, jak mogliście zauważyć oraz nie bardzo na niej słucham. Ale poza tym to mam dobre oceny. I szliśmy ścieżką, a naokoło nas gwiazdy ciągle migotały i niebo robiło się takie piękne, że zapytałem:

- A tak właściwie to opowiesz mi jaśniej o tobie Lynnie.

- Nie wiem co mam mówić.

- Jak wyglądała twoja gwiazda? I dokąd tak właściwie idziemy? - powiedziałem w trakcie drogi

- Była taka jak moje wnętrze...- a po chwili nic nie mówiłem i nadal w trakcie drogi za lwem oglądałem gwiazdy i patrzałem się na przepiękne gwiazdozbiory. I tak minęliśmy parę kilometrów, gdy zrobiliśmy się zmęczeni. Lew kazał nam położyć się spać i pod niewielkim drzewem zasnęliśmy na moim płaszczu, a lew gdzieś wyruszył...

- Rano obudził mnie ryk Lynna, który podał mi rybę oraz Maddy i powiedział:

- Wybaczcie, ale tylko to znalazłem. Smacznego! - po czym zjedliśmy i ruszyliśmy dalej w trasę. Ja niosłem mój płaszcz na rękach, ponieważ był on cały mokry od śniegu. Wyszliśmy z lasu i zobaczyliśmy niewielką łąkę, która w pewnym momencie się kończy i zaczyna się dół. Maddy podeszła bliżej. Było to strasznie nieostrożne.

- Stój Maddy! - krzyknąłem, martwiąc się o koleżankę, ale nagle się przestraszyłem, kiedy stanęła na przepaści i schodziła z niej. Lew zbliżył się i poszedł za nią. Okazało się, że naokoło tej przepaści są schody. Nie były widoczne, gdyż były one w kolorze ziemi i takie jak w bajkach długie i niekończące się. Bardzo się bałem zejść oraz schodziłem, zamykając oczy, a serce waliło mi jak szalone i tak schodek za schodkiem byłem na dole, a Lynn powiedział:

- Dzielny jesteś Anthony!

- Okruszku dałeś radę, a Lew się uśmiechnął i dotknął mnie swoim pyszczkiem po ramionach, jakby mnie przytulał i był mi wdzięczny. U dołu wszystko było porośnięte krzakami, liśćmi oraz porostami o nazwach mi niepojętych, wtedy koleżanka wymieniła mi ich nazwy: płucnica, tarczownica, chrobotek, brodaczka i inne nazwy, których nie zapamiętałem. Ten dół niekiedy pokrywała woda od śniegu i tutaj wszystko się stopniało, a spod wielkich porostów lew swą grzywą je odsunął i nagle zauważyliśmy otwór w ziemi. Była to jaskinia, tak mi się wydaję i wyskoczyła z niej mysz. Była nieduża i zwyczajna. Ale stanęła na dwóch tylnych i malutkich nóżkach, a potem zaczęła mówić:

- Witaj Lynnie, czego poszukujesz?

- Teraz mówią myszy? -zapytałem, a Lew odwrócił do mnie wzrok i powiedział:

- Wszystko do nas mówi, ale czasami jesteśmy zbyt głusi i zbyt ślepi, żeby zrozumieć...

- Ale ja jestem niemądry!- powiedziałem do siebie

- Ależ nie!- powiedziała do mnie mysz i wziąłem ją na ręce, a potem dodała:

- Każdy się uczy życia codziennie i nawet ja nie wiem wszystkiego

- Właśnie okruszku!- powiedziała Maddy i popatrzyła się na mnie z uśmiechem.

-Ależ każdy jest mądry, tylko nie każdy to docenia, widzi lub idzie za tym. Nawet ja mały Anthony nie wiem dużo. Mądrość objawia się w czynach i gestach, mową zaś można kłamać...

- Dziękuję Lynnie – powiedziałem i ukłoniłem się mu. A mysz wyskoczyła mi z rąk i powiedziała:

- Czego poszukujesz mój panie?

- Zaprowadzisz nas do ścieżki świateł?

- Oczywiście, proszę za mną! - powiedziała mysz głośniejszym tonem i wracając do swego domu, wzięła mały kluczyk oraz wróciła do nas i szybko skacząc, zawinęliśmy się nagle pod ogród pnączy i kiedy przeszliśmy, męcząc się uporczywie, ujrzeliśmy wielkie, zielone drzwi, które zlewały się kolorem i były bardzo stare, aczkolwiek wytrzymałe. Była na nich srebrna kłódka i małe zwierzątko podało mi klucz i prosiło o otworzenie. Przyjąłem prośbę, a następnie zdjąłem kłódkę i zanim otworzyłem drzwi, zapytałem:

- Czym jest ścieżka świateł?

- To droga do kogoś ważnego.-powiedziała mysz

- Kogo myszko?

- Nie wiem, tego nie wie nikt. I przepraszam, że się nie przedstawiłem. Na imię mi Isis.

- Nie trzymaj nas w niepewności. Otwórz Okruszku!- powiedziała Maddy i otworzyłem drzwi, ale wchodząc za drzwi, ujrzałem wysokie schody. Dosyć stare i kamienne. A na nich były wysypane czerwone płatki albo liście. Drzewa były naokoło schodów, ale tylko o czerwonych liściach i uwierzcie mi te drzewa, były tak duże, że nigdy bym sobie takich nawet nie wyobraził. Na ziemi natomiast leżały właśnie te czerwone liście bądź czerwone płatki. Które dobierały pięknego waloru. Wyglądało na jesień. Słońce świeciło nad horyzontem i niebo było takie niebieskie. Kiedy ja przeszedłem na schodek, to do drzwi weszła Maddy, która była w takim zachwycie, że rzuciła mi się w ramiona i krzyczała:

Jejku jak tu jest pięknie! - I wąchała wszystko dookoła, słuchała śpiewu ptaków oraz cieszyła się naturą. Wyglądała tak szczęśliwie, jak nigdy i za nią wszedł Isis, który nam się przypatrywał i prowadził Lynna, który wchodząc ostatni, przyglądał się górnym schodom i powiedział:

Przyroda nas wzmacnia, popatrzcie się głębiej dzieci, a życie będzie piękniejsze.- Po czym Isis ruszył, szybko skacząc i każdy z nas powoli wchodził i ja się bardzo, ale to bardzo zmęczyłem w połowie i nie chciałem powiedzieć tego reszcie, ponieważ trochę się wstydziłem. Nie jestem tak wytrzymały, ale lew to zauważył i nie mówił nic reszcie, która brnęła naprzód, ale wspiąłem się na jego grzbiet, a on mnie unosił i szedł. Nagle schody się skończyły i te piękne, jaskrawe, czerwone liście spadały mi na ramiona i wszędzie, ale znaleźliśmy się obok wielkiego, czerwonego drzewa. Pod którym usiedliśmy i ja zasnąłem, a lew usiadł koło Maddy, natomiast Isis wspiął się wysoko na drzewo i podał nam orzechy. Schowałem je w kieszeni płaszczu i wstałem, kiedy inni zasnęli. Wziąłem garść czerwonych liści i rzuciłem w Maddy, gdy ona wstała i tak rozpoczęła się bitwa na liście. Oficjalnie wygrałem ja, ale moja koleżanka dobrze sobie poradziła. Miała sześć celnych rzutów z dziesięciu, a ja osiem. Na koniec naszej zabawy Maddy upadła, ale zaczęła się śmiać. Popchnęła moją nogę i upadłem ja.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • KarolaKorman 09.02.2017
    Twoja wyobraźnia jest piękna jak ten cudowny świat, który malujesz w tym opowiadaniu. Chwilę zastanawiałam się czy Anthony faktycznie widział tego lwa w parku, ale jego wyobraźnia też jest taka wielka jak twoja :) Nie wiem czy ścieżka świateł jest dopiero przed nimi, ale schody i czerwono listne drzewa zrobiły wielkie wrażenie, brawo, 5 :)
  • natka1956 10.02.2017
    Dziekuje ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania