rozdział 14 być blisko nieba
Rozdział: 14
Śmieszna sytuacja.
Rankiem nie zbudziłem się o dziwo ostatni. Tym razem czekaliśmy na Maddy, która spała i spała. Ja natomiast ruszyłem z Lynnem i Isis do lasu nazbierać jedzenia. Nie spotkaliśmy żadnych jeżyn, malin, czy innych owoców, ale to nie oznacza, że nie było kolców, wręcz przeciwnie one wyrastały wszędzie, niezależnie w którą stronę szliśmy, to znalazły się one i raniły nasze nogi. W końcu Isis powiedział:
- Lynnie popatrz się tutaj, nie ma kolców. Może tam coś znajdziemy. Nie chadzałem do tych lasów, ale wygląda na dobre miejsce. – I poszliśmy za myszą, która nas ciągle prowadziła i faktycznie przed tą drogą nie było niebezpiecznych roślin, lecz nie mogło odbyć się tak łatwo. Nagle natrafiliśmy na olbrzymie stado mrówek. Wszędzie były one i nagle obeszły całego mnie, ponieważ byłem człowiekiem. Na prawdę to było straszne uczucie, lecz zerwałem się na równe nogi i zacząłem panikować, aż Lynn dotknął mnie łapą i wszystkie mrówki zeszły.
- Przepraszamy najmocniej! – wykrzyknęło stado mrówek do mnie takim piskliwym głosem, niczym mówił to dopiero co narodzony pisklak.
- Nic się nie stało. – odpowiedziałem, ponieważ w sumie tak było.
- Ależ Lynnie witaj. Miło nam Isis. Powiedz, jak ty się nazywasz?
- Ja jestem Anthony. Ale możesz mówić Okruszek tak jak Maddy.
- To twoja siostra?
- Nie, to koleżanka.
- Ach... Czego szukasz Lynnie u nas? Bardzo nam miło cię znów powitać.
- Szukam jedzenia Amets. – powiedział Lew. Najwidoczniej tak nazywała się królowa mrówek.
- Wchodźcie tutaj, idźcie prosto, a kiedy będzie zakręt, to skręćcie w prawo. Na pewno będą tam grzyby. Piękne borowiki, kurki, kozaki. Życzę wam smacznego, a teraz wybaczcie, ale musimy iść dalej pracować. Nie ot, tak wzięło się „Pracowity, jak mrówka”. - - Pa moi mili!
- Do widzenia! – powiedzieliśmy, a następnie ruszyliśmy, tak jak kazała mrówka. Otaczała nas piękna przyroda, Co prawda w tym miejscu, była nieduża rosa, ale to nic takiego. Pięknie się odbijała na liściach drzew. Naokoło mnie były piękne krzaki, lecz bezowocne. Jakby ozdobne, czy coś. Zresztą nie wiem, a nie chcę was skłamać, ponieważ to byłoby bardzo nieprzyjemne z mojej strony. Mógłbym się kogoś o to spytać, ale lepiej udawać mądrego prawda? No cóż, niebo było błękitne i właśnie w tym momencie powitał nas wschód słońca, dlatego również usiedliśmy na chwilkę i patrzyliśmy na niego z wielką radością. Uśmiech nie schodził nam z twarzy.
- Lynnie czy u ciebie był również wschód słońca?
- Jasne, że tak Okruszku. Bez tego życie nie byłoby tak piękne.
- A co on oznacza?
- Według mnie to szansa na lepszy dzień. To również znak, że wszystko budzi się. Można wiele rzeczy pojąć za obszerne teorie.
- Dziękuję Lynnie.
- Och... – Zawołał Isis – Popatrzcie to już blisko.
- Masz rację – I wtedy ruszyliśmy i gdy skręciliśmy, pojawiły się między nami, co chwila grzyby. Nawet mi nie uwierzycie, gdy wam powiem, że to nas uradowało. Ja o niczym innym nie myślałem, jak o jedzeniu, a trzeba było jakoś wytrwać. Widzicie nie wszystko, jest cudowne, ale warto dostrzegać coś innego. Zupełnie co innego. Radość jest koło nas i koło mnie. Wierzcie mi, ja istnieję i nie piszcie o mnie bohater fikcyjny bądź nie mówcie, a kiedyś sami mnie zobaczycie w gwiazdach. Nie zważając na, to wszystko Isis powędrował w inną stronę i swym ogonem wyrywał wielkie grzyby.
- Musisz mieć siłę.
- O tak codziennie w domu ćwiczyłem! – a potem się zaśmiał i wszyscy się uśmiechnęli, nawet lew.
- Ja natomiast zebrałem takiego ładnego grzyba i podałem Isis, który stał koło mnie:
- Popatrz jaki piękny grzyb!
- Wyrzuć to muchomor!
- Co?! Popatrz jaki ładny i czerwony!
- Anthony to trujący grzyb – powiedział i gdy wyjął borowika z ziemi, to ogonem wyrzucił mojego grzyba i się zaśmiał:
- Widzę, że na grzyby nie chodziłeś... – powiedział uśmiechnięty.
- Nie śmiej się ze mnie.
- Nic się nie stało, było trzeba powiedzieć, że nie znasz się na grzybach... – powiedział, a po chwili się zaśmiał i w końcu ja się zaśmiałem.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania