Poprzednie częściNo więc, gdzie teraz? - rozdział 1

No więc, gdzie teraz? - rozdział 10

Rozdział dziesiąty. Unloading.

 

Zamówili po dwie bułeczki z kiełbaskami na ciepło, do tego tabliczkę czekolady z orzechami i dwie gorące kawy. W milczeniu zjedli swoje porcje, a potem pokonując porywisty wiatr wrócili do samochodu. Zjechali na parking i przespali się trochę w samochodzie. Rano ruszyli w stronę Bukaresztu.

Na miejsce rozładunku zajechali kilka minut po dziesiątej. Rozpogodziło się. Stolica Rumunii przywitała ich ciepłymi promieniami słońca. Podjechali pod szlaban dużego zakładu przetwórczego. Ze stróżówki wyszedł mężczyzna w wieku około pięćdziesięciu lat, ubrany w granatowy uniform. Robert opuścił szybę w drzwiach samochodu i pokazał strażnikowi dokumenty przewozowe. Mężczyzna przez chwilę przeglądał je, a potem wskazał na dużą halę, sygnalizując w ten sposób, że tam właśnie mają podjechać. Szlaban uniósł się i Robert posłusznie skierował samochód pod wskazaną halę. Tam zameldował się w biurze i po kilku minutach podjechał pod dog numer 3, który wskazał mu mężczyzna w biurze. Otworzył drzwi ładowni, w której wciąż były nieruszone dwie duże, metalowe skrzynie. Poluzował pasy bezpieczeństwa i dał znać magazynierowi, że są gotowe do zabrania. Magazynier, młody chłopak w wieku około 25 lat, przy pomocy pneumatycznego widlaka przetransportował skrzynie do magazynu. Robert stojąc przy samochodzie spokojnie patrzył na działania młodego magazyniera i bez większego entuzjazmu zastanawiał się, czy warto pytać o to, co jest w tych skrzyniach.

W końcu postanowił nie pytać i tak nic by nie wyjaśnił. I pewnie odjechałby z tego zakładu po spokojnym rozładunku, gdyby nie podszedł do niego starszy mężczyzna, który był właścicielem bardzo charakterystycznych długich i siwych włosów.

- Spune Domnul in limba noastra? – Rzekł spokojnie patrzą w oczy Roberta.

- Przepraszam, ale nie rozumiem rumuńskiego. Czy coś nie tak ze skrzyniami?

- But do you understand English?

- Yes, I do?

Dalsza rozmowę mężczyźni kontynuowali w języku angielskim.

- Jak na poszukiwacza yggdrasil, łatwo się pan pozbył swojego. – Rzekł patrząc wciąż prosto w oczy Roberta, jakby chciał coś z nich wyczytać, czegoś się dowiedzieć.

- A więc kolejna osoba wtajemniczona w yggdrasil. Miło mi, czekam na wyjaśnienia. – Nie co kpiarskim tonem rzekł Robert i zrobił minę świadczącą, że oczekuje wyjaśnień, albo dalszych instrukcji.

- Musi pan kontynuować. Raz rozpoczęte poszukiwanie, musi skończyć się odnalezieniem tego, co pan szuka.

- A jeśli nie odnajdę? Co wtedy? – Teraz i Robert poważnie spojrzał w oczy siwego, długowłosego mężczyzny – Co jeśli nie odnajdę? Co dalej się stanie?

- Dla poszukiwacza yggdrasil nie ma niczego innego. Jest tylko poszukiwanie. Nic innego.

- A jeśli się zbuntuje i usiądę tutaj i nic nie będę robił? Po prostu nic, będę tylko siedział. Niczego nie będę szukał. Co wtedy?

- Nie ma nic innego, jest tylko szukanie. – Mężczyzna w końcu oderwał wzrok od oczu Roberta. Spojrzał na kudłacza, a raczej jego bananowy uśmiech wychylający się zza samochodowego okna. Potem zaczął przyglądać się autu, mierzył i badał go wzrokiem. – Nie ma nic innego, jest tylko szukanie. – Powtórzył. – Dopóki nie znajdziesz, będziesz miał tylko rolę poszukiwacza. Tylko i aż. A teraz zapraszam na herbatę. – Siwy mężczyzna ramieniem wskazał na metalowe drzwi.

Chętnie przyjęli zaproszenie mężczyzny. Kudłacz wręcz zapiał z zachwytu i pierwszy pobiegł w stronę dużych, srebrnych drzwi, na których czarną, białą i czerwoną farbą namalowana była trupia czaszka oraz znak zakazu wjazdu. Bynajmniej nie wystraszyło to kudłacza, natomiast Robert przed drzwiami przystanął i spojrzał z niepokojem na rysunek. Kudłacz był już w środku.

- Zapewne zauważył pan, że znalazł się w rzeczywistości w żaden sposób nie pasującej do … - Siwy mężczyzna, od którego emanował spokój i rozwaga, zawahał się, jakby szukał odpowiedniego słowa. – Do świata, który produkował pan wcześniej, w której była rodzina i praca. To, co się panu przydarzało rozumiał pan. Teraz znajduje się pan w świecie, w którym panują inne reguły. Cała pana wiedza, w tej rzeczywistości nie przydaje się. Wszystko jest inne i nie pasuje do logiki świata, który produkowała pan wcześniej.

- Jak to produkowałem? Nie rozumiem. Świat istnieje wokół nas i ja w nim żyję. Chcę do niego wrócić, bardzo chcę.

Mężczyzna znowu patrzył na Roberta tym swoim świdrującym, oceniającym, choć spokojnym spojrzeniem.

- Nie musi się pan obawiać rysunku na drzwiach, w środku jest całkowicie bezpiecznie. – Rzekł mężczyzna ramieniem wskazując, że przepuszcza Roberta przodem.

Wszedł do środka, za nim Rumun. Weszli do dużego pokoju, gustownie umeblowanego, co było dziwne zwarzywszy na to, że przecież przechodzili przez brudny magazyn i prawie pustą halę rozładunkową. W pokoju znajdowały się stylowe meble, stare ale zadbane. Na podłodze leżał wysoko strzyżony dywan, na ścianach wisiały obrazy, a na środku stał duży stół zastawiony przeróżnym jedzeniem. Wokół stołu siedziało już sporo osób, właściwie same kobiety. Patrząc na ich ubiór można było wnioskować, że były to kobiety lekkich obyczajów. Kobiety śmiały się i kokietowały kudłacza, który zachwycony całą sytuacją opychał się zapiekanym udkiem z kurczaka i dawał się kokietować roznegliżowanym dziewczynom.

- Zapraszam na herbatę. – Rzekł długowłosy mężczyzna i pierwszy zasiadł do stołu, wskazując Robertowi na wolne miejsce koło siebie.

- Czy to jest jakiś test? - Spytał Robert, czując lekką dłoń kobiecą na swoim rozporku, brodę na ramieniu i słodkie usta brunetki przy swoim uchu. – Test hedonistyczny? Nie wiem, jaki jest to świat. Mam się temu oprzeć, czy może pokazać na co mnie stać. Rozbudzić w sobie rozpustnika, hedonistę ogiera? Czy może ascetę, wiernego męża, tatusia, którego interesują tylko własne dzieci. W którym świecie jestem?

- Ależ nic z tych rzeczy. To żaden test. Przeciwnie. – Mężczyzna sięgnął po dzbanek z herbatą. – Widzi pan, pomieszczenie, w którym się znajdujemy jest bardzo wyjątkowe. Tutaj nikt nikogo nie ocenia, a uczynki nie mają żadnych konsekwencji. Żadnych konsekwencji. – Powtórzył Rumun. - Nie zależnie co pan zrobi wyjdzie pan z tego pokoju, jakby w ogóle pana tu nie było.

- Doprawdy? Nasze uczynki zawsze mają jakieś konsekwencje. Zawsze. – Rzekł Robert podkreślając ostatnie słowo. – Choćby w postaci wyrzutów sumienia, wspomnień, konsekwencje są. To nic, że nie widzi mnie żona, sąsiedzi, bo pewnie o to panu chodzi. Nikt się nie dowie, ale moja dusza …

- … bez konsekwencji. – Powtórzył mężczyzna przerywając Robertowi. – Jest pan gdzie indziej, daleko, bardzo daleko od świata, który pan produkował na co dzień. Zapewniam pana, że po wyjściu z tego pokoju, nikt, dosłownie nikt nie będzie pamiętał co tu się wydarzyło. A czyny, których się pan tutaj dopuści, niezależnie co pan zrobi, choćby najohydniejszą zbrodnię, nie będą miały żadnych konsekwencji.

- Więc mogę robić co chcę? Dosłownie? Mogę mordować, albo nie robić nic?

- Tak jest, proszę się napić herbaty i zaczynamy.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania