Poprzednie częściNo więc, gdzie teraz? - rozdział 1

No więc, gdzie teraz? - rozdział 4

Rozdział czwarty. Cuda. Anglia i miłość ojczyzny.

 

Nie pojechał do Anglii, nie tak od razu. To nie takie proste, wsiąść i pojechać. Nie da się. Podróż trzeba zaplanować. Takie wyprawy należy przemyśleć, zorganizować, przygotować się i znać dobrze kierunek podróży. Nie można po prostu wystrzelić i lecieć przed siebie, dokądś, gdzie wskazuje palec. Trzeba się pożegnać, porozmawiać z rodziną i przede wszystkim należy przygotować ciuchy i buty. Dużo ubrań. I jedzenie.

Adres z GPS-a przepisał sobie na karteczkę, a do urządzenia wpisał domowy. Musiał przecież przed podróżą w nieznane pożegnać się z żoną, powiedzieć jej kilka słów, wyjaśnić zamiary i cel. Nawet tak bardzo już się nie zdziwił, gdy po wpisaniu adresu domowego nawigacja poinformowała go, że do celu ma 470 kilometrów. Cóż, jakimś cudem znalazł się w górach. Pewnie został otruty jakimś środkiem chemicznym, może nawet podano mu tabletkę gwałtu, po której nic nie pamiętał. To jedyne racjonalne wyjaśnienie tego, jak znalazł się tak daleko od domu, pośród tych zaśnieżonych szczytów.

Jechał powoli po śliskich serpentynach. Kierował nowiutkim mercedesem dostawczym z automatyczną skrzynią biegów. Duży, trzy i pół tonowy bus świetnie trzymał się drogi. Już po pół godzinie jazdy i kręcenia kierownicą po górskich dróżkach, wyjechał na prostą i łatwą autostradę, którą dojechał do celu. Do domu.

- Jak mogłeś zmienić pracę bez porozumienia ze mną? – Spytała zaskoczona i na początku lekko zszokowana żona, po tym, jak Robert pokazał rodzinie nowego busa z fototapetą uśmiechniętej kobiety na budzie i poinformował, że to, co jest w środku zamkniętej budy musi szybko zawieść do Anglii. – Znikasz na cały dzień, a teraz spokojnie informujesz mnie, że wyjeżdżasz i nie wiesz kiedy wrócisz?

- Wiem jak to wygląda i rozumiem twoje oburzenie, ale musisz mi zaufać.

- Ależ ufam Ci, tylko wytłumacz mi, co się dzieje? Dlaczego, nagle zmieniłeś pracę? Przecież byłeś zadowolony. Kim ty właściwie teraz będziesz? Szoferem?

- Kierowcą międzynarodowym. – Poprawił żonę. – Nie zmieniłem pracy, to jest rozwiązanie tymczasowe. Jednorazowe. Pojadę tam i z powrotem. I wrócę. Po prostu muszę spróbować czegoś nowego, jakieś odmiany. Potrzebuję się przewietrzyć.

- Przewietrzyć?

Rozmowa z żoną trwała jakiś czas. Przebiegała, można rzec, w sposób standardowy, jak na zaistniałą sytuację. Żona była oburzona, zaskoczona i chciała zrozumieć zachowanie męża. Robert szukał jakiegoś wytłumaczenia i powoływał się na potrzebę wolności i rozwinięcia skrzydeł. Nie mógł powiedzieć prawdy, to oczywiste. Nie mógł żonie powiedzieć, że lekarz zalecił mu odszukanie yggdrasil i jeśli tego nie znajdzie, wcześniej czy później jego życie obróci się w popiół. Zniknie, choć wciąż będzie żył. Bez yggdrasil zostanie tylko ciało, dusza umrze po wieki. Więc, to oczywiste, że nie mógł tego powiedzieć, no bo jak wyjaśnić coś tak absurdalnego. Jakimi słowami wyłożyć żonie, że zostawia ją, miłość do niej i do dzieci, że zostawia przyjaciół, dom, pracę, w której przez lata wyrobił sobie pozycję i szacunek kolegów, że zostawia to wszystko dla poszukiwania yggdrasil?

Spakował się. Do dużej walizki, która służyła dotąd całej rodzinie na wakacyjne wyjazdy, włożył potrzebne ubrania, zapasowe buty, kosmetyczkę, książki i to co uznał, że przyda mu się w podróży. Pocałował na pożegnanie żonę, która odwzajemniła się jedynie kurwikami w spojrzeniu i pojechał.

Granicę z Niemcami pokonał wieczorem. Jeszcze było jasno, ale słońce powoli już zachodziło za horyzontem opadając na czerwoną poduszkę rozlanego światła. Zatrzymał się na jednej z Niemieckich stacji paliw, zatankował samochód i tam postanowił trochę odpocząć od jazdy. Gdy zjechał na parking i wyłączył silnik, z pułki koło siedzenia pasażera zaczął wydobywać się dźwięk melodyjki telefonu. Otworzył półkę, wyciągnął mały przedmiot, którego wyświetlacz pokazywał aktywnie świecące kropki: czerwoną i zieloną, oraz napis na środku wyświetlacza, szef. Nacisnął zielona kropkę i przyłożył telefon do ucha.

- Co Ty kurwa nie chciana człowieku odpierdalasz do zbója pana? Gdzie ty w ogóle jesteś? Dlaczego jeszcze towar nie jest rozładowany? Wiesz człowieku, co to są terminy?

- Musiałem pożegnać …

- Co musiałeś? Terminy, ogarnij się człowieku. Po co się zatrzymałeś? Zapierdalać po gruncie trzeba.

- Muszę odpocz …

- Co musisz? Musisz dostarczyć towar i to szybko. Ogarnij się raz dwa i zapierdalamy po niebiosach. No, na razie.

Głos w słuchawce zamilkł. Tak zwany szef rozłączył się pozostawiając Roberta z uczuciem poirytowania i nie mocy. Też by chciał coś powiedzieć, jakoś rzeczowo się usprawiedliwić, albo odpysknąć, dogadać wulgarnemu szefowi. Ale nie zdążył i pozostał sam z uczuciem irytacji.

Wbrew woli szefa postanowił jeszcze chwilę pozostać na parkingu. A gdyby dzwonił nie będzie odbierał połączenia. Wyszedł z samochodu i przeszedł się kilka razy wzdłuż krótkiego chodniczka na parkingu, na którym stały jeszcze trzy samochody osobowe, wszystkie z rejestracjami niemieckimi. Gdy opanował złość i w duchu wypowiedział wszystko to, co powinien powiedzieć wkurzającemu głosowi w słuchawce, wrócił do samochodu. Przekręcił kluczyk w stacyjce, odpalił silnik. Diesel groźnie zamruczał, wyrzucając z siebie oddech czarnych spalin. Wrzucił bieg i już miał wyjeżdżać z parkingu, gdy jego uwagę zwróciła czarna teczka, którą otrzymał od szefa. Nawet nie wiem, co w niej jest, pomyślał, po czym zgasił silnik samochodu i sięgnął po nią.

W środku było pełno papierów, jakieś nie zapisane rubryki, certyfikaty, uprawnienia, świadectwa homologacji, pełno papierów, ale jeden z nich wyróżniał się. Jeden z dokumentów, o nazwie CMR, wielkości A4, był wypełniony przez kogoś długopisem. Było na nim sporo tabelek, wszystkie okienka zapisane starannie granatowym atramentem. Robert przeczytał dokument, który jego zdaniem był czymś w rodzaju dokumentu przewozowego. Okienka były ponumerowane, a było ich 26. W pierwszych czterech były adresy: siedziba firmy, która nadawała przesyłkę, oraz adres siedziby firmy, która przesyłkę miała odebrać. W pozostałe rubryki wpisane były inne dane typu waga, temperatura, daty, podpisy itd. Uważniej spojrzał na pole numer 13 z opisem towaru. Było tam zapisane jedno słowo. Yggdrasil. A w następnym oknie waga, 312 kg. Yggdrasil. Przeczytał jeszcze raz.

Wyszedł z samochodu, obszedł go dookoła i zatrzymał z się z tyłu budy przed podwójnymi, białymi drzwiami, na których widniało, zresztą, tak jak i z boku samochodu, zdjęcie uśmiechniętej kobiety. Próbował otworzyć drzwi, ale zamknięte były na klucz, a dodatkowo obydwa skrzydła łączyła stalowa plomba. Wrócił do samochodu. Chciał znaleźć klucz i jakieś nożyce do cięcia stali. Intensywnie przeszukiwał w samochodzie wszystkie półki, szufladki i komory. Niczego nie znalazł. Podniósł nawet z podłogi wycieraczki w nadziei, że znajduje się tam jakiś tajny schowek. Nic nie było.

Nagle z za pleców usłyszał męski głos.

- Guten Morgen. Strassenverkehrskontrolle, bitte bereiten Sie die Unterlagen vor.

Robert na szczęście znał niemiecki i zrozumiał mężczyznę, choć nie bardzo wiedział, jakie dokumenty ma przygotować.

Wyszedł z kabiny. Przed jego samochodem stało dwóch mężczyzn ubranych w ciemno zielone uniformy. Kilka metrów dalej stał ich służbowy samochód, na którym widniał duży napis BAG. Jeden z mężczyzn stał przed Robertem patrząc na niego oczekująco, drugi oglądał z uwagą samochód.

- Proszę bardzo. – Rzekł Robert w języku niemieckim podając mężczyźnie swój dowód oraz, jak mu podpowiedziała intuicja, sięgnął do czarnej teczki i wyciągnął z niej dokument CRM, który kilka chwil wcześniej przeglądał.

Mężczyzna wziął dokumenty i wszedł do swojego służbowego samochodu. Po kilku minutach wrócił informując Roberta, że muszą zrobić inspekcję towaru. Kazali stanąć Robertowi z boku, a sami zaczęli dokładnie i szczegółowo przyglądać się samochodowi. Obeszli dookoła, oglądali opony, klękali i zaglądali pod podwozie. Jeden z Niemców pokazywał coś ręką, drugi robił notatki. Po oględzinach samochodu z zewnątrz weszli do środka. Rozpoczęli od kabiny. Trochę to Roberta zaniepokoiło, ponieważ miał tam swoje prywatne rzeczy, ale postanowił cierpliwie przyglądać się mężczyznom i nie przeszkadzać im w wykonywaniu obowiązków. Wszystko to trwało dosyć długo. Już ze czterdzieści minut Robert czekał przypatrując się pracy mężczyzn, gdy w końcu wyszli i powiedzieli, że teraz muszą otworzyć chłodnię i zobaczyć co znajduje się w środku. Wspaniale, pomyślał. W końcu zobaczy to yggdrasil.

Wyjaśnili, że te plomby muszą przeciąć nożycami do stali, ale zaraz potem założą swoje i dając odpowiedni wpis do dokumentu CRM potwierdzą go służbową pieczęcią. Szybko uporali się z plombą. Tylko sobie znany sposób pokonali zamek i otworzyli drzwi. Robert z bijącym sercem czekał na tę chwilę. Mocno się wychylił, aby zobaczyć co jest w środku. Pomieszczenie było puste. Nic nie było w środku. Jak to? Pomyślał, czując rozczarowanie. Kolejny raz zostałem oszukany. Jeden z mężczyzn wszedł do środka, dokładnie przyjrzał się pustemu pomieszczeniu, po czym stwierdził, że jest w porządku i wyszedł. Mężczyźni zamknęli drzwi zabezpieczając je swoją stalową plombą.

- 720 Euro mandatu. – Rzekł jeden z pracowników służb mundurowych podając Robertowi kwitek.

Przez chwilę Robert był przekonany, że znalazł to yggdrasil. Pomyślał nawet, że szybko się uporał i dzięki temu jego życie wróci na właściwe tory. Znów będzie mógł powrócić do codziennych czynności, które w gruncie rzeczy bardzo lubił, ba … kochał nawet. Jednak paka samochodu była zupełnie pusta, nic tam nie było. Skąd więc ta plomba? Po co? Dlaczego szef każe mu jechać pustym samochodem dostawczym aż do Anglii. Co za rozczarowanie. I ten ciągły brak odpowiedzi na to, co się wokoło dzieje.

- 720 euro. – Powtórzył mundurowy. – Zapłaci pan kartą czy gotówką?

- Za co ten mandat? Przecież wszystkie dokumenty mam w porządku.

- Och wy kierowcy, zawsze wszystko macie w porządku. – Westchnął mundurowy. – Na mandacie wypisałem Pana przewinienia. 120 euro za brak tachografu. 120 euro za łyse dwie przednie opony. 75 euro za brak miejscowości wyjazdu w CRM w rubryce 21. 75 euro za brak podpisu kierowcy w CRM w rubryce 23. 120 euro za bałagan w kabinie kierowcy i 210 euro za nieprawidłowo zabezpieczony towar na plandece.

- Towar na plandece? Przecież tam nic nie ma? – Robert pokornie wysłuchał wyliczeń mundurowego, ale ostatni punkt szczerze go zdziwił.

Mężczyzna spojrzał zaniepokojonym wzrokiem na Roberta i ponownie spytał:

- Płatność kartą czy gotówką?

Cóż, każdy wie, że z policją się nie dyskutuje, a szczególnie w Niemczech. I tak nic się nie wskóra, a co najwyżej można dostać dodatkowe koszty do zapłacenia za pouczenie i przeprowadzenie krótkiego szkolenia. Wprawdzie nie byli to policjanci a pracownicy Inspekcji Transportu Drogowego, ale w sprawie wystawienia i płacenia za mandat wychodzi na jedno.

Zapłacił kartą, ale zaraz potem, gdy tylko mundurowi odjechali zadzwonił do szefa.

- Nie bądź kretynem. – Rzekł w swoim wulgarnym stylu szef, po wysłuchaniu z czym dzwoni Robert. – Chuj cię strzelił tam czy co? Mandat to rzecz normalna i nieunikniona. Masz tam karty, przecież ci przechujkupanie wszystko dałem i płać tą środkową kartą Mastercard. I zabieraj się w końcu stamtąd! – Krzyczał szef nie dopuszczając Roberta do głosu. – Dojedź w końcu do tej Anglii, ślamazaro. No już, zbieraj się, zapierdalamy do celtów, bo mi za fakturę nie zapłacą.

Rozłączył się. Najwyraźniej szef nie miał w zwyczaju słuchać tego, co mają do powiedzenia jego pracownicy. Robert postanowił więcej nie dzwonić do szefa, ani nie odbierać od niego telefonów. Szefa wulgarny język i chamski ton głosu sprawiał, że po każdej rozmowie czuł się jak ukarane małe dziecko. Bezbronny i upokorzony.

Podszedł jeszcze raz do drzwi z tyłu plandeki i przez chwilę szarpał się z plombą. Niestety bardzo ciężko jest zerwać stalowy drut. Przez chwilę szukał w kabinie samochodu przedmiot typu norzyce, albo sekator lub kombinerki, którymi mógłby przeciąć zabezpieczającą plombę, wejść do środka i jeszcze raz sprawdzić czy jest tam yggdrasil. Może to jakaś mała rzecz, ukryta gdzieś w kącie, albo nawet tak mała, że została przyklejony taśmą do słupka. Niestety nie poradził sobie z drzwiami. Przez chwilę uderzał kamieniem w plombę mając nadzieje, że w ten sposób przetnie drut, ale gdy inni kierowcy z uwagą i niepokojem zaczęli mu się przyglądać, dał sobie spokój.

Nie ma wyjścia, pomyślał, muszę jechać na miejsce rozładunku i tam, na spokojnie, przypatrzę się czym jest yggdrasil.

Wsiadł do samochodu. Odszukał jeszcze tylko karty płatnicze, o których mówił szef i ruszył w dalszą drogę. Jechał przez Niemcy. Ominął obwodnicą Berlin, potem Hanower, przejechał przez Dortmund, a potem obwodnicą przez Antwerpię w Belgii i dalej pojechał w stronę Dunkierkii we Francji. W Calais bez większych problemów zapakował się do pociągu w Eurotunelu. I tak jadąc przez pół Europy stwierdził, że to nawet bardzo przyjemna robota.

Na drogi angielskie wyjechał po godzinie osiemnastej. Dla Europejczyka jazda lewą stroną wydaje się nienaturalna, ale z czasem można się przyzwyczaić. Trzymał się więc lewej strony. Trasą M25 ominął Londyn i skierował się w stronę Birmingam. Na miejsce zajechał tuż przed północą angielskiego czasu. Zakład pracowniczy, gdzie miał dostarczyć przesyłkę był już zamknięty. Zaparkował więc samochód na poboczu i postanowił trochę się przespać. Wewnątrz kabiny samochodowej, za fotelami było łóżko. Nie wielkie. Dorosły mężczyzna z trudem mieścił się na nim. Ale jak mawiają starsi ludzie, jeśli naprawdę jesteś zmęczony to prześpisz się nawet na kołku.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania