Poprzednie częściNo więc, gdzie teraz? - rozdział 1

No więc, gdzie teraz? - rozdział 11

Rozdział jedenasty. Konsekwencję czynów, które nie miały żadnych konsekwencji.

 

Obudził się w samochodzie na parkingu o piątej dwadzieścia. Wiadomo w jakim miejscu. Przed samochodem siedział kudłacz i zajadał się świeżą bagietką.

- Cholera, znowu to się powtarza. Dlaczego? Przecież dostarczyliśmy skrzynie. Nie powinniśmy się tutaj obudzić. – Robert zaskoczony widokiem znajomego parkingu nie krył swojego rozdrażnienia. Poirytowany chodził wzdłuż samochodu, tam i z powrotem.

- No tak, chyba już ze dwadzieścia razy dostarczyliśmy tę skrzynie, a i tak za każdym razem lądujemy na tym parkingu. – Rzekł kudłacz gryząc chrupiącą bułeczkę.

- Jak to? – Robert zatrzymał się i spojrzał na Kudłacza - Nic nie pamiętam, co się wydarzyło w tym pokoju?

- Nigdy nie pamiętamy. Brak konsekwencji tego co tam robimy, to słowa siwego staruszka.

- Więc robimy błąd wchodząc do pokoju. Nie możemy tam wchodzić. Jak to dwadzieścia razy? – Robert złapał się za głowę. Wyraźnie cała sytuacja zaczęła go przerastać. Próbował zebrać rozproszone myśli. – Dwadzieścia razy? Byliśmy już tam? – Powtarzał przez chwilę próbując się skupić.

- Próbowaliśmy wszystkiego. Wchodziliśmy i nie wchodziliśmy, uciekaliśmy, nie rozmawialiśmy z mężczyzną, odmówiliśmy wydania skrzyń. Dosłownie wszystkiego. Nawet próbowaliśmy nagrać to, co dzieje się w pokoju. Nagrania nie przetrwały, a my zawsze i tak budzimy się w tym samym miejscu i o tym samym czasie. Jednak dzisiaj z jedną różnicą.

- Jaką? – Robert spojrzał na kudłacza, który wepchnął sobie do ust piętkę bagietki i z zadowoloną miną powiedział.

- Ty chyszlowa lowakiaszaro.

- Co? Co ty powiedziałeś? Przełknij co masz w ustach i powiedz to wyraźnie.

Kudłacz przez chwilę jeszcze mielił językiem pieczywo, które miał w ustach, przełknął je i rzekł.

- Tym razem wszystko pamiętasz. Może nie wszystko, bo nie pamiętamy tego, co działo się w pokoju, ale pamiętasz, że byłeś tam i rozmawiałeś z siwym mężczyzną. Dotąd zazwyczaj budziliśmy się, ty w samochodzie, ja zziębnięty tutaj na krawężniku i ty nie wiedziałeś skąd tu się wzięliśmy. Wszystko musieliśmy zaczynać od początku, całą, bracie, naszą znajomość. A teraz pamiętasz.

- Dobra, musimy ustalić jakąś strategię. – Robert usiadł koło Kudłacza. – Po pierwsze … - Na chwilę zamilkł zastanawiając się od czego można zacząć. – Mam na imię Robert. – Powiedział w końcu wyciągając do kudłacza prawą rękę.

- Waldek. – Odrzekł kudłacz upiększając ich znajomość szerokim uśmiechem.

- Dobra Waldek. Prawdopodobnie skazani jesteśmy na siebie. Obydwaj musimy znaleźć yggdrasil. Inaczej to się nie skończy. – Robert mówiąc odsłaniał kolejno palce swojej dłoni. – Możemy ten parking opuścić tylko jadąc w jedną stronę. Tam gadamy z siwym prorokiem, który proponuje nam ucztę w pokoju. Nazwijmy go pokojem bez konsekwencji. – Na chwilę Robert zamilkł zastanawiając się co dalej. – Myślę, że klucz do opuszczenia pętli czasu tkwi w siwym proroku. Na pewno czeka, aż zachowamy się tak, jak trzeba. Tylko co mamy robić?

- No i nie wiadomo czy jest jedno yggdrasil. A może, każdy z nas ma swoje? Bo jeśli każdy z nas ma swoje, to i rozwiązania mogą być różne, ja na przykład …

- … cicho, dobra, nie komplikuj. – Robert nie grzecznie przerwał kudłatemu Waldkowi. – Koniecznie musimy tam pojechać i porozmawiać z siwym mężczyzną. Do dzieła.

Robert zamaszyście wstał, uniósł się z krawężnika, na którym obydwaj z Kudłaczem przez chwilę siedzieli.

- Jedziemy – Rzekł otwierając drzwi samochodu dostawczego.

- Bez śniadania? – Zdziwił się Kudłacz, który wciąż siedział na krawężniku. Najwyraźniej nie udzielił mu się zapał Roberta.

- Przecież zjadłeś. Człowieku nie ma czasu. Trzeba się z tego jakoś wyplątać.

- Nigdzie nie jadę bez kawy i kawałka czekolady. – Rzekł stanowczo Kudłacz.

- Jak chcesz. Ja jadę. – Rzekł Robert i wsiadł do samochodu, zatrzaskując za sobą drzwi.

- Nigdzie beze mnie nie dojedziesz. – Kudłacz powoli wstał i zaczął się leniwie przeciągać.

- Jak to? – Spytała głowa Roberta wychylająca się z okna drzwi samochodowych. – Jak to nie dojadę?

- Już próbowałeś. Musimy jechać razem. Jeżeli jedziesz sam, nigdzie nie dojeżdżasz i lądujesz z powrotem na tym parkingu. Jesteśmy jak bracia, bracie. Skazani na siebie.

Robert przez chwilę zastanowił się, a potem zrezygnowany wyłączył silnik i powoli wyszedł z samochodu.

- Co więc teraz chcesz robić? – Spytał Kudłacza, który trzymając się za boki, mocno wyginał grzbiet do tyłu.

- Tylko twoja karta działa, to nasze jedyne pieniądze. Dlatego chodźmy na śniadanie i napijmy się kawy. Przemarzłem do szpiku kości, na tym krawężniku. To niesprawiedliwe, że ty za każdym razem budzisz się w wygodnym i ciepłym samochodzie, a ja na tym zimnym krawężniku. Dobrze, że dzisiaj przynajmniej nie pada.

- Dobrze, ale po śniadaniu zaraz jedziemy. – Robert zignorował narzekania Kudłacza. Próbował jakoś przyśpieszyć ich wyjazd.

- Wiesz, że ja budzę się przed tobą jakieś dwie godziny. – Rzekł wesoło Kudłacz, gdy razem szli w stronę bufetu na stacji.

- Doprawdy? – Odrzekł beznamiętnie Robert.

- Tak, brachu, muszę dwie godziny marznąć zanim ty się pojawiasz. To bardzo irytujące.

 

Zamówili jedzenie, to co zwykle. Po dwa hot dogi, czekoladę oraz dwie kawy. Tak jak zawsze posiłek przygotowywał im, nie co znużony mężczyzna ubrany w czerwono żółty uniform, z logo firmy na piersi. Panowie kulturalnie podziękowali, a potem trzymając w jednej ręce ciepłą bułeczkę z parówką, a w drugiej gorącą kawę wrócili do samochodu.

- A więc, jest jedna zmiana. – Stwierdził Robert wpychając do ust ostatni kawałek bułeczki. – Twierdzisz, że jeździmy tam od dłuższego czasu. Nie pamiętam wcześniejszych dni, ty pamiętasz wszystko zgadza się?

- Stary, każdy piękny dzień.

- Więc, dlaczego zacząłem pamiętać? – Robert zamyślił się. – Oczywiście nie pamiętam co się działo w pokoju siwego Rumuna, ale pozostałe rzeczy pamiętam. Dlaczego? Zauważyłeś jakąś zmianę, która mogła sprawić, że pamiętam?

- Oczywiście. – Rzekł Kudłacz przyglądając się piętce bułeczki, po czym w całości wrzucił ją sobie do ust. – Zacząłeś mnie szanować.

- Co takiego?

- Wcześniej traktowałeś mnie jak śmiecia, zawsze z góry. Nie mogłem jeździć z tobą w kabinie, bo jak twierdziłeś, denerwuję cię.

- Wciąż mnie denerwujesz.

- Ale zacząłeś mnie szanować. I to jest ta zmiana.

- Bezsensu. – Rzekł Robert popijając kawę

- Może. Ale coś się zmieniło.

Przez chwilę panowała cisza. Każdy z panów zapewne miał swoje przemyślenia.

- I o czym to świadczy? – Robert w końcu przerwał ciszę.

- Moim zdanie, przyjacielu. - Kudłacz troszkę się przybliżył do Roberta. – Moim zdaniem. - Powtórzył. – Chodzi właśnie o szacunek.

- O szacunek?

- Tak właśnie, o szacunek. Oni nas cały czas obserwują, analizują nas i na podstawie tego co robimy, jak się do siebie odzywamy i czy siebie nawzajem szanujemy, od tego zależy czy otworzą nam kolejne drzwi. Rozumiesz brachu?

- Nie. Coś paplasz. Kto nas obserwuje?

- Nie mam pojęcia. Oni, bracie, to jest jak potęga absolutu. Jak wizja . – Kudłacz nakręcał się własnymi słowami, co sprawiało, że Robert tym bardziej patrzył na Kudłacza, jak na dziwaka. – Kapujesz? Ktoś, kto sprawia to wszystko, że tutaj jesteśmy, zagubieni bracie, jak we mgle. – Kudłacz przy tym gestykulował i nie wiedzieć czemu zataczał ramionami szerokie kręgi i mrużył oczy. – Ktoś się nami zainteresował, jesteśmy wybrani przez nich.

- Przez kogo? Co ty pleciesz?

- No przez nich. Człowieku obudź się, przejrzyj na oczy, oni gdzieś są, ci co sprawili, że tutaj jesteśmy. Obserwują nas i czekają. – Kudłacz nagle skurczył się, jakby przybrał postawę chowającego się. – Patrzą i czekają. Co zrobimy? Zrobimy źle, ciach wracamy, a jeśli dobrze, pyk, otwierają nam drzwi, jedne, nie za dużo, tylko uchylają właściwie, nie wszystko na raz. Teraz rozumiesz?

Robert patrzył dziwnie na Kudłacza. Właściwie co można było pomyśleć o kimś, kto gada takie rzeczy?

- Odbija ci. Jedźmy. Po drodze zastanowimy się jaką obrać strategię.

Robert przekręcił kluczyk w stacyjce i biały bus z dwoma zagubionymi pasażerami kolejny raz ruszył w stronę Bukaresztu.

- Wiem. – Wystrzelił nagle Kudłacz w trakcie drogi, mniej więcej na 20 km przed rozładunkiem. Strzelił w palce i rzekł. – Wiem co zrobimy, żeby odmienić nasz los. Skoro coś się ruszyło od chwili, gdy zacząłeś mnie szanować i mogę jechać w kabinie, to idźmy, brachu, o krok dalej.

- Już się boje, co masz na myśli.

- Zamieńmy się? – Rzekł Kudłacz kwitując swoje stwierdzenie potężnym uśmiechem.

- Na co? – Spytał Robert zaniepokojony tym, że pomysł Kudłacza będzie raczej jego kolejnym dziwactwem.

- Na role. Zamieńmy się rolami?

- Jakimi rolami, co ty znowu gadasz?

- No naszymi rolami. Nic nie czaisz? Ty jesteś zadufany, pewny siebie, kierowca, trzymasz kierownicę i sterujesz. A ja jestem uzależniony od ciebie i twoich humorów. Ty jesteś Pan i ten myślący, a ja błazen, ten, którego trzeba znosić i łaskawie tolerować. No, więc zamieńmy się.

- Nie rozumiem. Co twoim zdaniem mamy robić?

- Zatrzymaj się. – Rzekł Kudłacz pełen zapału do realizacji swojego pomysłu.

- Po co?

- No zatrzymuj samochód.

- Ale po co? – Robert powoli wytracił prędkość i zaglądając w lusterka bezpiecznie zjechał na pobocze. – Możesz mi teraz powiedzieć, po co się zatrzymałem?

- Wysiadaj, zamieniamy się. – Rzekł Kudłacz. Wysiadł z samochodu, truchtem obiegł z przodu maskę samochodu i zatrzymał się przed drzwiami kierowcy. – Wysiadaj.

- Nie ma mowy. – Nosy obu panów dzieliła przestrzeń trzech centymetrów oraz szyba w drzwiach wozu.

- Wysiadaj, ja będę prowadził i ja teraz będę gadał w naszym imieniu z siwym Rumunem.

- Nie.

Po 15 minutach dość skąpej wymiany zdań i swoich poglądów na temat tego pomysłu, w końcu zamienili się. Kudłacz prowadził samochód wesoło podskakując na swoim siedzeniu, podczas gdy Robert siedział nadąsany na siedzeniu pasażera i z założonymi rękoma zły mruczał coś pod nosem. Chwilę potem zajechali na rozładunek. Szybko przeszli całą procedurę na wartowni, potem w biurze. Kudłacz w miarę sprawnie podjechał pod wyznaczoną rampę, otworzył drzwi do paki, gdzie znajdowały się skrzynie i tu zauważyli już pierwszą zmianę. Skrzyń było trzy. I nie były tak potężne, jak te wcześniejsze, ale małe, brązowe. Słowem, w samochodzie mieli teraz trzy zupełnie inne skrzynie. Cóż, fakt bardzo dziwny, ale nie specjalnie się tym przejęli. A nawet wzięli to za dobry omen.

- Widzę, że zaczęliście się starać. – Rzekł stary długowłosy siwy Rumun, który podszedł do nich, gdy Ci przyglądali się rozładunkowi skrzyń. – Poszukiwanie i zmiany, to w waszym przypadku najważniejszy trop.

- Chcemy szybko z powrotem załadować samochód towarem, który macie dla nas i bezzwłocznie jedziemy dalej. – Rzekł Kudłacz stanowczym głosem, który zaskoczył Roberta.

- Oczywiście. – Odrzekł siwy mężczyzna i dał znać magazynierowi, który operował wózkiem, aby ten załadował skrzynie stojące pod ścianą. Po kilku minutach w samochodzie znajdowały się cztery duże palety z pudłami, szczelnie ofoliowane, a jakiś młody mężczyzna przyniósł dokumenty, na których był adres, gdzie miał trafić towar.

- Zaraz, zaraz. – Rzekł zaniepokojony Robert. – I to wszystko? Tak po prostu mamy jechać dalej? – Spytał patrząc zdezorientowany na siwego mężczyznę. – I nic więcej, żadnej rozmowy? Wskazówek, nic? Co z naszym yggdrasil?

- Nie, to wszystko. Towar znajduje się na samochodzie i możecie jechać. – Odparł spokojnie siwy mężczyzna.

- I już nie obudzimy się na parkingu dwadzieścia minut po piątej?

- Jeżeli towar dostarczycie pod wskazany adres to nie, oczywiście, że nie.

- No ale jak to, co zrobiliśmy, że nagle wszystko się odmieniło? – Robert zachowywał się niczym dziecko, które nie potrafi zrozumieć za co ma karę.

- To co potrzeba. Chcecie jechać dalej, to jedziecie. Na tym właśnie to polega.

- Ale dlaczego wcześniej tak nie mogło być? Dlaczego wcześniej wciąż się to powtarzało?

- To proste. – Rzekł siwy mężczyzna podpisując dokumenty, które wręczył Kudłaczowi. – Ponieważ wcześniej nie chcieliście jechać. Chcieliście wyjaśnienia. Wyjaśnialiście, a nie jechali. Możecie robić co chcecie. Wbrew pozorom, tu, gdzie znaleźliście się, wszystko dzieje się według waszej woli. Musicie to tylko zrozumieć. Robicie to, co chcecie. Jeżeli chcecie wyjaśnienia, możecie wyjaśniać i tkwić tu po wieki, aż wszystko wyjaśnicie.

- Ale my dalej chcemy wiedzieć co się dzieje?

- Nie, teraz chcecie jechać, więc jedziecie dalej. To prosty mechanizm.

- Bzdura jakaś. – Rzekł Robert poirytowany obrotem sprawy. Kudłacz przekręcił oczami na znak zniecierpliwienia.

- Musisz wiedzieć jedno. – Rzekł mężczyzna w długich siwych włosach. Ton jego głosu był spokojny, wręcz czuły. – Jeżeli chcecie coś wyjaśnić, to nie możecie oczekiwać, że odpowiedź będzie taka, jaką chcecie żeby była. Wyjaśniając cokolwiek, musicie być otwarci na to, co się wydarzy. Nie możecie narzucać swoich odpowiedzi, ponieważ nie wydarzy się nic, a przynajmniej wy tego nie dostrzeżecie. Nie dostrzeżecie odpowiedzi, ponieważ będzie przysłaniało ją wasze wyobrażenie tego, jak ma wyglądać odpowiedź.

- Genialne. – Rzekł tkliwie Kudłacz.

- Jesteśmy otwarci. – Rzekł uparcie Robert.

- Ależ skąd. – Mężczyzna uśmiechnął się i zwracając się do Roberta rzekł. – Przez cały ten czas żądałeś odpowiedzi, którą sobie sam ułożyłeś. Poszukiwania rozpocząłeś od własnego wyjaśnienia wszystkiego. Musisz się oczyścić i patrzeć. Patrzeć, po to, żeby zobaczyć odpowiedź. Wyjaśnienie, na razie jest poza tobą, nie ma go w tobie. O wszystkim zapomnij i czysty słuchaj odpowiedzi, a wtedy znajdziesz wyjaśnienie.

- To są zwykłe manipulacje. Nie mam wpływu na to, co się wydarza i dobrze o tym wiesz. Przez cały czas odkąd zaczęły się dziać te wszystkie … dziwne … nie wyjaśnione rzeczy, nie mam wpływu na to, co się dzieje. Muszę się dostosować, inaczej nic się nie dzieje, cofam się do tego pieprzonego parkingu o piątej dwadzieścia.

- Cofacie się na własne życzenie. Zgadzam się z tobą, że nie jest to mechanizm przejrzysty ani oczywisty. Ludzka logika, albo nazwijmy ją racjonalność, ten nasz rozsądek przysłania wszystko. Nasze dusze mają naturę uporządkowanego chaosu.

- No widzisz. – Rzekł wciąż poirytowany Robert. – Natura uporządkowanego chaosu. Cóż to za dziwactwo. Nie może istnieć nic takiego. To są manipulacje, zwykłe manipulacje.

- Czas udowodni, że się mylicie. Nie da się wszystkiego wyjaśnić. Pewne rzeczy trzeba poznać, ujrzeć samemu. Żadne słowa nie wyświetlą rzeczy takimi, jakimi faktycznie są.

Irytacja Roberta trwała jeszcze jakiś czas. Jego postawa w tej sytuacji wydaje się naturalna. Jakże trudno poruszać się, gdy nagle znajdziemy się w innej rzeczywistości, w której panują inne prawa aniżeli te, które znamy. Stary siwy Rumun twierdził, że świat, w którym znaleźli się nasi bohaterowie składa się z ich wyobrażeń i tylko z tego, co oni sami wytwarzają, z ich wizji, myśli i pragnień. Robert uważa, że to świat zmanipulowany przez siły jemu nie znane, przez chaos, irracjonalność i niepoznawalność. Czas, choć i ten w tym świecie nie jest tak oczywisty, miał wyjaśnić, kto ma rację. Choć należy zaznaczyć także i to, że w tym świecie sens słów wyjaśnienie i racja, nie jest tym samym, co w świecie, który znamy. Idźmy dalej.

 

Dyskusja z Roberta i Rumuna trwała około 40 minut. Robert zbulwersowany, niczym nastolatek okazywał swoje oburzenie i brak zgody na to, co się dzieje. Jednoznacznie wyrażał swoje zdanie, że nie chce poszukiwać żadnego yggdrasil i jedynie czego pragnie to wrócić do stabilności tamtego świata, do żony, dzieci i swojej pracy. Rumun natomiast z wkurzającym stoickim spokojem cały czas pytał Roberta, dlaczego tego nie zrobi? Twierdził, że Robert i Kudłacz sami decydują co się dzieje i czy w ogóle ta historia ma ciąg dalszy. Może się urwać w tym miejscu, jak i każdym innym. To Robert i Kudłacz, albo obydwaj z osobna opowiadają tę historię i oni tworzą fakty. Tak twierdził siwy Rumun.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Kavita rok temu
    Ciekawi mnie czy chcesz napisać dłuższe opowiadanie, czy coś na kształt książki? Jak wcześniej, tak teraz muszę jedynie potwierdzić, że podoba mi się historia :) Miłego wieczoru :)
  • rozwiazanie rok temu
    Podoba mi się koncept powrotu w to samo miejsce...Bro.
    https://youtu.be/G6VBACoe4Io Groundhog Day ALL Day!!!
  • Właściwie chyba wyjdzie z tego książka.
  • Kavita rok temu
    To super :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania