Poprzednie częściNo więc, gdzie teraz? - rozdział 1

No więc, gdzie teraz? - rozdział 16

Rozdział szesnasty. Sprzątaczka, czyli jak się zostaje milionerem w godzinę.

 

- Młoda kobieto. – Grek mocno sapiąc zwrócił się do dziewczyny, która miała podwinięte rękawy, oraz bok długiej spódnicy, w taki sposób, że pokazywała w całości prawą, zupełnie nagą nogę. Młodą i jędrną, mleczno-białą i seksowną trzeba dodać. – W którym pokoju zameldowany był Dymitr Grabowski? Taki staruszek z po …

- W 23. – Odrzekła dziewczyna nie czekając aż Grek dokończy zdanie i nie przerywając sobie ścielenia łóżka w pokoju 25. Dziewczyna wyginała ciało, od czasu do czasu pochylając się tak głęboko, że ukazywała pięciu mężczyznom wszystko co posiadała najcenniejsze.

- Aha. – Wysapał Grek. – A gdzie jest teraz?

- Jeżeli nie ma go już na śniadaniu na dole, to pewnie odjechał i diabli wiedzą gdzie. – Dziewczyna w lekkim rozkroku zrobiła skłon na wyprostowanych nogach, aby podnieść kilka papierków, które pozostawili goście. Nawet zamożny Grek, który pewnie już dużo widział, uniósł zachwycony brwi.

Piątka mężczyzn z trudem oderwała wzrok od dziewczyny i w pośpiechu zbiegli na dół, do jadalni. Była pusta. Ani jednego gościa. Wybiegli przed gospodę. Parking także był pusty. Nigdzie żywej duszy. Potrzebowali jakiegoś punktu zaczepienia, początkowego śladu, za którym mogliby podążyć w poszukiwaniu Dymitra. Nie mieli innego wyjścia, w pośpiechu wbiegli z powrotem do gospody, na piętro i zdyszani zatrzymali się przed dziewczyną, która w pokoju numer 26 układała na łóżku świeżą pościel.

- Młoda damo, to bardzo ważne. – Zaczął przemowę Grek z trudem łapiąc oddech. – Musimy …

- Powiedziałam już, że nie wiem. – Odrzekła nie czekając, aż Grek dokończy zdanie. – Ale znalazłam w jego pokoju zużyte dwie prezerwatywy, damskie figi, pod łóżkiem sto dwadzieścia euro i karteczkę z jakimś adresem. – I zaraz dodała, jednocześnie pochylając się przed mężczyznami aby wyprostować prześcieradło na łóżku. – Ale wyrzuciłam ją do kosza.

- Do którego? To może być szalenie ważne. – Grek był bardzo podniecony i zdeterminowany do tego, aby odszukać Dymitra.

- To takie ważne? – Dziewczyna na chwilę przerwała sobie sprzątanie i spojrzała na mężczyzn. Jej wzrok na początku był badawczy ale po sekundzie wyrażała jedynie ubolewanie. – Skoro to takie ważne, to mogę sobie przypomnieć.

- Dziewczyno to szalenie ważne, nawet nie wiesz jak bardzo. Przypomnij sobie, błagam.

- Dwie stówy pomogłoby mi w koncentracji. – Rzekła lekko kołysząc biodrami.

- No jasne. – Rzekł Grek i bez namysłu wyciągnął z portfela pieniądze.

Dziewczyna przyjęła banknoty, wsunęła je do kieszeni kolorowego fartucha i z tej samej kieszeni wyciągnęła karteczkę, na której zapisany był adres i kilka słów. Wręczyła karteczkę Grekowi, który w podnieceniu odebrał ją z rąk dziewczyny i zaczął czytać.

- Co to jest? – Rzekł po chwili. – Co to ma być? Co to jest? – W głosie Greka słychać było zniecierpliwienie, może też rozdrażnienie. – Co to jest? Lista zakupów?

- To szyfr. – Rzekła dziewczyna pochylając się nad karteczką, która w ręku Greka fruwała, jak na wietrze.

- Jaki szyfr znowu?

- Szyfr. Czyli zatajone informacje, zaszyfrowana wiadomość.

- Wiem, co to jest szyfr. – Na twarzy Greka pojawiło się zakłopotanie. Patrzył uważnie na karteczkę próbując porównać jej treść, z tym co powiedziała dziewczyna.

- Proszę pokazać. Ja spróbuje. – Do rozmowy wtrącił się Robert, który odezwała się chyba pierwszy raz od chwili biczowania. – To prosty szyfr, nic skomplikowanego.

- No to czytaj. Tłumacz, co tam jest …

- Moment. – Rzekł Robert próbując skoncentrować się na treści. – Tu jest napisane, mam roślinę, spotkajmy się w czwartek, tam gdzie zwykle. – Robert powiedział to z dumą i oddał karteczkę Grekowi.

Milioner odebrał karteczkę i ze zdziwieniem patrzył na nią, próbując odczytać to, co odczytał Robert. Przez chwilę wywijał karteczką, próbując czytać z boku i do góry nogami, od tyłu i od przodu. Jednak nic z tego nie wynikało.

- Skąd wiesz? Jak to? Gdzie to wyczytałeś?

- To prosty szyfr. Zajmuje się hobbistycznie szyframi, a tutaj mamy do czynienia z dziecinnie łatwym, tak zwanym szyfrem cezara. Litery prawidłowe zastępowane są innymi, kolejnymi z alfabetu o stałą wartość, z tym, że ten teks należy dodatkowo odczytać od tyłu …

- Dobra zamknij się, wierzę ci już. – Rzekł Grek, który najwyraźniej niechętnie słuchał wyjaśnień, a szczególnie, gdy gubił wątek. – Dobra jeszcze raz, co tu jest napisane? Do cholery tu jest za mało światła, idziemy na dół, do okna. – Rzekł po czym nie czekając aż pozostali wyrażą zgodę ruszył w stronę schodów. Reszta ruszyła zgodnie za Grekiem, ale ten po kilku krokach, jakby sobie coś przypomniał, nagle zawrócił, prawie przewracając przy tym dwóch swoich pomocników i podszedł do dziewczyny. – Masz jeszcze jakieś karteczki? Szyfry … no wiesz … tajne informacje … no … masz coś jeszcze?

- Karteczki nie. – Rzekła kokieteryjnie unosząc brwi.

- Aha. – Rzekł Grek i odwrócił się zapewne z zamiarem zejścia na dół, gdzie jest więcej światła.

- Ale znam dalszą treść tej zaszyfrowanej informacji.

- Znasz? – Grek uśmiechnął się i zastygł w oczekiwaniu na to co powie dziewczyna. – Słucham. – Powiedział po kilkunastu sekundach, gdy zamiast wyjawić zapowiedziany ciąg dalszy dziewczyna jedynie się uśmiechała i kokieteryjnie kołysała biodrami. Jej nagie kolano pośród szarej ciemności korytarza, emanowało światłem i seksualnością.

Dziewczyna nadal milczała, choć jej milczenie było jednoznaczne i dość wymowne. Grek, gdy tylko zrozumiał, o co chodzi, uśmiechnął się, a potem wsunął dłoń za marynarkę i wyczarował z niej portfel. Dziewczyna przytaknęła. Na widok dość grubego pliku banknotów, w jej oczach pojawił się błysk. Grek ciepłym gestem podał dziewczynie dwieście euro. Dziewczyna przyjęła pieniądze, ale uśmiechając się przecząco pokiwała głową. Dorzucił więc kolejne dwieście, ale dziewczyna nadal kiwała głową. – Podobasz mi się. – Rzekł i wyciągnął z portfela wszystkie pieniądze i wręczył je dziewczynie, która nawet nie mrugnęła okiem.

- Co? – Zdziwił się milioner. – Nie mam więcej. – Wskazał na pusty portfel. – Chłopaki dawać mi tu wszystko co macie. – Rzekł zwracając się do swoich pomocników. Spojrzał na Roberta, który zrozumiał, że jego też to dotyczy.

- Milion. – Rzekła spokojnie dziewczyna, chowając do kieszeni pieniądze, które otrzymała.

- Co milion? – Spytał potulnym głosem milioner.

- Tyle właśnie są warte informacje, które posiadam.

- Ten świat naprawdę zwariował. – Zaśmiał się Grek, a wraz z nim zaczęli się śmiać jego towarzysze. Dziewczyna też się śmiała. – A skąd ja mam wziąć milion euro. Myślisz dziewczynko, że noszę taką sumę w kieszeni? – Ponury korytarz wypełnił się śmiechem. Grek rozbawiony, aż klepał się po kolanach.

Pierwsza spoważniała dziewczyna i powiedziała.

- Dwie prezerwatywy, które znalazłam pod łóżkiem Dymitra wykorzystał aby porządnie przetkać obydwie moje dziurki. Majtki były moje, niestety podarte wylądowały w koszu. Za to informacje, które usłyszałam od Dymitra w trakcie, gdy mnie pukał, warte są milion. Tego Kazacha najwyraźniej podnieca gadanie o swoich tajemnicach. Przez pół godziny obracał mnie, że aż traciłam dech i gadał o drzewku, życiu wiecznym i plantacji nieśmiertelności. Szczegóły, które oczywiście dobrze zapamiętałam, tkwią w mojej głowie i warte są milion.

Gdy dziewczyna skończyła mówić nikt się już nie śmiał, wręcz przeciwnie. Twarze pięciu mężczyzn były bardzo poważne. I w słuchane w to, co mówiła dziewczyna.

Zapadła cisza. Głucha i przerażająca. Krótka, trwała kilka sekund, ale wydawało się, że trwa znacznie dłużej. Spojrzenia dziewczyny i Greka tasowały się, jakby walczyły ze sobą, mocowały i prężyły.

- Może tortury. – Pierwszy ciszę przerwał Robert. – Wyrwijmy jej kciuki, to zaraz wszystko wyśpiewa.

Wszyscy zdziwieni spojrzeli na Roberta.

- Dawać mi laptopa. – Rzekł Grek. – Zrobimy przelew, eliksirem. I moje hasła do kont, szybko.

- Przelew to ryzyko. – Rzekła dziewczyna, jakby była przygotowana na taką ewentualność. – Urząd skarbowy może się przyczepić. Przelewem będzie dwa miliony.

Po tych słowach, wszyscy przełknęli ślinę. Grek tylko spojrzał na dziewczynę.

- Dawać mi laptopa. Idziemy na dół, do światła.

Wszyscy zbiegli na dół. Przy jednym ze stołów w sali głównej, tuż przy oknie, dwaj pomocnicy przygotowali laptopa. Grek zasiadł za otwartym pulpitem i zaczął klikać na klawiaturze, podczas, gdy pozostali w jednym szeregu stali przed stołem. Dziewczyna znalazła swój numer rachunku bankowego i podała go Grekowi, który najpierw wykonał telefon, potem jeszcze jeden i z telefonem przy uchu klikał coś w laptopie.

- Dobra, poszło, ale trzeba poczekać, aż moi księgowi potwierdzą przelew. Przelanie dwóch milionów euro wymaga czasu i dopełnienia formalności. Moi ludzie już się tym zajmują – Rzekł po chwili. – Teraz wszyscy stąd won, zostaje tylko ona.

- Nie. – Odrzekła.

- Co znowu? Jakie nie?

- Zostają wszyscy, będą świadkami.

- Dobra, właściwie to wszystko jedno. – Po krótkiej chwili namysłu zgodził się.

- No i musimy poczekać aż pieniądze pojawią się na moim koncie. - Rzekła

Twarz Greka, który nie był przyzwyczajony do gry na czyichś zasadach, wykrzywiła się w złości i irytacji. Ale już nic nie powiedział. Czekali w ciszy, aż pieniądze pojawią się na koncie dziewczyny. Mijały sekundy, w końcu nawet minuty. Nikt nic nie mówił, cisza. Znów pierwszy odezwał się Robert, który drżącym głosem, w którym słychać było zniecierpliwienie, rzekł.

- Musi pani odświeżyć stronę.

- Co?- Rzekła zaskoczona, jakby nie dosłyszała.

- Jeżeli będzie pani tylko patrzeć na stronę, nic się nie zmieni. Musi Pani od czasu do czasu ją odświeżyć, a być może nawet wyjść z konta i zalogować się ponownie.

Dziewczyna przez chwilę coś grzebała w telefonie. W końcu spytała drżącym głosem, jakby sama nie wierzyła, w to co się dzieje.

- Jak się odświeża? – Jej ręce drżały.

- Najlepiej zamknij stronę i zaloguj się ponownie. – Rzekł Robert i nachylając się lekko nad dziewczyną zauważył, jak bardzo drży i jest spocona.

Dwa miliony euro to bardzo duża suma. Jednak Grek długo się nie targował. Właściwie bez słowa sprzeciwu dokonał przelewu, który faktycznie po czterdziestu minutach pojawił się na koncie zdumionej, zaskoczonej i jakiego jeszcze można byłoby użyć przymiotnika, opisującego stan kogoś, kto jeszcze godzinę temu, nawet nie miał perspektyw, aby zostać bogatym, a tu w jednej chwili ciach i na koncie są dwa miliony. Dziewczyna za radą Roberta zalogowała się ponownie na swoje konto w banku. Pieniądze już tam były. Przez chwilę patrzyła na zera, jakby chciała się upewnić, czy jest ich tyle ile trzeba. Jej ręce drżały, ale ona, pewnie w emocjach, nawet tego nie zauważała. Patrzyła tylko w ekran, poważna, delikatnie poruszając ustami.

- A teraz słucham. – Rzekł Grek ze śmiertelną powagą na twarzy. Zamknął laptopa, a potem sięgnął do kieszeni marynarki, skąd wyciągnął długie cygaro.

- Ten Dymitra to mieszkaniec Kazahstanu. – Rzekła próbując zapanować nad drżącym głosem. – A dokładnie Dagestanu.

- Dziewczyno, te dwa kraje oddalone są od siebie o prawie 3000 kilometrów. Zdecyduj się. – Rzekł Robert, który natychmiast został skarcony wymownym wzrokiem Greka.

- Nie jestem pewna. Chyba Dagestan, gdzieś w górach, Kaukazu, chyba. – Rzekła robiąc krótką pauzę na zastanowienie się. – Coś mówił o Elbrus i najwyższych górach Europy.

- Elbrus jest w Rosji. – Zdążył jeszcze powiedzieć Robert, zanim wzrok Greka sprawił, że zamilkł na dłuższą chwilę.

- Nie wiem, wówczas jeszcze dokładnie go nie słuchałam. Próbował mnie poderwać gdy sprzątałam jego pokój. Nie zwracałam na niego uwagi, ani na to co mówił, ponieważ nie wyglądał na zbyt zamożnego, no i wiekowo był … no wiecie … stary … staruszek. Tacy nie za bardzo płacą, no bo im … no wiecie, to nie działa. – Dziewczyna lekko uśmiechała się patrząc kolejno na mężczyzn, jakby oceniała, co słuchacze sobie o niej myślą.

- Znamy Dymitra. – Rzekł spokojnie Grek uważnie słuchając dziewczynę. – Dużo też słyszeliśmy o jego zdolnościach seksualnych, umiejętnościach i wyobraźni w tej dziedzinie. Ale łaskawie daruj nam te niuanse i przejdź do informacji, których jesteśmy ciekawi i które, łaskawa pani, warte są dwa miliony euro.

- No więc. – Zaczęła od początku. Kobieta wyraźnie nie była mistrzynią snucia opowieści. – No wiecie … doszło do … no … zaczął się do mnie dobierać … takie tam komplementy … durne dowcipy, ale gdy wyciągnął wypchany portfel, pomyślałam, że to może jednak konkretny gość. Tym bardziej, że gdy wręczył mi 200 euro, jego dłoń błyskawicznie znalazła się pod moją spódnicą i sama nie wiem kiedy zostałam bez majtek.

- Przejdźmy dalej. – Grek wypuścił ustami białą i gęsta chmurę dymu z cygara.

- Był chudy i kościsty. Nie lubię takich. – Rzekła ignorując uwagę Greka. – Przyciągnął mnie do siebie. Trochę protestowałam, ale gdy pokazał mi najnowszy banknot o nominale 500 euro i pozwolił mi go wsiąść do ręki, podstępnie pozbawił mnie spódnicy i zsunął pończochy. Prezentacja kolejnych dwóch banknotów pozbawiła mnie bluzki i stanika. Przez chwilę analizował wielkość, kształt i strukturę moich piersi. Dałam się nawet ponieść jego mowie. Mówił … jakby … tak trochę naukowo, a trochę poetycko, no wiecie … każda samotna kobieta, chociaż ja mam męża, dałaby się … no wiecie, taka chwila zapomnienia. Tym bardziej, że nie rzucił się na mnie jak jakiś grubianin, tylko powoli, podziwiał mnie, oglądał, delikatnie pieścił i dotykał. Wzrokiem mierzył odległość piersi do mojej … no wiecie … do mojej cipki. A potem kazał się odwrócić i dokładnie badał linię kręgosłupa i kości lędźwiowych, które zatapiają się w delikatnym dołeczku pomiędzy półdupkami.

- Na litość boską, mów dziewczyno co wiesz.

- Potem, gdy jego palce delikatnie pieściły moje pośladki, a jeden, zbyt głęboko trafił w oczko, zaczął opowiadać o dziewczynach z regionu, z którego pochodzi, o góralkach i najwyższych szczytach. Słuchałam uważnie wszystko co do mnie mówił, a gęba mu się nie zamykała. Dysząc coraz mocniej opowiadał, jednocześnie masując mnie już po całym ciele. Miałam wrażenie, że jego palce wetknięte są we mnie całą, gdzie to tylko możliwe, we wszystkie dziurki. Nie wiem jak to możliwe, ale czułam go nie tylko w dupce, w cipce jednocześnie, ale nawet w ustach, w nosie i uszach. I mówił, ciągle do mnie mówił, a ja słuchałam.

- Tak, co mówił?

- O życiu wiecznym, o drzewie, liściach i nasionach. Mówił o nieskończoności, i że mnie tam zabierze, że da mi wieczność, raj, że dostanę życie, co tylko zechce, a mówił tak, że miałam sześć orgazmów, jeden po drugim. Mówił i wciąż pokazywał mi nowe banknoty. Czułam ich zapach i jego małego penisa szarżującego od tyłu, jakoś z łatwością zdobywając dziurkę, do której nie pozwalam zajrzeć nikomu, ale on z łatwością tam dotarł. Mówił, że moja dupka jest jak skocznia, gdy klęcząc, zupełnie naga, opierałam się tylko na łokciach, nisko pochylając głowę … ale słuchałam każdego jego słowa, jednocześnie przeżywając rozkosz, jakiej nie dał mi do tej pory mąż, ani żaden z jego przyjaciół, ani hotelowych gości.

Spojrzenia pięciu mężczyzn, nieruchomo utkwione były w dziewczynie i jej opowieści wartej dwa miliony euro.

- Obracał mnie na wiele sposobów. Raz byłam na plechach, na boku, z przodu i z tylu. Raz nawet zwisałam głową w dół trzymając w ustach jego małego, podczas gdy on stojąc trzymał mnie za nogi i dokładnie lizał cipkę. Potem przerwał, złapał mnie za szyję i nagle powiedział to, co tak dobrze zapamiętałam. Zostawię u ciebie na przechowanie moją roślinkę, która da nam wieczność i bogactwo, jakiego nie zaznał nikt na tym świecie. Potem wystrzelił ze swojej armatki, najpierw w moją dupkę, ale skończył w ustach. Niczego nie żałowałam.

- Zaraz, zaraz, czy zostawił roślinkę?

- Tak, ale kazał mi ją trzymać w czarnej skrzynce. No i dał mi adres i powiedział dokładnie gdzie jedzie, w jakim hotelu się zatrzyma, kiedy i gdzie się spotkamy. Zabronił mi komukolwiek mówić o tym, ale skoro okazał się pan taki szczodry. – Dziewczyna uśmiechając się patrzyła łagodnymi oczami na Greka. – To chyba tajemnica mnie nie obowiązuje. Podam panu adres. Ma pan na czym zapisać? Dokładnie wszystko zapamiętałam.

- Roślinka, w skrzynce. Gdzie ona jest?

- A adres? Nie chodziło panu o adres? No żeby jak najszybciej znaleźć Dymitra? Wiem gdzie jest, właściwie niedaleko stąd.

- Pokaż mi tylko gdzie jest roślinka, teraz, natychmiast. – Grek wstał i delikatnie ujął za ramię dziewczynę.

- Tam, za gospodą, w pomieszczeniu gospodarczym. Kazał mi ją położyć w cieniu i nie otwierać skrzynki. Nie wolno mi nikomu on niej mówić, ani słowem nawet. – Rzekła gdy wychodzili z gospody. Dziewczyna nie śpieszyła się z pokazaniem gdzie jest roślina, raczej sądziła, że ważniejsze są adresy, te pod którymi może znajdować się Dymitr. Idąc na końcu Robert zauważył, że po pikantnej opowieści dziewczyny, nie tylko on ma problem ze swobodnym stawianiem kroków.

- Jest! – Krzyknął Grek na widok czarnej skrzynki, która w małym pomieszczeniu z narzędziami, leżała sobie w zacienionym kącie. – Doskonale.

- Chce pan ten adres? – Dziewczyna spytała trochę zniecierpliwiona. – Acha i ten dagistykańczyk, powiedział, że roślinki nie wolno mi podlewać, ani do niej zaglądać. Pod żadnym pozorem też nie mogę otwierać skrzyni. – Rzekła akurat w momencie, gdy wielki Grek majestatycznie klęcząc na obydwu kolanach przed skrzynią, powoli i ostrożnie uchylił jej wieko. Zajrzał do środka. – Powiedział też, że jeszcze dzisiaj tę roślinę zabiera samolotem do Polski, a stamtąd w góry, bo to ponoć górska roślinka i żyje tylko w górach. – Mówiła przyglądając się Grekowi, a widząc jego zachwyt w oczach po tym, co zobaczył w skrzyni mówiła dalej, jakby zachęcona zadowoloną miną Greka. – Myślę, że to jakaś wyjątkowa roślina, bardzo rzadka, bo widać było, że dagistykańczykowi bardzo na niej zależy. Strasznie się o nią troszczył, a przecież to tylko roślinka w skrzynce, a zajmował się nią i gadał o niej, jakby była skarbem, a przecież żadna roślinka, nie może być zbyt wiele warta. Dał mi dużo pieniędzy za to, żebym zajęła się jego roślinką i nikomu o niczym nie mówiła. Nie wiem co miał na myśli, czy chodziło mu o roślinkę, czy o to co mi robił, w każdym razie … - Grek, ani pozostali mężczyźni nie zwracali już uwagi na to, co mówiła dziewczyna, która, jakby w transie jakimś cały czas gadała, coś opowiadała, ale bardziej koncentrowała się na tym co robił Grek, choć jej koncentracja, dziwne to, ale jakby zawierała się w mówieniu. O ile mężczyźni przypatrujący się Grekowi byli skupieni i cisi, tak dziewczyna dokładnie odwrotnie, skupiona była na tym co odkrywał Grek, ale przez cały czas wyrzucała z siebie słowa.

Tymczasem Grek majestatycznie głaskał roślinkę, delikatnie dotykał jej łodygę i bordowe liście. Wąchał jej kwiat, napawając się jej aromatem i patrzył na nią, jak na rzecz najpiękniejszą i najcudowniejszą na ziemi, a potem zrobił coś zupełnie nieoczekiwanego, co zdziwiło nawet podwładnych zamożnego Greka. Milioner obydwiema rękami złapał za łodygę, szarpną i mocnym ruchem wyciągnął roślinę z donicy i rzucił za siebie w kąt. Teraz jego spojrzenie utkwione było w tym, co znajdowało się na dnie donicy. Rozpromienił się jeszcze bardzie. Po czym wolnym majestatycznym ruchem wyciągnął z donicy niewielki woreczek, w którym były małe zielone kamyczki. Na oko było ich z pięćdziesiąt. W oczach Greka, którego spojrzenie utkwione było w woreczku i zielonych kamyczkach, widać było czyste szczęście, jakby spełnienie życia i osiągnięcie celu. Dziewczyna w końcu zamilkła.

Dwóch pomocników Greka, potężny magazynier, Robert oraz od kilku minut bardzo zamożna dziewczyna stali w jednym rzędzie przyglądając się temu, co robił Grek. Robert pomyślał, że kamyczki, które znalazł milioner są pewnie jakimś specjalnym ekstraktem dającym długowieczność. Niezwykłą substancją, która lepiej niż cudowna roślinka, absolutnie doskonale regeneruje ciało człowieka odnawiając jego komórki. Grek jednak znowu zachował się nietypowo zaskakując wszystkich obserwatorów. Przez chwilę z zachwytem przyglądał się woreczkowi, w którym znajdowały się kolorowe kamyczki, ale już po minucie, w jego oczach pojawił się nie pokój. Zaczął nerwowo miętosić woreczek, jakby dostrzegł coś w środku, coś co nie powinno się tam znaleźć, jakąś skazę. W końcu otworzył woreczek i włożył rękę do środka. Wyciągnął małą karteczkę. Przeczytał. Treść była krótka, jakieś jedno zdanie, nie więcej, ale sprawiło ono, że zachwyt i szczęście Greka zamieniło się w rozpacz. Po przeczytaniu, z niemal siną gębą ze wściekłości, wziął jeden z kamyczków do ust. Przez chwilę mielił go językiem, jakby ssał landrynkę, a potem wypluł kamyczek na podłogę. Cisnął woreczkiem o ścianę i wściekły bez słowa wyszedł z gospody.

Robert pierwszy podszedł i podniósł karteczkę, przeczytał ją. „ Żałuję, że nie mogę zobaczyć twojej zawiedzionej miny. W ramach przeprosin za twój trud i szczodrość funduję, drogi przyjacielu, pół kilo miętówek z pobliskiego sklepu. Pozdrawiam”. Robert wręczył karteczkę dziewczynie, która przeczytała i podała ją dalej. Dopiero, gdy z treścią zapoznał się ostatni z obserwatorów, wyszli z gospody i poszli szukać milionera, który na pewno miał jakiś plan.

Siedział na schodach gospody i z dłońmi wbitymi we włosy, z wzrokiem utkwionym w czubki butów, myślał. A przynajmniej wyglądało na to, że myśli. Przez kilka minut wszyscy patrzyli po sobie w oczekiwaniu na to się wydarzy, ale nikt nie ośmielił się przerwać ciszy.

W między czasie przybiegł Kudłacz. Podbiegł do stojących przed gospodą i opierając się rękami na ugiętych kolanach próbował złapać oddech. Nic nie powiedział, choć jego mina zdawała się pytać, co się dzieje.

Ten bezruch, niemoc i ciszę przerwały hałasy dochodzące z bagażnika bogato wyposażonego mercedesa klasy s, który stał nieopodal. Z wnętrza bagażnika kelner walił w blachę i usilnie wołał o pomoc.

Właściciel samochodu, gruby milioner z Grecji uniósł głowę i przez chwilę patrząc na swój samochód rzekł.

- No więc zaczynamy od początku. Dawać mi do gospody kelnera i tą nimfomankę. – Wstał i wszedł do środka pustej gospody.

Po kilku minutach sala przeznaczona do zabawy, zamieniła się w pokój przesłuchań. Milioner osobiście poprzesuwał stoliki i krzesła pod ścianę. Na środku zostawił tylko cztery krzesła, na których kazał posadzić kelnera, dziewczynę, Roberta i spoconego Kudłacza.

- Związać i zakneblować. – Rzekł milioner, który spacerując tam i z powrotem przed gorącymi krzesłami, wydawał się Robertowi jeszcze większy, jakby wyższy i grubszy. Na pewno obmyślał plan. Pomimo, że potężny magazynier solidnie przywiązał całą czwórkę do krzesła i włożył im do ust brudne szmaty, Robert był pełen nadziei, że milioner zaraz coś wymyśli, obmyśli jakiś plan działania i zaraz zaczną znów działać, aż dotrą do celu. Wspólnie pod przewodnictwem długowiecznego Greka dotrą do prawdziwego skarbu. Nie do pieniędzy i bogactwa, ale do tego, co najistotniejsze, do życia wiecznego, pokonania śmierci i strachu przed nią.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania