Poprzednie częściNo więc, gdzie teraz? - rozdział 1

No więc, gdzie teraz? rozdział 6

Rozdział szósty. Powrót do Polski i nowy przyjaciel.

 

Za kółkiem jest mnóstwo czasu na myślenie. Właśnie to stwierdził Robert mając mniej więcej połowę dystansu za sobą. W Austrii, na jednym z parkingów przy stacji benzynowej postanowił odpocząć i trochę się przespać. Obudził się, gdy już świtało. Nawet się zbytnio nie zdziwił, gdy po uruchomieniu silnika samochodu i włączeniu GPS-a urządzenie pokazywało, że do wyznaczonego przez Anglików adresu w Bukareszcie, pozostało jedynie 57 km. A więc usnął w Austrii, obudził się w Rumunii. Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Musiał spojrzeć na monitor telefonu, aby upewnić się jaki dzisiaj jest dzień i którą aktualnie mamy godzinę. Środa, siedemnasty września, godzina piąta dwadzieścia rano. Świetny czas. Na miejscu rozładunku będzie przed ósmą.

Zgasił silnik. Potem umył zęby, przemył twarz, a na małej gazowej kuchence, która stanowiła wyposażenie samochodu, postawił czajnik z wodą. Na śniadanie zjadł kabanosa wieprzowego i popijając gorącą, czarną kawę, czytał w telefonie wiadomości z kraju. Punkt szósta był już gotowy do odjazdu. Ponownie odpalił silnik diesla w mercedesie i złapał za kierownicę aby wyjechać z zatoczki, gdy usłyszał dźwięk telefonu. Nie dzwonił jego prywatny lecz służbowy telefon. Spojrzał na wyświetlacz. Szef. Odebrał będąc w dobrym nastroju.

- Coś ty znowu spierdolił, chłopcze? Pojebałeś cały ładunek, wszystko się wychujało, musisz teraz wrócić.

Głos w słuchawce wydawał się Robertowi już dobrze znajomy, jakby go znał nie od dwóch dni, jak to było w rzeczywistości, ale od wielu lat.

- Musisz się wrócić do Birmingham, do zajebanej Anglii i na pierdolonym placu włączyć system nawigacji get set. Kurwa pół światka, zrozumiałeś? Jak można być takim bezmózgowcem. Jak Cię policja przydybie, to zapłacimy kurewsko nieziemski mandat, rozpierdoli całą firmę. Zapierdalaj nazat z powrotem i musimy jeszcze raz całą trasę przejechać z nawigacją.

- Nie rozumiem, mam wrócić …

- Kurwa jego zabolała, co nie rozumiesz? Nie bądź jełopem, masz kurwa jego niedopchana wrócić, a nie rozumieć. Zapierdalaj tam z powrotem. Bez wydruku z nawigacji, chuje w Bukareszcie Cię nie rozładują. Teraz rozumiesz?

- Ale to dwa dni drogi, ponad 1500 kilometrów.

- Wiem ile jest z Bukaresztu do Birmingham. Nie trać czasu, tylko chujaj się z powrotem.

Na tym dyskusja zakończyła się. Szef w swoim zwyczaju po wulgarnym przekazaniu komunikatu, rozłączył się. Robert został sam z wielkim dylematem. Z jednej strony był blisko rozładunku i miejsca, gdzie być może jest jego yggdrasil i przy odrobinie szczęścia mógłby go otrzymać, a potem szczęśliwie wrócić do domu, do żony i dzieci. Z drugiej strony, jeżeli szef ma racje i nie wpuszczą go do zakładu, to nic nie zyska. Co robić? Spojrzał na zegarek w telefonie. Siódma czterdzieści. Jakoś dziwnie szybko minęły te prawie dwie godziny. Postanowił jednak nie rozwodzić się nad tym faktem, tylko mimo wszystko jechać do Bukaresztu i próbować tam odnaleźć swój yggdrasil.

Piętnaście minut po godzinie ósmej zaparkował samochód przed szlabanem dużego zakładu pracy. Robert zabrał wystawione przez Anglików papiery i poszedł do recepcji. Strażnik na szczęście znał angielski. Wziął od Roberta dokumenty, a potem przez chwilę je przeglądał.

- Nie możemy przyjąć towaru. – Rzekł strażnik oddając dokumenty Robertowi. Potem powiedział jeszcze coś po rumuńsku do swojego kolegi, który siedział obok, przy stoliku.

- Dlaczego? – Spytał Robert odbierając dokumenty. – Czy coś się nie zgadza?

- Dokumenty się zgadzają, ale miał być Pan przed ósmą, trzy godziny temu. Teraz już nie możemy przyjąć tego towaru.

- Ale jest dopiero piętnaście po ósmej. – Robert rozświetlił ekran telefonu, żeby udowodnić strażnikowi, która faktycznie jest godzina. Jakże się zdziwił, kiedy ekran jego terminala pokazał dwadzieścia po dziesiątej. A więc już nie kontroluje czasu, stwierdził w duchu.

- Jest już po jedenastej. – Rzekł spokojnie strażnik. – Pana telefon pokazuje czas europejski, a my tutaj w Rumuni mamy godzinę później. Rozumie Pan?

Przesunięcie czasu. W Anglii mieli godzinę wcześniej, tu mają godzinę później. Owszem, Robert próbował jeszcze wyprosić na strażnikach, aby wpuścili go na zakład i pozwolili mu się rozładować. Używał do tego różnych argumentów, ale strażnicy byli nie wzruszeni. Po półgodzinnej negocjacji wrócił do samochodu. Z obawą, wręcz lękiem sprawdził w telefonie, która jest godzina. Ekran pokazywał dziesiątą pięćdziesiąt dwie. Odetchnął z ulgą, więc teraz czas mijał realnie. Przez chwilę zastanawiał się co robić dalej. Cóż, nie ma wyjścia trzeba się wrócić, choć myśl, że w ten sposób oddali się od swojego yggdrasil, trochę go zasmuciła.

Ponownie sięgnął po telefon, tym razem służbowy i wybrał numer do szefa.

- Tak, wiem, widzę wszystko. – Rzekł szef, nie dając Robertowie szansy na rozpoczęcie rozmowy i wyjaśnienia po co dzwoni. – Musiałeś kurwa w pytę sam się przekonać. Jeżeli już się przekonałeś, to zbieraj dupsko i zapierdalamy w radosnych podskokach na prom do Denver. – Rozłączył się.

Robert zniechęcony westchnął jedynie, odpalił silnik, ustawił GPS-a i posłusznie, spokorniały ruszył w drogę powrotną.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania