Poprzednie częściNo więc, gdzie teraz? - rozdział 1

No więc, gdzie teraz? - rozdział 7

Rozdział siódmy. Teraz dopiero pozna przyjaciela. Kudłacza.

 

Obudził się w Austrii, na tym samym parkingu i w tym samym miejscu, co usnął dzień wcześniej jadąc do Rumunii. Przez chwilę zastanawiał się, co było jedynie snem, a co wydarzyło się naprawdę. Spojrzał na datę w telefonie. Środa, siedemnasty września godzina dwadzieścia minut po piątej. Więc jadę do Bukaresztu, czy do Birmingham? Zaspany umysł nie mógł odpowiedzieć na to pytanie.

Wyszedł z samochodu. Nabrał w płuca świeżego powietrza.

- Hejka. – Usłyszał nagle. Stał przy nim dość wysoki mężczyzna. Wyglądał niechlujnie. Miał kosmatą, zaniedbaną brodę. Kosmate, sterczące włosy, poplamioną koszulkę, krótkie spodenki i długie, chude, krzywe i owłosione nogi. Mówił do Roberta gestykulując chudymi jak patyki rękoma. – Masz stary trochę wody i najlepiej trochę chleba? Ale nie czerstwego.

- Wodę? – Spytał zaspany jeszcze Robert. – Tak mam jeszcze trochę.

- Człowieku, dzięki ci, stokrotne. Gdzie jedziesz?

- Masz jakiś pojemnik, przeleje Ci trochę. – Rzekł Robert sięgając po 10 litrowy baniaczek w trzech czwartych wypełniony wodą.

- Nie mam nic, stary, jestem biedny, daj mi wodę i coś do jedzenia.

- Dobrze, ale muszę znaleźć pojemnik, do którego trochę ci przeleję.

- A co to za woda? – Mężczyzna jak po swoje sięgnął po pojemnik z wodą. Spojrzał na etykietę, potem odkręcił butelkę i powąchał podsuwając dziubek butelki pod nos. – Co to za woda? Pewnie jakiś syf. Nie chcę takiej wody z kranu. Potem cały dzień mam sraczkę po takim gównie. Nie masz wody ze sklepu? Najlepiej kryniczankę.

- Nie. Mam tylko taką wodę. Jeśli chcesz trochę ci uleje.

- A do żarcia? Masz bracie coś do jedzenia?

- Mam dwie konserwy rybne, jedną mogę ci odstąpić. – Rzekł Robert pełen wiary, że robi dobry uczynek.

- Żarcie z puszki? Brachu nie masz jakiegoś dobrego jedzenia? W pomidorach przynajmniej?

- Nie, w oleju.

- Daj mi trochę chleba i wędlinę. Masz wędlinę? I żółty ser.

- Niestety, tylko konserwy. Chcesz tę wodę?

- Nie, mówiłem Ci, że po takiej wodzie z kranu sraczki tylko dostaję. Daj mi jakąś bułkę i dobrą wodę ze sklepu. – Mężczyzna bez skrępowania połową ciała wszedł do samochodu i przeglądał rzeczy Roberta. – Co tu masz? – Spytał sięgając po reklamówkę, w której Robert trzymał brudy.

- Przepraszam, ale czy możesz to zostawić? To są moje rzeczy. – Robert czuł się nieswojo wobec zaborczego i pewnego siebie zachowania kudłatego mężczyzny.

- Spokojnie, bracie daj mi coś zjeść, nawet Chrystusowi się wody nie odmawia. Co z ciebie za człowiek.

- Daje ci wodę i konserwę. – Rzekł usprawiedliwiając się Robert. – Nie mam nic innego. Dziele się tym co mam.

- Stary to idź i kup coś dobrego na stacji. Tu są przepyszne bułeczki. I dwulitrową wodę.

- Nie zamierzam niczego kupować. Chcesz, to poczęstuj się tym co mam.

Kudłaty mężczyzna spojrzał zniesmaczony na konserwę, potem na Roberta. Przez chwilę, dosłownie kilka sekund, przyglądał mu się.

- Dokąd przyjacielu jedziesz? – Spytał

- Do Anglii. – Odrzekł Robert chowając konserwę do torby. Czuł irytację z powodu nieskrępowanego zachowania kudłatego mężczyzny.

- Ty, super, zabierz mnie ze sobą. Mam na imię Waldek. – Mężczyzna wyciągnął dłoń i nawet nie czekał, aż Robert wyciągnie swoją. Po prostu prawą ręką złapał prawą dłoń Roberta i potrząsając nią, patrzył na Roberta z nadzieją w oczach.

- N … nie, no nie bardzo … nikogo nie mogę zabierać. – Robert zająknął się. Nie wiedział nawet, czy może kogoś zabrać czy nie, ale w niesmak mu było jechać taki kawał drogi z kimś tak zaborczym i nie miłym.

- Stary nie bądź taki, no weź. Chce jechać do Anglii, przyjacielu, marzę o Anglii, spełnisz moje marzenia. Rozumiesz? Popłyniemy promem, będzie bosko, no weź, stary. Zrobisz dobry uczynek. Musisz mnie zabrać do Anglii. Gdzie jedziesz dokładnie?

- Do Birmingham, ale nie …

- Birmingham. – Powtórzył zniesmaczony. - Jedźmy do Edynburga, tam jest bosko. Laski takie, że głowa mała. Wiesz jakie tam są laski, dupki jak marzenie, chłopcy też. Stary co lubisz? Wszystko tam jest super i jedyne. Jedzmy do Edynburga. Zabawimy się. Znam tam super miejsca. – Kudłacz mówił na serio i z przejęciem, jakby rzeczywiście wierzył, że razem pojadą do Edynburga i będą się świetnie bawić.

Tymczasem irytacja w Robercie rosła. Szybko zorientował się, że ma do czynienia z człowiekiem niezrównoważonym i szukał sposobu na pozbycie się go.

- Muszę się teraz wykąpać, a potem zobaczymy. – Rzekł Robert nie tyle chcąc się odświeżyć, co raczej pozbyć nachalnego gościa.

- Zajebiście. – Rzekł kudłaty. – Chodźmy się bracie wykąpać. Nie myłem się ze dwa tygodnie. Ale jesteś zajebisty, chodźmy się wykąpać. Jak masz na imię?

- Trochę jesteś męczący kolego. – Rzekł wreszcie Robert. Wciąż jednak nie wiedział, jak ma się pozbyć delikwenta. – Idź pierwszy pod prysznic. Potem ja pójdę.

- Aha, a w międzyczasie mi spierdolisz. Pojedziesz i tyle cię zobaczę. – Kudłaty machał grabiastym palcem przed nosem Roberta. – Chodźmy razem pod prysznic.

- Co? – Rzekł zdegustowany propozycją obcego mężczyzny. – W życiu.

- Stary, nie mam kasy, ani grosza. Nie kąpałem się miesiąc, chodźmy razem. Kapujesz, ty zapłacisz i razem wejdziemy do kabiny, żeby nas nie przydybali, wiesz ci zza lady. Ale zajebiście, w końcu się wykąpię.

- Masz trzy euro i idź pod prysznic. – Robert sięgnął po portfel i wręczył mężczyźnie dwie monety. Sądził, że w ten sposób najłatwiej i najszybciej pozbędzie się nachalnego kudłacza.

- Dzięki stary, naprawdę spoko z ciebie kolo. Kupię sobie za to jakieś piwsko. Masz jeszcze jakieś drobne? To daj mi. – wyciągnął szyje próbując zajrzeć do portfela Roberta.

- Człowieku, dałem ci trzy euro na prysznic, ponieważ powiedziałeś, że dawno się nie kąpałeś. Więc idź i zrób sobie kąpiel. – Rzekł Robert z rosnącą irytacją w głosie.

- Ale ja nic nie mam, nawet ręcznika. Wiesz co to znaczy, gdy jesteś tak biedny, że nie stać cię na ręcznik? To jest najgorsze, co może spotkać człowieka w życiu. Mam trzy euro na prysznic, ale nie mam bracie ręcznika. Więc jak się wysuszę po kąpieli? Nawet nie mam czystych majtek. Po kąpieli mam założyć brudne, w których łażę od miesiąca? Stary nie bądź nie czuły.

- Rób co chcesz, ale daj mi spokój. – Robert odwrócił się plecami do kudłacza, jednoznacznie dając mu do zrozumienie, że nie życzy sobie jego towarzystwa.

Co za poranek, pomyślał Robert i spojrzał na zegarek w telefonie. Dwadzieścia minut po piątej. Hm, zdawało mu się, że taka właśnie była godzina, gdy się obudził, a przecież rozmowa z nachalnym i niechlujnym mężczyzną jednak trochę trwała. Nie rozważał jednak tego zbyt długo, ponieważ przypomniał sobie, że powinien zadzwonić do szefa i ustalić z nim, gdzie ma jechać, do Birmingham, czy do Bukaresztu. Wciąż nie był pewny, czy wydarzenia z ostatniego czasu nie były tylko snem.

Łapiąc za klamkę samochodu zerknął za siebie. Nie dostrzegł mężczyzny. Odwrócił się. Nigdzie go nie było. Co za ulga. Poszedł sobie. Na twarzy Roberta pojawił się szczery uśmiech. Przeciągnął się i wszedł do samochodu. Jakże nagle i szybko powróciło uczucie irytacji, zdwojonej nawet, gdy będąc w samochodzie dopiero zauważył, że kudłaty mężczyzna siedzi na miejscu pasażera i nieskrępowany grzebie w jego osobistych rzeczach.

- Dość tego! – Wrzasnął Robert, otworzył drzwi kierowcy, obszedł samochód z przodu i energicznie złapał za klamkę drzwi pasażera z zamiarem wyrzucenia niechcianego gościa, nawet jeśli będzie musiał użyć do tego siły.

Cóż, jednak życie jest zwodnicze. Kudłaty miał dużo czasu, aby zatrzasnąć drzwi, zanim Robert do nich doszedł.

- Otwieraj! – Wrzasnął szarpiąc za klamkę. – Natychmiast otwieraj. – Robert sięgnął po kluczyki. Niestety kieszeń, w której kluczyki powinny się znajdować, była pusta. Spojrzał przez szybę samochodu i dopiero teraz zauważył, że leżą na półce koło kierowcy. To samo spostrzegł kudłaty. Z roześmianą gębą sięgnął po kluczyki i szczerząc zęby zamachał nimi przez boczną szybkę drzwi.

- Ale masz minę. – Rzekł rozbawiony kudłacz. – Pękł byś ze śmiechu, gdybyś siebie teraz zobaczył.

Robert obiegł samochód z przodu. Chciał szybko dopaść drzwi kierowcy, zanim kudłacz zdąży je zatrzasnąć. Ale cóż mógł biedak zrobić, skoro kudłacz trzymał w ręku pilota. Nawet nie musiał pochylać się do drzwi, po prostu nacisnął odpowiedni guziczek na czarnym małym pilocie i drzwi zatrzasnęły się.

- Otwórz. – Krzyknął wystraszony Robert. – Dam ci wodę. Mam czyściutką wodę z Lidla i świeżutkie bułeczki, tylko otwórz.

- Mogę się przejechać? – Spytał kudłacz i nie czekając na odpowiedź Roberta z przejęciem w oczach przesiadł się na miejsce kierowcy. – Jak to się uruchamia? – Spytał panikującego i szarpiącego za klamkę drzwi Roberta. – O jest? – Rzekł kudłacz wsuwając kluczyk do stacyjki i przekręcił. Samochód odpalił. – Robert stał teraz bezradny obok samochodu, z miękkimi nogami i zrozpaczony patrzył na szeroko roześmianą gębę kudłacza. – Przejadę się trochę. – Rzekł. – Zaraz wrócę. Nigdy nie prowadziłem takiego samochodu. – Rzekł patrząc na lewarek automatycznej skrzyni biegów. W końcu przesunął dźwignię na R, puścił hamulec i samochód potoczył się do tyłu.

Robert mógł tylko patrzeć, jak kudłacz zmienia bieg, kręci kierownicą i powoli wyjeżdża z parkingu. Przez chwilę biegł obok samochodu, uderzając dłonią w maskę. Krzyczał i błagał aby kudłacz zatrzymał się, ale ten przez chwilę jechał powoli napawając się widokiem zrozpaczonego i bezradnego Roberta, a potem przyśpieszył. Robert patrzył, jak samochód wyjeżdża z parkingu i włącza się do ruchu na autostradzie. Nie miał nawet telefonu, żeby zadzwonić na policję. Wszystko, włącznie z jego dokumentami, zostało w aucie. Cóż mógł zrobić? Policja. Pomyślał. Tak, to jedyne wyjście. Szybko musi pożyczyć telefon i zgłosić to na policję. Na pewno drania zaraz złapią i do wieczora odzyska samochód. Odwrócił się w stronę innych samochodów, aby od któregoś z kierowców pożyczyć telefon. Okazało się, że za jego plecami stało już kilku mężczyzn, którzy obserwowali całe zajście i każdy z nich trzymał w ręku aparat telefoniczny.

Robert nerwowo, z jednej z wyciągniętych do niego dłoni złapał telefon i zadzwonił pod numer 112. W słuchawce odezwał się miły głos kobiecy. Szybko przedstawił się i zaczął tłumaczyć z jakim problemem dzwoni. Zanim jednak zdążył dokończyć zdanie zorientował się, że nie rozmawia z żywym człowiekiem, ale z automatem, jedynie głosem. Aby przyśpieszyć i ułatwić rozmowę głos kazał Robertowi wcisnąć na klawiaturze odpowiedni numerek. Robert spojrzał na panel telefonu. Gdzie tu jest klawiatura? Poszarpał się chwilę z urządzeniem, aż w końcu wybrał numer 6. Z powrotem przyłożył smartfona do ucha. Aksamitny głos kobiety, któremu najwyraźniej nigdzie się nie śpieszyło, ze stoickim spokojem kazał jeszcze nacisnąć odpowiedni guzik, aby wybrać temat rozmowy, a potem jeszcze płeć osoby, z którą chce rozmawiać. Po kilkunastu minutach, w końcu odezwał się głos żywego mężczyzny.

Chaotycznie, jak to bywa w podobnych sytuacjach, Robert opisał całe zajście, prosząc na koniec aby szybko złapano przestępcę i oddano mu samochód. Pracownik call center ze stoickim spokojem wysłuchał całego przemówienia Roberta, a potem, aby usystematyzować i poukładać w całość wszystkie otrzymane informacje, zaczął Robertowi zadawać pytania, jednocześnie notując odpowiedzi w swoim systemie. Po dwudziestu minutach, zgłoszenie zostało przyjęte i zapewniono Roberta, że funkcjonariusze policji oraz BAG, znajdą samochód w ciągu najbliższej godziny.

Robert rozłączył się i odczuwając nieznaczną ulgę oddał telefon kierowcy, który zgodził się, w chwili gdy przyjedzie policja, jako naoczny świadek opowiedzieć całe zajście. Razem z jeszcze kilkoma innymi kierowcami ogromnych tirów, czekali na rozwój wypadków. Robert sądził, że zaraz na parking przyjedzie radiowóz. Ale czas mijał, kierowcy opowiadali sobie wzajemnie różne nietypowe opowieści, które przytrafiły im się w drodze, ale wyczekiwanego radiowozu nie było widać. Minęła godzina, potem druga i trzecia. Jedni kierowcy odchodzili, wsiadali do swoich tirów i odjeżdżali, inni zaciekawieni co się dzieje dołączali do grupki, przynosząc ze sobą nowe opowieści ze swoich tras. Przez kilka godzin na parkingu gdzieś w Austrii wokół osoby Roberta było bardzo gwarno i dość tłocznie. Sam Robert, podenerwowany uprowadzeniem samochodu, nie był zbyt rozmowny. Nie chętnie też słuchał opowieści kierowców, którzy w wyśmienitych humorach opowiadali niestworzone historie. Robert, z wiadomych powodów, nie miał dobrego humoru. Nie miał też jednak wyjścia. Pozostawiony zupełnie sam na tym parkingu, bez swoich rzeczy osobistych, skazany był na towarzystwo innych kierowców i czekanie. Właściwie już nie wiele więcej mógł zrobić, jak tylko czekać i mieć nadzieję, że policja szybko znajdzie samochód i będzie mógł dalej jechać. A sprawca, upierdliwy kudłacz, któremu Robert teraz najchętniej by kark skręcił, należycie zostanie ukarany.

Pod wieczór, koło godziny dziewiętnastej, po wielu godzinach czekania, Robert został sam na placu parkingowym. Wszyscy kierowcy wrócili do swoich potężnych samochodów. Jedni odjechali, inni zostali na parkingu. Robert, z rękami w kieszeniach, przemarznięty i głodny, wpatrzony w wjazd na parking, czekał na wsparcie policji. Słońce już całkiem zaszło za horyzontem autostrady, gdy w końcu nastał przełom, a Robert doczekał się wsparcia. Załamany, tracąc nadzieję, zamknął oczy i choć dawno tego nie robił, pomodlił się. Prostymi słowami i sercem zrozpaczonym ale szczerym, w myślach poprosił Boga o pomoc. A gdy po kilku sekundach otworzył oczy ujrzał najbardziej chciany widok, jaki mógł ujrzeć w tej sytuacji. Na wjeździe do parkingu zobaczył powoli jadący radiowóz na włączonym sygnale świetlnym, a za nim jechał biały bus. Był to samochód Roberta, a za kierownicą siedział Kudłacz, roześmiany i wesoły. Robert nie świadomie zaczął dreptać w miejscu ze szczęścia, wręcz tańczył, a serce, w przeciwieństwie do tego co czuł jeszcze kilka minut temu, śpiewało radośnie. Gdy radiowóz, a za nim bus podjechali w jego stronę, Robert, niczym drobny i pokorny chińczyk, złożył dłonie i kiwał się lekko do przodu i tyłu. Tak powitał upragniony konwój. Trochę się zdziwił, gdy policja przejechał obok, nawet nie zatrzymując się koło Roberta. Jednak całą uwagę poświęcił kudłaczowi, który, jak gdyby nic się nie wydarzyło, zatrzymał się koło niego, otworzył drzwi, wysiadł i leniwie przeciągając się rzekł:

- Ale sobie pojeździłem. Sorry, brachu, ale nie masz już paliwa.

Robert szybko i niezwykle sprawnie jak na jego wiek, przeskoczył obok kudłacza i wskoczył do kabiny samochodu chowając w garść kluczyki. Tak odzyskał wóz. Rozejrzał się po kabinie, a gdy stwierdził, że wszystko jest w porządku i na swoim miejscu, z ambiwalentnym uczuciem, ulgi i irytacji zarazem, wysiadł z samochodu i podszedł do wciąż uchachanego kudłacza.

- Ty irytujący palancie, kudłata maskaro, chujku niewyparzony, wklęsły batonie, ty szkarado wydupiasta, chuju, hamie i prostaku. Jak mogłeś zabrać samochód?

- Wyluzuj. – Kudłacz nie wydawał się przejęty ani całą sytuacją, ani tym, co powiedział Robert. Przeciwnie, sprawiał wrażenia zadowolonego z siebie.

- Zgłosiłem cię na policje i mam nadzieję, że się tobą zajmą, gówniarzu jeden.

Robert odwrócił się, wsiadł do samochodu, zatrzasnął za sobą drzwi, a potem uruchomił silnik. Przede wszystkim chciał sprawdzić, czy auto jest sprawne. Silnik posłusznie odpalił, ale paliwa rzeczywiście było niewiele. To żaden problem, zaraz zatankuje i zapłaci kartą służbową. Rozejrzał się za telefonem. Pięć nieodebranych połączeń od szefa. Robert domyślił się, że dzwonił w sprawie opóźnienia, ale mimo wszystko postanowił oddzwonić. Wybrał więc numer szefa i przyłożył telefon do ucha.

- Zdrętwiałem jak to zobaczyłem. – Usłyszał podniesiony i jak zwykle wzburzony głos szefa. – Coś ty kurwa na pipe sąsiadki pół dnia robił w dzielnicy burdeli. Masz do chuja wać pana wafla pracować, zapierdalać z uśmiechem na trasie, a nie pieprzyć się z austriackimi dziwkami. Myślisz, że tego nie widziałem? Samochód stał na środku ulicy burdeli, aż się trzęsło od pierdolenia na oponach. Szybko kurwa mruwczozjada tankuj i jutro masz być w Birmingham. Rozumiesz?

No i w swoim zwyczaju szef rozłączył się, nie dając możliwości wypowiedzenia się Robertowi. Teraz przynajmniej wiedział, gdzie kudłacz przebywał z jego samochodem. Masakra, pomyślał, a potem wrzucił odpowiedni bieg i powoli podjechał do dystrybutora z paliwem, zostawiając kudłacza samego na parkingu. Nalał pełny bak, potem jeszcze uzupełnił zbiornik z AdBlue i poszedł do kasy zapłacić. Ustawił się w kolejce.

Kolejka nie była duża, kilka osób zaledwie. Jednak zdziwił się, ponieważ tuż przed nim, w tej niewielkiej kolejce stał kudłacz i machał do Roberta banknotem pięćdziesięciu euro.

- Muszę zrobić zakupy, strasznie zgłodniałem. – Rzekł szeroko się uśmiechając.

Robert nie miał wyjścia. Stał za kudłaczem, ale w ramach protestu odwrócił się do niego tyłem, tym samym wyraźnie dając znać, że ma kolesia dość i nie chce z nim rozmawiać.

- Miałem dzisiaj dwie piękne shemale. Czarną i białą, z cycuszkami i peniskami drobnymi i smacznymi.

- Tak słyszałem, nie rozmawiam z tobą. – Rzekł Robert wciąż stojąc tyłem do kudłacza. – Powinienem ci mordę obić za to co zrobiłeś, ale masz szczęście, że jestem dobrze wychowany i wymierzenie kary pozostawię policji.

- Wiem, jak ci to wynagrodzić. – Rzekł kudłacz nachylając się nad ramieniem Roberta.

- Milcz zboczeńcu.

- Posłuchaj mnie brachu. Dzieją się rzeczy, których nie potrafisz zrozumieć, nic nie jest przypadkowe, bracie, wszystko jest wewnątrz wszechświata i zjednoczone z nim, rozumiesz?

- Zamknij japę.

- Ja nie jestem tym, kim ty widzisz, że jestem. Ani ty nie jesteś tym kim uważasz, że jesteś. Rozumiesz to, bracie? To jest najwyższa filozofia. To jest pedagogika wszechświata i jego miłości. Miłość, kumplu, to najwyższy stan wszechświata.

- Dość, ględzisz, idź ględź sobie gdzie indziej.

- Myślisz, że twój szef, ten glos w telefonie, jest twoim szefem, a to zupełnie co innego, to głos twojego … - Kudłacz na chwile zawiesił się. - Jak to chcesz nazwać? Absolutu? Twojej bracie nad świadomości.

- Czy możesz się raz posłuchać i przestać gadać? – Rzekł Robert odwracając się w stronę kudłacza. Chyba po raz pierwszy na twarzy niechcianego znajomego, zamiast irytującego uśmiechu, zobaczył powagę.

- Twoje yggdrasil jest w samochodzie, na pace, możesz teraz iść i zobaczyć. – Rzekł kudłacz, gdy obydwaj panowie z powagą patrzyli sobie w oczy.

- Skąd wiesz o yggdrasil? – Robert nie krył zaskoczenia.

- Mówiłem ci. Nic nie dzieje się przypadkowo. Wszystko, choć tego nie rozumiesz, jest zaplanowane, przemyślane i dzieje się zgodnie z ty, co ma się dziać.

- Skąd wiesz o yggdrasil? – Powtórzył pytanie lekko nachylając się w stronę kudłacza.

- Wiem i już, bracie. – Na zarośniętej gębie kudłacza ponownie pojawił się szeroki i wkurzający uśmiech.

Kolejka w międzyczasie posuwała się do przodu. Kudłacz kupił butelkę Ballantines, dwie paczki czerwonych marlboro i dwa litrowe faxy. Robert, gdy przyszła jego kolej zapłacił tylko za paliwo. Potem szybko wrócił do samochodu, żeby sprawdzić czy kudłacz mówił prawdę.

- Nigdzie ze mną nie jedziesz. – Rzekł pokazując palcem na kudłacza, który popijając piwo z puszki ustawił się przy drzwiach pasażera. Robert szybkim krokiem obszedł samochód, otworzył tylnie drzwi paki i zajrzał do środka. Przy przedniej ścianie, na drewnianych paletach leżały dwie zabezpieczone stalowymi taśmami skrzynie.

- A nie mówiłem. – Rzekł kudłacz triumfalnym głosem. – Stary masz to. W końcu masz. Ty brachu jeden kochany, znalazłeś to.

- Co? – zdziwił się Robert. – Co znalazłem? Co jest w tych skrzyniach? – Rzekł i wskoczył na pakę, podszedł do skrzyń i zaczął się im przyglądać. – Jak to otworzyć?

- Nie otworzysz tego? – Powiedział kudłacz dopijając pierwsze piwo. – Widzisz ten ekranik? Tu masz zabezpieczenia. Żeby to otworzyć potrzebne są trzy kody. Jeden z nich ma nadawca paczki, drugi odbiorca.

- A skąd ty to wiesz? Jesteś zwykły ćpunem amatorem, a mądrzysz się jakbyś wszystko wiedział. Już ci mówiłem, daj mi spokój, idź stąd, chce być sam. – Rzekł, ale jakoś dziwnym trafem, odkąd kudłacz powiedział o yggdrasil, jego towarzystwo już tak nie przeszkadzało Robertowi, który wciąż tańczył wokół skrzyń próbując znaleźć sposób na ich otworzenie. – Trudno, trzeba będzie wyłamać wieko.

W tym momencie zaczął dzwonić Roberta telefon służbowy. Spojrzał na wyświetlacz. Dzwonił szef.

- Dlaczego za każdym razem odbierasz od niego telefon, skoro on tylko się drze i jest nie miły?

Robert jedynie spojrzał z wyrzutem na kudłacza i odebrał telefon.

- Co ty tam, kurwa przemiła robisz? Dlaczego otworzyłeś drzwi? Pojebałeś wszystko. Nie możesz samowolnie odpierdalać na oścież tych drzwi. Zamknij je szybko i spierdalaj przemile na rozładunek. Nie bądź fiutem bez mózgowym. Towar trzeba dostarczyć nienaruszony. No, zamykaj drzwi i zbieraj się.

- Co jest w tych skrzyniach? – Spytał Robert, ale tego pytania szef nie usłyszał, ponieważ zaraz po tym, co miał do powiedzenia, rozłączył się.

Przez chwilę jeszcze Robert mocował się ze skrzyniami. Przy pomocy klucza do odkręcania kół próbował je otworzyć, chciał je przesunąć, a nawet walił w nie próbując roztrzaskać górną pokrywę. Na jego nieszczęście, skrzynie były zrobione z porządnej stali. Nie sposób było je rozbić. Kudłacz oczywiście cały czas towarzyszył Robertowi, komentował jego zachowanie i udzielał rad. Sam jednak nic nie robił, poza popijaniem z butelki whisky.

- Nie ma wyjścia. – Rzekł Robert zmachany i zniechęcony robotą. Zamknął drzwi budy. Postanowił wrócić do Anglii i tam spróbować dowiedzieć się co jest w środku.

- Jedziemy? – Rzekł wesoło Kudłacz, szykując się aby wejść do samochodu.

- Jeżeli wejdziesz do tego samochodu rozwalę ci łeb. – Rzekł Robert bardzo poważnym tonem wskazując na metalowy klucz, który wciąż trzymał w ręku.

Sam wsiadł do samochodu, odpalił silnik, zatrzasną drzwi i powoli wyjechał ze stacji. W lusterkach bocznych widział postać kudłacza, który jak zbity pies samotnie stał na stacji smutno patrząc na odjeżdżający samochód.

- Wal się pieprzony świrze. – Rzekł Robert do siebie i dodał gazu włączając się do ruchu na autostradzie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Kavita rok temu
    Postać Kudłacza jest idealnie oddana - taki mały, irytujący fiutek, rzec można. Bardzo mi się podoba opowiadanie. Przeczytałam poprzednią część i czekam z niecierpliwieniem na kolejne :) Miłego wieczoru :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania