Pokaż listęUkryj listę

Stary przyjaciel część 27. Star Wars

Przeciskał się przez tłum ludzi. Za wszelką cenę starał się nie zwracać uwagi na podążający za nim cień. Po raz kolejny wpadł na jakiegoś kosmitę o potężnej budowie, niosącego skrzynie z towarem. Po raz kolejny pospiesznie przeprosił i po raz kolejny usłyszał te same obelgi. Przynajmniej domyślał się, że te same, gdyż języka osiłka nie znał. Postać w czarnym płaszczu była nieoderwalnie za nim.

Skręcił w główną aleję wypełnioną jeszcze większym morzem istot. Czuł się jak niewielka gałązka niesiona przez bezlitosne fale bezkresnego oceanu. Jego los zależał od losu tłumów istot. Niczym do strumienia wpadł w niewielką karawanę rozklekotanych wozów kupieckich, która powiodła go wzdłuż ścian wysokich budynków. Kiedy odwrócił wzrok, śledząca go postać nadal pozostawała w bezpiecznym dystansie, tak samo jak on przeciskając się przez niezliczone ilości żywych istot i droidów.

Offerusz miał jeden cel: dostać się na lądowisko. Musiał znaleźć stamtąd transport i jak najszybciej opuścić Pierścienie Siffary. Podjął decyzję o skręceniu do przeszklonej galerii. Korzystając z niewielkiej plamki wolnego miejsca przyspieszył kroku i dopadł schodów. Kiedy był u szczytu zobaczył, jak postać w czarnym płaszczu wchodzi przez frontowe drzwi. Bezlitosne oczy prześladowcy utknęły w chłopaku a prawa ręka powędrowała w stronę pasa, gdzie najprawdopodobniej wisiał blaster. Blondyn czuł jak serce podchodzi mu do gardła. Odwrócił się i zaczął gwałtownie przepychać przez zgromadzonych w galerii konsumentów.

Port znajdował się po drugiej stronie budynku. Offerusz czuł jak do jego głowy uderza adrenalina. Pomimo dość chłodnego klimatu panującego na całej stacji, zaczął się nadmiernie pocić. Mieszkańcy Pierścieni Siffary zaczynali coraz głośniej krzyczeć wraz ze wzrostem prędkości chłopaka. Niestety i te jego starania okazały się niewystarczające. Czarny płaszcz był nieoderwalny, jak cień.

Skierował swoje kroki do części restauracyjnej. Tutaj tłum był mniejszy i Offerusz mógł zwiększyć tępo przemieszczania. Malutka postać chłopaka poruszała się żwawo na tle ogromnego, panoramicznego okna. Za szklaną ścianą w oddali widać było blask rozpędzonej chmury gazu, która w postaci dysku akrecyjnego opadała na znajdującą się w centrum układu czarną dziurę. W tle widać było również fragmenty pozostałych pierścieni stacji kosmicznej. Początkowo myślał o tym, by uciec z pierścienia D na pierścień E lecz spóźnił się i przejście na dzień dzisiejszy zostało zamknięte. Z resztą to i tak nie rozwiązałoby jego problemów. Ludzie Varty i tak by go dopadli. Jedynym wyjściem było uciec z tego miejsca.

Po raz kolejny upewnił się, czy czarny towarzysz aby go nie zgubił. Dreszcz przeszył blondyna kiedy wyraźnie zobaczył wiszącą u pasa nieznajomego kaburę z ciężkim blasterem. Jego ręka mimowolnie powędrowała w stronę biodra i chwyciła za niewielki uchwyt jego miotacza. Zawsze mógł spróbować walczyć, ale czy dałby radę wyszkolonemu łowcy? Czy szesnastoletni chłopak dałby radę umknąć mordercy?

Doszedł do schodów tak samo zatłoczonych jak reszta galerii. Usłyszał tupot ciężkich butów. Nie było czasu. Wziął lekki rozbieg i wskoczył na poręcz. Balansując, zjechał po niej rozwijając niemałą prędkość.

- Co robisz?!

- Uważaj!

-Co jest?!

- Wy młodzi to za grosz szacunku nie macie… - Słyszał głosy wściekłych klientów. Jego ruch chyba nie spodobał się mieszkańcom. Na szczęście nie spodobał się też prześladowcy. Uradowany z tego faktu Offerusz postanowił pokazać tajniakowi kto tu rządzi. Wykonał w jego stronę gest poprzez skrzyżowanie dwu rąk.

- Tu się zgina… - nie dokończył. Poręcz wyleciała spod jego nóg a on sam runął na ziemię wpadając pod nogi stojących u dołu schodów przechodniów. Poczuł jak czyjeś zakupy spadają mu prosto na głowę. Odruchowo osłonił się rękami. Szybko odgarnął z siebie porozrzucane klamoty. Kątem oka ujrzał jak łowca wyciągnął w jego stronę blaster.

- Stój! – rozkazała postać w czarnym płaszczu. Offerusz nie miał zamiaru stać. W mgnieniu oka zerwał się na równe nogi. Port był już blisko. Wystarczyło dopaść pierwszego lepszego statku i wolność miał na wyciągnięcie ręki.

Puścił się biegiem nie zważając już kompletnie na stojących mu na drodze przechodniów. W końcu mógł zrobić użytek z obdarowanych przez matkę naturę łokci. Roztrącał konsumentów i przebijał się przez grupy droidów. Przebiegał obok wolnostojącego straganu z kosmetykami. Szybkim, mocnym pchnięciem wywrócił stoisko a drobne pudełeczka rozsypały się po całym korytarzu. W krótce powstało zamieszanie, bo któż by nie skorzystał z możliwości pozyskania darmowych rzeczy. Nie liczyło się przecież co leży na ziemi, lecz tyle, iż jest darmowe. Offerusz zobaczył jak jego prześladowca za wszelką cenę próbuje przebić się przez tłum rzucających się istot. Poczuł się pewniej kiedy zobaczył jak mizerne w skutkach są starania łowcy.

Dopadł w końcu drzwi galerii i wybiegł na zewnątrz. Przed jego oczami pokazały się dziesiątki platform lądowniczych dla statków z różnych zakątków galaktyki. Nie czekał ani chwili dłużej i pobiegł do najbliższego, zaparkowanego statku. Ustawił się w kolejce, oczekujących na wejście na pokład pasażerów. Adrenalina znów go uderzyła. Nie mógł ustać w miejscu. Poczuł na plecach zimny pot a zaraz potem przeszył go dreszcz. Rozglądał się czy aby łowca nie zmierza w jego kierunku.

Nagle zatrzymał wzrok na jednym z transportowców. Wyświetlana na ekranie notatka informowała, że statek przyleciał z Curuscant. Po wąskich schodach na teren lądowiska schodziła szarowłosa dziewczyna. Nie mógł wyjaśnić jak to jest możliwe ale wiedział, że ją zna. Niczym bumerang wróciły nagle dawne wspomnienia. Przed oczami stanęła mu Arkantanika; zielone łąki, smocze kwiaty, rodzinny dom a przede wszystkim obraz szarowłosej czterolatki, będącej jego najlepszą przyjaciółką w młodości. Powrócił mu obraz Asaro. Dokładnie pamiętał jej wielkie zielone oczy, jej gładką cerę i jej uroczy śmiech. Pamiętał jak razem robili wianki i jak razem bawili się na bezkresnych łąkach.

- Mam cię! – Offerusz poczuł jak czyjaś silna ręka chwyciła go i wyciągnęła z kolejki. Mocne pchnięcie przewróciło go na ziemię. Próbował się bronić. Skierował rękę w stronę blastera ale solidne kopnięcie odciągnęło go od tego pomysłu. Skulił się w bólu. – Varta nie będzie czekał w nieskończoność. Albo dasz teraz hajs albo Varta zakończy twoje życie.

- Jak widzę… na razie… to ty zakończysz… moje życie – wysyczał z trudem łapiąc oddech. Kolejny kopniak kompletnie pozbawił go powietrza.

- Nie kpij sobie z nas sprytnisiu! Pamiętaj, że jeśli nie oddasz kasy, Varta zadowoli się tobą w inny, nazwijmy to cielesny, sposób. – Po tych słowach łowca uśmiechnął się ohydnie, oblizując przy tym górną wargę. Offerusz nawet nie chciał o tym myśleć.

- Mam… - wydyszał – mam… mam pieni… ądze. Musisz mi… mi… zaaa… ufać. – Powoli odzyskiwał dech.

- Skoro masz, to daj! Na co czekasz?

- To znczy będę mi… - Znów uderzenie ciężkich butów.

- Czyli nie masz! – Łowca obrócił chłopaka na plecy a sam usiadł w rozkroku na jego brzuchu, przystawiając mu blaster do skroni.

- Ale – blondyn kaszlnął – będę miał!

- Kiedy?! – warknął bandzior.

- Tydzień… - Offerusz poczuł jak lufa blastera zaczyna mocniej wbijać się w jego skroń. – To znaczy w pięć dni… aaaa! Cztery! Cztery! – Prześladowca odsunął broń od głowy chłopaka.

- No! Niech będą cztery. Nawet nie próbuj uciekać. Znajdziemy cię w każdym zakątku galaktyki. Nie masz bezpiecznego miejsca! I pamiętaj – twarz łowcy zbliżyła się do twarzy blondyna – jeżeli nie dotrzymasz terminu, zanim cię zabijemy, Varta postara się sprawić, abyś jeszcze długo po śmierci o nim pamiętał. On lubi takich młodych jak ty. – Po tych słowach w obleśny sposób polizał chłopaka po policzku. Offerusz zamknął oczy. Poczuł jak mężczyzna wstaje a do płuc znów dociera mu normalna ilość powietrza. Kiedy otworzył oczy zobaczył tylko wysoki sufit lądowiska i pełne pogardy oczy przechodzących ludzi.

 

*

 

Musiał ją znaleźć. Nie obchodziło go teraz jak zdobędzie obiecane pieniądze. Za wszelką cenę musiał odnaleźć szarowłosą dziewczynę. Jeżeli istnieje chociaż cień szansy na ponowne spotkanie Asaro, musi to zrobić.

Sprawdził już wszystkie lądowiska i teraz zmierzał z powrotem w stronę galerii. „Co ona tu robi? Co ją tu przywiało? Czy jeszcze mnie pamięta? Czy to w ogóle jest Asaro?” w głowie dzwoniło mu od setek pytań. Rozglądał się w nadziei, próbując ujrzeć ją choćby po raz ostatni.

Nie wiedział ile czasu minęło od początku jego poszukiwań. Chronometr pokazywał dość późną godzinę. Ponad nią urządzenie wyświetlało czas do otwarcia przejścia do pierścienia C a poniżej czas do otwarcia przejścia do pierścienia E. Zrezygnowany stanął przed panoramicznym oknem. Przez długi czas przyglądał się, jak rozpędzona, rozgrzana materia dumnie opada w czarną nicość. Tuż nad horyzontem zdarzeń światło załamywało się a zjawisko soczewkowania grawitacyjnego zniekształcało obraz, okalającej czarną dziurę stacji. Pięć pierścieni w różnych ułożeniach tańczyło dookoła osobliwości nie przejmując się ogromną siłą grawitacji kosmicznego obiektu. Popatrzył rozmarzonym wzrokiem na pierścień A. Wielokrotnie marzył aby kiedyś się tam znaleźć. Planował, że kiedy dołączy już do wojska i zostanie kimś znaczącym, spędzi urlop właśnie na pierścieniu A, opływając w luksusach i drogim jedzeniu w otoczeniu samych sław.

W odbiciu widział tłum przechodzących za nim istot. Niektóre rasy widział tu po raz pierwszy, innych nazw nawet nie znał. Minęło pięć lat odkąd tu zamieszkał. Początkowo dostawał pieniądze za łatwe roboty dla tutejszego gangstera – Varty. Wraz z wiekiem dostawał jednak coraz więcej obowiązków. Jego problemy zaczęły się, gdy odmówił zamordowania jednego z ludzi wrogiego gangu. Sądził, że nie byłby w stanie zabić innego człowieka. Jakże się wtedy pomylił. W ciągu kolejnych miesięcy zrozumiał, że już nie chce być dłużej częścią organizacji i postanowił ją opuścić. Nie wiedział jednak, że Varty nie można opuścić. Tak oto wpadł w wir coraz to nowych zleceń i coraz to kolejnych problemów. Przerażały go upodobania szefa. Dobrze wiedział, że wysłany dzisiaj po niego He’lett to dobry… przyjaciel Varty. Tak dobry, że spędzają razem nawet noce. Doskonale wiedział, że He’lett dzisiaj nie żartował. Po raz kolejny przeszył go dreszcz.

Z zamyślenia nagle wyrwał go znajomy obraz. W odbiciu pośród tłumu zobaczył te same szare włosy co na lądowisku. Była to ta sama kobieta, która teraz skierowała swoje kroki do pobliskiej knajpy. Offerusz nie mógł się poddać. Musiał spróbować.

Pewny siebie wszedł do baru o wdzięcznej nazwie „Loop”. Zobaczył siedzącą przy jednym ze stolików dziewczynę. „Jak mogę mieć pewność, że to ona?” pytał sam siebie. „Przecież widziałem ją po raz ostatni dwanaście lat temu, kiedy byliśmy jeszcze dziećmi. To nie może być ona. Nie ma takiej możliwości!”. Z każdym kolejnym zdaniem zbliżał się do siedzącej postaci. Nagle szarowłosa podniosła wzrok a jej zielone oczy natrafiły na niebieskie oczy Offerusza. Chłopak momentalnie się zatrzymał. Dziewczyna jednak zdawała się coś zauważyć. Zobaczył jak zmruża oczy i jak wysila się by przywołać dawne wspomnienia. Postanowił zaryzykować.

- Asaro? - szarowłosa zdawała się zareagować na imię. – To ja. Offi.

- Offi? – postać w szarej pelerynie gwałtownie wciągnęła powietrze. – Nie wierzę! Offi! – Natychmiast wstała i podbiegła do niego z wyciągniętymi ramionami. Chłopak stęknął kiedy jej pęd uderzył go w poobijany brzuch. Usłyszała to. – Ojej, nic ci nie jest? – spytała.

- Eh, nie, wszystko w porządku. Co tu robisz?

Po tym pytaniu Asaro gwałtownie się cofnęła. Zobaczył pojawiający się na jej twarzy smutek.

- Czy, coś się stało? – zapytał niepewnie.

- Nie słyszałeś?

- Nie słyszałem o czym?

- O Arkantanice. – Chłopak nie miał pojęcia o czym mówi Asaro. Co takiego wydarzyło się na ich rodzinnym globie.

- Co się stało? – Zobaczył jak do oczu dziewczyny napływają łzy. Szarowłosa gwałtownie opadła na siedzenie przy stoliku. Szybko podszedł i usiadł naprzeciwko niej. Postanowił nic nie mówić i dać przyjaciółce czas na dojście do siebie. Widział jak Asaro wyciągnęła z kieszeni szarego płaszcza zieloną chustę i powoli zaczęła ocierać nią łzy.

- Był atak – zaczęła w końcu. – Zbombardowali naszą wioskę.

- Co? Jak to? Kto? – Offerusz zdał sobie sprawę, że zadał trochę za dużo pytań na raz.

- Nie wiem co z twoją rodziną – zrobiła krótką pauzę by wytrzeć, znów napływające do oczu łzy. – Wiem tylko, że… moja mama zginęła.

Offerusz odchylił się na ile pozwalało mu krzesło tak, że prawie stracił równowagę.

- Strasznie mi przykro – chwycił dłonie Asaro w geście otuchy. Sam nie czuł obawy. Jego matka zmarła gdy miał osiem lat. Po jej śmierci nic go już nie trzymało w domu.

Odczuł, że Asaro doceniła jego gest. Teraz patrzyła mu prosto w oczy.

- Dalej mi nie powiedziałaś, co tu robisz.

- Kiedy dowiedziałam się o bombardowaniu i o… śmierci matki, postanowiłam natychmiast polecieć na Arkantanikę, jednak Rada Jedi mi zabroniła. Powiedzieli, że Jedi nie mogą utrzymywać kontaktów z rodziną. Już i tak są na mnie źli za to, że ojciec jest politykiem w senacie i co chwila rzekomo przyczepia się do ich spraw. Ja tylko cenię sobie jego pomoc. On nie jest złym człowiekiem.

- Zatem postanowiłaś uciec?

- Tak, lecz to i tak się okazało bez sensu. Przecież nie polecę na Arkantanikę bo właśnie tam będą na mnie czekać. Nie chcę porzucać życia w zakonie a właśnie teraz, pod wpływem impulsu postanowiłam wszystko zrujnować. – Wyrwała dłonie z uścisku chłopaka i schowała w nich twarz. Offerusz patrzył jak przyjaciółka pogrąża się w morzu łez. Nie wiedział jak jej pomóc. Rozejrzał się po lokalu.

- Przepraszam! Mógłbym panią prosić? – zaczepił ubraną na biało kelnerkę.

 

*

 

Spędzili długie godziny na rozmowie. Offerusz dowiedział się od Asaro o jej przygodach w zakonie, o jej przyjaciółce Chiyiwey, o sprawach związanych z jej ojcem i ogólnie o wszystkim co wydarzyło się od czasu opuszczenia przez szarowłosą Arkantaniki. Sam również odwdzięczył się opowieścią o swoim życiu. Asaro poznała prawdę o tym, jakim człowiekiem się stał. Dowiedziała się, że zabijał i że pracował dla mafii. Nie mógł jej oczywiście zdradzić szczegółów. Nie dlatego, że bał się iż przyjaciółka się wygada, tylko dlatego, że tu, w pierścieniu D, ściany miały uszy.

- Naprawdę chcesz iść do akademii wojskowej?

- Tak. Od dziecka chciałem być kimś znaczącym. Zobaczysz, jeszcze kiedyś zostanę generałem! – Asaro wybuchła śmiechem.

- Ty generałem? Z takim dobrym sercem?

- Zmieniłem się – powiedział, wypinając pierś.

- Daj spokój. Jestem Jedi. Widzę kim naprawdę jesteś.

- Ty też nie sądziłaś, że będziesz Jedi i proszę. Stałaś się broniącym honoru rycerzem.

- Taaa… broniącym honoru rycerzem – powiedziała, wyraźnie pogrążając się w głębi swoich przemyśleń. Nagle poczuła przyjemne ciepło. Spojrzała na Offiego. Blondyn trzymał jej dłonie i nachylił się nad stołem. Asaro poczuła dziwne uczucie w brzuchu. Jakaś nieznana siła wręcz kazała jej się zbliżyć. Ich spojrzenia się spotkały. Szarowłosa dosłownie słyszała jak serce w jej piersi uderza ze zwiększoną prędkością i ze zwiększoną mocą. Byli naprawdę blisko. „Czy to jest to, co ludzie nazywają miłością?” pomyślała. Zamknęła oczy. Zanim jej powieki zasłoniły obraz widziała złożone do pocałunku usta chłopaka. Jeszcze chwila i poczuje ciepłotę jego warg.

- Nie. – Usłyszał nagle Offerusz. Otworzył oczy i zobaczył Asaro znów opierającą się na krześle. – Nie mogę… ja… ja muszę wrócić.

- Wrócić do Zakonu? – spytał niedowierzając.

- Tak, do Zakonu. Do domu. – wysunęła ręce z jego uścisku.

- Zostań ze mną. Możemy razem zacząć wszystko od początku. Będziemy szczęśliwi. – Patrzył kobiecie prosto w oczy.

- Nie wątpię, Offi, ale muszę ci coś powiedzieć. Ja już jestem szczęśliwa. Cieszę się, że cię spotkałam i cieszę się, że mogliśmy porozmawiać. Okazało się, że wszystko czego mi trzeba to porządnego poukładania spraw w głowie. Może gdybym nie była w zakonie… teraz to nieistotne. Obiecywałam przestrzegać wartości Jedi i być… - zaniemówiła na chwilę – i być broniącym honoru rycerzem.

Chłopak nie miał nic do powiedzenia. Z bólem w sercu musiał przyznać, że jego przyjaciółka ma rację. Pomimo ogromu emocji jaki nim teraz szarpał, rozumiał punk widzenia Asaro. Momentalnie zrobiło mu się wstyd. Co on sobie wyobrażał? Myślał, że osoba tak honorowa jak Jedi zejdzie ze swojej ścieżki dla jakiegoś chłystka? O nie! Nie może tak być. Offerusz podjął decyzję.

- Chcę być lepszym człowiekiem. Ucieknę stąd! Dostanę się do szkoły wojskowej! – Asaro się uśmiechnęła.

- Bardzo dobrze. Spełniaj swoje marzenia i nie pozwól by przeszłość zepsuła twoje życie. Poczekaj. – Sięgnęła do swojej torby i wyciągnęła z niej spore pudełko. – To dla ciebie. – Chłopak otworzył metalowe wieko. Wewnątrz zajaśniały republikańskie kredyty w dużych nominałach.

- Skąd to masz? – niemalże wykrzyczał.

- To kasa mojego ojca. Zakon i tak nie pozwala mi jej mieć a tobie jak mniemam może się przydać.

- Nie mogę tego wziąć! To zbyt wiele!

- Musisz. Proszę cię. Niech to będzie twój nowy start. Bardzo mi pomogłeś więc teraz ja pomogę tobie. Patrz jakie dziwne są koleje losu. Na Arkantanice obiecałam ci, że się jeszcze kiedyś zobaczymy i oto stało się. Ścieżki mocy prowadzą ludzi w bardzo różny sposób.

- Co to znaczy? – Chłopak obracał pudełko w rękach.

- Jeszcze sama nie do końca odkryłam. Wiem jedynie, że musisz dać się mocy prowadzić.

 

*

 

Obudził go panujący w pokoju zaduch. Nie mógł przywyknąć do królujących na Qish upałów. Wiedział, że będzie miał problem z zaśnięciem przynajmniej przez następną godzinę.

Zirytowany wstał z łóżka i założył zwiewny szlafrok. Boso podszedł do niewielkiego okna i wyjrzał na bezkresną pustynię.

- Spełniam swoje marzenia. Zostałem generałem. Asaro, dlaczego teraz chcesz mi przeszkadzać? – powiedział Offerusz sam do siebie.

- Ścieżki mocy prowadzą ludzi w bardzo dziwny sposób – odpowiedział mu szept w głowie.

 

~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~

Notatka: zmieniła się trochę chronologia. W "Asaro Erhetia część 7." jest napisane, że matka Asaro zmarła, gdy Jedi maiła około dwadzieścia cztery lata. Jest to wynikiem, nie bójmy się powiedzieć, błędnego zaplanowania historii Asaro. Ta część jest bardziej kanoniczna i chronologicznie poprawniejsza.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Kapelusznik 03.10.2019
    Ok
    Fajny odcinek
    Przeszłość głównego rywala i ogólna prezentacja przeszłości.
    Zobaczymy jak będzie wyglądało ich kolejne spotkanie.
    Bardzo fajnie
    5
    Pozdrawiam
  • Pontàrú 03.10.2019
    Odcinek był zaplanowany już dawno temu, praktycznie na początku serii. Przyszło mi się trochę naczekać nim udało mi się go opublikować ;)
  • krajew34 03.10.2019
    Trochę za dużo słów czuł.
    pierścienia, pierścienia, Użycie drugiego i trzeciego nie można się doczepić, ale jest również wcześniej - pierścieni stacji kosmicznej. Początkowo myślał o tym, by uciec z pierścienia D na pierścień E lecz spóźnił
    Tutaj też dużo pierścieni:
    Nie wiedział ile czasu minęło od początku jego poszukiwań. Chronometr pokazywał dość późną godzinę. Ponad nią urządzenie wyświetlało czas do otwarcia przejścia do pierścienia C a poniżej czas do otwarcia przejścia do pierścienia E. Zrezygnowany stanął przed panoramicznym oknem. Przez długi czas przyglądał się, jak rozpędzona, rozgrzana materia dumnie opada w czarną nicość. Tuż nad horyzontem zdarzeń światło załamywało się a zjawisko soczewkowania grawitacyjnego zniekształcało obraz, okalającej czarną dziurę stacji. Pięć pierścieni w różnych ułożeniach tańczyło dookoła osobliwości nie przejmując się ogromną siłą grawitacji kosmicznego obiektu. Popatrzył rozmarzonym wzrokiem na pierścień A. Wielokrotnie marzył aby kiedyś się tam znaleźć. Planował, że kiedy dołączy już do wojska i zostanie kimś znaczącym, spędzi urlop właśnie na pierścieniu A, opływając w luksusach i drogim jedzeniu w otoczeniu samych sław.
    Co do samego rozdziału, coś mi się lekko nie klei, skoro był u Separatystów, to dlaczego w jakimś gangu? No chyba, że sprawy z przeszłości się kłaniają, a ja czegoś nie doczytałem. W porównaniu do poprzednich naprawdę dobrze się czytało, bez przystanków.
  • Pontàrú 03.10.2019
    Jest to istotnie sprawa z przeszłości. Offi jako szesnastolatek zboczył trochę ze ścieżki dobra, jednak po spotkaniu z Asaro postanowił wrócić i spróbować spełnić swoje marzenia.
    Jestem pod wrażeniem, że przeczytałeś wszystko jednego dnia. Jest to dla mnie niezmiernie przyjemne odkrycie i cieszę się, że moje opowiadanie było w stanie cię aż tak wciągnąć. Niesamowicie cenię sobie Twoją pomoc i dziękuję za poświęcony czas. Obiecuję, że pojawię się i pod twoimi teksami lecz możliwe że się trochę na mnie naczekasz... niestety na opowi wpadam często tylko w krótkich wolnych chwilach.
    Nie wiem czy masz pojęcie ile te komentarze dla mnie znaczą i jak bardzo dziękuję Ci za pomoc i za wnikliwe analizowanie tekstu. Dzięki tobie widzę jak często pojawiają się w tekście powtórzenia i postaram się coś z nimi zrobić. ;)
  • krajew34 03.10.2019
    Pontàrú nie wszedłem tutaj, by sprowadzić czytelnika. Mam raczej bardziej egoistyczne cele w rodzaju czerpania frajdy z czytania. Jeśli przyjdziesz, będzie mi niezmiernie miło, jeśli nie, no cóż życie. Ja swoją frajdę dostałem. :)
  • Ozar 04.10.2019
    Pontaru. Cześć. Masz odpowiedź na poczcie.
  • Pontàrú 05.10.2019
    Ok, dzięki :)
  • Nefer 20.01.2020
    Rozdział wypełnia pewną lukę i potwierdza od dawna zapowiadane powiązania pomiędzy przeciwnikami w obecnej bitwie. Będziesz teraz musiała w jakiś sposób ten węzeł rozwiązać (albo rozciąć). Ciekawe, jak tego dokonasz.
    Faktycznie, w tekście trochę powtórzeń wyrazów, czasownika "być", zaimków. "Jego ręka mimowolnie powędrowała w stronę biodra i chwyciła za niewielki uchwyt jego miotacza." Jasne, że to zarówno jego ręka, jak i jego miotacz. Nie wymaga to specjalnego podkreślania, dwa razy w jednym zdaniu.
    Pozdrawiam
  • Pontàrú 21.01.2020
    Popracuję nad tym "być". Dzięki za komentarz. Wpadnę do Ciebie po egzaminach (czyli może nawet dzisiaj)
  • Nefer 21.01.2020
    Pontàrú Powodzenia, podczas seski, jak rozumiem.?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania