Pokaż listęUkryj listę

Stary przyjaciel część 33. Star Wars

Etreetee weszła do jedynego pozostawionego na terenie Doliny Janori namiotu. Był to ośrodek szpitalny. Na rzędach polowych, średniej jakości łóżek leżały sylwetki rannych klonów. Obraz był raczej nieprzyjemny gdyż ci którzy byli tylko lekko zranieni praktycznie natychmiastowo opuszczali lazaret i wracali na linię frontu. W namiocie znajdowali się zatem tylko ci, którzy bardziej ucierpieli w wyniku starcia. Drobna kulturoznawczyni zauważyła jednak, że wśród rannych nie znajdują się ci w najgorszej kondycji. Jak się domyśliła zostali oni zabrani na pokład wiszącego nad doliną Venatora, aby tam przy użyciu bardziej zaawansowanego sprzętu i lepszej opieki lekarskiej dojść do siebie.

Omiotła wzrokiem całą przestrzeń. W końcu zauważyła interesującą ją postać. Szybkim krokiem podeszła do leżącego w pozycji półsiedzącej żołnierza i cichutko się przywitała.

— Witaj, Lifted. —Jej głos był niepewny. Zupełnie jakby bała się zranić towarzysza zbyt gwałtowną ekspresją.

— Dzień dobry, pani Avels — odezwał się lekko osłabionym głosem klon.

— Przyszłam… przyszłam sprawdzić… czy wszystko w porządku… — zająknęła się blondynka. — Praktycznie cały obóz został już rozebrany i… wydaje mi się… że i was będą przenosić. Chciałam… chciałam się tylko upewnić, że wszystko w porządku.

— Emmm, dziękuję za informację, proszę pani. Tak, raczej wszystko w porządku. — Lifted zdawał się być trochę zmieszany.

— Chciałam… chciałam też podziękować — wzięła głośny wdech i wydech żeby dodać sobie otuchy — za twoje poświęcenie. Dzięki temu, że samotnie próbowałeś powstrzymać wroga udało nam się zdobyć cenne dane i… przywróciłeś szansę na ocalenie Qish…

— Witaj Etreetee! — Blondynka natychmiastowo podskoczyła i napięła wszystkie mięśnie gdy usłyszała za sobą głos młodego chłopaka. Nawet nie usłyszała jak wchodził. — Jak się masz Lifted? — Treeke jak zwykle zdawał się promieniować radością.

— Wszystko dobrze, panie generale — z zapalczywością w głosie odpowiedział żołnierz. — Okazuje się, że to nic poważnego. Parę szwów i balsam regeneracyjny i wszystko będzie jak dawniej.

Obaj mężczyźni uśmiechnęli się a drobna kobieta uczyniła ostrożny krok w tył.

— Etreetee, już wychodzisz? — zagadnął Treeke gdy kulturoznawczyni coraz pewniej posuwała się w stronę wyjścia. Gdy usłyszała pytanie natychmiast się zatrzymała.

— Emmm, tak… tak bo ja muszę… muszę pogadać z generał Hemnan i… muszę już iść…

— W porządku, rozumiem — odpowiedział Treeke i szczerze uśmiechnął się w stronę kobiety. Kiedy blondynka znalazła się na zewnątrz namiotu a jej niewieka osoba przestała rzucać cień na ścianach konstrukcji, padawan zwrócił się do żołnierza.

— Wątpię by naprawdę musiała tak pilnie porozmawiać z naszą żywiołową Valkirią — skomentował z lekkim cynicznym akcentem.

— Kto ją tam wie. Zawsze myślałem, że to Jedi trudno rozgryźć, ale ta osóbka sprawia, iż czasami mam wrażenie, że Jedi to otwarte księgi.

Treeke popatrzył na żołnierza z lekko uniesioną brwią, przekrzywiając przy tym głowę na bok. Lifted niewinnie wzruszył ramionami po czym syknął z bólu, który przeszył jego zraniony bark.

— Jesteś pewien, że wszystko w porządku?

— Tak, panie generale.

Delikatny wiatr zatrzepotał ścianami namiotu gdy grupa ścianocykli przejechała wzdłuż konstrukcji, wypełniając jej wnętrze wyciem silników.

 

*

 

Mężczyzna w szarym, niezadbanym płaszczu nucił coś pod nosem, stukając palcami na klawiaturze przenośnego komputera. Wystawał z niego zestaw kabli podpinający urządzenie do pokładowego systemu danych krążownika Providence. Setki linijek kodu skakały przez zmęczonymi oczami a nieogarnięte włosy spływały bezładnie po obu stronach twarzy hakera.

— Jesteś absolutnie pewien, że Offerusz Kejt znajduje się na powierzchni tej planety? — rozbrzmiewał ochrypły głos w słuchawce.

— Tak jest, szefie. I to w dodatku jest nie byle kim. Został generałem separatystów.

— Nasz mały Offi? Generałem? W tak wielkim systemie? Sądziłem, że mógł być co najwyżej przywódcą gildii zdrajców albo innych im podobnych.

— Co mam z nim dokładnie zrobić?

— Najlepiej by było gdybyś przywiózł mi go tu żywego, jednak w obecnej sytuacji wydaje mi się że to trochę zbyt trudne zadanie. W tym wypadku śmierć jest wystarczającą karą za zdradę. Wszystko jedno czy z rąk twoich, republiki czy separatystów. Czy ktokolwiek podejrzewa już nasz niewielki plan?

— Nie, szefie, kupili tę odznakę gildii. Wpadli jak rybki na najlepszą zanętę.

— Dobrze. Szkoda mi jedynie tego człowieka który tak ciężko pracował żeby ją zdobyć. — Frank Getłow doskonale wiedział, że jego szef niczego takiego nie żałował.

— Rozumiem. Odezwę się gdy wszystko będzie załatwione.

Wrócił do stukania po klawiaturze komputera. „Wygląda na to, że faktycznie w armii republiki jest ktoś kto zna się kodowaniu” pomyślał. Jego oczy przesuwały się po wyświetlanych linijkach tekstu a palce sprawnie skakały po kwadratowych przyciskach. „Zabezpieczacie się? Nie ma po co. Wasze systemy w ogóle mnie nie obchodzą. Pomóżcie mi jedynie wykurzyć z planety tego blondynka. To wszystko o co proszę”.

 

*

 

— Wszystko gotowe. Możemy zaczynać transmisję — powiedział Pi podchodząc do holostołu. Asaro i Talis natychmiast odwrócili się w stronę klona.

— Dobrze, nie ma na co czekać.

Asaro patrzyła jak żołnierz wstukuje odpowiednie komendy na klawiaturze a rzędy szybko przelatujących znaków wypełniają ekran. Podobne dane wyświetlały się na hologramie a ich strumieniowi bacznie przyglądał się kapitan Tancerville.

— Zaraz osiągniemy wartość krytyczną! — poinformował Pi. — Już prawie. Wysyłam zakodowaną wiadomość. — Jego palec wcisnął jeden z klawiszy klawiatury. — I poszło.

Wszyscy patrzyli w milczeniu na wyświetlane litery choć w sumie nikt za bardzo nie wiedział, czego się spodziewać. Asaro wstrzymała oddech. Od powodzenia operacji zależał los całej misji.

— Nie udało się… niemożliwe… Nie udało się!

— Jak to się nie udało?

— Taka ilość informacji powinna na spokojnie przeciążyć system a tu nic. Zupełny brak reakcji. — Pi nie patrzył w stronę generał. Jego wzrok utonął w odmętach znaków przeskakujących na ekranie komputera pokładowego.

— Jesteś w stanie z tym coś zrobić? — spytał Talis odrywając wzrok od przelatujących linijek

— Pracuję nad tym.

Asaro nic nie rozumiała z danych jaśniejących nad holostołem. Nie było to jednak teraz istotne. Najważniejszym było przekazanie wiadomości republice.

— Co się dzieje? — usłyszała za swoimi plecami szarowłosa. Był to głos Valkirii która właśnie weszła na mostek. Jedi nie miała pojęcia o obecności twi’lekanki na statku. Zanim zdołała się powstrzymać zdążyła wypowiedzieć pytanie.

— Cu tu robisz?

— Sprawdzałam czy adaptowanie naszych ścianocykli do małych wież przebiega gładko. Jak idzie wysyłanie informacji?

— Nie za dobrze. Bomba stworzona przez Pi’a nie była w stanie przeładować serwerów wroga.

— Ale powinna! — usłyszeli dobiegający z tyłu głos klona. Widać było że rozwiązywanie problemu kompletnie go pochłonęło. Valkiria już chciała odpowiedzieć coś niepokornemu żołnierzowi, jednak Asaro powstrzymała ją gestem dłoni. — Chyba wiem co jest nie tak! Ktoś przechwytuje nasze wiadomości zanim dotrą na serwer. Z tego co widzę parę z nich faktycznie dotarło na statek, ale po chwili każda następna wiadomość jest usuwana nawet bez sprawdzania kodu wejścia! Ktoś rozpoznał naszą taktykę i skutecznie ją blokuje.

— Można się było spodziewać — odezwał się kapitan Tancerville. — Znali już tę technikę z bitwy nad Felucią. Należało przypuszczać, że mogą się przygotować na powtórkę.

— Tu chodzi o coś więcej… kapitanie — powiedział Pi, przypominając sobie o formie grzecznościowej. — Mam podejrzenia, że to wina kogoś kto umocnił zabezpieczenia separatystów. Nasi wrogowie ściągnęli kogoś kto zna się na systemach komputerowych i teraz ta osoba blokuje naszą łączność. Spróbuję zwiększyć ilość nadawanych wiadomości poprzez zwiększenie kompresji plików.

— Czy to aby nie zniekształci przekazywanych informacji? — spytał Talis Tancerville.

— Owszem, może spowodować wystąpienie artefaktów(1).

— Nie możemy sobie pozwolić na utratę jakichkolwiek znaków — odezwała się Asaro. — Wszystko co jest w wiadomości musi dotrzeć do republiki tak jak zostało napisane.

— Nie możemy połączyć nadajników z krążownika kapitana Umbry? — zasugerowała Valkiria. Jedi nie podejrzewała twi’lekanki o takie pomysły a przyznać musiała, że niebieskoskóra pomyślała logicznie.

— Już to robimy — odpowiedział Pi.

— Ponów próbę — zarządziła Asaro. — Naprawdę musimy wysłać tę wiadomość. Od tego zależy nasze przetrwanie na Qish.

— Tak jest, sir!

— Nie mamy więcej nadajników? — postanowiła kontynuować swój pomysł Valkiria. — Skoro możemy połączyć nadawanie z dwóch krążowników to może damy radę podpiąć pod to jeszcze więcej jednostek?

— Nie mamy już statków o takiej zdolności transmisyjnej — odpowiedział jej Talis.

— Może mamy — odezwała się Asaro. — Wiadomo, że nic nie pobije nadajników Venatora, ale kanonierka Skorolle ma dość dużą przepustowość. Pi? Możesz to załatwić? — Popatrzyła w stronę klona. Żołnierz przerwał pisanie i wyraźnie na chwilę zastanowił się nad słowami generał.

— Myślę, że tak. Mogę to zrobić lada moment. Potrzebuję tylko, żeby ktoś opuścił kanonierką hangar. Dobrze by też było żeby wzleciał trochę wyżej, aby zwiększyć czystość sygnału. Nadal to niewielka zmiana ale może się udać.

— Postaraj się, żeby nie było żadnych strat danych. Ta wiadomość jest zbyt cenna by pozwolić sobie nawet na niewielkie zmiany — powiedziała szarowłosa. Pi wrócił do pracy a delikatny dźwięk wciskanych przycisków był słyszalny w chwilowej ciszy jaka nastała. Valkiria to patrzyła na Talisa Tancerville zarówno zirytowanym jak i wojowniczym wzrokiem, to przeskakiwała niebieskimi tęczówkami na postać rycerza Jedi. Aaro spojrzała jej na chwilę prosto w oczy po czym przyłożyła komunikator do ust.

— Lightning? Potrzebuję żebyś opuścił hangar naszą kanonierką. Przygotuj systemy nadawcze.

 

*

 

— Ja pójdę sam — nucił pod nosem mężczyzna — ty zostań tu, gdzie ilość snów zapiera dech. Ja pójdę sam, bez ciebie dziś najlepiej nam, bez ciebie dziś chcę radę dać… — Jego wzrok spoczął na wyblakłym ekranie przenośnego komputera. Program działał bez zarzutu a wszystko dzięki szybkiej reakcji hakera . Jak podejrzewał, przeciwnik może spróbować użycia bomby kodowej, tym bardziej, że podobną technikę zastosował już w elektrowni. Zaśmiał się pod nosem jacy przewidywalni potrafili być niektórzy ludzie. Tylko raz im coś zadziała i już używają tej samej techniki w kółko i w kółko. Bitwa nad Felucią, włamania do serwerów bankowych, przechwytywanie niewielkich oddziałów droidów czy choćby ostatnie włamanie do elektrowni. Nie ważne czy separatysta, republikanin czy łowca nagród, wystarczyło raz nauczyć dziecka techniki i już używał jej wszędzie gdzie się da.

—Ja pójdę sam, gdzie ilość gwiazd zapiera dech… la-la-la-la… coś-tam coś-tam… i będę biegł.

Cyferki ponownie zaczęły przelatywać na ekranie komputera. Widać wróg postanowił ponowić próbę przeciążenia systemu. Jaka prymitywna zabawa. Frank Getłow uwielbiał takie igraszki a największą radość sprawiało mu niszczenie dziecku jego ulubionej zabawki. Z dumą patrzył przez opadające na oczy włosy, jak setki wiadomości nadciągających z planety automatycznie zostają usunięte bez najmniejszego kontaktu z serwerem głównym. Bardzo żałował, że nie może ciągnąć tej farsy dłużej. Miał jednak zadanie do wykonania. Jego ręka powoli powędrowała na wystający z komputera kabel. Poczekał jeszcze chwilę i energicznie pociągnął za czarną izolację.

— Ups, ojej, ale ze mnie niezdara — powiedział chociaż nikogo w jego otoczeniu nie było. Na ekranie komputera pojawił się czerwony napis głoszący „błąd programu, zatrzymywanie działania”. Szyderczy uśmiech wpłynął na twarz mężczyzny, kiedy kabel powtórnie znalazł się na właściwym miejscu.

 

*

 

— Udało się? UDAŁO SIĘ! — krzyknął niespodziewanie Pi. — Część wiadomości opuściła Qish!

— Tak jest! — Asaro nie mogła ukryć radości. — Udało nam się przeciążyć serwer! Jesteś pewien że właściwa wiadomość opuściła układ? — spytała zmieniając ton na bardziej poważny.

— Tak jest, sir! Wszystko poszło zgodnie z planem. Jednak…

— Jednak co? — powiedziały jednocześnie obie panie generał.

— Wydaje mi się, że to nie nasza zasługa.

— Jak to?

— Udało się tego dokonać ze względu na pomyłkę kogoś sterującego przepływem danych na statku separatystów. Tego samego kogoś, kto poprawił zabezpieczenia.

— Co w tym złego? — spytała Valkiria. — Najważniejsze, że się udało i może w końcu ktoś postanowi nam jednak pomóc!

— Chyba wiem o co chodzi… — powiedziała powoli Asaro. — Pytaniem jest, czy jest to faktycznie pomyłka ze strony separatystów, czy może umyślne działanie.

— Po co mieliby pozwalać na wydostanie się naszych informacji z układu — zapytał kapitan Tancerville. — To nie ma sensu.

— Nie wiem… — odpowiedziała po chwili namysłu Asaro. — Mam jednak takie przeczucie…

— Przeczucie? Przeczucie? Wy Jedi ciągle macie przeczucia! — krzyknęła Valkiria.

— Posłuchaj mnie. Ta gildia… — Asaro nagle złapała się za głowę. Poczuła narastający ból w skroniach.

— Jaka gildia?

— Ta gildia… te zabezpieczenia były zrobione przez kogoś z gild… gil… gild

— Pani generał, czy wszystko w porządku?

Głosy zaczęły do niej docierać jakby z daleka. Nie była w stanie rozpoznać tonu ani barwy. Wszystko zlewało się w pusty dźwięk wypełniający pustą przestrzeń. Otaczała ją czerń i chłód. Postanowiła zamknąć oczy. Z całej siły nacisnęła na bolące skronie i otworzyła usta z których jednak nie wydobył się żaden dźwięk. Myślała że krzyczała jednak otaczająca cisza ogłuszała bardziej niż największy hałas.

— Kim jesteś? — usłyszała nagle. Ostrożnie otworzyła oczy a przed nimi ukazała się cyjanowej barwy mikkianka w długiej, częściowo przeźroczystej sukni z licznymi zdobieniami i symbolami. Na plecach kosmitki znajdowało się coś w rodzaju dwóch półokrągłych ramion sięgających wysoko ponad głowę między którymi lewitował niewielki biały kryształ.

— Pytam jeszcze raz, kim jesteś? — tym razem głos kobiety był znacznie ostrzejszy. Dla Asaro nieznajoma sprawiała wrażenie kogoś niezwykle mądrego i kogoś będącego dobrym przywódcom.

— Co to za miejsce? — spytała Jedi rozglądając się po ciemnym pomieszczeniu, do którego przez niewielkie szpary wpadały promienie słońca. Sala przypominała trochę pomieszczenia służące do medytacji w Zakonie.

— Ja pierwsza zadałam pytanie — głos nieznajomej był wyniosły. Biały kryształ obniżył swój lot i wylądował w otwartej, cyjanowej dłoni. Wyrastające z głowy dziesiątki drobnych macek delikatnie falowały niczym niesione wiatrem. Asaro wydawało się, że kiedyś już tę kobietę widziała.

— Nazywam się Asaro Erhetia. Jestem Jedi z Zakonu na Coruscant.

— Jedi? Tutaj?

— Co znaczy tutaj?

— Jak śmiesz bezcześcić świętość energii? Jak śmiesz pokazywać się na naszej planecie!? — Mikkianka gwałtownie wstała i zbliżyła się do szarowłosej. Chciała złapać ją za szatę jednak jej dłonie nie natrafiły na żaden opór. Obie ręce nieznajomej zupełnie wniknęły w ciało Asaro.

— Jedi, tak? — spytała oddalając się od zielonookiej.

— Teraz ja zapytam. Kim jesteś?

— To bardzo ciekawe… doskonała projekcja. Nie sądziłam, że ktoś kto bezcześci świętość energii jest w stanie dojść do podobnej wprawy. Cóż jednak, podświadomie wyczuwałam, że to się stanie.

— Możesz mi w końcu powiedzieć kim jesteś? I co to za miejsce? — odezwała się zirytowana Asaro.

— Haha, moja droga. Jesteś na Qirinee. I to nie byle gdzie. Znajdujemy się w samym sercu Świątyni Siostry. — Po tych słowach mikkianka machnęła obiema rękami a przysłaniające światło rolety natychmiast podniosły się ku górze. Przez okna Asaro zobaczyła piękne, strome góry ze ścian których spływały wodospady. Pomiędzy zazielenionymi szczytami przelatywały klucze ptaków a cała sceneria wyglądała niezwykle ujmująco.

— Niemożliwe. Przecież jestem na Qish!

— Jak widać dla energii nie ma niczego niemożliwego. Skoro ona spaja galaktykę w jedną całość, spaja też każdy jej punkt. Jeśli jesteś w stanie wykorzystać jej przepływ możesz być wszędzie. Nie ma sprecyzowanego miejsca — powiedziała tajemniczo mikkianka. Asaro rozejrzała się po świątyni. Budynek nie był duży. Wnętrze wypełniały różnych rozmiarów kryształy, rzeźby i malowidła. Uwagę Jedi przykuł jeden z obrazów.

— Czy to…

— Matka? Abeloth? Nosicielka Chaosu? Ukochana Królowa? I tak, i nie — nieznajoma zaśmiała się gardłowo. Asaro nie mogła uwierzyć w to co widzi. Oto stała, choć nie do końca fizycznie, w sercu miejsca, którego powiązanie z mocą powodowało wibracje w powietrzu. Miejsca do którego nie został nigdy wpuszczony żaden Jedi.

— Co to wszystko znaczy?

— Przeznaczenie. Energia wypełnia wszystkich a jej drogi są nieznane wielu.

— A ty? Znasz?

— Wiele lat trzeba by być biegłym w sztuce przewidywania przyszłości. Zwłaszcza wam, Jedi.

— Jesteśmy w stanie zobaczyć przyszłość.

— Tylko niewyraźny zarys. Dynamiczny, zmienny niczym kropla deszczu targana wiatrem.

— A czy ty wiesz, jaka czeka was przyszłość?

— Energia mnie poprowadzi. Ona zna moją przyszłość.

— No to lepiej, żeby ewakuowała wszystkich mieszkańców tej planety — ironicznie powiedziała Asaro, momentalnie załamując wykreowaną przez mikkiankę atmosferę. Cyjanoskóra popatrzyła na nią przeszywającym wzrokiem. — Jeśli stąd nie uciekniecie, separatyści okupujący Qish zniszczą wasz świat. Zmuszą was do podporządkowania się ich woli…

— Podporządkowujemy się tylko woli energii!

— Albo woli gigantycznego działa…

— Żadna siła nie jest w stanie nas pokonać!

— Nie widzisz tej przyszłości? Nie widzisz zagrożenia? — Asaro sama nie wiedziała co ma mówić. Cała sytuacja mogła być jedynie projekcją jej umysłu. Po co zadaje się z tą nieznajomą skoro nawet nie ma potwierdzenia jej istnienia. Co jeśli to wszystko to swego rodzaju sen?

— Ach, Asaro, Asaro…

— Co?

— Asaro? Asaro! Asaro?

Jedi poczuła silniejsze szarpnięcie. Kiedy otworzyła oczy ujrzała przed sobą twarz kapitana Tancerville.

— Szybko idź po jakiegoś medyka — wydał rozkaz do stojącego nieopodal klona.

— Nie.. nie trzeba… wszystko w porządku. — Jedi powoli podniosła się na równe nogi wciąż lekko chwiejąc się i trzymając za głowę. Poczuła jak z nosa cieknie jej coś ciepłego.

— Proszę. — Zobaczyła wyciągniętą rękę Valkirii trzymającą chusteczkę. Bez zastanowienia przyłożyła ją do nosa. Czerwona ciecz zbezcześciła biel materiału a Jedi trochę mocniej zakręciło się w głowie.

— Dziękuję — wymamrotała. Ze zdziwieniem stwierdziła, że przez ułamek sekundy na twarzy twi’lekanki pojawił się wyraz zmartwienia lub troski. — Czy udało się wysłać wiadomośc?

— Wszystko wskazuje na to, że tak. Nie pozostaje nam nic innego jak czekać na wsparcie — odpowiedział Pi.

Asaro odetchnęła z ulgą. Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuła, że sytuacja wraca pod jej kontrolę. Teraz wszystko zależy od decyzji senatu.

 

(1) artefakty - (potocznie) pozostałości po niepoprawnym odczycie lub wysłaniu plików, najczęściej będące innymi znakami niż litery.

Przykład "✷٭↜⚐✇"

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (14)

  • Kapelusznik 18.12.2019
    Byłoby 5 za całość
    Ale projekcja - spadek o dwa punkty
    Bez wyjaśnienia - tak bardzo podpięte do fabuły i woli autorki - projekcja to jedna z najsilniejszych umiejętności Mocy - i potrafili ją dokonać tylko mistrzowie, dodatkowo robiąc ją świadomie - a tu tak bez powodu.
    Niech będzie 3,5
  • Kapelusznik 18.12.2019
    Żeby nie było - pomysł z działaniem trzeciej frakcji w sukcesie przesłaniu informacji - bardzo mi się spodobał
    Ale ta projekcja była takim plaskaczem w czasie naprawdę przyjemnego posiłku
    Więc - no - nie jestem przekonany
    Skoro udało się przesłać wiadomość - scena wydaje mi się zbyteczna
  • Pontàrú 18.12.2019
    Trochę nie rozumiem tego niezadowolenia. Skoro już wcześniej Asaro miała podobne wizje i skoro cała planeta nacechowana jest dość mocno aspektem mocy wizja wydaje się całkowicie normalna. Powinieneś już wiedzieć, że Asaro jest dość potężna w mocy a dodatkowo projekcję ułatwia jej sam układ. Przecież podobne wizje Asaro miewała już w poprzednich częściach. Żeby za sam aspekt mocy obniżać ocenę na 3.5? Zgodzę się na 4 ale nie 3. Star Wars to nie tylko walczące frakcje i batalistyka. Pamiętaj, że cały czas jest to jednak świat fantasy (nie science fiction) więc takie wizje wydają mi się całkowicie normalne. Głównym elementem mojej opowieści nie są bitwy kosmiczne a uczucia bohaterki i aspekt mocy. Uważam, że jak za całość Twoja ocena jest nazbyt surowa
  • Kapelusznik 18.12.2019
    Pontàrú
    Wizja, a projekcja (jak z last jedi) to dwie różne rzeczy
    Jeśli jest to wizja gdzie umysły obu postaci mają kontakt - to 4
    Jeśli projekcja - 3
  • Kapelusznik 18.12.2019
    Pontàrú
    Wybacz, ale użyłaś takiego, a nie innego sformułowania, że dostałem flaschbacków z wietnamu
  • Pontàrú 18.12.2019
    Może jest to źle ujęte ale jest to bardziej wizja. Zauważ, że tajemnicza mikkianka nie przedstawia się a Asaro w żaden sposób i nie można potwierdzić faktycznego jej istnienia. Poza tym Asaro sama zwraca uwagę, że przeciez nie ma pewności czy faktycznie rozmawia z fizyczną osobą, czy tylko z wytworem wyobraźni. Kiedy mikkianka próbuje złapać Asaro jej ręce przenikają przez postać Jedi. Równie dobrze oznacza to tyle, co fakt, iż nawet jeśli kobieta jest prawdziwa, widzi Asaro tylko swoimi oczami i vice versa.
  • Kapelusznik 18.12.2019
    Pontàrú
    Rise of skywaker też miało niefizyczną projekcję
    I jest to canon - nie ważne jak bardzo tego nie lubimy
    Jeśli wizja - zostawiam umowne 4 - bo nadal moment w którym sie to dzieje, wydaje się wymuszony
  • Pontàrú 18.12.2019
    Bez spoilerów proszę. Dopiero w sobotę idę do kina ;)
  • Kapelusznik 18.12.2019
    Pontàrú
    Sorry - last jedi
    Nie rise of skywaker - pomyliło mi się XD
    (Mam trudny, bardzo trudny dzień -_-)
  • Pontàrú 18.12.2019
    Ojej, mam szczerą nadzieję, że wszystko się ułoży. (Może to trochę też tłumaczy Twoje kręcenie nosem XD)
  • TheRebelliousOne 18.12.2019
    Fajny ten fanfic ze świata Star Wars, taki bez udziału Disney'a… No i ta tajemnicza sprawa z przesłaną informacją... Ode mnie 5 i miłego oglądania nowego epizodu, bo dla mnie to raczej nie będzie miły seans... XD
  • Pontàrú 18.12.2019
    Ja nie oceniam. Zobaczymy jak zakończą nową trylogię. Zła czy dobra to nadal star wars i nadal kanon ;)
  • Nefer 02.03.2020
    Przyznam, że nie pojmuję sensu prowadzonej wyżej dyskusji na temat rodzaju doświadczenia bohaterki: projekcja czy wizja (no, ale nie jestem znawcą świata Star Wars z jego wszystkimi niuansami). Z fabularnego punktu widzenia to jednak dla mnie coś w rodzaju "deus ex machina", czyli niezapowiedzianej interwencji sił nadprzyrodzonych (albo manifestacji nowej potęgi, jak zwał, tak zwał), która narusza konstrukcję opowieści, oferując nadzwyczajne wyjście z zapętlonej sytuacji bohaterów. W tym sensie zgodzę się z obiekcjami Kapelusznika. Za bardzo udany uważam natomiast motyw intryg gildii hakerów, dzięki którym udało się wysłać wiadomość. To wydaje się znacznie bardziej prawdopodobne. Pozostaje poczekać, co władze republiki zrobią z otrzymaną wiadomością. Technicznie i językowo rozdział na dobrym poziomie, tylko w pierwszym akapicie uderzyło mnie trochę powtórzeń wyrazów (byli, znajdowali się).
    Pozdrawiam
  • Pontàrú 02.03.2020
    Dzięki wizytę. Poprawię te czasowniki

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania