Pokaż listęUkryj listę

Stary przyjaciel część 41. Star Wars

Cyjanoskóra mikkianka z przerażeniem patrzyła na jaśniejącą na niebie czerwoną plamę. Do głowy natychmiastowo uderzyła jej wizja jaką matriarhinii miała podczas prób medytacji w obserwatorium. Nie mogła uwierzyć, że nie przewidziała tego co właśnie miało nastąpić. Pomimo ostrzeżeń ze strony szarowłosej Jedi, pomimo widzeń i własnej znajomości energii oraz pomimo nawet bezpośredniego ostrzeżenia od separatystów, jej umysł zwyczajnie nie był w stanie przyjąć tak okropnej wizji.

Nadlatujący promień rozbił się o otaczające planetę pole energetyczne a całe niebo spowił czerwony blask. Centrum strumienia świeciło jaśniej niż górujące nad planetą słońce a do uszu wszystkich zamieszkujących Qirinee istot dobiegł odgłos naprężeń pola siłowego. Setki ptaków poderwały się do lotu powodując falowanie gęstych koron starych drzew. Spadająca z otaczających domostwo władczyni wodospadów woda przybrała krwistą barwę a z pobliskiego miasta docierał wrzask setek gardeł. Nikt nie mógł się spodziewać takiego obrotu spraw.

— Czy bariery wytrzymają? — spytała mikkianka stojącego obok mężczyznę. Człowiek był dość niski i lekko grubszawy z krótko przyciętymi brązowymi włosami. Odznaczenia na mundurze jasno sugerowały jego pozycję w wojsku. Obok władczyni stał Xariusz Felaxi, admirał floty Qirinee. Wojskowy rozejrzał się po pozostałych zgromadzonych w sali tronowej osobach. Stojąca obok czerwonoskóra mikkianka zapalczywie wpisywała coś na konsoli holostołu i po chwili podała mężczyźnie nośnik danych.

— Padły nam wszystkie generatory w punktach libracyjnych. Jedyne osłony które nam pozostały to te na powierzchni. Ich stan jest krytyczny.

— Co z flotą?

— Atak nie uszkodził naszych głównych statków. Na szczęście znajdywały się w sporym oddaleniu od centrum promienia. Cztery lekkie fregaty typu Mufix zostały natomiast zniszczone. Straciliśmy jakikolwiek kontakt. Znajdowały się w samym centrum.

— Admirale — odezwała się ta sama mikkianka, która przed chwilą podała mężczyźnie holopad — straciliśmy osłony. Wszystkie geneatory przeciążone.

W tym momencie czerwona łuna zniknęła przywracając niebu naturalny błękitny odcień. Matriarhinii kipiała wewnętrznie ze złości. Wiedziała, że zaraz ponownie odezwie się komunikator a ona odbędzie rozmowę z tym bezczelnym generałem separatystów. O nie! Nie pozwoli na to. Separatyści ruszyli na wojnę z nieodpowiednią planetą!

— Postawić Wyzwolicieli na nogi! — rozkazała. — Zebrać wszystkie statki głównej floty i natychmiast lecieć na Qish. Skąd nadleciał ostrzał?

— Zwiad pokazuje, że z bieguna południowego.

— Natychmiast unicestwić tę broń!

 

*

 

Wszyscy stali wgapieni w okna wiszącego nad Ziemią Labiryntu Venatora. „A więc stało się” pomyślała Asaro. „Separatyści użyli swojej broni”. Moc jaką musiał mieć promień bez wątpienia była ogromna. Znajdowali się dość daleko od bieguna a mimo wszystko na niebie pojawił się wyraźny odcień czerwieni. „Na Qirinee na pewno panuje teraz ogromne zamieszanie”. Jedi miała nadzieję, że podczas jej niecodziennego doświadczenia sparowania z władczynią planety udało jej się zmobilizować mikkiankę do podjęcia jakichkolwiek działań. Jeśli Qirinee nie była przygotowana na taki atak miną godziny zanim zbiorą flotę zdolną przebić blokadę separatystów.

Wszyscy wyczuwali wiszące w powietrzu napięcie. Doskonale zdawali sobie sprawę, że w przeciągu najbliższych minut rozstrzygną się losy obu planet.

— To jest przecież jakieś monstrum! — jako pierwsza przerwała ciszę Valkiria. — Na pewno przebiło tarcze tych pobożników! Nie ma co, porażka na całej linii!

— Uspokój się! — odkrzyknęła Asaro.

— Jak mam być spokojna? Republika nie przybyła na pomoc a Qirinee jest zdana na siebie! Co my robimy? Tkwimy tu z założonymi rękoma!

— Nadal czekamy na wsparcie!

— Zostawili nas! Zostawili nas tak samo jak to miało miejsce na początku tej całej durnej kampanii.

— O czym ty mówisz? — wtrącił się Uqviau.

— O tym, że nasza generał Erhetia ukryła fakt, iż jej oddziały zostały wysłane tu na pewną śmierć!

— Generał niczego nie ukryła — odezwał się Tancerville. Wszyscy zostaliśmy oszukani. Dane o blokadzie Qish były celowo zaniżane aby nas w to wszystko w pakować. Krążownik kapitana Umbry przyleciał z połowicznym zaopatrzeniem żeby zabrać niedobitków. Już dawno miało nas tu nie być.

— I co? Żałuje pan teraz, że pan przyleciał?! — złość wylewała się z Valkirii strumieniami. — Trzeba było nas zostawić na niewolę, okropne traktowanie i ostatecznie na oglądanie jak nasza planeta staje się tą bronią?! Czy losy mieszkańców naprawdę znaczą aż tak niewiele?

— Dla senatu, tak — odkrzyknął twi’lekance prosto w twarz młody brunet.

— Treeke! — skardziła Padawana mistrzyni. Zielone oczy Asaro widziały jak ręce nadpobudliwej generał powędrowały do rękojeści jej energetycznych toporów. Chłopak czym prędzej złapał za swój miecz. Zielony blask wypełnił sterówkę.

— Skoro tak, to na co nam pomoc republiki?! — wydarła się Valkiria. — Nie potrzebujemy takich sojuszników!

— Natychmiast przestańcie! — krzyknęła Asaro. — Treeke! Odłóż ten miecz w tej chwili!

— Jak można było pozwolić komuś takiemu zostać generałem?

— Treeke…

— Zamknij się ty mały! — twi’lekanka już miała łapać za swoje topory gdy nagle obie postacie poczuły jak niewidzialna siła unosi je do góry. Asaro stanęła po środku lewitujących awanturników z uniesionymi do góry obiema rękami.

— W tej chwili przestańcie! Treeke, spodziewałam się czegoś więcej po tobie. Valkirio, wiem, że jest ci trudno jednak zrozum, staramy się zrobić wszystko co w naszej mocy aby pomóc waszej planecie. — Opuściła ręce a obie postacie upadły na metalową posadzkę statku.

— Skoro tak, to czemu od początku planowaliście nas zostawić? — wysyczała twi’lekanka podpierając się na rękach.

— Ja nie planowałam. To senat i wszyscy inni odpowiedzialni za podejmowane w tej wojnie działania.

— Jasne, bo najlepiej zwalić winę na innych!

— Nie sądzisz, że robię wszystko co w mojej mocy aby wam pomóc? Nie widzisz ile wysiłku zostało włożone w to, aby być właśnie w tej sytuacji?

— Pomagasz nam bo jesteś tu uwięziona. Po prostu ratujesz siebie!

— Ratuję wszystkich, którzy tu razem ze mną przylecieli. Ratuję ich przed politycznymi gierkami, których ofiarą się staliśmy. Pomyśl choć raz logicznie!

— Moja logika mówi mi — Valkiria podniosła się z ziemi — że republika nie przybędzie.

— Pani generał! — usłyszała nagle Asaro. — Musi pani to zobaczyć!

Jedi czym prędzej podbiegła do okna i spojrzała w kierunku wskazanym przez wołającego ją klona. Na błękitnym niebie zaczęły pojawiać się niewielkie rozbłyski. „Walka” pomyślała. Ktoś atakował znajdującą się na orbicie flotę separatystów. To była ich szansa!

Szarowłosa dopadła holostołu i złapała za komunikator.

— Wszystkie myśliwce gotować się. Przesyłamy plany ataku do waszych dowódców. Natychmiast startować. Kapitanie Umbra, — zwróciła się do mężczyzny — proszę wracać na swój statek i uruchomić te osłony. Musimy jak najszybciej zwabić jak najwięcej droidów do Ziemi Labiryntu.

— Tak jest generale!

Wszyscy zgromadzenia zaczęli udawać się na wyznaczone im pozycje. Asaro widziała jak jej Padawan znika w windzie aby dostać się na płytę lądowiska. Będzie musiała porozmawiać z nim o jego zachowaniu trochę później. Teraz musiała skupić się na prowadzeniu działań.

 

*

 

— Uwaga wychodzimy z nadprzestrzeni — powiedział mistrz Plo Koon. Uważnie obserwował wskazania na komputerze swojego myśliwca. Kiedy tylko system poinformował go o pełnej gotowości uruchomił silniki a niewielki, niebieski statek wystartował z płyty lądowiska. Zaraz za nim przez rozwarte klapy krążownika w pustą przestrzeń kosmosu wyleciała cała masa myśliwców. Tak jak to było planowane, Venator nie rozpoczął hamowania i teraz wszystkie jednostki republiki zmierzały w kierunku wroga z ogromną prędkością. Przed szybami kokpitu, Jedi zobaczył cztery prowadzące ostrzał krążowniki republiki oraz zmierzające w ich stronę eskadry myśliwców wroga. Komputer pokładowy poinformował go, iż ze znajdującego się na tyłach floty separatystów Lucrehulka nadciągało potężne wsparcie. Miał jednak nadzieję, że oddziały porozstawiane na skrzydłach zapewnią im wystarczającą obronę przed atakami.

— Wszyscy trzymamy się planu! — wydał rozkaz. — Skupiamy całą siłę ognia na najbliższej fregacie. Nasze statki zaraz powinny złamać jej osłony. Po zbombardowaniu zaczynamy hamowanie i próbujemy ściągnąć kolejny ze statków wroga. Wszyscy trzymać się z dala od krążownika Providence! — W słuchawce usłyszał serię potwierdzeń. Wróg był coraz bliżej.

Chmara myśliwców dotarła do okrętu nieprzyjaciela. Jak słusznie założyli, statki droidów nie mogły osiągnąć takiej prędkości jaką zyskały myśliwce republiki. Pierwsza seria rakiet poszła, wyrządzając poważne uszkodzenia we wrogiej jednostce. Jednak dopiero teraz zaczynała się prawdziwa trudność. Plo Koon czym prędzej spowolnił statek i rozpoczął manewr zawracania. Jeśli dolecą za daleko w głąb okrętów separatystów zostaną niechybnie powystrzelani. Zaraz za nim zwrot rozpoczęły pozostałe myśliwce. Przestrzeń dookoła wypełniły strzały. To grupy droidów dopadły atakujących wciągając ich w morderczą walkę.

— Jak sytuacja? — spytał rycerz Jedi.

— Pierwsza fregata uszkodzona, jednak nadal zdolna do operacji bojowych.

— Powtórzyć atak!

Setki torped spadły na wrogą jednostkę. Pozbawiony osłon i mocno uszkodzony statek nie mógł wytrzymać takiego ostrzału. Podłużny okręt dosłownie rozpękł się na dwie części spowijając się w potężnych chmurach gazu i ognia.

Akcję bacznie obserwował admirał Tarkin. Na niebieskim hologramie wyświetlało się całe pole bitwy. Atak mistrza Plo okazał się skuteczny a republika zgodnie z założeniami już w pierwszym etapie walk wyeliminowała jedną fregatę. Aby osiągnąć potrzebny cel musieli jednak zestrzelić ich więcej. Sytuacja była bardzo trudna. Okazało się, że wróg ma zdecydowaną przewagę na obu skrzydłach a przydzielone do obrony myśliwce nie równoważą wysłanych z Lucrehulka wojsk. Admirał wydał rozkaz do zredukowania liczby atakujących w centrum myśliwców i przekierował oddziały tak, by pomogły na flankach. Zdawał sobie sprawę, że takie działanie znacznie osłabi oddziały mistrza Jedi, a co za tym idzie, zmniejszy szansę powodzenia jego ataku.

Potężny wstrząs targnął statkiem. Bitwa rozpoczęła się na dobre. Właśnie znaleźli się w zasięgu dział potężnego krążownika Providence.

— Natychmiast rozpocząć manewr unikania! — wydał rozkaz. — Nie możemy sami ruszyć na ich okręt dowodzenia!

Wszystkie z siedmiu Venatorów zmieniły trajektorię starając się wyjść z zasięgu dział separatystów.

— Generale Koon, jak sytuacja?!

— Jesteśmy pod slilnym ostrzałem jednak powinniśmy dać radę ściągnąć kolejną fregatę.

— Jesteście osłabieni. Musiałem przekierować statki aby wzmocnić obronę obu skrzydeł.

— Kiedy przybędzie wsparcie z planety?

— Możemy się go spodziewać w każdej chwili.

Nie była to odpowiedź jaką chciał usłyszeć kel dorianin. Wojownik złapał mocniej za stery statku i przyspieszył w kierunku fregaty. Co chwila komputer informował go o malejącej liczbie myśliwców republiki.

— Mam trzech na ogonie! — usłyszał w słuchawce. Czym prędzej skierował swoją Etę-2 na wskazane koordynaty. Złapał za spust i oddał serię strzałów. Maszyny wroga eksplodowały kiedy zielone pociski przeszyły ich poszycia.

— Dziękuję.

— Wszystkie jednostki kierować się na najbliższą fregatę!

Nastąpiła kolejna seria bombardowań. Akcję myśliwców wspierały korwety nieustannie ostrzeliwujące wroga. Kolejny okręt separatystów rozleciał się na kawałki. Można było powiedzieć, że plan minimalny został zrealizowany.

Nie wszystko jednak szło po myśli republiki. Na prawym skrzydle oddziałom droidów udało odizolować się dwie korwety i teraz, pozostawione na pastwę losu statki znalazły się pod niekończącym się ostrzałem. Nie minęło dużo czasu jak stracono z nimi połączenie.

Admirał Tarkin wydał polecenie aby większość myśliwców udała się na flanki. Droidy za wszelką cenę starały się podzielić oddziały republiki na dwie części. Venatory starały się utrzymywać bezpieczny dystans od potężnego Lucrehulka.

Mężczyzna popatrzył na raporty. Dwie fregaty wroga zniszczone, jedna w błagalnym stanie to niezły wynik jak na sam początek walk. Republikanie stracili dwie korwety a jeden z Venatorów, ten który przyleciał prosto z działań wojennych na Christophis, doznał ciężkich obrażeń ale nadal nadawał się do walki. Pomimo tego jak bardzo starali się unikać statku Providence, okręt flagowy wroga powodował najcięższe rany w ich siłach. Zdziwiła go też ilość przybyłych z planety posiłków. Liczba myśliwców okazała się mniejsza niż szacowana. Tarkin zastanawiał się, czy może to być spowodowane jakimiś działaniami prowadzonymi przez generał Erhetię. Technicy cały czas próbowali złamać zabezpieczenia separatystów jednak nadal nie udało im się nawiązać połączenia ze znajdującymi się na planecie oddziałami.

„Kto wie, może wcale nie ma już kogo ratować” pomyślał mężczyzna.

 

*

 

Treeke gwałtownie skręcił myśliwcem tuż przy samej ziemi a podążający za nim droid roztrzaskał się o piaskowcowy grunt. Plan działał doskonale. Venator kapitana Umbry zwabił sporą część jednostek wroga prosto nad Ziemię Labiryntu i nim wróg zdążył zorientować się co się stało, stracił połączenie z własną armią. Pozbawione centralnego komputera maszyny stanowiły zdecydowanie mniejsze zagrożenie i zaczynały przegrywać starcie pomimo początkowej sporej przewagi liczebnej.

Szaro-zielony myśliwiec zestrzelił kolejne statki wroga. Na niebie panował istny zamęt. Odgłosy strzałów wypełniały przestrzeń a kolorowe pociski przecinały niebo.

— Uwaga! Od zachodu nadciągają HMP! — usłyszał w komunikatorze. „No, w końcu jakieś większe wyzwanie” pomyślał. Żałował, że z powodu zakłóceń nie mógł posłużyć się naprowadzanymi rakietami. Cóż, będzie musiał popisać się umiejętnościami strzeleckimi.

Namierzył nowo przybyłe oddziały. Widział już jak część myśliwców rozpoczęła ostrzał i jak statki o ciężkim pancerzu dzielnie stawiają opór. Treeke szybkim gestem odbezpieczył spust rakiet. Nie mógł polegać na komputerze ale miał coś, czym nie dysponował żaden z klonów. Nacisnął na guzik i, pomimo ostrzeżenia komputera pokładowego o braku łączności, spod statku wystrzeliła seria pocisków. Padawan skupił się. Wyciągną rękę przed siebie. Starał się wyczuć zmierzające w kierunku nieprzyjaciela obiekty. Nagle machnął dłonią w lewo. Jeden z pocisków gwałtownie skręcił trafiając prosto w silniki statku wroga. Jedi znów się skupił. Kolejny gest; kolejny wróg zestrzelony. Na więcej sztuczek nie miał czasu. Zawrócił statek unikając nasilającego się ostrzału a pozostałe pociski uderzyły w piaski pustyni wzbijając słupy pomarańczowego pyłu.

Rzucił okiem jak radzą sobie krążowniki. Statek kapitana Umbry okazał się świetną tarczą a zamontowany generator skradziony droidom, cennym dodatkiem i wzmocnieniem obronności. Treeke wiedział jednak, że ich los zależy od tego co dzieje się na orbicie. Nie mieli żadnej łączności. Nie wiedzieli nawet czy to flota republiki przybyła im na pomoc, czy może mieszkańcy Qirinee stanęli do walki.

Odpędził niepotrzebne myśli. Teraz musiał skupić się na wykonaniu zadania. Przyspieszył statek i namierzył kolejne cele. „To będzie długa bitwa” pomyślał.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Kapelusznik 10.03.2020
    No
    Finał zapowiada się genialnie!
    Zero uwag
    5
  • Nefer 15.09.2020
    Dobry rozdział, w większości poświęcony dynamicznej batalistyce. Mnie jednak intersują najbardziej wydarzenia na planecie Qirinee oraz postawa jej władczyni. Sądzę, że to właśnie okaże się decydujące.
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania