Poprzednie częściKrople życia, Prolog

Krople życia, 10. 1 marca 1709- ocudzenie

Było już po zmroku, kiedy przemieżałam wąskie uliczki w Madrycie. Gdzie nigdzie ktoś się śmiał, albo krzyczał. Mimo późnej pory miasto tętniło życiem. Prawdopodobnie wychodzili z teatru, po premierze najnowszej sztuki. Mimo wojny o sukcesję hiszpańską, ludziom powodziło się całkiem nieźle. Ja sama byłam bogatą, niezależną arystokratką. Nadal posługiwałam się nazwiskiem lady Lucille Marin i w najbliższym czasie nie miało się to zmienić.

Miałam na sobie białą suknie, przepasaną w pasie błękitną tknaniną. Gorset był straszny, ale przeżyłam już tyle zmian w modzie, że pozostawało czekać, aż i to minie.

Mignęłam w świetle i zwróciłam na siebie uwagę trzech młodych i zapitych mężczyzn z niższych sfer. Krzyknęli coś za mną i zaczęli za mną iść. Uśmiechnęłam się pod nosem i przyspieszyłam kroku. Skręciłam w jeszcze ciemniejszą uliczkę, prowadząc ich labiryntem. Jeden lok uwolnił się z mojego koka i opadł mi na twarz. Znów skręciłam w bok, a oni za mną.

Kretyni. Sami wydają na siebie wyrok śmierci. Już czułam smak ich krwi i ich przerażenia. Zasługują na śmierć. W końcu jaki niewinny poszedłyby za młodą, niewinną kobietą? Z jakim zamysłem?

Ślepa uliczka. Zatrzymałam się. Oni też. Krzyczeli coś, bełkotliwie po hiszpańsku. Szybko opanowałam ten język, ale i tak nie rozumiałam co mówią. Byli zbyt pijani. Jeden z nich coś krzyknął, a ja nie zastanawiałam się co. Odwróciłam się w ich stronę i uśmiechnęłam się uroczo. Nim pierwszy z brzegu mrugnął, już przyssałam się do jego szyi. Opróżniłam go zazdziwiająco szybko. Jego pusta skorupa upadła na zimną ziemię. Chwyciłam jego drugiego kolegę. Byli tak pijani, że nawet nie mysleli o ucieczce. Sam ich krwi był gorzkawy od nadmiaru alkohlu.

Kolejny trup i wyciągnęłam rękę po trzeciego. Jego też wyssałam.

- Ekspresowy czas.

Upuściłam trupa na ziemię i odwróćiłam się w stronę z której dochodził głos.

O ścianę, przy wejści do uliczki , opierał się jakiś mężczyzna z założonymi rękami na piersi. Miał czarne oczy niczym noc, lekki zarost i typowo hszpańską cerę. Jego włosy były ciemnobrązowe do nasady karku. Był wysoki, około stu osiemdziesięciu centymetrów wzrostu, i muskularny. Ubrany w strój arystokraty wyglądał jak typowy mieszkaniec Madrytu, ale instyntk podpowiadał mi, że różni się od ludzi.

- Prawda?- uśmiechnęłam się i otarłam rękawem białej sukni usta z krwi- Doskonaliłam tą technikę przez długi czas.

- Tak- stwierdził- Sto siedemdziesiąt lat mordowania. Ciągnął się za tobą trupy, chica.

Wzruszyłam ramionami i kopnęłam ciało mężczyzny, które leżało mi na drodze. Ręce miałam całe we krwi. Rękawy sukienki podwinęłam, tak by nie było widać czerwonych plam. Mężczyzna rzucił mi jedwabną, biał chusteczkę, a ja wytarłam w nią ręce. Minęłam go i przy okazji oddałam mu jego własność. Złapał mnie jednak za ramię, nie pozwalając odejść z miejsca zbrodni.

- Zamierzasz ich tak tu zostawić? Nie posprzątasz po sobie?- spytał

Spojrzałam w jego czarne oczy. Musiałam zadrzeć głowę do góry, bo był dużo wyższy.

- A po co?- spytałam

Byłam zaintrygowana. Taki pomysł od stu lat nie przyszedł mi do głowy.

- Żeby nie przyciągać uwagi, na przykład- powiedział- Gazety trąbią na wszystkie strony o morderstwach na terenia Madrytu.

- Jestem sławna- uśmiechnęłam się ironicznie- Kto nie chce być gwiazdą?

Mężczyzna westchnął, ale mnie nie puścił. Zabawne. Jakiś facet z najwyraźniej nadwrażliwym sumieniem był właśnie świadkiem morderstwa, które popełniłam, a teraz stoję sobie i z nim gadam w najlepsze. I na dodatek wydaje się być dobrze poinformowany wszystkim co mnie dodtyczy.

- Przejdźmy się, chica- poprosił

Uniosłam brwi.

- Mam imię.

- Nazwałbym cię Lucette, ale wydaje mi się, że tamta wrażliwa dziewczyna dawno odeszła- powiedział

Uśmiechnęłam się.

-Jej miejsce zajęłam ja.-przytaknęłam

- Widzę- skrzywił się- Więc idziemy na spacer?

Pokiwałam głową. Dawno z nikim w szczery sposób nie rozmawiałam. Później go zabiję. Może i po sobie nie sprzątam, ale świadka mojej zbrodni nie mogę zostawić przy życiu. Wyszliśmy z uliczek i zaczęliśmy przechadzać się ulicami. Ludzi było już mało, niewiele osób nas mijało.

- Kim ty w ogóle jesteć?- spytałam- Zdajesz się dośc dużo o mnie wiedzieć, a ja nawet nie wiem jak masz na imię.

- Enzo Rodriguez- odparł.

- Powiedziałabym, że mi miło, ale nie lubie kłamać- uśmiechnęłam się wyzywająco

- Zadziwiające- odrzekł- Od niemal dwustu lat cały czas to robisz. Rozkochujesz w sobie mężczyzn, później zabijsz. Twoje puste słowa to nie kłamstwo? Jesteś niczym czarna wdowa.

- Hm... Ładnie. Może będę miała taki przydomek- powiedziałam kpiąco- Powiedziałabym, że jesteś jedną z moich ofiar, skoro tak mi to wypominasz, ale żyjesz. To cię wyklucza.

Enzo znów westchnął, ale się nie poddawał. Trochę posmutniał. Może się odczepi.

- Nie żyje, Lucille. Jestem martwy, ale nie jestem twoim kochankiem.

- To kim jesteś?- uniosłam brwi

- Wspomnieniem. Cieniem- powiedział

Spojrzałam na niego pytająco. Zaintyrgował mnie. W swoim długim życiu spotkałam wampiry, czarownice, wilkołaki i inne zmory, ale nikt jeszcze nie podał się za Cień.

- Mam dwieście trzydzieści siedem lat, kochanie- powiedział- Płynąłem z Kolumbem do Nowego Świata. Miałem dwadzieścia lat. Z kilkoma innymi wykradliśmy złoto z świątyni. Nie spodobało się to bóstwom i zostałem przeklęty. Skazany na życie w cieniu. Nie czuje zimna i ciepła. Nie mogę się najeść i zaspokoić pragnienia. Skazany na wieczne pół życie- zakończył

Wysłuchałam go ze stoickim spokojem.

-Och, to takie smutne, że aż się wzruszyłam- zakpiłam- A nie, czekaj. Jednak nie.

Enzo znów westchnął. On nic nie robi tylko ciągle wzdycha i wzdycha.

- A teraz z łaski swojej powiedz mi, dlaczego się do mnie przyczepiłeś!

- Zostawiasz wyraźne ślady od długiego czasu- powiedział- Mordujesz co dzień, mimo, że krwi potrzebujesz raz w miesiącu. Zatraciłaś swoje człowieczeństwo i to z tak błachego powodu. Po prostu się zgubiłaś w swoim życiu. Nie czujesz gniewu, smutku, strachu, czy nawet szczęścia. Nie masz wyżutów sumienia.

Czy dał mi do myślenia? Dobre sobie. Raczej wynudziłam się jak diabeł na pokucie.

- Płomienne kazanie- zakpiłam- Wysłuchałam, a teraz spadaj.

- Nie- odparł spokojnie Enzo- Widzisz, musisz je odzyskać, zanim Kol cię dopadnie i zabije.

- Nie wie, gdzie jestem- wzruszyłam ramionami

Spojrzał na mnie.

- Wczoraj wieczorem przekroczył granicę kraju- powiedział

Nie powiem, zaskoczyła mnie ta wiadomość. Nic poza tym. Westchnęłam.

- Więc czas stąd wyjechać. A szkoda, dobrych ludzi macie tu w Hiszpani.

- Najpierw chce ci coś przypomnieć.

Enzo się zatrzymał. Ja też. Byliśmy na jakimś wzgórzu. Stało na nim jedno drzewo, prowadziła do niego jedna ścieżka. Byliśmy już poza miastem. Niebo było zachmurzone, granatowe. Nie widaćbyło ani księżyca ani gwiazd.

- Co takiego?- spytałam

- Jak to jest czuć, Lucille- powiedział

Zaśmiałam się nutą drwiny. Dobre. Rozbawił mnie. Ale Enzo złapał mnie za rękę.

-Zobaczmy, które wspomnienia na ciebie wpłyną, chica.

Mój mózg stworzył pierwszy obraz. Widziałam go w głowie. Miałam szesnaście lat i właśnie był pogrzeb mojego brata. Chowali go w grobie. Byłam ubrana na czarno, tak jak wszyscy. Tata mocno trzymał mnie za rękę, a drugim ramieniem obejmował cicho łkającą mamę.

Obraz się zmienił. Teraz widziałam siebie już jako Przebudzoną. Byłam gdzieś w południowej Francji. I właśnie mordowałam całą wioskę. Nie poznałam sama siebie. W oczach miałam obęd. Za mną domy się paliły, przede mną ludzie uciekali. Pod nogami walały się trupy. Byłam cała we krwi.

I znów obrazł uległ zmianie. Dom w Hiszpani. Szesnasty wiek. Ester leżąca na ziemi, trzymam ją w ramionach i jestem z nią w ostatnich chwilach jej życia. Jestem świadkiem mojej pierwszej śmierci.

O kolejna wizja, że tak powiem. Mój dom. Płacz dziecka. Philippe. Nie dotknęłam go nawet. Został niemal wydarty z moich ramion.

Poczułam jak po moim policzku płynął łzy. Enzo puścił moją rękę. Był zadowolony. Ja nieczułam nic prócz smutku i poczucia winy. Ile żyć odebrałam? Ciężko przychodziło mi oddychanie. Niemal dyszałam.

- Uspokój się, oddychaj, Lucille. To panika i histeria. Dasz radę sobie z tym poradzić. Skup się na jednym uczuciu, jednej myśli- mówił Enzo, uspokajającym głosem

Oddychałam, tak jak kazał. Skupiałam się na jednej rzeczy. Na myśli o przetrwaniu. Myślałam tylko o tym by przetrwać.

Po upływie kilku minut uspokoiłam się. Łzy przestały płynąć, te wszystkie emocje osłabły, pozostała myśl o przetrwaniu. I wyrzuty sumienia.

- Wróciłaś?- Enzo uśmiechnął się delikatnie

Pokiwałam powoli głową. Tak wróciłam. Ocudziłam.

- Dziękuję- wyszeptałam

Ale jego już nie było. Zniknął. A ja zostałam sama na pagórku z jedną myślą: Muszę wyjechać. Kol mnie odnalazł. Tym razem za swój cel obrałam wschodnią Europę. Może tam będę miała więcej szczęścia.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • NataliaO 10.04.2015
    Bardzo mi się podoba jak tworzysz zdania, są doskonałe. zakończenie było naprawdę dobre ; 5:)
  • wolfie 10.04.2015
    Bardzo fajnie, że podkreślasz charakter głównej bohaterki. :) Do tekstu wpadło Ci kilka błędów, które trochę utrudniają czytanie. Poza tym nie mam innych uwag. Dobrze, że dodajesz nieco dłuższe rozdziały. :)
  • Angela 10.04.2015
    Kolejny świetny rozdział, jak zawsze z niecierpliwością czekam na następne : }

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania