Poprzednie częściPod gwiazdami

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Pod gwiazdami 11

SARAH

 

– Wypierdalaj Michaelu! – W jego kierunku leciały poduszki, a gdy ich zabrakło, łapałam cięższe przedmioty. Dwa dzbanki rozbiły się z hukiem o ścianę, a on nadal stał i uśmiechał się promiennie, powiedziałabym wręcz, że mój atak na jego osobę, sprawiał mu przyjemność.

– Skończyłaś, czy mam uzbroić się w cierpliwość i poczekać, aż zdemolujesz cały dom? – zagadnął z przekąsem i wzruszył ramionami. – Pogadajmy na spokojnie. – Zrobił krok, za chwilę kolejny, wyczuwając zapewne, że opadam z sił. – Niepotrzebnie robisz przedstawienie. – Zablokował moją dłoń, kiedy miałam wziąć zamach i roztrzaskać karafkę na jego tępym mózgu.

– Puść mnie, orangutanie – syknęłam, kiedy zacisnął palce na nadgarstku, zmuszając do wypuszczenia szkła z dłoni. – Zabieraj swoje cztery litery, zapakuj do auta i wraz z resztą zniknijcie mi z oczu – zasugerowałam, piorunując go wzrokiem.

– Możesz o tym tylko pomarzyć – fuknął i zacisnął usta. Kiwając głową, pociągnął mnie bliżej i zamknął szczelnie w ramionach. – Potrzebuje twojej pomocy Sarah, a gdy ją już uzyskam, wtedy możemy ponegocjować wcześniejsze wywody. – Objął moją twarz i spojrzał głęboko w iskrzące z frustracji oczy. – Zrobisz coś dla mnie?

– Nie – wypaliłam od razu, bez zbędnych ceregieli. – Odsuń ode mnie przesiąknięte spalenizną cielsko i wyjdź. – Spiął mięśnie do takiego stopnia, że poczułam pod opuszkami palców prątki wyładowań elektrycznych. – Zapomniałam, że jesteś głuchy – dodałam i próbowałam uwolnić ciało z uścisku.

Im bardziej moje ruchy przypominały zwierzę, usiłujące wyrwać ciało z pułapki, tym Michael skuteczniej zacieśniał żelazne pęta.

Odpuściłam.

– Mogę przynajmniej zaprosić Marka, aby zajął się Aleckiem, bo wcześniej jakoś nie było ku temu okazji, bo moglibyśmy mieć kolejną ofiarę ze szkłem w czaszce? – Obnażył zęby. – Więc?

– Niech wejdzie, ale tylko on. – Nie spierałam się, bo co do tego jednego Michael miał rację. – Teraz pozwól, że odejdę.

– Co ty kombinujesz kobieto? – Nabrał powietrza do płuc i wypuścił, wzdychając. – Chcesz uciec? – zapytał zachrypniętym, niskim głosem, drapiąc się po szczęce.

– Nie, panie ciekawski. Zamiaruje odnaleźć psy, bo nie widzę ich tutaj. – Poczęstowałam go grymasem rozdrażnienia, który znów cisnął się na usta. – Zresztą, to mój dom i mogę robić, co chcę, a tobie nic do tego. – Puścił i odstąpił, robiąc sporą przestrzeń.

Był zły, wręcz wściekły, ale tłamsił wszystko w sobie, nie dając się sprowokować. Byłam pewna, że to jeszcze nie koniec i najprawdopodobniej będę musiała dalej znosić jego towarzystwo.

Intuicja mnie nie zawiodła.

– Psy są u sąsiadki, a ty siadaj, bo mam ci coś ważnego do zakomunikowania, uparciuchu. – Wskazał na kanapę, więc skorzystałam z zaproszenia, bo nogi mnie bolały (najpierw kucałam długo przy Alecku, a teraz dreptałam w miejscu, wyrzucając pokłady gniewu na tego, ważniaka).

Skuliłam dłonie w pięści i zasiadłam wygodnie, wspierając kręgosłup na oparciu. Nie spojrzałam na Michaela, bo po co. Denerwował mnie nawet tym, że oddychał tym samym powietrzem.

– Słucham – burknęłam od niechcenia, jakbym miała to gdzieś.

– Ojciec dał mi próbki leków do analizy, więc… – zamilkł. – Ostatnio brakuje nam rąk do pracy, więc pomyślałem, że…

– Sarah to dla mnie zrobi – wtrąciłam, odnajdując jego zmieszany wzrok. – Chcesz mnie wpędzić w jeszcze gorsze bagno człowieku – uniosłam głos, bo jego tupet nie pozwalał mi racjonalniej dobierać słów. – Zabójstwo, ukrywanie osoby z postrzałem, a ty jeszcze dokładasz mi chemię nieznanego pochodzenia. – Zaczęłam klaskać.

– Zwykłe leki przeciwbólowe, w trakcie badań, przed wypuszczeniem na rynek – rzucił jednym tchem, unikając mojego wzroku, jakby w tym wszystkim, był ukryty haczyk. – Dwie próbki są na morfinie, a trzy na opium, tyle.

– Nie… no… kurwa zajebiście – roześmiałam mu się prosto w twarz. – Leciutki skład, gdy dodamy do tego zawartość laboratoryjną proszku. – Postukałam palcem w skroń i pokręciłam głową. – Jesteś głupcem do kwadratu, a ja idiotką, że w ogóle tego słucham. – Wydęłam usta, skrzyżowałam ręce na piersi, nie mając mu nic więcej do dodania.

– Sarah!

– Zamknij się Michaelu i lepiej zmień temat albo zamilknij na wieki. – Zmrużyłam powieki, nie mając już do niego siły. – Idź pod prysznic, bo głowa mnie boli od tego zapachu.

– Sarah! – błagał niewinnie.

– Pomyślę, a teraz zejdź mi z oczu. – Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc jego rybią twarz. – Oszaleję przez ciebie i twojego pecha. – Udałam się do pokoju, zastanowić, co dalej.

Miałam w domu i obok niego pół szwadronu policji, a nadal nie czułam się komfortowo.

Byłam przerażona i zagubiona jak nowo narodzony ssak – ślepa też.

Musiałam wyjść.

Teraz – natychmiast.

Z salonu dobiegały odgłosy krzyczącego Alecka, jakby poddawano go torturom. Skóra mi ścierpła, a włosy najeżyły, gdy sobie uświadomiłam, co musi czuć podczas usuwania kul bez znieczulenia. Młokos, który miał się nim zająć, nie wyglądał na wprawionego w tym fachu – a może. Nic już nie wiedziałam i coraz trudniej było mi odróżnić prawdę od fikcji.

Starłam pot z czoła i jakby niby nic, skierowałam się do wyjścia. Policjanci siedzieli w samochodzie i nie wykazywali oznak zainteresowania moją skromną osobą. Był pośród nich ktoś, kto na mój widok podniósł alarm.

– Cezar… nie! – krzyknęłam, ale moje słowa odbiły się od sierściucha rykoszetem. Pięćdziesiąt kilo żywej wagi powaliło mnie na trawę, okazując miłość. – Zostaw mnie, nie jestem lizawką. – Odepchnęłam jego mordkę i dumna z siebie, wzniosłam ciało do pionu. – Jesteś tak samo nieułożony, jak twój pan.

– Teraz postanowiłaś wyładować gniew na psie? – Michael wyrósł jak spod ziemi. – Nie ładnie Sarah… – wybuchnął gardłowym śmiechem i podtrzymywał ręcznik, który pod wpływem drgających mięśni, zaczął ześlizgiwać się z bioder.

– Zostawię to bez komentarza. – Zmierzyłam go spod rzęs. – Idę po psy, a ty załóż coś na siebie, bo robisz widowisko.

Koledzy po fachu zaczęli gwizdać i wiwatować, na widok Michaela.

– Daj mi chwilę, pójdziemy razem. – Popędził do domu i zniknął za drzwiami.

Jeśli wyobrażał sobie, że go posłucham, to był w błędzie, pomyślałam i ruszyłam przed siebie.

- Kurwa mać, Sarah! – Podbiegł. – Jesteś uparta jak osioł. – Zagrodził mi drogę. – Nie rozumiem twojego toku myślenia.

– I dobrze – przyznałam i próbowałam obejść przeszkodę. – Do sąsiadki jest raptem parę metrów, więc…

– W tym czasie ktoś może cię zastrzelić, porwać, poćwiartować, albo zranić. – Tembr jego głosu był ostry, jakby starał się wybarwić przed czymś, co ukrywał. – Do niedawna drżałaś na samą myśl wyściubienia nosa z domu, a teraz zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i paradujesz bez obstawy po okolicy.

– Przestań tak do mnie mówić, bo ogarnia mnie strach. – Wyłapałam jego rozbiegany wzrok – lustrował otoczenie nadzwyczaj uważnie.

– Wolałabyś, abym kłamał i szeptał ci do ucha, że to wszystko, to tylko sen… otóż nie Sarah. – Oczy mu pociemniały. – Powiem wprost, bo na okrętkę do ciebie nie dociera. – Wstrzymał oddech i złapał się w okolice brwi. – Zbyt dużo osób wiąże twoją osobę z tym, co robię, więc zrozum w końcu kobieto, że grozi ci niebezpieczeństwo.

Zastygłam z otwartymi ustami. Ręce zawisły w powietrzu, jakby ktoś włączył pauzę w pilocie.

– Wróć do domu, a ja przyniosę psy. – Objął mnie ramieniem i przekręcił w przeciwnym kierunku, niż zamiarowałam iść. – Proszę.

– Okej. – Wzruszyłam ramionami i poczłapałam ze spuszczoną głową tam, gdzie chciał.

W drodze powrotnej zaprosiłam policjantów do środka, bo nie mogli przecież tak sterczeć w tym samochodzie o suchych pyskach.

Leki, które podał mi Michael, nie wpływały dobrze na myślenie.

Raz byłam tchórzliwym kundlem, który trzymał ogon pomiędzy nogami, za chwilę hieną, która w pojedynkę pragnie rozwalić system.

***

 

Michael poszedł i przepadł jak kamfora. Parę razy wyglądałam przez okno, ale ani widu, ani słychu. Nie potrafiłam usiedzieć w miejscu, dłużej niż kilka sekund. Zaczynałam nawet zgrzytać zębami.

– Zadzwońcie do Michaela – zwróciłam się bezpośrednio do mężczyzn zajadających ciastka. – Nikogo z was, nie zdziwiło, że długo go nie ma? - Wlepili we mnie zaciekawione spojrzenia.

– Już – zabrał głos brunet, sięgając po telefon do kieszeni spodni. – Nie odbiera – stwierdził po chwili, wstając.

– Mark – zagadnął do chłopaka, który czuwał przy śpiącym Alecku – pójdziemy na spacer, a ty miej widok na dom. – Skinieniem dłoni zwołał pozostałych i opuścili pomieszczenie w podskokach.

To nie wróżyło dobrze.

Podenerwowanie rosło i odczuły to najbardziej moje paznokcie, które przygryzałam zębami. Firanka była tak pomięta i przybrudzona od ciągłego jej uchylania, że głowa mała.

Mężczyźni, po opuszczeniu domu, rozproszyli się i zaczęli patrolować teren. Odeszłam od okna i zaczęłam sprzątać ze stoły, kiedy do moich uszu dobiegł podniesiony głos Michaela: – Następnym razem nie zaoferuję pomocy. Ludzie, którzy tutaj mieszkają, to harpie i nie rozumieją, gdy ktoś ładnie odmawia.

Drzwi otwarły się, a po chwili zamknęły, aż futryna zadrżała. Wyglądało to tak, jakby zatrzasnął chłopakom drzwi przed nosem – nie weszli do środka.

Na pewno mieli dość jego marudzenia i postanowili zostać na zewnątrz.

– Masz swoje pociechy. – Wcisnął z nerwem pieski w moje ramiona, po czym usiadł na krześle, rozjuszony jak byk.

– Uciekły ci? – Michael stwarzał pozory, jakby nie słyszał. – Języka w buzi zapomniałeś? Mruczysz i mruczysz, zamiast wyrzucić, co takiego się stało.

Postawiłam pociechy na ziemi – od razu pobiegły do jedzenia – i zerkałam na zaciętą twarz marudera.

– Na samo wspomnienie, dostaję skrętu kiszek – rzekł, robiąc kwaśną minę. – Ta stuknięta sąsiadka uraczyła mnie obiadem z połowy świni. – Ściągnął brwi i potrzepał głową. – Poznałem całą historię jej rodziny, zajadając się mięsem tak suchym, że do tej pory bolą mnie dziąsła i podniebienie.

Wybuchłam śmiechem, bo doskonale rozumiałam, co czuł. Panna White słynęła z gościny w nadmiarze, dla nieprzyzwyczajonego do obżarstwa żołądka i była przy tym, tak upierdliwa, że mało komu, udawało się wyjść od niej bez zjedzenia wszystkiego, co wylądowało na stole.

– Zaparzę ci ziółek. – Uśmiech nie schodził z mojej rozpromienionej twarzy. Im bardziej Michael wykrzywiał twarz, tym mocniejszy czułam stan euforii z jego niezaradności. – Smakowało bodaj?

– Przestań, bo zwymiotuję. – Poczerwieniał na twarzy jak burak. – Daj mi wody gazowanej, może szybciej to strawię. – Pogłaskał dłonią po wydętym brzuchu. – Nigdy więcej nie tknę czerwonego mięsa, nawet w pięciogwiazdkowej restauracji.

– Jasne. – Postawiłam schłodzoną butelkę tuż przed jego nosem. – Nie chcę krakać, ale niedługo zapadnie zmrok, a jak sam wiesz, nie mam tylu łóżek, aby pomieścić całą tę zgraję.

– Spokojnie, przecież mówiłem, że to sytuacja przejściowa. – Wlał do gardła sporą ilość płynu i beknął. – Za pół godziny zostaniemy tylko my dwoje i nasze psy. – Za szybko zabrał głos, po zrobieniu łyka i opluł się, jak niejadek – kaszką.

– Ciamajda. – Rzuciłam ściereczkę wprost na jego głowę i usiadłam obok, patrząc, jak wyciera brodę. – Zostało coś z domu?

– Nie, spłonął doszczętnie i przy okazji, wiesz… – przełknął ślinkę. – Jutro muszę odwiedzić komisariat i tak sobie pomyślałem, czy mógłbym zostać u ciebie na noc? Mógłbym się zdrzemnąć w aucie, ale nawet, jak złożę siedzenia, nie będzie w nim za dużo miejsca. Więc?

– Moje jest obszerne, więc możesz tam przekimać. – Stawianie go pod ścianą, sprawiało mi niebywałą satysfakcję.

– Żartujesz, prawda? – Rozciągnął usta i przewrócił oczyma. – Masz taki wielki dom, a żałujesz mi kawałka kanapy? Miałem nadzieję, że odwdzięczysz się jakoś za pomoc, a ty pokazujesz mi drzwi.

– Wiesz Michaelu. Jakoś ostatnio przestałam ci ufać i nie za bardzo uśmiecha mi się spać z tobą pod jednym dachem.

– Nadal jesteś na mnie zła, za tamto, prawda? – Jego oczy przygasły, a głowa opadła. – Nie tknę cię, jeśli mi na to nie pozwolisz, masz moje słowo. – Położył dłoń na piersi i wzniósł oczy do nieba. – Zresztą nawet tego nie chcę.

Szczęka mi opadła na jego słowa. Zakłuło mocno w piersi i niewidzialny zator spłycił oddech. Na czoło wylazł pot, a ciałem wstrząsnął dreszcz. Nie potrafiłam nic z siebie wydusić, poza „aha”.

Wstałam, bo coś niedobrego zaczynało się dziać z moimi oczami – przeciekały – i jak najszybciej umiałam, pobiegłam do sypialni. Walczyłam z umysłem, który na powrót przypominał mi, że znów pozwoliłam sobie na płonne nadzieje odnośnie do znalezienia szczęścia.

– Sarah, dobrze się czujesz? – Michael zastał mnie w trakcie ocierania łez. – Sama powiedziałaś parę dni temu, żebym zszedł ci z oczu. – Podszedł. Czułam go wszędzie. – Mogę zostać?

– Tak – oznajmiłam beznamiętnie i usiadłam na skraju łóżka. – Pościelę ci w gościnnym, kiedy twoi znajomi wyjadą. – Co będzie z Aleckiem? – Unikałam jego intensywnego wzroku.

– Rozmawiałem z Markiem i będzie żył – westchnął, usiadł obok i pochwycił za moje drżące dłonie. – Kule ominęły organy i wychodzi na to, że miał dużo szczęścia. – Przyciągnął mnie do siebie i zamknął w ramionach. – Złożę zeznania i góra za trzy dni, wyjadę.

– No tak… nie masz już lokum. – Oparłam głowę na ciepły tors i pociągnęłam nosem. – Wrócisz do miasta?

– Tak, ale najpierw muszę lecieć do Meksyku, tak czy siak. – Michael napiął mięśnie, jakby podświadomie nie cieszył się z wyjazdu. – Zrobisz dla mnie te analizy, czy mam rozejrzeć się za kimś innym? – Zacieśnił uścisk i wbił mnie w siebie.

– Zrobię – odpowiedziałam szeptem. – Przynieś próbki, a jutro po pracy je przejrzę.

Sterował mną jak pacynką. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie potrafiłam mu odmówić, choć intuicja podpowiadała mi, że to zły pomysł.

– Chcesz to zrobić u siebie? – Wybałuszył oczy, kiedy na niego spojrzałam.

– Jasne, a niby gdzie? – Zgłupiałam. – W domu przecież tego nie zrobię.

– Mam znajome laboratorium w mieście, więc nie musisz tego robić w pracy. – Pochwycił moją brodę i pogładził delikatnie. – Nie chcę, abyś przez przypadek, miała problemy.

– Spokojnie. – Przygryzłam wargę widząc jego pełne usta. – Nikt do mnie nie zagląda, bo uchodzę za wariatkę, która szybko wpada w szał i nie szczędzi niecenzuralnych słów.

– Z tym jestem w stanie się zgodzić, bo potrafisz dopiec i nie umiesz trzymać słów na końcu języka.

– Racja, ale jak bym siedziała cicho, to pochłonęłaby mnie czeluść, tego pędzącego na łeb i szyję Świata.

– Zadziorna jesteś, jak kogut podczas walki – prychnął i się cofnął. – Pójdę po samochód, może tłum wokół mojego domu zelżał. – Wstał, odwrócił się na pięcie i wyszedł, a mnie dopadła melancholia.

***

 

Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, straciłam ochotę na wszystko, nawet na to, aby oddychać. Wpatrywałam się w dłonie, czując jeszcze na nich pot Michaela. Przybliżyłam je do twarzy, chłonąc nozdrzami męski zapach. Przywykłam, że jest, a teraz dostałam obuchem w głowę, słysząc, że wyjedzie i najprawdopodobniej, już nigdy, nasze porastające trawą ścieżki, nie znajdą wspólnego punktu zaczepienia.

Podciągnęłam kolana pod brodę i zacisnęłam na nich ramiona. Kończył się kolejny etap w moim życiu, który mogłam podsumować jednym słowem – porażka.

– Sarah, pozwolisz na chwilkę? – To chyba Mark, ale pewności nie miałam, bo odezwał się może z trzy razy podczas pobytu tutaj.

W ślimaczym tempie wzniosłam ciało do góry i jak cyborg, ruszyłam przed siebie, nie mając na to najmniejszej ochoty. Jednak miałam gości i nie wypadało odmówić.

Gdy weszłam do salonu, Aleck siedział i palił papierosa. W normalnych okolicznościach wykopałabym go z tą fajką na dwór, a tak wzruszyłam tylko ramionami.

– Jestem głodny jak wilk, a nie chcieliśmy z Markiem rządzić się u ciebie – głos mu się łamał i brzmiał miękko. – Poratujesz? – Zrobił maślane oczy i zaciągnął się dymem.

– Oczywiście. – Wyjęłam wędlinę z lodówki, posmarowałam chleb i dekorując wszystko sałata, podałam mu chłopską kanapkę. – Woda stoi obok zlewu. – Zawiesiłam na niej wzrok. – Jak się czujesz?

– Jakby ktoś wlewał mi do ciała rozgrzany olej – rzucił i zatopił zęby w kanapce. – Wszystko mnie piecze od środka. – Żul i bełkotał pod nosem. – Tyle razy tego doświadczyłem, a nadal nie przywykłem. Następnym razem założę kamizelkę, aby ochronić bebechy.

– Lepiej, aby tego kolejnego razu nie było – wypaliłam, nie myśląc nad sensem.

Wiadomo, że wybierając taką pracę, a nie inną, ryzyko istnieje zawsze.

Drzwi zatrzeszczały – wrócił Michael.

– Szybko powróciłeś zza światów – zażartował i przybił Aleckowi piątkę. – Dajesz radę, czy podać ci mój specyfik na zneutralizowanie mózgu?

– Nie jest źle, jak widzisz. – Uśmiechnął się krzywo Aleck. – Zjem i będziemy się zawijać.

- Chłopaki pozwiedzali okolicę i nawet zapoznali panienki. – Wyszczerzył się i usiadł obok obolałego kolegi. – Spuścić ich tylko na chwilę z oczu, a już rozkręcają imprezę.

– Żeby tylko nie okazali się tacy jak ten cały Feliks. – Tak jakoś samo wyskoczyło mi z gardła.

Spojrzeli na mnie i nie skomentowali, co mnie trochę zdziwiło, ale może to i lepiej, bo wzrok Michaela był zimny, a reszta od razu zmieniła pole obserwacji na mój brzuch.

Było mi głupio i czułam, jak poliki płoną żywym ogniem. Było za późno, aby cokolwiek prostować, więc temat został zamknięty.

– No, na nas już czas. – Aleck powoli wstał i pokuśtykał w stronę drzwi. – Dzięki za gościnę i do zobaczenia.

– Do widzenia – rzucił Mark i podążył za kolegą.

– Trzymajcie się i bezpiecznej podróży. – Pomachałam i zamiarowałam udać się do pokoju, kiedy Michael złapał mnie za biceps i przytrzymał, jakby chciał, abym została.

No tak. Miał przynieść leki i na pewno pragnął mi wytłumaczyć, co jest co i jak to się je.

– Masz tego, aż tyle? – Włosy mi się najeżyły, na widok sporej walizki. – Analiza tego zajmie mi miesiąc. – Michael chyba oszalał albo dostał małpiego rozumu.

– Spokojnie – przemówił łagodnym głosem. – Tylko tyle. – Wbił kod, otworzył i pokazał zawartość. Odetchnęłam z ulgą, widząc parę plastikowych woreczków. – Jak samopoczucie, bo przez to wszystko nie było, nawet kiedy spytać? Odzyskałaś logiczne myślenie?

– Nie jestem na sto procent pewna, ale myślę, że tak. – Zmrużyłam powieki, kiedy blask słońca wpełzł na źrenice, przez niedosuniętą firankę w oknie. – Boli mnie ciało i pójdę do siebie, może prysznic pomoże.

– Jasne. – Michael wyglądał na zniesmaczonego, ale nie oponował i mogłam opuścić salon.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania