Poprzednie częściPod gwiazdami

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

POD GWIAZDAMI / 25 - KONIEC

SARAH

 

– Dlaczego nie odzyskujesz przytomności? – pytałam sama siebie. Byłam kłębkiem nerwów; od dwóch godzin patrzyłam na pokaleczonego Michaela ze łzami w oczach. Goryl Alecka przyciągnął go tutaj, posadził na rozklekotanym krześle i przewiązał grubą liną.

Nawoływałam, ale nie słyszał moich krzyków.

Nikt mnie nie słyszał, bo ochrypłam, chcąc odwieść Alecka przed katowaniem Dona. Na początku zasłaniałam oczy i uszy, ale po pewnym czasie przywykłam do jego przerażających wrzasków. Aleck był bezlitosny i wyładował na ojcu całe pokłady tłumionej latami agresji.

Don skomlał i błagał o śmierć – Aleck dobił go dopiero wtedy, kiedy szczerze przeprosił za błędy młodości.

Zadrżałam, słysząc kroki; po chwili drzwi stanęły otworem. Cofnęłam się, kiedy do pomieszczenia wkroczył Aleck. Nigdy – nawet w filmach – nie widziałam, aby ktoś był aż tak zepsuty i bezwzględny.

– Dawaj to wiadro! – ryknął na ochroniarza; tym razem Charlotte nie towarzyszyła mężowi.

Aleck chlusnął wodą na Michaela – poruszył się i otworzył oczy.

– Wstajemy, braciszku – syknął i rzucił wiadro w kąt.

Michael był oszołomiony i nie do końca rozumiał, gdzie jest i co się dzieje – odzyskał logiczne myślenie, kiedy Aleck uniósł mu głowę i ich spojrzenia się skrzyżowały.

– Zostaw go, potworze! – Ból w podrażnionym gardle przybrał na sile. – Rozwiąż mnie; chcę być przy nim.

– Zamknij japę – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Napotkałam smutny wzrok ukochanego – cierpienie ściągnęło jego rysy, a oczy się zaszkliły. Byłam pewna, że mój widok go ucieszył.

– Sarah! – krzyknął przejętym głosem. – Uwolnij ją, proszę.

– Pomyślę nad tym… Wyspany? – sarkazm w głosie Alecka był zimniejszy od lodu. – Widziałeś tatusia?

– Jesteś nienormalny! – Michael napiął mięśnie, ściągnął brwi i zaczął walczyć z liną. Miotał ciałem jak kogut, pozbawiony głowy. Przegrał – splot był nie do rozerwania. – Jedno obiecałeś, a drugie zrobiłeś! – Krzesło, na którym siedział, trzeszczało coraz mocniej, ledwie wytrzymując napór pobudzonego ciała.

– Masz rację – burknął i przykucnął przed bratem. – Nie mogłem powstrzymać potwora, który zawładnął moimi mięśniami i samokontrolą. Planowałem załatwić bydlaka razem z tobą, ale… zresztą, wiem, że wyświadczyłem ci przysługę, bo sam nigdy byś go nie tknął. – Spojrzał spod rzęs i wyjął paczkę papierosów. – Mam rację?

– Tak. Wstyd mu było za skrywane słabości. Wypieki na polikach idealnie oddawały jego obecny stan; wstydu nie można zakamuflować.

Tępy ból w moim sercu przybierał na sile. Pragnęłam go przytulić i ukoić ból. Nie pozwalano mi na to.

– Dopuść ją do mnie. – Michael spojrzał na brata błagalnym wzrokiem. – Pozwól mi się nią nacieszyć, zanim stracę głowę.

– Nic ci nie będzie, a podstawić samolot na lotnisko mogę w każdej sekundzie – prychnął i puścił dym nosem. – Nie zginiesz, bo jesteś mi potrzebny.

– Nie chcę już dłużej siedzieć w narkotykach – westchnął z rezygnacją. – Przecież doskonale wiesz, czego pragnę.

– Nic nie stoi na przeszkodzie, aby mieć jedno i drugie. – Aleck zawiesił wzrok na posępnej twarzy Michaela. – Masz papiery?

– Weź wszystko i zapomnijmy o tym, co było – zaproponował beznamiętnie, jakby znał odpowiedź.

– Potrzebuję twojej przebiegłości i znajomości klienta – oznajmił Aleck. – Michaelu, nie zmuszaj mnie do czegoś, czego nie trzeba robić.

– Nie chcę! Czego nie rozumiesz?! – W oczach Michaela pojawił się strach. – Mieliśmy pogadać jak cywilizowani ludzie, a ty co? Związałeś mnie i polewasz pomyjami.

– Nie kazałem ci wchodzić z impetem! – zagrzmiał Aleck, unosząc ręce w powietrze. – Po chuja do nich strzelałeś, dziwaku?

– To pytanie, na które można odpowiedzieć tylko jedno. Torowałem ewentualną drogę ewakuacji.

– Gdzie schowałeś dokumenty? – Zaczął go obmacywać; znalazł, wciśnięte za skarpetkę. – Podpisz i będziemy kwita. Fifty-fifty.

– Zgódź się. – Musiałam przekonać ukochanego do zmiany zdania. Znał Alecka, ale nie z tej strony, z której ja go poznałam. – On cię zabije, wzruszy ramionami i wyjdzie jakby niby nic. Proszę cię, nie dyskutuj z nim, tylko wyraź zgodę.

– Nie chcę wracać do tego bagna – powiedział smutnym głosem. – Wolę zdechnąć.

– Nie mów tak! – chrapnęłam, struny głosowe tarły o siebie. – Damy radę, razem.

– Posłuchaj panienki i podpisuj. – Aleck poczerwieniał na twarzy. Wybuch furii wisiał w powietrzu.

– Nie!

– Nie chciałem. – Pociągnął za spust; cztery kule zaparkowały w lewym udzie Michaela.

Zawył z bólu, zazgrzytał zębami i zaczął się rzucać.

– Dawaj jeszcze, co tak mało – drwił, krzywy uśmiech wpełzł na usta. – Zastrzel mnie! Strzelaj!

– Aleck… nie. – Zaczęłam lamentować. Zebrałam pozostałe siły do kupy i zaczęłam sunąć tyłkiem po szorstkim cemencie. – Nie rań go!

– Zaknebluj ją, bo mi głowa pęka od tego jazgotu – nakazał; goryl szybko zaciągnął mnie z powrotem na stary materac i wsadził śmierdzący materiał do buzi. – Od razu lepiej. Jeden autograf i jesteście wolni – nalegał.

– Puść ją wolno. Co ci po niej? Nawet jej obecność nie wpłynie na moją decyzję. – Michael miał problemy z oddychaniem; na posadzce było sporo krwi, która nie przestawała kapać.

– Jej również potrzebuję – oznajmił Aleck i sięgnął po papierosa. – Razem albo wcale. – Odpalił i dmuchnął Michaelowi prosto w nos. – Masz minutę.

– Nie.

– Jak chcesz. – Skinął na ochroniarza.

Mięśniak przystawił mi spluwę do skroni i naciągnął spust; czekał na rozkaz.

Oczy Michaela powiększyły objętość – wodził za mną wzrokiem, przepraszał bez słów, lecz nie wydukał ani słowa.

Zwątpiłam w to, co wszyscy o nim mówili – o miłości do mnie i o wszystkim innym. Czułam, jak śmierć zaciska skrzydła na mojej piersi – nadal milczał.

Spuścił głowę i załkał pod nosem.

– Michael, do kurwy, podpisz! – Aleck złapał go za brodę i obrócił głowę w moją stronę. – Pozwolisz na to?

Odpowiedziało mu milczenie, zakłócane szlochem.

Aleck był zbulwersowany i tracąc resztki samokontroli, zaczął walić w ciało Michaela, jakby miał przed sobą worek.

– Uparty pojeb! – wykrzykiwał pomiędzy ciosami. – Miało być tak pięknie, cały świat u naszych stóp, a ty uparta gnido wszystko niszczysz! Pozwól mi rozwinąć skrzydła i poczuć adrenalinę we krwi. Mam okazję być kimś, a przez twój upór, muszę cię katować! Michael, do cholery… powiedz coś.

Nie wiem jak, ale odzyskałam prawo głosu – knebel wyleciał i spadł pod nogi.

– Aleck, zabijesz go! – wrzasnęłam przez łzy. – Michaelu, podpisz te zasrane papiery! – wykrzyczałam, zdzierając struny głosowe do maksimum. – Jesteście braćmi… – zaniemówiłam; ochrypłam.

Została mi tylko jedna opcja pertraktacji. Ugryzłam goryla i pokicałam w stronę Michaela – nie dobiłam do celu. Mocne szarpnięcie, paznokcie wbite w bark i na powrót byłam w zasięgu gnata ochroniarza.

– Stój grzecznie i nie kombinuj, zrozumiano – zabrał głos, a spojrzeniem zamroził serce.

– Puść mnie, przerośnięta kupo mięśni. – Nie zamierzałam być potulna; naskoczyłam na jego stopę i podgryzłam ucho. Odwinął się i usłyszałam plask. Przez policzek przeszedł ostry, rwący ból. Pochwyciłam uderzone miejsce i przykucnęłam – dostrzegłam Saturna tuż nad brwiami.

MICHAEL

 

– Wstawaj. – Goryl poderwał Sarah do góry i przycisnął do ściany. – Jeszcze raz, a pożałujesz.

– Zostaw ją, bydlaku! – wywrzeszczałem ile sił w płucach. – Podpiszę.

Aleck wsadził mi długopis pomiędzy palce i podsunął papiery; szczerzył zęby i podrygiwał usatysfakcjonowany moim upokorzeniem.

– Przestań się miotać, dziewczyno! – Zapadła głucha cisza, następnie odgłos spuszczanego cyngla i odgłos tłumika.

Oderwałem wzrok od kartek, przekręciłem głowę w bok i zobaczyłem, jak Sarah upada na podłogę.

– Co narobiłeś, idioto?! – Padł głuchy strzał; ochroniarz padł na twarz.

Zastygłem bez ruchu z szeroko otwartymi oczyma i rozdziawioną do maksimum szczęką.

– Michael, przepraszam… to nie miało mieć miejsca – dukał Aleck. Już się nie cieszył; klapnął na tyłek i wypuścił broń z dłoni.

– Odwiąż mnie! – Na marne nadwyrężam mięśnie. – Aleck, ogłuchłeś? Przetnij te pierdolone liny, już! Aleck!!!

Byłem wolny; nie zważałem na ból i ile sił w nogach, dokuśtykałem do Sarah. Padłem na kolana i pochwyciłem ukochaną w ramiona.

– Sarah, kochanie, nie odchodź! Sarah! – Nic nie widziałem, ocean łez zalał mi oczy. – Kochanie! – Szarpałem, błagałem, krzyczałem, nic; odeszła.

Robiła się coraz zimniejsza. Złożyłem ostatni pocałunek na jej chłodnych ustach i objąłem ramionami najmocniej, jak potrafiłem. Patrzyła na mnie zamglonym wzrokiem, bez: iskry, życia i nadziei.

Rozkleiłem się i ani drgnąłem – nie chciałem, aby zmarzła.

– Michaelu, wybacz – doleciał do moich uszu cichy głos. – Przez wygórowane ambicje, doprowadziłem do tragedii.

– Zamilcz. – Tylko tyle zdołałem wydukać drżącym głosem. – Zabiłeś mnie za życia.

– Wiem.

Ucałowałem ukochaną w czoło, wypuściłem z ramion, wzniosłem ciało do klęczek i wsadziłem dłoń w majtki.

Nie chciałem dłużej czuć tego, co czułem. Oddech był jadem, a ciało ołowianym odlewem. Serce zamarzło, a mózg ubolewał nad jej stratą.

– Spotkamy się w piekle. – Wyjąłem granat i wyszarpnąłem zawleczkę. – Wyrównamy rachunki na tamtym świecie.

– Michaelu, co ty robisz! – Aleck wstał i ruszył mi naprzeciw.

– Za późno. – Rozluźniłem palce, zawleczka wypadła.

Ponownie wziąłem Sarah w ramiona i rzuciłem granat przed siebie. Ostatnie, co widziały moje oczy, to ręce Alecka tuż przed moją twarzą, czerwona łuna i huk.

Zmiotło nas z powierzchni ziemi, a to, co po nas zostało, rozwieje wiatr, kiedy zawita do środka przez powybijane okna.

***

 

Otworzyłem oczy – wokół bił przyjemny dla źrenic blask i poza bielą, nie było tutaj niczego więcej. Nawet mleczna mgła otulała jasny koloryt cery, maskując jej niedoskonałość.

Nie wiem dlaczego, byłem siny i jakby pozbawiony wyrazu.

Wszystko falowało, płynęło swoim torem, podszeptując miłym tonem, abym przechylił głowę w lewy bok – zrobiłem to, nie potrzebowałem większej zachęty.

Oczy zabłysły, mokre kropelki zawisły w kącikach i czekały cierpliwie, kiedy pozwolę im popłynąć. Zadrżałem – to wystarczyło, aby opuściły przytulne zacisze, spływając leniwie wzdłuż lodowatego policzka. Nie dopłynęły do końca, żadna też nie spadła na puchatą powierzchnię – zamarzły na wysokości nosa.

Dziwne, bo nie odczuwałem chłodu – wręcz emanowałem ciepłem.

Poza pustką nie widziałem niczego – błogi stan wolności zagościł w intelekcie, krusząc wszystko, co do niedawna sprawiało, że cierpiałem.

Zamknąłem oczy, powieki były takie ciężkie; nie miałem siły z nimi walczyć. Westchnąłem i zamarłem – pomiędzy moje palce wśliznęło się coś równie zimnego, jak łzy, które popękały i spłynęły kącikami ust na zamazaną i miękką powierzchnię.

Pojawił się obok mnie ktoś, kto skruszył lód w moim nieszczęśliwym sercu.

– Michael! – usłyszałem kojący głos; znałem go. – Kochany, tak długo czekałam.

– Sarah? – Oczy otwierały się powoli i jak przez pajęczą sieć, tworzyłem obraz ukochanej. – To naprawdę ty?

– Tyle nas ominęło przez zaślepienie i gniew. – Chłodne dłonie zapłonęły, firanki opadły i już wiedziałem, że to ona.

– Marzyłem o tym każdej nocy – wyszeptałem, zawieszając mętny wzrok na jej fioletowych ustach. – Nie żyjemy, prawda?

– Żyjemy. – Oparła głowę na mojej piersi. – Tutaj odnajdziemy to, czego poszukiwaliśmy, nie potrafiąc trafić na odpowiednie orbity. Nie potrzebujemy słów, aby wiedzieć; nie musimy niczego wyjaśniać.

– Widzę wizję w twoim sercu i już rozumiem.

– To dobrze – mruknęła i przyłożyła palec do swojej górnej wargi. – Śmierć to dopiero początek przygody. Każdy mój oddech należy do ciebie.

– Uzupełnię go swoim. – Ucałowałem jej maleńką dłoń.

– Spójrz – wydukała miękko.

Wzniosłem głowę – napotkałem mnóstwo gwiazd: mrugały, pulsowały i tańczyły na białym tle.

– Jak na pagórku – stwierdziłem i przygarnąłem drżące ciało ukochanej; szukała bliskości, której poskąpiłem jej w przeszłości. – Nie potrzebujemy teleskopu, wystarczy wyciągnąć rękę i wypowiedzieć życzenie.

– Wypowiedziałam. – Ciepłe muśnięcie warg, rozpaliło skostniały polik. – Nigdy więcej bez ciebie, ukochany. Nigdy więcej skrywania uczuć.

– Czas na mnie. – Pogładziłem Sarah po włosach i wyszeptałem do ucha: – Wybacz mi.

– Nie mam czego – usłyszałem. – Pogubiliśmy się na tamtym świecie. Zaczniemy od nowa:

– Sarah Cole.

– Michael Lord.

Namierzyliśmy swoje spragnione odwzajemnienia usta i złączeni w uścisku miłości, odnaleźliśmy rozradowane dusze, serca, mózgi i to, co przed nami.

– Kocham cię, Sarah.

– Kocham cię, Michael.

Kurtyna opadła, mgła zgęstniała, łącząc nasze jestestwa w jedność. Na zawsze razem, nieważne gdzie, ważne jak.

Następne częściPODCIĘTE SKRZYDŁA / 30 - Koniec

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (14)

  • il cuore 4 miesiące temu
    /– Puść ja wolno. Co ci po niej?/ – ją
    /– Miało być ta pięknie, cały świat/ – tak
    /podrygiwał usatysfakcjonowany moim ukorzeniem./ – upokorzeniem
    /drgnąłem – nie chciałem, aby zmarzła./ – zmarła?
    /otulała jasny koloryt cery, maskują jej niedoskonałość./ – maskując
    /– Michael! – Usłyszałem kojący głos;/ – możesz małą literą atrybucję dialogu, podobnie jak /pomyślałem/
    /– Widzę wizje w twoim sercu i już rozumiem./ – wizję?
    /- Uzupełnię go swoim. – Ucałowałem/ – a co to tam z przodu?

    Chyba nie czytałem żadnego odcinka, nie jestem zaprzyjaźniony z tymi postaciami i tym samym trudno wypowiadać się o całości opka. Rozumiem twój zamysł aby ta scena była kluczową dla całości...
    Byłbym bardzo krytyczny jeśli chodzi o dynamikę przebiegu działań a także merytoryczność techniczną – mówię szczerze.
    Ta scena miała być zapewne pełna tragizmu i okrucieństwa uwieńczonego podniosłym akcentem, ale w/g mnie cokolwiek nie stykło.
    cul8r
  • Joan Tiger 4 miesiące temu
    Dzięki za komentarz :) Wyszło jak wyszło. Trzeba było walić śmiało, przecież to na salony nie idzie. :) Dywiza pominęłam. Pozdrawiam. :)
  • il cuore 4 miesiące temu
    Bałem się, że się obrazisz i zaczniesz rzucać śnieżkami.
    cul8r
  • Joan Tiger 4 miesiące temu
    il cuore, mnie trudno wyprowadzić z równowagi. Jak dasz jakieś podpowiedzi, to chętnie pozmieniam. Napisałam to na szybko, bo chciałam już skończyć. :) Melodramat zawsze można wprowadzić. :)
  • il cuore 4 miesiące temu
    Nie wiem czy się właściwie rozumiemy. Chyba jednak obrazisz się na mnie... obawiam się, że nie potrafisz napisać tekstu odrażającego, epatującego ohydą, potwornością działań, zachowań. W tym opku próbowałaś przedstawić czytelnikowi sceny przemocy i zbrodniczych zachowań a wyszedł słabowity – właśnie melodramat uczuć i sentymentów lirycznych o którym wspominasz wyżej.

    Jeśli piszesz o strzelaniu czy użyciu granatu itp. to warto zapoznać się merytorycznie jak to wygląda i działa aby nie strzelić głupa przed czytelnikiem. W tekście jest, że oddano cztery strzały w udo faceta – po czymś takim tej nogi by nie było (nawet przy małym kalibrze broni i nowoczesnej amunicji), rozpadła by się na kawałki. Scena z granatem w majtkach też wygląda bardziej zabawnie niż poważnie. W tradycyjnych granatach zawleczkę się wyszarpuje, wyrywa i w ten sposób odbezpieczony jest sprężynowy mechanizm iglicy zapalnika inicjującego po zwłoce, wybuch właściwego materiału detonującego wewnątrz skorupy. Bardzo ważnym elementem budowy klasycznego granatu jest tzw. łyżka, to metalowa dźwignia przylegająca do korpusu granatu, gdy po wyrwaniu zawleczki trzymamy go w zaciśniętej na korpusie dłoni, wszystko jest Ok. Dopiero uwolnienie uścisku przylegającej łyżki (przeważnie rzucając) spowoduje odpadnięcie tej łyżki, uderzenie iglicy, inicjację zapalnika a następnie detonację po zwłoce materiału miotającego. To trzeba by pokazać, bo na stronach jest wytłumaczone nieudolnie, łatwiej zrozumieć instrukcję budowy brudnej bomby. Miałem kiedyś przyjemność rzucania a także uzbrajania kostek trotylu, przednia zabawa... A te współczesne granaty, to są tak zaawansowane technologicznie urządzenia, że głowa boli – można je nawet programować.

    Nie wiem jakie książki masz zaliczone, mam na myśli autorów typu; Stephen King, Dean Koontz, Graham Masterton, Lee Child, oczywiście Edgar Allan Poe, Tess Gerritsen, Thomas Harris, Ira Levin itp, którzy zbudowali swoją twórczość na zasadzie pobudzania wyobraźni strachu i przemocy, tworzenia u czytelników lęku zagrożenia, niepewności.
    Ciekawe są także kroniki kryminalne, zapisy faktycznych zbrodni (ponieważ nie wszyscy bandyci są szaleńcami, zdarzają się wśród nich wybitnie inteligentne osobowości) a żadna wyobraźnia twórcza nie zastąpi rzeczywistości świata przestępczego w którym mamy zaszczyt uczestniczyć jako wyśmienity produkt podlegający testowaniu zdolności do makabrycznych działań, zachowań.

    Wydaje mi się, że twoja twórczość ma nieco inną domenę i może niech tak pozostanie, wiesz o co chodzi...
    Pisz to co lubisz tematycznie&swoim stylem, byłbym gnidą gdybym wywierał nacisk co do fabuł twoich opowiadań, więc nic nie sugeruję.
    cul8r
  • Joan Tiger 4 miesiące temu
    il cuore , nie obraziłam się, bo nie mam ku temu powodu - napisałeś prawdę. Nie rozczulam się nad swoimi tekstami; są słabe, zdaję sobie z tego sprawę. Jak wymyślą kategorię na banał roku, to pierwsze miejsce mam gwarantowane. :)) Nie każdy ma talent, ale lubię to robić, więc piszę sobie bez sensu. :) Moje osiągnięcia to: przekoloryzowanie, kicz i nawet nie realizm sytuacji. Taki komentarz powinien już dawno zawitać pod któryś z moich tekstów. Dzięki za szczerość.:) Miłego wieczorka.:)
  • il cuore 4 miesiące temu
    Zniknęłaś i czuję niepokój, że to przeze mnie, nic nie wrzucasz a przecież masz pełną szufladę. Pozdrawiam serdecznie.
  • Joan Tiger 4 miesiące temu
    Właśnie kończę poprawki. Spoko. Jak zaczęłam, to skończę.:)
  • il cuore 4 miesiące temu
    Ok,😁
  • Joan Tiger 4 miesiące temu
    il cuore, nie wchodzę na forum. :)
  • ZielonoMi 2 miesiące temu
    Koniec z przytupem, tylko mi zawsze szkoda bohaterów.
  • Joan Tiger 2 miesiące temu
    Dzięki za przeczytanie. Mi nie szkoda, bo nie zżywam się z tworzonymi postaciami. 😘
  • ZielonoMi 2 miesiące temu
    Joan Tiger A ja tak, hehe. Czasem mi się wydaje, że oni gdzieś istnieją.🤣🤣

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania