Poprzednie częściPod gwiazdami

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Pod gwiazdami 13

MICHAEL

PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ

 

– Odbierz ten pierdolony telefon idioto niemyty – warknąłem pod nosem z podenerwowania, bo od samego rana próbowałem dodzwonić się do naczelnika więzienia, który ewidentnie mnie zbywał.

Rzuciłem telefon na blat biurka, zaciskając szczękę. Oparłem plecy o oparcie fotela i zamknąłem oczy, kręcąc się w koło, jak na karuzeli.

Z zadumy wyrwało mnie pukanie do drzwi.

– Wejść – oznajmiłem ostrym głosem, biorąc głęboki wdech.

– Rozmawiałem właśnie z twoim ojcem i kazał ci do siebie przyjść – oznajmił, Aleck, stając w progu. – Ma podły humor i wrzeszczy na wszystkich, bez wyjątku. Ostatnio miał takie samopoczucie po stracie kontraktu z Koreańczykami. – Zerknął na mnie spode łba. – Nawywijałeś coś?

– Nie – odpowiedziałem i podszedłem do niego. – Dobrze wiesz, że odkąd skazali Sarah, nie mam do tego głowy. – Poczułem jego ramię na karku. – Dzisiaj miała wyjść, a jak na złość Franklin nie odbiera ode mnie połączeń – westchnąłem z rezygnacją.

– Za dwie godziny.

– Skąd wiesz? – Wlepiłem w Alecka rozświetlony wzrok.

– Od twojego ojca – rzucił miękkim głosem, po czym dopowiedział: – Ponoś postawił cały sektor na nogi, kiedy dowiedział się, że przez twoją nieudolność, dziewczyna siedzi.

– Od kiedy wie i dlaczego nic mi nie powiedziałeś? – zerknąłem na spiętego Alecka pytającym wzrokiem.

– Od pięciu dni – odpowiedział bez namysłu. – Zabronił komukolwiek mówić, a tobie w szczególności. – Aleck spuścił oczy i zawiesił wzrok na podłodze.

Rozumiałem jego rozterkę i nie miałem mu tego za złe.

Z Donem Lordem się nie negocjuje i nie prosi o wyjątki.

– To już chyba wiem, dlaczego mnie wzywa – jęknąłem. – Czy on musi do wszystkiego dotrzeć i interweniować nieproszony? – Zbladłem, bo sprawa Sarah, która trafiła do kicia po doniesieniu Jacka, nigdy nie miała ujrzeć światła dziennego.

Ojciec by mnie zżarł i do końca życia wypominał, że jestem partaczem.

Teraz na pewno to zrobi.

Nikt o tym nie wiedział wśród ludzi ojca, poza mną i Aleckiem, który zachował tajemnicę, pomimo że nie powinien, bo to była zniewaga wobec ojca.

– Od początku ci mówiłem, że to zły pomysł. – Aleck uśmiechnął się krzywo. – Przed Donem nic nie ukryjesz i mogłeś od razu powiedzieć, że to Sarah, którą nieświadomie wciągnąłeś w pułapkę.

– Gdyby nasz informatyk szybciej złamał kod do telefonu Hanka, nie doszłoby do tej całej sytuacji. – Złapałem się za serce, które zakuło mocno. – Nawet przez myśl mi nie przeleciało, że Jack planuje pułapkę i posunie się do tego, aby wyeliminować Sarah, jakby czytał w myślach i wyczuł, że mi na niej zależało. – Traciłem dech. – Wszystko było ustalone: donos, konkretne wskazanie, czekali tylko na dzień i przybliżoną godzinę.

– Szef ponoć osobiście był na widzeniu i obiecał, że zrobi wszystko, aby to odkręcić i stanie na uszach, aby prawnicy skrócili wyrok i skrócili.

Sarah dostała surowy wyrok ze względu na to, że zawartość walizki i ekspozycja, zakwalifikowane zostały jako próbki laboratoryjne pochodzące z nielegalnej fabryki. Jednym słowem uznano ją za producenta i okaziciela towaru.

Policja znalazła jeszcze nieprzetestowane leki na bazie środków odurzających w jej domu, które tam zostawiłem po pożarze, zamiast oddać Aleckowi, kiedy wracał do Londynu.

– Tak, ale nie zmienia to faktu, że jednak siedziała. – Wzruszyłem ramionami, czując gorąc i skurcz w sercu. – Ciekawe ile go to kosztowało i jakim cudem ominął tak szybko wszystkie procedury?

– Dużo Michael, bardzo dużo. – Aleck poklepał mnie po plecach. – Znasz szefa i wiesz, że zawsze postawi na swoim.Idź już lepiej do niego, bo gotów eksplodować. Z tego, co zrozumiałem podczas jego wrzasków, to Sarah odkryła coś, co doprowadziło go do takiej wściekłości.

– Co ty mówisz… naprawdę? – Wyminąłem go i pędem ruszyłem do gabinetu ojca, zachodząc w głowę, dlaczego nic mi o tym nie powiedział?

Czyżby Sarah nie chciała, abym wiedział, a może to miało jakiś związek ze mną?

Szeroki uśmiech zawitał na ponurej twarzy.

***

Gnałem wąskim korytarzem, jakby goniła mnie śmierć. Otworzyłem usta, aby lepiej cyrkulować powietrze i odciążyć skurczone płuca. Gdy wybiegłem na ostatnią prostą, stanąłem jak wryty. Przetarłem wytrzeszczone oczy dłońmi, myśląc, że od wysiłku mam majaki, ale to, co było przede mną, nie było mirażem.

Przed wejściem do gabinetu ojca, stało dwoje ludzi Jacka Blacka, wspartych plecami o jasne ściany.

Co jest do cholery, pomyślałem, drapiąc się po dwudniowym zaroście?

Zajeżdżało gównem na kilometr, a jeszcze nie wiedziałem, co tym razem wykiełkowało w głowie ojca.

Na pewno nic dobrego, zważywszy po obstawie wejścia.

Ruszyłem dalej, ale bez pośpiechu z uniesioną głową i ściśniętym sercem. Ominąłem mięśniaków, którzy zmierzyli mnie z metra i niepewnie zapukałem w drewniane drzwi.

– Wejść. – Doleciał stłumiony głos ojca, więc nie przedłużając chwili niepewności, wszedłem pewnie do środka, napotykając jego ostry wzrok spod spuszczonych na czubek nosa okularów.

– Mam zacząć się pakować? – wypaliłem pierwszą myśl, która przyszła mi do głowy i podszedłem bliżej, ale nie na tyle, aby być w jego zasięgu.

– Przestań i siadaj. – Wsparł dłonie na blacie biurka i zawiesił wzrok na czarnym obrotowym fotelu, który jak dobrze dostrzegłem kątem oka, był zajęty.

Wychyliłem się mocniej do przodu, ciekaw, kto w środku dnia zawitał do ojca i gdy dostrzegłem profil i burzę siwych włosów, endorfiny uderzyły do mózgu, tłumione od dawien dawna (szczerze powiedziawszy, jego obecności w tym miejscu się nie spodziewałem).

– Ty jebany szmaciarzu! – ryknąłem i rzuciłem z pięściami na zaskoczonego Jacka, który w ciągu sekundy uniósł swoje szczupłe ciało z siedzenia, unikając ciosu. – Co ta świnia tutaj robi?! – krzyknąłem, nie mogąc ponowić ataku, bo przytrzymywało mnie dwoje ludzi ojca, których w pierwszej chwili, gdy wchodziłem, musiałem nie zauważyć. – Odwołaj ich i pozwól mi obić tej szui mordę! – Szarpałem się, ale na daremne.

– Zamknij się synu i opanuj, bo robisz mi wstyd przed gościem – oznajmił, podchodząc do uśmiechniętego Jacka. – Posadźcie go chłopcy na tyłku, niech nie forsuje niepotrzebnie mięśni.

– Nie zostanę w jednym pomieszczeniu z tą gnidą – oświadczyłem donośnym głosem. – Przez niego straciłeś miliony, a teraz rozmawiacie jak równy z równym? Uderzyłeś się w głowę ojcze, czy zapodał ci jakiś narkotyk?

– Zakneblować i przywiązać do fotela, bo widzę, że bez przemocy nie dojdziemy do porozumienia.

Związali mnie jak świnię wiszącą nad rusztem i szkoda, że zamiast jabłka, wsadzili mi do ust kawałek szmaty.

Podrygiwałem, kopałem, walczyłem i jedyne, co osiągnąłem, to wywrotkę i spotkanie z zimnymi panelami.

– Podnieście tego pajaca i dajcie coś na uspokojenie, bo mnie tu zaraz szlag trafi z tym narwańcem – zwrócił się bezpośrednio do ochroniarzy i poklepując Jacka po ramieniu, wskazał ręką, aby usiadł.

Strzelałem w stronę Jacka ognikami wściekłości, zionąłem wewnętrznym jadem, a na domiar złego musiałem patrzeć, jak ojciec wchodzi mu w tyłek. Na stoliku obok stało wiaderko z szampanem i truskawki.

Jednym słowem, ojca pojebało, bo inaczej wytłumaczyć tego nie dało rady.

Odpuściłem – wyluzowałem.

Nie dałem sobie wstrzyknąć zmiękczacza i ogłupiacza. Czasami porażka jest lepsza, od pustej walki.

– Zostawcie nas. – Ojciec odprawił ludzi i zasiadł za biurkiem, patrząc na mnie z politowaniem. – Jak ochłoniesz, to cię uwolnię, a na razie będziesz siedział skrępowany. – Odwrócił ode mnie wzrok i sięgnął po komórkę, wybierając numer.

– Aleck przyprowadź Marka. – Przerwał połączenie.

Niespełna minutę później do biura wszedł Aleck, ciągnąc za sobą po podłodze mężczyznę, całego we krwi.

Mark ledwie zipał. Nie oponował, nie bronił się, nie krzyczał, po prostu jeszcze oddychał.

– Zostaw to ścierwo, zdejmij knebel Michaelowi i usiądź. Możesz być jeszcze potrzebny. – Ojciec wstał, za jego śladem podążył Jack i wspólnie podeszli do jęczącego Marka.

– Dlaczego jest w takim stanie, jakby wpadł do mieszalnika mięsa? – Wyglądał makabrycznie i na jego ciele nie można było dostrzec naturalnego odcienia skóry. – Przeskrobał coś? – dopytałem.

– Ten oto pędrak, jest odpowiedzialny za wszystko, co ostatnio złego wydarzyło się w naszym życiu – zaczął ojciec. – Gdy zaalarmowałeś, że mogę mieć wtyki pośród ludzi, wszcząłem ciche śledztwo i wyszło na jaw, że oto ten tutaj gnój pracował dla kogoś spoza naszego rewiru, a uściślając, dla tego, który bruździ nam od paru miesięcy.

– Zaraz… zaraz – wydukałem. – Skoro Jack tutaj jest, to oznacza, że to nie jego sprawka. – Zdębiałem i zamilkłem, ogłupiony.

– W rzeczy samej synu – potwierdził moje domysły. – Nie wiesz o wszystkim, bo nie było potrzeby, aby cię o tym informować. – Uśmiechnął się i objął Jacka ramieniem.

Mark pojękiwał coraz głośniej, a ja zachodziłem w głowę, po co on tutaj?

– Można jaśniej. – Zamknąłem rozdziawione usta, próbując znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie tej zażyłości dwóch największych konkurentów na rynku. – Mam sam to z niego wydusić, czy co?

– Jemu możesz jedynie dać kulkę w łeb – zasugerował ojciec, patrząc na zdrajcę spod przymrużonych powiek. – Pochwal się Michaelowi, jak knułeś za jego plecami, udając oddanego kolegę, na którym mógł polegać.

– Masz wszystko nagrane szefie – mruknął Mark z ogromnym trudem, plując krwią. – Musiałem, bo inaczej wylądowałbym w Colne, licząc przepływające tamtędy rybki w cementowych butkach – zacharczał. – Nie podejrzewałem jednak, że sprawy zajdą tak dalece i że Charlotte posunie się do ostateczności. Michael, chciałem ci wtedy na wsi o wszystkim powiedzieć, ale okazało się, że gdy wysiadłem z samochodu, dostałem MMS-a, na którym były skrępowane linami moja żona i córeczka, siedzące w jakiejś noże z przerażeniem w oczach – zakasłał i jęknął. – Zrezygnowałem i obserwowałem jak, co i kiedy. Takie było moje zadanie.

– Słyszałeś, kiedy planowałem przeprowadzić analizę. – Wszystko we mnie krzyczało i walczyło z palącym żarem.

– Tak.

– Starczy tego bełkotu – zabrał głos Jack. – Masz tutaj Michaelu kartę pamięci, to sobie posłuchasz. – Wylądowała na mojej dłoni. – Ciekawsze jest, jak chciałeś razem z Henkiem wywołać panikę na rynku, myśląc, że nie zareagujemy z Donem na ledwie wyczuwalne ruchy i obroty lewym towarem na naszym terenie.

– Jakiś czas temu doszedłem do porozumienia z Jackiem i połączyliśmy siły – odkaszlnął ojciec. – Jak wiesz, ktoś trzeci wlazł na krzywy ryj i trzęsie miastem. Zaczęło się od podpaleń, a skończyło na tym, że Jack uratował mi życie w jednej z restauracji.

– Co?

Mark stękał, wył stłumionym głosem z bólu, co coraz bardziej uruchamiało ojca, który tylko patrzeć, jak wybuchnie, a Aleck siedział cichuteńko, jak mysz pod miotłą.

– Usiłowano mnie zabić, ale Jack w porę przechwycił telefon córki i w taki sposób dalej chodzę po ziemi. – Wyjął z kieszonki koszuli cygaro i wsadził do ust. – Charlotte zaufała Hankowi, który wykorzystał jej naiwność, aby ciągnąc informacje i powiem ci, że miał łeb, bo plan był dopracowany w stu procentach.

– Dokładnie – zabrał głos Jack i spojrzał na mnie tymi swoimi niebieskim, przenikliwymi oczyma. – Gdy odczytałem wiadomości, włosy stanęły mi dęba, do czego był zdolny się posunąć, aby wypromować nowego szefa. Zresztą sam wiesz, co się w tamtym czasie działo. – Pochwycił cygaro, które zaoferował mu Don. – Tak w skrócie dodam, że na początku moja córka miała za pośrednictwem ciebie skłócić mnie z Donem, jeśli chodzi o rewiry obiegu i dostawy leków. Następnie mieliśmy się wykończyć sami, a ona i Hank przejęliby dwa interesy za jednym zamachem, dołączając do pana iks.

- Aleck! – ryknął, aż podskoczyłem w miejscu. – Zabierz tego zdrajcę i zakończ jego męki – dopowiedział już bardziej opanowanym tonem. – Gdy wyjdziecie z budynku, możesz wezwać pracowników z sali konferencyjnej, aby wrócili na stanowiska pracy.

Ojciec nigdy nie załatwiał brudów przy światkach i tak samo było tym razem.

Aleck wywlekł Marka z biura za fraki i zamknął za sobą drzwi.

– Teraz już wiem, dlaczego usiłowała pozbawić mnie życia i że to właśnie Feliks miał wykonać wyrok. – Wszystko układało się w głowie, a rozsypane do niedawna puzzle, znalazły swoje miejsca, poza jednym. – Hank i Charlotte byli w zażyłym związku, więc skąd pomysł, abym ją poślubił?

– Trochę namieszałem, ale nie miałem wyboru, zwłaszcza że razem z Jackiem kierowaliśmy się zasadą, aby wszystko wyglądało naturalnie i nie wzbudzało podejrzeń. – Ojciec odpalił cygaro i skierował ogień w stronę Jacka. – Hank musiał być przekonany, że Jack cię zlikwiduje, jeśli nie wyjdziesz za Charlotte i tak właśnie było.

– Charlotte również gryzie ziemię?

– Zasady gry są proste Michaelu – rzucił Jack przez mocno zaciśnięte zęby. – Zdrada to zdrada i nieważne, czy z zamysłu pracownika, wroga czy członka rodziny.

– Ja pierdolę – zatkało mnie na dłuższą chwilę, a tlen jakby docierał do płuc z pokładu ograniczonych rezerw.

Dziwiło mnie, że jeszcze żyję, skoro narobiłem ojcu tyle wstydu.

***

– Wywróciliście moje życie do góry nogami – syknąłem, chcąc wstać, ale nie mogłem. – Przez wasze gierki, zawiodłem kogoś, na kim mi naprawdę zależało. – Spuściłem głowę i wzrok. – Stare pacany.

Po pomieszczeniu rozległ się gardłowy śmiech. Ojciec z Jackiem robili sobie ze mnie bekę, a ja do tej pory miałem przed oczyma nienawistny wzrok Sarah, kiedy mijaliśmy się na korytarzu komisariatu.

Nie powiedziała nic – tylko popatrzyła.

– Właśnie synu. – Nabrał dymu do płuc. – Myślałeś, że jestem tak tępy, aby nie wiedzieć, co działo się wokół ciebie i z tchórzostwa zamiotłeś sprawę, tej całej Sarah pod dywan. Czy ty w ogóle masz sumienie? – Zmierzył mnie od stóp po czubek głowy.

– Mam, ale wolałbym go nie mieć – westchnąłem ciężko, nie mając nic na swoją obronę.

Byłem bezdusznym potworem – tyle.

– Sprawa tej seksownej panienki jest już załatwiona i dzięki pokaźnym nakładom gotówki – zerknął na zegarek – powinna właśnie wychodzić albo już wyszła.

– Słyszałem – burknąłem bardziej do siebie.

– Jack pogadał, z kim trzeba i polowa z tego, co przy niej znaleźli, wyparowała, ale i tak wpisali pierwszy szacunek – parsknął, sięgając do popielniczki, aby strzepać popiół. – Wyzerować się wszystkiego nie dało, bo prokurator okazał się chujem, ale z trzech lat zrobiło się półtora, a wyszła po pół roku. – Gdy to mówił, cały czas przewracał oczyma w geście niezadowolenia z mojego postępku – tak to odczułem i chyba tak było, bo miał rację.

– Skoro wiesz dopiero od paru dni, to kto to wszystko załatwił? – Coraz mniej rozumiałem z tego, co mówili.

– Za to podziękowania należą się Jackowi, bo on wiedział od początku, a dokładnie od dnia aresztowania.

– Było minęło. Nie ma o czym debatować. – Jack rozsiadł się wygodnie w fotelu i zarzucił nogę na kolano. – Jedyne, co z tej sprawy utkwiło mi w pamięci to, że: „Nie chcę więcej widzieć tego łgarza na oczy”, czy coś podobnego padło z jej słodkich ust. Muszę przyznać, że twarda z niej sztuka i jak nadal trzymasz ja w sercu, to ci po prostu współczuję stary. – Wypuścił dym nosem i wziął głęboki wdech.

– Wiem o tym, a zresztą… najważniejsze, że opuściła więzienie.

– Lakoniczne podejście do życia – fuknął ojciec, rozwiązując mi ręce. – Jest po wyroku, musi znaleźć pracę i gdzieś zamieszkać, a dla ciebie najważniejsze jest, że wyszła zza krat.

– Daj mu już spokój Don, bo tak na niego patrzę i dochodzę do wniosku, że jednak ma podobny tok myślenia do twojego, ale stanąć z tą kobietą teraz twarzą w twarz, to jak wejść do klatki z lwami.

– Nie powiedziałbym. – Don podszedł do biurka i usiadł na blacie. – Ona ma większe jaja od niego i zapewne nie zginie. Lubię taki typ kobiet, które pomimo schodów, wychodzą na swoje i oddzielają wszystko to, co było grubą kreską.

– Co Sarah odkryła ciekawego podczas analizy tamtego zarekwirowanego towaru? – Zmieniłem temat, bo swoimi morałami wbijali mi szpilki w serce i nie tylko.

Z ich docinek wywnioskowałem, że Sarah powiedziała na mój temat dużo więcej niemiłych słów, ale jak przystało na gentlemanów, postanowili zachować resztę dla siebie.

Jednego byłem pewien – nienawidziła mnie.

– Dowiesz się w swoim czasie. – Nastąpiła cisza, co mogłem sobie wytłumaczyć tylko na jeden sposób, mianowicie: tyle w sprawie. – Odcinam cię tymczasowo od firmy i za dwa dni zameldujesz się na lotnisku, skąd polecisz do Meksyku.

– Dlaczego nie od razu… za godzinę? – spytałem drwiąco, mając dość tej szopki.

– Pomimo tego, że jestem na ciebie zły, daję ci szansę na naprostowanie prywatnych spraw. – Uśmiechnął się krzywo. – Zmykaj do samochodu i jedź na tę wiochę zabitą dechami.

– Nie ojcze. – Sposępniałem. – Pojadę, ale od razu na lotnisko. Przebukuj bilet, proszę.

Nie byłem masochistą i nie chciałem się pchać tam, gdzie nie będę mile widziany.

Pragnąłem tego, ale nie teraz.

Nie byłem na to gotowy.

– Jak chcesz – oznajmił ojciec i pochwycił telefon.

Wydał sekretarce rozporządzenia i po pięciu minutach miałem zarezerwowany samolot na osiemnastą trzydzieści.

Wyszedłem ze spuszczoną głową i opadniętymi ramionami, jako przegrany.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania