Poprzednie częściPod gwiazdami

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Pod gwiazdami / 24

MICHAEL

 

– Wystarczy? – Przystawiłem Zygzakowi telefon pod nos.

– Tak – odburknął; nawet uśmiechnął się nieznacznie, co było zabawne, bo nigdy tego nie robił; zawsze miał kamienną twarz.

Wcisnąłem, przelej środki – poszło.

Lucas był typem samotnika i rzadko okazywał emocje, nawet podczas dobijania targu.

Zamknąłem laptop, westchnąłem i podsunąłem mu pod rękę – pochwycił urządzenie i schował do skórzanej torby.

– Już czas – powiedział i odpalił silnik.

Próbowałem stwarzać pozory opanowanego, ale tak naprawdę byłem Etną: rozgrzaną, wzburzoną i gotową do erupcji. Nagranie, które obejrzałem, wywróciło mój obecny światopogląd do góry nogami.

Miałem brata, a ojciec okazał się kameleonem o stu twarzach. Mógłbym go określić każdym mianem, ale nigdy nie pomyślałbym, że okaże się aż tak zepsutą gnidą. Zjebał mi życie, lecz to, co zrobił Sarah i matce Alecka nie mogło przejść bez echa i adekwatnej kary.

Sam go zatłukę, kiedy tylko do niego dotrę, pomyślałem i skupiłem wzrok na drodze.

– Wchodzimy od frontu, jakby niby nic – rzekł Lucas; odpalił papierosa i wciągnął dym do płuc. – Aleck kazał cię wyposażyć, więc sięgnij do schowka i weź, co tylko chcesz.

Pochwyciłem w palce: dwa granaty, pistolet i finkę. Rozmyślałem jeszcze o kastecie, ale w ostateczności zrezygnowałem; rozwalę mordę ojca własnymi pięściami i niepotrzebna mi do tego nakładka – furia w zupełności wystarczy.

Jak stanę twarzą w twarz z Aleckiem, nie wiem, jak zareaguję. Mam cichą nadzieję, że nie włączy mi się agresor na to, jak potraktował Sarah. Wszystko zależeć będzie od tego, co powie i zaproponuje – oby.

– Jeszcze nigdy nie siedziałem po uszy w takim bagnie – oznajmił Zygzak. – Aleck zaklepał mnie miesiąc temu, a plan działania przesłał wczoraj z wieczora. Do końca nie byłem przekonany, czy przyjąć zlecenie, bądź co bądź, nachapałem się trochę od Dona.

– Nigdy nie umiałeś odmówić, jeśli w grę wchodziła konkretna suma – skwitowałem i przeładowałem broń. – Dlaczego Aleck dał mi wolną rękę?

– Z tego, co mówił, chodzi o Dona i to, jak cię traktował. Ja tam nie wnikam w czyjeś brudy, ale po zapoznaniu się z krótkim opisem, który Alek dołączył do misji, chyba rozumiem, dlaczego podjął taką, a nie inną decyzję – odchrząknął nadmiar śliny i spojrzał na mnie. – Daje ci szansę, abyś pozamykał wszystkie sprawy i wymierzył sprawiedliwość.

– Nie ma żadnego „Ale”?

– Nic mi na ten temat nie wiadomo. – Zygzak zjechał z szosy i skierował auto na polną dróżkę, prowadzącą przez las. – Dziesięć minut i sam go o to spytasz. Pamiętaj, aby się nie wychylać i współpracować.

– Zapamiętałem wszystko, nie musisz mnie sprawdzać i upominać.

– Muszę, bo gdy zobaczysz ukochaną, przestaniesz racjonalnie myśleć.

– Raczej na odwrót – odgryzłem się i załadowałem broń. – To mój jedyny cel, a wiem, że Aleck raczej nie odpuści koncernu i gdy odmówię, sięgnie po broń.

– Więc zrób wszystko, aby był przekonany, że wchodzisz; na dalsze myślenie przyjdzie czas w innym otoczeniu i okolicznościach.

– Namawiasz mnie do zdrady, czy mam przyjąć taktykę ojca? – Słowa Lucasa zapaliły w mózgu czerwoną lampkę; miał rację.

– Wiesz… ja raczej jestem od zabijania, myślenie nie należy do mojej mocnej strony; mam cel, odpalam i kasuję zleceniodawcę. Jesteśmy na miejscu. – Zgasił silnik i uchylił drzwi. – Zaczynamy.

Wysiadłem i zawiesiłem wzrok na ceglanej ruderze – strach było tam wchodzić, nie mówiąc o użyciu broni. Jeden granat i składa się jak domek z kart.

– Nikt nie pilnuje wejścia i obejścia? – Ta pustka była dość zastanawiająca i niepokojąca.

– Są… spójrz w lewo. – Zygzak wskazał na duże okno. – Nie interweniują, bo wiedzą, że mam cię dostarczyć. Obcykali samochód, pasażerów i wrócili do lenistwa.

– Myślałem, że Alek jest bystrzejszy. – Uśmiechnąłem się pod nosem.

– Łatwowierność, to jego zguba – prychnął, odpalił fajkę i wyją broń; przeładował, wycelował i po chwili wszyscy siedzący w przeszklonym pomieszczeniu, zniknęli z pola widzenia. – Pięciu mniej. – Zdjął palec ze spustu i ruszył do wejścia.

– Powaliło cię – syknąłem. – Narobiłeś tyle hałasu, że teraz na pewno nie dotrzemy do celu. – Byłem na niego wściekły. – Po co zrobiłeś to z tej odległości? Nie lepiej było załatwić to w środku, po cichu?

– Reszta jest w podziemiach, więc wyluzuj i na przyszłość, nie mów mi co mam robić, zrozumiano? – Zimne spojrzenie poleciało w moim kierunku. – Wiem o rozkładzie tej fabryki wszystko i kto, gdzie jest też, więc…

Ruszyłem jego śladem, nadal mając przed oczyma, jak szybko załatwił tych partaczy.

– Załóż. – Tłumik wylądował w moich dłoniach. – Wchodzimy na trzy i wolałbym, abyś nie wychodził przed szereg. Podziwiaj moje plecy i nową, błękitną koszulę, którą kupiłem specjalnie na tę okazję – oznajmił i kopnął żelazne drzwi; stanęły otworem, trzeszcząc.

Nie miałem zamiaru oponować, chociaż nie za bardzo przypadł mi do gustu ten jednoosobowy plan; Lucas jednak już tak miał – zawsze w pojedynkę. Dobrze, że w ogóle pozwolił, abym mu towarzyszył. Trochę się przed nim na płaszczyłem i na błagałem, ale było warto.

– Idziemy tym korytarzem do końca, a następnie schodzimy w dół – rzucił. – Aleck i Charlotte są na dole w piwnicy.

– Charlotte? – Byłem pewien, że się przesłyszałem.

– No tak, ty nic nie wiesz – oznajmił. – Panienka żyje i jest żoną Alecka od jakiegoś czasu. Uratował ją przed śmiercią, co zaowocowało uczuciem, resztę możesz sobie sam dopowiedzieć.

– Ja pierdolę… cyrk na kółkach – burknąłem, kompletnie oszołomiony rewelacjami. – Wszyscy wokół mnie kłamią.

Aleck uratował Charlotte, wygryzł ojca z interesu, był moim bratem i do tego wszystkiego chciał współpracować. Ciekawe, czego jeszcze się dowiem?

– Zdejmę wszystkich amatorów, sprawdzę, czy Aleck jest na dole, a ty osłaniaj tyły.

Przytaknąłem.

***

 

Zygzak wsadził głowę do pomieszczenia i pomachał ręką, abym został na miejscu – nie wszedł, więc coś było nie tak. Po chwili zwrócił ciało w moją stronę, usta miał rozciągnięte, a szczękę zaciśniętą.

– Coś tutaj nie gra – rzucił i wsparł plecy o ścianę. – Aleck zmienił rozstaw ludzi, więc musimy tropić.

– Przewidział, że zmienisz front?

– Na to wygląda. – Zygzak wyjął drugi pistolet zza paska i sprawdził stan naboi. – Zmiana planów… wal we wszystko, co się poruszy. – Wyszczerzył zęby i wkroczył do pomieszczenia; ruszyłem za nim, trzymając się cienia.

– Tutaj powinno być dwoje ludzi – mruknął. – Zostawili odczyty z kamer bez nadzoru, czyli weszliśmy do gniazda żmij.

– Zasadzka? – Ciśnienie mi skoczyło do trzystu, mózg parował, a dłonie pociły; o mało nie upuściłem gnata.

– Aleck mnie wykorzystał – fuknął. – Zaplanował upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.

– Co? – Włoski na rękach stanęły dęba. – Nie chce się dogadać, tylko odstrzelić – stwierdziłem.

– Dokładnie. Tak teraz pomyślałem, że chyba wiem, o co mu chodzi. Jak mogłem o tym zapomnieć.

– Kolejna tajemnica? – spytałem, przełknąłem ślinkę, nie za bardzo wiedząc, co dalej.

– Miałem na niego zlecenie – westchnął. – Jack zapłacił sporo za jego likwidację i chyba podczas tortur, puścił farbę.

– Zajebiście. – Nogi się pode mną ugięły. – Spudłowałeś, że nadal żyje?

– Nie, wycofał rozkaz.

– Skąd ty to wszystko wiesz? O porwaniu, torturach i ogólnie? – Byłem w lekkim szoku.

– Nie wchodzę w biznes bez szczegółów, zapomniałeś?

– Zajebią nas, tyle wiem i na pewno szybko o tym nie zapomnę.

By to jasny gwint. Doskonały plan szlag trafił.

– Spokojnie. Nie z takiej opresji wychodziłem. – Uniósł kąciki ust, ale niepewność w oczach pozostała. – Wiedzą, że jesteśmy i czekają na odpowiedni moment.

– Też mi pocieszenie. – Byłem rozbity, bez pomysłu i tkwiłem w ruderze z zabójcą, który chyba po raz pierwszy raz w życiu okazał strach; czego trzeba więcej.

– Możesz zlokalizować ojca?

– Spróbuję. – Wyjąłem telefon i uruchomiłem aplikację. – Nie ma zasięgu.

– Kurwa mać. – Nerwy Lucasowi puszczały, wywołując napięcie. – Pierdolony szmaciarz.

– Mam! – krzyknąłem; pod wpływem emocji zapomniałem o ciszy. – Przepraszam. – Wzrok Zygzaka wbił mnie w podłogę. – Ojca tutaj nie ma. Urządzenie osadza go dwa, do trzech kilometrów na zachód.

– Sprawdź na mapie – poprosił i ruszył wolnym krokiem przed siebie. Kiedy uniosłem głowę, aby poinformować o lokalizacji, Lucasa już przy mnie nie było. – Gdzie się pchasz, narwańcu?

Nie mogłem tutaj tkwić jak kołek w płocie. Zrobiłem krok, potem drugi i wszedłem do pierwszego pomieszczenia – było puste.

Wzrok zatrzymałem na obskurnym stole – coś na nim połyskiwało; podszedłem.

Na blacie leżał złoty długopis i plik papierów. Pochwyciłem za kartki i zacząłem czytać:

„Podpisz i przyjedź do starej suszarni, niedaleko rzeki. Ojca znajdziesz na dole. Masz godzinę, Aleck”.

– Zygzak! – ryknąłem i opuściłem obskurną klitkę. – Zygzak, gdzie jesteś?!

– Rzygam – doleciał do mnie głos, niesiony echem. – Chodź do piwnicy i wstrzymaj oddech.

– Ojciec! – Ruszyłem z impetem; stanąłem, dopiero kiedy ujrzałem zgarbioną sylwetkę Lucasa. Był blady jak kreda i zabrudził całą posadzkę.

– Zabity? – Miałem cichą nadzieję, że to jednak nie ten, o którym myślałem. Pozostawało mnóstwo pytań, które potrzebowały odpowiedzi.

– Gorzej – oświadczył i zwymiotował.

Zrobiłem dwa głębokie wdechy. W nozdrza uderzył fetor – dołączyłem do Zygzaka, wypluwając wnętrzności.

– Ale jebie… gorzej niż z szamba.

– Zaczynam przywykać do smrodu, ale nie wejdę tam po raz drugi. – Ukucnął i zasłonił nos dłonią. – Moje oczy nie nawykły do takiego widoku. Kulka między oczami to co innego.

Jego słowa nie zachęcały, ale nie miałem wyjścia – wszedłem.

Narożna lampka świeciła słabym światłem, ale to wystarczyło, abym dostrzegł ojca.

– O ja pierdolę – syknąłem i otworzyłem szerzej oczy.

Cały we krwi, wisiał nadziany na stalową rurę. Ręce skrępowane z przodu zwisały bezwładnie poniżej pępka. Zahamowałem odruch obrzydzenia i podszedłem bliżej. Uniosłem jego zmasakrowaną głowę – twarz nie nadawała się do identyfikacji.

Nie poczułem nic; zero współczucia nad tym popaprańcem. Spuściłem oczy i dostrzegłem przyrodzenie ojca leżące na ziemi.

Aleck ukarał zboczeńca, jak trzeba, pomyślałem i już miałem wychodzić, kiedy coś we mnie pękło – dostałem nadludzkiej siły, zacząłem okładać nieboszczyka pięściami i kopać gdzie popadnie.

– Za mamę, Sarah, za mnie i wielu innych, których zgnoiłeś! – Waliłem na oślep z oczami pełnymi łez. – Zasłużyłeś na taki koniec, bydlaku!

Po paru minutach ostrego sparingu, odpuściłem, splunąłem mu w twarz, wziąłem papiery i wyszedłem.

– Jedziemy do suszarni – rzuciłem.

Zygzak odzyskał kolory. Stał pod ścianą i palił papierosa.

– Lepiej?

– Tak – odparłem, walcząc ze wzburzonym oddechem. – Już nie muszę milczeć… mogę krzyczeć. Ojciec był mi katem i za każdym razem, kiedy zrobiłem coś źle, dostawałem pasem. Całe życie bałem się tego pojeba; nadszedł czas, aby odetchnąć pełną piersią.

– Uwalniamy dziewczynę, rozwalamy resztę i jedziemy na kanary – prychnął.

– Nie inaczej – odparłem. – Nie mam zamiaru wskakiwać z deszczu pod rynnę. Lubię Alecka, ale nie chcę dłużej handlować prochami i produkować tego gówna. Jestem informatykiem i zamiaruję wrócić do zawodu.

– Więc, na co czekamy. – Zygzak zgasił fajkę o ścianę i ruszył przodem. – Jack skończył podobnie.

– Widziałem.

***

 

Dwie minuty później siedzieliśmy w samochodzie i mknęliśmy do wskazanego przez Alecka miejsca.

Cały czas z tyłu głowy miałem znaki zapytania. Szybki afront Lucasa był podejrzany. Brak ludzi w ruderze – tak samo. Zmiana miejsca; jeszcze bardziej. Aleck wodził nas za nos, robiąc dystans, który z minuty na minutę odwlekał konfrontację.

– Zaparkuję tutaj i podejdziemy od tyłu – rzucił Zygzak; zatrzymał auto za kępką krzaków i odpalił fajkę. – Gotowy?

– Od urodzenia – zażartowałem; tak naprawdę byłem napięty do granic możliwości.

Lucas wyjął broń, wyrzucił pet i zerknął przez lornetkę.

– Jak na razie, czysto.

– Cisza przed burzą – odburknąłem i wygrzebałem telefon, zawibrował.

ALECK: Właź śmiało, czekam w podziemiach.

– Wiedzą, że jesteśmy – poinformowałem Zygzaka, który zerkał na mnie spode łba. – Idę, a ty osłaniaj tyły.

– Nie tak szybko – rzucił i również wyjął komórkę. Odczytał wiadomość, po czym dodał: – To pułapka.

– Wiem, ale muszę… rozumiesz.

– Czytaj. – Podsunął mi aparat pod nos. – Jak widzisz, jestem pomiędzy młotem a kowadłem. Z jednej strony ty, z drugiej Aleck, który przejmie prym w mieście.

– Ładnie się obłowił kosztem ojca. – Przełknąłem ślinę i zacząłem główkować, widząc ilość zer na kącie Lucasa. – By to szlag trafił.

– Przebijasz? – Zygzak zrobił maślane oczy i niecierpliwie czekał na odpowiedź.

– Nie – wypaliłem, wyszarpnąłem gnata i strzeliłem manipulantowi pomiędzy oczy. – „Nie ufaj nikomu”, jak mówił ojciec.

Ciało Lucasa opadło na ziemię – zginął na miejscu.

Przywłaszczyłem sobie jego telefon, broń, którą wsadziłem w skarpetkę i zawlokłem ciało w krzaki.

Nie pozostało mi nic, jak spiąć pośladki i wkroczyć do gniazda wroga. Nie miałem planu, myśli nie tworzyły spójnych przemyśleń; wszystko przez lęk o życie Sarah.

Zaczerpnąłem powietrza i po chwili przekraczałem próg budynku – ani żywej duszy wokół. Dopiero po przejściu paru metrów, usłyszałem głosy i dostrzegłem cienie na ścianie – na zewnątrz zapadał mrok, a okienka były małe.

Serce waliło jak opętane, zęby zgrzytały, a po ciele przechodziły języczki strachu. Wyprawa w pojedynkę na stadko morderców to samobójstwo, ale czy miałem wybór?

Nie.

Przywarłem do ściany, wyposażyłem pustą dłoń w broń i wparowałem do pomieszczenia, pociągając za spusty; mężczyźni byli zaskoczeni i nie szybko otworzyli ogień. Dwóch odstrzeliłem od razu, reszta czmychnęła na boki.

Oberwałem w ramię – zabolało. Chuj, który mnie podziurawił, runął na zimną posadzkę. Namierzyłem kolejnego, lecz nie trafiłem – uskoczył.

Kolejna kula wbiła się w moje udo – jęknąłem i schowałem ciało za filarem. Kule świstały, uniemożliwiając afront. Nie wiem, ilu ich było, ale pocisków leciało dużo.

– Bierzemy żywcem, bo szef nas zajebie! – krzyknął jeden.

– Wiem – odpowiedział drugi. – Miał wolne przejście, więc dlaczego atakuje i gdzie jest Zygzak?!

– Zapewne na czatach!

Strzały nie cichły; musiałem zaryzykować. Wysunąłem rękę i celowałem na oślep – usłyszałem jęk i osunięcie – kolejny padł.

– Ja walę, a ty podchodź! – ryknął gruby głos.

Oberwałem w dłoń – kula przeszła na wylot, a pistolet wypadł, robiąc hałas. Zacisnąłem zęby i przyciągnąłem postrzeloną rękę do torsu – krew wyciekała siurkiem. Miałem jeszcze jedną – otworzyłem ogień – ta chwila rozproszenia przez tępy ból pozwoliła, abym zaprzestał ostrzału, czując lufę na skroni.

– Koniec zabawy. – Barczysty brunet wyszarpnął mi gnata z dłoni i przywalił z łokcia w twarz. – Grzeczny chłopiec.

Przegrałem, drżałem i już wiedziałem, że minuty oddzielają mnie od spotkania z Aleckiem. Jednak nie to martwiło mnie najbardziej. Zachodziłem w głowę, czy dane mi będzie przed śmiercią, zobaczyć Sarah.

Oberwałem w głowę – ujrzałem ciemność.

Następne częściPOD GWIAZDAMI / 25 - KONIEC

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Narrator 4 miesiące temu
    Zazdroszczę inwencji: tyle odcinków i to świetnie napisanych, w tak krótkim czasie.👍
  • Joan Tiger 4 miesiące temu
    Nie pamiętam, czy wcisnęłam odpowiedz - jak zwykle z resztą.
  • Joan Tiger 4 miesiące temu
    Wielkie dzięki za ten komentarz. Czasami motywacja szwankuje, ale po przeczytaniu tak miłych słów, chce się tworzyć dalej. ;) Pozdrawiam.
  • ZielonoMi 2 miesiące temu
    Nabity na pal, jak w średniowieczu. Piękna śmierć, do tego mu ucięli, biedakowi. Ale się należało. Michael podziurawiony i jeszcze łazi, brawo on. 😁
  • Joan Tiger 2 miesiące temu
    Bestialstwo musiało być. Za dużo kina grozy i teraz wychodzi szydło z worka. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania