Poprzednie częściPod gwiazdami

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Pod gwiazdami 6

SARAH

 

Otworzyłam ciężkie powieki, przywykając do naturalnego światła promieni słonecznych, które nieśmiało zaglądały przez otwarte okno do pokoju. Wzniosłam ciało do pozycji siedzącej, usiadłam i rozejrzałam się dokoła.

Znajdowałam się w nie swoim pokoju i siedziałam na nie swoim łóżku.

Jak przez mgłę przypomniałam sobie, przywracając na przymglone siatkówki obraz Michaela z bronią w ręku. Zaczęłam drżeć na wspomnienie jakiegoś obcego mężczyzny, który na moich oczach został brutalnie zastrzelony, przez właściciela domu, w którym się obecnie znajdowałam – miałam nadzieję, że tak właśnie było.

Musiałam stąd uciec i zaszyć się gdzieś, gdzie nawet satelita mnie nie namierzy.

Uniosłam się z łóżka i zaczęłam węszyć w powietrzu, jednocześnie wyostrzyłam słuch, na jakikolwiek hałas, czy szmer. Wokół mnie panowała cisza, więc ze ściśniętym sercem, które dawało o sobie znać, kołacząc mocno w piersi, wyjrzałam przez uchylone drzwi, wpatrując się chwilę w to, co było przede mną (wąski, jasny korytarz, pozbawiony mebli).

Przygarbiłam telepiące się ze strachu ciało i położyłam dłoń na ustach, aby przypadkiem nie pisnąć, kiedy natrafię na coś niepokojącego, podczas dalszej wędrówki. Nie znałem tego domu, więc nie za bardzo orientowałam się w rozkładzie pomieszczeń i gdzie powinnam skierować stopy dalej.

Pomaleńku, jak żółw drepczący po miękkim piasku, przesuwałam się do przodu, zagryzając dłoń pod wpływem stresu, który mi towarzyszył. Doszłam do rozwidlenia i wypatrzyłam drzwi, którymi weszłam, wytrzeszczając mocno oczy. Bezszelestnie wśliznęłam się do pomieszczenia na pierwszy rzut oka przypominającego salon i wstrzymując oddech, potruchtałam do drewnianych drzwi, ale nie było mi dane ich sięgnąć, bo tuż przede mną pojawił się Michael, jakby właśnie wyrósł spod ziemi.

– Nie zabijaj mnie. – Padłam przed nim na kolana, zagryzając kostki na dłoniach, tak mocno, że poczułam ciepłą krew na wargach, które nie przestawały drżeć.

– Wstań i przestań się wygłupiać – roześmiał się i pochwycił pod pachami, podciągając mocnym szarpnięciem do pozycji stojącej. – Nie planowałem na dzisiaj dwóch zabójstw – dodał. Poczułam silny zawrót głowy i już po chwili nie byłam w stanie, utrzymać wiotkiego ciała na trzęsących się nogach.

Michael objął mnie stanowczo w pasie, nie pozwalając opaść na ziemię, jak sflaczały balon, któremu skończył się hel. Zatopiłam przerażony wzrok w jego spokojnych oczach i zacisnęłam powieki, kiedy zaczął się szeroko uśmiechać.

– Chcę wrócić do swojego domu – wydukałam resztką sił. – Wypuść mnie, proszę cię. – Otworzyłam oczy, a on nadal się śmiał, jakby moje na wpół żywe ciało i drżenie każdej komórki, sprawiało mu przyjemność. – Nie chcę umierać. – Jego twarz spoważniała, co przyprawiało o jeszcze silniejszy lęk, który towarzyszył, jeszcze parę sekund temu.

– Ja pierdolę. – Objął moją bladą twarz i odnalazł usta, obdarowując pocałunkiem tak delikatnym, jak pajęcza nić. – Nie zabiję cię Sarah. – Przygryzł moją dolną wargę. – Szkoda dziurawić tak piękne ciało. – Kolejny pocałunek był ostry i nawet nie wiem kiedy, poczułam, jak moje plecy zderzyły się z zimną ścianą, nieopodal okna.

– Puść mnie i pozwól odejść – błagałam niewinnie. – Nic nikomu nie powiem. Już nie pamiętam, co tutaj zaszło – szepnęłam, czując, jak zaciska palce na moich obojczykach. – Udusisz mnie? – Moje oczy już prawie opuściły oczodoły, tak intensywnie je wytrzeszczałam.

– Jak nie zamkniesz tych słodkich warg, to tak – oznajmił, wypuszczając ciepłe powietrze z ust, podczas wzdychania. – Jeśli cokolwiek komuś powiesz, co widziały te piękne zielone źrenice, też.

– Nic nie widziałam, nic nie słyszałam Michael. – Wstrząsnął mną silny dreszcz, aż zazgrzytały zaciśnięte zęby. – Puść, bo umieram ze strachu, a ty zachowujesz się, jakby się nic nie stało.

Oczyma wyobraźni widziałam, jak zaciska długie palce na mojej szyi, a stłamszona dusza opuszcza stygnące ciało i macha na do widzenia, zerkając na mnie rozświetlonym wzrokiem.

– Bo nie stało. – Pochwycił moje spocone dłonie i wplótł palce, pomiędzy moje, kładąc sobie na torsie – serce biło spokojnie i miarowo. – Jestem policjantem i obecnie wykonuję tajną misję – burknął, składając pocałunek na moich rozedrganych palcach. – Zabiłem już wielu łotrów i jeden wtem czy we wtem, nie sprawia mi zasadniczej różnicy.

– Mówiłeś, że jesteś informatykiem? – spytałam, już nic z tego nie rozumiejąc. – Kłamstwo przychodzi ci z taką samą łatwością, jak pociąganie za spust – stwierdziłam beznamiętnym głosem.

– Jestem tym i tym. – Oswobodził jedną dłoń, wyplatając z niej palce i pochwycił mnie za podbródek – obecnie wpatrywałam się w jego szyję. – Jako informatyk pracuję zdalnie – już wspominałem – w firmie ojca, a policjantem jestem, bo mam dużo wolnego czasu, więc…

Michael spojrzał mi głęboko w oczy i położył palec na moich spierzchniętych wargach, masując delikatnie.

– Ten, który tam leży – wskazałam na zwłoki, które przykryte były kocem – miał coś wspólnego z misją, którą przeprowadzasz?

– Tak Sarach, ale nic więcej ode mnie nie wyciągniesz, bo im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie piękna. – Pogładził mnie po policzku. Odetchnęłam z ulgą i pomaleńku dochodziłam do siebie. – Najpóźniej jutro przyjadą moi koledzy i zajmą się tą kanalią, która próbowała mnie zabić.

– Rozumiem – sapnęłam dźwięcznie. – Mam tutaj więcej nie przychodzić, prawda?

– Tak by było bezpieczniej dla ciebie – powiedział, unosząc lewy kącik ust. – Moi koledzy zamieszkają ze mną, więc sama rozumiesz.

– Jasne. Będę omijać ten dom szerokim łukiem. – Wzruszyłam ramionami, nie mając nic więcej do dodania w sprawie jego pracy. – W takim razie, nasze drogi rozchodzą się na dobre Michael. – Zamrugałam i spuściłam oczy na jego pas. – Żegnaj i powodzenia. – Wyswobodziłam palce z ciepłej dłoni i starałam się go wyminąć, ale nie miał zamiaru mnie przepuścić.

- Gdzie się wybierasz? – Przydusił mnie do ściany i przywarł do mnie swoim boskim ciałem. – Możemy widywać się przecież u ciebie – mruknął, pochylając głowę do szyi. – Nie chcesz mnie?

– Chcę, myślałam, że…

– To nie myśl i pocałuj mnie, bo strasznie tego pragnę. – Strach odszedł w zapomnienie, a ręce powędrowały na kark. Przyciągnęłam jego głowę bliżej i odnalazłam uchylone usta, zatapiając się w nich do utraty tchu.

Michael gwałtownie cofnął się i zarzucił mnie sobie na plecy, jak worek ziemniaków, kierując się w stronę pokoju, który niedawno opuściłam.

– Gdzie jest Cezar? Nie widziałam go nigdzie? – spytałam, czując rękę na swoim pośladku.

– Ten bydlak go uśpił – oznajmił i napiął mięśnie, które stały się twarde jak głaz i stworzyły dla mojego miękkiego brzucha i piersi niewygodne podłoże. – Przeniosłem go do piwnicy, bo tam jest chłodno, a poza tym, gdy się przebudzi, będzie ciut oszołomiony, więc niech lepiej siedzi w zamknięciu.

– Zatrzymaj się – podniosłam głos i ześliznęłam się z ramienia, gdy Michael zastanawiał się, o co chodzi? – Nie chcę w sypialni. – Chwyciłam go za koszulkę pod szyją i przebierając nogami w tył, poprowadziłam do kuchni. Posadziłam tyłek na kuchennym stole, siadając okrakiem.

– Wszystko cacy, ale jak ja mam teraz pozbyć się tego? – Zmarszczył brew i wsunął palce jednej ręki pod spodenki, dotykając nadgarstkiem wnętrza mojego uda.

– Masz komórki w mózgu, to kombinuj przystojniaku. – Wsadziłam palec do buzi i przygryzłam go, po czym wyjęłam i zaczęłam ściągać mu podkoszulek.

Michael pomógł nieznacznie i gdy moim oczom ukazał się obłędny tors, brutalnie pozbawił mnie tego widoku, opuszczając górną połowę mojego ciała do pozycji leżącej. Wcisnął biodra pomiędzy moje nogi i uniósł pośladki do góry, wspierając uniesioną miednicę na swoich wygiętych biodrach. Szarpnął parę razy i spodenki, wraz z majtkami znalazły się na moich udach, po czym pupa znów zetknęła się z zimnym blatem stołu. Zsunął niepotrzebne na chwilę obecną odzienie z moich nóg i wyrzucił w kąt.

– Teraz popatrzę, jak męczysz się ze spodenkami, bo twoja męskość uwięzła w nogawce i wita się, wystawiając nie śmiało łepek na świat. – Pokierowałam spojrzenie w tamto miejsce, czekając, aż jego chuj pokaże się w całej okazałości, bez okrycia, które go krępowało.

– Daj mi ręce. – Zrobiłam, o co prosił. Położył je sobie na gumce od spodenek i skrzyżował ramiona na zarośniętej piersi. – Chcesz go?

– Głupie pytanie – żachnęłam się. – Oczywiście, że tak. – Wcisnęłam dłoń pod cienki materiał i pochwyciłam palcami pulsujący, gruby organ, który podrygiwał pod wpływem dotyku.

– To go sobie weź. – Wyrzucił biodra w przód, uśmiechając się pod nosem. – Teraz pośmieję się z ciebie Sarah.

– Proszę bardzo Michael. – Pogrzebałam, ponaciągałam i wyswobodziłam pytona ze spodenek, zsuwając z bioder na łydki, a stamtąd już same opadły na jego stopy.

– Mamy remiz. – Odkopnął spodenki w bok i zabrał się za wyswobadzanie moich piersi. – Raz, dwa trzy i siup. – Bluzka wylądowała pod ścianą, a za nią poleciał stanik. – Wiesz, że to była nierówna potyczka.

– Dlaczego? – Uniosłam pytająco brew.

– Miałaś cztery rzeczy na sobie, a ja tylko dwie. – Pochylił się i sięgnął wargami sutków. – Zostaniesz za to ukarana.

– Co? – Zdziwienie pojawiło się na mojej twarzy.

– To. – Objął moje pośladki i mocnym szarpnięciem zsunął na samo obrzeże blatu, wchodząc w cipkę jednym, mocnym pchnięciem po same jaja, aż wygięłam się do tyłu i wsparłam na rękach. – Lecimy na księżyc maleńka.

Poruszał się we mnie tak gwałtownie i napierał z taką siłą, że widziałam przed oczyma gwiazdy, bez patrzenia w niebo. Ściskał piersi tak mocno, jakby chciał wycisnąć z nich sok. Popchnął na blat, aż poczułam ból pomiędzy łopatkami. Starałam się podnieść, ale nie pozwolił mi na to, kładąc rękę na krtani i trzymając mocno.

Nie czułam przyjemności, tylko lęk przed bestią, która kaleczyła ciało, jakbym była bezduszną lalką.

– Przestań! – krzyknęłam, znajdując na tyle siły, aby przerwać to, jak się wobec mnie zachowywał. – Rozerwiesz mnie idioto! – Odepchnęłam go od siebie, widząc w jego przyciemnionych oczach amok. – Nie dotykaj mnie! – Odtrąciłam ręce, które kierował w stronę czerwonych piersi i zeskoczyłam ze stołu, udając się po porozwalane po całej kuchni części garderoby. – Jebany zbok.

– Kurwa! Sarah, przepraszam – Położył dłonie na stół i spuścił głowę, dysząc głośno. – Nie wiem, co mnie opętało. – Gdy się ubierałam, kątem oka zauważyłam, że drży, a po chwili przykucnął i opadł na tyłek. Zgarbił się i skrył głowę pomiędzy kolanami, zakrywając przedramionami. – Chciałem chyba w ten sposób odreagować stres, który nadal przesuwa się po moich wypustkach nerwowych.

– Mam to gdzieś Michael – syknęłam, zapinając stanik. – Kup sobie dmuchaną lalę i na niej się wyżyj głupku. – Włożyłam bluzkę i ruszyłam szybkim krokiem w stronę wyjścia.

– Sarah, wybacz mi. – Widziałam, jak podnosi nagie ciało z podłogi i zamiaruje iść w moim kierunku.

– Odwal się ode mnie. – Posłałam mu złowrogie spojrzenie i złapałam za klamkę od drzwi. – Nie chcę cię więcej widzieć. – Wyszłam i zatrzasnęłam za sobą drzwi z hukiem.

***

 

Wparowałam do mieszkania jak burza, omijając meble w pośpiechu. Weszłam do sypialni i na szybko zrzuciłam ubrania i założyłam świeże, które wyjęłam z szafy. Mifi i Fifi kręciły się pod nogami, domagając się uwagi.

Nie miałam teraz na to czasu.

Jednemu już ofiarowałam swoje zainteresowanie i co z tego miałam?

Tylko to, że potraktował mnie jak dziwkę, która będzie potulnie znosić jego grubiaństwo.

Nie byłam na tyle zdesperowana i spragniona czyjejś bliskości, aby dopuszczać do siebie osobę o zmiennych nastrojach.

Debil – debil – debil – kurwa mać.

Gdy skończyłam się ubierać, pochwyciłam w locie torebkę i zawołałam pieski, aby poszły za mną. Zrobiły to z ochotą. Zamerdały ogonkami i kroczyły cichuteńko za moimi stopami na podwórko. Podeszłam do srebrnego auta i wyjęłam kluczyk z torebki, odblokowując zamki. Otworzyłam tylne drzwi, a Mifi i Fifi od razu wskoczyły do środka, sadzając tyłki na miękkim siedzeniu. Zatrzasnęłam drzwi i otworzyłam kolejne, aby samej móc zasiąść za kierownicą i odjechać stąd jak najszybciej i jak najdalej.

– Sarah, zaczekaj! – Wychyliłam głowę z samochodu, widząc Michaela w samych spodenkach, biegnącego wprost do mnie.

Pochwyciłam klamkę i zaczęłam ciągnąć w swoją stronę drzwi, z zamiarem zamknięcia, zanim ten wariat tutaj dotrze – nie zdążyłam. Zacisnął palce na górnej części drzwi i nie pozwalał ich domknąć.

– Puść i odejdź! – ryknęłam, mając dość jego osoby. – Nie chcę z tobą rozmawiać i na ciebie patrzeć.

– Wiem – zgodził się ze mną. – Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. – Jego palce zrobiły się białe – bardzo mocno ściskał drzwi. – Wybacz mi i daj nam szansę. – Jego oczy błagały bez słów, mieniąc się w blasku słońca. – Nie chciałem tego, ale stało się i…

– Zamknij się Michaelu i puść te drzwi – oznajmiłam stanowczym głosem. – Jeżeli marzy ci się taka forma zaspakajania potrzeb seksualnych, to poszukaj do tego odpowiedniej partnerki, która lubi być zniewalana i traktowana jak szmata.

– Rozumiem. – Puścił drzwi. Od razu je domknęłam, tworząc pomiędzy nami barierę.

Odpaliłam silnik i wycofałam, ruszając do przodu. W lusterku wstecznym widziałam jego postać, która z każdym metrem stawała się coraz mniejsza, aż zniknęła całkiem z pola widzenia.

Nie było mi go szkoda, bo zasłużył na to swoim zachowaniem.

Po przejechaniu paru kilometrów zatrzymałam się na parkingu w lesie, bo pieski miały swoje potrzeby. Gdy uchyliłam drzwi, wyskoczyły z auta i pobiegły przed siebie. Przeskakiwały ponad swoimi ciałami i podgryzały się po uszach, zajęte zabawą.

Jak na wszystkie zaskakujące wydarzenia dzisiejszego dnia, trzymałam się dobrze. Gdzieś w środku czułam frustrację, ale nie dopuszczałam, aby przejęła kontrolę nad ciałem, robiąc ze mnie kłębek nerwów.

– Fifi, Mifi do nogi! – Klasnęłam i zagwizdałam, przywołując do siebie. Przybiegły natychmiast i wskoczyły na tylne siedzenie.

Ruszyłam w dalszą drogę.

Po pół godziny jazdy zajechałam pod biały, dwupoziomowy domek z ceglaną elewacją i uśmiechnęłam się pod nosem na widok wysokiej i szczupłej kobiety, która mrużyła oczy, zaglądając zza płotu.

– Opuściłam szybę i poprosiłam, aby otworzyła bramę wjazdową na posesję. Po chwili byłam na niej i wysiadłam z samochodu. Wypuściłam suczki, które pobiegły na tyły domu, szczekając jedna przez drugą.

– Witaj mamo. – Podeszłam i przytuliłam ją mocno, kładąc dłoń na brązowych włosach, sięgających ramion.

– Sarah, kochanie, co za niespodzianka. – Uśmiechnęła się i zmarszczyła nos. Jej wzniesione brwi były prawie niewidoczne, kryjąc się za grubą grzywką. – Co cię sprowadza tak niespodziewanie?

– Stęskniłam się. – Łza mi się zakręciła w oku i po chwili czułam, jak cieknie po policzku. – Gdzie tata? – Przyglądałam się, jakbym nie widziała mamy od paru lat – ostatnio spotkałyśmy się dwa tygodnie temu.

– W sadzie. – Otaksowała mnie z każdej strony. – Szykuje skrzynki na jutrzejsze zbiory jabłek.

– Rzeczywiście. – Popukałam się po czole. – Mamy koniec sierpnia i niektóre odmiany są już dojrzałe.

Miałam refleks jak leniwiec.

– Skąd masz te czerwone ślady na szyi? – Mama zbliżyła głowę, przyglądając się bacznie. – Usiłowałaś się zabić?

– No co ty – parsknęłam. – Powiesiłam się na sznurku od bielizny, ale jak widzisz, nie odciął mi głowy. – Zanosiłam się od śmiechu.

– Który to już raz dziecko weszłaś w sznurek, co? – Pokiwała głową. – Od maleńkości byłaś niezdarą i tak ci zostało. – Objęła mnie ramieniem i ruszyłyśmy w stronę sadu (znajdował się jakieś dwadzieścia metrów za domem, na naszej działce, która liczyła dwa hektary).

– Dużo ludzi zgłosiło się w tym roku do zbiorów? – Do moich nozdrzy doleciał zapach chleba z pieca, gdy przechodziłyśmy obok otwartego okna w kuchni – mama sama piekła.

– Ci, co zawsze, dziecko – burknęła. – Ojciec dał anons w gazecie, ale czy to coś pomoże, okaże się jutro rano.

– Pobudka o czwartej rano, kawa, kanapki i przejażdżka traktorem, załadowanym skrzynkami po burty przyczepy. – Obrazy wspomnień przeleciały mi przed oczami i już wiedziałam, że muszę zadzwonić do szefowej i poprosić o jeden dzień urlopu, bo nie przegapię otwarcia sezonu na zbiór jabłek.

– Zostaniesz? – Mama przekręciła głowę i spojrzała w moje śmiejące się oczy.

– Tak – westchnęłam, ale nie z niemocy, lecz ze szczęścia. – Dawno nie prowadziłam ciągnika i muszę sobie przypomnieć, jak zmieniało się w tym staruszku biegi.

– Jest i nasz król złotych jabłek. – Mama jak zwykle musiała dokuczyć ojcu, bo inaczej bolałaby ją głowa, gdyby tego nie zrobiła. – Nasz król proszony na salony, mamy gościa.

– Córunia moja przyjechała. – Wbił widły w ziemię i ruszył przed siebie, kołysząc smukłym ciałem, zahaczając blond włosami o gałęzie drzew (miał metr osiemdziesiąt osiem wzrostu). – Chodź tu do mnie chudzino. – Przytulił się do mnie. Poczułam intensywny zapach potu i dymu od papierosów – ojciec palił nałogowo, odkąd pamiętam.

– Witaj sadowniku. – Przywitałam go szerokim uśmiechem. – Jak zdrówko?

– Oby nie było gorzej dziecko – oznajmił, puszczając do mnie oczko. – Wiek robi swoje, ale jeszcze mam na tyle siły, aby zadbać o te cudeńka. – Wskazał gestem ręki na dużą ilość drzew, uginających się od różnokolorowych jabłek. – Dla nich warto wstać każdego dnia.

– Chodźmy do domu, zaparzę herbatę i poplotkujemy – zaproponowała mama, a ja z ojcem skinęliśmy z aprobatą głowami.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • ZielonoMi pół roku temu
    Jaka obrażalska, masakra. Nie🤣
  • Joan Tiger pół roku temu
    Ha, ha, dokładnie. Charakterna to ona jest. ;) Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania