Poprzednie częściPod gwiazdami

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Pod gwiazdami 8

SARAH

 

Wyprowadziłam samochód z posesji i otworzyłam tylne drzwi, aby pieski mogły się rozgościć. Zadarły pyszczki i wystawiły zęby, jakby chciały oznajmić, że: „Nie chcemy jechać. Tutaj nam dobrze”.

Miały u rodziców więcej luzu i trzy kundelki za towarzystwo, tuż za płotem. Bladym świtem wybiegały na podwórze i wracały o zmroku. Dziwiło mnie trochę, że nie odczuwały głodu, ale jak się później okazało, sąsiad nie szczędził im karmy.

Pomachałam rodzicom, którzy obserwowali mnie ze schodów i wsiadłam do rozgrzanego samochodu – pierwsze co zrobiłam, to odpaliłam silnik i ustawiłam klimatyzację na maksimum chłodu. Gdy oparłam plecy o miękkie oparcie, poczułam pieczenie na przegrzanej skórze, która od razu oblepiła pachnącą płynem podkoszulkę wilgotnym potem.

Te dwa dni, które tutaj spędziłam, mogę porównać do koszmaru, a trafniej do huraganu. Wstawanie o świcie i załadowywanie skrzynek na przyczepę, aby później móc zasiąść za kierownicą ciągnika i ruszyć do sadu, było cudowne, gorzej było, gdy o zachodzie słońca nastawał koniec zbioru i trzeba było wrócić do rodzinnego domu.

Nagabywania mamy o moim” statusie singielki”, skręcały moje płaty mózgowe, które pod wpływem ciśnienia rozsadzały czaszkę. Miałam dopiero dwadzieścia siedem lat i całe życie przed sobą, a mamie marzyła się gromadka wnuków i zięć, który sprosta jej wymaganiom: ułożony, potulny i zaradny. Brak partnera ścierał jej sen z powiek, bo jak mówiła: „Sarah, do cholery, kiedy zamierzasz nam w końcu kogoś przedstawić, tym bardziej że jeszcze ani razu nie widziałam cię z mężczyzną dłużej niż parę dni. Jeśli szukasz ideału, to zejdź na ziemię dziecko, bo tacy nie istnieją”.

Nie miałam tak wygórowanych oczekiwań, ale mama nie rozumiała, że w tych czasach prym wiedzie seks, a nie patrzenie w oczy i trzymanie się za ręce. Starałam się ją uświadomić, ale po paru próbach odpuściłam, bo wyglądało to, jakbym mówiła do kamienia. Ojciec w tej kwestii milczał i za to byłam wdzięczna, bo chyba bardziej orientował się w ówczesnym świecie.

To był powód, dla którego moje spotkania z rodzicami odbywały się tak rzadko i zawsze pod stanem skrywanego niezadowolenia z przytyków mamy – jej nastawienie dołowało.

W aucie panował przyjazny chłodek, kiedy chwilę później wyjeżdżałam na asfalt z lżejszą głową, bo nikt nie ćwierkał nad uchem, co powinnam, a czego nie. Odprężenie przeforsowanego umysłu nastąpiło już po paru pokonanych kilometrach i nareszcie mogłam zacząć myśleć swoim tokiem.

Po czterdziestu minutach zaparkowałam pod domkiem i uśmiechnęłam się na myśl, że nie ma to, jak zaszyć się w samotni i mieć wszystko gdzieś. Ratlerki zerwały się z miejsc i nie czekając, aż otworzę tylne drzwi, wskoczyły na kolana i wyskoczyły w pośpiechu, pozostawiając na skórze czerwone zadrapania.

Wypakowałam skrzynkę z jabłkami i pochwyciłam mocnym szarpnięciem – była ciężka – kierując się w stronę drzwi. Postawiłam obok i otworzyłam, wchodząc do środka – jabłka zostały na zewnątrz.

Rzuciłam klucze na stolik i udałam się wprost pod prysznic, pozbyć się potu, który pod wpływem wentylacji zastygł, usztywniając bluzkę, jak krochmal. Odświeżanie było krótkie i po chwili wkroczyłam do pokoju, gdzie od razu zawiesiłam wzrok na łóżku, na które opadłam, jak liść w bezwietrzny dzień. Wstałam o trzeciej rano, więc powieki się przymykały, zachęcając do regeneracji sił.

Tak też uczyniłam.

***

 

Obudziło mnie delikatne ugniatanie po udach i brzuchu, co nie będę ukrywać, było przyjemne. Mifi i Fifi chodziły po mnie i lizały, upominając się o jedzenie – w drzwiach było przejście, więc mogły wchodzić i wychodzić, kiedy chciały. Ziewnęłam, wyciągnęłam ręce do góry, po czym odgoniłam głodomory i wzniosłam się do pozycji siedzącej.

W pokoju panowały ciemności, tak samo zresztą, jak za oknem – znów przespałam cały dzień.

Może to i dobrze, bo ten upał nie zachęcał do aktywności, pomyślałam i wstałam, patrząc pod nogi, aby nie nadepnąć na pieski, które podskakiwały pomiędzy nogami.

– Zaraz łakomczuchy, przecież idę – Fifi zaczęła szczekać, jakby moje leniwe ruchy były irytujące. – Macie i napchajcie żołądki do syta – dodałam, pochyliłam się nad miseczkami i wsypałam karmy po brzegi. – Ogarnę się i pójdziemy na pagórek, bo dzisiaj rozbłyśnie’’ bobrzy księżyc’’.

Pół godziny później byłam na miejscu i nawet zdążyłam się uporać z rozkładaniem i ustawianiem teleskopu. Idąc tutaj, słyszałam głośną muzykę i śmiechy dochodzące z podwórka Michaela (jego znajomi nieźle imprezowali). Rozścieliłam koc i usiadłam w pozycji embrionalnej, zerkając na psiaki, które biegały po okolicznej łące, przesmykując się przez wysoką i gęstą trawę – wystawały spoza niej uszka i ogonki.

Niecałe pięć minut później zaczęły ujadać. Przechyliłam głowę w kierunku, z którego dochodziły odgłosy i przymrużyłam oczy, które natrafiły na strumień sztucznego światła z lampy na skraju wioski. Widoczność się osłabiła i jak przez mgłę widziałam postać idącą w moim kierunku.

Pierwsza myśl to Michael, ale gdy szerzej roztworzyłam oczy, pomimo migotów na tęczówkach, byłam niemal pewna, że to jednak nie on.

Wzdrygnęłam się.

Włączyłam tryb ostrożności.

Wstałam z zamiarem stawienia czoła nieznajomemu, który, jak na złość musiał mnie dojrzeć i nasunąć sobie myśl, że przyjdzie. Starałam się zachować powagę, ale uśmiech sam cisnął się na usta, kiedy oczy wpatrywały się w okolice jego nóg, które były podszczypywane przez pieski – mali obrońcy.

– Odejdź sierściuchu, bo przez przypadek zrobię ci krzywdę i resztę życia, spędzisz z kółkami u dupy – prychnął postawny brunet przez zaciśnięte zęby i pochwycił Mifi za kark, unosząc do góry.

– Puść ją… nic ci nie zrobi – zwróciłam mu uwagę, bo piesek zaczął skomleć z bólu, co ściskało serce.

- Robi się, madame. – Odstawił Mifi na ziemię i przyspieszył kroku. – Co o tak późnej porze robisz tutaj, na tym wzgórku samotna i niezwykle ponętna kobieto? – Przygryzł wargę i wbił niebieskie tęczówki w moje ciało.

Wyglądał złowrogo i wcześniejszy uśmiech natychmiast opuścił moją twarz, ustępując miejsca panice, która zaczynała wzrastać.

– Podziwiam nocne niebo – wydukałam przez zaciśnięte gardło, czując, jak niewidzialna siła zaciska palce na krtani, jakby nie chciała, abym zaczynała dyskusję z tym podejrzanym osobnikiem.

– Ciekawe – odburknął i zawiesił wzrok na piersiach, które unosiły się szybko, pod wpływem strachu, który przejmował nade mną władzę (plułam sobie w brodę, że zarzuciłam na siebie tak wydekoltowany i opięty podkoszulek, który mało osłaniał). – Mogę się przyłączyć? – W jego oczach nie było ciepła – były zimne.

– Wolałabym nie, bo dawno tutaj nie byłam, a poprzez dekoncentrację, nie chciałabym stracić widowiska. – Ręce się pociły, a wargi drgały, jak podczas mrozu. Coraz trudniej było mi ustać w miejscu, nie zdradzając wewnętrznych obaw. Zaczęło mną telepać, choć jeszcze nic złego się nie wydarzyło. Intuicja jednak nie spała i wyłapywała bezpośrednie zachowanie wścibskiego pana.

Był przystojny – nie powiem – ale biła od niego negatywna i brudna energia. Sam jego przytępiony wzrok, który taksował każdy milimetr spiętego ciała, nie wróżył dobrze.

- Niestety, ale muszę się z tobą nie zgodzić złotko – fuknął i podszedł bliżej (psów już nie było). – Skoro się tutaj wdrapałem, to nieładnie by było tak szybko opuścić te zapomniane przez Boga miejsce, nieprawdaż piękna? – Zacisnął szczękę i rozsiadł się na kocu, nie pytając o pozwolenie. Sam sobie zezwolił i nie krył się z chamskim tupetem.

To musiał być ktoś od Michaela, pomyślałam, z trudem przełykając ślinkę.

– Nie pozwoliłam ci… – przerwał wypowiedź w pół zdania oschłym tonem.

– Nie lubię, gdy ktoś usiłuje zasugerować, co mam robić, zwłaszcza kobieta. Nie pozwoliłem ci się wypowiedzieć, bo wiem, do czego zmierzałaś laleczko – westchnął i odcharknął nadmiar śliny przed stopy. – Siadaj i postaraj się być mila, bo nie lubię furiatek, które skomlą nad uchem. – Wykonał zapraszający gest ręką.

– Nie mam zamiaru – odpowiedziałam łamiącym się głosem i cofnęłam, nie spuszczając wzroku z jego posępnej miny.

– Posadź tutaj ten piękny, kuperek i nie uruchamiaj mnie, bo bardzo szybko tracę panowanie nad byciem miłym, rozumiesz? – Posłał mi ostrzegawcze spojrzenie, pełne gniewu i niezadowolenia spod krzaczastych brwi.

Zastygłam, nawet gałki odmówiły posłuszeństwa i zardzewiały na jednym punkcie. Strach przeradzał się w panikę, a ciało łamało się pod ciężarem. Kolana się rozjechały, a ręce obwisły wzdłuż ciała, nawet nie byłam w stanie kiwnąć małym paluszkiem. Próbowałam się otrząsnąć, ale nie wychodziło.

Nieznajomy podniósł się z miejsca i przysunął na bliską odległość – czułam jego śmierdzący piwskiem oddech na swoich policzkach i czole. Był pijany i to troszkę więcej niż lekko, bo zarzuciło nim po chwili stania bezruchu, jakby stracił koordynację wyśrodkowania.

Jedyne, o czym teraz myślałam, to wziąć nogi za pas i uciec najdalej od tego gbura, który otwarcie demonstrował powód przypadkowej wizyty tutaj (byłam bezbronna jak nieopierzone i ślepe pisklę). Najgorsze w tym wszystkim było to, że pomimo otępienia, dostrzegłam broń, której kolba wystawała zza paska, tuż obok ubitego biodra.

Z tego, co mówił Michael, jego znajomi również byli policjantami, ale ten raczej był niespełna rozumu i nie powinien obcować z bronią. W jego oczach czaił się amok, który wybuchnie, jak nie zrobię, o co prosił.

– Śliczna jesteś maleńka i taka w moim typie. – Uśmiechnął się krzywo i pochwycił się za krocze, jakby go majtki uwierały. – Dawno nie trafiła mi się taka perełka. – Wysunął dłoń i posmyrał po moim bladym i pulsującym policzku.

Jak za dotknięciem różdżki wyrwałam się z marazmu i strąciłam szorstką dłoń, piorunując wzrokiem. Jego dotyk obudził zmysły i wprawił mózg w tryb walki.

– Nie dotykaj mnie! – krzyknęłam głośno, odzyskując resztki siebie. – Spierdalaj tam, skąd przyszedłeś i zmaż z twarzy ten ironiczny uśmieszek. – Spuściłam z tonu, widząc, jak jego twarz robi się czerwona, a usta rozciągają.

– Zamknij mordę i chodź tutaj do mnie. – Obłapił mnie i macał jak owoc przed zakupem.

– Puść mnie – błagałam niewinnie, ale nie docierało. – Zabieraj te łapska! – warknęłam, gdy wsadził dłoń pod bluzkę i zaczął ściskać za pierś. – Pojebało cię. – Szarpałam się, ale miał nade mną przewagę mięśniową.

– Prosiłem o coś. – Poczułam uderzenie w policzek, a po chwili pieczenie. Cios był mocny, a rwący ból spowodował, że zlęknione oczy wypełniły się łzami. – Jak nie zamkniesz japy, to dostaniesz mocniej, zrozumiano – oświadczył ostrym, zachrypniętym głosem i dopadł moich uchylonych ust.

Penetrował wnętrze z naporem i bez opamiętania, pomimo tego, że starałam się zacisnąć szczękę. Jego długi i silny język nie zważał na to, że go przygryzałam, tylko dalej bombardował moją buzię. Okładałam go pięściami, gdzie tylko sięgałam, ale spowodowało to tylko to, że się uśmiechał – czułam, jak luzuje szczękę.

– Nie to nie. Nie będę prosił o odwzajemnienie. – Popchnął mnie na koc i uwalił się na mnie, sapiąc i jęcząc z podniecenia. Unieruchomił ręce tuż nad głową i wcisnął kolano pomiędzy wierzgające nogi, dociskając mocno w kroku.

Byłam w potrzasku i nawet nie mogłam wołać o pomoc, bo napierał na moje wargi. Dyszałam i modliłam się o cud, ale z tym może być ciężko, bo nikt się w te rewiry nie zapuszczał, zwłaszcza po zachodzie słońca.

Znajdowałam się na krańcu świata.

– Pomocy!… Ratunku! – wydobyłam dźwięk, kiedy oderwał się od ust i szybko tego pożałowałam.

– Ostrzegałem – rzucił i przywalił z liścia w twarz. Miałam wrażenie, że popękały mi kości i policzek zapadł się pod mięśnie. – Pierdolona maruda. – Poczułam cios na drugim policzku. – Ani jęknij, bo zabiję. – Jednym szarpnięciem rozerwał mi bluzkę i podwinął stanik do góry, wlepiając wzrok w obnażone piersi, połyskujące przy blasku księżyca, który przesuwał się leniwie wśród gwiazd.

Rozpłakałam się z bezsilności nad swoim losem, zdając sobie sprawę, że najgorsze dopiero przede mną. Byłam wściekła na cały świat i swojego pecha, który zaczął się wraz z poznaniem Michaela.

Wiedziałam już teraz, że wszyscy, co zamieszkują w jego domu, są siebie warci – dowód na to miałam nad sobą. Jebaną bestię, która pragnie zaspokoić swoje żądze.

Czułam, jak pulsują mi nadgarstki od ciągłego ścisku. Zamknęłam oczy i czekałam, tracąc wolę walki.

Byłam gazelą – on lwem.

Starałam się wysmyknąć, ugryźć, podrapać, ale blokował każdy zamiar, jakby czytał w moich wytrzeszczonych i przekrwionych oczach. Jego ręce były tak wprawione i szybkie, że rozbierał i pilnował, abym przypadkiem nie zrobiła czegoś, co mogłoby go zaboleć, albo pohamować. Nawet nie wiem, kiedy spodenki wylądowały obok pachy.

Od całkowitej nagości chroniły jedynie koronkowe majteczki, które za chwilę również pójdą w zapomnienie.

Agresor spuścił spodnie i zaczął ocierać się o mnie swoją pałą. Cieszył się przy tym, jakby to, co właśnie robi, było u niego na porządku dziennym. Nie mogłam nic zrobić, poza rozluźnieniem się, aby jak najmniej bolało. Po jego ruchach doszłam do wniosku, że trenuje jakąś sztukę walki, bo owinął mnie sobie wokół ciała, jak modliszka partnera.

– Grzeczna dziewczynka – oznajmił gardłowym głosem i oblizał wargi koniuszkiem języka, po czym wcisnął ręce pomiędzy uda i rozerwał cienki materiał majtek, jakby były zrobione z papieru. – Zabawimy się trochę laleczko. Już dawno nie robiłem tego w plenerze. – Oczy mu błyszczały, jak rozżarzone węgle, które ktoś właśnie przegarnął.

Sadystyczny uśmiech nie schodził z twarzy, a napór ciężkiego ciała nie zelżał ani na sekundę. Wiłam się pod nim jak robak w drążonym tunelu, bo tylko tyle mogłam zrobić. Byłam sardynką w puszce, którą zaraz otworzy i zacznie degustować.

– Zostaw mnie idioto! – wyrzuciłam, kiedy oswobodził usta, skupiając dotyk na drżącym ciele. – Puść mnie pojebie! – Mówiłam do cyborga, od którego odbijało się wszystko i trafiało w eter.

– Ci. – Pochylił się i przyłożył broń do czoła, którą pochwycił w ułamku sekundy – leżała na brzegu koca. – Za pół godziny mnie o to poproś, wtedy rozważę twoje słowa – prychnął i naciągnął spust.

Serce zaniemogło, mózg eksplodował, a mięśnie poodrywały się do kieszonek. Pistolet wystrzelił w okolicy ucha, a kula wbiła się w miękką ziemię. Gryzłam zębami wnętrze policzka, aby nie zgrzytały pod wpływem trwogi. Dotarło do mnie, że czas nabrać wody w usta, bo mogę nie doczekać jutra.

MICHAEL

 

Wiedziałem, że Sarah wróciła i gdy w domu panowały ciemności, pierwsza myśl, jaka wpełzła do głowy to pagórek. Cezar kręcił się obok nóg i był dzisiaj wyjątkowo poddenerwowany. Unosił mordkę i węszył w powietrzu. Wyczuwał coś, ale niestety nie potrafił mówić, tylko popiskiwał i kulił uszka.

Wyszliśmy na otwartą przestrzeń i pierwsze co wyłapały moje oczy, to dwa cienie szamoczące się na wzniesieniu w bezchmurną i jasną noc. Przeszło na mnie podenerwowanie pupila i zapaliła się czerwona lampka w pracującym na wysokich obrotach mózgu.

– Cezar, obrona! – ryknąłem, a pies zerwał się z miejsca i ruszył pędem do podejrzanie wyglądającej sceny na wzgórku i niewyraźnego szumu, który stamtąd dobiegał. – Jak to ten, o którym myślałem, to zabiję zboczeńca, a jaja powieszę na dzwonie, niech dyndają przy każdym ruchu.

Nie myśląc dłużej, poszedłem w ślady sierściucha i jak tornado puściłem się za nim. Miałem przed sobą spory dystans, ale nie przejmowałem się tym, bo byłem wprawiony w bieganiu.

Chciałem krzyczeć, ale zaniechałem, bo nie miałem pewności, czy zastanę tam Feliksa, który wyszedł jakieś pół godziny temu z domu na przechadzkę. Jak to jakaś parka nastolatków ukrywających się przed rodzicami, wtedy wyjdę na palanta, który drze mordę (niemniej, coś w środku szeptało mi, że to jednak nie to).

– Zostaw mnie! – doleciało do moich wytężonych uszu ciche, stłumione nawoływanie.

– Feliks, świnio!... Zajebie cię! – Już wiedziałem co, z kim i jak.

Zacisnąłem szczękę, zrobiłem posągową minę i gnałem na łeb na szyję, pragnąc być tam już teraz, nie za chwilę. Sapliwy oddech wydostawał się przez otwory, a serce pompowało krew jak oszalałe, przytykając się chwilami z przemęczenia.

Wiedziałem, na co stać tego idiotę, a najbardziej wżerała się w mózg myśl, że najprawdopodobniej jego ofiarą okaże się Sarach – to mnie przerażało, bo niedawno sam zafundowałem jej podobny akt.

Rozległo się szczekanie, warkot, uniesiony głos i ruch, który do niedawna był ograniczony.

– Spadaj kundlu! – ryknięcie było donośne, a pojękiwanie jeszcze do raźniejsze. – Puść moją rękę kupo kłaków, bo rozmażę ci mózg, jak sorbet na budyniu!

– Cezar, odwrót! – przywołałem, ale nie posłuchał i dalej miotał się przy Feliksie, zanurzając ostre zęby w mięsiwie (był szkolony i naprawdę mądry, ale czasami wolał słuchać swojego rozumku).

Ostatnie dwa kroki pokonałem w locie i pochwyciłem pokaleczonego agresora za fraki. Zrobił wielkie oczy na mój widok, jakby dopiero teraz zorientował się, że to ja i mój pies. Nie miał bielm, tylko czarną powłokę okrywającą całe gałki. Był pijany i do tego znajdował się obecnie w martwej strefie swojej zboczonej natury – minie chwila, zanim dotrze do niego, co zrobił, ale i tak się tym nie przejmie, bo to nie pierwszy raz.

– Wiedziałem, gnido, że będą przez ciebie problemy! – Wytrąciłem broń z zaciśniętej pięści i przywaliłem mu ile sił z haka, prosto w rozanieloną twarz. Za chwilę jeszcze raz i tak do czasu, kiedy na moich pokaleczonych kostkach i kłykciach nie pojawiła się jego przesiąknięta jadem krew.

– Michael, ja… – Był przy mroczony i to była jedyna szansa, aby mu dokopać, bo w normalnym stanie, nawet bym go nie dotknął – mógłbym to zrobić, ale wyszedłbym z tego połamany i nie wiem, czy w jednym kawałku.

– Mam dość krycia ci dupy za twoje zboczenie! – fuknąłem i przyjebałem z taką furią, że słychać było tylko trzask i chrobot, przemieszczającej się przegrody nosowej. – Ty parszywy łotrze! Dlaczego zawsze musisz szukać problemu, zamiast siedzieć cicho, jak cię o to proszą?! – Okładałem, gdzie się dało i celowałem w najbardziej wrażliwe miejsca na brzuchu.

Tak intensywnie wywalałem z siebie frustrację, że całkowicie zapomniałem o osobie poszkodowanej. Na szczęście – jak podejrzewałem – Sarach siedziała cichuteńko na krańcu koca, zgarbiona, rozczochrana, poobijana i zalękniona. Zgrzytała zębami jak zębatka w werku.

– Michaelu zostaw, bo pożałujesz. – Feliks wyswabadzał się spod osłony pożądania i zagubienia, co zmuszało, do szybkich decyzji i na pewno nieprzemyślanych.

– Sarah, broń! – wydarłem się, aż zadrapało w gardle. – Rusz dupę, bo zaraz oboje będziemy patrzeć na swoje ciała, machając skrzydełkami w drodze do nieba! – Zerknęła na mnie spod rzęs, ale strach nie pozwalał się ruszyć. – Kobieto rusz tyłek i strzelaj do chuja! – Nie zdążyłem domknąć ust, kiedy pięść wylądowała na szczęce.

– Ostrzegałem i mam w dupie, że jesteś synem szefa – oznajmił głosem pełnym zgryzoty i nienawiści. – Nie tyka się Feliksa Blues, kiedy czegoś chce. – Przysolił mi w brzuch, aż straciłem oddech i ujrzałem drogę mleczną. – Poprzestawiam ci uzębienie, a później na twoich przesiąkniętych bólem oczach, skończę zabawę z tą laleczką. – Wyszczerzył się i sięgnął wątroby, a następnie nerek – zgiąłem się, a wnętrzności pulsowały, jak uszkodzona dioda.

– Sarah…! – Resztką płytkiego oddechu i prośbą w oczach wykrzyknąłem jej imię. – Pociągnij za spust i zakończ moje cierpienie! – Zatrybiła, bo uniosła się, pochyliła, wyciągnęła drżącą rękę i objęła palcami rękojeść.

W Feliksa wstąpił Belzebub, który miotał się w jego umięśnionym i silnym ciele, domagając się rozlewu krwi.

Usłyszałem psyknięcie, zobaczyłem wypalony wzrok i poczułem, jak Feliks leci na mnie i opluwa tors seriami ciepłej krwi. Osunął się po mnie i upadł pod nogi. Gdy uniosłem znad niego wzrok, ujrzałem Sarah trzymającą broń, która właśnie w tym momencie, pozbawiona ścisku, opadała na trawę.

Jej wygląd, wywoływał skręt żołądka i skurcz serca. Wzrok błądził po nagim ciele, nie mogąc znieść tego żałosnego widoku. Zdjąłem podkoszulek i wdziałem na jej posiniaczone ciało, chcąc ulżyć wybałuszonym oczom w patrzeniu na ledwo co trzymający się na nogach cień człowieka.

– Choć do mnie maleńka. – Otoczyłem ją ramionami i zamknąłem w ciasnym uścisku.

Wyjąłem z kieszeni spodenek telefon i gładząc jej zmierzwione włosy, połączyłem się z Aleckiem, dając wytyczne, gdzie ma przyjść i po co.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Zenza 8 miesięcy temu
    Masz kobiecą duszę autorze.
    ps. – Zabieraj te łabska!
  • Joan Tiger 8 miesięcy temu
    Za delikatne?
  • Zenza 8 miesięcy temu
    Joan Tiger doskonałe.
  • ZielonoMi 5 miesięcy temu
    I to mi się podoba.🥳🥳🥳
  • Joan Tiger 5 miesięcy temu
    Ha, ha. Przemoc - brak pytań. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania