Poprzednie częściPod gwiazdami

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

POD GWIAZDAMI 18

MICHAEL

 

– Kurwa… jak ja nienawidzę tej części roboty! – warknąłem i przyłożyłem dłoń do spoconego czoła. – On nic nie wie albo ma wycięty receptor odpowiedzialny za ból – dodałem, łapiąc oddech przez szeroko rozwarte nozdrza.

Czułem zmęczenie i każdy mięsień pod rozgrzaną skórą. Pochyliłem się do przodu, bo tlen z trudem docierał do przeforsowanych płuc. Ostatnio tak się sforsowałem, kiedy waliłem w worek treningowy, chcąc dać upust sprzecznym myślom, które zakorzeniły w mózgu i podszeptywały czarne scenariusze odnośnie do mojego nędznego żywota.

– Odpuszczamy? – Aleck sapał jak parowóz, wspierając ręce na biodrach. – Dalsze bicie na nic. – Ocenił na szybko postawę upartego mężczyzny, który cały we krwi, siedział na krześle ze spuszczoną głową. – Prędzej mumię odwiniemy z bandaży, niż ten pierdolony mruk piśnie słowo.

– Kostek nie czuję. – Wykrzywiłem usta w skąpym uśmiechu, po czym opadłem jak kloc na miękkiej kanapie.

Chuj, z tym że ją poplamię, pomyślałem i położyłem dłonie na brzuchu.

– Kulka? – Aleck sięgnął ręką za plecy i wyszarpnął gnata spod paska.

Potwierdziłem skinieniem głowy, bo z wycieńczenia, nie chciało mi się nawet spiąć strun głosowych i uchylić warg.

Przeładował, wycelował i nacisnął spust.

Rozległ się głośny huk, który nie zatrzymał swojego biegu wewnątrz pomieszczenia, tylko ulotnił decybele i wypełzł za cienkie ściany.

– Popierdoliło cię! – Podskoczyłem i ponownie stałem na nogach. – Chcesz tutaj zwabić wszystkich pracowników?! – Serce kołatało w piersi, nieomal z niej nie wyskakując. – Mało nie ogłuchłem.

– Przepraszam Michael – przyznał Aleck łamliwym głosem. – Coraz częściej mi się zdarza, zapomnieć o tłumiku. – Wyszczerzył zęby i sięgnął ręką do tylnej kieszeni spodni. – Już nakładam.

– Nie dość, że nahałasowałeś, to na dodatek nie trafiłeś. – Spiorunowałem Alecka wzrokiem, a następnie przechyliłem głowę i spojrzałem na mężczyznę, który zaczął pojękiwać i osuwać się z krzesła na panele.

Upadł i przyjął pozycję embrionalną, jakby w ten sposób próbował ocalić i tak już utracone istnienie.

– Naprawdę? – Aleck zrobił wielkie oczy i podrapał palcem okolice skroni. Dokręcił tłumik i wycelował raz jeszcze.

Tym razem celnie w bok głowy.

Zdmuchnął nadmiar dymu z lufy i uśmiechnął się promiennie jak dziecko na widok nowej zabawki.

– Gdzie go trafiłeś, że na chwilę przed śmiercią zdołał wydać z siebie dźwięk?

– Nie wiem – stwierdził i podszedł do stygnącego ciała mężczyzny, który patrzył szeroko otwartymi oczyma w kierunku drzwi. – Obstawiam, że w wątrobę, bo strasznie dużo krwi. – Przykucnął i przekręcił ciało nieboszczyka na plecy. – Tak, wątroba. – Wstał z kucek i ukrył broń za paskiem.

– Zabezpieczyłeś? – Aleck spojrzał na mnie spod brwi, które wzniósł wysoko do góry, zdziwiony pytaniem.

– Co?

Chłopina potrafił być bystry jak ślimak na torze wyścigowym.

– Za chwilę możemy mieć drugą kałużę krwi i jajka sadzone albo parówkę na ciepło. Co wybierasz? – prychnąłem śmiechem.

– Kurwa. – Ostrożnie wysunął broń zza paska i zabezpieczył spust. – Dzięki – westchnął, blady jak ściana. – Rękę, nogę mogą mi zabrać, ale klejnoty wolałbym mieć jednak w jednym kawałku. – Chwycił za krocze i zacisnął pięść. – Wystarczył gwałtowniejszy ruch i bum; jajecznica gotowa.

– Co się z tobą ostatnio dzieje, stary? – Aleck od jakiegoś czasu był poddenerwowany i jakby zagubiony pomiędzy światami. – Wiek doskwiera?

– Junaka pytasz o kondycję – rzucił i stanął naprzeciw okna, plecami do mnie, jakby próbował ukryć coś, co mógłbym wyczytać z jego twarzy. – Za dużo tego wszystkiego ostatnimi czasy, a urlop miałam… pięć lat temu, jak mnie pamięć nie myli… albo i sześć.

– Dlaczego nie pogadasz z ojcem i nie doładujesz akumulatorów gdzieś na Hawajach, pod rozłożystą palmą z drinkiem w dłoni?

Łatwo powiedzieć, a gorzej zrobić, pomyślałam, jakbym nie wiedział, jak wygląda rozmowa z Donem.

Wszystko później… za dziesięć lat – po ponownym zapytaniu, odpowie to samo, jakby miał trybiki zardzewiałe i ustawione na powtarzanie.

– Co się tutaj dzieje, do diabła?! – Najpierw usłyszałem ryk, a dopiero później sylwetkę ojca, stojącego w otwartych drzwiach. – Jeśli nie potraficie obsługiwać broni, to może czas pomyśleć o szkoleniu przypominającym. – Otwierał usta tak szeroko, że opluł podłogę i rękawy koszuli, o brodzie nie wspomnę.

– Aleck potrzebuje urlopu – rzuciłem stanowczo, patrząc, jak ojciec czerwienieje na twarzy. – Ma problemy z koncentracją i…

– O czym ty mówisz… jaki urlop?! – Kolorystyka cery ojca osiągnęła odcienie purpury, poprzełamywane refleksami bordowego. – Zaraz zafunduję wam obojgu bilet w jedną stronę do piekła, na najwolniejszym mule, jakiego zdołam nabyć na bazarze!

Don skierował ręce na klatkę piersiową i zbladł w ciągu sekundy. Nogi mu się nieznacznie rozjechały na boki i ugięły w kolanach. Walczył z oddechem i wytrzeszczał przekrwione oczy. Nie mógł zaczerpnąć tchu i nawet pospieszne poluzowanie krawatu, nie wpłynęło na lepsze samopoczucie.

– Ojcze! – Ruszyłem pędem i z trudem zdążyłem, aby go pochwycić i uchronić przed bolesnym spotkaniem z podłogą.

Zemdlał w moich ramionach i po raz pierwszy w życiu, poczułem, że jestem górą.

Był wiotki jak źdźbło trawy i wystarczyłby najdelikatniejszy ruch, aby przerwać ciągłość mojej udręki.

– Złap go za nogi i na mój znak, przeniesiemy go na kanapę – oznajmiłem i obserwowałem, jak Aleck próbuje zapanować nad drżącymi rękoma, które w żaden sposób, nie chciały współpracować z resztą ciała. – Gotowy?

– Tak – odburknął cicho Aleck i chwycił mocno za kończyny szefa, podciągając je sobie na wysokość ud. – Trzymasz mocno?

– Jestem gotowy, więc… ruszamy. – Powoli, równym krokiem doszliśmy do kanapy, na której położyliśmy omdlałe ciało ojca.

– Zadzwonię po karetkę. – Aleckowi udało się dość szybko wyjąć telefon z kieszeni spodni i już miał, wcisnąć, zadzwoń, kiedy mnie olśniło.

– Dzwoń po doktora Paula – zaproponowałem, rozglądając się wokół. – Spójrz na siebie… następnie na mnie, a później na niego. – Wskazałem ręką zwłoki leżące na podłodze w zastygłej kałuży krwi. – Ojciec również jest cały upaćkany i śmiem twierdzić, że kolor naszych ubrań przy zwykłym omdleniu, będzie nam ciężko wytłumaczyć.

– Już dzwonię. – Aleck wybrał numer i nawiązał połączenie, prosząc, o jak najszybsze przybycie do sali konferencyjnej z całym osprzętem lekarskim. – Pędzi – wydukał i podszedł do drzwi z zamiarem ich zamknięcia, kiedy dostrzegł Sarah przekraczającą próg.

***

 

– Co się tutaj dzieje? – Sarah przejechała wzrokiem po zakrwawionym ubraniu Alecka i przeniosła oczy na mnie. Otworzyła szeroko usta, jakby chciała coś powiedzieć, albo krzyknąć.

Nie wydała jednak żadnego dźwięku, tylko ruszyła z miejsca, potrącając po drodze Alecka, który stanowił ruchomy zator w dotarciu do celu.

Ucieszyłem się, jak małolat, gdy pierwszy raz wsadził koleżance rękę pod bluzkę.

Sarah podążała w moją stronę z ogromnym przejęciem w oczach, a dwa olbrzymie arbuzy, podskakiwały przy każdym przyspieszonym kroku. Wyglądała jak rusałka w dżdżysty poranek, zachęcająca swoim tańcem kwiaty, aby rozwinęły pąki i wpuściły do wnętrza troszkę porannej wilgoci, oraz ciepłych promieni słońca, które nieśmiało przeświecały przez pajęcze chmury.

Szczęka mi opadła i pociągła promienny uśmiech pod nogi, kiedy bystrym spojrzeniem, pełnym radości, wyłapałem, że nie spieszy do mnie, lecz do tego, który właśnie odzyskiwał przytomność.

Kiedy mnie mijała, powiało chłodem.

Przykucnęła przy kanapie i zamiast skupić uwagę na mnie i moim fatalnym wyglądzie, pochwyciła ojca za dłonie i spytała zatroskanym głosem:

– Co się stało? – Pogładziła bladą twarz ojca i pogłaskała po czole. – Kolejna wymiana zdań z synem? – Przechyliła głowę i spojrzała na mnie lodowatym wzrokiem, jakby to była moja wina.

Zmalałem do rozmiaru mrówki i szczerze powiedziawszy, wolałbym, aby Sarah dała mi w papę, albo obłożyła pięściami. Jednak ona wybrała tę drugą opcję, wywołującą, że ciało pokrywa pot i serce zamiera.

Beznamiętnym spojrzeniem przekazała mi, że dla niej nie istnieję i wszyscy inni wokół są ważni.

Mnie w tej wizji nie było.

– Zwykła niedyspozycja – wydusił Don i zaczął wznosić ciało do pozycji siedzącej.

Sarah pomogła ojcu przy tej, mogłoby się zdawać prostej czynności, bo nadal był chwiejny, jak boja na Atlantyku. Sam chciałem to zaproponować, ale ostatecznie zostałem tam, gdzie stałem z gardłem zawalonym milionem słów, których nie byłem w stanie uwolnić.

– Wody? – Wyciągnęła rękę i pochwyciła butelkę, która stała obok kanapy, na niskim stoliku, jakby wiedziała, że tu jest jej miejsce i na pewno będzie potrzebna.

– Tutaj doktorze. – Aleck zaprosił Paula do gabinetu, po czym jęknął, zachwiał się i sto trzydzieści kilo żywej wagi opadło na zimną podłogę.

Zemdlał.

Był to widok niecodzienny dla moich rozbieganych oczu.

– Szefie! – Doktor szybkim krokiem podszedł do Dona, który, zamiast okazać dobroć, wyciągnął przed siebie rękę i zastopował dalsze poczynania lekarza, aby udzielić mu pomocy, która już raczej nie była potrzebna.

Na pewno, bo Don wstał, położył rękę na ramieniu skołowanego uzdrowiciela ciał i skinął głową, aby zajął się omdlałym Aleckiem.

Zrobił to, bez szemrania i w nadzwyczajnym pośpiechu postawił stopy obok bladego mięśniaka.

– Ja pierdolę! – krzyknęła Sarah z obrzydzeniem, po czym pochyliła ciało, zwymiotowała i opadła na kolana.

Tym razem nie stałem jak słup soli, tylko z prędkością światła, ruszałem przed siebie. Odepchnąłem ojca, który już się nad nią pochylał, przykucnąłem i objąłem biedaczkę ramieniem.

Sarah zzieleniała na twarzy i nie była w stanie powstrzymać odruchu wymiotnego, bo traf chciał, że pozycja, którą obrała, kierowała wzrok na ciało nieboszczyka, tonące we krwi.

– Michael… zabierz ją stąd – poprosił ojciec i podszedł do doktora, który próbował ocucić Alecka.

– Zostaw – rzuciła stanowczo w przerwie na łapanie oddechu. – Łapy przy sobie i ode… – Chlusnęło jak z wiadra i może to lepiej, bo przestała gderać i zamilkła.

Drżała i zatykała usta dłońmi, ale nie na wiele się to zdało. Torsie nie ustawały.

Musiałem jej jakoś pomóc i wytężałem szare komórki nad sposobem działania, co nie było łatwe, bo pomimo złego samopoczucia, nie przestawała wystawiać pazurków.

Wstałem i mocnym szarpnięciem zerwałem okrycie z kapy, po czym okryłem nim zwłoki umarlaka. Kapa była za mała i nie udało się zamaskować wszystkiego – gdzieniegdzie zostały odsłonięte plamy stężałej krwi.

Wróciłem do wojowniczki i klęknąłem obok, niepewny, czy dobrze robię?

Nie mówiła nic, ale przekrwione oczy, tonące w wilgoci, nie patrzyły na mnie przychylnie.

– Michael… do chuja! – ryknął ojciec, aż podskoczyłem. – Wypierdalać stąd… oboje! – dodał i powrócił wzrokiem na Alecka, który już siedział i dochodził do siebie.

– Sarah, daj rękę – mówiłem ciepłym tembrem głosu, mając nadzieję, że posłucha i pozwoli mi wyprowadzić się z tej trupiarni.

Sam zresztą nie wyglądałem lepiej i tak samo się czułem.

Żywy trup z wypaloną duszą.

Sarah tym razem nie oponowała i pozwoliła nawet na to, abym porwał ją w ramiona i wyniósł z pomieszczenia na rękach.

***

 

– Od kiedy stałaś się cieniem ojca? – zapytałem, niosąc wtuloną we mnie Sarah. – Wiedziałaś przecież, że pokój konferencyjny jest zajęty.

– Zaniepokoi mnie podniesiony głos szefa, więc kierowana ciekawością, poszłam na zwiady. – Uśmiechnęła się lekko i odkaszlnęła nadmiar śliny. – Potraktowaliście tego mężczyznę jak mięso na kotlety.

– Życie, maleńka – wydukałem niepewnym głosem i popchnąłem drzwi, które bez problemu stanęły otworem. – Sama masz krew na rękach, więc daruj sobie uświadamianie.

– Nie miałam takiego zamiaru i puść mnie już z łaski swojej. – Sarach zaczęła wierzgać i gdyby nie mój mocny uścisk, najprawdopodobniej upadłaby na podłogę.

– Dajcie mi siłę… gorzej niż z dzieckiem – burknąłem pod nosem i postawiłem amazonkę na jasne panele. – Mogłabyś już spuścić z tonu i przestać zachowywać się jak rozkapryszona królewna, która tylko rozsuwa nosem i trwa w uporze, który zaczyna być irytujący.

– Michael – syknęła i pomachała mi palcem przed twarzą. – Jak dobrze pamiętam, to ty zacząłeś ten cyrk, a ja, jako grzeczna kobietka, zboczyłam z kursu i obrałam inną drogę. – Ściągnęła brwi i zerknęła na mnie bykiem. – Odwidziało mi się i nie chcę być suką na twoje rozkazy. – Ton Sarah był coraz ostrzejszy i tylko patrzeć, jak zacznie kąsać i zatruwać toksynami.

– Tak… tak – westchnąłem i usiadłem na krześle. – Biała flaga i wyśrodkowanie błędów po połowie? – Przygryzłem wargę i zmrużyłem powieki, alby atak furii, który zaraz nastąpi, mniej raził w oczy.

– Ja pierdolę – fuknęła i posadziła zgrabny tyłek na krześle obok. – Z choinki się urwałeś, czy naprawdę żywisz jeszcze jakieś nadzieje, że nasz codzienny dialog zmieni konstrukcję i będzie sielski i anielski, jak pod koniec każdej bajki?

– Nie, ale zalecałbym więcej sympatii, a mniej antypatii co do mojej osoby, maleńka. – Przejechałem dłonią po włosach i zakończyłem bieg, podpierając nią brodę. – Dasz radę coś z tym zrobić?

– Zapomnij i zakończmy już ten wątek, bo zaraz ponownie puszczę pawia. – Sarah zrobiła poważną minę i wiedziałem już, że dalsze drążenie tematu nie ma sensu.

Miałem cichą nadzieję, że może jednak dojdziemy do porozumienia, ale odfrunęła wraz z jej mroźnym spojrzeniem.

Nie pozostało mi nic innego, jak przyjąć porażkę i pomału zacząć wymuszać na mózgu i sercu, aby zapomniały o tej zjawiskowej istocie i w końcu pozwoliły żyć pełnią życia, bez obciążeń i wyobrażeń o czymś, co nigdy nie będzie miało miejsca.

Jako samiec – przegrałem.

Samiczka wkroczyła na podium i zdmuchnęła mnie z najniższego stopnia w odmęty niełaski.

– Widzę, że czujesz się świetnie, więc pójdę sobie. – Wzruszyłem ramionami i wykrzywiłem usta w podkówkę. – Do później Sarah Cole. – Przygarbiony, jak neandertalczyk ruszyłem w stronę wyjścia.

Zachowałem powagę i z ogromnym trudem wyciągałem ze spiętego ciała pozory opanowania i obojętności. Gdy tylko postawiłem stopę na korytarzu i zamknąłem za sobą drzwi, opadłem na tyłek i wsparłem plecy o zimną ścianę.

Nie miałem siły, aby utrzymać ciało w pionie. Każda, najmniejsza wypustka, wysyłała sprzeczne sygnały, powodując zwarcie i przegrzanie intelektu.

Gdybym nawet podjął teraz próbę, wzniesienia się w powietrze, zapewne zakończyłbym to wywrotką – nie czułem nóg, tylko uścisk w piersi i serce galopujące w nieznane i po co?

Tego właśnie nie wiedziałem.

– KURWA… KURWA… KURWA MAĆ! – wydarłem gardło, aż poczułem tarcie w krtani.

Na całe szczęście w tej części korytarza nie było żadnych biur, bo na pewno napotkałbym nie jedno ciekawskie spojrzenie i zdziwioną minę.

Wcisnąłem głowę pomiędzy kolana i zacisnąłem zęby, aż mi szczeka, zachrobotała. Nakryłem dymiącą czaszkę ramionami i zamknąłem oczy, chcąc, chociaż na chwilę zamienić się na rozumy z istotą niemyślącą.

– Ze skóry cię obdzierają, że drzesz mordę, jak opętany? – usłyszałem nad sobą ostry tembr głosu. – Zaniemogłeś?

Żadna część mojego ciała nie zareagowała na wywód. Dalej tkwiłem w marazmie, bo po co reagować na coś, co i tak zakończy się spięciem.

– Zapomniałam, że jesteś głuchy – prychnęła Sarah i przykucnęła obok. – W porządku, Michael?

Nie odpowiedziałem.

Nie miałem ochoty na uszczypliwości z jej strony.

– Hej? – Poczułem ciepłą dłoń na ramieniu, co tylko pogorszyło sytuację i wywołało drżenie spiętych mięśni. – Zawołać doktora Paula?

– Sarah, odejdź – odezwałem się w końcu cichuteńko, jakbym wydobywał głos z okolic jelit. – Nic mi nie jest.

Wewnętrznie moje ciało tańczyło kankana i chłonęło jej bliskość, jak coś unikatowego i rzadkiego do zaobserwowania – zewnętrznie cierpiało i paliło żywym ogniem przy każdym najdelikatniejszym smyrgnięciu jej delikatnych palców.

– Jasne. – Cofnęła dłoń i odeszła.

Ile razy w ciągu jednego żywota, można umierać?

Nieskończenie wiele razy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • ZielonoMi 3 miesiące temu
    Dziadek niedomaga, a Sarah coś kombinuje. Takie mam wrażenie.
  • Joan Tiger 3 miesiące temu
    Nie wydaje mi się. Sarah jest wierna pracy i obowiązkom. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania