Poprzednie częściPod gwiazdami

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Pod gwiazdami 2

MICHAEL

 

Jej twarz przytrzymywała przy sobie wzrok na dłużej, za to ton, odstraszał uszy. Usiadłem na łóżku z kubkiem herbaty w dłoni, przypominając sobie jej wygląd. Cezar leżał z boku, lustrując mnie bystrym wzrokiem, jakby chciał powiedzieć: „Irytująca jest”.

Pani iks miała długie, czarne włosy – tak, jak lubiłem. Trochę rozczochrane, ale co się dziwić, skoro przeciskała się pomiędzy zaroślami. Miałem ochotę je pochwycić i przepuścić pomiędzy palcami, poskramiając ich zadziorność. Złapałbym, owinął wokół nadgarstka, aby się ułożyły i popieściły dłoń swoją prostotą.

Bluza – nie oddałem – pachniała bosko. Jeszcze teraz czułem aromat perfum, unoszący się po całym domu. Pani iks miała czym oddychać i nagła zmiana temperatury, wywołała efekt, jakiego pragnęły moje oczy.

Sutki przebijały się przez cienki materiał podkoszulki na ramiączkach i koronkowy stanik – tak mi się zdawało, że właśnie taki na sobie miała.

Poszedłem po niebieską bluzę, którą zostawiłem w przedpokoju, wyczuwając lekką nutkę piżma i wiosennych kwiatów. Zrobiło mi się gorąco, a ciałem wstrząsnął lekki dreszcz. Ułożyłem się wygodnie na łóżku, wtulając się w ten miękki, pobudzający zmysły materiał, marząc, że to ona.

Usnąłem.

***

 

Powieki otworzyły się, a uszy wyłapywały z oddali pianie koguta, który swoim śpiewem budził wszystko wokół siebie, do przywitania się z nowym dniem. Przetarłem śpiące jeszcze oczy i wyjrzałem przez uchylone okno – na zewnątrz panowały szarości.

Niechętnie wyswobodziłem ciało spod ciepłego koca i leniwym krokiem skierowałem się do łazienki.

Chłodny prysznic szybko obudzi zastałe ciało, pomyślałem, odkręcając wodę i wchodząc pod intensywny strumień, który już po upływie kilku sekund obudził zmysły i zmył pot po całej nocy błogiego snu.

Rzuciłem coś lekkiego na ząb i postanowiłem wyjść z domu, pozwiedzać okolicę. Po pół godziny spacerowania i kręcenia się w kółko zapoznałem się ze wszystkimi atrakcjami, tej niewielkiej osady. Jak pisali w ogłoszeniu ,,Nie znajdziesz tutaj nic, przed czym uciekasz”, trafili w dziesiątkę. Przechadzając się i mijając podstarzałe domki, zastanawiałem się, w którym z nich może mieszkać pani iks. Wypatrywałem dwóch rozbrykanych ratlerków, ale nie natrafiłem na żadne, które bodaj w jednym procencie, by je przypominały.

Może nie była stąd, zachodziłem w głowę, drapiąc się po parującej czaszce palcami.

Wróciłem i pozwoliłem, aby rozgrzane ciało, odprężyło się, stykając z zimną pościelą, kiedy opadłem bezwiednie na łóżko (wcześniej zdjąłem z siebie przepocone ubrania). Cezarowi również nie było lekko. Ziajał, szukając kąta, aby uwalić swoje futrzane cielsko. Przymknąłem ociężałe powieki, dając napiętym mięśniom chwilkę, na rozluźnienie się i zregenerowanie sił.

Zasnąłem.

Zerwałem się nagle, zbudzony głośnym szczekaniem psa. Byłem nagi i jak ktoś widział mnie przez otwarte okno, to miał niecodzienny widok dla tej głuszy, zwłaszcza z tym sterczącym parasolem.

Zapadał już zmrok, a słonko leniwie chowało się za drzewami, grzejąc ich wierzchołki swoim skąpym blaskiem. Otworzyłem drzwi – nikogo – a Cezar czmychnął pomiędzy moimi nogami, obierając kurs na pobliskie krzaki.

– Cezar, do nogi! – zawołałem, ale nie posłuchał. – Wracaj piesku!

Machnąłem ręką, przeciągając się leniwie. Przejechałem dłonią po zarośniętej twarzy, decydując się na ogolenie tej szczeciny. Powiem wam, że była ostra jak brzytwa u wprawionego Barbera, który potrafił zadbać o swój sprzęt. Włożyłem na szybko jakiś podkoszulek i przykryłem swoją męskość slipami, na które naciągnąłem luźne – beżowe – spodenki.

Po upływie kilkudziesięciu minut zacząłem się niepokoić, że mój pupil tak długo nie wracał. Przypomniałem sobie wczorajszą sytuację z ratlerkami pani iks i tak się zastanawiałem, czy nie przyszła pora na mnie, aby powłóczyć się po okolicy w poszukiwaniu zaginionego psa.

Byliśmy w nowym miejscu, a Cezar należał do wyjątkowo ciekawskich bestii. Nie wiecie nawet, jak nie chciało mi się ruszać z wygodnego fotela – ale musiałem.

– Cezar, do nogi! – krzyczałem za nim, opuszczając przytulne mieszkanie, a słowa odbijały się echem, wracając jak bumerang do moich uszu.

Żeby przypadkiem nie natrafił na panią iks, bo ta lękliwa istotka zje mnie żywcem, pomyślałem.

Wiem, nie powinienem go tak puszczać, ale jak na razie, żadnej skargi nie było – do wczoraj.

Usłyszałem czyjś podniesiony głos i domyśliłem się, do kogo należał. Wyszedłem na otwartą przestrzeń, rozglądając się dookoła. Słyszeć – słyszałem, ale ze zlokalizowaniem było gorzej. Po chwili zobaczyłem smukłą postać – w niebie – machającą rękoma.

– Ona jest szalona. – Uśmiechnąłem się, idąc w jej kierunku. – Wróciła na pagórek, z którego próbowała zejść – pies ją powstrzymał – w niewiadomym celu. Obawiała się go strasznie, jakby Cezar był tygrysem, a nawet rozwścieczonym tyranozaurem, łaknącym ludzkiego mięsa.

– Zabierz to bydle! – zagrzmiała, wymachując rękoma. – Zgłoszę to do strażnika! On chciał mnie zjeść!

– Nie preferuje żylastego mięsa – rzuciłem, zamiast ugryźć się w język. Zacząłem się wspinać na to niewysokie wzgórze.

– Boczek się odezwał – prychnęła i popukała się po czole. – Zabierzesz go, czy będziesz tak stał, szczerząc zęby?

– Przesadzasz, ale niech ci będzie. – Pstryknąłem palcami, przywołując do nogi. – Chodź piesku, bo się zarazisz i zaczniesz gryźć. – Pogłaskałem za uszami, kiedy usiadł grzecznie obok mojej łydki.

– Bardzo śmieszne, boki zrywać. – Poczęstowała mnie grymasem rozdrażnienia. – Całą mnie obślinił. – Wskazała na włosy.

– Nie sięga tak wysoko – stwierdziłem zachrypniętym, niskim głosem, bo od tej gonitwy za uciekinierem, zaschło mi w gardle i obserwowałem nerwowe ruchy pani iks spode łba.

– Leżałam, a on zakradł się, liżąc po twarzy.

– Dobry piesek…

– Co?! – Nabrała powietrza do płuc i wypuściła je ze świstem, robiąc groźną minę i wsparła ręce na pasie, przyjmując pozycję wojowniczki.

– Polubił cię, chodź, tak się zastanawiam – za co? – Uśmiechnąłem się do Cezara, a on za to podał mi łapę, którą pochwyciłem. Po chwili znów plątał się wokół pani zrzędy i deptał po przygotowanym kocu oraz przekąskach, które obwąchiwał.

– No nie – syknęła, napinając mięśnie szczęki i rozciągając wargi. – Weź go wreszcie, nie widzisz, co robi? Mój teleskop! – Próbowała odepchnąć psa, który kręcił się obok jej zgrabnych nóg.

– Już. Przestań się tak ciskać.– oznajmiłem stanowczym głosem, mrużąc powieki, bo oślepiał mnie księżyc, który wyłonił się właśnie za maleńkiej chmurki. – Tyle wrzasku o kupę żelastwa – dopowiedziałem, podszedłem i złapałem ziającego psa za kark.

– Wiesz, ile czasu zajęło mi jego ustawienie? – lamentowała, o mało nie wybuchając płaczem. – Raczej nie, bo dla ciebie to tylko żelastwo.

Usiadła nagle, jakby zabrakło jej sił i zamilkła, jakby nie miała już nic więcej do powiedzenia.

– Zaraz postawimy to coś na nogi – zasugerowałem, nie mając o tym zielonego pojęcia.

Wiedziałem, że był to teleskop i to nie byle jaki. Jak Cezar go uszkodził, to będzie mnie to dużo kosztowało.

– Zostaw i idź już sobie – rzuciła, powstrzymując łzy. Wsparła głowę na dłoniach, jakby jej ciążyła i westchnęła głośno.

– Przepraszam, Cezar nie chciał. Przykro mi. – Zrobiłem maślane oczy, ale pani iks nawet na mnie nie spojrzała.

– Nieważne – burknęła od niechcenia i wstała, próbując ustawić leżący do niedawna na ziemi teleskop na statywie, ale chwiał się jak boja na oceanie.

Zauważyłem, jak ręce jej drżały z nerwów i niemocy, nie ułatwiając zadania. Im mocniej się starała, tym bardziej nie wychodziło.

– Czy mógłbyś przestać się na mnie patrzeć? – syknęła przez zaciśnięte zęby. – Nie prosiłam się o widownię.

– Nie patrzę na ciebie, tylko na to, co próbujesz zrobić – odgryzłem się, puszczając kark psa. – Odejdź Cezar!

Zaryzykowałem i podszedłem bliżej, widząc, że nie poradzi sobie z tym sama. Obawiałem się, że mnie zaatakuje i pośle liścia, ale nie zrobiła tego. Podtrzymałem statyw z drugiej strony, odpinając zaczepy i podniosłem, stawiając stabilnie.

Pani iks zajęła się teleskopem, który na pierwszy rzut oka wyglądał normalnie. Postawiła go na statywie, zatrzaskując zaczepy.

– Dziękuję – wycedziła, klękając przed okularem i przybliżyła do niego oko. – Wszystko jest do góry nogami, a widoczność marna. – Złożyła usta w podkówkę jak pięciolatka obrażona na cały świat.

– Nic się nie uszkodziło? – Zacisnąłem szczękę, oczekując odpowiedzi i wzniosłem wzrok ku rozgwieżdżonemu niebu, zapatrując się w rój meteorytów, przelatujących nad moją głową z ogromną szybkością.

– Nie, ale soczewki potrzebują ustawienia, a nie mam do tego siły – westchnęła cichuteńko. – Pomóż mi go rozłożyć. – Pochwyciła za zimny teleskop, chcąc zdjąć ze statywu.

– Jak się ustawia soczewki? – Uniosłem pytająco brew, chowając ręce do kieszeni spodenek.

– Tymi pokrętłami, ale to bardzo mozolna robota. – Otaksowała mnie spode łba, poruszając szybko rzęsami. – Małe drgnięcie ręki i pozamiatane.

– Mogę spróbować? Podpowiesz mi? – Zerknąłem na nią z zainteresowaniem w oczach.

– Daj spokój, to nie ma sensu. – Wstała, biorąc się za składanie koca.

– To chciałaś oglądać? – Wskazałem palcem na rozświetlone wstęgi, znikające na różnych wysokościach.

– Tak. Było minęło. Przyjdę jutro – oznajmiła beznamiętnym głosem. – Mógłbyś bardziej pilnować swojego zwierzaka. Zepsuł mi cały wieczór.

– Okej… Przykro mi, naprawdę. Może jednak dasz właścicielowi psa, ciamajdy spróbować? – Odpowiedziało mi milczenie.

Powiem wam, że spodziewałem się tornada, a tu zaledwie halny. Było mi głupio za psa i wiedziałem, że była tym, co się stało, bardzo poruszona.

– Rób, co chcesz – odburknęła po chwili, kończąc pakowanie i wyprostowała się, wyrzucając ręce do góry, splatając dłonie.

Nie wiedziałem, od czego zacząć i kręciłem to w tę – to w tę i wytężałem wzrok, zerkając przez okular, ale nie dostrzegałem poprawy w widoczności – nieostre, zamazane i tyle.

– Musisz to robić, jakbyś dotykał czegoś, co jest bardzo kruche i w każdej chwili może się rozpaść na milion kawałków. – Pani iks nareszcie udzieliła jakiejś wskazówki.

Musiała zauważyć, że nie mam o tym, co robię zielonego pojęcia.

– Tak – spytałem, napotykając zaciekawiony wzrok i spuściłem oczy na jej usta, które właśnie oblizała koniuszkiem języka.

– Tak. – Zbliżyła się i położyła dłoń na moją, ostrożnie prowadząc, abym poczuł te wibracje i cichuteńkie przeskakiwanie zębatek. – Czujesz?

– Chyba tak. – Zrobiło mi się duszno, jak przed burzą, kiedy w powietrzu brakuje tlenu.

Nie należałem do wstydliwych, ale ten – niby zwyczajny – kontakt, sprawił, że zapłonąłem żywym ogniem. Zacząłem szybciej oddychać, a tlen zdawał się nie trafiać do płuc. Czułem zapach kobiecej skóry bardzo intensywnie. Chłonąłem go, mocno rozszerzając nozdrza, przy każdym jej delikatnym ruchu, czy przechyleniu głowy.

– Kiedy będę wiedział, że jest dobrze? – Spojrzałem w jej zielone oczy, szukając podpowiedzi.

– Musisz patrzeć tutaj. Obraz będzie się zmieniał – oznajmiła, uśmiechając się lekko. – Wybierz kawałek nieba i próbuj, aż powiększenie będzie wyraźne.

– Rozumiem. – Skupiłem się na ustawianiu tego na pierwszy rzut oka nieskomplikowanego urządzenia – było bardziej pogmatwane niż labirynt.

Już jej nie było. Ciepłej, delikatnej i przyprawiającej o szybsze bicie serca dłoni – zabrała ją. To było dziwne uczucie, jakby piórko ślizgało się po mojej dłoni, nie mogąc spaść. Przy każdej próbie, pobudzało krążenie swoją delikatnością i gilgotaniem.

– Dajesz radę? – Głośno przełknęła ślinę, jakby coś blokowało jej drogi oddechowe.

– Sama zobacz. – Przepuściłem ją, czując na powrót w nozdrzach zniewalający zapach, wymieszany z odrobiną potu i esencją skóry.

– Dobry jesteś. Mnie zajęłoby to pół dnia w jękach i rzucaniu mięsem. – Położyła dłoń na moim bicepsie, co wywołało uderzenie gorąca i lekkie dreszcze.

– Dziękuję, starałem się. – Zerknąłem na jej zadarty nosek i pełne usta kątem oka. – Powinien to zrobić Cezar, ale ma cztery lewe łapy. – Podrapałem się po głowie jak zawstydzony małolat.

– Piękne, spójrz. – Pani iks dopuściła mnie do okularu, nie odsuwając się nadto, jakby się obawiała, że znów coś zakłuci tę chwilę, na którą zapewne czekała.

– Mega. Nigdy mnie to nie interesowało. – Wstrzymałem oddech. – Wiem, że są tam te wszystkie planety i konstelacje gwiazd, ale gdy patrzę przez to cudo, wygląda to całkiem inaczej, niż na zdjęciach.

– Bez dwóch zdań. Odsuń się, teraz ja. – Nie zdążyłem się wycofać i nasze ramiona zderzyły się ze sobą, powodując zwarcie.

– Kopiesz. Ała! – jęknąłem, łapiąc się odruchowo za ramię, nadal czując prąd rozchodzący się po ciele.

– Ty też. – Spiorunowała mnie wzrokiem, spod ściągniętych brwi. – Patrz na moje włoski, stanęły dęba. Jesteś nieźle naładowany energią.

– Dziwisz się, po tym wszystkim, co zaszło. – Dostrzegłem żyłkę pulsującą w okolicy jej skroni. – Myślałem, że będę musiał wywalić krocie, na naprawę tego cudeńka – roześmiałem się i ciągnąłem dalej, bo rozbawiłem nieznajomą tym swoim dukaniem. – W taki sposób się właśnie wyładowuję i wypuszczam frustrację przez cebulki włosowe. Miałeś po prostu pecha, dotykając elektrowni.

– Jak będę chodziła z językiem na brodzie, to przyjdę po porcję energii. – Moje rozbawienie, jej również się udzieliło i już nie wyczuwałem fluidów spięcia, którymi do niedawna emanowała.

– Proszę bardzo. Gdy eksplodujesz, to reklamacji nie przyjmuję. – Przeciągnąłem po włosach, bo kosmyki pchały się do oczu i zagarnąłem do tyłu.

– Jasne panie iks – rzuciła z przekąsem, wspierając dłonie na pasie.

– Michael Lord. – Wyciągnąłem rękę. - Miło mi pani iks – oświadczyłem miękkim głosem, zerkając na jej roześmianą twarz.

– Sarah Cole. – Uścisnęła delikatnie moją dłoń, patrząc na mnie zawadiacko spod czarnych rzęs.

– Masz w tym plecaku coś więcej, poza kocem? – zagadnąłem, unosząc pytająco brew.

– Ciasteczka i krakersy. Lubisz?

– Tak. – Wyjąłem wszystko i rozłożyłem na nowo, rozsiadając się wygodnie na kocu, który pomogła rozścielić chwilę wcześniej na miękkiej trawie.

Jak możecie się domyślić, stąd miałem wiele ciekawszy widok, niż ten nad swoją głową, zwłaszcza że Sarah miała zgrabną sylwetkę. Ślinka ciekła, kiedy na nią ukradkowo zerkałem, a bogini wypinała jędrny tyłek w moją stronę, gdy pochylała się nad teleskopem.

– Chcesz coś?

– Daj mi byle co – rzuciła, wracając do obserwacji i prężenia się, jakby była fotografem szukającym dobrego ujęcia.

– Wychyl się trochę, bo nie sięgam – zasugerowałem, wyciągając rękę w jej kierunku do granic możliwości, o niemal nie wyskoczyła mi ze stawu barkowego.

– Jasne, momencik. – Przechyliła się ciut za bardzo i wylądowała na plecach, nieopodal mojego owłosionego uda.

– Żyjesz? – zagadnąłem, powstrzymując wybuch śmiechu, który czułem już na czubku języka.

Teraz to dopiero miałem widok. Dwa olbrzymie pagórki, uwypuklające się i falujące, jak miraż na pustyni w piekielnym upale, przy każdym jej oddechu. Pojawiły się również dwie małe flagi, oznaczające, że szczyty zostały zdobyte.

– Daj. – Sarah wyrwała mi ciastka z dłoni, podnosząc się mozolnie i wyrównała chwiejność ciała. – Uderzyłam się lekko w głowę – ale to nic. – Pomacała się po bolącym miejscu i machnęła ręką od niechcenia.

– Często tu przychodzisz? – Skrzyżowałem nogi i oparłem na nich przedramiona, zadzierając podbródek do góry.

– Codziennie. To mój drugi dom – odezwała się z pełnymi ustami.

– Zimą też? – Na moją twarz zawitał zdziwiony wyraz, aż czułem, jak mi się obkurcza skóra w okolicy policzków i skroni.

– Nie. Wyglądam ci na Eskimoskę? – parsknęła śmiechem, wypluwając okruszki ciastka z buzi.

– Trudno stwierdzić. Jesteś: zadziorna, upierdliwa, twarda…

– A ty: ekstrawagancki, uparty i głuchy. – Przygryzła wargę i wyglądała, jakby miała coś jeszcze do dodania, ale w ostatnim momencie się powstrzymała.

– Marudna… – dodałem. Ścisnęła mnie mocno za ramię, wbijając w twardą skórę długie i twarde paznokcie.

– Wystarczy – przerwała, obdarzając lodowatym spojrzeniem.

– Rozejm? – spytałem, wyciągając rękę, czując, jak luzuje uścisk na moim ramieniu i cofa dłoń.

– Jasne, ale tylko wtedy, jeśli poskromisz swojego nieułożonego psa – zaproponowała, spoglądając w stronę Cezara, który leżał leniwie nieopodal nas.

Przybiliśmy sobie sztamę na dobry początek. Z nią naprawdę było coś nie tak, bo znów kopnął mnie prąd. Odruchowo wyrwałem rękę i zauważyłem, jak chwieje się na nierównej powierzchni, lądując głową na moim torsie.

– Ała, ale jesteś twardy – palnęła, łapiąc się w okolice skroni.

– Miałem właśnie wstać i tak jakoś napiąłem mięśnie. Zauważyłem, że lecisz, więc…

– Dobrze, że nie zdążyłeś, bo byłoby gorzej. – Nie było w tym nic śmiesznego, ale Sarah i tak wybuchła śmiechem.

– Rozumiem. – Odsunąłem jej dłoń od twarzy i obejrzałem miejsce, które zakrywała. – Będzie siniak, a nie mamy tutaj niczego, aby to schłodzić.

– Podaj kamień, pełno ich tutaj – rzuciła, skrzywiła się z bólu i jęknęła pod nosem.

Musiałem się mocno wychylić, aby cokolwiek namacać. Kawałek ciała pani iks, który nadal przygniatał moją lewą nogę, mi tego nie ułatwił. Zrobiłem, co chciała i przyłożyłem sporych rozmiarów kamyk w okolice skroni, czując pod palcami, jak szybko pulsuje.

– Jaka ulga. Chodzisz na siłownię? – Otaksowała mój napięty tors.

– Cztery razy w tygodniu, aby nie sflaczeć za szybko. – Zauważyłem błysk w jej zielonych oczach. – Mogłabyś przesunąć się trochę, bo krążenie mi spowolniło? – Oblizałem wargi, gdy przesunęła wzrok na moje udo.

– Jasne, sorry. – Zwlekła piersi i brzuch, pozwalając mi rozruszać zesztywniałą nogę.

Gdyby nie mrowienie w nodze, nigdy nie zasugerowałbym, aby zmieniła pozycje. Była mięciutka i biło od niej to coś, co podnosi nie tylko ciśnienie. Podnieciłem się, ale nie ma się czemu dziwić, skoro wspierały się na mnie dwa ponętne, arbuzy. Lubiłem raczej małe, ale te były naturalne i kształtne.

– Cezar uciekaj! – Był zazdrosny i wciskał się pomiędzy nas. – Ja ciebie też kocham sierściuchu, ale odejdź już. – Odepchnąłem go.

– Odejdę, bo dziwnie na mnie patrzy. – Widziałem, jak się wzdryga i mruży wybałuszone oczy.

– Nie zaczynaj, proszę. – Pokiwałem głową. – Masz jakąś obsesję na jego punkcie.

– Boję się dużych psów – tyle. – Skrzywiła się i spuściła oczy. – Patrz. – Pokazała blizny na łydce, po czym podeszła do teleskopu, uciekając wzrokiem w niebo. – To po zębach psa.

Wstałem i zaprowadziłem pupila kawałek dalej, nakazując leżenie.

– Nie wiedziałem. Teraz rozumiem twoją reakcję na jego widok. – Zrobiłam skruszoną minę. – Cezar waruj! – upomniałem go. – Stare blizny? – Byłem ciekawy, co Sarah miała do powiedzenia.

Usiadłem na powrót, na kolorowym kocu, zawieszając wzrok na wypiętej w moją stronę pupie.

– Jak miałam piętnaście lat, zaatakował mnie bezpański pies, kiedy wracałam ze szkoły. Od tej pory unikam dużych psów i obawiam się za każdym razem, kiedy jakiegoś widzę.

– Na przyszłość będę pamiętał, aby zainwestować w smycz. – Zrobiło mi się jej szkoda i zapragnąłem ją przytulić, aby zmazać posępność z uroczej buzi.

– Dzięki. – Zwróciła twarz w moją stronę, po czym wcisnęła oko na powrót w okular teleskopu. – Nie doniosę na ciebie do strażnika. Powiedziałam tak w nerwach, tracąc resztki rozumu – oświadczyła, nadal wpatrując się przez teleskop w niebo. – Podasz mi bluzę, zrobiło się chłodno? Powinna być w plecaku.

– Jasne, już ją widzę. – Wyjąłem cudownie pachnącą płynem do płukania i perfumami bluzę, po czym podszedłem bliżej. Zacząłem przekładać ją przez głowę, chcąc pomóc, bo nadal trzymała przy skroni kamyk. – Zabierz rękę na chwilę.

Przełożyłem i ciągnąłem w dół, przypadkowo dotykając piersi, które naprawdę były jędrne. Pod palcami poczułem – przez cieniutki materiał stanika – jak pokryły się gęsią skórką. Tym razem obyło się bez zwarcia, co pozwoliło na lepsze poczucie tego, co mocno grzało.

Delikatnie przesunąłem rękę dalej, nie tracąc bliskości – niby to próbowałem zakładać dalej.

Sutki od razu zasygnalizowały, że o tym właśnie marzyły. Niby to przypadkiem pocierałem o nie grzbietem dłoni, nie potrafiąc jej cofnąć.

– Dlaczego kupujesz takie ciasne stroje? – spytałem ściszonym głosem, naciągając dalej.

– Głupoty mówisz. Wcale nie jest ciasna – wycedziła, unosząc kąciki ust. – Jakbyś nie skupiał się na moich piersiach, już dawno byś sobie z tym poradził. – Zarumieniłem się. – Daj, sama to zrobię. Boli mnie głowa – nie ręce.

– Nie dało się tego uniknąć, skoro nie raczyłaś się nawet pochylić, ani unieść rąk do góry, aby ułatwić zadanie.

– Przyjemnie było? – Przez moment wydawało mi się, że dostrzegłem w jej spojrzeniu pożądanie.

– Co? – zająknąłem się, wyrywając z zadumy. – Nie wiem, było strasznie ciasno.

– Chyba nadal jest, bo nadal je macasz. – Opuściła wzrok na moje dłonie, które nadal spoczywały na miękkich piersiach.

– Już – już. Daj mi chwilę, bo dłonie mi utknęły.

Delikatnie je obmacałem, ale co poradzić, jak były tak blisko.

Wyswobodziłem dłonie spod ciasnej bluzy, czując delikatne mrowienie. Odsunąłem się nieznacznie od Sarah – nadal utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy – i usiadłem na kocu, zapatrując się w to, co przede mną – szarości i nieostre zarysy drzew.

– Masz gładką i zadbaną skórę – rzuciła. – Raczej nie pracujesz fizycznie, prawda?

– Nie. Jestem informatykiem i pracuję zdalnie. Tworzę programy i dopracowuję istniejące już wersje demo.

– Powiało nudą. – Zrobiła skwaszoną minę, jakby to, co robię, było najnudniejszym zawodem świata.

– Ty na pewno możesz się pochwalić wiele ciekawszym zajęciem, nieprawdaż? – Zadarłem podbródek, chcąc lepiej widzieć jej zmarszczony nosek i rozbiegany wzrok, którym mnie właśnie obdarzyła.

– Jeszcze gorsza nuda niż twoja. Jestem laborantką i wykonuję analizy oraz wyniki z krwi. Dojeżdżam do pracy i jak na razie nie mogę powiedzieć, aby to, co robię, mnie nudziło. Mozolna robota, ale za coś trzeba żyć.

– Ja uciekłem od zgiełku miasta, chcąc odpocząć i zakosztować innego życia. Tutaj jest tak spokojnie, że gdy rano wstaję, moja dusza śpiewa, a ciało ochoczo współpracuje, dziękując za dotlenienie i zrzucenie krat.

– Kobieta? – rzuciła, jakby potrafiła czytać w myślach.

– Tak. Demon w ludzkiej postaci. Wyssała ze mnie wszystkie soki – jęknąłem i zacisnąłem mięśnie szczęki, aż zęby zazgrzytały. – Tutaj czuję, że żyję i nie żałuję, że wyłożyłem tyle gotówki, aby w tym właśnie miejscu zamieszkać. Domy na wsi wcale nie są tanie.

– Mi to mówisz. Samotnej osobie ciężko jest związać koniec z końcem, zwłaszcza, jak zachciało się mieszkać w rezydencji. Mój dom jest spory i czasem nie potrafię się w nim odnaleźć.

– Musisz znaleźć sobie kogoś, kto pomoże ci odnaleźć drogę i wesprze, kiedy staniesz na rozdrożu.

– Tutaj nikogo takiego nie znajdę. – Zadarła podbródek i spojrzała na dłonie, które skuliła w pięści. – Jak ja to mówię, kogutów brak.

– Dziewczyn też? – Podrapałem się po szczęce, przymykając oczy.

– Wręcz przeciwnie. Niedługo sam się o tym przekonasz. – Posłała mi zawadiackie spojrzenie, uśmiechając się przy tym nieznacznie. – Będziesz miał adoratorek na pęczki. Jak rozniesie się, że zawitałeś do tej dziury, nie będziesz mógł się od nich odgonić. Jest parę takich, które na pewno przykują twoją uwagę.

– Nie wiesz tego, bo nie powiedziałem, jakie lubię. – Przełknąłem nadmiar śliny.

– Zgrabne modelki, które dopiero co zeszły z paryskiego wybiegu. Blondynki o niebieskich oczach z delikatnym makijażem i dużymi balonami.

– Lubię naturalne, mniejsze piersi, ale twoje mogą być. – Przygryzłem i oblizałem wargę, kierując wybałuszone oczy na ponętny i wabiący biust. – Bardziej pociągają mnie brunetki i nie lubię wieszaków. Liczy się naturalność i to, co która ma w głowie.

– Same pudła. Nie znam się, jak widzisz na analizie partnerskiej – przyznała, puszczając do mnie oczko. – Poznasz parę, to sam zdecydujesz, czy któraś przytrzyma na sobie twój wzrok na dłużej.

– Tak. – Spojrzałem jej głęboko w oczy i starałem się nie mrugnąć.

– Coś w tym stylu, ale nie tak bezpośrednio. – Spuściła wzrok, jakby moja prostolinijność, ją zażenowała. – Zrobiło się późno. – Zmieniła nagle temat. – Pomożesz mi się spakować?

Zachowywała się tak, jakby chciała ode mnie uciec.

– Jasne. – Wzniosłem ciało z koca i zabrałem się do pakowania rzeczy.

– Weź go stąd! – Podskoczyła, gdy Cezar znalazł się obok mnie.

– Spokojnie. – Zerknąłem w jej przerażone oczy. – Nie zwracaj na niego uwagi. Nie ugryzie, zaufaj mi.

– Łatwo mówić – burknęła, demontując teleskop.

– Co tam marudzisz? – Podszedłem bardzo blisko, zagłębiając się w jej oczach. – Podważasz moje zdanie. – Przepłynęło pomiędzy nami mnóstwo emocji.

Nasze twarze dzieliły centymetry, a ja nie potrafiłem przestać zerkać na jej nabrzmiałe usta. Wargi miała lekko rozchylone, jakby szykowała się do słownego ataku. Miała przyspieszony oddech, jakby ta bliskość zabierała jej tlen. Wytrzymywała jednak moje nachalne spojrzenie, odwzajemniając się tym samym.

Zacisnąłem szczęki, uwidaczniając napięte mięśnie policzków. Uchyliłem usta, ukazując śnieżnobiałe zęby. Oblizałem wargi językiem, jakbym trzymał je długo na palącym słońcu.

– Nie marudzę. – Przerwała ten błogostan, odgryzając się mi.

– Twoje perfumy, to poezja dla mojego nosa – stwierdziłem, podążając zmysłami za tym zapachem. – Obłędnie pachniesz. – Już pochylałem się nad jej opanowaną twarzą, kiedy Cezar wcisnął pomiędzy nas swoje tłuste cielsko.

– Odejdź! – krzyknąłem, widząc, jak jej twarz robi się coraz bledsza. – Sarah, dobrze się czujesz?

– Przestraszyłam się. Ten pies to zawał gwarantowany. Serce wali mi jak oszalałe.

Klatka piersiowa poruszała się bardzo szybko. Rowek pomiędzy piersiami zapadał się i powracał do poprzedniej pozycji, wprawiając wszystko w obłędny wir. Trzęsła się delikatnie, co można było dostrzec, po jaśniutkich włoskach na ramionach, które zderzały się ze sobą i odpychały.

– Znowu się na nich zawiesiłeś – parsknęła, zauważając, że krągłe piersi korcą mnie jak pięciogwiazdkowy koniak.

– Podsunęłaś mi je pod nos, to korzystam z okazji. – Wtłoczyłem do płuc, dawkę świeżego tlenu. – Powiem ci, że przykuwają oko.

– Bierz się do roboty, a nie… – zasugerowała z łagodnością, unikając mojego wzroku, jakby bała się, że rzucę się na nią i zgwałcę przy blasku księżyca na zimnym i twardym podłożu.

– Co? – mruknąłem cichuteńko, widząc, jak unika mojej bliskości, cofając się nieznacznie.

– Wiem, że są dosadne, ale to nie powód, abyś się do nich ślinił.

– Następnym razem załóż bluzę bez takiego dużego dekoltu, to będę patrzył w niebo.

– Nie będziesz mówił, co mam nosić, a czego nie! – zirytowała się, robiąc dwa kroki w tył na bezpieczną odległość. – Łazisz za mną i robisz wszystko, aby być jak najbliżej mnie!

– Wątpię w to, ale nie mam zamiaru się sprzeczać. – Ściągnąłem ostro rysy twarzy. – Daj te graty, pomogę ci je zanieść pod dom.

– Dziękuję, ale dam sobie radę. – Jej wzrok był ostry. – Codziennie to robię.

– Zawsze jesteś taka uparta? – Ponownie skoczyło mi ciśnienie. – Współczuję twojemu chłopakowi, że trafił na taki skomplikowany, wszystko umiejący i wiedzący egzemplarz.

– Diabełek poucza diabełka – roześmiała mi się w twarz. – Z tobą jakoś też żadna nie wytrzymała. Ciekawe dlaczego?

– Jak znajdę odpowiedź na to trafne spostrzeżenie, to udzielę wyczerpującej odpowiedzi.

– Jeszcze jej nie znalazłeś? – spytała z sarkazmem w głosie. – Może dlatego, że interesują cię wszystkie, które mają dwa wzgórki i dziurkę.

– Zostawię to bez komentarza. Nic o mnie nie wiesz, więc nie osądzaj. Idziemy? – rzuciłem oschłym tonem. Miałem jej po dziurki w nosie.

Na chwilę obecną byliśmy dla siebie jak ”Flip i Flap”: niedopasowani, zgryźliwi i komiczni. Wokół nas wisiało wilgotne, zjełczałe powietrze. Przy każdym oddechu zagęszczało się jeszcze bardziej, nie dopuszczając świeżości i lekkości.

– Wezmę to żelastwo, a ty resztę – burknąłem, przepuszczając ją przodem.

– To niedaleko, więc…

– Zamilknij na chwilę i nie mów nic, proszę cię. – Wyrzuciłem ręce w powietrze, bo zaczynałem tracić nad sobą panowanie.

Byłem tak nabuzowany, że najchętniej przełożyłbym ją przez kolano i dał parę klapsów. Oceniła mnie tylko po tym, że spodobał mi się jej biust. Nic na to nie poradzę, że kusił, a ja, bądź co bądź, nie bylem impotentem.

– To tutaj – oznajmiła, stając pod płotem, jakieś pięć minut później. – Połóż to tam, obok tego krzaczka i dzięki za pomoc.

– Otwórz furtkę. Trzy metry mnie nie zbawi i zaraz znikam ci z oczu.

– Obraziłeś się na mnie? Dziwnie mówisz. – Zlustrowała mnie ciekawskim spojrzeniem.

– Nie. Jak bym się obraził, to poszedłbym już dawno temu.

– Więc, czemu jesteś taki spięty? – Ani na chwilę, nie przestała mnie taksować. – Przepraszam, jeśli powiedziałam coś nie tak.

– Jaki mam być? – Otaksowałem jej sylwetkę od czubka głowy po pale u stóp. – Widziałaś siebie w lustrze?

– Jak pijesz do mojego ciała, to lepiej zamilcz – zdenerwowała się. – Nie każdy rodzi się idealny. Dobrze mi tak, jak jest. – Wydęła usta. – Daj mi to. – Wyrwała mi teleskop z rąk, kierując się do drzwi.

– Nie to miałem na myśli. Chodziło o…

– Jeszcze tu jesteś?! Spieszyło ci się! – Po chwili do moich uszu doleciał dźwięk trzaskających drzwi.

Nie pozostało mi nic innego, jak wrócić do domu, co zresztą zrobiłem.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Grafomanka 9 miesięcy temu
    Przeczytałam w życiu jeden harlequin, ale snując się po Twoich literkach jakoś od razu mi się przypomniał.
    Zwróć uwagę na zaimki, trochę ich za dużo, ale łatwo zniwelować.
  • Joan Tiger 9 miesięcy temu
    Grafomanka. Dziękuję za podpowiedź, na co mam zwrócić uwagę pisząc. To miało być coś w stylu harlequin, ale po 4 rozdziale rozwinęłam to o wątki mafijne, narkotyki i cały ten światek, w który została wciągnięta główna bohaterka, bo akurat jej potrzebowali. Jej życie nie było już takie, jak wcześniej.
  • Joan Tiger 8 miesięcy temu
    Trochę poprawiłam te zaimki i jeszcze raz dzięki Grafomanka za bystre oko.
  • Sufjen 8 miesięcy temu
    Płynnie się to czyta, a technicznie jest naprawdę dobrze (a różnie z tym bywa u różnych autorów). Jedziemy dalej.

    Pozdrawiam :)
  • Joan Tiger 8 miesięcy temu
    Dzięki za wizytę Sufjen i miły komentarz. Pozdrawiam. :)
  • ZielonoMi pół roku temu
    "Słonko" bym poprawiła, faceci nie myślą zdrobnieniami. Cóż za szczera dyskusja w temacie cycków.🤣🤣
  • Joan Tiger pół roku temu
    Każdy temat dobry. Jak przebrniesz przez love story, to może reszta ci się spodoba. Parę trupów, narkotyki, mafia, intrygi, próba gwałtu, strzelaniny itp. Dzięki za komentarz. Pozdrawiam. :) Czas chyba zmienić kategorię.
  • ZielonoMi pół roku temu
    Joan Tiger A jaka jest? Bo nie wyświetla, to głupie. Wyświetla tylko na głównej.
  • Joan Tiger pół roku temu
    ZielonoMi , miłosne.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania