Zagubienie w miłości - rozdział osiemnasty

KURT

 

Była taka piękna, taka radosna w trakcie obiadu. Miała cudowny kontakt z moimi rodzicami i bratem. Czułem się tak, jakby ty pięciu lat przerwy między nami nie było. Oczywiście żałuję, że tyle straciliśmy czasu przez głupią sytuację z kuzynką. Czasu nie da się cofnąć, więc nie rozdrabniałem się nad gdybaniem, bo miałem koło siebie wszystko, co w życiu się dla mnie najbardziej liczyło. Była nią Esme. Miłość mojego życia.

 

- Jak mogłeś synu ukrywać przed nami tak piękną i zdolną kobietę? - zadumy wyrwał mnie głos mego ojca.

 

- Tak się składało, że nigdy nie mieliście czasu - taka była prawda.

 

- To prawda - wtrąciła się mama - Zawsze coś nam plany psuło, ale teraz jesteśmy tu wszyscy razem i jestem taka szczęśliwa - uśmiech nie schodził z twarzy mojej rodzicielki.

 

- Oscar, a ty kiedy się w końcu ustatkujesz i zmienisz swoje hobby? - zapytałem mojego starszego brata. Ten popatrzył na mnie jak bestia na swoją ofiarę.

 

- Jeśli poznam drugą Esme, to rzucę to wszystko w cholerę - spojrzał na mnie gniewnie - Pamiętaj Esme, jeśli znudzi ci się mój młodszy braciszek to ja z otwartymi ramionami ciebie przyjmę pod swoje skrzydła - uśmiechnął się, rzucił serwetkę na stół i wstał, wychodząc z jadalni.

 

- Co mu się stało? - zapytała Esme - Nigdy nie widziałam go takiego złego.

 

- Widocznie mój braciszek ciebie lubi i to bardziej niż lubi, ale ty należysz do mnie - objął mnie ramieniem.

 

- Oj Kurt, przestań mówić takie głupoty - moja dziewczyna wstała od stołu - Idę z nim porozmawiać - przeprosiła nas i udała się w stronę Oscara.

 

Nie powiem, że nie byłem zazdrosny, bo sam przed sobą bym skłamał. Kochałem tą dziewczynę i ponowne jej utracenie zabiło by mnie.

 

- Muszę powiedzieć ci synku, że jestem z ciebie bardzo dumny - na krześle obok mnie usiadł mój tato - Na dodatek, że znakomicie sobie dajesz radę z prowadzeniem firmy, to jeszcze związałeś się z tak cudowną kobietą jaką jest Esme - poklepał mnie po plecach.

 

- Dziękuje ci - nerwowo zerkałem w stronę, w której zniknął mój brat z moją dziewczyną.

 

- Nie martw się, oni są tylko przyjaciółmi. Esme jako jedyna w firmie nie dała mu się zbałamucić - nie mogłem wytrzymać, przeprosiłem i ruszyłem za nimi.

 

Nie daleko domu w ogrodzie, usłyszałem rozmowę między Oscarem, a moją wybranką. Nie mogłem uwierzyć, w to co mój brat mówił do niej.

 

- Co ty w nim widzisz Esme? Przecież ja ciebie od dawna kocham - ujął jej dłonie i zaczął je całować.

 

- Oscar! - wyrwała mu swe dłonie i wstała z ławki - Jesteś moim przyjacielem, którego bardzo lubię i cenie, ale moje serce od kilku lat należy do Kurta. To jego kocham i nikogo innego - słowa mojej kochanej Esme, uspokoiły mnie i wróciłem się z powrotem do domu. Nie chciałem żeby żadne z nich mnie zauważyło.

 

- Miałeś rację tato. Oni tylko są przyjaciółmi.

 

- Mówiłem ci synu. To teraz nie schrzań tego i oświadcz się tej dziewczynie, bo jest wszystkiego warta co najlepsze - do pokoju jadalnego weszła moja dziewczyna, która podeszła do mnie i objęła za szyję.

 

- Kocham cię - wyszeptała mi do ucha.

 

Byłem tak bardzo szczęśliwy, że postanowiłem iść za radą swego ojca i pomyśleć o oświadczynach. Wystarczająco straciliśmy czasu.

 

Mama z Esme zaczęły sprzątać ze stołu. Nie podobało mi się to, że moja mama robiła wszystko sama mając tak ogromny dom. Tyle razy mówiłem jej i ojcu, by zatrudnili służbę, ale przecież obydwoje byli uparci jak osły. Kochałem ich bardzo, bo to dzięki nim po pięciu latach odzyskałem swoją miłość.

 

Kiedy było już wszystko sprzątnięte zawołał mnie mój brat do gabinetu ojca. Nie wiedziałem o co mogłoby mu chodzić. Wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi.

 

- Masz chłopie wielkie szczęście - popatrzyłem na niego pytającym wzrokiem.

 

- Czyli?

 

- Chodzi mi o Esme. Ona naprawdę bardzo ciebie kocha. Miłość was jeszcze bardziej uskrzydliła i nie zrań jej, bo nie zasługuje na to - patrzyłem nadal na niego, ale tym razem z wielkim zaskoczeniem. Nie znałem mojego brata od takiej strony.

 

- Nie martw się stary. Ona jest całym moim światem i nie mam zamiaru jej ranić, ani tym bardziej zostawić.

 

- Uprzedź mnie wcześniej o ślubie, bo będę musiał kasę zbierać na wasz prezent ślubny - zaśmiałem się razem z nim.

 

- Masz to jak w banku - klepnąłem go w ramię.

 

- Pożyczyłbyś mi parę groszy? - nie mogłem wytrzymać z tym jego hazardem. Jak można było przegrywać tyle pieniędzy w pieprzonym pokerze.

 

- Ile tym razem potrzebujesz? - nie potrafiłem mu odmówić, bo tak szczerze, to bałem się żeby nie zapożyczył się u jakiś groźnych typków.

 

- Kilka tysięcy.

 

- Kurwa Oscar! Otrząśnij się w końcu, bo przejebiesz w pokera własne życie - wyjąłem książeczkę czekową i wypisałem kwotę - Trzymaj, ale pamiętaj, że to ostatni raz.

 

- Dzięki braciszku.

 

Mój brat rozsypywał się coraz bardziej. Staczał się na bardzo złą drogę. Jeśli nie zacznie robić coś ze sobą to zniszczy siebie, a w raz z sobą, nas.

 

Podziękowaliśmy z Esme za pyszny obiad i za kawę z ciastem, które kupiła moja kobieta. Pożegnaliśmy się i odjechaliśmy w stronę mieszkania Esme.

 

- Poziomeczko, wprowadź się do mnie - to pytanie zaskoczyło nie tylko moja dziewczynę, ale także mnie samego, bo przecież dopiero co o tym pomyślałem i od razu powiedziałem to na głos. Zresztą po co marnować czas, skoro za dużo już go straciliśmy.

 

- Nie sądzisz, że to za szybko? - wpatrywała się we mnie jak w święty obrazek.

 

- Moim zdaniem nie - zatrzymałem samochód na pobliskiej stacji benzynowej i odwróciłem się w stronę jej pięknej twarzy - Kocham cię jak wariat, szaleje na twym punkcie, oboje straciliśmy pięć lat z naszej wspaniałej miłości, czy ty nadal chcesz tracić ten czas? Bo ja nie zamierzam - widziałem w jej oczach napływające łzy.

 

- Masz rację kochany. Nie warto marnować czasu - przywarła do mnie swoimi truskawkowymi ustami - Jesteś najcudowniejszym cudem jaki przydarzył mi się w życiu. Kocham cię Kurt i zawsze kochałam - nasze usta ponownie się pochłaniały w namiętności i w zachłanności.

 

- Poziomeczko, bo jestem już twardy z podniecenia i jeśli nie chcesz mieć tu gapiów to jedźmy szybko do domu i kochajmy się jak szaleni - uśmiechnęła się do mnie figlarnie i złapała mnie za kroczę.

 

- Faktycznie jest twardy, więc co tu do cholery jeszcze robisz? Gaz do dechy i jedziemy, bo orgazm stygnie - ależ ja kochałem bardzo tą drobną blondynkę. Dla niej byłem w stanie zrobić wszystko.

 

Ze stacji odjechaliśmy z piskiem opon i gnałem na autostradzie jak szaleniec, bo orgazm mojej kobiety za bardzo nie ostygł.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Ula 25.05.2016
    Podziwiam Twoją konsekwencję, nie szukasz na siłę splendoru, trwasz przy swoich zamierzeniach. Sadzę, że to dla Ciebie przygoda takie własne poznawanie swego wnętrza.
  • kesi 25.05.2016
    Dokładnie, to jest dla mnie przygoda, która we wrześniu się prawdopodobnie zawiesi na długi czas. Pozdrawiam.
  • Ula 25.05.2016
    Mam nadzieję, że na chwilę i to przymus, a następnie wielki powrót z nowymi inspiracjami
  • kesi 25.05.2016
    Okaże się, bo we wrześniu na świat przyjdzie moje drugie dziecko, więc nie wiem kiedy nastąpi powrót. Dlatego zamierzam szybko ukończyć swoje bazgroły. Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania