Częstochowska Róża Część 3 - Październikowe Słońce (3/4)

Stało się to w drugim tygodniu, odkąd zostali parą. W tym czasie nic nie ruszyło się do przodu. Beniamin był sztywny, wycofany. Nawet jeżeli przełamał się, by trzymać wybrankę serca za rękę, widać było, że jest spięty. Kiedy Anna mówiła mu, lub pisała rzeczy prosto ze swojego serca, nie wiedział, jak reagować. Kiedy go przytulała, nie czuł się zrelaksowany. Nie dlatego, że jak w większości przypadków odrzucał go kontakt fizyczny, tym razem powód był zupełnie inny: strach. Bał się tych uczuć, tej wrażliwości. Nie umiał tego zrozumieć. Chciał być z Anną, chciał, czuć że jest kochany, a jednocześnie obawiał się tego. Zastanawiał się, gdzie jest w tym wszystkim haczyk, kiedy zostanie porzucony… Bo przecież każdy w końcu odchodzi i znika bez śladu.

Nie chciał, by i Anna odeszła. Nie kochał jej dlatego, bo jej potrzebował. Potrzebował, bo kochał. Teraz to wiedział na pewno.

Potrzebował Anny, by żyć.

Obawy Beniamina przerzucały się na ich relację. Musiała to odczuć, choć starała się tego nie okazywać. Smutek zmętniał i wyszarzał jej oczy coraz bardziej, z każdym mijającym dniem. A Beniamin dostrzegał to. Był wściekły na siebie. Miał być w końcu bohaterem, a nie umiał doprowadzić siebie do porządku.

Postanowił więc zadziałać. Zaproponował, by cały weekend spędzili razem, żeby Anna nocowała u niego w piątek i sobotę. Dziewczyna była zdumiona propozycją, nieśmiało zgodziła się. Beniamin przygotował listę z podpunktami, gdzie na pierwszym miejscu osadził: „zniwelowanie zażenowania u Anny”. Mimo to był pewien, że wykona to jako ostatnie, kiedy spotkają się w piątek. Miał w sumie pięć dni by się przygotować, a w tą sobotę mijał jeszcze drugi tydzień ich związku. Postanowił zacząć działać, budować ich relację, choć bał się zaangażowania. Lecz w końcu musiało być dobrze, choć ten jeden raz… Przynajmniej tak wierzył.

Złożyło się również, że we wrześniu, chwilę po pogodzeniu się z Anną, zważając na fakt, że okłamał ją iż pracuje, w ramach pokuty dla samego siebie postanowił faktycznie znaleźć robotę. Zatrudnił się na magazynach, chodził tam od piątej rano do dwunastej w południe, trzy dni w tygodniu. Dzięki temu był w stanie przez cały wrzesień odbierać Annę ze szkoły, lecz fakt tego gdzie pracuje, zachował w tajemnicy. Sam w sumie nie wiedział dlaczego, nie umiał sobie przypomnieć co wówczas chodziło mu po głowie. Wtedy jednak postanowił, że uchyli przed ukochaną rąbek tajemnicy, lecz zanim to zrobi, przygotuje dla niej niespodziankę.

Wypłata z września leżała spokojnie na koncie. Część oczywiście została wydana na osobiste zachcianki Beniamina i na rzeczy przydatne do studiów, lecz znajdowała się tam nadal solidna sumka, sukcesywnie powiększana przez babcię i pieniądze z MOPS–u, które dostawał za kontynuowanie nauki jako dziecko adoptowane. Postanowił wykorzystać oszczędności, aby wprowadzić w życie zapisany wcześniej podpunktami plan: chciał kupić bujany fotel do salonu, rozpalić ogień w kominku, napoić Annę gorącą czekoladą, a potem usiąść na fotelu, z nią na jego kolanach… Tak wyglądał cały zamysł i modlił się, by nie zaatakowały negatywne myśli, które rozbudzą strach, a strach z kolei sztywność… Jak na razie wszystko szło gładko: babcia została poinformowana i wyraziła zgodę na zostanie Anny przez dwie noce, nie skrywając przy tym zadowolenia. Bujany fotel Beniamin zamówił przez Internet, a czekoladę zakupił w najbliższym sklepie. Dwa dni później kurier przytachał paczkę wprost pod drzwi. Po wykładach, Beniamin zabrał się za składanie. Fotel miał zaokrąglone podparcia, które łączyły się z okrągłymi płozami. Był wykonany z drewna, lecz samo siedzisko obłożono wypchanym, miękkim materiałem, który zapewniał wygodę siedzenia. Babcia początkowo zdziwiła się, co takiego wnuk kupił, lecz gdy zobaczyła co wyciągnął z tego wielkiego pudła, wpadła w zachwyt. Przetestowała fotel jako pierwsza, wszystko wyglądało na to, że jest poskładany prawidłowo. Beniamin pamiętał, że babcia spytała o coś, ale nie pamiętał o co dokładnie. Kojarzył jednak swoją odpowiedź: „Obiecałem Annie.”

W piątek po powrocie z pracy, gdyż nie miał wtedy wykładów, rzucił się w wir sprzątania. Dom lśnił przysłowiowo, babcia była bardzo zadowolona. Aż skomentowała, że Anna ma dobry wpływ na niego. Beniamin zgodził się z tym stwierdzeniem. Przed pojechaniem po ukochaną, załatwił jeszcze pianki cukrowe do czekolady, bo pomyślał: „jak szaleć, to szaleć”. Chciał pozytywie zaskoczyć dziewczynę, ujrzeć pełen błękit jej oczu i radość, a nie szarość wyblakłego koloru i skrywany głęboko smutek. Chciał mieć pewność, że jest z nim szczęśliwa.

Chciał ją uszczęśliwić.

Pamiętał, że gdy wyszedł z domu, na niebie zaczęły zbierać się szare chmury, które z biegiem czasu przybierały coraz to bardziej ciemną barwę. Nie czuł, że to coś dobrego. W Olsztynie również zapowiadała się potężna ulewa.

Kiedy ujrzał Annę, poczuł trochę spokoju. Wyglądała lepiej, choć jej oczy nadal zdawały się szare. Pomyślał, że może to przez światło, w końcu w promieniach słońca wszystko wygląda bardziej kolorowo, a podczas deszczu, kiedy niebo jest kamienne, wszystko od razu staje się szare.

Gdy wsiedli do autobusu zadbał, by Anna usiadła. Wziął od dziewczyny niedużą torbę, choć zapierała się, by nieść ją sama. Beniamin jednak zaparł się jeszcze bardziej, więc musiała ulec. Podczas jazdy nie pozostawał bierny. Droczył się z ukochaną, szczypiąc ją w policzek bądź nos, bawił się kosmykami czarnych włosów i gmatwał je, podkopywał lekko jej nogę swoją, lecz wszystko tak, by nie zwrócić uwagi ludzi przebywających w pojeździe. Anna cicho chichotała, bądź odwdzięczała się podobnymi gestami, co jakiś czas spoglądając na innych pasażerów, czy ich zachowanie nikomu nie przeszkadza. Beniamin zrozumiał wtedy, że gdy jest z Anną jego społeczna fobia wyciszała się zupełnie. Chyba babcia naprawdę miała rację, że dziewczyna miała na niego dobry wpływ. ..

Nie, to na pewno była prawda.

Kiedy dojechali, zostali zaskoczeni przez ulewę, co runęła na świat w tym samym momencie, w którym zrobili krok z autobusu na chodnik. Beniamin chwycił Annę za rękę i razem zaczęli biec w stronę domu. Dziewczyna chichotała, najwidoczniej bieg w deszczu musiał być dla niej świetną zabawa.

Gdy dotarli, Beniamin rzucił Annie ręcznik na głowę, by wytarła włosy. Jednak nie tylko one były mokre, całe spodnie i kurtka dziewczyny również, więc postanowiła pójść się przebrać. Beniamin postanowił zrobić dokładnie to samo, gdyż kwestia przemoczenia dotyczyła również i jego. Poszedł na górę, kiedy Anna zajęła łazienkę. Uznał, że skoro są w domu, nie ma potrzeby zakładać eleganckich ubrań. Koszulę z krawatem wymienił na zwykłą, bawełnianą białą koszulkę, a czarne jeansy na stare dresy. To, co było mokre, wywiesił na kaloryfer.

Zszedł na dół, Anna nie wyszła jeszcze z łazienki, więc poszedł rozpalić ogień w kominku. Babcia poinformowała wtedy, że idzie do sypialni, by zostawić ich sam na sam. Kojarzył, że uśmiechnęła się wtedy zadziornie, przez co poczuł się niezręcznie… A żeby tego było mało, Anna wyszła z łazienki ubrana w niebieską, kraciastą sukienkę na ramiączka sięgającą za kolana, założoną na białą koszulę z długim rękawem, która była do niej tak naprawdę przyszyta jako komplet. To nie był pierwszy raz gdy Beniamin widział ten strój, tak szczerze, bardzo lubił tą konkretną sukienkę, którą komponowała dobrze z białymi rajstopami, a w cieplejsze dni Anna nosiła do niej albo balerinki, lub, kto by zgadł, czeszki. Na dodatek dobrze wiedziała, że jej ukochany przepada za tą sukienką, pewnie to był powód dla którego wzięła ją ze sobą… A Beniamin w tym samym czasie ubrał się „po domowemu”, gdyż uznał, że tak najwygodniej. Dość śmieszna, aczkolwiek żenująca sytuacja. Wtedy jednak nie mógł sobie pozwolić, by emocje niezręczności nim zawładnęły. Ogień w kominku płonął, nastał więc czas na przygotowanie czekolady na gorąco. Beniamin poprosił Annę, by poczekała w pokoju i ogrzała się, kiedy on pójdzie przygotować dla niej niespodziankę. Ruszył do kuchni. Na blacie leżał nóż, który Beniamin wziął do ręki, celem odłożenia do szuflady. Wtedy dostrzegł coś kącikiem oka, Anna wyglądała nieco zza futryny, z dziwnym wyrazem oczu. Nagle się oddaliła, zupełnie jakby coś ją wystraszyło. Beniamin odczuł lekki niepokój, schował szybko nóż. Coś było nie tak. Wiecznie promienna Anna, ukrywająca idealnie wszelkie negatywności wewnątrz siebie, w tym momencie nie była w stanie się skryć. Czyżby to była jego wina? Czyżby wyczuwała jego strach, obawy i tą powracającą do niego chęć ucieczki od świata?

Zacisnął usta.

Do każdego kubka wrzucił po sześć pianek. Chwycił za uchwyty i robiąc głęboki wdech ruszył do salonu. Anna siedziała na ziemi, blisko kominka, wpatrując się w płomienie. Jeżeli dobrze pamiętał jak się wtedy ruszały, to faktycznie były podobne do tych, które teraz miał przed sobą. Stał w tym samym miejscu, w jakim siedziała wtedy ona. Dokładnie na tym skrawku dywanu.

Oczy dziewczyny były lekko przymknięte i lśniące od wilgoci, jednak na policzkach nie dostrzegał żadnych łez, choć jej twarz wyglądała jakby płakała. Zupełnie jak tamten obraz... Beniamin odstawił kubki szybko na stół, ale tak by nie rozlać, po czym uklęknął przy ukochanej i położył dłonie na jej ramionach. Prosił, by powiedziała co się stało, bo widzi, że nie czuje się dobrze. Zapewnił, że jeżeli to jego wina, to się poprawi. Płacz Anny był bardzo cichy, praktycznie bezdźwięczny, a jednak przerażający niczym najgłośniejszy ryk. Zadała nagle pytanie – „dlaczego przeszłość nie może pozostać przeszłością?”. To było to samo pytanie, które Beniamin zadał tamtej nocy, gdy nazwał ją przyjaciółką…

Wtedy właśnie poznał najczarniejsze detale historii, którą znał do tej pory tylko ogólnie: usłyszał o ojcu–tyranie i niezrównoważonej emocjonalnie matce, o kłótniach i bijatykach, które rozpoczynali, raz matka, raz ojciec. Czasami Anna, chcąc nie chcąc zamieszana w to, również obrywała. Sytuację pogarszały jej problemy w nauce, których ojciec nie umiał zaakceptować. Opowiadała, jak umiał spoliczkować ją tylko za to, że dostała złą ocenę, bądź nie miała siły przepisywać kolejnej grubej książki do zeszytu tak, jak jej kazał. Dodała jednak, że spoliczkowanie było najlżejszą „karą”. Gorsze było ciąganie za włosy, albo ciosy w brzuch z pięści. Później gdy okazało się, że jest dyslektyczką, ojciec doznał szewskiej pasji. Opowiadała, jak nazywał ją błędem, dzieckiem opóźnionym w rozwoju. I dopowiedziała ostatnią, najstraszniejszą rzecz: o matce, która pewnego dnia wzięła nóż z kuchni w rękę, po czym wbiła go ojcu prosto w udo, na oczach córki. Anna zapłakała jeszcze mocniej, wspominając to zdarzenie. Beniamina ogarnęło zimno, a skóra mu aż ścierpła. Czuł gniew i… bezsilność. To był ten smutek widoczny na jej rysunkach. To spowodowało wszystkie rany na sercu i ból, który kryła za uśmiechem. Spytał, czemu mu nic nie powiedziała. Odpowiedź Anny pamiętał dokładnie:

„Nie chciałam, byś myślał, że jestem słaba. Nie chciałam być ciężarem. Myślałam, że i tak nie uwierzysz.”

Po tym opowiedziała o przyjaciołach, poznanych na Internecie. Im mówiła wszystko, co działo się przed rozwodem i zanim wyprowadziła się do babci. Lecz w końcu się tym znudzili, jej problemami i odeszli. Dlatego nie chciała nic mówić.

„Bałam się, że cię stracę.” – Dodała. Na samo wspomnienie tych słów Beniamina zabolało. Tyle bólu, ukrywała tyle bólu… Nie było nikogo, by ją przed tym chronił. I choć jak mówiła, rodzice rozwiedli się i zostawili ją pod opieką babci, która zrobiła wszystko, by czuła się jak najlepiej… to te rany nie zagoiły się do końca. Niby w przeciwieństwie do niego pobyła z rodzicami dość długo, pomyślał, ale oni zamiast dać Annie bezpieczeństwo i miłość, krzywdzili i pozwalali ją krzywdzić. Choć Anna usprawiedliwiała matkę, Beniamin uważał ją za równie winną. Gdyby naprawdę starała się chronić swoją córkę, pozbyłaby się tego tyrana za pierwszym razem, gdy śmiał podnieść na dziecko rękę. I nie porzuciłaby jej…

Beniamin wziął Annę na ręce, nie była w ogóle ciężka. Usiadł powoli na fotelu, Anna wtuliła się, chowając twarz w jego barku, a ręce oplotła wokół karku mężczyzny. Trzymał jedną rękę na plecach dziewczyny, a drugą z tyłu jej głowy. Głaskał delikatnie jej miękkie włosy, kiedy kontynuowała wypłakiwanie żalu.

– Nigdy więcej nie pozwolę, by ktoś cię tak skrzywdził – szepnął, przyciskając ukochaną mocniej do siebie. Nie czuł strachu, zakłopotania. Czuł się pewnie, jak nigdy. Trzymał Annę mocno, jakby chcąc ukryć ją przed wszelakim zagrożeniem. Uświadomił sobie wtedy, że cały ten czas to ona chroniła jego, choć powinno być na odwrót. Był w końcu mężczyzną, Anna powinna czuć się przy nim bezpiecznie.

Kiedy wypłakała się całkowicie, jej oddech powrócił do normy. Drewno potrzaskiwało w kominku, Beniamin wsłuchał się w ten dźwięk i zrozumiał, że płacz Anny jest cichszy od dźwięku drewna palonego przez ogień. To było przerażające.

By poprawić dziewczynie nastrój, namówił ją do wypicia niespodzianki, zanim zrobi się zimna. Pianki rozpuściły się już nieco, kiedy Anna spróbowała jednej skomentowała, że „to jakby mieć chmurkę w ustach.”

„Co za słodkie porównanie” – pomyślał. Nie pamiętał jak spędzili resztę czasu. Ponownie trafił na wycięty fragment w głowie i choć próbował znaleźć brakujący element, nie zdołał. Przepadł bezpowrotnie. Jednak ostał się inny, o wiele cenniejszy.

Kiedy było dość późno, zaprowadził Annę na poddasze, by poszli spać. Zauważyła wtedy, że Beniamin wywiesił w pokoju portret, który dla niego namalowała, przez co zarumieniła się z zakłopotania. Widząc reakcję dziewczyny uspokoił się, że „powróciła do siebie”. Wcześniej rozłożył materac na ziemi, gdyż Annę miał zamiar ulokować na łóżku, dziewczyna jednak nie wyglądała na przekonaną co do tego pomysłu. Zmartwił się tym, czyżby coś ją odrzucało? To jednak szybko się wyjaśniło. Zadała pytanie:

– Czy… moglibyśmy… spać razem?

Przywołał ten głos tak dokładnie, że aż policzki mu zapłonęły. Wtedy reakcja wcale nie była inna – żołądek skoczył do gardła, kiedy po głowie przepełzły Beniaminowi myśli, że to pytanie może mieć drugie dno. Na pewno nie był na to wtedy gotowy, jeżeli chodziło o te drugie znaczenie… Myślał również, że i Anna jest jeszcze zbyt młoda. Jednakże i to szybko się wyjaśniło.

– Nie chcę dziś spać sama…

Nie mógł odmówić i nawet nie chciał. Powiedział, by poszła się przebrać, a on pościeli łóżko na dwie osoby. Po prostu przeniósł poduszkę i kołdrę na łóżko, a materac złożył i odstawił pod ścianę. Gdy wróciła, to Beniamin poszedł do łazienki, uwijając się najszybciej jak tylko może, by do dziewczyny wrócić. Sprawdził jeszcze, czy ma świeży oddech, bo okoliczności mogą przecież być różne… A miał na myśli to, że chciałby dziś Annę pocałować, po raz pierwszy.

Gdy wrócił, leżała przykryta kołdrą aż po nos, mrugając delikatnie dużymi oczętami. Na wspomnienie tego Beniamin poczuł, że zaraz go skręci z tej słodkości, wtedy również skręcało. Położył się obok, na osobnej poduszce, przykrywając siebie drugą kołdrą. Uśmiechnął się do dziewczyny, po czym zgasił lampkę stojącą na stoliku nocnym. Jednak nie zasnęli szybko.

– Przepraszam, że tak wybuchłam.

Znów usłyszał jej głos w głowie przez wspomnienia. Pokręcił głową.

„Dlaczego przepraszałaś?”

Potem wyznała, że podejrzała go w kuchni, jak trzymał nóż, a te wspomnienia dręczyły ją już od pewnego czasu. Pamiętał co mówiła, choć tu jej głosu nie umiał już przywołać.

„Dlaczego się tłumaczyłaś.”

Przypominając sobie jak zareagował, pierwszy raz pomyślał: „wtedy dobrze zrobiłem” – zakrył dłonią usta Anny, szepcząc, że nie musi się tłumaczyć, a tym bardziej przepraszać. Próbowała protestować dodając „ale”, Beniamin wtedy przysunął się, by ją objąć, po tym poprawił kołdry tak, by okrywały ich obydwoje. Przytulał dziewczynę mocno, prosząc, by nie przepraszała. Wtedy też szepnął te słowa, które wypowiedział do niej dwa tygodnie temu, ale od tamtej pory nie powtórzył ani razu, z powodu tych wszystkich wstrętnych myśli. Wtedy chciał je powiedzieć z pełną pewnością, wręcz same uciekły mu z ust, bez pozwolenia:

– Kocham cię.

Anna nic nie odpowiedziała. W zamian, poczuł coś bardzo delikatnego i miękkiego na swoich ustach: jej pocałunek, który był bardzo długi, nie odrywała się nawet na moment. Dotknął palcami ust, wspominając tamto uczucie. Żadna kobieta którą później pocałował nie umiała tego powtórzyć, za każdym razem było to złe uczucie. Dlatego w pewnym momencie zaniechał w ogóle poszukiwań nowej partnerki, bo żadna z nich nigdy nie byłaby Anną.

Usiadł w końcu na fotelu. Łokcie położył na kolana, a na dłoniach oparł głowę. Pamiętał każdy pocałunek, ale najwyraźniej te, które inicjowała Anna. Tak ciepłe, tak przyjemne, pełne uczucia… Nikt inny nie był w stanie mu tego dać. Poczuł je ponownie wczoraj, tak wspaniałe…

Tak samo było z ich pierwszym namiętnym pocałunkiem. Tym intymnym, który najczęściej wykonywali leżąc na łóżku i w przeciwieństwie do innych, zawsze Beniamin w nim dominował i zawsze on go rozpoczynał, co bardzo mu odpowiadało. Za pierwszym razem Annę tak poniosły emocje, że odepchnęła go i popłakała się, nie mogąc wytrzymać napięcia. Zupełnie tak, jak wczorajszej nocy. Wręcz identycznie…

Zacisnął palce, jakby chcąc wbić je sobie w głowę.

„Więc to omam. To projekcja starych uczuć i wspomnień”.

Chciał płakać, ale zmuszał się, by tego nie robić. Był jeden sposób, by przekonać się ostatecznie, czy to omam, czy duch. Miał już leki, wystarczyło po prostu iść na poddasze i poczekać. A mógł nie spać, jutro nie musiał przecież nigdzie iść.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania