Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Częstochowska Róża Część 4 - Krucze Pióra (2/3)

Kiedy wrócił do domu z ogrodu, babcia oglądała telewizję. Usłyszał wtedy coś o tym, że w dziś w Częstochowie doszło do pewnego wypadku. A mianowicie, że pod samochód rzuciła się nastolatka. Zamarł wtedy. Wsłuchiwał się dalej, ale żadne konkretne informacje, kto to był i gdzie dokładnie, nie zostały podane.

„Ona nie zrobiłaby czegoś takiego” – pomyślał i odczuł spokój. Nie wierzył, żeby sytuacja sprzed godziny była związana z tym wypadkiem. A przynajmniej, chciał wierzyć. Dwa dni później, wracając z wykładów do domu, zauważył kondukt żałobny. Nic nowego, w końcu niedaleko był cmentarz. Jednakże to, co przykuło Beniamina uwagę to fakt… że na samym początku szła babcia Anny. A tuż za nią Cyryl.

Nie pamiętał, co wtedy czuł i dlaczego poszedł za nimi. Pozostawał jednak daleko w tyle, żeby nikt go nie widział. Kondukt zatrzymał się przy wykopanym dole, a na drzewach siedziały kruki, których pióra były wszechobecne. Leżały na ziemi, pod nogami zebranych. Babcia Anny zanosiła się strasznym płaczem, kiedy Cyryl wyglądał tak, jakby sam był trupem. Beniamin odważył się podejść bliżej. Ujrzał wtedy tabliczkę, która znajdowała się na trumnie. Było tam napisane „Anna Warmuzek”.

Pokręcił głową.

– Co wy robicie? – spytał i podszedł bliżej. Wszyscy, prócz Cyryla, odwrócili głowy. Beniamin zaczął nerwowo się śmiać. – Dlaczego chcecie zakopać Annę? Przecież…

Podszedł blisko trumny i próbował otworzyć wieko. Wszyscy przerazili się.

– Anna… Anna, nie wygłupiaj się… – mówił, jakby był szalony. Ciało Cyryla zaczęło mocno drgać, po czym wybiegł na Bielińskiego i wrzucił go prosto do dołu, do którego miała trafić trumna. Chłopak brał garściami ziemię i zaczął rzucać w Beniamina, chcąc go zakopać.

– Nie śmiej jej dotykać, pierdolony morderco! – wrzeszczał Cyryl, rzucając coraz większą ilością ziemi. – Zadław się tym, kurwa! ZDYCHAJ!

Po tym wyciągnął coś z torby trzymanej na ramieniu. Czarny zeszyt, z księżycem na okładce. Rzucił nim w dół, uderzając Beniamina w głowę.

– Nigdy ci nie wybaczę – warknął z nienawiścią, po czym pobiegł przed siebie, daleko. Babcia Anny straciła przytomność z nadmiaru nerwów.

Beniamin nie pamiętał, jak wydostał się z dołu. Pamiętał jednak awanturę, która wybuchła w domu. Babcia wpadła w rozpacz, gdy usłyszała co stało się z Anną i jaki był tego powód. Po śmierci artystki… ich relacje już nigdy nie były takie same. Nie rozmawiali, żyli pod jednym dachem, ale tak naprawdę osobno.

Beniamin przez dłuższy czas w ogóle nie rozumiał, co się tak naprawdę stało. Jednak kiedy w końcu to do niego dotarło… zaczęła się ostra jazda. Pił aż do nieprzytomności, ciął się, nie opuszczał pokoju dniami i wył na głos jak głupi. Nie umiał tego zrozumieć, dlaczego to zrobił, dlaczego po prostu nie mógł przy Annie zostać…

Pewnej nocy oglądał ich wspólne zdjęcia. Byli tacy szczęśliwi. I mogło tak dalej być. Tak, to mogło się zdarzyć… Mógł zostać porzucony, ale też była możliwość, że Anna nigdy by nie odeszła. Teraz już nie było opcji, by się o tym przekonać.

Nie chciał dłużej żyć. Zapijając się alkoholem, przeciął wzdłuż żyły na przedramieniu. Chciał umierać powoli i w bólu. Za karę. Za to, że zabił swoją ukochaną.

Jednak los chciał, że został wtedy uratowany przez babcię. Trafił do szpitala psychiatrycznego, gdzie spędził dwa miesiące. Zdiagnozowano u niego chorobę Afektywną Dwubiegunową i wdrożono leczenie. Po wyjściu ze szpitala stał się zupełnie kimś innym. Kimś, kto nie posiadał niczego. Kimś, kto nie miał sensu, by żyć, kto wszystko stracił. Tak powstał ten Beniamin Bieliński, który istniał te wszystkie lata. Pusty, blokujący wspomnienia człowiek, wydający pieniądze na byle co i zapychający się czymkolwiek, byleby nie myśleć. Beniamin Bieliński, który próbował stworzyć kilka razy związek, lecz za każdym razem kończyło się to fiaskiem, gdyż jego jedyna prawdziwa miłość odeszła. I to przez niego. Potem umarła babcia, nie miał już nikogo. Lecz to nie miało znaczenia. Były w końcu leki, dzięki którym pozostawał stabilny i świetnie zorganizowane, monotonne dni, które szły swoim torem, bez żadnych niespodzianek. To nie było życie, to było wegetowanie. Życie Beniamina Bielińskiego już dawno się skończyło. Sam siebie zabił. Próbował o Annie zapomnieć, by go nie bolało, by nie oszaleć. Ale ona teraz pojawiła się przed nim. Ona, jego wielka miłość wróciła, jako dorosła, piękna kobieta…

Jej twarz pozostała zakrwawiona. Ciągle pyta: „jak mogłeś”. Domaga się tej odpowiedzi, której nigdy jej nie udzielił. Pyta, dlaczego to zrobił. Jak mógł ją zostawić. Jak mógł pozwolić jej wtedy pobiec…

– JAK MOGŁEŚ MI TO ZROBIĆ? – krzyczała, zanosząc się płaczem. – JAK MOGŁEŚ MNIE ZOSTAWIĆ?! KOCHAŁAM CIĘ, KURWA! A TY? PORZUCIŁEŚ MNIE, CHOĆ OBIECAŁEŚ, ŻE NIGDY TEGO NIE ZROBISZ! ZAPOMNIAŁEŚ O MNIE!

Beniamin padł na kolana, łapiąc suknię Anny.

– Błagam… Ja nie wiem… Ja się bałem, tej wrażliwości… tego związku… Musiałem to zrobić, bo nie wiedziałem jak inaczej poradzić sobie z tymi emocjami. To było okropne… wiem… Nic nie naprawi tego, co zrobiłem…!

Anna nie patrzyła na Beniamina. Ten nie śmiał wstawać.

– Powinnam cię nienawidzić – odpowiedziała nagle spokojniejszym tonem. – Ale dalej cię kocham. Nawet, jeżeli ty nie kochasz mnie…

– Błagam, wybacz mi… – Zacisnął dłonie mocniej na jej sukni. Wiedział, że nie zasługiwał na wybaczenie. Ale nie wiedział, co innego ma zrobić.

– Czy tamta kobieta… dużo znaczyła? – spytała. Beniamin zamarł. – Zostawiłeś mnie dla niej, bo była szczuplejsza… Piękniejsza ode mnie? A może po prostu… dobrze ci się z nią spało?

Nagle przysiągłby, że w całym pokoju, zupełnie jak wtedy na cmentarzu, leżą krucze pióra. Zaczął nerwowo kręcić głową.

– Nie, Anno… Ona nic dla mnie nie znaczyła… To była tylko moja znajoma… Anno, ja nigdy nie byłem z kobietą w łóżku…

– Ja też nie! – krzyknęła zrozpaczona. – Ani z kobietą, ani z mężczyzną! Z nikim! A chciałam być z tobą…! – Zapowietrzyła się i zająknęła, znowu wpadając w histerię. – Co z tego, że jesteś osobą, za którą mogłabym wyjść… Co z tego, że jesteś osobą, z którą mogłabym uprawiać seks? Przecież dla ciebie to nie ma znaczenia, czyż nie? Ponieważ mnie nie kochasz! Ponieważ się pomyliłeś! Ponieważ… twoje uczucia są żadne!

– Nie… – szepnął żałośnie. Wtedy sobie uświadomił, że odebrał Annie wszystko. Odebrał jej życie, szczęście, wszelkie pasje, marzenia… Odebrał jej miłość, odbierając siebie. Choć złożył tyle obietnic, przez paranoję i iluzję tkwiące w jego umyśle, przez tą ciemność, którą nakarmili go rodzice, posunął się do tego samego, co zrobiono jemu. Historia zatoczyła koło. Był taki sam, jak rodzice, choć nigdy nie chciał się taki stać...

Nie mógł już tego wszystkiego znieść. Podniósł się szybko z ziemi i chwycił Annę w swoje ramiona, przytulając mocno. Nie wyrywała się, choć czuł, że jest jej niekomfortowo.

– Nic nie naprawi tego, co zrobiłem… Żadne słowa, żaden czyn… Ale musisz wiedzieć, Anno Warmuzek… że Beniamin Bieliński, który zachwycił się twoimi pracami artystycznymi, naprawdę cię kochał. To ja zabiłem tamtego Beniamina, a później ciebie. Lecz uczucia, jakimi tamten człowiek cię darzył, były prawdziwe.

– Kochałeś mnie naprawdę…? – spytała, a jej ciało zaczęło rozluźniać się.

– Kochałem cię… Ja cię dalej kocham, Anno Warmuzek. – Ścisnął kobietę mocniej. – Teraz wiem to na pewno. Pozwoliłaś mi się stać znowu tamtym Beniaminem. Osobą, którą zawsze powinienem być…

Anna milczała. Krew z jej twarzy zniknęła, pióra, które były na ziemi, również.

– Nawet, jeżeli jesteś tylko iluzją, duchem… Czy czymkolwiek innym… Póki będziesz Anną, będę cię kochał – zapewnił.

– Więc dlaczego… Dlaczego mnie zostawiłeś…?

– Nie wiem – przyznał się wstydliwym, łamiącym głosem. – N–Nie wiem…

– …Więc mnie kochasz?

– Tak… Nie wiesz nawet, jak bardzo…

Anna uspokoiła się i oplotła ręce wokół ciała Beniamina. Stali tak, nie chcąc się już nigdy puścić.

– Te słowa… są wszystkim, co chciałam usłyszeć… – wyszeptała cicho.

Beniamin milczał. Czy to znaczy, że teraz Anna odczuje spokój i będzie mogła odejść? Że już nie będzie go nawiedzać? Że jej dusza wreszcie zostanie uwolniona od klątwy, którą na nią rzucił? Oby. Życzył jej tego, nawet jeżeli to znaczyło, że już nigdy jej nie ujrzy.

– Ale… – kontynuowała. Wsłuchiwał się uważnie. – Jest jeszcze coś... czego pragnę.

– Co takiego? Proś, o co chcesz.

– Beniamin… – Położyła głowę na jego ramieniu i zbliżyła usta do ucha. – Kochaj się ze mną.

Nie potrafił odpowiedzieć. Jego serce przestało na moment bić, po czym zaczęło walić jak młot. Nie wierzył, że o to poprosiła. Ona i on… zrobić to? Teraz…?

Anna przesunęła dłonie i położyła je na jego pasku od spodni. Nie mógł się ruszyć, ciało odmawiało mu posłuszeństwa, nastawiając się na zbliżenie. Nie wiedział, co ma zrobić… Jednak czy miał prawo decydować? To była jej prośba. Sam powiedział, by prosiła o co chce. Miałby teraz odmówić…?

Przenieśli się na łóżko. Rozebranie Anny do naga nie stanowiło problemu, wystarczyło rozpiąć zamek na plecach i zsunąć suknię, porzucając ją na ziemi. Beniamin ściągnął z siebie koszulę, pozostając dalej w spodniach. Ułożył Annę pod sobą i położył dłonie na jej twarzy, po czym pocałował delikatnie w usta. Potem przesunął je na piersi, delikatnie masując. Zaczął całować szyję ukochanej, był niepewny, zawstydzony i nie miał pojęcia, jak się zachować. Nigdy wcześniej nie był z kobietą, więc nie wiedział, jak sobie poradzi. Zamiast myśleć, postanowił zdać się na naturalny instynkt, robić tak, jak podpowiadało mu serce. Przesunął się jeszcze niżej, by całować okolice mostka partnerki, nadal lekko uciskając i masując piersi. Po twarzy Anny widać było, że bardzo jej się to podoba, więc postanowił nie czaić się dalej ani nie próżnować. Zabrał dłoń z jednej piersi, by delikatnie ją pocałować, po czym polizał językiem. Anna jęknęła, a jej ciało napięło się. Beniamin kontynuował, robiąc to z coraz większą intensywnością, najpierw na jednej, potem na drugiej piersi. Dla kobiety to chyba było zbyt wiele, wierzgała we wszystkie strony, lecz nie kazała przestać. Beniamin był przyssany do jej biustu jak dziecko, nie mogąc się oderwać. Ostatecznie jednak skończył te pieszczoty i powrócił na wysokość twarzy Anny, która jak całe ciało była mocno rozpalona, jej nogi zaciskały się lekko. – Gotowa? – spytał, by mieć pewność. – Na pewno tego chcesz?

– Na pewno – odpowiedziała bez cienia wątpliwości.

Obchodził się z Anną jak z porcelaną – delikatnie, zważając na każdy ruch, jakby bał się, że ją uszkodzi. Jedną dłoń miał wplątaną w jej włosy, kiedy drugą przytrzymywał się materacu. Nawiedzało go wiele myśli – „Dlaczego o to poprosiła?”, „Dlaczego jednak się zgodziłem? Lecz czy to coś złego? W końcu jak się jest zakochanym, robi się takie rzeczy… Więc gdyby żyła dalej i osiągnęła odpowiedni wiek, robiliby to częściej, więcej razy…?”

Było to dobre uczucie, nieporównywalne z niczym innym. Stał się zupełnie nagi przy drugiej osobie i nie czuł wstydu. Mógł się przed Anną otworzyć i pokazać swoje ciało bez żadnych blokad czy kompleksów i zbliżyć do niej w sposób, w który nie mógłby do nikogo innego. Czuł bezpieczeństwo, choć był obnażony, bez żadnej osłony czy maski, za którą mógłby się skryć. Bo nie musiał siebie kryć przed Anną, mógł być zupełnie sobą… zupełnie tak, jak ona. To nie było tak przyjemne ze względu na fizjologię seksu, to było przyjemne doznanie, gdyż zbliżył się do kobiety którą kochał, a ta kobieta kochała jego. Tak bardzo tego pragnął, ale nie tak jak jego znajomi – chciał tego tylko z Anną, dlatego nigdy nie umiał zbliżyć się do innej kobiety. Tylko ją kochał i ufał na tyle, by móc odsłonić przed nią swoją intymność. To było piękne, tak piękne… Czuł, jak Anna przeczesuje jego włosy palcami, jak zaciska nogi na jego biodrach, słyszał jej mruknięcia, pojękiwanie, szybki oddech, słyszał nawet bicie jej serca…

Nie obchodziło go, że to iluzja. Dla niego Anna Warmuzek nadal żyła.

 

Było już po wszystkim. Głowa Anny spoczęła na ramieniu Beniamina, który obejmował ją delikatnie jedną ręką. To wspaniała noc. Z pozoru zbyt wspaniała, by mogła być prawdziwa, a jednak. Ich związek również taki był. Zbyt piękny, by był prawdziwy, a jednak trwał. I pewnie trwałby dalej, gdyby nie poddał się paranojom i iluzjom…

Chociaż nie. Anna Warmuzek dla niego dalej żyje, więc ich związek nadal istnieje. Czyżby właśnie zdołał naprawić swój życiowy błąd? Czyżby duch Anny nawiedził go, by mógł nie tyle zakończyć swoje ziemskie sprawy i spocząć w spokoju, tylko po to, by oczyścić go z winy? Żeby Beniamin mógł naprawić pośmiertnie ich relację i oczyścić swoje sumienie? Czy ta wina w ogóle była możliwa to zmazania?

Pozostawała też inna możliwość. Że to wcale nie był duch, a faktycznie złudzenie powstałe poprzez odstawienie leków. Być może poczucie winy ukazało mu się w postaci Anny, by mógł wszystko na nowo przemyśleć, jakby chciał dać sobie samemu szansę na wybaczenie. Jednak czy był w stanie sobie wybaczyć?

Ucałował Annę delikatnie w czoło, jej oczy pozostawały zamknięte. Przytulił kobietę bardzo mocno do siebie, mając nadzieje, że to starczy, by nie zniknęła rano. Czy była iluzją, czy była duchem… nie chciał, by zniknęła. Dla niego była najprawdziwszą Anną i nie chciał już nigdy pozwolić jej odejść. Choć starał się nie zasnąć, coś jakby zmusiło go siłą do tego. Jego ręce pozostały jednak mocno zaciśnięte wokół ciała ukochanej.

To jednak nie pomogło. Rano, kiedy słońce przebiło się przez okno do pokoju, Beniamin obudził się sam nagi w łóżku. Po Annie nie było śladu, nie pozostawiła żadnego zapachu, jej sukna nie leżała na ziemi, na poduszce nie było nawet jednego włosa, który należałby do niej. Nie było nic. Zupełnie, jakby nie istniała. Jakby wczorajsze wydarzenie w ogóle nie miało miejsca.

Kiedy bezradnie spoczął na drugiej poduszce i zaczął głośno płakać, naszła go jeszcze inna myśl – to wcale nie tak, że Anna przyszła, by zakończyć swoje ziemskie sprawy i odnaleźć spokój. Ani to nie jest projekcja umysłu, by mógł pogodzić się ze samym sobą i przeszłością… To jest kara. To kara za to, co zrobił. To zemsta, albo ducha Anny, albo jego własnego umysłu, wymierzona prosto w niego za zbrodnię, której się dopuścił. Była to perfidnie zaplanowana zemsta, która miała Beniamina najpierw uszczęśliwiać, a potem znienacka atakować i niszczyć. Zupełnie tak, jak on zrujnował szczęście Anny, po czym doprowadził do jej śmierci.

Ta zemsta miała pokazać mu, jak bolesnym jest stracić to, co się kocha.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania