Częstochowska Róża Część 2 - Księżyc jest piękny (1/7)

Było to w piątek, dwudziestego ósmego lutego dwa tysiące czternastego roku. Beniamin uczęszczał wówczas jeszcze do klasy maturalnej. W tamtym czasie rocznikowo liczył dziewiętnaście lat, nie nosił brody i dopiero zapuszczał długie włosy, które wtedy sięgały nieco nad ramiona, opuszczone luźno, a nie spięte. Lecz już wtedy był solidnie zbudowany, dość powolny w ruchach i oczywiście nosił te same glany i płaszcz, lecz buty nie miały śladów naprawy, a skórzany płaszcz lśnił nowością.

Wtedy również nabył swoje „tytuły”. Pierwszy, noszony z dumą, brzmiał „Anarchista”, który nadała Beniaminowi nauczycielka od historii. Drugi, już nie tak fajny i osobiście nielubiany przez ochrzczonego, „Satanista”, nadany został przez osoby, za którymi nie za bardzo przepadał. Ach, czasy szkolne nie były najlepszymi w jego życiu. Beniamin nie potrafił znaleźć wspólnego języka z większością osób, choć próbował. Problemem był również głęboko ukrywany fakt odczuwania strachu przed miejscami pełnymi ludźmi. Czasami bywało, że siedząc w zatłoczonym autobusie zbierało go na płacz, jednak był na tyle silny, by się przed tym powstrzymać. Lecz co uważniejsze oko na pewno mogłoby spostrzec panikę na jego twarzy i drżące nogi.

„Żałosne” – pomyślał, wspominając to.

Tamtego dnia jego klasa wybrała się na „wynegocjowaną siłą”, jak określali nauczyciele i dyrekcja, wycieczkę. Nudną dla większości uczniów, lecz chodziło tylko o to, by zerwać się z lekcji. Wyjście grupowe w klasie maturalnej było niespotykane, cudem było więc, że dyrekcja wyraziła zgodę, na dodatek dwa miesiące przed egzaminem dojrzałości. O tą wycieczkę walczono miesiącami, uczniowie terroryzowali dyrekcję do skutku. Używano argumentu, że takie wyjście pozwoli „lepiej przygotować się do matury”. Dyrektor, mając dość ich błagań, w końcu się zgodził. Jak jednak można było się spodziewać, wielu uczniów nie przyszło w ogóle. Nie pomogło nawet ostrzeżenie wychowawcy, że każdy będzie rozliczany za nie stawienie się. Na niektórych po prostu nic nie działało.

Beniamin początkowo też rozważał wzięcie wolnego, lecz ilość jego nieobecności była już wystarczająco duża, nie chciał ryzykować. Często przyznawał się sam przed sobą, że połowę liceum spędził na wagarach. Miał jednak swój rozum i wiedział, że nie należy przesadzać. Drugą sprawą, która ostatecznie nakłoniła go do pójścia było to, że wybrano Miejską Galerię Sztuki, a on zawsze uwielbiał wszystko, co związane z malarstwem, rysunkiem i rzeźbą. Potrafił docenić i podziwiać piękno.

Wystawa była dość nietypowa. Zatytułowano ją „Kreatywność Śląskiej Młodzieży”. Wystawiono kilkanaście obrazów najróżniejszych osób, a wszystkich łączyło to, że byli kursantami Pracowni Sztuk Wszelakich w Częstochowie. Na wystawie znalazły się prace osób od dwunastego do dwudziestego roku życia, każdy z nich przedstawiał coś innego. Choć nie wszystkie obrazy imponowały Beniaminowi, intrygowała go wolność artystyczna i różnorodność tematu dana artystom. Tuż pod obrazami umieszczono imię, nazwisko i wiek autora. Beniamin uśmiechnął się szeroko, gdy zobaczył bardzo detaliczny pejzaż autorstwa dwunastoletniego chłopca, który wisiał tuż obok bohomazu jakiejś siedemnastolatki.

Beniamin przyglądał się uważnie obrazom, omijając te, które mu się nie podobały. I wtedy, kiedy właśnie skończył oglądać obraz przedstawiający drzewo posiadające banknoty zamiast liści, nastał ten wiekopomny moment. Wtedy nie miał świadomości, jak bardzo ta chwila odmieni jego życie. Zobaczył obraz przedstawiający dziewczynę o długich, falowanych włosach w kolorze granatowym. Postać namalowano w stylu przypominającym japońską mangę, tło było ciemne, a postać zdawała się lśnić. Nosiła białą suknię, która rozwiewała się harmonijnie. Detale wyraźnie zaznaczono, suknię na rękawach i przy biuście ozdobiono koronką, a materiał rozwiewającego się klosza zdawał się delikatnie przezroczysty, teksturą przypominał szyfon. Obraz był bardzo ekspresywny, postać zdawała się płynąć w ciemności, jak i lśnić wśród niej. Twarz natomiast była bardzo smutna, zdawało się jakby namalowana kobieta płakała, choć Beniamin nie dostrzegał żadnej łzy.

„Dziwny obraz… Z jednej strony tak dynamiczny, być może alegorycznie przedstawiający rozproszenie mroku przez światło, a z drugiej tak melancholijny…” – myślał.

Spojrzał na tabliczkę. Obraz tytułował się „Personifikacja Księżyca” i namalowany został przez czternastoletnią Annę Warmuzek. Nie wiedział dlaczego, ale nie umiał oderwać od malowidła wzroku. Cały pozostały czas wycieczki poświęcił, by mu się przyglądać i interpretować w głowie na różne sposoby. Beniamin nie pamiętał, kiedy ostatnio coś tak bardzo go poruszyło. Nie wiedział czemu, po prostu tak było.

Kiedy wrócił do domu, ruszył od razu przed komputer. Chciał się dowiedzieć, czy artystka ta posiada jakieś inne obrazy. Gdy wpisał jej imię i nazwisko w Google, wszystko stało się jasne: znalazł dużo szkiców, obrazy namalowane tradycyjnie na płótnie, ale również grafiki wykonane komputerowo. Wyniki wyszukiwania zaprowadziły go na jakąś podstronę dla częstochowskich artystów, założoną na Facebooku. To szczęście więc, że na początku liceum namówiono go na założenie konta na tej, jak to określał, „śmieciowej stronie”, co umożliwiło Beniaminowi podgląd podstrony. Kiedy pogrzebał trochę w postach, odnalazł kilka zdjęć z już widzianymi obrazami i, ku jego zaskoczeniu, zdjęcie samej artystki, zrobione na jakimś konkursie, na którym zajęła drugie miejsce. Przyjrzał się dziewczynie uważnie – miała duże niebieskie oczy, lekko kręcące się, kruczoczarne włosy, sięgające nieco za ramiona. Zwrócił nawet uwagę na taki detal, że jej twarz nie była w ogóle umalowana, co pozytywnie zaskoczyło Beniamina, gdyż ówczesne nastolatki w większości były non stop zakryte maskami z makijażu… Prócz tego artystka była puszysta, lecz nie przesadnie, jej twarz okrąglutka i posiadająca dołeczki w policzkach. Dało się to zaobserwować na zdjęciach, na których się uśmiechała. Beniamin aż miał ochotę te policzki poszczypać, to była sama słodycz. Patrzenie na twarz dziewczyny wzbudzało w nim, z jakiegoś powodu, bardzo pozytywne emocje. Aż dziwiło, dlaczego tak ciepło wyglądająca osoba rysuje tak smutne rzeczy?

Im więcej prac znajdował, tym bardziej to zauważał. Znaczna większość dzieł dziewczyny pogrążona była w smutnej, melancholijnej atmosferze. Uśmiechy pojawiały się bardzo rzadko, jak już, to na jakiś szkicach bądź szybko wykonanych pracach komputerowych. Było to niezwykle tajemnicze, lecz również… smutne.

Cały piątkowy wieczór i całą sobotę Beniamin poświęcił na poszukiwanie większej ilości prac i… o zgrozo, informacji o artystce. Kiedy uświadomił to sobie, poczuł się zażenowany samym sobą. Pomyślał, że zachowuje się jak jakiś stalker i zaśmiał się z siebie. Lecz nie o to chodziło, dziewczyna zdawała mu się osobą bardzo ciekawą, a mawiało się, że osobowość artysty widać w jego pracach. Jeżeli to stwierdzenie jest prawdą, to Anna Warmuzek musi być osobą bardzo wyjątkową, gdyż jej prace takie są… Beniamin poczuł się zakłopotany i onieśmielony swoimi myślami. Ponownie wyśmiał samego siebie, tym razem, że jest pedofilem. W końcu ta osóbka miała czternaście lat… No, wkrótce piętnaście, wykopał już datę jej urodzenia. Bał się sam siebie, lecz po prostu tak myślał i czuł.

Z jakiegoś powodu nagle zapragnął skontaktować się z nieznajomą artystką i z tego powodu odważył się aż skomentować jedną z jej prac. To było coś, skoro jego aktywność na „śmieciowej stronie” ograniczała się tylko i wyłącznie do zaglądania na konwersację klasową. A to też tylko sporadycznie, kiedy chciał się dowiedzieć czy coś było zadane, albo jaki temat omawiali kiedy go nie było. Nawet swojego zdjęcia tam nie wrzucił, na „zdjęciu profilowym” ustawił biały napis „Nie.” na czarnym tle, z czego lubili żartować jego znajomi z klasy. No cóż.

W niedzielę, 2 marca nastał ten, kolejny już w tym tygodniu, „wiekopomny moment”, kiedy napisał komentarz pod zdjęciem pracy Anny Warmuzek. Irytowała Beniamina jednak myśl, że ta strona jest tak skonstruowana, że wszyscy, których ma w „znajomych”, zobaczą gdzie, kiedy i co skomentował – dlatego nie cierpiał Facebooka. No nic, przeżyje to.

Czekał z jakąś dziwną niecierpliwością na odpowiedź, która nie nadchodziła. Co chwilę zaglądał, by sprawdzić, czy czegoś złego przypadkiem nie napisał. Martwił się, że może źle coś sformułował i artystka po przeczytaniu tego mogła poczuć się urażona i nie chciała odpowiedzieć… Znowu zaśmiał się z siebie, że aż tak mu zależy. W sumie to dziwne, rzadko kiedy chciał kogokolwiek poznać. Rzadko kiedy też inicjował rozmowę. Z tego wszystkiego aż zachciało mu się wyjść na zewnątrz… A to też było coś dziwnego, nie lubił z reguły wychodzić. Jak już to do lasu, albo tam, gdzie było mało ludzi, na spacer. Tym razem jednak pojechał do miasta. Miał trochę pieniędzy do wydania, więc postanowił, że w końcu kupi sobie jakąś książkę „w papierze”, zamiast ciągle czytać e–booki. Kiedy wszedł do sklepu „Empik”, szukał tylko jednego tytułu. Skończyło się to ostatecznie tak, że wyszedł z trzema książkami. Nie żałował w ogóle.

Powoli ruszył w stronę przystanku, obserwując centrum. Ściemniało się, ale jeszcze obecny śnieg odbijał światła lamp, nadając ulicom jasności. Ach, uwielbiał swoje miasto wieczorem. Aleja Najświętszej Maryi Panny była jego ulubionym miejscem, niby centrum miasta, a tak ciche i spokojne. Tak, wówczas darzył te aleje i to miasto dziwną sympatią. Częstochowa była senna, smutna i nudna… ale piękna i romantyczna. I mawiali, że działy się tu cuda. Wcześniej historie o nieprawdopodobnych zdarzeniach w tych mieście przyjmował z krzywym uśmiechem… aż do tego pamiętnego drugiego marca dwa tysiące czternastego roku.

Kiedy dotarł na przystanek, na ławce siedziała czarnowłosa, niebieskooka dziewczyna z okrąglutką, pocieszną twarzą. Z jakiegoś powodu przykuła uwagę Beniamina, choć ubrana była całkowicie na czarno i nie wyróżniała się mocno. I wtedy nagle, kiedy lepiej jej się przyjrzał, zrozumiał, że chyba właśnie przydarzył mu się jeden z tych legendarnych „cudów”. Tak. To była Anna Warmuzek, we własnej osobie. Ta artystka, dla której odważył się użyć opcji „skomentuj” na Facebooku. W jednej ręce trzymała reklamówkę pełną farb i innych artystycznych akcesoriów, a w drugiej telefon, na którym właśnie, bo śmiał bezczelnie zajrzeć w ekran, odczytywała jego komentarz… Gdy teraz Beniamin o tym pomyślał… Może faktycznie to był cud?

Wówczas jednak nie wierzył w to, co się działo. Czyżby legendarna moc Częstochowy zaplanowała to, by dać Beniaminowi szansę na osobiste poznanie kogoś, kogo z jakiegoś powodu chciał poznać? Cóż. Musiał więc skorzystać z tej dogodności.

– Uh… Przepraszam… – szepnął i od razu poczuł, jak puls mu przyspiesza. Dziewczyna zwróciła wzrok prosto na niego, piorunując swoimi dużymi, wodnymi oczami. Beniamin poczuł się tym bardzo speszony. – Jesteś… Anna Warmuzek?

– Tak… – odpowiedziała niepewnie, a na jej policzkach pojawił się lekki rumieniec.

– Wybacz, że tak nagle, ale… Jestem Beniamin Bieliński i znalazłem niedawno… To znaczy, zobaczyłem w galerii twój obraz… i… No… – Chciał w tym momencie strzelić sobie w twarz i to mocno. Myślał, „jak ty się zachowujesz?! Robisz z siebie totalnego palanta!”

Dziewczyna rzuciła wtedy okiem na telefon, po czym podejrzliwie przyjrzała się nieznajomemu. Zauważył to.

– Ach… No… Skomentowałem jeden z twoich obrazów, które zamieściłaś… – Beniamin wyciągnął wtedy telefon i pokazał jej, by udowodnić. Twarz Anny stała się nagle jakaś spokojniejsza. – Wiem, że to dziwny zbieg okoliczności, ale wracałem właśnie z Empiku, gdy…

Dziewczyna wtedy zachichotała. Beniamin aż poczerwieniał.

– Naprawdę dziwny zbieg okoliczności! – Schowała usta i nos za dłońmi, chichocząc. – Nigdy nie dostałam tak miłego i złożonego komentarza, jeju, jestem onieśmielona! Aż nie wiem, co powiedzieć!

Beniamin poczuł nagle dziwną ulgę.

– No, powiedziałem to, co myślę – odpowiedział już trochę pewniejszym głosem. Anna odgarnęła lekko włosy sprzed twarzy. Jej policzki były rozgrzane z emocji.

– Jesteś bardzo miły dla mnie. I… No, zdziwiło mnie trochę, że mnie poznałeś. Ale tam są moje zdjęcia, więc… Cóż, ja to bym chyba łatwo ciebie nie poznała, bo masz… tak twarzowe zdjęcie. – Znowu zachichotała. Beniamin aż podrapał się po głowie, ale zaśmiał się z gry słownej.

– To dlatego pokazałem ci telefon, martwiłem się, że uznasz iż wyczytałem po prostu nazwisko z twojego ekranu…

– Cóż, przez chwilę byłam podejrzliwa. – Przyznała się. – Ale nie sądzę, by ktoś o takich oczach jak twoje mógłby być złym człowiekiem.

– Co? Takich… oczach?

– Tak. – Wtedy Beniamin pierwszy raz zobaczył ten jej szczery, ciepły uśmiech. – Masz bardzo smutne, ale bardzo ładne oczy.

W tamtej chwili nie wiedział. Nie wiedział, jaka historia właśnie się zaczęła. Wtedy była dla niego nowo poznaną osobą, których niby są setki… A jednak, usłyszawszy tamte słowa od Anny, tej nieznajomej artystki, serce Beniamina zabiło mocniej i już nigdy nie wróciło do pierwotnego rytmu.

Nawet dziś, w roku dwutysięcznym dwudziestym biło tak samo, jak zaczęło tamtego pamiętnego 2 marca. Lecz boleśnie. Beniamin siedział w bujanym fotelu, wzrok mając wbity w sufit. Ubrany był w nieco rozciągnięty czarny sweter zakładany przez głowę i jakieś stare przetarte jeansy, zupełne przeciwieństwo jego regularnego wyglądu; tak to nosił koszule z krawatami, czasami ze swetrem czy kamizelką i eleganckie spodnie, czy też pełne garnitury. Pierwszy raz od tak długiego czasu cieszył się, że dziś niedziela, wolny dzień. Mógł bezkarnie ładować w siebie coraz większą ilość alkoholu i nie robić nic produktywnego. Bujał się na fotelu, ciągle rozmyślając o wczorajszym wydarzeniu. W kółko zadawał sobie te same pytania: Czy to był sen? Czy to nie był sen? Rozmawiał z nią… Dotykał ją… To musiało być prawdziwe… Ale nie mogło być. Anna od prawie sześciu lat nie żyła, to niemożliwe by wróciła. Zmarli nie wracają. Więc co to takiego? Duch? Przecież nie istnieją! To musiał więc być sen… Ach… Tak realistyczny… Tak okrutny.

Chwycił za szklankę z rumem wymieszanym z colą i wziął dużego łyka. Co najgorsze, nie mógł uciszyć umysłu nawet alkoholem. Był trzeźwy jak nigdy, myśli płynęły energicznie i zmuszały, by uległ pod ich natłokiem.

Anna… Dlaczego ukazała się jako dorosła kobieta? Czyżby to było podświadome wyobrażenie Beniamina, jak mogłaby wyglądać, gdyby dalej żyła? Taka piękność… Choć zawsze była śliczna. Nadal miała tą słodką gładką twarz, różowe usta i duże niebieskie oczy, ozdobione długimi rzęsami… Zawsze była kształtna i nieco puszysta, a jej włosy zadbane, lśniące… i ładnie pachnące. Poczuł ten znajomy zapach, gdy obejmował ją w tym śnie czy halucynacji, jeden Bóg wie co to było… Ale ta biała suknia… dlaczego akurat to? No tak, przecież taką samą nosiła postać z obrazu „Personifikacja Księżyca”…

Anna lubowała się w eleganckich strojach. Jak dobrze kojarzył, szczególnie upodobała sobie styl japońskich uczennic i dużo od nich czerpała. Pamiętał dobrze ulubiony zestaw Anny, w którym zobaczył ją po raz pierwszy, gdy odwiedził dziewczynę na kursie malowania – składał się zawsze z białej koszuli, na którą nałożony był biały bezrękawnik z dekoltem w serek, ozdobiony dwoma paskami na ściągaczu. Jeden był niebieski, a drugi różowy. Na to głównie narzucała pastelowo niebieski rozpinany sweter, który miał dwa białe paski na ściągaczu i mankietach. Podczas malowania Anna zawieszała go na podparciu krzesła. Pod okrągłym kołnierzykiem koszuli zawsze zapinała kokardkę, różową bądź niebieską, a do tego nosiła plisowaną, czarną spódnicę sięgającą za kolana i czarne rajstopy, grubsze bądź cieńsze, zależnie od pogody i pory roku. Z butami natomiast bywało różnie, w cieplejsze dni lubiła nosić balerinki lub inne delikatne buciki, a w zimę bądź deszcz nie krępowała się zakładać ciężkie glany. W połączeniu z tym słodkim i eleganckim zestawem drugi wariant obuwia był tak groteskowym, ale zadziwiająco pasującym do siebie połączeniem, że Beniamina przyprawiało to zawsze o śmiech.

Pamiętał bardzo dużo szczegółów, zawsze uważnie obserwował Annę. Kojarzył nawet to, że bardzo lubiła pewne materiałowe buty, które przypominały balerinki, lecz posiadały gumę na śródstopiu. Anna nazywała je „czeszkami” i nosiła zawsze na zmianę. Posiadała różne kolory owego obuwia, raz nosiła białe, raz czarne, raz różowe, a raz niebieskie, tamtego dnia były one czarne. Ich nazwa bardzo Beniamina śmieszyła, a to dlatego, że niby „czeszki”, a ozdobione były małą flagą Francji. Pamiętał nawet takie rzeczy…

Ponownie chwycił za szklankę i wziął dużego łyka, nie mogąc dojść do żadnej konkluzji. Kontynuował bujanie się na fotelu, wzrok dalej mając wbity w sufit. Na stole, prócz butelki rumu, leżał zeszyt, którego okładka była cała czarna, ze zdjęciem księżyca w pełni po środku, a tuż pod nim widniał biały napis „The moon”. Przednia część okładki była zagięta w górnym rogu. To ten zeszyt, który Beniamin miał zamiar spalić. Zeszyt dany mu w dniu jej pogrzebu… Nie, tego nie chciał sobie przypominać… Podobno Anna chciała, by go dostał, ale ani razu nie zajrzał do środka. Pierwszy raz od tylu lat trzymał go w dłoni. Trzeba było wreszcie przeczytać to, co znajduje się w środku… Beniamin co jakiś czas kierował wzrok na stół, wpatrując się w leżący zeszyt. Próbował wyciągnąć rękę by chwycić i otworzyć… ale nie umiał. Poczuł ucisk w gardle, a jego ręka odmawiała posłuszeństwa. Nie był w stanie otworzyć zeszytu…

Opadł bezsilnie na fotelu, odpuścił to sobie. To zbyt dużo.

Nie chciał już więcej pić, w końcu jutro musiał iść jakoś do pracy… Pomyślał sobie, że to tylko gorszy dzień, to wszystko przez ten sen, czasami zdarzają się takie dni. Jutro wróci do swojej rutyny i wszystko będzie tak, jak wcześniej.

Ale… czy to jest w porządku?

„Zapomniałeś o mnie.” – Słowa Anny zabrzmiały mu w głowie.

„Czy to jest w porządku? Czy to, co robię… jest w porządku?” – spytał sam siebie. Zasłonił dłońmi swoją twarz i głośno westchnął.

„Anna, przepraszam…” – odpowiedział na jej słowa. Tylko tyle mógł teraz zrobić, przepraszać. Choć na to było już o wiele za późno.

Chociaż nie czuł się dobrze i był trochę napity, postanowił wyjść z domu. Czuł, jakby miał się zaraz udusić wśród tych ścian. Postanowił nie brać ze sobą pieniędzy, by nie korciło go na pójście do miejsc, gdzie mógłby je przehulać. Wszedł do autobusu i usiadł byle jak na siedzeniu, nie dbając nawet o dodatkowe przytrzymywanie się. Wtedy pozwolił sobie wreszcie przypomnieć ostatnią anegdotę na temat uroków hamowania, którą wczoraj urwał: jechał wraz z Anną na uczelnie, bo chciał pokazać, gdzie studiuje. A ona, zapominając się zupełnie, stanęła beztrosko, nie przytrzymując się w ogóle. Kiedy Beniamin to zauważył, autobus wyhamował. Zerwał się by złapać Annę, w efekcie mocno do siebie przytulając. Aż mimowolnie uśmiechnął się na wspomnienie tego. Jechał tam, gdzie przez ostatnie lata nie lubił przebywać najbardziej… Teraz było mu wstyd, że zawsze odwracał wzrok od okna, gdy słyszał nazwę tego przystanku.

II Aleja Najświętszej Maryi Panny – dźwięk rozszedł się po autobusie. To kiedyś była jego ulubiona aleja. To była… jej ulubiona aleja.

Wysiadł, było bardzo spokojnie. Trwał ciepły, jesienny dzień, skąpany w złotych promieniach słońca. Drzewa osadzone wzdłuż alei mieniły się żółcią, pomarańczą i czerwienią. Co pora roku, aleja wyglądała inaczej, ale właśnie to czyniło ją wyjątkową, piękną…

Gdy była zimowa, poznał Annę. A gdy była wiosenna…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Shogun 20.04.2021
    No no, muszę przyznać, że jestem autentycznie zaskoczony. Nie spodziewałem się takiego rozwoju historii, ale dlatego jest to jeszcze ciekawsze :)
    Wspiąłem się na wyżyny wyższej matematyki i porachowałem trochu. Dzięki temu doszedłem do wniosku, że Anna zmarła młodo i "dość" szybko od momentu, w którym poznała Beniamina.
    Interesujące...
    Cóż, dlaczego Beniamin tak zareagował na obrazy Anny, jak i na nią samą?
    Mam pewną teorię.
    Bardzo możliwe, że w jej obrazach zobaczył samego siebie. Były tak samo przepełnione pewnym melancholijnym smutkiem jak on. Dlatego wydały mu się piękne i wyjątkowe. Drugą opcją jest możliwość, że zobaczył siebie samego w Annie, lub z początku swoje absolutne przeciwieństwo, które okazało się nie być tym przeciwieństwem.
    W końcu Beniamin zastanawiał się dlaczego rysuje ona tak smutne obrazy, będąc tak "żywą" osobą na pierwszy rzut oka... no właśnie, na pierwszy rzut oka, a często jest on mylny.
    Ludzie mają skłonność do ukrywania swojej prawdziwej twarzy, a może nawet nie skłonność, lecz po prostu taka ich natura i tak samo czyniła Anna, lecz w jej przypadku, jej prawdziwa twarz manifestowała się poprzez sztukę, a przynajmniej tak mi się wydaje, gdyż sztuka zawsze jest w pewnym stopniu odzwierciedleniem samego autora.
    Tak więc to ta "druga" "prawdziwa" strona Anny urzekła Beniamina dlatego chciał się o niej więcej dowiedzieć, "zobaczyć ją.
    Co do śmierci Anny... Jedno jest pewne, była nagła. A jeśli tak, to są trzy opcje nagłej śmierci. Wypadek, nieuleczalna, śmiertelna choroba, lub niestety samobójstwo...
    Pierwszą opcję odrzucam z marszu, jakoś mi się po prostu nie widzi, poza tym nie pasuje do "zeszytu". Gdyż, bardzo prawdopodobne, że jest on "wyjaśnieniem" przyczyn tego co się stało, a przy niespodziewanym wypadku nie ma co tłumaczyć. Druga opcja, nieuleczalna choroba... Z pozoru niby pasuje, gdyż w pewien sposób wyjaśnia dlaczego twórczość Anny była taka smutna, być może właśnie przez świadomość nadchodzącej rychłej śmierci, ale jeśli by tak było, to zapewne Anna jak i jej rodzice by o tym wiedzieli. A tym samym dowiedziałby się Beniamin, albo od samej Anny, lub rodziców, szybciej, albo nawet dopiero w trakcie pogrzebu, ale to z kolei nie tłumaczy wyrzutów sumienia Beniamina, bo skoro byłaby to nieuleczalna choroba, która była z Anną już dużo wcześniej, to przecież nie byłoby w tym żadnej winny Beniamina.
    Dlatego też zostaje trzecia opcja, samobójstwo... Do niego wszystko pasuje, tylko teraz pytanie dlaczego? Dlaczego tak się stało?
    Beniamin ma wyrzuty sumienia, więc możliwe, albo i nie, jest to, że ma coś z tym wspólnego, lub domyśla się co mogło do tego doprowadzić.
    I tutaj dochodzimy do tajemniczego "zeszytu". Być może, prawdopodobnie kryje się tam odpowiedź "Dlaczego?"
    Ale...
    Jeśli Anna rzeczywiście popełniłaby samobójstwo, to oczywistą rzeczą jest, że prowadzono by w tej sprawie śledztwo, a to oznacza z kolei, że przetrząśnięto by rzeczy Anny w poszukiwaniu wskazówek. Znaleziono by zeszyt, a jeśli tak, to zapoznano by się z jego treścią. Jednak, jeśli Beniamin nie wie dlaczego popełniła samobójstwo, jeśli popełniła, to znaczy, że rodzice, ani nikt inny tego nie wie, bo jeśli by wiedzieli to Beniamin też by wiedział. A więc jeśli zapoznali się z treścią zeszytu, który przypuśćmy hipotetycznie jest odpowiedzią na pytanie "Dlaczego?" To znaczy, że nie byli w stanie tego odkryć pomimo zapoznania się z treścią. Z kolei jeśli Anna chciała, aby zeszyt trafił do Beniamina, a jest on hipotetycznie "odpowiedzią" to znaczy, że do odpowiedzi tej dojść może tylko Beniamin, który jednak jak wiemy nigdy do zeszytu nie zajrzał, dlatego nie zna powodu, lecz mimo to ma wyrzuty sumienia, gdyż albo coś sobie wyobraża, albo się czegoś domyśla, czegoś co mogło by to spowodować, i to go gryzie, a nie ma jeszcze na tyle odwagi, aby w ten zeszyt zajrzeć.
    Nie zaglądał przez sześć lat... dlatego nie dziwie się, że we śnie pojawiła się Anna, aby "przypomnieć", nie o sobie, gdyż o niej on doskonale pamiętał, co ona również doskonale wiedziała, lecz właśnie o tym, aby być może przestał się winić i zajrzał do zeszytu, dzięki któremu wszystkiego się dowie i być może również przekona się, że wszytko to co się wydarzyło, to nie jego wina.

    Ufff, rozpisałem się haha, ale no winszuję, gdyż widzę, że naprawdę intrygująca i skomplikowana historia się tutaj rozwinie jeśli moje wnioski okażą się trafne.
    Cóż, jak na razie tak to widzę.
    Wyczekiwał będę z niecierpliwością kolejnych części, a tymczasem...
    Pozdrawiam ;)
  • Clariosis 20.04.2021
    I mam esej od mojego ulubionego Lisa. ;)
    I dobrze policzyłeś, jak widzę to też wyciągnąłeś wiele ciekawych wniosków - ale jak zawsze nic nie zdradzam, a jedynie pozwolę Ci zmierzyć Twoje teorie z tekstem w przyszłości, kiedy będę wrzucać kolejne części.
    Bardzo piękna interpretacja w związku z obrazem. Nie ukrywam, że postać Anny była wzorowana na mnie, a ja właśnie tak się zachowywałam - energicznie, z uśmiechem, a jednak w głębi skrywałam wiele niewypowiedzianego bólu i zawodu. Ten tekst, jak można wyciągnąć z odautorskiej noty, był dla mnie zrzuceniem części tego bólu, próbą zrozumienia tego co się stało w moim życiu i ruszenia dalej. Teraz na szczęście jestem już w bezpiecznym miejscu, ale z biegiem historii powiem Ci nawet więcej, na razie spokojnie, bo za dużo zdradzę. ;) Kiedyś właśnie rysowałam takie obrazy, stąd motyw Anny-malarki i obrazu. Potem z pewnych względów zarzuciłam rysowanie, ale za to zostało pisanie. Może kiedyś wrócę do tradycyjnego rysowania, grafiki na komputerze robię jednak. ;)
    Jak pójdziemy dalej, to nawet Ci dopowiem jakie utwory były dużą inspiracją do pisania, ale to wszystko z czasem, haha. Niestety na razie jest za wcześnie, ale spokojnie, na wszystko znajdzie się odpowiedź. ;)
    Mimo tego, że ta historia to ślad o przeszłości, o której staram się powoli zapomnieć, to jednak muszę przyznać, że jestem z niej dumna. Jako utwór literacki wyszła naprawdę ładnie, choć ciężko emocjonalnie - no i tylko tchórz się wypiera własnej przeszłości. Ja wolę o niej nigdy do końca nie zapomnieć mimo wszystko, by móc lepiej docenić to, co jest teraz - i nie dopuścić, by znów coś takiego się wydarzyło.
    Pozdrawiam serdecznie. :)
  • Shogun 21.04.2021
    Clariosis tak, spodziewałem się tego, dlatego trudno było mi pisać niektóre fragmenty "eseju" z jak mniemam wiadomych względów, jednak widzę, że nie boisz się tego, że możesz ulec w pewnym stopniu "porównaniu", nawet niewypowiedziane mu, dlatego trochę mi ulżyło.
    Wspaniała rzecz, nie bać się siebie.
    Naprawdę cieszę się na wieść, iż czeka mnie tyle "poznawania", to ekscytujące i intrygujące zarazem, dlatego przemierzał będę kolejne części, aby poznawać więcej, historii i Ciebie :)
  • Clariosis 21.04.2021
    Shogun
    Nie ma co się bać siebie, ani przeszłości - trzeba ją zaakceptować, ale przede wszystkim zrozumieć, by móc wyciągnąc z niej naukę i ruszyć dalej. Mi się udało, nie mam więc powodów, by się jej wstydzić.
    Zapraszam serdecznie - jestem naprawdę ciekawa, co powiesz dalej. :)
  • cos_ci_opowiem 22.04.2021
    Nie potrafię tego tak dobrze analizować, ale na pewno zachęcasz do odwiedzenia Częstochowy, niekoniecznie na pielgrzymce. :)
  • Clariosis 23.04.2021
    Heh, w takim razie bardzo mi miło. :)
  • Clariosis 23.04.2021
    Przepraszam, kliknęłam zbyt szybko 'zapisz'.
    Bardzo mi miło, że taką atmosferę tworzy opowiadanie. I nie szkodzi, że jakiś wielkich analiz nie dostaję od Ciebie, czytelnik powinien z tekstu wyciągnąć przede wszystkim dla siebie coś dobrego - może odwiedzenie Częstochowy będzie dobre dla Ciebie? Dla mnie osobiście było mało przyjemne z pewnych względów, no ale przynajmniej zobaczyłam jak tam jest, by móc opisać. :)
  • Onyx 24.04.2021
    Świetna część.
    * Hmmm... Ciekawi mnie przyczyną śmierci Anny. Powiem szczerze, również wydaje mi się, że Anna popełniła samobójstwo. Ewentualnie... Została zamordowana. Wiedziała, że zostanie, dlatego napisała w tym zeszycie... Coś, co w śledztwie raczej by nie pomogło, ale Beniaminowi mogłoby wszystko wyjaśnić. W sensie, może on znał ją tak dobrze, że wiedziała, iż jemu udałoby się wszystko rozkminić, ale tylko i wyłącznie jemu, nikomu innemu. Być może dlatego Beniamin odczuwał wyrzuty sumienia? Bo w porę się o wszystkim nie dowiedział i nie mógł nic zdziałać... To z takiej bardziej szalonej teorii. Z bardziej przyziemnej, wydaje mi się, że to faktycznie mógłby być wypadek. Zeszyt? Być może Anna zapisała coś dla Beniamina, coś, o czym bała się mu powiedzieć? Może przeczuwała, że wkrótce umrze, dlatego kazała wręczyć Beniaminowi zeszyt... Ewentualnie kazała już komuś wcześniej, na wypadek, jakby umarła...
    * Przepiękne, klimatyczne opisy, można naprawdę wczuć się w historię :D
  • Clariosis 27.04.2021
    Bardzo dziękuję <3
    Bardzo ciekawe teorie, ciekawe jak będa miały się co do reszty tekstu? ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania