Częstochowska Róża Część 4 - Krucze Pióra (1/3)

Już wtedy Beniamin to wiedział. Choć starał się być „mniej sztywny”, choć mówił i robił te wszystkie rzeczy… coś wewnątrz niego ciągle podpowiadało, że to i tak nie ma większego sensu. Wszystko, co robił, było cieszeniem się chwilą, która lada moment miała przeminąć. I to dzięki niemu. Prócz powtarzających się epizodów złego samopoczucia i niektórych dwuznacznych zdań, takich jak „póki się nie spieprzy, będzie dobrze”, Anna nie dostawała żadnych znaków mogących ostrzec ją przed nadchodzącą katastrofą. Ich związek był wręcz idealny, szczęśliwy, pełen miłości i szczerości… Prócz jednego.

Wątpliwości, same wątpliwości. Utrzymujące się od początku i z każdym dniem niekontrolowanie rozrastające się, niczym nowotwór. Były jak cień, prześladowały Beniamina na każdym kroku, przychodziły w snach, w dzień i w nocy, kiedy był z Anną i kiedy był bez niej… Pozostawały cały czas obecne, a z każdym mijającym dniem stawały się głośniejsze – „Czy ten związek ma sens? Jestem pewien, że zaraz się skończy. Zostanę skrzywdzony i zostawiony, tak, jak każdy mi to robił. Jej się teraz tylko wydaje, że mnie kocha, a zaraz się okaże, że to nieprawda. Po co mi ktokolwiek, skoro wszyscy i tak przyniosą mi ból? Może to całe szczęście jest jedynie iluzją, za którą ukryte jest tylko więcej cierpienia? A może… A może ja tak naprawdę jej nie kocham, tylko odbiło mi przez to, co powiedziała i zachowuję się jak idiota, okłamując ją i siebie?”

Na początku te myśli były okropne i raniące niczym brzytwy. Walczył z nimi, co zawsze kończyło się tymi dołami, których nie umiał przed Anną ukryć. Ale nigdy nie mówił, jaki jest prawdziwy powód. Zawsze zmyślał, zawsze kręcił… Okłamywał ją, a to napędzało machinę. Skoro potrafi ją okłamać, to czy naprawdę kocha?

Lecz wszystko wydawało się być w porządku. Komplementował Annę, mówił, że ją kocha, całował, przytulał… Zachowywał się, jakby tych myśli w ogóle nie było, co również pogarszało sprawę. Bo może właśnie powinien wziąć je sobie do serca i… przestać?

Porównanie tego wydarzenia do raka jest idealne – najpierw niezauważenie i niekontrolowanie rośnie, potem objawia się nagle, rujnując cały organizm… po czym daje przerzuty, a nieleczony prowadzi do zgonu. To był opis tego, czego Beniamin dokonał.

Stało się to w styczniu. Nagle przestał odpisywać Annie na wiadomości, nie mogła się z nim w ogóle skontaktować. Uznał, że to nie ma już dłużej sensu i lepiej zakończyć związek teraz, z jego strony, gdyż to zawsze mniej boli, niż bycie zostawionym. To było lepsze wyjście. W tydzień przeobraził się z opiekuńczego kochanka w kogoś, kto nie miał żadnych skrupułów. Wysłał dziewczynie ostatnią wiadomość, mówiąc, że już długo o tym myślał i nie jest w stanie tego dłużej ciągnąć. Powiedział, że jego uczucia do niej i tak są żadne i lepiej będzie, jak się rozejdą. Anna musiała być wtedy przerażona. Błagała, by jej nie zostawiał. Mimowolnie aż wyobraził sobie jak dziewczyna płacze, jak wypowiada te słowa, które napisała.

„Nie zostawiaj mnie”.

Lecz on już podjął decyzję. Powiedział Annie, że musi to zaakceptować. I że życzy jej wszystkiego dobrego w życiu.

Potem trochę tego żałował, ale nie mógł już się cofnąć. Czasami wchodził na komunikator, by sprawdzić, czy coś pisała. Jednakże widok tych wszystkich pytań i słów, a przede wszystkim zapewnień, że go kocha… było zbyt bolesne. Więc usunął konto i zablokował numer telefonu dziewczyny, by już nie musieć na to patrzeć. Nie zastanawiał się w ogóle nad konsekwencjami, nad sensem tej decyzji. Najważniejsze, że czuł się bezpiecznie.

Że nie został odrzucony pierwszy.

Kłamstwem jednak byłoby powiedzieć, że czuł się wtedy świetnie. Jednakże Beniamin nie odczuwał nic, jakby wszystko było poza nim. Może był to pewnego rodzaju system wyparcia. Nie chciał przyznać się przed samym sobą, że skazał na cierpienie osobę którą kochał, a to dlatego, że nie potrafił jej zaufać. Że nie potrafił poradzić sobie z własną przeszłością i jedyne co widział, to koniec i tragedię.

W pewnym momencie jednak ten sztuczny stoicyzm szlag trafił. Wył całą noc jak głupi, ale tak, by babcia nie słyszała. Nie rozumiał, dlaczego to zrobił. To było jakby coś go opętało i kazało mu tego dokonać… Przecież…

Nie. Nie miał prawa sam siebie usprawiedliwić.

Pomimo tych uczuć, nie chciał tego już naprawiać. Nienawidził siebie i wiedział, że Anna powinna być z kimś innym, z kimś lepszym, a nie z nim.

Przynajmniej… jedna dobra rzecz z tego wyszła. Uwolnił ją od siebie. Tak wtedy myślał.

Miesiące mijały i nadszedł kwiecień. Już od trzech miesięcy nie miał z Anną kontaktu, ani jej nie widział. Babci nic jednak nie powiedział jeszcze, często pytała kiedy dziewczyna wpadnie, ale wtedy Beniamin odpowiadał, że ma teraz zbyt dużo rzeczy na głowie. Nie umiał się do tego przyznać.

W ciągu tych miesięcy obserwował jako anonim prace, które zamieszczała w Internecie. W porównaniu z okresem przed tym wszystkim prac było jak na lekarstwo, a co najgorsza, były bardzo brutalne. Anna posuwała się nawet do rysowania ciał z rozciętymi brzuchami, z których wystawały wnętrzności, czy postaci wymiotujących krwią. Wszystko zatopione w czarnych kolorach. Każdy obraz, szkic, czy rysunek miał jeden podpis: „Dlaczego.”

To była manifestacja jej rozpaczy i cierpienia.

Nastał i pewien ciepły, kwietniowy dzień. Beniamin coraz bardziej chciał się przełamać, by odblokować numer telefonu Anny i zadzwonić. Żeby przeprosić… Żeby jakoś to naprawić. Może jednak powinni być razem? Czasami leżąc nocami w łóżku i przypominając sobie jej pocałunki, coś aż ściskało go w sercu na myśl o tym, że mogłaby być z kimś innym... Ale jednak to, co zrobił… Tłumaczył sobie, że nie zrobił tego specjalnie…

Po prostu się bał.

Szedł wtedy na uczelnię. Odblokował numer i zdecydował się, po dłuższym namyśle, by zadzwonić. Kiedy jednak zabrzmiał pierwszy sygnał, panicznie rozłączył się. Anna jednak nie oddzwoniła, ani nic nie napisała. Podczas wykładów czuł się bardzo źle. Zastanawiał się, czy w ogóle jest sens to ratować. Że Anna musi go teraz nienawidzić… Na przerwie zagadnęła Beniamina znajoma z wykładów, widząc, że ma jakąś smętną minę. Nie powiedział koleżance prawdy, coś tam zmyślił, co takiego, to nie miało teraz znaczenia. Rozmawiało mu się bardzo miło, nawet nie przejmował się tym, że jeszcze kilka godzin temu próbował zadzwonić do Anny. Czuł się dobrze, żartował ze znajomą, mając ubaw po pachy. Gdyby mógł teraz cofnąć się w czasie do tamtego momentu, to przywaliłby temu lekkoduchowi prosto w twarz…

Po wykładach wyszedł ze znajomą przed uczelnię, dalej z nią rozmawiając i śmiejąc się, jakby nagle wszystkie problemy odeszły. Stanęli niedaleko wejścia i gawędzili w najlepsze, kiedy nagle Beniamin uświadomił sobie, że znajoma ta zaczyna z nim flirtować. Poczuł zakłopotanie, ale pozwalał jej kontynuować. Na jego twarzy malował się głupi uśmieszek, a policzki lekko zarumieniły. Gdy to wspominał, miał ochotę naprawdę stworzyć wehikuł czasu i siebie z przeszłości po prostu zadźgać. Szczególnie, że… gdyby wtedy przestał… być może nie doszłoby do tragedii.

Tak się złożyło, że w końcu na słodkie słówka koleżanki sam odpowiedział jakimś komplementem, by być uprzejmym. Co takiego powiedział? Już nie pamiętał, ale cokolwiek to było, powinien zostać za to skazany, tak o sobie pomyślał. Cokolwiek to było… stało się wyrokiem śmierci, jaki podpisał na Annę Warmuzek. Bo ona tam była, schowała się za ścianką i podsłuchiwała całą konwersację. Zorientował się dopiero, kiedy wyłoniła się i pobiegła hen przed siebie. Beniamin odbiegł od znajomej, próbował chwilę Annę gonić, lecz zaprzestał. Patrzył tylko, jak się oddala.

Nie powinien był wtedy zaniechać pogoni. Gdyby to zrobił… być może jeszcze by żyła.

Odszedł więc bez słowa pożegnania, nie patrzył nawet na znajomą, z którą przed chwilą miło gawędził. Wrócił do domu, a jego telefon wibrował, SMSy od Anny przychodziły co chwila. Były to wiadomości łamiące serce, pytała, dlaczego jej to zrobił.

Znowu zablokował numer.

Kwiaty w ogrodzie pięknie zakwitły, w tym róże. Beniamin patrzył na nie, rozmyślając o Annie. Żałował, tak cholernie tego żałował… Ale już było za późno.

Lecz to nic… Jakoś dadzą radę, ta dziewczyna na pewno da radę. W końcu jest silna, wyjdzie z tego.

W końcu normalnym jest, że ludzie odchodzą od siebie.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania