Opowieści podróżnika - Rozdział drugi 1/5 - Wyprawa do lasu

Addein i Albion, który zdążył się w międzyczasie obudzić, nalegali, aby Evan odpoczął po trudach podróży. Jednak najemnik, nie nawykły do biernego odpoczynku, odmówił całodniowego wylegiwania się na ganku. Zamiast tego wolał udać się razem z Lunem do lasu, w celu narąbania drwa na opał. Jako że myśliwy nie widział w tym problemu, przystał na tę propozycję. Wziął zapasową siekierę i udał się razem z podróżnikiem do lasu.

 

Powietrze tu było czyste i rześkie. Złote promienie słońca przebijały się przez zielone konary drzew, a miarowe odgłosy uderzania żelaza o drzewa roznosiły się po całej okolicy. Te bardziej odważne zwierzęta przyglądały się zaciekawione temu, co robili przybysze. Kiedy tylko padł pierwszy klon, z gęstwiny lasu wyszedł Kein, a za nim jego brat i siostra. Spocony Lun spojrzał na swoje dzieci.

 

— Co tu robicie, maluchy?

— Chcieliśmy zobaczyć rusałki. Wszyscy mówią, że mają się dzisiaj pojawić — odparł nieco przestraszony Kitto.

— Mam dla ciebie złą wiadomość, mały. Można je spotkać, ale dopiero za jakieś dwieście kilometrów w tamtą stronę — rzekł spocony Evan, wskazując jednocześnie północ.

— Co? To nieuczciwe. — Kein w ramach buntu zaplótł ręce na piersiach. — Zawsze pojawiają się za daleko. — Kontynuował narzekanie.

— Co ja ci na to poradzę, synku? — westchnął Lun, po czym wrócił do pracy.

— Wasza mama wie, że tu jesteście? — zapytał podróżnik.

— Tak jakby — odparł wymijająco Kitto.

— Tak jakby? Miałeś powiedzieć mamie, gdzie idziemy! — Kiley próbowała uderzyć brata, ale ten zręcznie się uchylił.

— Mogłabyś nie bić mnie co chwila? — warknął.

— Ej, nie kłóćcie się! - zganił ich Lun, przerywając pracę. — Lepiej mi powiedz, Kitto, gdzie, według mamy, jesteście?

— W lesie, ale nie aż tak głęboko — odpowiedział czerwony ze wstydu.

— Nie chciałbym być w waszej skórze, gdy wrócicie do domu. — Westchnął myśliwy, opierając się o siekierę.

— Tato, nie mów mamie, że tu byliśmy. Prosimy — rzekł błagalnie Kein.

— Dobrze, ale pod jednym warunkiem. — Lun próbował przybrać groźny wyraz twarzy. Efekt nie był nijaki, ale dzieciaki i tak udawały, że są przestraszone.

— Jakim? — Kiley zapytała cicho.

— Macie być grzeczni — odparł, wracając do rąbania drwa.

— Oczywiście. — Dzieci ukłoniły się, po czym zaczęły rozglądać się po lesie.

 

Co prawda rusałek nie było, ale las skrywał wiele rzeczy, które dla dzieci są skarbami. Większe fragmenty wolnej przestrzeni, szyszki, płytkie kałuże, ładniejsze kamienie, sterty liści; ktoś obdarzony wyobraźnią przerobi to na niezbadane krainy, niezdobyte skalne szczyty, bezkresne morza, wspaniałe i niemożliwe do zdobycia grody oraz trujące bagna. Zajęte obmyślaniem zasad, wymyślaniem nazw oraz poszukiwaniem kijów, jadalnych roślin i reszty rzeczy, które niebawem będą prastarymi artefaktami, oddalały się od dorosłych. Jednakże nie na długo. Nie minęło pięć minut, a zapłakane i przerażone przybiegły z powrotem na polanę.

 

— Tato, tato! Tam jest duch! Ratuj nas! - Na te słowa Evan natychmiast odrzucił siekierę, po czy dobył miecz.

— Duch? Nie powinno go tu być — rzekł rozglądając się dookoła. — Pokażcie mi, gdzie on jest.

— O tam! — Trzęsący się ze strachu Kein wskazał leśną ścieżkę.

 

Najemnik ostrożnie stawiał kolejne kroki. Ściskał miecz z taką siłą, że aż poranił sobie dłoń. Jak się okazało, nie nadaremno. Pod wpływem krwi symbole na mieczu rozbłysły demoniczną magią. Dzieci wzdrygnęły się ze strachu, ale powstrzymały się od ucieczki. Napięcie, które dało się wyczuć w powietrzu, było wręcz nieznośne. Dało się usłyszeć niemal każdy szmer, czy podmuch wiatru.

 

— To za tym drzewem — szepnął Kitto, wskazując na olbrzymi dąb. Nawet pięciu mężczyzn miałoby problem z objęciem go rękoma.

— Zostańcie tutaj. — Evan zatrzymał ich gestem ręki, po czym schylił się i zaczął okrążać ewentualnego napastnika.

 

Nie trwało długo, a do uszu elfów dobiegł jego śmiech. Wychylił się zza listowia trzymając się za brzuch.

 

— Chodźcie zobaczyć waszego ducha — rzekł, kiedy już się trochę uspokoił.

— Musimy...? — zapytał Kein, ale i tak zbliżył się do najemnika. Rumieniec wstydu oblał jego twarz kiedy ujrzał uwięzioną w krzakach nimfę.

— Ten wasz duch nie jest zbyt groźny — powiedział przez śmiech Lun. — Pomóżcie nam ją wyciągnąć. Doprawdy, nawet nie macie pojęcia, ile strachu nam napędziliście.

— Oj tam, bo wy się nigdy nie myliliście. — odparła urażona Kiley.

— Pewnie, że się mylę. Choćby wtedy, kiedy rozwaliłem sobie rękę — odezwał się najemnik, strzepując czerwoną ciecz z dłoni.

— Przepraszamy za nią — rzekł skruszony Kein. — Może znajdę jakieś lecznicze liście? — Po tym, jak chłopiec skończył mówić, chciał pobiec do lasu, ale jego ojciec go powstrzymał.

— Lepiej nie, bo jeszcze znajdziesz kolejnego takiego "ducha". I tak wracamy już do domu.

— Musimy? — zapytały smutno dzieci.

— Tak. Za niedługo będzie kolacja.

— Ale droga do domu przed zmierzchem jest nudna — zaczął marudzić Kitto.

— To opowiem wam coś, ale mam jeden warunek — powiedział obojętnie Evan

— Jaki? — zapytała Kiley.

— Wypierzecie mi jutro ubrania, byle porządnie. — Najemnik spojrzał na Luna, aby upewnić się, że ten nie ma nic przeciwko.

— Musimy? — zapytał przeciągle Kein. — To robota dla bab.

— Kobiet, jak już — zganił go podróżnik. — Nie bój się, nic ci się nie stanie, jeżeli raz w życiu coś upierzesz.

— To prawda, synku — dopowiedział Lun.

— Przepraszam — chłopak burkną pod nosem.

— Wybacz im. Zwykle są grzeczniejsi — rzekł Lun odwracając się do Evana.

— Wierzę — rzekł krótko najemnik, po czym zaczął opowieść.

 

................................................................................................................................................................................................................

 

Siedziałem na stopniach przed domem Myrny. Ulica, przy której mieszkała, nie słynęła jako najbezpieczniejsze miejsce pod słońcem. Nie była również jedną z tych bardziej urozmaiconych. Wszystkie domy były niemal identyczne, różnił je jedynie układ pęknięć na ścianach. Małe, ceglane, kwadratowe domki stały w dwóch szeregach. Ich niegdyś białe ściany były teraz szare od brudu. Każdy z budynków posiadał tylko jedno, wychodzące na ulicę, okno. Firanki jakie co poniektórzy wywiesili były bardziej spranymi szmatami niż ozdobą dla okien. Żeby dostać się do środka któregoś z domostw, trzeba było pokonać trzy wysokie, wąskie i śliskie stopnie. Płaskie dachy były po prostu deskami przybitymi do belek podpierających konstrukcję. Zawsze kiedy padało wnętrza mieszkań były pełne wody. Niemalże nie dało się znaleźć tu tynku na ścianach.

 

Sama ulica również była w opłakanym stanie. Bruk był wyłożony niestarannie, zupełnie tak, jak gdyby budujący to miejsce wiedzieli, jaki los je spotka. Droga miała zaledwie pół metra szerokości, a po jej bokach wyżłobiono rynienki, którymi spływały nieczystości. Fetor, jaki wokół siebie roztaczały, był prawie niemożliwy do zniesienia. Ci którzy nie musieli tu żyć, czyli między innymi ja, nie powinni tu przebywać. Ale co tu zrobić? Domostwa miały zaledwie jedną izbę, a Myrna się przebierała. Od bardzo długiego czasu. Tyle dobrego, że było tak wcześnie, że nikt jeszcze po ulicy nie łaził.

 

Jeżeli pominąć spitego w sztok chłopa w wieku jakiś siedemdziesięciu lat. Chyba próbował znaleźć swój dom. Wysoki i chudy jak szczapa mężczyzna o wyglądzie patyka, wspinał się na schody kolejnych domostw, po czym próbował otworzyć je kluczem. Jego czarne włosy były tak tłuste, że aż stąd widziałem jak błyszczały. Skóra jego twarzy była pełna zmarszczek wywołanych wiekiem oraz alkoholem. Miał założoną przydużą, starą i zniszczoną koszulę o brzydkiej, brązowej barwie. Spodnie pochodziły z tego samego kompletu, co góra, a na nogach miał czarne, nienadające się do użytku, buty. Już prawie wdrapał się po schodach ostatniego domostwa, co w jego stanie było nie lada wyczynem, kiedy drzwi od jego domu otworzyła jakaś stara, gruba baba odziana w czerwoną, wiejską suknię z białymi kropkami i mnóstwem plam. Wałek do ciasta, który dzierżyła w ręku, nieuchronnie zbliżał się do głowy nieszczęśnika. Kiedy się zderzyły, mężczyzna znalazł się z powrotem na bruku.

 

— Ani mi się waż wracać do domu w takim stanie!

— Ale Helgo… kochana moja… gdzie ja się podzieję w tę noc… — wybełkotał pijak.

— Trza było o tym pomyśleć, zanim się nachlałeś!

 

Rzuciła w jego głowę wałkiem, po czym drzwi zamknęły się z trzaskiem. Biedny pijaczyna, podszedłem do niego, aby pomóc mu wstać. Bijący od niego odór potu i alkoholu w połączeniu ze smrodem ulicy sprawiał, że chciało mi się wymiotować, ale nie dałem tego po sobie poznać.

 

— Dziękuję ci — wymamrotał.

— Nie ma za co. Skąd idziesz? — Jego odpowiedzi daleko było do sensownej.

— Ledwo chodzę.

— Słaby jesteś?

— I jak jeszcze. Ja nigdy zbytnio się nie pieszczę, ale mi dokucza ból głowy okrutny.

— Pewnie wczoraj byłeś wesół, dlategoś dziś smutny — zaśmiałem się, poklepując go po plecach. — Przejdzie ból. Powiedz mi, proszę, jak to było?

— Jak było, opowiem. Upiłem się przedwczoraj, dla imienin żony. Dzień ten musiał być obchodzony uroczyście.

— Ależ oczywiście. — Uroczystością powinno być świętowanie dnia, w którym nie piłeś.

— Żona chciała zaprosić sąsiada, a że wina mieliśmy dosyć, i że dobre było, zrobiliśmy to. Trwała uczta do świtu.

-— Aż żałuję, że mnie tam nie było. — Powinien raczej powiedzieć: Pijacka burda trwała do świtu.

— W południe się obudziłem, ciążyła głowa jak ołów, krztusiłem się. Helga radziła wodę, lecz to napój mdlący. Jakoś koło apteczki przeszedłem niechcący. Koniak mi zapachniał, trochę nie zawadzi. — Zawadzi bracie, oj zawadzi. — Napiłem się więc. Przecie kaca klinem się leczy.

— Dokładnie. — Kaca, a nie klin.

— Wtem dwóch gości przybyło, jakże nie poczęstować, gdy kto w dom przychodzi? Jak częstować, a nie pić? I to się nie godzi.

— Toż to już wywalenie ich na zbity pysk byłoby mniejszą obrazą! — I właśnie dlatego, polecam następnym razem to zrobić.

— Więc ja znowu do wódki. Dobra jest na żołądek. Jakoż w punkcie zdrowy. Ustały nudności i ból głowy. Zdrów i wesół wychodzę z moimi kompany. Struan, co się bardzo niestrawności bał, trochę wina radził. Kieliszek jeden nie zawadzi. Przystałem na takowe prawdy oczywiste.

— Tego nawet nie trzeba udowadniać. — Dlatego właśnie się tego nie próbuje.

— Gadamy o wszystkim i o niczym, a butelka nieznacznie jakoś się wysusza. Przyszła druga. Potem trzecia, czwarta i piąta. Zanim się spostrzegliśmy poszła szósta i siódma, za nimi dziesiąta. Naówczas, gdy nas miłość ojczyzny zaprząta, Tod, przypomniał zachodnie klęski.

— Zachodnie klęski? Coś chyba pokręcił. — Na zachodzie jest tylko morze i to jedno z tych bezkresnych.

— Tak, ale my i tak w płacz nad królem naszym. "Król był zwycięski!" — wykrzyknął jeden. — "Nieprawda!" — drugi płacze. — Ja ich chciałem pogodzić i rzeczy tłumaczę, ale pan Struan mi przymówił: "Zamknij się i słuchaj" — mi rzecze. — "Nauczę cię rozumu, człowiecze". On do mnie, ja do niego, Helga do nas. Nie wiem, jak to się skończyło, ale wiem, żem dostał w łeb butelką. Oby w piekło przepadło obrzydłe pijaństwo! — I kto to mówi?

— Dobrze mówisz.

 

No tak, jakiej innej historyjki mogłem się spodziewać? Kiedy tak patrzyłem, jak próbuje utrzymać pion, rozmyślałem nad tym, jak słaby jest czasem człowiek wobec nałogu. Otrząsnąłem się na widok jego pleców, po czym zawołałem do niego.

 

— Gdzież idziesz?

— Napić się.

 

Notka:

 

Ludzie, muszę wiedzieć jedną rzecz. Czy moje postacie to ludzie, czy jedynie ich podróba. Bojowe zadanie dla was, wymieniacie mi po trzy pozytywne i trzy negatywne cechy Evana. Mówię tu jedynie o charakterze. Plus trzy cechy wybranej przez was postaci drugoplanowej. Mam jeszcze drugie pytanie. Lubicie wogóle Evana, czy może was czymś wkurza?

 

Oraz oczywiście zawarłem tu przerobioną satyrę "Pijaństwo" autorstwa Ignacego Krasickiego.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Amy 29.07.2015
    Te bardziej odważne zwierzęta przyglądały się zaciekawione temu, co robili przybysze.
    Odważniejsze zwierzęta z zaciekawieniem przyglądały się temu, co robili przybysze.
    Zwierzęta są raczej płochliwe, no ale ja się nie znam, w końcu to Twój świat. Wydaje mi się też, że tak lepiej brzmi, ale jest to tylko moja subiektywna korekta.

    - Co tu robicie maluchy?
    - Co tu robicie, maluchy?
    Zwrot do kogoś lub czegoś oddzielamy od reszty zdania przecinkiem.

    - Co ja ci na to poradzę synku? - westchnął Lun, po czym wrócił do pracy.
    - Co ja ci na to poradzę, synku? - westchnął Lun, po czym wrócił do pracy.
    Ten sam błąd.

    - Wasza mama wie, że tu jesteście? - zapytał się podróżnik.
    - Wasza mama wie, że tu jesteście? - zapytał (WYWAL TO "SIĘ") podróżnik.
    Podróżnik nie pyta siebie, tylko dzieci, więc nie można napisać "zapytał się", bo jest to czasownik zwrotny.

    - Tak jakby? Miałeś powiedzieć mamie gdzie idziemy!
    - Tak jakby? Miałeś powiedzieć mamie, gdzie idziemy!

    - Ej, nie kłóćcie się! - zganił ich Lun, przerywając jednocześnie pracę. - Lepiej mi powiedz Kitto, gdzie, według mamy, jesteście?
    - Ej, nie kłóćcie się! - zganił ich Lun, przerywając pracę. - Lepiej mi powiedz, Kitto, gdzie, według mamy, jesteście?
    Znowu nieoddzielony wołacz.

    - Nie chciałbym być w waszej skórze, jak wrócicie do domu. - Westchnął myśliwy, jednocześnie opierając się o siekierę.
    - Nie chciałbym być w waszej skórze, gdy wrócicie do domu. - Westchnął myśliwy, opierając się o siekierę.
    „Gdy” lepiej brzmi, a „jednocześnie” wywaliłam, bo przecież w tym przypadku również wiadomo, że on to robi, mówiąc.

    - Dobrze, ale pod jednym warunkiem. - Lun próbował przybrać groźny wyraz twarzy. Efekt nie był nijaki, ale dzieciaki i tak udawały, że są przestraszone.
    Jeżeli efekt nie był nijaki, to nic dziwnego, że dzieciaki się przestraszyły.  Może tak:
    - Dobrze, ale pod jednym warunkiem. - Lun próbował przybrać groźny wyraz twarzy. Efekt był raczej nijaki, ale dzieciaki i tak udawały, że są przestraszone.

    ktoś obdarzony wyobraźnią przerobi to na niezbadane krainy, niezdobyte, skalne szczyty, bezkresne morza, wspaniałe i niemożliwe do zdobycia grody oraz trujące bagna.
    ktoś obdarzony wyobraźnią przerobi to na niezbadane krainy, niezdobyte skalne szczyty, bezkresne morza, wspaniałe i niemożliwe do zdobycia grody oraz trujące bagna.
    Przed „skalne” nie powinno być przecinka. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale chyba chodzi o to, że i „niezdobyte” i „skalne” odnosi się do szczytów. Nie wiem jednak czy takie tłumaczenie jest poprawne, bo kiedy opisujemy jakąś rzecz, to poszczególne określenia oddzielamy od siebie przecinkiem. Mogłam się w ogóle nie odzywać. :D W każdym razie przecinka być nie powinno.

    Zajęte obmyślaniem zasad, wymyślaniem nazw oraz poszukiwaniem kijów, jadalnych roślin oraz reszty rzeczy, które niebawem będą prastarymi artefaktami, oddalały się od dorosłych.
    Może jedno „oraz” zastąpisz „i”?

    - Tato, tato! Tam jest duch! Ratuj nas! - Na te słowa Evan natychmiast odrzucił siekierę, po czy dobył miecza.
    - Tato, tato! Tam jest duch! Ratuj nas!
    Na te słowa Evan natychmiast odrzucił siekierę, po czym dobył miecza.

    Pokażcie mi gdzie on jest.
    Pokażcie mi, gdzie on jest.

    Dało się usłyszeć niemal każdy szmer, czy podmuch wiatru.
    Dało się usłyszeć niemal każdy szmer czy podmuch wiatru.
    Moim zdaniem przed „czy” nie powinno być przecinka, choć pewnie znajdą się tacy, którzy uznaliby to za błąd. No cóż, ja nie stawiam, a Ty zrobisz, jak zechcesz.

    Nie trwało długo, zanim do uszu elfów dobiegł jego śmiech.
    Nie trwało długo, a uszu elfów dobiegł jego śmiech.
    Moim zdaniem tak lepiej brzmi.

    - Chodźcie zobaczyć waszego ducha - rzekł kiedy już się trochę uspokoił.
    - Chodźcie zobaczyć waszego ducha – rzekł, kiedy już się trochę uspokoił.

    - Musimy - zapytał Kitto, ale i tak zbliżył się do najemnika. Rumieniec wstydu oblał jego twarz kiedy ujrzał uwięzioną w krzakach nimfę.
    - Musimy…? - zapytał Kitto, ale i tak zbliżył się do najemnika. Rumieniec wstydu oblał jego twarz, kiedy ujrzał uwięzioną w krzakach nimfę.
    W sumie myślę, że lepiej byłoby, gdyby zapytał o to Kein, bo jest starszy i jakoś tak bardziej to do niego pasuje.

    Doprawdy, nawet nie macie pojęcia ile strachu nam napędziliście.
    Doprawdy, nawet nie macie pojęcia, ile strachu nam napędziliście.

    - Oj tam, bo wy się nigdy nie myliliście? - odparła urażona Kiley
    Tu postawiłabym kropkę, bo to pytanie retoryczne, i służy raczej temu, by przypomnieć dorosłym, że i oni nie są nieomylni. Po prostu Killey by nie pytała.

    - Musimy? - zapytały smutnie dzieci.
    - Musimy? - zapytały smutno/z żalem dzieci.

    - Jaki? - zapytała się Kiley.
    Znowu „się”.

    - Wybacz im. Zwykle są grzeczniejsi - rzekł Lun odwracając się do Evana.
    - Wybacz im. Zwykle są grzeczniejsi - rzekł Lun, odwracając się do Evana.

    Nie było również jedną z tych bardziej urozmaiconych.
    Powinno być „była” – literówka.

    Żeby dostać się do środka któregoś z domostw trzeba było pokonać trzy wysokie, wąskie i śliskie stopnie.
    Żeby dostać się do środka któregoś z domostw, trzeba było pokonać trzy wysokie, wąskie i śliskie stopnie.

    Bruk był wyłożony niestarannie, zupełnie tak, jakby budujący to miejsce wiedzieli jako los je spotka.
    Bruk był wyłożony niestarannie, zupełnie tak, jak gdyby budujący to miejsce wiedzieli, jaki los je spotka.

    Kiedy się zderzyły mężczyzna znalazł się z powrotem na bruku.
    Kiedy się zderzyły, mężczyzna znalazł się z powrotem na bruku.

    Rzuciła mu w głowę wałkiem,
    Rzuciła w jego głowę wałkiem.

    Odór potu i alkoholu jaki od niego bił w połączeniu ze smrodem tej ulicy sprawiały że chciało mi się wymiotować, ale nie dałem tego po sobie poznać.
    Bijący od niego odór potu i alkoholu w połączeniu ze smrodem ulicy sprawiał, że chciało mi się wymiotować, ale nie dałem tego po sobie poznać.

    - Pewnie wczoraj byłeś wesół, dlategoś dziś smutny - zaśmiałem się poklepując go po plecach. –
    - Pewnie wczoraj byłeś wesół, dlategoś dziś smutny - zaśmiałem się, poklepując go po plecach. –

    Przestałem na takowe prawdy oczywiste.
    Przystałem na takowe prawdy oczywiste.

    Zanim się spostrzegliśmy poszła szósta i siódma, za nimi dziesiąta.
    Nim się spostrzegliśmy, poszła szósta i siódma… za nimi dziesiąta….

    Nie wiem jak to się skończyło, ale wiem żem dostał w łeb butelką.
    Nie wiem, jak to się skończyło, ale wiem, żem dostał w łeb butelką.

    rozmyślałem nad tym jak słaby jest czasem człowiek wobec nałogu.
    rozmyślałem nad tym, jak słaby jest czasem człowiek wobec nałogu.


    A teraz trochę o treści i postaciach:
    Opisy były troszkę gorsze w tym rozdziale, zwłaszcza ulicy i sytuacji z duchem, ale podobał mi się dialog Evana z pijakiem i styl mówienia faceta. Co do postaci… Daruję sobie te trzy cechy i opiszę bardziej ogólnikowo. Czy lubię Evana? Nie wiem. Jest mi raczej obojętny, lecz bardziej na „nie” niż na „tak”. Może dlatego, że jest taki płytki? Trochę zbyt oschły? Widać, że przebywa w domu elfów jedynie z przymusu, a dzieci go męczą, No, ale jest najemnikiem, a najemnicy nie są chyba za bardzo emocjonalni. No nic, zobaczymy, jak będzie się dalej rozwijać jego postać. Nie znaczy to oczywiście, że nie widzę jego zalet. Gdy chce, potrafi być miły… po prostu jest dobrze wykreowanym najemnikiem. Drugą postacią będzie Kitto, a może ogólnie dzieci? Lubię je, są takie… głupie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Są po prostu dziećmi.
  • Slugalegionu 29.07.2015
    Dziękuję za komentarz Amy: D
  • Amy 29.07.2015
    Proszę bardzo. :D Mam nadzieję, że choć trochę się przydał. ;)
  • Slugalegionu 29.07.2015
    No pewnie, że się przydał: ) Dzięki takim komom się rozwijam: )
  • Lucinda 04.08.2015
    Znowu narobiłam sobie zaległości. Mam nadzieję, że szybko je nadrobię. Jeśli chodzi o błędy, to Amy większość wypisała. Jest jeszcze kilka błędów interpunkcyjnych: ,,rzekł (przecinek) rozglądając się dookoła" ; ,,Wychylił się zza listowia (przecinek) trzymając się za brzuch" ; ,,Rumieniec wstydu oblał jego twarz (przecinek) kiedy ujrzał uwięzioną w krzakach nimfę." ; ,,Firanki (przecinek) jakie co poniektórzy wywiesili (przecinek) były bardziej spranymi szmatami niż ozdobą dla okien." ; ,,Zawsze kiedy padało (przecinek) wnętrza mieszkań były pełne wody." ; ,,Ci (przecinek) którzy nie musieli tu żyć, czyli między innymi ja, nie powinni tu przebywać". Uważaj też na formę przeszłą czasownika: ,,chłopak burkną pod nosem" - ,,burknął". Jeszcze jeden błąd ,,w ogóle" pisze się oddzielnie. To było co prawda w twojej notce, ale może przyda się na przyszłość. Jeśli chodzi o postacie, uważam, że są naturalne. Faktycznie Evan bywa trochę oschły, jak to nazwała Amy, ale przy tej postaci mi to pasuje. Ciężko mi jest wymieniać jego cechy. Na ogół jest raczej ponury, ale zamiast złościć się na dzieci, był rozbawiony tą sytuacją. Dzieci naprawdę przypominają mi dzieci co jest plusem. Podobała mi się postać Helgi - gruba baba z wałkiem do ciasta, która grozi pijanemu mężowi. Cała scena rozmowy Evana z pijakiem przypominała mi satyrę Krasickiego ,,Pijaństwo". Fajny pomysł:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania