Opowieści podróżnika - Rozdział drugi 5/5 - Prawda na łańcuszku

Z czystej złośliwości zapukałem aż za delikatnie. Seria hałasów oraz wściekłe "kurwa, kto to może być o tej porze?", wypowiedziane kobiecym głosem, stanowiły jasny dowód na to, że zastałem gospodarzy. Czekałem jakieś trzy minuty na to, aby Monahan uchylił mi drzwi. Co prawda zdążył on wytrzeźwieć, ale senność sprawiała, że ledwo trzymał się na nogach.

— Czego chcecie, najemniku — rzekł sennie.

— Wybaczycie to najście. Po prostu dowiedziałem się, jak pomóc pańskiej córce.

Drzwi zamknęły się gwałtownie, po czym dało się usłyszeć dźwięk rozsuwanej zasuwy. Kiedy tylko Monahan ponownie je otworzył, tym razem na całą szerokość, wszedłem do środka.

— Nie przepraszaj nawet za tę wizytę, sprawa jest w końcu bardzo ważna — rzekł, wskazując mi krzesło. Z racji tego, jak patrzyła na mnie jego żona, wolałem nie korzystać z oferty.

— Chodzi o wisiorek twojej córki.

— Niestety, Jenifer zgubiła go jakiś czas temu — powiedział, drapiąc się po głowie. — Tak się zastanawiam kochanie. — Odwrócił się do Helgi. - Czy nie masz nic przeciwko temu, żebyśmy ja i najemnik spróbowali go znaleźć?

— Mam, ty debilu chędożony! Chcesz wpuścić jakiegoś obcego, uzbrojonego faceta do naszego domu! W środku nocy! - wykrzyknęła wściekle.

— Ale kochanie moje, tu chodzi o naszą córkę. — Próbował przekonać ją Monahan.

— Co ci będzie po córce, kiedy on ciebie posieka na kawałki?

Kiedy oni się kłócili, ja rozejrzałem się po izbie. Bałagan, jaki tu panował, był ogromny. W niedbale zrobione fundamenty wbito brutalnie deski, służące za podłogę, a w kuchni było trochę zepsutego mięsa. Nawet gładź była położona niedbale. Aż dziw bierze, że nie wybrali życia na ulicy.

No, ale to gdzie żyją mnie nie obchodzi tak długo, jak długo mogą mi zapłacić. A skoro o tym mowa, lepiej pomogę Monahanowi, zanim zlecenie mi ucieknie.

— A może zgodzi się pani na tą propozycję, jeżeli znajdę kogoś kto odnowi wam ściany i dach?

— Będzieta wtedy trzeźwi? — zapytała niepewnie.

— Żono moja droga, zgódź się. Pomyśl o naszej córce. Z resztą, zawsze narzekałaś na to, że zimą zimno w izbie.

— Czy ten ktoś zrobi tę robotę? — powiedziała podejrzliwie.

— Jeżeli tego nie zrobi, sam to załatwię. — Już miała się zgodzić, ale nagle się rozmyśliła.

— Czekajta no, przecież nikt nie odnowi ścian w godzinę. Gdzie będziemy przez ten czas mieszkać? — Dobre pytanie. Że też ta babka nie może po prostu powiedzieć: "W porządku, znajdź ten naszyjnik"

— Wynajmę wam pokój w gospodzie. Sami możecie wybrać jaki i gdzie.

— Dobra, niech będzie jak chceta — odparła. — Ale jak coś mi zginie, to tak zdzielę wałkiem, że przez rok nie będziesz mógł na dupie siedzieć. — Już się boję.

Szkoda tylko tego, że nieważne jak tani pokój wybiorą, raczej więcej wydam niż zarobię. No, chyba że Monahan jednak naprawdę ma magiczną sakiewkę.

Żeby wszystko poszło sprawnie, podzieliliśmy dom na trzy równe części. To znaczy, prawie równe. Helga wybrała sobie kuchnię, taką stronę, gdzie nie było właściwie żadnego miejsca na naszyjnik. Pozostaje się cieszyć, że ta baba nie jest moją żoną.

Pierwszą rzeczą, jakiej się przypatrzyłem, była podłoga. Zacząłem od przypatrzenia się podłodze. Pomiędzy deskami były szczeliny na tyle duże, że mógł tam wpaść naszyjnik. Niestety, nie znalazłem tam nic poza piachem i mrówkami, które się tu zalęgły.

Pod wycieraczką, będącą w istocie starą, męską koszulą, też było pusto. Sprawdziłem, czy może nie zaplątał się on w materiał, ale nic takiego się nie stało.

Do szafy zajrzałem jedynie na sekundę. Trzymali w niej ubrania, więc gdyby coś tam było, raczej by to znaleźli. Kiedy padłem na ziemię, aby spojrzeć pod mebel, ujrzałem martwego szczura oraz jeszcze większą masę kurzu.

Niewiele już tu zostało. Co ona robiła z tym szmelcem? Rzucała go na dach? Omiotłem wzrokiem pomieszczenie. No tak, został jeszcze stary, wyblakły dywan.

Zajrzałem pod niego. To był ogromny błąd, takiej chmury kurzu, jaka wtedy wzniosła się w powietrze, nie widział chyba nikt. Ksztusząc się, przeklinałem w duchu Helgę. Nie mogłaby raz na jakiś czas posprzątać? Już miałem zamiar odłożyć dywan na miejsce, ale zobaczyłem, że jedna z desek pod nim była obluzowana.

Na próżno, okazało się że przerdzewiałe ze starości gwoździe po prostu pękły w tamtym miejscu. Wstawiając kawał drewna z powrotem, pocieszyłem się, że nie zobowiązałem się odnowić całej tej rudery.

Gdzie by tu jeszcze można poszukać? U mnie nie było już żadnego sensownego miejsca, poza stolikiem i stojącą na nim szkatułką. Przesunięcie stolika było oczywiście niepotrzebnym wysiłkiem, nic pod nim się nie znajdowało, a zajrzenie do szkatułki mogłem przypłacić bolesnym spotkaniem z wałkiem.

No, ale wyjątkowo szczęście się do mnie uśmiechnęło. Zaczęło padać, a woda wdarła się do środka. Właściwie każdy mieszkaniec takich dziur, ma na ten problem swoje własne rozwiązanie. Jak się okazało, Helga narzuca od zewnątrz na dach grubą tkaninę. Kiedy wyszła, aby zrobić swoje, tchniony instynktem zajrzałem do środka.

Jej zawartością była biżuteria. Głównie breloczki, tanie pierścionki oraz parę tandetnych drobiazgów. Żadnego naszyjnika. Dla pewności wysypałem biżuterię na stolik. Niestety, dalej nie było tu tego, czego szukałem.

Moją uwagę zwrócił jednak fakt, że pudełko wydawało się niższe od wewnątrz, niż od zewnątrz. Podwójne dno? Tak! W kryjówce schowany był naszyjnik, z pewnością nie należał on jednak do Jenifer. Była to ciężka, stalowa robota pomalowana na czarno. Na łańcuszku zawieszono malutką, prostą czaszkę. Całość aż cuchniała magią. Chyba nekromancją, ale z czarodziejstwem spotkałem się tylko trzy razy w życiu, więc nie byłem pewien.

— Czy to amulet do czarnej magii? — zawołał pobladły ze strachu Monahan. — Moja Helga to czarownica?

— Jeśli chodzi o naszyjnik, to wydaje mi się, że tak, ale nie jestem ekspertem — odparłem zamyślony. Po chwili dodałem — A co się tyczy drugiej sprawy, to raczej nie. Nekromanci lubią podstępem sprzedawać w ten sposób amulety. Zrzucają potem winę na kogoś innego.

— To dobrze — powiedział uspokojony.

Helga weszła właśnie do domu. Kiedy zobaczyła, że przeszukujemy jej biżuterię, jej twarz przybrała czerwoną barwę. Była wściekła. W sumie, nie ma się czemu dziwić.

— Zabierzcie łapy od mej biżuterii!

— Oczywiście Helgo, kochana moja. — Monahan odskoczył tak gwałtownie, jakby biżuteria zmieniła się w rojowisko węży. — Strasznie cię przepraszam.

— Co ty sobie myślisz? Że jak przeprosisz, to będziesz mógł grzebać po moich rzeczach? — wykrzyknęła wściekle.

Wydawało się, że o mnie zapomnieli. Zacząłem obracać znalezisko w dłoniach. Coś tu było stanowczo nie tak. Po co Jenifer była potrzebna jakaś błyskotka? Przecież to tak, jakby ktoś bez miedziaka przy duszy chciał pustą sakiewkę. No i jeszcze ten amulet. Z resztą, Jenifer raczej nie miała z ojcem złych relacji, a przecież na pewno wiedziała, że był niewinny. Czemu nikomu o tym nie powiedziała?

Z zamyślenia wyrwało mnie uderzenie wałka o nos.

— Kurwa — wykrzyknąłem, łapiąc się za twarz. — Złamałaś mi go, głupia babo! — warknąłem, spoglądając na ślady krwi na ręce.

— Ciesz się, że cię nie wykastrowałam skurwysynie! — Wyrwała amulet z moich rąk.

— Spokojnie kobieto - powiedziałem nieco uspokojony. Cholerny wałek, niby niegroźny, ale jak już ktoś ciebie nim walnie, to boli jak diabli. -— To należy do ciebie? — kobieta spojrzała na przedmiot w swojej dłoni.

— Nie, oczywiście, że nie. Ktoś mi to podłożył. — rzekła przestraszona, odrzucając z obrzydzeniem wisiorek.

— To dziwne. Nie masz żadnego naszyjnika, a pomimo tego, kiedy zauważyłaś go w mojej dłoni, wyrwałaś mi go zupełnie tak, jakbym był złodziejem. — Wyprostowałem się powoli. Nos już jakby nie bolał, a ja wyrywałem się do walki.

— Nonsens. Po prostu się pomyliłam i tyle. — Odwróciła się gniewnie do męża. — A ty debilu, czemu żonie nie pomożesz?

Monahan usiadł przy stołku i nalał sobie wódki. Najwyraźniej przywykł już do wybuchów gniewu żony.

- Bo i tak sobie poradzisz, Helgo moja kochana, a ja nie zamierzam nadstawiać swego życia. - Miałem pewne wątpliwości co do tego, czy mówił tu o mnie.

- Niech już pani nie… - Walnęła mnie wałkiem w łeb z taką siłą, że aż pociemniało mi na chwilę przed oczyma.

- Zamknij się! Nikt się ciebie o zdanie nie pytał.

- Trudno - wysyczałem. - Swoje i tak powiem.

- Swoje, czyli co? - zapytała gniewnie.

- Naszyjnika Jenifer nie znaleźliśmy, ponieważ go sprzedałaś. Ani Jenifer, ani Monahan nic dla ciebie nie znaczą - Uchyliłem się przed jej ciosem. - Kobieto, zostaw ten wałek w spokoju, bo go w końcu rozwalisz!

- Nawet nie wiesz, jak bardzo tego chcę - wtrącił się jej mąż.

- Zamknij japę! - krzyknęła do niego.

- Jak mówiłem, sprzedałaś naszyjnik. Ten tu - wskazałem na wisiorek, który ciągle trzymała w ręku - należy do ciebie. Zabiłaś Jenifer, po czym wskrzesiłaś ją. - Kiedy próbowała ponownie rozwalić mi łeb wałkiem, złapałem go w powietrzu i wyrwałem jej go. - Opanuj się babo! Nie trzeba od razu używać wałka!

- Trzeba panu przyznać że jest pan świetnym bajarzem - Manahan zaśmiał się głęboko - Na szczęście, ta historyjka nie jest prawdziwa.

 

Niestety, Monahan nie mógł zauważyć, że twarz Helgi pobladła z przerażenia. Noż cholera jasna, że też musiałem mieć rację. Ja se tylko jaja robiłem! No, ale lepiej się uspokoić. Mogła się przecież przestraszyć, gdyż była niewinna, a wzięła moje słowa na poważnie.

 

Na wszelki wypadek przygotowałem jednak dłonie do wyciągnięcia miecza. Nie zdało się to na nic, Helga odepchnęła mnie magią na ścianę za mną. A ja myślałem, że to wałek boli! - rzekłem do siebie w duchu, próbując wstać. Problemem było jej zaklęcie, które przyciskało mnie do ziemi. Helga podeszła do mnie powoli, wyciągając nóż spod spódnicy.

 

— Teraz cię zabiję, wiesz bez ura... — Dostała butelką w głowę, w skutek czego padła jak długa na ziemię. Urok, nieprzedłużany już przez tą sukę, prysł.

— Dziękuję ci Monahan. Dobrze się czujesz? Mizernie wyglądasz — powiedziałem, kiedy zobaczyłem lekko zielonkawy odcień jego twarzy.

— Tak. Chyba dosypała mi czegoś do picia. Na szczęście było to tak gorzkie, że nie wypiłem za dużo.

— I chwała ci za to!

— Niestety jedna rzecz mnie smuci. Jeżeli Helga sprzedała naszyjnik Jenifer, jak pomożemy przejść jej przez bramy? — Załamany przysiadł z powrotem do wódki.

— Mówiąc szczerze — odparłem, powstrzymując go przed wypiciem kolejnej kolejki. — Kłamałem w sprawie konieczności jego zdobycia. Po prostu Jenifer prosiła mnie o to.

— A więc naprawdę z nią rozmawiałeś? — zapytał z bólem w głosie. — Ja też mogę?

— Pewnie, jest na zewnątrz - rzekłem beznamiętnie.

 

................................................................................................................................................................................................................

 

Kiedy Evan skończył swoją opowieść, kompania stała już u progu domostwa. Pół godziny wcześniej słońce schowało się już za wzgórzami, więc dzieci zjadły szybko kolację, po czym poszły do łóżek. Najemnik chciał jeszcze pogadać z gospodarzami o tym, co dzieje się w Elandorze, ale zmęczenie podróżą i rąbaniem drwa wzięło górę. Usnął w fotelu chwilę po tym, jak się na nim usadowił.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Lucinda 10.08.2015
    Fajne opowiadanie. Cała scena z wałkiem mnie rozbawiła. Nie spodziewałam się takiego zakończenia tej historii z naszyjnikiem. A jeśli już o naszyjniku mowa, to Evan mówi tylko, że wie, jak pomóc Jenifer, po wejściu do domu nie mówi o naszyjniku, a Monahan bez żadnych wyjaśnień wie, o co chodzi. Mógłbyś dodać jakieś zdanie, że opowiedział im, o co chodzi, czy coś takiego. Jeśli chodzi o pozostałe błędy, to:
    ,,Seria hałasów oraz wściekłe "kurwa, kto to może być o tej porze?", wypowiedziane kobiecym głosem (przecinek) stanowiły jasny dowód na to, że zastałem gospodarzy.";
    ,,Po prostu dowiedziałem się (przecinek) jak pomóc pańskiej córce.";
    ,, rzekł (przecinek) wskazując mi krzesło";
    ,,Czy nie masz nic przeciwko temu (przecinek) żebyśmy ja i najemnik spróbowali go znaleźć?";
    ,,No, ale to gdzie żyją mnie nie obchodzi tak długo, jak długo mogą mi zapłacić" - w tym zdaniu przydałby się przecinek, ale w obecnym szyku nie widzę dla nie go miejsca. Mógłbyś napisać: ,,No, ale to, gdzie żyją, nie obchodzi mnie tak długo, jak długo mogą mi zapłacić";
    ,,A może zgodzi się pani na tą propozycję, jeżeli znajdę kogoś (przecinek) kto odnowi wam ściany i dach?";
    ,,Z resztą, zawsze narzekałaś na to, że zimą zimno z izbie." - ,,w" zamiast ,,z";
    ,, Wynajmę wam pokój (w) gospodzie.";
    ,,No, chyba (przecinek) że Monahan jednak naprawdę ma magiczną sakiewkę.";
    ,, Sprawdziłem (przecinek) czy może nie zaplątał się on w materiał, ale nic takiego się nie stało.";
    ,,Nar Próżną,(?) okazało się że przerdzewiałe ze starości gwoździe po prostu pękły w tamtym miejscu. ";
    ,,Wstawiając kawał drewna z powrotem (przecinek) pocieszyłem się, że nie zobowiązałem się odnowić całej tej rudery";
    ,,U mnie nie było już żadnego sensownego miejsca, poza stolikiem i szkatułką na nim będącą. " - po pierwsze zmieniłabym ,,będącą" na ,,stojącą" i zmieniłabym szyk na: ,,..., poza stolikiem i stojącą na nim szkatułką", ale to tylko sugestie;
    ,,No, ale wyjątkowo szczęście się do mnie odwróciło." - szczerze mówiąc, chyba nie słyszałam, żeby szczęście się do kogoś odwróciło, raczej od kogoś. Do kogoś się zazwyczaj uśmiechało;
    ,,Całość aż cuchniała magią." - ,,cuchnęła"?;
    ,,W sumie, nie (ma) się czemu dziwić.";
    ,,Zabierzcie łapy z mej biżuterii!" - wydaje mi się, że lepiej by było ,,od mej biżuterii" jeśli już, ale nie jestem ekspertem;
    ,,Strasznie ciebie przepraszam." - myślę, że powinieneś napisać formę krótką ,,cię" zamiast ,,ciebie". Pisząc formę dłuższą, kładziesz akcent właśnie na ten zaimek. Używając krótszej formy, podkreśliłbyś przeprosiny. Wszystko jednak zależy od tego, na co chcesz zwrócić uwagę;
    ,,Że jak przeprosisz, to będziesz mógł grzebać mi po moich rzeczach? " - to ,,grzebać mi po moich rzeczach" trochę dziwnie mi brzmi;
    ,, Nie masz żadnego naszyjnika, a pomimo tego, kiedy zauważyłaś go w mojej, (bez tego przecinka) dłoni (przecinek) wyrwałaś mi go zupełnie tak, jakbym był złodziejem.";
    ,,Najwyraźniej przywykł już (do) wybuchów gniewu żony.";
    ,,Ten tu, (tu powinien być myślnik, ponieważ po tym fragmencie następuje narracja) wskazałem na wisiorek, który ciągle trzymała w ręku - należy do ciebie.";
    ,,powiedziałem (przecinek) kiedy zobaczyłem lekko zielonkawy odcień jego twarzy.";
    ,,zapytał się z bólem w głosie" - bez ,,się".
    Oczywiście całość mi się podobała. Ciekawe opisy. Lekko się je czytało:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania