Opowieści podróżnika - Rozdział pierwszy 3/4 - Uskrzydlona śmierć

Moje oczekiwanie przerwała niecodzienna grupka podróżników, nadchodząca od strony szlaku. Trójka krasnoludów, znana całemu światu jako kompania “Selt Adamlar”. Kalin, Kirimizi oraz Ince, dla znajomych Gruby, Rudy i Chudy, oni zawsze muszą podchodzić do polowań i innych zleceń jak do zabawy. Nawet nie zliczę, ile razy musiałem ich przez to ratować. No, ale oni później ratowali mnie, więc jesteśmy kwita.

 

Mieli oni niemal identyczne twarze. Okrągłe, o głębokich rysach, z głęboko osadzonymi, bursztynowymi oczyma. Ich oblicza zawsze były pokryte brudem i resztkami po ostatnim posiłku. Ponadto, na policzku Rudego tkwiła paskudna blizna, której nabawił się parę lat temu, podczas bijatyki w karczmie.

 

Kalin, w wyniku klątwy rzuconej na niego lata temu, był wyjątkowo niski nawet jak na swoją rasę. Jego metr wzrostu oraz spora tusza sprawiały, że wyglądał niczym ogromna, okrągła piłka z gęstą, brązową i nigdy nie czesaną brodą, opadającą na cudem nałożoną kolczugę. Jej ciemnoszare ogniwa skrzypiały przy każdym, nawet najmniejszym ruchu. Czerwone, skórzane spodnie zostały niepotrzebnie spięte dużym, ciężkim pasem z ogromną, złotą klamrą. Na plecach nosił kuszę, którą z powodzeniem mógłby obsługiwać dorosły człowiek.

 

Po jego prawej szedł Rudy. Umięśniony krasnolud, ze swoim półtorej metra wzrostu, górował nad braćmi. Słynął z tego, że nigdy nie nosił żadnego pancerza, ale nie to było jego dumą. Jego największą chlubą była gęsta i zadbana broda, o wiadomym kolorze, którą każdego ranka pieczołowicie zaplatał w warkocz, sięgający mu do pasa. Miał on na sobie przewiewną, płócienną koszulkę, kiedyś o białej barwie, ale wskutek wędrówki po tej kniei oraz jego braku higieny, dało się na niej wyróżnić niemal każdy kolor świata. Jego spodnie podzieliły ten sam los, lecz z racji ich czarnej barwy, praktycznie nie dało się tego zauważyć z daleka. Wojował zabójczą buławą, z hartowanej stali. Często przechwalał się tym, jak wyłamywał za jej pomocą szczęki przeciwnikom, albo niszczył niemalże każdą zbroję. Oczywiście spora część z tych historii była mocno podkoloryzowana.

 

Ostatni z nich, Ince, był kiedyś chorobliwie chudy. Miał on dokładnie metr czterdzieści trzy wzrostu. Jako jeden z nielicznych krasnoludów nie posiadał długiej brody. Jego włosy o kolorze ziemi były regularnie podcinane tak, aby nie zalęgły się w nich wszy. Jako jedyny ze swojej kompani porządnie się ubierał. Dzisiaj założył na siebie ładną, nową, srebrną kolczugę oraz zadbane, ciemnobrązowe spodnie. W rękach dzierżył ciężki, dwuręczny topór, z licznymi runicznymi zdobieniami. Większość z nich była fałszywa, ale okazjonalnie zdarzały się prawdziwe symbole. Z resztą, to i tak robiło wrażenie w walce. Prawdziwe czy nie, świeciły tak samo efektownie.

 

Sprawiali wrażenie roześmianych, jak zawsze zresztą. Myśląc, że są sami, opowiadali mnóstwo niewybrednych żartów, okraszając je masą bluzgów. Wyszedłem z krzaków, płosząc przy tym ptaki. Jak się zaraz nie uciszą, to cały misterny plan pójdzie się jebać. Kiedy Gruby mnie spostrzegł, zaraz zawołał swoim donośnym głosem.

 

— Kogo to me oczy widzą? — Rozłożył ręce w powitalnym geście. — Evan, od kiedy zbierasz jagody w lasach?

— Od kiedy usiłuję złapać gryfa, którego mi przepłaszacie — odwarknąłem. Jagody w lesie? Skąd on to wziął?

— To fantastycznie. — Rudy walnął mnie potężnie w plecy. Zakląłem siarczyście, na co ci zareagowali śmiechem. — No bo widzisz, my też usiłujemy go złapać.

— Robiąc tyle hałasu, złapiecie co najwyżej głuchego osobnika. Pod warunkiem, że ciebie nie wywęszy — Gruby i Chudy zaśmiali się jeszcze głośniej.

— Bardzo zabawne, powiedz mi chłopcze…

— Nie jestem chłopcem — powiedziałem z irytacją. Czy on się kiedykolwiek tego nauczy?

— Mamy po pięćdziesiąt lat, dla nas jesteś chłopcem — zaśmiał się głęboko. — Ustaliłeś coś na temat naszego gryfa?

— Tak, to samica, dwanaście lat, buroskrzydła — wyrecytowałem znudzonym głosem. Znowu się zaczyna, gadanie o zwierzętach, okraszone masą przekleństw. To było interesujące, kiedy byłem młody.

— Niezbyt dużo nam to mówi — rzekł Gruby, niezadowolonym tonem.

— Mogłem jedynie zajrzeć do gniazda — rzekłem, strzepując jakiegoś robala z karku.

— Zaraz będziesz mógł przyjrzeć jej się bliżej — zawołał radośnie Gruby, ładując kuszę.

— Jak to? — zapytałem z lekkim przerażeniem w głosie. Miałem nadzieję, że to nie był ich kolejny głupi pomysł.

— Postanowiliśmy zwabić ją tutaj, dlatego tak hałasowaliśmy — odpowiedział szybko Chudy. — Powinna być tu za jakieś pię…

 

Wtem rozległ się rozdzierający powietrze pisk, a następnie gryf wyleciał zza chmur i w ułamku chwili był na ziemi, niemal miażdżąc Grubego. Uratowało go tylko to, że odskoczył do tyłu, przewracając się. Do tej pory myślałem, że opowieści o pikowaniu gryfów to bujdy, ale jak zawsze najgorsze plotki muszą okazać się tymi prawdziwymi. Kiedy usłyszałem bluzgi Grubego natychmiast przeniosłem wzrok na jego kuszę. No kurwa mać, leżała w kawałkach.

 

Wielka, opierzona bestia o wysokości dwóch metrów i długości kolejnych trzech, wykonała kilka powolnych, leniwych kroków na swoich czterech grubych łapach zakończonych zakrzywionymi pazurami, koloru matowego złota. Jak to u gryfów bywa, przednia para nóg była wyraźnie większa i silniejsza od tylnej. Rozłożyła swoje skrzydła, dzięki czemu sprawiała wrażenie jeszcze większej. Każde z nich było na tyle duże, że mogłoby się na nim położyć trzech, niewysokich ludzi. I to całkiem wygodnie, jeżeli pominąć grube, twarde i wystające kości. Wyglądała na dosyć ciężką. Na oko ważyła, jakieś dwie i pół tony, podczas gdy średnia waga jej podgatunku to "zaledwie" dwie tony. Białka jej oczu były właściwie niewidoczne, za to uwagę zwracały zielono tęczówka ze złotymi plamkami oraz idealnie okrągła, ogromna źrenica. Uciekliśmy do lasu, nie chcąc walczyć z nią na otwartym terenie.

 

— Jaki mieliście plan — szepnąłem, po tym jak się ukryliśmy.

— Zabić ją z mojej kuszy — odparł beznamiętnie Gruby.

— No kurwa, zajebiście. Macie zapasową taktykę?

— Nie. A co ty chciałeś zrobić? — odezwał się Rudy.

— Chciałem poczekać aż zaśnie i wtedy ją zaatakować.

— Więc improwizujemy? — zapytały krasnoludy.

— Nie, wymyślimy coś teraz.

— Bez mojej kuszy i tak nic nie zdziałamy — zaczął marudzić Gruby. Rzuciłem mu kuszę Farida. — Mam iść z tym maleństwem na gryfa? — Poczerwieniał ze złości. — Chyba sobie kpisz.

— Nie narzekaj, ty chociaż nie musisz się do niej zbliżać. Ja odwrócę jej uwagę, a ty postaraj się jej zrobić krzywdę — powiedziałem, podając mu miniaturowe bełty. Szkoda, że walkę w lesie trafił szlag.

 

Wybiegłem z krzaków z bojowym okrzykiem na ustach. W duchu modliłem się do wszystkich znanych mi bogów, abym przeżył. Kiedy samica mnie zauważyła, zapiszczała gniewnie, po czym wzniosła się w powietrze. Na szczęście celne trafienie Grubego w dziób sprowadziło ją na dół. Oczywiście, nie mogła tak po prostu umrzeć, wtedy byłoby za łatwo. Przynajmniej minie trochę czasu, zanim zbierze siły do kolejnego lotu. Otrzepała się, pozbywając się źdźbeł trawy, piasku oraz liści z piór. Dobra, teraz mam szansę, podbiegłem do niej, aby zranić ją mieczem, ale ta uderzyła mnie łapą z taką siłą, że przeleciałem jakieś dziesięć metrów. Noż cholera jasna, co ja sobie myślałem? Splunąłem krwią, mając nadzieję, że to tylko przygryziony język. Gryf biegł niezgrabnie w moją stronę. Trochę minie, zanim zbierze siły do kolejnego lotu, ale nie. Pozbierałem się i chciałem odskoczyć, ale ona mnie przewróciła, po czym przygniotła łapą do ziemi. Już rozdziawiała swój dziób, żeby mnie zabić. Pewnie by to zrobiła, gdyby nie to, że Rudy uderzył ją toporem w prawe oko. Zatoczyła się, ale szybko odzyskała równowagę i z wściekłością zamachnęła się skrzydłem. Rudy wylądował dwa metry dalej ogłuszony. Tym razem, to na nim stanęła samica. Zanim zdążyłem wstać, aby mu pomóc, Chudy paskudnie zranił ją w lewy bok. Zapiszczała gniewnie, a potem poleciała w górę, ignorując mnóstwo bełtów, które w międzyczasie zdążył w nią wpakować Gruby. Tak szybko? Cholera, powinna stać na ziemi jeszcze jakieś pięć minut. No, ale czego ja się spodziewałem? Spacerku po lesie?

 

— Kalin, błagam cię, powiedz, że masz jeszcze amunicję — wydyszałem, chwytając się za ranny bok. Kiedy poczułem wilgoć krwi, wiedziałem, że bez wizyty u uzdrowiciela się nie obędzie.

— Niestety nie mam. Z resztą i tak uciekła, na nieszczęście. — Chciałem się go spytać, czy do reszty go pojebało, ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język. — Jest już wysoko, o ile nie wyrosną nam skrzydła, nie dogonimy jej.

 

Notka:

 

Jestem na was zły. Czemu nikt mi nie mówił, że zjadam "ł" w końcówkach czasu przeszłego? Nie zależy wam na tym, aby przeczytać dobre opko?

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Senezaki 25.07.2015
    Daję 5. Sakal, nie bądź zły :(( Zniszczłeś mi dzień! XD
  • NataliaO 25.07.2015
    Opisy były dopracowane, dopieszczone, dialog jedynie trochę wydawał mi słaby do całości. Ten podtytuł mi podoba; 5:)
  • Senezaki 25.07.2015
    Mi też się to spodobało, Nati c:
  • Lucinda 28.07.2015
    Ogólnie mi się podoba. Jest dużo fajnych opisów. Mam jednak kilka zastrzeżeń. ,,Nawet nie zliczę (przecinek) ile razy musiałem ich przez to ratować." ; ,,Kalin (przecinek) w wyniku klątwy rzuconej na niego lata temu, był wyjątkowo niski nawet jak na swoją rasę." ; ,,Słyną (słynął) z tego" ; ,,Zresztą (,,z resztą" pisze się oddzielnie), to i tak robiło wrażenie w walce,(tu zamiast przecinka dałabym kropkę) prawdziwe czy nie, świeciły tak samo efektownie." ; ,,Myśląc, że są sami, opowiadali mnóstwo niewybrednych żartów (przecinek) okraszając je masą bluzgów." ; ,,Miałem nadzieję (przecinek) że to nie był ich kolejny głupi pomysł." ; ,,Każde z nich było na tyle duże, żeby (,,że", a nie ,,żeby") mogłoby się na nim położyć trzech, niewysokich ludzi." ; ,,Wyglądała na dosyć ciężką, na oko ważyła, (tu nie powinno być przecinka. Ten sam błąd popełniłeś chyba w poprzedniej części. Żeby zrobić pauzę musisz użyć innego znaku, ten jest niepoprawny) jakieś dwie i pół tony," ; ,,szepnąłem (przecinek) po tym jak się ukryliśmy." ; ,,Otrzepała się (przecinek) pozbywając się źbeł (źdźbeł) trawy" ; ,,Splunąłem krwią (przecinek) mając nadzieję, że to tylko przygryziony język." ; ,,a potem poleciała w górę (przecinek) ignorując mnóstwo bełtów" ; ,,wydyszałem (przecinek) chwytając się za ranny bok" ; ,,Niestety nie mam,(tu bym oddzieliła kropką) zresztą i tak uciekła," - znowu ,,z resztą" ; ,,Chciałem się go spytać, czy to (do) reszty go pojebało". Podsumowując, błędy dotyczą głównie interpunkcji. Zostawiam 5:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania