Opowieści podróżnika - Rozdział pierwszy 4/4 - Runda druga

- Kalin, błagam cię, powiedz, że masz jeszcze amunicję - wydyszałem chwytając się za ranny bok. Kiedy poczułem wilgoć krwi, wiedziałem, że bez wizyty u uzdrowiciela się nie obędzie.

- Niestety nie mam, zresztą i tak uciekła, na nieszczęście. - Chciałem się go spytać, czy to reszty go pojebało, ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język. - Jest już wysoko, o ile nie wyrosną nam skrzydła, nie dogonimy jej.

- Wróciłaby tu, gdybyśmy znowu hałasowali - odrzekł Rudy, otrzepując się z ziemi.

- Osobiście uduszę tego z was, który to zrobi - zawołałem gniewnie. - Teraz, kiedy odkryliśmy jej gniazdo, powinna polecieć w zupełnie inne miejsce, więc moje zlecenie i tak jest wyko…

Moją wypowiedź przerwał Braden, który najwyraźniej zerwał się osiłkowi, mającemu zaprowadzić go do obozu. Sam bandyta biegł za nim, klnąc przy tym niemiłosiernie głośno. Cała dwójka robiła niewyobrażalny harmider. Czy chociaż jedna, tylko JEDNA, rzecz mogła pójść po mojej myśli! Pisk, który rozległ się kilka sekund po tym, jak Braden zatrzymał się obok mnie, zdradził, że ptaszyna usłyszała przybycie mojego mustanga. Oczywiście instynkt mamusi kazał jej zawrócić. Właśnie dlatego nienawidzę dzieci.

 

- Masz cokolwiek do strzelania? - Rudy zapytał się bandyty.

- Nie. - Ten odpowiedział, wyjmując krótki miecz.

 

Minęła dłuższa chwila, zanim do nas doleciała. Kiedy złożyła skrzydła, chcąc pikować, każdy z nas natychmiast pobiegł w inną stronę. Przerażony Braden był za wolny, gryf schwytał go w swoje łapy, poleciał w górę, a następnie odgryzł mu głowę. Przeszła przeze mnie fala wściekłości. Braden był koniem mojego ojca, jeszcze zanim się urodziłem. Dostałem go w wieku szesnastu lat, z okazji rozpoczęcia służby wojskowej. Był powiernikiem moich wszystkich sekretów, a teraz nie żyje. Ta wypłowiała kupa piór musiała mi za to zapłacić! Kiedy tylko wylądowała na ziemi, w celu wyciągnięcia kilku bełtów, które utkwiły w wyjątkowo bolesnych miejscach, natychmiast pobiegłem w jej stronę, drąc się wniebogłosy. Chciała uderzyć mnie prawą łapą, ale ja byłem szybszy. Schyliłem się, unikając jej ciosu, a następnie wbiłem swój miecz pomiędzy jej żebra. Zawyła w bólu, po czym zamachnęła się skrzydłami, powalając mnie na ziemię. Minęła może jedna sekunda, a była już w powietrzu. Zajebiście, będzie pikować, a ja nie mam miecza. Pozostały mi jedynie modły. Wtem stał się cud. Darowała sobie. Po prostu odleciała, zabierając ze sobą dwa jaja. Reszta naszej drużyny podeszła do mnie w milczeniu. Kirimizi kulał.

 

- Chyba skręciłem sobie kostkę, kiedy uciekałem przed nią - powiedział z bólem w głosie.

- Evan, wiem że Braden był dla ciebie ważny, ale to tylko koń. Jeśli następnym razem zrobisz taką głupotę jak przed chwilą, to zginiesz. - Gruby wykazał więcej empatii.

- Masz rację - odpowiedziałem po chwili namysłu. - To był tylko koń. Nic więcej. - Wstałem z bólem. - Może skończmy na przepędzeniu jej?

- To dobry pomysł - rzekł bandyta.

- Mówił do ciebie? - zawarczał groźnie Rudy. Tamten musiał się go przestraszyć, bo jedynie co z siebie wyrzucił to krótkie “nie”

 

Pochowaliśmy Bradena pod drzewem, na którym gryf uwił swoje gniazdo, po czym odprowadziłem krasnoludy z powrotem na ścieżkę. Pozostało jedynie wrócić razem z bandytą do tego tartaku. Przez całą drogę towarzyszyły mi myśli o moim koniu. Czemu? Czemu on, czemu tak? Strzaskane kości, rozerwane mięśnie, powyrywane ścięgna, paskudna śmierć. Mam nadzieję, że chociaż zginął szybko.

 

Farid siedział na krześle, a na ławie przed nim leżała głowa upolowanego przeze mnie ghula. Skurwysyn chciał zachować ją sobie jako pamiątkę, czyli pewnie upchnąć ją u burmistrza Kamiennego Potoku. A miał mnie nie obrobić, skurwiel jeden. Przynajmniej relacja jego szpiega wystarczyła mu jako dowód tego, że gryf odszedł.

 

- Pięknie załatwiona robota panie Evan. Myślałem, że zajmie to panu tydzień, a minęło może kilka godzin! Gdzie zwykle pan przebywa? Chciałbym najmować pana w przyszłości.

- Niestety, nie mam stałego miejsca pobytu, ale jeśli będę w okolicy, to pewnie o mnie usłyszycie.

- Masz pan rację. Wie pan co? W ramach nagrody za tak szybką akcję, może pan sobie zatrzymać moją kuszę oraz swój ekwipunek.

- Dziękuję.

 

Pewnie powinienem powiedzieć coś więcej, ale zmęczenie odebrało mi zdolność myślenia. Stałem jedynie dzięki temu, że ich znachor doprowadził mnie do ładu. Wychodząc z tartaku i wracając na ścieżkę, zdałem sobie sprawę z tego, że oni kiedyś byli kimś. Wszędzie było mnóstwo ukradzionych listów gończych, oferujących krocie za ich głowy. Każdy z osobna był stary i poniszczony, tak jak ich przeszłość. No cóż, gościńce mają też wady. Wady? Tępienie przestępczości to raczej zaleta, ale przez ten czas, który tu spędziłem miałem mieszane uczucia. To tylko ludzie pozbawieni wyboru.

 

Reszta drogi do Kamiennego Potoku była pozbawiona jakichkolwiek przeszkód. Do miasta dotarłem około północy, więc ładne, białe domki z czerwonymi dachami były skąpane w mroku. Światła paliły się jedynie w porcie, nad rzeką. W ciche noce, takie jak ta, szum wody roznosił się po całym mieście. Szeroka wstęga wody była schronieniem dla niewielkiej ilości ryb, ale w zamian nanosiła mnóstwo kamieni. To, że nikt nie miał z nich pożytku, to już inna sprawa. Mnie jednak interesował tylko dom burmistrza. Nie wyróżniał się on zbytnio od innych domów, był jedynie nieco większy i miał tabliczkę wbitą w trawę przed nim. Głosiła ona: „Dom burmistrza". Prosto i bez lania wody - pomyślałem sobie. - Mam nadzieję, że to nie dlatego, że mieszkają tu tylko cepy. Gospodarz najwyraźniej nie spał, gdyż kiedy tylko zapukałem do drzwi, natychmiast mi je otworzył. Miał on na sobie długi, biały szlafrok. Na jego okrągłej twarzy malowała się radość, na widok głowy ghula, którą trzymałem w ręce.

 

- Edan, jest pan bohaterem! Urządzimy na pańską cześć ucztę! - mówił na tyle głośno, że z pewnością obudził połowę miasta.

- Na imię mam Evan - powiedziałem, kłaniając się. - Nie musisz organizować mi uczty, chcę tylko odebrać nagrodę i pojechać do rodziny.

- Jesteś pewien? - zapytał zdezorientowany.

- Tak, no, chyba że masz konia dla mnie. Mój niestety zdechł podczas roboty.

- To smutne, może jednak znajdzie pan pocieszenie w jadle i napojach?

- Z całym szacunkiem, ale nie skorzystam z oferty.

- Niech będzie tak, jak pan chce. Już biegnę po pieniądze. - Mężczyzna wbiegł na chwilę do domu, kiedy wrócił miał w ręku sakiewkę pełną pieniędzy. - Chce pan przeliczyć? - zapytał, podając mi ją do ręki.

- Nie ma takiej potrzeby - powiedziałem z uśmiechem.

- Co się tyczy konia, czeka w stajni.

 

..........................................................................................................................................................................................................

 

Dzieci siedziały jeszcze chwilę w milczeniu, zanim zorientowały się, że to koniec historii. Po chwili zaczęły zadawać jednocześnie mnóstwo pytań. Nic z tego nie rozumiejący Evan uciszył je gestem dłoni.

 

- Spokojnie, spokojnie. Nie wszyscy naraz. Najpierw Kiley.

- Dlaczego ona? - zapytał gniewnie Kitto.

- Ponieważ jest dziewczyną, a dziewczynom się ustępuje. - Spojrzał na niego ciężko. - Mów szybko Kiley.

- Dlaczego ci bandyci nazywali się „Zielone Płaszcze"? Przecież nawet nie mieli płaszczy.

- Też się nad tym zastanawiałem. Kiedy pytałem o to ludzi w karczmie, dowiedziałem się, że kiedy ci bandyci byli bogatsi, każdy z nich nosił płaszcz w szmaragdowych barwach. Chcieli być nazywani “Szmaragdowymi Płaszczami”, ale że prosty lud nie zna się na kolorach, to musieli zadowolić się swoim tytułem. Twoja kolej Kitto.

- Dlaczego ten gryf był taki agresywny?

- Wielki Sciento, musiał się o to spytać - mruknął pod nosem najemnik. - Spotkałem kiedyś hodowcę, do którego doleciało to bydlę. Udzielił mi długiego i nudnego wywodu, z którego zrozumiałem jedynie tyle, że miała chore… - przerwał na chwilę, po czym odezwał się niepewnie - …nadnercza, czy jakoś tak.

- Nie rozumiem - rzekł Kitto ze zdumionym wyrazem twarzy.

- Ja też nie. Może jakiś uczony z wioski wyjaśni ci, o co chodzi. Jakie ty masz pytanie Kein?

- Czy to prawda, że krasnoludy nie lubią, kiedy mówi się na nie „krasnale"?

- Tak - podróżnik powiedział to tak, jakby była to coś oczywistego. - To prawie tak, jakbym mówił do ciebie „bachor". - Zza domu wyszła Addein.

- Skarby moje, skoro bajka skończona, to dajcie odpocząć naszemu gościowi i pomóżcie mi w ogródku. Trzeba podlać kwiaty.

- Tak mamusiu. - Dzieci zbiegły z ganku, po czym pobiegły za dom.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • Senezaki 26.07.2015
    Sakal, co ty tak z tymi opowiadaniami lecisz ;o Już trzecie czytam Twoje dziś XD Aktywność? :D Okej XD Co do opowiadania, to koniec mi się podobał. Szczególnie pytania na koniec, one wyjaśniały :) Pińć XF
  • Slugalegionu 26.07.2015
    Ten tekst i fanfik były już gotowe od dawna, a Wtbrańca jedynie wklejam :)
  • Senezaki 26.07.2015
    To o Wybrańcu na forum mówiłeś, teraz tak zauważyłam XD
  • Slugalegionu 26.07.2015
    Tak, to prawda: )
  • Senezaki 26.07.2015
    Sene taka uważna XD Wybacz ;-; Wybacz, Senpai!!! XD
  • Slugalegionu 26.07.2015
    WybaczamXD
  • Senezaki 26.07.2015
    Argatou, Miszczu ^^
  • Senezaki 26.07.2015
    Arigatou* XD
  • Amy 26.07.2015
    Musiałam nadrobić zaległości i zrobiłam to z przyjemnością. :) Właściwie nie znam się za bardzo na fantasy, więc mogę tylko powiedzieć, że mi się podobało, choć mam lekkie zastrzeżenia do końcówki. Taka jakaś sztuczna mi się wydawała.

    I jeszcze jedna wskazówka. Nie pisz "zapytał się", "zapytała się" itp. Samo "zapytał", "zapytała" wystarczy, bo bohater/ka nie pyta siebie, tylko kogoś innego. :)
  • Lucinda 28.07.2015
    Opowiadanie bardzo mi się podobało, chociaż rzadko czytam coś z tego gatunku. Jest sporo błędów głównie interpunkcyjnych. ,,odrzekł Rudy (przecinek) otrzepując się z ziemi."; ,,Teraz, kiedy odkryliśmy jej gniazdo, powinna polecieć w zupełnie inne miejsce (przecinek) więc moje zlecenie i tak jest wyko…" ; ,,Moją wypowiedź przerwał Braden, który najwyraźniej zerwał się temu (wskazywanie w tym wypadku ,,temu" wydaje mi się niepotrzebne. W polskim jest taka zasada, że jeśli zdanie ma sens bez zaimka, to nie powinno się go pisać) osiłkowi, który miał zaprowadzić go do obozu." gdybyś zamienił ,,który miał zaprowadzić go do obozu" na ,,mającemu zaprowadzić go do obozu" uniknąłbyś powtarzania ,,który" ; ,,Pisk, który rozległ się kilka sekund po tym, jak Braden zatrzymał się obok mnie (przecinek) zdradził, że ptaszyna usłyszała przybycie mojego mustanga" ; ,,Ten odpowiedział (przecinek) wyjmując krótki miecz." ; ,,Braden był koniem mojego ojca, jeszcze zanim się urodziłem,(kropka zamiast przecinka) dostałem go w wieku szesnastu lat, z okazji mojego rozpoczęcia służby wojskowej." - ,,mojego" jest tu niepotrzebne ; ,,Schyliłem się (przecinek) unikając jej ciosu" ; ,,Wtem, stał się cud." - ta sama sytuacja co w poprzednich częściach, nie powinno być tu przecinka ; ,,Po prostu odleciała (przecinek) zabierając ze sobą dwa jaja." ; ,,Pięknie załatwiona robota panie Evan,(tu też dałabym kropkę zamiast przecinka) myślałem, że zajmie to panu tydzień, a minęła (minęło) może kilka godzin! Gdzie zwykle pan przebywa,(znak zapytania, a dalej od nowego zdania) chciałbym najmować pana w przyszłości." ; ,,Wszędzie było mnóstwo ukradzionych listów gończych (przecinek) oferujących krocie za ich głowy." ; ,,Na jego okrągłej twarzy malowała się radość, na widok głowy ghula (przecinek) którą trzymałem w ręce." ; ,,zapytał się (pomijając ,,zapytał się" o czym pisała Amy, powinien tu być przecinek) podając mi ją do ręki." ; ,,Ponieważ jest dziewczyną, a dziewczyną (dziewczynom) się ustępuje." ; ,,Może jakiś uczony z wioski wyjaśni ci (przecinek) o co chodzi." ; ,,Czy to prawda, że krasnoludy nie lubią (przecinek) kiedy mówi się na nie „krasnale"?" Nie sądziłam, że wyjdzie tego tak dużo, ale to przez to, że wskazywałam ci każde zdanie po kolei. Popracuj nad interpunkcją:)
  • Slugalegionu 28.07.2015
    Bez obaw, ja lubię takie komy: D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania