Poprzednie częściUratuj mnie - Prolog

Uratuj mnie - Rozdział 10 - Mecz

KAROL

 

Po powrocie do domu z pracy wchodzę od razu do kuchni. Tak jak się spodziewałem, zastaję tam Ilonę, która stoi przy zlewie i odcedza ziemniaki. Jak zawsze podczas gotowania towarzyszy jej muzyka. Tym razem jest to Nothing But Thieves i ich "Is Anybody Going Crazy?"

– Cześć! – Witam się z nią.

– Hej! Co się stało? – Pyta lekko zaniepokojona i odwraca się przez ramię, tłukąc ziemniaki.

– Dlaczego uważasz, że coś się stało? – Marszczę brwi zdziwiony. Ilona odwraca się do mnie i uśmiecha się niepewnie.

– Ktoś mi kiedyś powiedział, że trafnie odczytuję nastroje innych ludzi. Poza tym domyśliłam się tego, jak tylko wjeżdżałeś na podwórko. Przygazowałeś mocniej niż zwykle. Drzwi też zamknąłeś mocniej niż zwykle. W ogóle to jesteś tu wcześniej niż zwykle, więc musiałeś tu jechać szybciej niż zwykle. – Zerka na mnie z wyrzutem.

– Dobra jesteś! – Przyznaję z uznaniem, bo rzeczywiście złość, aż mnie rozsadzała od środka. Jednak po jej spostrzeżeniu na chwilę zapomniałem, że jestem zły.

Niestety, tylko na bardzo krótką chwilę.

– To powiesz mi, co się stało?

– Nie dostałem urlopu w pracy i nie będę mógł iść na ważny mecz z kolegami. Chciałem jeden dzień wolnego. Jeden. Rozumiesz? I co, kurwa? I nic! Będę zapierdalał nadgodziny w pracy zamiast być wtedy na meczu, bo mamy reorganizację w firmie.

– Widocznie w pracy uważają, że jesteś niezastąpiony. – Widzę w jej oczach iskierki rozbawienia. Mimowolnie znów na chwilę zapominam o swojej złości. Ale tylko na ułamek sekundy.

– Niech mnie pocałują w dupę! Ciężko haruję, jestem na każde ich zawołanie, ale kiedy to ja czegoś chcę, to robią problem.

Podchodzę do szafki i wyjmuję talerze. Podaję jeden Ilonie, a ona nakłada porcję jedzenia.

– Nic nie da się zrobić?

– Coś ty! Rozmawiałem z przełożonym, ale nie dał się ubłagać. Co za chuj! – Ryknąłem, a ona aż podskoczyła.

– Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć.

– Spoko. Mówiłeś mu, że idziesz na mecz? Może był zazdrosny i dlatego się nie zgodził.

– Nie mówiłem, po co potrzebny mi dzień wolny, bo wiedziałem, że będzie ciężko o urlop. Mamy teraz niezły zajeb w robocie.

Uświadamiam sobie, że dużo przeklinam w trakcie tej rozmowy, a ona przecież prawie w ogóle tego nie robi. Jest mi nawet trochę głupio, ale skoro nie zwróciła mi uwagi, to przestaję się tym przejmować. Jestem zły, więc więcej przeklinam. Widzę za to, że Ilona próbuje żartować, żeby rozluźnić atmosferę i z zaskoczeniem stwierdzam, że mi to nie przeszkadza.

– A próbowałeś się z kimś zamienić albo poprosić o odrobienie tych nadgodzin w inny dzień lub w weekend? – Pyta ze spokojem, a ja patrzę na nią, jakby właśnie powiedziała mi, że jest kosmitką.

– Nie pytałem. – Przyznaję i robi mi się wstyd, bo prosiłem o urlop pod koniec pracy, a kiedy dostałem odmowę, po prostu od razu wyszedłem stamtąd wkurzony, jakby się paliło.

– To zrób to jutro. Pogadaj z jakimiś kolegami. A nuż się uda? Postawisz jakiemuś koledze za to piwo, ja mogę dodatkowo zrobić jakieś ciasto czy coś i wszyscy będą zadowoleni.

– Mogłem od razu tak zrobić. Nie pomyślałem o tym. Taki byłem wytrącony z równowagi.

– Wierzę. Ja, kiedy coś nie idzie po mojej myśli, jestem okropna.

– Serio? Chciałbym to kiedyś zobaczyć. – Uśmiecham się mimowolnie, podając jej drugi talerz.

– Oj, nie chciałbyś. – Śmieje się. – Wierz mi. Najgorzej, jak coś sobie zaplanuję od dłuższego czasu, a potem wypada mi coś niespodziewanego i wszystko się sypie, a ja nie mogę nic zrobić. Tak jak wszystko mi się posypało przez Marcina i przez to, że musiałam się tu przed nim schować. – Kończy cicho.

Jest mi głupio, bo uświadamiam sobie, że Ilona musiała zrezygnować z wielu rzeczy, czy to w pracy czy w życiu osobistym, i to na dłuższy czas, a ja robię cyrk, bo nie pójdę raz na mecz.

– Ale przynajmniej przez tę sytuację może nauczę się, że nie warto za bardzo nabijać sobie głowy pomysłami, ani za bardzo niczego nie planować. Wszystko ma swoje dobre i złe strony… – Mówi i uśmiecha się smutno, a ja już prawie w ogóle nie czuję złości.

Siadamy do stołu i zaczynamy jeść.

– Mmm… Pyszne! – Chwalę ją, a ona dziękuje mi z uśmiechem. – Masz rację, ale akurat w moim przypadku jakoś nie mogę doszukać się pozytywów niepójścia na mecz, na którym mi zależało.

– No jak to? Serio? Nie dostrzegasz żadnych plusów? Ani jednego? Przecież po pracy wrócisz prosto do domu i spędzisz więcej czasu ze mną! – Oznajmia przekornie i puszcza do mnie oko. – Jak mogłeś o tym nie pomyśleć?!

– Bo miałem myśleć o pozytywach. – Odbijam pałeczkę, żartując.

Cholera, a jeszcze przed chwilą miałem ochotę coś rozwalić. Co ona mi zrobiła?

– Ej! Ale koledzy, z którymi byś poszedł na mecz, nie gotują ci obiadów. – Mówi zaczepnie i wkłada do ust kopytko oblane sosem.

– Nie samym chlebem żyje człowiek. Chleba i igrzysk. Mówi ci to coś? – Spogląda na mnie z miną, jakby patrzyła na niesforne dziecko.

– To jak tak bardzo zależy ci na tym meczu, to zabierz ze sobą laptopa. Będziesz pracował i oglądał mecz jednocześnie.

Prycham ze śmiechu, a Ilona niemal krzyczy, klaszcząc w dłonie.

– Albo nie! Mam lepszy pomysł! Ja tam za ciebie pójdę i zrobię ci relację na żywo. Co ty na to?

Tym razem śmieję się w głos, ale po chwili Ilona mówi coś, co mi się nie podoba i uśmiech znika z mojej twarzy.

– Myślisz, że twoi koledzy byliby zadowoleni z mojego towarzystwa? Jacy oni są? Przystojni?

Kiedy tak żartuje, a wiem, że żartuje, czuję małe, maleńkie, ale cholernie upierdliwe ukłucie zazdrości za to, że powiedziała coś takiego o innych mężczyznach. Swoją drogą, ciekawe jaki typ facetów lubi? Jak wygląda jej ideał z wyglądu i charakteru?

– Są, ale nie tak przystojni jak ja. – Odzywam się w końcu, a ona wybucha perlistym śmiechem.

– Może sama to ocenię, co? Ty nie jesteś obiektywny.

– Jak chcesz. Tylko, żebyś nie była potem rozczarowana. Uprzedzam cię.

Znów się śmieje, ale po chwili dodaje:

– Hmm… To może rzeczywiście lepiej nie będę narażać się na tak bolesne rozczarowanie. Ale na serio, pogadaj jutro z chłopakami z pracy o zamianie albo poproś o wcześniejsze wyjście z możliwością odrobienia tych godzin w innym czasie, żebyś jednak ty sam mógł zobaczyć ten mecz.

– Tak zrobię. – Patrzę na nią z wdzięcznością, a ona odwzajemnia moje spojrzenie i uśmiech.

Nie wiem, jak ona to robi, ale jej spokój i racjonalne podejście działają na mnie kojąco. To nie pierwszy raz, kiedy ma na mnie taki wpływ. Oczywiście, nie dalej jak wczoraj rzucała mięsem ze zdenerwowania, ale to była wyjątkowa sytuacja. Zastanawiam się więc, jak ktoś taki jak ona, ktoś, kto musi się ukrywać i żyć w ciągłym strachu i niepewności, ma siłę, żeby przejmować się moimi problemami i oddziaływać na mnie w taki zbawienny sposób.

Zastanawiam się, jakie jeszcze zalety skrywa ta niepozorna dziewczyna, która z hukiem wtargnęła do mojego życia i postawiła wszystko na głowie, a teraz siedzi, jak gdyby nigdy nic, niczego nieświadoma i je ze mną obiad.

Gdzieś z jakby innego świata, bo mam wrażenie, że ja i Ilona jesteśmy teraz na innej planecie zupełnie sami i odgrodzeni od reszty wszechświata, dobiega do moich uszu przyjemnie brzmiąca piosenka, która leci w tle z radia na kuchennym parapecie.

Z początku radio towarzyszyło nam, żeby zagłuszyć ciszę między nami, ale teraz już tylko umila nam wspólne chwile praktycznie non stop.

Ciągle patrząc na Ilonę, wsłuchuję się w tekst nieznanej mi piosenki zespołu Nothing But Thieves. Dziś w radiu jest dzień z tym zespołem, więc to już druga piosenka tej grupy, która rozbrzmiewa w kuchni w ciągu kilkunastu minut. Wokalista śpiewa o tym, że mógłby utonąć w kimś takim jak Ona, zanurkować głęboko i nigdy już nie wypłynąć na powierzchnię, choć myślał, że to już nigdy nie będzie możliwe. Ona jednak sprawia, że niemożliwe staje się możliwe, a On czuje nadchodzące zmiany.

Słowa piosenki poruszają we mnie jakąś czułą strunę, uderzają z naporem w moją duszę i skutecznie szturmują mur, którym otoczyłem się dwa lata temu.

Czuję się teraz tak, jakby zaszła we mnie jakaś zmiana, która jest tak realna, że niemal namacalna. W ostatniej chwili uświadamiam sobie, że piosenka dobiegła końca i na szczęście rejestruję moment, kiedy spiker informuje słuchaczy, że właśnie usłyszeli utwór "Impossible". Zapamiętuję jej tytuł i przełykam głośniej ślinę na wspomnienie tekstu piosenki, który tak bardzo mnie poruszył.

Ilona, która je spokojnie obiad tuż obok, naprzeciw mnie, nawet nie zauważyła tego, co się ze mną dzieje, bo po prostu uśmiecha się do mnie ciepło, kiedy nasze spojrzenia się krzyżują i wraca do jedzenia obiadu zupełnie nieświadoma tych wszystkich kłębiących się we mnie emocji.

 

***

 

Następnego dnia szykuję się do wyjścia na mecz, kiedy kątem oka zauważam, że Ilona mi się przygląda. Gdy łapię jej wzrok, uśmiecha się kącikami ust i szybko odwraca głowę. Od rana zachowuje się dziwnie. Jest cichsza niż zazwyczaj, bardziej zamyślona i zapatrzona w jakiś punkt w oddali. Do tego co chwila bezwiednie wykręca swoje palce albo bawi się łańcuszkiem na szyi. Mam wrażenie, że chce mi coś powiedzieć, ale nie wie, jak zacząć, więc postanawiam ułatwić jej to zadanie.

– Wszystko w porządku? – Staję przed kanapą, na której siedzi, obejmując kolana rękoma.

Spogląda na mnie, otwiera usta po czym je zamyka, a po chwili znów je otwiera.

– Tak, wszystko okej.

– Na pewno? – Mrużę oczy, bo nie brzmi zbyt szczerze.

– Tak. Po prostu nie mogę się doczekać, aż stąd wyjdziesz i będę mieć święty spokój. – Żartuje, ale znam ją już trochę i widzę, że naprawdę coś ją gryzie.

– Ilona, w policji uczą, jak rozpoznać, kiedy ktoś kłamie. Przyznaj się, że mi zazdrościsz i chciałabyś jechać tam ze mną. – Na moją uwagę zrobiła się delikatnie czerwona.

Jest jak otwarta książka. Mimo, że się zaśmiała, wiem, że w moim żarcie jest trochę prawdy.

– No tak, bo o niczym innym nie marzę tylko o tym, żeby znaleźć się na stadionie pełnym drących się facetów, którzy obserwują innych facetów, ganiających za skórzanym workiem.

– Ała, to bolało. – Mówię i przysiadam obok niej. – Obserwowanie innych facetów, jak biegają za skórzanym workiem jest całkiem przyjemne dla co poniektórych. – Patrzę na nią znacząco.

– No, cóż. Nikt nie jest idealny. – Wzdycha teatralnie i dodaje po chwili: – Każdy ma jakieś hobby, a skoro ty masz takie, no to trudno. Twoja sprawa. – Kiedy to mówi ledwie powstrzymuje się przed tym, żeby się nie roześmiać.

– A ty, jakie masz hobby, mądralo? – Pytam zaciekawiony.

– Lubię chodzić do teatru na musicale. – Odzywa się mniej pewnym tonem niż jeszcze przed chwilą, jakby bała się, że ją wyśmieję. Nigdy bym tego nie zrobił na poważnie.

– No, cóż… – Parodiuję ją. – Każdy ma jakieś hobby.

Śmiejemy się, ale po chwili poważnieję.

– Ilona, wcześniej pytałem serio. Czy na pewno wszystko okej? – Widzę, że się zawahała.

– No, dobra. Po prostu mam gorszy dzień. Ale nie przejmuj się mną. Baw się dobrze. – Mówi i oboje spoglądamy w kierunku okna, za którym słychać zatrzymujący się samochód. Wstaję i widzę kolegów.

– To po mnie. – Patrzę na nią niepewnie. – Znów do ciebie pisze? – Pytam kiedy idziemy do ganka.

– Codziennie do mnie pisze, ale dziś nie jest to nic odbiegającego od normy. Także przynajmniej tyle. – Uśmiecha się smutno.

Cholera, może nie powinienem jechać? Zastanawiam się, powoli zakładając buty.

– O której mniej więcej wrócisz? – Pyta, nie patrząc na mnie i znów wykręca przy tym palce.

Nagle coś do mnie dociera. Mecz zaczyna się o 18. Zanim rozgrywka się skończy, zanim wypijemy jakieś piwo z chłopakami i zanim wrócimy, będzie noc. A ona nigdy wcześniej nie została w moim domu sama na noc.

– Ilonka… – Wstaję z kucek, podchodzę do niej bliżej i kładę dłoń na jej ramieniu. – Będę niedaleko, a ty nie będziesz sama. Będzie z tobą Rex. Chyba, że chcesz żebym został?

– Nie, no co ty! Tyle zachodu o ten mecz, a teraz miałbyś nie jechać? Poradzę sobie, jestem już duża. – Stara się mówić swobodnie i pewnie, patrząc mi przy tym prosto w oczy. – Jedź i baw się dobrze. I lepiej już idź, bo na ciebie czekają.

– Gdyby coś się działo… – Mówię i ściskam mocniej jej ramię, ale nie kończę, bo rozlega się krótkie, energiczne pukanie, a zaraz po nim drzwi otwierają się zamaszyście i stają w nich Piotrek i Rafał, moi kumple.

Co oni tu robią? Mieli poczekać w samochodzie. Zastanawiam się i kątem oka widzę, że Ilona odsunęła się ode mnie.

– Dzień… O! Dzień dooobry! – Pierwszy odzywa się Rafał, którego zawsze wszędzie pełno.

Jest głośny i zabawny, taka typowa dusza towarzystwa, która dogada się ze wszystkimi. Do tego nie przepuści żadnej dziewczynie. Prawdziwy z niego pies na baby. Szaleją za nim, jakby był jakimś bogiem. Czasami zastanawiam się, dlaczego się z nim zadaję i jak to się dzieje, że tak dobrze się dogadujemy.

Rafał obcina Ilonę od góry do dołu i przelotnie zerka na mnie. Wiem o czym myśli… On też zauważył, że jest podobna do Kamili. Po minie Piotrka też widzę, że myśli o tym samym, ale on przynajmniej nie jest tak nachalny w swoim spojrzeniu. Otrząsam się z szoku i dokonuję prezentacji.

– Ilona, to moi kumple, Piotrek i Rafał. – Wskazuję na nich kolejno, a Ilona wymienia z nimi uściski dłoni.

– A to Ilona… – Waham się. – przyjaciółka Karoliny… – Zerkam na nią z napięciem. – … i moja. – Z ulgą widzę, jak posyła mi ciepły uśmiech.

– Nie wiedziałem, że masz taką przyjaciółkę. Nic nie mówiłeś. – Odzywa się Rafał.

– Widocznie miał powód. – Dodaje Piotrek, studząc tym zapędy Rafała. I dobrze! Nie podoba mi się to, jak Rafał na nią patrzy. Mimowolnie przysuwam się do niej bliżej.

– A to Karolina wróciła z tego Londynu? – Zagaja Piotrek, a ja czuję się coraz bardziej nieswojo.

– Nie, nie ma jej tutaj.

– Ach, tak. Rozumiem. – Wtrąca Rafał znaczącym głosem. – Trzeba było tak od razu. Nie mam więcej pytań. – Puszcza do mnie oko i unosi dłonie do góry, a ja tracę już cierpliwość.

– To nie tak… – Mówię poddenerwowany.

– Ekhm… – Odchrząkuje Ilona, a my spoglądamy na nią. – Plotki, ploteczki… Zawsze twierdziłam, że faceci są o wiele bardziej wścibscy i skorzy do plotkowania niż kobiety i właśnie się w tym utwierdziłam. – Uśmiecha się szeroko i patrzy po naszych twarzach. – Ale chyba musicie się powstrzymać i już jechać, bo zaraz w końcu się spóźnicie na ten mecz.

– Właśnie! – Wykrzykuję i posyłam jej uśmiech pełen wdzięczności za odroczenie tej rozmowy.

Wiem, że tego nie uniknę i w aucie nie wymigam się już od ich pytań, ale przynajmniej teraz ona nie będzie musiała tego słuchać i się krępować, choć udaje, że komentarze Rafała nie zbiły jej z tropu.

– Idziemy! – Mówię głośniej i popycham kumpli w stronę drzwi.

Rafał jednak nie byłby sobą, gdyby czegoś nie palnął na koniec.

– Miło było cię poznać!

– Mi również!

– Może ze mną też się zaprzyjaźnisz? – Pyta Ilonę, rechocząc i wymawiając ostatnie słowo w dwuznaczny sposób, a ja gotuję się ze złości i zażenowania. Zatłukę go, jak stąd wyjdziemy!

– Myślę, że jeden przyjaciel mi wystarczy. Dwóch to już niemały tłok tym bardziej, że ty masz gadane za trzech. – Odpowiada niezrażona, na co my trzej wybuchamy śmiechem, a Rafał rechocze najgłośniej.

– Lubię ją! Chyba niedługo znów tu wpadnę.

Jeszcze czego!

Wypycham go niemal siłą za drzwi, a kiedy widzę, że śmiejąc się razem z Piotrkiem, kierują się w stronę auta, odwracam się do Ilony. Pewnie zastanawia się, dlaczego ktoś taki jak Rafał jest moim kumplem. Co sobie o mnie pomyśli po tej żenującej akcji? Chyba wolę nie wiedzieć…

– Ilona… Przepraszam cię za to. On już taki jest, a do tego chyba zdążył już coś wypić i…

– Spokojnie, nic nie szkodzi.

Patrzymy na siebie chwilę w milczeniu. Nagle znów zaczynam żałować, że muszę jechać.

– Gdyby coś się działo, cokolwiek, dzwoń. Pół godziny i będę z powrotem. – Ilona kiwa głową i kładzie dłonie na moich ramionach, ściskając je lekko.

– Karol. Jedź już. Skup się na meczu i kolegach, a o mnie się nie martw.

Nie wiem, czy to dlatego, że jest taka dobra dla mnie i to nie tylko teraz, czy jest mi głupio przed nią z powodu zachowania Rafała, a może jest mi jej po prostu żal, że obawia się zostać tu sama, ale mam ochotę ją przytulić i pocałować w czoło. Tak po przyjacielsku… Waham się chwilę, patrząc prosto w jej zielone oczy, aż w końcu chwytam ją za prawą dłoń, którą wciąż trzyma na moim ramieniu i ściskam ją pokrzepiająco. Jest ciepła i miękka. Wydaje się przy tym jednocześnie taka krucha…

– Gdyby coś… Cokolwiek…

– Będę dzwonić. – Uśmiecha się i również ściska moją dłoń.

Puszczam więc niechętnie jej dłoń i wychodzę z domu. Po kilku krokach, kiedy już mam się odwrócić, żeby spojrzeć na nią ostatni raz, słyszę, jak mnie woła.

– Karol! – Odwracam się do Ilony, która stoi w drzwiach. – Miałeś rację.

– Z czym? – Pytam, marszcząc przy tym brwi.

– Nie są od ciebie przystojniejsi. – Po moim ciele rozlewa się fala ciepła, a usta formują się w szeroki uśmiech.

– A nie mówiłem? – Pytam mile połechtany jej komplementem. Ilona macha do mnie i zamyka za sobą drzwi, a ja odwracam się i idę do samochodu, ciesząc się jak głupi z tego, co powiedziała.

Tak jak się spodziewałem, kiedy wsiadam do samochodu, od razu znajduję się pod ostrzałem wymownych spojrzeń i dociekliwych pytań ze strony chłopaków. Pierwszy oczywiście odzywa się Rafał:

– Ty, Karol, co to za laska? O co tu chodzi?

– Mówiłem ci, to przyjaciółka moja i Karoliny.

– Nie pierdol, widziałem, jak się zachowywaliście. Przyjaciele tak na siebie nie patrzą. Powietrze było tak naelektryzowane, że aż mi włosy na rękach dęba stanęły. O, popatrz! – Śmieje się ze swojego żartu i odwraca się do mnie na tylne siedzenie, pokazując mi swoją rękę, a ja przelotnie zauważam, że Piotrek bacznie przygląda mi się z fotela kierowcy we wstecznym lusterku.

– Nie chcesz mi wierzyć, to nie. Twoja sprawa. Do niczego między nami nie doszło.

– Ale może dojść. Co ona tu w ogóle robi?

– Sorry, ale nie mogę wam powiedzieć.

– Jak to? Nam nie powiesz?!

– Po prostu… powiedzmy, że musiała zmienić otoczenie na jakiś czas i Karolina wpadła na pomysł, żeby przyjechała tutaj.

– Długo już tu jest?

– Pojutrze miną dwa tygodnie.

– I nic nam wcześniej nie mówiłeś?

– Bo nie ma o czym. – Odpowiadam poirytowany. – To przecież nic takiego! Pomieszka tu trochę i wróci do siebie, jak już będzie mogła.

– Ma jakieś problemy? – Odzywa się pierwszy raz, odkąd wsiadłem do auta, Piotrek. Znów patrzy na mnie czujnie. Ja jednak wytrzymuję jego spojrzenie, ale i tak robi mi się głupio. To moi kumple, a ja muszę przed nimi sporo ukryć.

– Tak… ale nie mogę wam o tym nic powiedzieć, sorry.

– Czyli pomagasz jej, dajesz schronienie, taką bezpieczną przystań… – Zaczyna Rafał. – ... a co ona daje ci w zamian? – Śmieje się dwuznacznie.

Nie podoba mi się to, jak o niej mówi. Nawet jej nie zna.

– Nic, to przyjacielska przysługa. To znaczy teraz jest na urlopie, więc ma czas, żeby sprzątać, gotować, prać, prasować i takie tam, więc jesteśmy kwita. – Mówię ostatnie słowa z naciskiem.

– E, tam, takie gadanie. Przyznaj się, bzykasz ją?

– Kurwa, Rafał! Nie mów tak o niej!

– Uuu… Wzięło cię. Zapytam więc grzeczniej. Dała ci już?

– Przestań!

– Uprawiacie seks?

– Przestań, kurwa, bo to nie jest śmieszne! – Cedzę przez zęby, resztkami sił powstrzymując się przed tym, aby się na niego nie rzucić. Powstrzymują mnie słowa Piotrka.

– Rafał, uspokój się! To serio nie jest śmieszne. Karol, czemu mam wrażenie, że to, że zatrzymała się akurat u ciebie ma związek z tym, że byłeś kiedyś policjantem? Nie ma żadnej dalszej rodziny, żeby się tam zaszyć? – Dopytuje przenikliwie Piotrek, aż jestem pełen podziwu dla jego spostrzegawczości. – Mam rację? Coś jest na rzeczy?

– Nie mogę o tym mówić, naprawdę. – Próbuję wymigać się od odpowiedzi, ale Piotrek nie ustępuje. To nie koniec jego pytań.

– Podoba ci się to? Natura policjanta daje o sobie znać?

Patrzę w jego oczy we wstecznym lusterku i widzę, że się uśmiecha. Ma rację, przejrzał mnie na wylot. Od dwóch lat wszyscy: rodzina, kumple i znajomi z policji nie dają mi spokoju. Martwią się o mnie, proponują pomoc i próbują do mnie jakoś dotrzeć. Wszyscy chcą coś dla mnie zrobić, cokolwiek, a teraz tak się składa, że to ja jestem tym, który się o kogoś troszczy i pilnuje, aby nie stało się nic złego. To nie mnie ktoś pociesza i nie mi dodaje otuchy. Teraz to ja uspokajam Ilonę, kiedy się denerwuje, zapewniam ją, że wszystko się ułoży, próbuję poprawić jej humor, gdy jest smutna, biegam z nią, żeby poprawić jej kondycję i przytulam ją, gdy ma ataki paniki i koszmary…

Jestem i czuję się komuś potrzebny.

Ostatnio złapałem się nawet na tym, że nie myślę już tak często o sobie i swojej przeszłości, ale o tym, jak pomóc Ilonie i czy czegoś jej nie potrzeba. Czuję się teraz tak, jakbym znów był policjantem. Z jednej strony boję się tej odpowiedzialności, ale z drugiej… Przyjemnie jest znów czuć tę adrenalinę i mieć świadomość, że komuś pomagam.

Tak więc Piotrek ma rację. Podoba mi się to, więc tylko się do niego uśmiecham. Kiedy myślę, że nie będziemy już rozmawiać o Ilonie, Rafał znów rzuca niewybredny komentarz:

– Każdy ma jakieś problemy, nie tylko ona, ale ty się chłopie nie zrażaj, tylko działaj, bo jak nie, to cię ubiegnę. Kawał z niej baby, to znaczy chodzi mi o to, że jest wysoka. Cycki mogłaby mieć większe, ale ogólnie figurę to ma nie najgorszą. Z twarzy też okej. Może i nie jest jakąś pięknością, ale przynajmniej potrafi pocisnąć. Pewnie się z nią nie nudzisz.

– Nie narzekam. I skończmy wreszcie ten temat! – Mówię już coraz bardziej poirytowany, bo Rafał zaczyna być coraz bardziej chamski, aż mimowolnie zaczyna przypominać mi Marcina.

Jednak ten temat jeszcze się nie skończył i teraz wtrąca się Piotrek:

– Jest strasznie podobna do Kamili. – Zagaduje niby swobodnie, ale znów nie spuszcza ze mnie czujnego wzroku.

– Serio? Jakoś nie zauważyłem. – Odzywa się zdumiony Rafał. – W czym jest niby do niej podobna?

– Naprawdę tego nie widziałeś? – Dziwi się Piotrek, a ja również jestem tym szczerze zaskoczony. – Przecież ta Ilona, to Kamila 2.0.

– No, nie. Skupiłem się na jej zgrabnym tyłku i paru innych rzeczach, ale nie zauważyłem żadnego podobieństwa. Zresztą, jak tak teraz myślę, to z charakteru na pewno się różnią. Kamila była raczej czepialska i momentami naprawdę zołzowata. To nie była kobieta dla ciebie. Trzymała cię krótko, rozumiesz? Ciebie, policjanta, baba trzymała pod pantoflem, a i tak ciągle coś niby robiłeś źle i miała do ciebie wieczne pretensje. Zajebista laska z tej Kamili, było na czym zawiesić oko, ale charakter miała do dupy.

– Karol, ty musiałeś zauważyć, że są podobne. – Mówi Piotrek.

– Tak… ale nie zwracam na to już aż tak dużej uwagi. Przyzwyczaiłem się do tego. – Mówię i uświadamiam sobie ze zdumieniem, że rzeczywiście tak jest.

Ilona ma zielone oczy ze złotymi plamkami, a nie całe zielone jak Kamila. Do tego jej włosy wpadają w rudawy odcień, a nie są całe brązowe jak włosy Kamili. Kamila miała też mniej piegów i tylko na nosie, a do tego miała dołeczki w policzkach za każdym razem, gdy się uśmiechała. U Ilony dołeczki pojawiają się tylko wtedy, gdy uśmiecha się naprawdę szeroko.

Na szczęście Piotrek nic już nie mówi, tylko patrzy na mnie nieodgadnionym wzrokiem.

– No, widzisz. To uderzaj do niej, bo w końcu wyjedzie, a ty będziesz sobie potem pluł w brodę, że nie skorzystałeś z okazji, jak ją miałeś za ścianą. – Rafał odwraca się do mnie i mruga okiem z chamskim uśmiechem, a ja jak sparaliżowany myślę, co się ze mną stanie, kiedy Ilona wyjedzie i bardzo nie podoba mi się ta wizja…

 

ILONA

 

Kiedy przez okno widzę, jak Karol odjeżdża z kolegami, czuję się nieswojo. Z jednej strony boję się i nic na to nie poradzę, bo w końcu mam tu zostać sama do późnej nocy albo nawet i na całą noc. A z drugiej, jestem po prostu zaskoczona i czuję przyjemne ciepło wokół serca, że Karol aż tak się o mnie martwi. W pewnym momencie miałam nawet wrażenie, że wolałby nie jechać na ten mecz, ale to przecież głupie, bo tak mu na nim zależało. Po prostu zauważył, że wolałabym nie zostawać tu sama w nocy. Muszę lepiej ukrywać swoje emocje, bo on nie jest moim ochroniarzem i nie musi się tak o mnie troszczyć. Choć, gdy złapał mnie za rękę i popatrzył pokrzepiająco w oczy, miałam nieodpartą ochotę kazać mu zostać...

Jestem idiotką, przecież nie powinnam się do niego przywiązywać!

Zdaję sobie sprawę, że jego zachowanie może wynikać z tego, że jestem podobna do tej całej Kamili. Owszem, zdradziła go, a to było zwykłe świństwo, jednak była jego pierwszą miłością, a ta na zawsze zostawia jakiś ślad lub chociaż sentyment.

Czuję nieprzyjemne ukłucie w sercu, że być może jego zainteresowanie nie odnosi się do mnie tylko do mojego wyglądu ze względu podobieństwa do Kamili. Nie zamierzam się oszukiwać. Chciałabym, żeby polubił mnie za to, jaka jestem i żeby o niej zapomniał.

Nasze początki nie były łatwe, ale dał mi się poznać od tej drugiej, lepszej strony. Lubię go za jego dobroć, humor, chęć pomocy oraz potrzebę pocieszania mnie. Lubię go również za to, że czuję się przy nim bezpiecznie i za to, że jest ze mną szczery. Ufam mu i cieszę się, że go poznałam.

Mam tylko pewne wątpliwości co do tego, jak odczytywać jego sygnały. Czy ta troska, to przejaw tego, że mu na mnie zależy, czy po prostu wynika to z jego charakteru i predyspozycji? Przecież był kiedyś policjantem, a tego przecież się nie zapomina. W końcu to służba, a nie zwykła praca. Na pewno odruch niesienia pomocy i zapewniania bezpieczeństwa towarzyszy mu nadal.

Boże, dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane?!

Jestem skołowana i bezradna. Mam chęć, żeby z kimś o tym porozmawiać. Nikt jednak, oprócz Karoliny, nie wie, gdzie jestem, ani co się teraz ze mną dzieje. Myślę o mojej mamie i robi mi się przykro, bo ostatnio unikałam telefonów do niej i ją zbywałam. Najgorsze jest to, że ona też nic nie wie, a ja ją ciągle okłamuję.

Nie powiedziałam jej o Marcinie, bo za bardzo by się martwiła, a i bez tego ma już problemy z ciśnieniem i nadmiernym stresowaniem się. Poza tym, gdyby o tym wiedziała, ciągle by do mnie wydzwaniała i pisała sms-y, a to jeszcze bardziej by mnie niepokoiło i to ja musiałabym ją pocieszać. Czułabym się tylko bardziej zagrożona i bezbronna. Tak jest więc po prostu lepiej, choć i tak nie jest to dla mnie komfortowe.

Postanawiam zadzwonić do mamy i zapytać, co u niej słychać. Z bijącym sercem wybieram jej numer.

– Iloniu, wreszcie dzwonisz, dziecko. Już myślałam, że o nas zapomniałaś. – Mówi z wyrzutem, choć słyszę, że cieszy się, że dzwonię. Próbuję zdławić wyrzuty sumienia i wzruszenie, gdy słyszę jej głos i staram się brzmieć normalnie.

– Cześć, mamo. Rzeczywiście ostatnio nie dzwoniłam, ale po prostu nic ciekawego się u mnie nie działo… Poza tym, mam ostatnio dużo pracy.

– Ale przecież nie samą pracą żyje człowiek. Nie przemęczaj się za bardzo, bo jeszcze coś ci się stanie i będziesz musiała to odchorować.

– Wiem, mamo. Staram się, naprawdę, ale wygraliśmy przetarg na bardzo duże tłumaczenie dla ministerstwa rolnictwa. Tłumaczymy teraz takie podręczniki z wytycznymi dotyczącymi różnych dofinansowań i dotacji dla rolników. Sporo z tym pracy, sama rozumiesz… – Próbuję brzmieć swobodnie, ale mam coraz większą gulę w gardle.

– Rozumiem, ale może znajdziesz trochę czasu i przyjedziesz do nas w weekend? – Pyta z nadzieją w głosie, a ja czuję łzy pod powiekami. Chciałabym pobyć trochę z rodziną w domu rodzinnym, ale to jest teraz niemożliwe.

– W ten weekend raczej nie dam rady, ale może w następny mi się uda. – Znów czuję się okropnie, że ją okłamuję, więc staram się ją pocieszyć: – Niedługo przyjadę na dłużej na urlop, to wtedy spędzimy trochę czasu razem. – Obiecuję, choć wiem, że właśnie wykorzystuję swój urlop i potem dostanę co najwyżej dzień wolnego.

Słyszę, jak mama wzdycha.

– No, dobrze. Ale i tak nie podoba mi się, że tyle pracujesz.

Rozmawiam z mamą jeszcze przez prawie 40 minut i od razu czuję się lepiej. Kiedy jednak kończę rozmowę i zostaję całkiem sama, nie licząc Reksa, który leży obok kanapy w salonie, na której siedzę, zaczynam płakać. Rozmowa z mamą podczas, której okłamałam ją tyle razy, wyciska ze mnie chyba wszystkie łzy. A przecież miałam już nie płakać! Do tego jestem rozżalona, bo przez Marcina bałam się dziś zostać sama w domu. Jestem zła na niego, ale i na siebie, że doprowadził mnie do takiego stanu. Przez niego zrezygnowałam z tylu rzeczy, a do tego stałam się bardziej strachliwa i płaczliwa. Nienawidzę go za to, jaka się przez niego stałam.

Kiedy jestem już zmęczona płaczem, kładę się na kanapie z zamiarem obejrzenia czegoś w telewizji, aby nie myśleć o niczym innym. Moje myśli jednak ciągle wracają do Karola. Chciałabym, aby już wrócił i tu ze mną był. W dodatku spokoju nie daje mi niepewność co do jego intencji względem mnie.

Nagle do głowy wpada mi pewien pomysł dzięki, któremu mogłabym sprawdzić, czy nie jestem mu obojętna. Może to głupie, infantylne i tanie, ale postanawiam dotrzeć do jego męskich instynktów. Jeśli na mój widok w bieliźnie, nie zrobi jakiegoś kroku, to będzie oznaczało, że w ogóle mu się nie podobam.

Nie chodzi mi o to, żebyśmy wylądowali w łóżku, ale mógłby chociaż mnie dotknąć, pocałować lub powiedzieć jakiś komplement. A wtedy już bym wiedziała.

W głowie zaczyna mi się już krystalizować pewien plan, jakby to miało wyglądać i postanawiam, że nie zrobię tego dziś. Nie wiem, o której tak naprawdę wróci, więc nie chcę czekać w nieskończoność w niepewności, a poza tym może być pod wpływem alkoholu, a chcę, żeby był zupełnie trzeźwy, kiedy mnie taką zobaczy. Muszę mieć 100% pewności, że jakikolwiek ewentualny znak z jego strony, nie byłby wynikiem zamroczenia alkoholem.

Mimo, że jestem podekscytowania swoim pomysłem, moje oczy kleją się coraz bardziej, aż w końcu postanawiam zdrzemnąć się na chwilę. Jestem już tak zmęczona, że zupełnie odpływam. Ostatnią moją myślą jest to, że Karol mógłby już wreszcie wrócić.

 

KAROL

 

Po meczu wracamy do domów w szampańskim nastroju. Przyczyną naszych dobrych humorów jest wygrana naszej drużyny i te kilka piw, które wypiliśmy przed i po meczu. W pewnym momencie byłem w tak wybornym nastroju, że zapomniałem o Ilonie. Z początku martwiłem się, jak się trzyma, ale ostatecznie stwierdziłem, że jest przecież dorosła, a poza tym jest w bezpiecznym miejscu. Dałem się ponieść sportowej rywalizacji i emocjom sięgającym zenitu, ale teraz, w drodze powrotnej, znów zacząłem myśleć, co zastanę w domu. Czy nic jej nie jest? Czy poszła już spać? Czy nadal tam jest?

Przecież to głupie! Pewnie już smacznie śpi, w końcu jest środek nocy, a ja się zamartwiam jak głupi. Ona na pewno o mnie tyle nie myśli. Jakby nie było, jesteśmy tylko przyjaciółmi. Tak ją dziś nazwałem, a potem ona powiedziała to samo o mnie.

Czy to normalne, że jako jej przyjaciel tak często o niej myślę?

Moje myśli zaczynają podążać w niewygodnym kierunku. A do tego gubię wątek. Te kilka piw chyba jednak trochę zaćmiło mi umysł. Całe szczęście dojeżdżamy już pod dom. Żegnam się z chłopakami i dziękuję Piotrkowi za podwózkę.

– Pozdrów Ilonę! – Krzyczy za mną Rafał, ale zbywam go tylko machnięciem ręki.

Niech się od niej odczepi! Wystarczy, że już jeden adorator spędza jej sen z powiek. Właśnie, ciekawe czy Ilona już śpi? Zastanawiam się, wchodząc cicho do domu. Pod drzwiami już czeka na mnie Rex, który macha swoim ogonem tak zamaszyście, że mam wrażenie, że zaraz oderwie się od jego ciała i poleci w górę jak helikopter.

– Cześć, piesku! Wróciłem. Twój pan wrócił… Gdzie Ilona? Gdzie? Prowadź do niej! – Zataczam się lekko i rozkazuję mu, ale on nadal stoi na dwóch łapach uczepiony moich nóg.

Zauważam, że w salonie włączony jest telewizor, idę więc tam na palcach, ale mam wrażenie, że i tak hałasuję jak słoń. Moje nogi są jakieś takie ciężkie, a ściany falują niebezpiecznie, jakby chciały mnie przygnieść. Staję w drzwiach i zauważam Ilonę na kanapie.

– Ilonka…

Podchodzę bliżej i widzę, że śpi. Chyba śpi… Chyba, że…

Kucam przed sofą i przysuwam się bliżej Ilony. Oddycham z ulgą, gdy w niebieskawej poświacie telewizora dostrzegam, że oddycha.

Chyba całkiem mnie popierdoliło. Co ja sobie myślałem?

Ale to już nieważne, bo ona leży przede mną niczego nieświadoma, a ja mogę patrzeć na nią bez skrępowania.

Znów ma na sobie tę skąpą, ale jednocześnie skromną piżamę, w której już ją widziałem. Krótkie, różowe spodenki z białą kokardką i białą koszulkę na cienkich ramiączkach, pod którą i tym razem nie odznacza się stanik. Przełykam głośno ślinę, gdy dostrzegam zarys jej niedużych, okrągłych piersi pod cienkim materiałem.

Nie mogę się powstrzymać i sunę dalej wzrokiem po jej ciele. Leży na lewym boku tak, że prawe ramiączko jej koszulki zsunęło się z jej ramienia. Chwytam za nie i je poprawiam. Muskam przy tym skórę na jej ramieniu, która jest niesamowicie gładka. Resztkami sił powstrzymuję się przed tym, żeby jej nie pogłaskać. To byłoby przegięcie. Jakbym ją obmacywał.

Przenoszę wzrok na jej uda i czuję skurcz w kroczu, kiedy zauważam, że jedna nogawka jej spodenek podwinęła się delikatnie i odsłoniła jej udo w tym miejscu tak, że niemal widać pośladek. Ślizgam się wzrokiem dalej po jej smukłych, zgrabnych nogach i czuję coraz większą suchość w gardle. Jest mi coraz goręcej, kiedy znów sunę skupionymi, ale nienasyconymi oczami w górę jej ciała.

Dłonie ułożyła pod głową, a jej włosy rozsypały się po siedzisku kanapy. Jej twarz jest taka spokojna, gdy śpi. Tak bardzo chciałbym ją teraz dotknąć…

W końcu kładę opuszki palców na jej policzku i sunę nimi w dół do jej ust. Już mam zamiar obrysować ich kontur, kiedy Ilona przekręca się na plecy, a ja znów czuję pulsujące ciepło tam w dole, bo mam teraz lepszy widok na jej piersi, na których opina się jej koszulka.

Nie, no, co ja wyprawiam?!

Biorę głęboki oddech i postanawiam zanieść ją do łóżka.

Jeszcze spadnie z tej wąskiej kanapy… Myślę sobie, ale jakiś głos z tyłu głowy mówi mi, że po prostu potrzebuję pretekstu, żeby ją dotknąć.

Nachylam się nad nią i czuję jej przyjemny zapach. Znów ten kwiatowy balsam i resztki jej perfum na szyi, które nadal są wyczuwalne mimo, że się kąpała. Aż zakręciło mi się w głowie od tej mieszanki jej zapachów i muszę podeprzeć się ręką o oparcie kanapy.

Może to zły pomysł, żeby ją przenosić? Czkam tak głośno, że aż zatykam usta.

Nie… Przecież dam radę... Jeszcze w nocy, by spadła z tej kanapy… A poza tym, już naprawdę nie mogę się powstrzymać i muszę mieć ją blisko, tak bez wyrzutów sumienia, że ją obmacuję.

Ręce lekko mi drżą, a serce tłucze się w piersiach. Wkładam rękę pod jej szyję i czuję na skórze jej miękkie i długie włosy. Drugą rękę wkładam pod jej kolana i próbuję podnieść ją do góry.

Kurwa! Klnę cicho, bo, gdy chcę ją podnieść, lekko się chwieję. Nachylam się nad nią w bezruchu, a Ilona porusza się przez sen, ale na szczęście się nie budzi. Jej twarz jest teraz tak blisko mojej, że znów zaczyna kręcić mi się w głowie.

Jakie ona ma długie rzęsy! Może sztuczne? Nie, raczej nie. Ona tego nie potrzebuje. Kamila zawsze zakładała sobie sztuczne rzęsy, które wyglądały jak szczota do podłogi. Ilona jest inna. Tak do niej podobna, ale jednak zupełnie inna… Ilona, Ilonka… Ja pierdolę! Wystarczyło kilka piw, a ja zachowuję się jak ckliwy nastolatek.

Ponownie próbuję ją unieść i tym razem mi się to udaje mimo, że prostując się, znów lekko się zataczam. Kiedy staję wreszcie prosto, Ilona porusza się w moich ramionach, otwiera oczy, którymi wodzi dookoła zaspana, a potem otwiera je szeroko tak, że robią się okrągłe jak złotówki. Jej ciało momentalnie sztywnieje, lecz po kilku sekundach zaczyna się szarpać.

– Ilona, to ja. Spokojnie. – Próbuję ją uspokoić, bo przez jej nerwowe ruchy znów zaczynam się chwiać.

– Co ty wyprawiasz?! Co to ma być?! – Krzyczy z oburzeniem i patrzy mi wściekle prosto w oczy.

To chyba był chujowy pomysł…

 

ILONA

 

– Chciałem cię tylko zanieść do pokoju, bo zasnęłaś na kanapie. Nic więcej, nie denerwuj się! – Karol próbuje się tłumaczyć lekko bełkotliwym tonem.

– Jesteś pijany! Postaw mnie natychmiast! – Podnoszę głos poddenerwowana i staram się go nie dotykać rękoma.

Z jakiegoś powodu czuję, że to teraz niewłaściwe. Karol jest pijany i patrzy na mnie inaczej niż zwykle. Coś w jego wzroku z jednej strony mnie niepokoi, a z drugiej… sprawia, że cała się czerwienię. Cała. Dosłownie.

Czuję to i dlatego proszę go, aby szybko postawił mnie na ziemię, zanim do reszty się skompromituję.

Mimo, że mam poważne obawy co do tego, czy zaraz nie straci równowagi, nie chwytam go za szyję dla bezpieczeństwa, ale zamiast tego staram się zakryć rękoma. Przecież jestem w piżamie, więc nie mam na sobie stanika. Nie planowałam usnąć w salonie, do jasnej cholery!

– Daj spokój, zaniosę cię. Dam radę i przekonasz się, że wcale nie jestem aż tak bardzo pijany. – Mówi przekornie i po chwili jesteśmy już w przedpokoju.

– Sama pójdę. Puść mnie! – W końcu wzdycham i próbuję przemówić mu do rozsądku po dobroci. Zwracam się więc do niego łagodnym tonem: – Karol, proszę cię. To nie jest konieczne. Naprawdę! Ja sama, proszę…

Karol patrzy na mnie tak, że bezwiednie otwieram usta. Jak on na mnie patrzy… Nie jestem w stanie powiedzieć już nic więcej. Jego wzrok błądzi po mojej twarzy. Przygląda się moim ustom, piegom na policzkach, aż w końcu spogląda mi prosto w oczy.

Ile on wypił?

Odwracam szybko wzrok, a moment później Karol potyka się o dywan na przedpokoju i w ułamku sekundy czuję, że spadam razem z nim. Szczęście w nieszczęściu, jakimś cudem Karolowi udaje się złapać równowagę i ostatecznie ląduję na ścianie, do której dociska mnie swoim ciałem tak, że aż z mojej piersi wyrywa się stęknięcie.

– Nic ci nie jest? – Pyta i opiera dłonie na ścianie po obu stronach mojej głowy. Nachyla się nade mną i oddycha głęboko.

– Nie. – Mówię cicho, a on dotyka delikatnie kciukiem mojego policzka i rysuje na nim kółka.

Cały czas obserwuje moją twarz, jakby chciał zapamiętać każdy jej szczegół. Ja robię to samo z jego twarzą tak blisko mojej, że aż od tej bliskości co chwila po całym moim ciele rozchodzą się fale gorąca.

Czuję jego zapach, wyczuwalny mimo woni alkoholu i smrodu papierosów. Może któryś z jego kolegów pali? Wyraźnie przebijają się jednak jego perfumy, które nie są ciężkie jak większość męskich perfum, ale upajające i intrygujące. Pasują do niego.

Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Powinnam go odepchnąć i odejść, ale czuję, że mi się to podoba… Nie mogę oderwać wzroku od jego brązowych oczu, które teraz są jakby spowite mgłą. Mam ochotę chwycić jego blond włosy oraz poczuć jego kilkudniowy zarost pod palcami. Mam ochotę złapać go za koszulkę i przyciągnąć do siebie, żeby był jeszcze bliżej mnie. Mam ochotę wpić się w jego zachęcające usta i przekonać się, jak smakują, ale najbardziej mam ochotę na to, żeby zatonąć w jego szerokich, męskich ramionach. Mam na ich punkcie fioła i nie próbuję już nawet udawać, że wcale nie chcę ich dotykać, ani żeby oplatały mnie w ciasnym uścisku, gdy będziemy się całować i nie tylko…

Otrząsam się dopiero, gdy moja wyobraźnia podsuwa mi obrazy, na których oddajemy się największym ziemskim przyjemnościom.

Co się ze mną dzieje?!

Karol się upił i dlatego tak się zachowuje. Przecież nie dalej jak kilka godzin temu nazwał mnie swoją przyjaciółką, a ja wyobrażam sobie nie wiadomo co. To na pewno wszystko przez to, że czuję się przy nim bezpieczna, a to sprawia, że się zapominam. Tak samo jak zapomniałam o tym, że przypominam mu tę całą Kamilę. On widzi we mnie ją, tę zdzirę, która go zdradziła. Ja nic dla niego nie znaczę. Wyjadę stąd, a on o mnie zapomni i nawet nigdy się już więcej nie spotkamy.

Nagle nie czuję już gorąca, ani pożądania, ale żal i złość. Nawet gdybym chciała czegoś więcej, on i tak pewnie zawsze będzie we mnie widział tylko ją.

Już mam zamiar go odepchnąć i zamknąć się w swoim pokoju na cztery spusty, kiedy Karol nachyla się nade mną powoli, żeby mnie pocałować. Chce dać mi czas na dezercję, ale ja nigdzie się nie ruszam, bo stoję jak słup soli, choć emocjonalnie znów znajduję się na rollercoasterze. Po złości i żalu nie ma już śladu. Prawie…

Dzięki resztkom opamiętania w końcu uświadamiam sobie, że nie chcę, aby pocałował mnie akurat teraz, kiedy jest pijany. Jeżeli naprawdę tego chce, niech zrobi to, gdy będzie trzeźwy!

– Karol… – Staram się brzmieć łagodnie, ale jednocześnie stanowczo, kiedy wymawiam jego imię i opieram dłonie na jego klatce piersiowej, żeby odepchnąć go delikatnie. – Jesteś pijany, lepiej idź do siebie się położyć.

Karol nie daje się odepchnąć tylko chwyta mnie delikatnie za nadgarstki i pyta rozczarowany:

– Nie chcesz tego? Widziałem, jak na mnie patrzyłaś. Myślałem, że ty też tego chcesz… – Mówi z wyrzutem i puszcza moje dłonie, ale się nie odsuwa.

– Po prostu nie jesteś teraz sobą. Gdybyś to teraz zrobił, jutro byś tego żałował.

– Mylisz się! Właśnie teraz znów jestem sobą. Jestem sobą przy tobie i dzięki tobie. – Mówi wyraźnie poddenerwowany i cały czas przewierca mnie wzrokiem. – Poza tym, skąd wiesz czy bym tego żałował? Nie możesz wiedzieć, co czuję. – Macha rękoma i przeczesuje włosy.

Chcę go zapytać, co właściwie czuje, ale ostatecznie opanowuję się, bo nie chcę poruszać z nim takich tematów, kiedy nie jest trzeźwy.

– Umówmy się na coś. – Proponuję pewnie, bo jego wzburzenie porusza we mnie jakąś strunę i coś mi uświadamia. Gdyby mnie pocałował na trzeźwo, oddałabym mu ten pocałunek… – Jeśli wytrzeźwiejesz i nadal będziesz chciał mnie pocałować, to zrób to. Ale proszę cię, nie rób tego teraz, kiedy alkohol namieszał ci w głowie.

– Wcale nie jestem aż tak bardzo pijany.

– Jakoś nigdy wcześniej nie chciałeś mnie pocałować!

– Chciałem, ale nie miałem odwagi.

– Właśnie! A teraz się napiłeś i nagle zrobiłeś się odważny. Gdyby ci zależało, to zrobiłbyś to na trzeźwo wcześniej. Miałeś wiele okazji.

– O co ci tak naprawdę chodzi, Ilona?

– Już ci powiedziałam.

– Nie, pytałem o co tak naprawdę ci chodzi? – Znów mam wrażenie, że mówi do mnie jak policjant, który powoli traci cierpliwość, by po chwili tonem nieznoszącym sprzeciwu nakazać mi wykonanie swojego rozkazu, zanim sięgnie po środki przymusu bezpośredniego.

Mimo tego, że jest pijany, to nadal nie traci na swojej stanowczości, dlatego więc postanawiam być z nim zupełnie szczera:

– Chcesz wiedzieć? No, dobra. Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć, bo boję się, że ci ją przypominam i tylko dlatego chciałeś to zrobić! – Wybucham i rzucam mu w twarz swoimi lękami.

Odsuwa się ode mnie jak rażony piorunem i patrzy na mnie z niedowierzaniem.

– Naprawdę myślałaś, że pocałowałbym cię, bo przypominasz mi niewierną byłą, która zdradziła mnie z moim byłym przyjacielem? Widzę, że w ogóle nie zdążyłaś mnie poznać przez ten czas.

Karol odwraca się z wyrazem rozczarowania na twarzy i kieruje do swojego pokoju, a ja boleśnie uświadamiam sobie, jaką idiotkę z siebie zrobiłam.

– Karol, zaczekaj! Po prostu jestem skołowana, a ty piłeś... Myślałam, że tak będzie lepiej! – Mówię do niego, ale on znika za drzwiami, a ja zostaję sama w przedpokoju.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • lubiewiosne 06.03.2021
    W następnym rozdziale po prawie-pocałunku Ilony i Karola, atmosfera w domu będzie, delikatnie mówiąc, napięta. Do tego dojdą inne problemy, które spiętrzą się do tego stopnia, że odbije się to na zdrowiu jednego z bohaterów. Czy w tej sytuacji będą mogli na siebie liczyć tak, jak do tej pory? Czy to, że prawie się pocałowali, coś między nimi zmieni?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania