Poprzednie częściUratuj mnie - Prolog

Uratuj mnie - Rozdział 18 - Marcin

W poprzedniej części:

 

ILONA

 

Próbuję skupić się na tłumaczeniu broszury informacyjnej jednego z warszawskich muzeów, ale moje myśli ciągle biegną do Reksa. Czy wszystko z nim w porządku? Czy otrzymał już pomoc? Jak mam pracować w takim stanie, kiedy prawie umieram ze zdenerwowania?

Po raz kolejny robię sobie przerwę i postanawiam iść do kuchni po coś do picia. Stoję przy oknie i popijam wodę zamyślona, kiedy nagle moją uwagę przykuwa samochód jadący właśnie drogą koło domu. Porusza się bardzo powoli, więc jestem w stanie rozpoznać znajomy model i kolor auta oraz charakterystyczną antenę CB radia.

Szklanka z wodą wysuwa mi się z dłoni i wpada z łomotem do zlewu, gdzie tłucze się w drobny mak. Samochód zniknął już z pola mojego widzenia, ale w tej jednej chwili wróciły do mnie wszystkie emocje, które udało mi się poskromić w ostatnim czasie – bezbrzeżny strach i obezwładniająca panika.

Drżącymi dłońmi wybieram numer do Karola. Ledwo jestem w stanie ustać na nogach, a do tego nie jestem pewna, czy dam radę wydusić z siebie choć słowo, bo w moim gardle rośnie ogromna gula i zbiera mi się na wymioty ze strachu.

– Halo?

– Gdzie jesteś?! – Jednak udaje mi się coś powiedzieć.

– Ciągle u weterynarza. Rex właśnie dostaje kroplówkę, muszę tu na niego poczekać.

– On tu jest!

– Marcin?!

– Widziałam jego samochód na drodze przed domem. To na pewno on! Miał taką długą antenę CB radia i jechał bardzo powoli, jakby obserwował dom. Karol, boję się! – Mój głos drży, a pod powiekami zbierają się łzy. Na szczęście Karol sprowadza mnie na ziemię swoim pewnym, zdecydowanym głosem:

– Już do ciebie jadę. Po drodze zadzwonię prosto do chłopaków, nie na żadne 112. Przyjadą szybciej. Ty zamknij się w domu i siedź cicho. Miej cały czas przy sobie telefon i czekaj na policję. Jakby co, dzwoń. Zrozumiałaś?

– Tak… Przyjedź tu szybko, proszę! Boję się!

– Już jadę! Spokojnie, Ilona. Wszystko będzie dobrze. Już jadę.

Kiedy rozłączam się z Karolem, chowam telefon do kieszeni i biegnę prosto do mojego pokoju, bo przypominam sobie o niezamkniętych drzwiach balkonowych.

Na widok wysokiej postaci stojącej na środku pokoju i uśmiechającej się przebiegle z satysfakcją, zamieram w bezruchu.

– Ilona… Wreszcie cię znalazłem.

 

Rozdział 18

 

ILONA

 

Na widok Marcina stojącego na środku pokoju po moich plecach przebiega zimny dreszcz, choć jednocześnie czuję, jak zaczynam pocić się ze strachu. Momentalnie robi mi się tak gorąco, jakby ktoś otworzył przede mną nagrzany piekarnik w upalny, letni dzień.

– Marcin… Jak mnie tu znalazłeś? – Udaje mi się wydukać, mimo guli zbierającej się w gardle.

– Mam swoje sposoby. – Odpowiada wyraźnie z siebie zadowolony i robi krok w moją stronę. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że on się ze mnie śmieje. Pokonał mnie i zaraz zrobi ze mną, co tylko będzie chciał.

– Nie cieszysz się? – Pyta cały czas się uśmiechając, a jego pytanie podsuwa mi pewien szalony pomysł.

Ta jego pewność siebie może go zgubić, a mnie może uratować lub przynajmniej zyskam dzięki niej trochę czasu i jakoś wytrwam do przyjazdu policji i Karola. Marcin jest chory. Jego zachowanie, telefony i wiadomości dobitnie to pokazały. Muszę to wszystko rozegrać na spokojnie, z opanowaniem, bez nerwów i gwałtownych ruchów, bez oskarżeń i pretensji. Postanawiam więc wziąć się w garść i zagrać w jego grę.

– Po prostu mnie zaskoczyłeś. Nie spodziewałam się tu ciebie. – Staram się, aby mój głos nie zdradzał paraliżującego strachu, który odczuwam każdą komórką ciała.

– Ja też nie sądziłem, że uciekniesz przede mną aż na takie odludzie. – W jego głosie pobrzmiewa nuta irytacji mimo tego, że cały czas się uśmiecha. Tym razem jego uśmiech jest jednak trochę cierpki.

– To nie jest takie znowu odludzie. – Próbuję brzmieć swobodnie. – Poza tym nie uciekłam od ciebie. Spędzam tu urlop.

– Twój urlop już ci się skończył. Teraz pracujesz zdalnie.

W tym momencie uświadamiam sobie dwie rzeczy. Muszę opanować zaskoczenie na swojej twarzy, więc przyjmuję obojętną minę. Po drugie, ktoś z mojej pracy musiał mu powiedzieć o tym, że pracuję zdalnie.

A to szuje!

– Widzę, że jesteś dobrze poinformowany. Ciekawe, skąd to wszystko wiesz…

– Na pewno nie od ciebie. Ty nie odbierałaś moich telefonów, nie odpisywałaś na sms-y... – Mówi pozornie spokojnym tonem i podchodzi bliżej mnie, a ja, żeby zwiększyć dystans między nami, z pozoru obojętnym gestem krzyżuję ręce przed sobą i podchodzę niedbałym krokiem do stolika niby od niechcenia, udając, że porządkuję notatki, z których korzystałam przy tłumaczeniu. Dzięki temu, że wiem, że oddziela nas stolik, czuję się nieco pewniej.

Co mu odpowiedzieć, żeby go nie zdenerwować? Przeprosić? Zacząć się kajać? Obrócić wszystko w żart?

– Jak to mówią nie chciała góra do Mahometa… – Odpowiadam ostatecznie, wzruszając ramionami i uśmiecham się kącikami ust, wciąż grając na czas.

Gdzie jest ta policja?! Gdzie jest Karol?!

– Dokładnie. A więc jestem. – Stwierdza to takim tonem, jakby liczył na to, że rzucę się mu na szyję i staje po drugiej stronie stolika wprost naprzeciw mnie.

Zerkam w jego niemal czarne oczy, które zawsze mnie przerażały lub przynajmniej niepokoiły i nagle czuję się kompletnie bezbronna. Nie mam pomysłu, jak z tego wybrnąć. Boję się, że zaraz się na mnie rzuci i coś mi zrobi. Nie mam z nim szans. Wiem, że on tylko gra miłego, tak jak i ja to teraz robię, a tak naprawdę jest nieobliczalny i chory.

Ilona, ogarnij się! Na samoobronie uczyli cię przecież, że nawet kobieta może się obronić w razie ataku. Trzeba tylko zrobić to umiejętnie. Musisz być silna! Musisz wyjść z tego cało. Dla siebie i dla Karola! Mobilizuję się w myślach, biorę głęboki oddech i kontynuuję naszą grę.

– Skoro już tu jesteś, to może się czegoś napijesz? Kawy? Herbaty? Może czegoś zimnego? Marcin patrzy na mnie przenikliwie z nieodgadnioną miną, a ja modlę się w duchu o to, żeby się zgodził. Dzięki temu zyskam cenne minuty. Dlatego uśmiecham się do niego i dodaję łagodnie: – To jak będzie? Ja bym się chętnie czegoś napiła.

– Napiłbym się wody.

– Dobrze, może być woda. Chodźmy do kuchni. – Gryzę się w język, jednak jest już za późno.

Aby dostać się do kuchni, muszę wyjść z pokoju, a on będzie musiał iść za mną. Trzeba było powiedzieć, że przyniosę wodę tutaj…

A jeśli zaatakuje mnie od tyłu?

Szybko przypominam sobie jaki chwyt należy wówczas zastosować i na miękkich nogach wychodzę z pokoju. I tak by tu na mnie nie poczekał, bo bałby się, że mogłabym uciec. Cały czas jestem czujna i gotowa na ewentualny atak. W pewnym momencie odwracam się przez ramię i na sekundę gubię krok, kiedy widzę, że Marcin idzie tuż za moimi plecami. Maskuję szybko zaskoczenie i przerażenie.

– Zapraszam tędy. – Wskazuję odpowiednie drzwi i po chwili już jesteśmy w kuchni. – Usiądź, proszę, przy stole. Zaraz naleję nam wody.

Znów modlę się, aby zrobił to, co mu każę. Z ulgą zauważam, że siada przy stole tak, że ma na mnie swobodny widok, kiedy znów stoję do niego tyłem, szukając szklanek, które prawie wyślizgują mi się ze spoconych dłoni. Odstawiam je z brzękiem na blat i rozglądam się za butelką wody.

– Sypiasz z nim? – Jego zimny głos tuż za moim uchem, mrozi mi krew w żyłach. Odwracam się do niego zbyt nerwowym ruchem tak, że opieram się teraz o blat, a on nachyla się nade mną parę centymetrów od mojej twarzy. Mimo moich 181 cm wzrostu, Marcin przewyższa mnie prawie o głowę.

– O czym ty mówisz?

– O Karolu. – Odpowiada i podtyka mi pod nos czapkę z daszkiem Karola, którą ten w roztargnieniu zostawił rano na krześle w kuchni.

Cholerna czapka! Przez nią wypłynął temat Karola. Niedobrze, niedobrze… Co robić?!

– Coś ty! Skąd ci to przyszło do głowy? To brat Karoliny, mojej przyjaciółki. Nie jesteśmy razem. – Wysilam się, aby głos mi nie zadrżał i pomijam zupełnie kwestię tego, skąd zna imię Karola. Oczywiście, że wie o takich rzeczach. – To jego dom, pozwolił mi tu przez chwilę pomieszkać. – Mówię, co mi ślina na język przyniesie, żeby go rozproszyć i jednocześnie próbuję się od niego trochę odsunąć, ale Marcin mi na to nie pozwala.

– Kłamiesz! – Syczy i ciska czapką Karola o podłogę ze złością, a drugą ręką chwyta mnie za ramię. – Widziałem was rano, jak wracaliście do domu. Myślisz, że jestem debilem i nie domyślam się, co z nim robiłaś w tamtym namiocie?!

– Ała! To boli! – Podnoszę głos, gdy ściska mocniej moje ramię, ale on nic sobie z tego nie robi, tylko ściska mnie jeszcze mocniej tym razem za obydwa ramiona i jednocześnie napiera na mnie całym swoim ciałem tak, że dociska mnie do szafek za moimi plecami.

– Jesteś zwykłą dziwką! Jak mogłaś mi to zrobić?! Tyle dla ciebie zrobiłem, a ty co? Pieprzysz się z nim!

– Marcin, robisz mi krzywdę! Przestań! – Proszę go błagalnym tonem, próbując wziąć go na litość, ale to na nic.

Przypominam więc sobie adekwatny chwyt i kiedy nadarza się odpowiedni moment z całej siły nadeptuję na stopę Marcina. Marcin luzuje nieco chwyt i zgina się w pół, a wtedy uderzam go kolanem w twarz.

– Kurwa! Pożałujesz! – Syczy przez zęby, a ja odwracam się na pięcie i rzucam się do ucieczki, przewracając po drodze krzesło.

Gdy jestem już przy drzwiach od kuchni, czuję silne szarpnięcie. To Marcin chwycił mnie za bluzkę i pociągnął w swoją stronę tak, że niemal tracę równowagę, kiedy w tle słychać odgłos rozdzieranego materiału na plecach.

– Gdzie uciekasz? Do niego? Ale po co? Ja się tobą zajmę... – Dyszy wprost do mojego ucha, trzymając mnie w żelaznym uścisku.

Przewraca mnie na podłogę i kładzie się na mnie. Próbuje przyszpilić moje ręce do podłogi, ale zbyt mocno się szamoczę.

– Przestań, nie opieraj się! Tylko pogarszasz sytuację! – Krzyczy i próbuje rozpiąć pasek moich spodni, a kiedy nie przestaję się wyrywać, uderza mnie w twarz na odlew.

Na moment zastygam w bezruchu z szoku.

– Już przestałem być miły, to na ciebie nie działa. I nie patrz tak na mnie! – Tłumaczy zdenerwowany, a ja nie mogę odwrócić wzroku od jego bezdennych czarnych oczu. – Nie gap się tak! To wszystko twoja wina, wszystko przez ciebie… – Mówi coraz mniej zdecydowanym tonem, a ja wykorzystuję ten moment zawahania i znów próbuję go z siebie zrzucić. Bez skutku.

W końcu chwyta mnie za szyję i zaczyna dusić. Usiłuję łapać łapczywie powietrze, ale nie jestem w stanie tego zrobić, bo jego ręce ściskają moją szyję w żelaznym uścisku. Czuję panikę, która powoli zaczyna rozlewać się po moim ciele. Znów mam wrażenie, że się topię, jak wtedy nad jeziorem, gdy byłam nastolatką.

To koniec. Umrę. Powtarzam w głowie jak mantrę i czuję żal, że nie spędzę już ani minuty z Karolem. Nawet się nie pożegnaliśmy...

Nagle czuję przypływ złości. Nie mogę się poddać, nie mogę pozwolić na to, żeby Marcin mnie zabił! Wiem, że nie mam wystarczająco siły, żeby go z siebie zrzucić, kiedy tak leżę pod nim, więc po prostu udaję, że mdleję. Może to go zmiękczy i się opamięta.

Nie wyrywam się już, puszczam jego nadgarstki i przewracam oczami, a następnie zastygam w bezruchu.

Marcin dopiero po chwili luzuje uścisk. Z przerażeniem uświadamiam sobie, że wciąż próbuje mnie rozebrać. Spod półprzymkniętych powiek widzę, jak mocuje się z paskiem moich spodni. Jest skupiony na tej czynności, więc z całej siły robię zamach i uderzam go pięścią w twarz. Kiedy próbuje mnie unieszkodliwić, robię unik i ponownie go uderzam. Tym razem jednak trafiam prosto w jego nos, za który chwyta się z wrzaskiem.

– Ty, suko!

Udaje mi się zrzucić go z siebie i doczołgać się w stronę szafek. Sięgam po szklankę, którą postawiłam na blacie i rzucam nią w niego akurat w momencie, gdy on chce do mnie podbiec. Celuję w głowę, ale osłania ją rękoma, które kaleczy szkło.

– Teraz przesadziłaś! – Warczy ze złością, kiedy widzi krew spływającą po jego dłoni.

Podrywam się z podłogi, chwytam drugą szklankę i rzucam nią, ale tym razem chybiam. Uciekam więc, ale on znowu jest szybszy. Podcina mnie tak, że upadam na twarde płytki, ale na szczęście szybko wstaję. Najgorzej jest się bronić z podłogi.

Czuję, że uderzyłam się mocno w łokieć. Nie myślę teraz jednak o tym, bo Marcin podnosi telefon, który wypadł mi z kieszeni. Rzuca nim z całej siły o podłogę i dla pewności depcze butem. Potem podchodzi do mnie, a wtedy ja unoszę ręce. Chcę go zmylić i udaję, że chcę go uderzyć rękoma, a kiedy on próbuje mnie za nie chwycić, ja kopię go z całej siły w krocze, a potem, gdy Marcin zgina się w pół, uderzam go kolanem w twarz i jeszcze raz tyle, że w brzuch. Okładam go pięściami i kopniakami. Wkładam w to całą swoją złość.

– To za to wszystko, co mi zrobiłeś, ty gnoju! Nienawidzę cię!

Kopię Marcina po głowie i brzuchu, gdy ten kuli się na podłodze i osłania rękoma. Nie podejrzewałam siebie o takie pokłady siły...

Nagle Marcin nieruchomieje. Nie porusza się ani o milimetr. Jedynie krew z ran po rozcięciu szkłem spływa po jego dłoniach i brudzi podłogę. Dostrzegam czerwone smugi również na sobie. To mnie otrzeźwia.

– Boże…

Podchodzę do niego i dotykam stopą jego nogi. Nie rusza się. Sprawdzam więc jego puls, a wtedy on podrywa się i znów powala mnie na podłogę.

– Ale jesteś głupia! Co ja w tobie widziałem?! – Krzyczy z furią i unieruchamia mi ręce. Jest wściekły. Jego twarz jest cała czerwona, a z ust ścieka ślina, kiedy na mnie krzyczy. – Zabiję cię! Rozumiesz?! Zabiję! A potem cię zerżnę, skoro teraz nie chcesz mi dać!

Chwyta mnie za ramiona i zaczyna nimi potrząsać. Uderzam głową o twardą podłogę z płytek. Ich zimno, które czuję pod plecami, otrzeźwia mnie nieco i próbuję wbić mu paznokcie w ręce. Drapię go po rękach, aż zostają mu podłużne, czerwone ślady, ale nie zważa na to, tylko potrząsa mną coraz mocniej, aż znów uderzam głową o twardą posadzkę. Potem uderza mnie pięścią w twarz i chwyta moją głowę, nie zważając na moje paznokcie, które wbijam w jego twarz i uderza nią o podłogę.

W pewnym momencie zaczynam tracić siły. Jestem już wyczerpana, a on nie przestaje obijać mojej głowy o podłogę. Mimo, że staram się amortyzować te uderzenia i tak czuję tępy ból z tyłu czaszki.

Gdzieś jakby z innego świata dobiega do mnie upragniony dźwięk. Wydaje mi się, że słyszę syreny… On chyba też je słyszy, bo przestaje mnie okładać.

– Nie ruszaj się! – Cedzi przez zęby i podchodzi do okna.

Chyba wyglądam źle skoro tak po prostu mnie zostawia. Być może myśli, że nie dam już rady uciec. Mimo, że kręci mi się w głowie, wstaję i chwiejnym krokiem wychodzę z kuchni.

– Jeszcze z tobą nie skończyłem! Dopadnę cię! – Krzyczy Marcin gdzieś za moimi plecami, ale mimo moich obaw nie goni mnie, tylko wybiega przez frontowe drzwi.

Nie mam pojęcia, co planuje Marcin i czy nic mi już nie grozi. Czy zaraz tu wróci i spełni swoje groźby? Nie zastanawiam się nad tym zbyt długo, tylko wybiegam przez balkon na tyle domu i chwiejnym krokiem biegnę przez sad. Skupiam na tej czynności swoje myśli i wszystkie siły. Zatrzymuję się dopiero przy lasku na górce. Opieram dłonie na kolanach i dyszę ciężko z wysiłku. Mam wrażenie, że głowa zaraz mi pęknie. Rozglądam się dookoła, ale nigdzie nie widzę Marcina. Boję się jednak, że za chwilę wybiegnie zza drzew, a wtedy będzie już po mnie. Zbieram się więc w sobie i biegnę dalej. Staram się przy tym oddychać tak, jak uczył mnie Karol. Tylko dzięki niemu i naszym treningom nie wyplułam jeszcze swoich płuc.

W oddali zauważam wał przeciwpowodziowy, za którym płynie Wisła i ambonę myśliwską wśród zarośli niedaleko miejsca, w którym łowiliśmy z Karolem ryby. Zastanawiam się, gdzie pobiec i co teraz zrobić. Marcin zniszczył mój telefon, syreny nagle ucichły, Karola tu nie ma... W końcu ruszam biegiem przed siebie jak w jakimś amoku. Jak najdalej stąd. Jak najdalej od tego miejsca.

 

KAROL

 

Kiedy kończę rozmawiać z roztrzęsioną Iloną, zaczynam działać jak automat. Mimo przerażenia doskonale wiem, co robić, bo w mojej głowie wszystkie zapadki wskakują na swoje miejsce. Wyrzut adrenaliny do krwi zrobił swoje. Zaczynam działać jak policjant.

Wiem, że strach i panika w niczym mi nie pomogą i choć cholernie boję się o Ilonę, staram się zepchnąć niepożądane emocje na bok.

To dlatego tuż po zakończeniu rozmowy z nią, dzwonię do mojego przyjaciela z dzieciństwa, Radka, który jest policjantem na tutejszym komisariacie. Wie o sytuacji Ilony, bo prosiłem go o częstsze patrole na naszej ulicy. Wykręcam jego prywatny numer i modlę się, aby był teraz na służbie.

– Halo?

– Radek? Jesteś teraz w pracy?

– Tak, co się dzieje?

– Pamiętasz Ilonę? Ten psychol ją znalazł. Jest w moim domu, a ja jestem teraz w mieście. Jest teraz sama. – Naginam prawdę, bo przecież nie wiem, czy rzeczywiście Marcin wszedł do domu, ale wierzę Ilonie, a jeśli ona mówi, że widziała jego samochód, to Marcin na pewno nie odpuści, tylko wykorzysta to, że jest sama. – Musicie tam jechać! Szybko! Teraz!

– Już tam jedziemy. Akurat jesteśmy z Wojtkiem na patrolu.

– Jeszcze jedno. Ten psychol jeździ srebrnym BMW e46 z charakterystyczną anteną CB radia.

– Znasz rejestrację?

– WPI JK93.

– Już jesteśmy w drodze.

Po zakończonej rozmowie informuję panią weterynarz, że wypadło mi coś pilnego i wrócę po Reksa później. Nie jest z tego powodu zbyt zadowolona, ale puszczam jest marudzenie mimo uszu i wybiegam z lecznicy. Po chwili pędzę z powrotem do domu.

– Ilonka, trzymaj się, kochanie! Proszę cię, wytrzymaj!

Droga do domu dłuży mi się niemiłosiernie. Kilkanaście kilometrów ciągnie się w nieskończoność. Przez cały czas w trakcie jazdy odchodzę od zmysłów. Jeżeli coś jej się stanie… Nie wybaczę sobie tego.

Miałem ją chronić. Najpierw robiłem to, bo miałem taki impuls jako były policjant. Poza tym obiecałem sobie, że już nigdy nie dopuszczę do sytuacji, kiedy komuś stanie się przeze mnie krzywda. Potem chroniłem ją, bo stała się dla mnie ważna, zaufałem jej, polubiłem ją i nie wyobrażam sobie, że mogłaby nagle zniknąć z mojego życia. Myśl, że mogłoby do tego dojść niemal mnie paraliżuje tak, że prawie wypadam z zakrętu. Nie mogę teraz o tym myśleć. Wszystko będzie dobrze, jest silna, poradzi sobie. Przecież chodziła na kurs samoobrony, prawie codziennie ze mną biegała. Ma przez to teraz lepszą kondycję, więc jeśli będzie musiała uciekać albo się bronić, wytrzyma dopóki nie przyjedzie tam policja. Wytrzyma. Musi…

 

***

 

Parę minut później z piskiem opon zatrzymuję się przed bramą, tuż za policyjnym radiowozem. Wysiadam i biegiem ruszam w stronę domu. Słyszę też syreny gdzieś w oddali.

Boże, co tu się stało?!

Wbiegam do domu jak burza i niemal wpadam na Radka.

– Karol…

– Gdzie ona jest?! – Krzyczę i rozglądam się dookoła.

– Nie ma jej tu. Właśnie kończyliśmy jeszcze raz obszukiwać dom. Garaż, szopę i obejście też już przeczesaliśmy. Nikogo tu nie ma.

– Dlaczego jest tu was tylko dwóch? – Pytam, gdy do przedpokoju wchodzi Wojtek, drugi policjant.

– Wezwaliśmy wsparcie. Już tu jadą. Karol… – O nie, tylko nie ten ton. – W kuchni doszło do szamotaniny. – Nie słucham, co Radek ma mi jeszcze do powiedzenia, tylko udaję się właśnie tam.

Na widok poprzewracanych krzeseł, rozbitego szkła i telefonu Ilony staję jak wryty. Jednak to widok krwi na jasnej podłodze sprawia, że do gardła podchodzi mi gula i zbiera mi się na wymioty. Chwytam się za włosy i mam ochotę je wyrwać, sprawić sobie ból.

– To jeszcze o niczym nie świadczy… – Słyszę za sobą pocieszający głos Radka. – Na drodze, kawałek za twoim domem są ślady samochodu. Daliśmy cynk chłopakom z drogówki, że mamy przestępcę, który prawdopodobnie porwał swoją ofia… Ilonę i z nią ucieka. Przygotowują obławę i blokady.

– Nie, nie, nie… – Kręcę głową. – On jej nie porwał! Na pewno mu uciekła. Trzeba jej szukać!

– Przy śladach samochodu są ślady butów, również damskich.

– No i co z tego! Przecież tamtędy chodzą ludzie. Ilona też tamtędy chodzi. Trzeba jej szukać.

– Chłopaki! – Głos Wojtka dobiegający z pokoju Ilony sprawia, że biegnę w tamtą stronę.

– Co jest? Masz coś? – Pyta Radek, a Wojtek pokazuje palcem niewielkie ślady krwi na firance przy drzwiach balkonowych.

Nie zważając na to, że mogę zatrzeć ślady ani na protesty chłopaków, wybiegam na tył domu i dostrzegam otwartą furtkę do sadu. Jednocześnie słyszę, jakiś pojazd na sygnale, zatrzymujący się pod moim domem. Nawet nie odwracam się w jego stronę, tylko biegnę przed siebie. Dobiegam do polnej drogi za sadem i patrzę na ślady. Prowadzą w lewo. Na pewno pobiegła do lasku na górce tak, jak po akcji z Kamilą. Rzucam się więc biegiem w tamtą stronę i modlę się o to, by znaleźć ją tam całą i zdrową.

ILONA

 

W głowie słyszę szum i czuję pulsujący ból. Dotykam się jej tylnej części i syczę z bólu. Cholernie boli. Tak jak i łokieć, który prawdopodobnie zbiłam, gdy upadłam na twardą podłogę. Również cała moja klatka piersiowa jest obolała jak nigdy w życiu. Oglądam też swoje ręce. Są zaczerwienione i obolałe w kilku miejscach, na pewno będę miała siniaki. To samo na nogach. Boli mnie również twarz, w którą Marcin uderzył mnie parę razy, ale to nic w porównaniu z tym, co mogłoby mi się stać. Kulę się na wspomnienie jego słów i tego, jak próbował mnie rozebrać… Potrząsam głową, aby pozbyć się tego wspomnienia, ale szybko uświadamiam sobie, że to nie było rozsądne, bo teraz jeszcze bardziej kręci mi się w głowie. Opieram się nią o ścianę z tyłu i zamykam oczy, próbując oddychać miarowo. Przychodzi mi to z trudem, bo wciąż nie uspokoiłam oddechu po biegu. Do tego cały czas czuję obezwładniający strach. Nie wiem, czy jestem już bezpieczna, więc w razie czego nie wychodzę ze swojej kryjówki.

W pewnym momencie wydaje mi się, że ktoś woła moje imię. Otwieram oczy i nasłuchuję, ale nie słyszę wyraźnie przez ten szum w głowie. Dźwięki brzmią, jakbym była odgrodzona od zewnętrznego świata szybą. Nie, jednak, nie. Ktoś naprawdę mnie woła. Marcin? Karol? Ktoś inny? Na wszelki wypadek siedzę cicho. Głos staje się jednak donośniejszy, ale niestety wciąż nie jestem w stanie stwierdzić, do kogo należy. Słyszę, a raczej czuję drgania, które świadczą o tym, że ktoś wchodzi po drabinie do mojej kryjówki. Wciskam się głębiej w kąt kompletnie przerażona i bezbronna. Jestem tak bardzo wyczerpana po szamotaninie z Marcinem i ucieczce, że nie dam rady znów walczyć. Zaraz będzie już po mnie… Wstrzymuję powietrze i z przerażeniem wpatruję się w szczyt drabiny, prowadzącej do mojej kryjówki. Po chwili, która trwa wieczność, dostrzegam głowę osoby, która mnie znalazła.

 

KAROL

– Ilonka… – Mówię tonem niewysłowionej ulgi, kiedy znajduję ją wciśniętą w kąt myśliwskiej ambony, patrzącą na mnie wielkimi ze strachu oczami. Wchodzę do środka i kucam powoli przed nią, a wtedy ona rzuca mi się na szyję.

– Karol… – Szepcze z ulgą i ściska mnie jeszcze mocniej. Przytulam ją i przez chwilę po prostu trwamy spleceni w uścisku.

Jak to dobrze mieć ją znów w ramionach!

– Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? – Upewniam się, kiedy w końcu odsuwam się od niej.

– Wszystko mnie boli. Pobił mnie…

– Zrobił ci coś jeszcze? – Staram się brzmieć łagodnie, ale ledwie jestem w stanie opanować furię. Ilona kręci głową i zaciska usta.

Trzyma się dzielnie. Nawet nie płacze, bo najwidoczniej jest w szoku. To, że żyje i patrzy na mnie przytomnie, jest dla mnie najważniejsze. Dopiero później dostrzegam w jakim jest stanie. Cała się trzęsie, a jej prawie każdy skrawek odkrytej skóry jest zaczerwieniony. Do tego ma porwaną bluzkę i krew na ubraniu oraz rękach.

– Musi cię obejrzeć lekarz. Dasz radę stąd wyjść? – Pytam, a Ilona odpowiada mi kiwnięciem głową.

Wychodzimy powoli z ambony i w oddali dostrzegamy Wojtka oraz Radka, którzy biegną w naszą stronę. Pomagam zejść Ilonie z drabiny, a kiedy jesteśmy na ziemi w pełnym świetle lepiej widać jej obrażenia.

– Na pewno nic ci nie jest? Dobrze się czujesz?

– Bardzo boli mnie głowa. Uderzał nią o podłogę w kuchni.

– Co za chuj! Teraz już nie będzie bezkarny, wreszcie będziesz miała spokój. Pójdzie za to siedzieć, obiecuję ci to! – Pocieszam ją i głaszczę po policzku. – Możesz mieć wstrząśnienie mózgu, może lepiej usiądziesz?

– Nie… – Jej głos drży.

Chyba szok powoli mija i do głosu dochodzą jej emocje.

– Pojedziemy do lekarza, wszystko będzie dobrze. – Dodaję jej otuchy, ale ona zakrywa twarz dłońmi i zaczyna płakać.

– Chciał mnie zgwałcić! – Szlocha. – A potem, jak mu się wyrwałam, postanowił, że mnie zabije…

Spinam się cały na jej słowa i nie jestem w stanie nic zrobić, ani powiedzieć. Po prostu głaszczę ją mechanicznymi ruchami po plecach.

– Udało mi się uciec... Walczyłam z nim… Gdybym… Jeśli… Karol...

– Cii… Już dobrze, skarbie. – Przytulam ją, a ona chwyta mnie mocno i chyba nawet nie zdaje sobie sprawy, że wbija paznokcie w moje ciało. – Nie myśl o tym teraz, już wszystko dobrze.

– Teraz to wszystko do mnie dociera…

– Znalazła się? – Słyszę Radka. Odwracam się do niego i potakuję głową.

– Potrzebny będzie lekarz, pobił ją.

– Karetka jest pod domem. Wezwaliśmy ją przez te ślady krwi.

– Ilonka, słyszałaś? Lekarz już tu jest. Zaniosę cię.

Chcę wziąć Ilonę na ręce, ale ona wtula się we mnie mocniej i mi na to nie pozwala.

– Nie chcę! Nic mi nie jest. Nie puszczaj mnie… Nie zostawiaj mnie… – Prosi rozpaczliwie.

W tym momencie już wiem, że nigdy jej nie zostawię. Chcę, żeby już zawsze była przy mnie. Przez tę chwilę, kiedy myślałem, że mogłem ją stracić, prawie oszalałem. To była jedna z najgorszych chwil w moim życiu. Nawet zdrada Kamili ani odejście z policji nie były aż tak przerażające, jak myśl, że mógłbym jej już nigdy więcej nie zobaczyć. Równie dobrze i ja mógłbym wtedy już nie żyć, bo bez niej moje życie nie ma sensu.

– Będę cały czas przy tobie. Musi obejrzeć cię lekarz.

– Jeszcze nie teraz, nie dam rady…

– Dajcie nam chwilę. – Odwracam się przez ramię do Wojtka i Radka, a potem z powrotem do Ilony. – Poczekają na nas chwilę. – Całuję ją w czubek głowy i głaszczę uspokajająco po plecach. – Teraz wszystko się wreszcie ułoży. Wszystko będzie dobrze. – Pocieszam ją.

– Na pewno?

– Na pewno. Jesteś już bezpieczna.

– Będzie dobrze… – Powtarza za mną już całkiem spokojnym tonem i mimo, że nie widzę jej twarzy wiem, że się uśmiecha. Następnie luzuje uścisk i osuwa się bezwładnie w moich ramionach jak szmaciana lalka.

– Ilonka? Ilona! Cholera!

Kładę ją na ziemi i próbuję ocucić. W międzyczasie Wojtek daje znać, aby karetka spod mojego domu podjechała do nas.

– Może mieć wstrząśnienie mózgu! Gdzie ta karetka?! – Dotykam jej nieruchomej twarzy. – Tylko nie to! Wszystko będzie dobrze! Nic ci nie będzie! – Powtarzam jak zacięta płyta i napotykam zmartwione spojrzenia chłopaków.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • lubiewiosne 30.04.2021
    W przyszłym tygodniu dodam dwie części opowiadania - ostatni rozdział i epilog. Będzie też playlista do opowiadania oraz zapowiedź kolejnej historii :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania