Poprzednie częściUratuj mnie - Prolog

Uratuj mnie - Rozdział 6 - Zły sen

ILONA

 

Budzę się później niż zwykle. Wszystko przez to, że wczorajszy dzień tak bardzo mnie wykończył. Z grymasem na twarzy uzmysławiam sobie, że niestety to nie był sen. Jestem wykończona i chce mi się płakać, kiedy przypominam sobie po kolei wszystko, co działo się poprzedniego dnia.

To tyle jeśli chodzi o postanowienie bycia mniej płaczliwą…

Zapowiadał się taki piękny dzień. Miałam tyle rzeczy do zrobienia, ale nie przewidziałam, że Karol zostanie w domu. Przypominam sobie, jaki był wyprowadzony z równowagi, jak bardzo wściekły, jak mnie odtrącił po tym, gdy go przytuliłam w kuchni, żeby go pocieszyć i jak weszłam do jego pokoju mimo, że wcześniej zabronił mi tego robić, a ja zobaczyłam bałagan i tamte zdjęcia…

Boże, to jakiś żart? Dlaczego muszę być do niej taka podobna? Gdyby nie to, wszystko byłoby inaczej.

Potem odtwarzam naszą kłótnię, to jak na mnie krzyczał i przeklinał, jak mną potrząsał. Mimowolnie patrzę na swoje ramiona, ale na szczęście nie dostrzegam siniaków. Nawet skóra nie jest choć trochę zaczerwieniona. Widocznie nie trzymał mnie aż tak mocno, jak mi się wydawało. Musiałam być w niezłym szoku i być może niektóre sytuacje zbytnio wyolbrzymiłam. A może nie? Może było właśnie tak, jak to zapamiętałam. Nie wiem już sama… To wszystko jest zbyt abstrakcyjne.

Następnie przypominam sobie jego oskarżenia i to, jak uderzam go w twarz, jak się pakuję wyprowadzona z równowagi, a potem widzę, jak wszystko się zmienia. Pękam i pokazuję mu sms-y, a potem on wszystko mi tłumaczy, odsłania się przede mną i nagle zaczynam wszystko rozumieć.

Postanawiam unikać Karola, żeby niepotrzebnie nie otwierał przeze mnie nie do końca zagojonych ran. Chociaż wczoraj wypowiedział tyle przykrych słów w moją stronę, to jest mi go szkoda. Widać, że nie jest w stanie sam poradzić sobie ze swoimi emocjami. Poza tym nie czuję się na siłach, aby stanąć z nim twarzą w twarz.

Wczoraj wiele sobie wyjaśniliśmy. Okazało się, że Karolina miała rację. Każde z nas ma swoje tajemnice i demony, które nie pozwalają nam do końca być szczęśliwymi. Wiem jednak, że nie wszystko zostało powiedziane, a w naszych głowach krążą niewypowiedziane wczoraj pytania, które chcielibyśmy zadać sobie nawzajem. Gdy emocje po naszej kłótni opadły, zdałam sobie sprawę, w jak beznadziejnej sytuacji jesteśmy. Przerosło mnie to i nie chcę na razie tego roztrząsać. Chcę najpierw poukładać to sobie w głowie.

Patrzę na zegarek i domyślam się, że dziś też zostanie w domu. W końcu jest sobota, więc nie musi iść do pracy. Miałam jednak nadzieję, że znajdzie powód, dla którego znów zniknie na prawie cały dzień, żeby uniknąć spotkania ze mną. Do tej pory było mi z tego powodu przykro, jednak teraz myślę, że dobrze by nam to zrobiło. Chyba obydwoje musimy ochłonąć po wczorajszej rozmowie.

Do moich uszu dociera dźwięk czajnika, więc wiem, że jest w kuchni i pewnie szykuje sobie śniadanie. Mimo, że nie jadłam od wczorajszego popołudnia, a mój żołądek zacisnął się w supeł oraz pomimo wrażenia, że zaraz się zsikam, nie ruszam się z pokoju. Dopiero po kilku minutach słyszę, że drzwi do pokoju Karola się zamykają, a w reszcie domu panuje cisza. Po cichu ruszam więc do łazienki, gdzie odbywam poranną toaletę.

Zawsze myję zęby po śniadaniu, jednak dziś wyjątkowo zamierzam zrobić to od razu, żeby potem nie narażać się niepotrzebnie na spotkanie z Karolem. Staję pod drzwiami łazienki i nasłuchuję, czy przypadkiem nie wyszedł z pokoju. Gdy jestem pewna, że go nie spotkam, wychodzę po cichu z łazienki i pędzę do kuchni. W ekspresowym tempie szykuję sobie dwie kanapki i chwytam butelkę wody. Nie zamierzam tracić czasu na zrobienie herbaty jak zawsze rano. Wpadam jeszcze na pomysł zabrania kilku produktów tak, abym w razie, gdy zgłodnieję, miała pod ręką jakąś przekąskę w swoim pokoju. Oprócz talerzyka z dwoma kanapkami i butelki wody zabieram więc jeszcze jagodziankę, kabanosy i dwa jabłka. Tak obładowana zmykam do swojego pokoju i zamierzam siedzieć tam cały dzień.

 

KAROL

Wypiłem kawę, ale wcale nie czuję się po niej lepiej. Głowa mi pęka, boli mnie żołądek, kręci mi się w głowie, ale i tak nie to jest najgorsze. Ciągle odtwarzam w myślach wczorajszy dzień. Nie dość, że muszę mierzyć się z wyrzutami sumienia sprzed dwóch lat, to jeszcze przez moje karygodne zachowanie, wczoraj doszły nowe.

Leżę na łóżku i czuję palący wstyd. Powiedziałem jej wszystko, odsłoniłem się przed nią, jak przed nikim innym w przeciągu tych dwóch lat, nie licząc Izy, ale to moja siostra, więc to się nie liczy. Ilona jest mi tak naprawdę niemal zupełnie obca. Jutro minie równy tydzień, od kiedy tu jest, a ja prawie nic o niej nie wiem. Powiedziałem jej o wszystkim chyba dlatego, że czasami przed zupełnie obcymi ludźmi jest się łatwiej wygadać. Tym bardziej, że przecież ona niedługo stąd wyjedzie i już się nigdy nie spotkamy. Zresztą, ona też wczoraj się przede mną otworzyła. Jednak wciąż jeszcze wiele musimy sobie wyjaśnić. Poza tym byłem nieźle pijany, na trzeźwo na pewno bym tego nie zrobił. Na myśl o rozmowie z nią żołądek boli mnie jeszcze bardziej.

Nagle słyszę, że drzwi do jej pokoju się otwierają. Zamieram, niemal nie oddychając i nasłuchuję, co będzie robić. A jeśli zapuka do mojego pokoju z walizką w ręku i każe mi się odwieźć na dworzec? Czuję, że zaczynam się pocić z niepokoju, ale po chwili z ulgą słyszę, że Ilona wchodzi do łazienki. Następnie po paru minutach dochodzi do mnie dźwięk talerza odkładanego zbyt mocno na kuchenny blat.

Chyba jest zdenerwowana…

Nie mija pięć minut, gdy z powrotem wraca do swojego pokoju.

Cholera, unika mnie.

Pewnie bała się, że mogę nagle wejść do kuchni. To dlatego nawet nie wypiła herbaty, chociaż zawsze robi to przy kuchennym oknie albo na werandzie przed domem.

Wyrzuty sumienia po raz kolejny dziś uderzają we mnie z podwójną siłą. Sięgam po piwo z sześciopaka, którego nie zdążyłem wczoraj wypić. Potem wypijam jeszcze drugie i postanawiam się zdrzemnąć, żeby nic nie czuć.

 

***

 

Kiedy się budzę, zauważam, że słońce świeci w moje okna, a do tego jest wyjątkowo nisko, a to oznacza…

Kurwa!

Sprawdzam godzinę na telefonie. Już 15! Przespałem prawie cały dzień. Siadam na łóżku i omiatam wzrokiem bałagan, który wczoraj zrobiłem i który widziała Ilona. Pocieram oczy oraz twarz dłońmi i postanawiam, że zaraz tu posprzątam. Najpierw jednak muszę coś zjeść, a przede wszystkim udać się do toalety.

Wychodzę z pokoju i zamieram w bezruchu. Spoglądam wprost w spłoszone oczy Ilony, która akurat przechodziła korytarzem, wracając z łazienki. Widzę, jak nagle zbladła, by po chwili jej twarz stała się cała czerwona. Moje serce przeszywa skurcz, kiedy widzę jej reakcję i to, jak spuszcza głowę, nie wiedząc, gdzie podziać wzrok.

– Cześć. – Mówię niepewnie.

– Cześć. – Odpowiada, nawet na mnie nie patrząc, wymija mnie i wraca do swojego pokoju.

Jeszcze wczoraj rano bym się tym nie przejął, ale teraz jestem zaskoczony, że tak mnie to ubodło. Wzdycham ciężko i idę do kuchni. Panuje w niej idealny porządek. Widać, że wczoraj tu sprzątała, a potem dostała ode mnie takie podziękowanie… Zaciskam usta, gdy widzę, że nie zrobiła dziś obiadu. Codziennie coś pichciła, a dziś… Unika mnie i woli nie wychodzić ze swojego pokoju.

A co jeśli ona się mnie boi? Chryste…

Cholerne wyrzuty sumienia znów się odzywają, już nie wiem, który raz dziś.

 

ILONA

 

Kolejny dzień ukrywania się powoli dobiega końca. Jakby nie było, pomimo wszelkich niesprzyjających okoliczności, nie sposób nie docenić tak pięknego dnia i równie przyjemnego wieczoru. Uśmiecham się do siebie, zaciągając się zapachem lata, czyli upajającą wonią ziemi, roślin, skoszonej trawy, kwiatów, drzew oraz mgły unoszącej się nad łąkami i stawem.

Letnie wieczory to także dźwięki, których tak bardzo brakuje mi w jesienne i zimowe wieczory oraz noce: cykady, żaby, sowy i kojący szelest soczystych liści na wietrze, który przynosi przyjemne, upragnione orzeźwienie po upalnym dniu.

Włączam na telefonie piosenkę Neon Moon mojego ulubionego zespołu Cigarettes After Sex, którego utwory działają na mnie niezwykle kojąco i uchylam okno, aby wpuścić do pokoju trochę świeżego, chłodnego, wieczornego powietrza. Siadam na łóżku z książką w ręku, jednak spokojna melodia tego utworu, przerywana cykaniem świerszczy, odpręża mnie tak bardzo, że nie jestem w stanie skupić się na fabule. Odkładam książkę na kolana, przymykam oczy i mimowolnie zaczynam analizować moje relacje z Karolem.

Jestem tu z nim już dziewiąty dzień, a od trzech dni od naszej awantury i szczerej rozmowy udaje mi się uniknąć konfrontacji. Unikam go, bo nie chcę przypominać mu o Kamili. I choć jest mi z tym źle, to wydaje mi się, że tak będzie po prostu lepiej. Domyślam się, jakie to wszystko dla niego trudne i nie mam zamiaru utrudniać mu funkcjonowania we własnym domu jeszcze bardziej. Za kilka dni stąd wyjadę i już nigdy więcej się nie spotkamy, a póki co nie pozostaje mi nic innego, jak udawać, że mnie tu nie ma.

Od kilku dni nie rozmawiamy z Karolem prawie w ogóle. Ograniczamy się do zdawkowego "Cześć" lub krótkiej wymiany zdań o pogodzie, zakupach i innych mniej istotnych rzeczach. Przebywam głównie w swoim pokoju. Do kuchni wychodzę, gdy jestem pewna, że go tam nie ma. To samo z łazienką. Nie chcę spotkać się z nim nawet na korytarzu. Nie jestem na to jeszcze gotowa. W salonie nie przebywam w ogóle po jego powrocie z pracy. Do ogrodu też prawie nie wychodzę. Wolę za to wyjść do sadu za domem, bo wiem, że tam będę skryta za drzewami.

Chociaż wiem, że tak musi być i muszę tylko poczekać, aż wszystko wróci do normy i będę mogła stąd wyjechać i, że na razie muszę unikać Karola jak ognia, to ta sytuacja nie jest dla mnie zbyt komfortowa. Jestem bardzo samotna. Brakuje mi kogoś z kim mogłabym porozmawiać, brakuje mi towarzystwa, mojej rodziny, mojego domu oraz przyjaciół. Choć Karol siedzi w pokoju obok, to czuję się tak, jakbym mieszkała tu sama. Dlatego aż podskakuję na łóżku i omal nie zrzucam na podłogę książki, gdy słyszę pukanie do drzwi.

– Proszę. – Mówię na pozór spokojnie, choć w gardle rośnie mi gula, a serce tłucze się jak oszalałe, kiedy w drzwiach staje Karol.

– Hej… Zaraz na Jedynce będzie Cast Away: Poza światem. Może chciałabyś obejrzeć? – Pyta mnie nieco speszony, a kąciki jego ust unoszą się delikatnie.

Oddycham z ulgą, bo okazuje się, że to nic poważnego. Po chwili jednak zaczynam panikować. Chcę powiedzieć, że właśnie czytam książkę, ale gdy patrzę w jego oczy pełne nadziei i usta po których błąka się delikatny uśmiech, nie mam serca mu odmówić.

W końcu to tylko film. Najwyżej w połowie powiem, że jestem śpiąca i wrócę do siebie.

– Chętnie. – Uśmiecham się blado i idziemy do salonu.

 

KAROL

 

Minęło już kilka dni, odkąd z Iloną unikamy siebie nawzajem. To znaczy mi po paru dniach już przeszło, a nawet trochę jakby ulżyło, bo skoro ona już o wszystkim wiedziała, to nie musiałem dusić tego wszystkiego w sobie. Wolałbym nawet, aby pomiędzy nami doszło w końcu do wiszącej w powietrzu konfrontacji, bo przynajmniej oczyściłoby to atmosferę, ale niestety Ilona unika mnie jak ognia. Zaczyna mnie to irytować bardziej niż powinno i zupełnie nie rozumiem, dlaczego tak się dzieje.

Owszem, nadal mam ogromne wyrzuty sumienia, ale uważam, że Ilona trochę przesadza. Nie jestem jakimś psychopatą, żeby musiała mnie aż tak unikać. Złoszczę się na nią, ale i na samego siebie. Jestem zły na siebie, że mi jej brakuje. Mimo, że nie zdążyliśmy się dobrze poznać, a raczej to ja nie dałem jej szansy, aby dała mi się poznać, ze zdumieniem odkryłem, że brakuje mi jej obiadów, jak wracałem z pracy, a ona z uśmiechem nakładała porcje jedzenia na talerze, abyśmy zjedli razem mimo, że prawie w ogóle się wtedy do siebie nie odzywaliśmy. Brakuje mi jej krzątania po domu w pogoni za pedantyczną czystością i tego, jak bawi się z Reksem. To głupie, ale po prostu brakuje mi tego, jak traktowała mnie do tej pory.

Poza tym, przyznaję, trochę ubodło mnie to, że byłem z nią szczery, a ona zaczęła mnie unikać. Tak jakby stwierdziła, że jestem zbyt popaprany, aby się ze mną zadawać.

Cholera, znowu to robię.

Nie siedzę w jej głowie, a mimo to założyłem, że pomyślała sobie o mnie to, co najgorsze. A to na pewno nie tak. Przecież była bardzo przejęta, kiedy się o wszystkim dowiedziała. Przepraszała mnie za swoją obecność w moim domu, a przecież w niczym nie zawiniła. Chciała nawet stąd wyjechać, byleby tylko zejść mi z oczu. Chciała dobrze, troszczyła się o mnie… Od samego początku tak było, a ja przez cały czas byłem dla niej taki okrutny. To, że teraz mnie unika, to pewnie kolejny wyraz jej troski o mnie. Ilona jest wrażliwa, empatyczna i taktowna. Pewnie zachowuje się tak, bo chce dla mnie dobrze.

Dlatego dziś robię coś głupiego. Siedziałem na kanapie przed telewizorem, kiedy zobaczyłem zapowiedź Cast Away: Poza światem. Od razu pomyślałem, że ten film by się jej spodobał i fajnie by było, gdybyśmy obejrzeli go razem. Potem przekonałem sam siebie, że zaproszenie jej na film, pokazałoby jej, że ja już zapomniałem o naszej kłótni (choć tak naprawdę pamiętałem wszystko bardzo dokładnie) i może dzięki temu byłoby choć trochę jak dawniej.

Siedzimy więc teraz w salonie i oglądamy film. Usiadła na samym końcu kanapy, jak najdalej ode mnie i nie odezwała się do mnie ani słowem mimo, że pierwsze pół godziny filmu mamy już za sobą. Próbowałem podpytać ją, czy wszystko w porządku i czy czegoś nie potrzebuje, ale w obydwu przypadkach zapewniała, że jest okej i niczego jej nie brakuje. Sama nie zagadnęła mnie ani razu.

Początkowo czułem się niezręcznie i żałowałem, że wyciągałem ją z pokoju, ale po jakimś czasie przestałem się tym przejmować. Postanowiłem po prostu wczuć się w powolną i spokojną, ale wciągającą akcję filmu.

W pewnym momencie kiedy bohater grany przez Toma Hanksa przemywa w oceanie swoją ranę, Ilona prycha z rozbawienia.

– Co cię tak rozśmieszyło?

– Przemył sobie ciętą ranę słoną wodą z oceanu i nawet się nie skrzywił. – Mówi rozbawiona tą niedorzecznością.

– No, tak. Rzeczywiście. Nawet nie zwróciłem na to uwagi.

Chcę jeszcze coś powiedzieć, ale słyszę wibracje jej telefonu. Kątem oka widzę, jak Ilona odczytuje sms-a, ale na niego nie odpisuje. Po paru sekundach słychać kolejne wibracje. Tym razem, gdy Ilona odczytuje wiadomość, zerkam na nią ukradkiem i widzę, jak się krzywi. Domyślam się, kto pisze. Odruchowo moje ciało się napina, gdy słyszę kolejną wiadomość. Tym razem Ilona jej nie odczytuje, ale wyłącza telefon i zbyt mocno odkłada go na stolik obok kanapy.

– To on do ciebie pisze, prawda? – Pytam cicho.

– Tak.

Mam ochotę zapytać, dlaczego w ogóle czyta te wiadomości i przede wszystkim, dlaczego nie zmieniła numeru, ale ograniczam się do innego pytania.

– Chcesz o tym pogadać?

– Nie.

Odpuszczam więc dalszą rozmowę i resztę filmu oglądamy w zupełnej ciszy do momentu, gdy Ilona zdejmuje okulary, kładzie je na stolik i oznajmia krótko śpiącym tonem:

– Muszę się na chwilę zdrzemnąć, bo już nie wytrzymam. Obudź mnie za 15 minut. – Prosi i zwija się w kłębek na kanapie obok mnie.

– Nie chcesz iść położyć się spać do swojego pokoju?

– Nie, widziałam ten film ze trzy razy, ale nigdy nie miałam okazji obejrzeć go do końca, więc nie wiem, jak się kończy.

– W takim razie obudzę cię pod koniec.

– Dzięki.

W pierwszej chwili jej widok dziwnie mnie rozczula. Położyła się obok mnie, żeby usnąć, a to oznacza, że jednak mi ufa mimo, że kilka dni temu wyznała, że się mnie boi. Po chwili jednak ogarnia mnie złość na tego psychola Marcina, bo uświadamiam sobie, że w ciągu dnia zdarzało się jej przysnąć kilka razy. Często ziewa w biały dzień i czasami chodzi jak nieprzytomna. Domyśliłem się, że nie może spać w nocy. Zresztą ze dwa razy, gdy w nocy wstawałem do toalety lub do kuchni się napić, słyszałem nawet, jak krzyczała coś przez sen.

Staram się teraz o tym nie myśleć. Zamiast tego zerkam na jej bezbronne ciało, skulone jak mała myszka. Patrzę na jej włosy, blisko mojego uda i czuję ogromną ochotę, aby ich dotknąć i sprawdzić, czy rzeczywiście są tak miękkie i puszyste, na jakie wyglądają. Powstrzymuję się jednak, bo nie wiem, czy zdążyła już usnąć. Przyciszam film i jeszcze przez chwilę po prostu na nią patrzę z mieszaniną współczucia, troski i czegoś jeszcze… Jakiegoś uczucia, którego nie mogę zidentyfikować. W końcu wracam do oglądania filmu, zastanawiając się, co nagle strzeliło mi do głowy, że tak się zachowuję.

 

ILONA

 

Sen nie przyniósł ukojenia. Śniłam koszmar ze swoim prześladowcą w roli głównej. Znów miałam ten sen, który zawsze zaczynał się tak samo, ale reszta była za każdym razem inna i chyba za każdym razem gorsza.

Tej nocy znów śniłam o tym, że jest ponury, mglisty i wilgotny listopad, a ja idę pustym sadem. Na powyginanych we wszystkie strony gałęziach nie ma liści ani jabłek. W ogóle nie ma nic, jest tylko przeraźliwa cisza. Nagle słyszę kroki, coraz szybsze. Przyśpieszam. Ten ktoś też to robi. Rozglądam się dookoła, ale nic nie widzę we mgle. Słyszę, że ktoś biegnie. Znów się rozglądam, ale nic ani nikogo nie widzę. Wiem już jednak, kto mnie goni. Wiem już, że śniłam ten sen wielokrotnie, zaczynam niemal śnić świadomie. Uciekam, boję się, jestem przerażona.

 

KAROL

 

Ilona śni jakiś koszmar. Jej umysł jest teraz w innym wymiarze, ale jej ciało leży na kanapie, gdzie zasnęła, oglądając telewizję. Wierci się, co jakiś czas porusza rękoma i nogami, jakby miała się zaraz poderwać i gdzieś pobiec. Mówi przez sen: „Nie, nie… Zostaw. Nie chcę! Pomocy!” Patrzę na nią ze współczuciem i zastanawiam się, czy ją obudzić. Jednak, gdy krzyczy przez sen moje imię, wstaję z kanapy, pochylam się nad Iloną, chwytam ją za ramiona i lekko nią potrząsam.

Ilona otwiera oczy i nie zdając sobie sprawy, że to był tylko koszmar, a ona już się obudziła, chwyta mnie mocno za koszulkę, próbując przytrzymać mnie na wyciągnięcie ręki, jak najdalej od siebie. Ściska mocno materiał mojej bluzki, oddycha spazmatycznie i ze strachem w oczach patrzy wprost w moje oczy.

– Karol? – Pyta cicho z zaskoczeniem i ulgą, luzując uchwyt.

– Tak, to ja. Spokojnie, to był tylko zły sen, już dobrze. – Kucam przy kanapie i pocieszam ją, odgarniając jej włosy ze spoconego czoła.

– Przepraszam. – Głos jej się łamie, a po policzku turla się łza.

Chcąc rozładować nieco tę sytuację, znów ją upominam:

– Przestań mnie ciągle przepraszać, przecież nic takiego się nie stało. Już dobrze, to był tylko sen. – Pocieszam ją, gładząc po ramieniu. Kiedy uświadamiam sobie, co robię, zabieram szybko swoją dłoń i opieram ją na kolanie.

Ilona kręci głową jak w jakimś amoku. Całkowicie wybudziła się już z koszmaru.

– Nie może tak być. Koniec z tym. Rano odwieziesz mnie do domu, nie będę się więcej ukrywać, będę żyć normalnie… To znaczy, jak dawniej. Jeżeli mnie dopadnie – trudno – przynajmniej to wszystko się skończy. – Wyrzuca z siebie. – Nie mogę cię narażać, nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby coś ci się stało przeze mnie.

– Hej, hej, nie mów tak! W końcu popełni jakiś błąd i go złapią. Nic nam nie zrobi, a już na pewno nie bój się o mnie. Potrafię się obronić. – Uśmiecham się z otuchą, ale Ilona nadal kręci głową.

– Wstanę wcześnie, spakuję się i odwieziesz mnie do domu, jadąc do pracy.

– Nie ma mowy. Przecież już to przerabialiśmy. Myślałem, że ostatnim razem wyraziłem się jasno. Ilona, to był tylko sen! – Mówię głośniej niż powinienem. Przecież jest cała roztrzęsiona. Płacze przede mną zupełnie nie przejmując się tym, że wygląda teraz jak kupka nieszczęść. Powinienem się opanować i nie pogarszać sytuacji, bo inaczej żadne z nas już dziś nie zaśnie.

– Nic nie rozumiesz! – Podnosi głos. – Ten sen był straszny i zbyt realistyczny! Śniło mi się, że… że obciął ci głowę, a ja na to patrzyłam!

Załkała, a mnie zamurowało. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz, zaczęła ciężej oddychać, a na czole wystąpiły krople potu. Patrzę w jej oczy otwarte szeroko z przerażenia, błądzące po całym pokoju i domyślam się, że zaczyna mieć atak paniki. Przypominam sobie, co o jej atakach mówiła Karolina i staram się to jakoś zatrzymać.

Nie wiem, jak ją pocieszyć, bo jest w kompletnej rozsypce i żadne słowa otuchy teraz do niej nie dotrą, tego jestem pewien. Postanawiam więc dać jej siebie, swoje ramiona i obecność, dzięki której, jak mam nadzieję, uda mi się ją choć trochę uspokoić. Siadam więc ostrożnie na łóżku obok niej i ją przytulam. Najpierw trochę niepewnie i niezdarnie, a potem mocno i zdecydowanie. Dokładnie tak, jak ona zrobiła to parę dni temu. Tak bardzo zaskoczyła mnie wtedy tym gestem, że na chwilę zapomniałem o wszystkim, co złe. Rozbroiła mnie tym tak bardzo, że długo potem nie mogłem przestać o tym myśleć, ani zasnąć.

Teraz role się odwróciły. Ilona jest cała roztrzęsiona, a jej ubranie mokre od potu. Płacze, wtulając się mocno w moje ramię. Chyba nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak mocno ściska moją koszulkę. Łka jak dziecko, a jej klatka piersiowa unosi się i opada non stop spazmatycznie, łapiąc powietrze.

Nigdy nie słyszałem, żeby ktoś tak płakał. To jest płacz pełen złości, żalu, bezsilności i rezygnacji. Po chwili czuję, jak moja koszulka na klatce piersiowej zrobiła się mokra od łez. Zaczynam więc delikatnie głaskać Ilonę po plecach, szepcząc słowa otuchy:

– Już dobrze, jesteśmy bezpieczni. Jestem tu i nic ci nie grozi. Cii… Spokojnie.

Nie jestem pewien, ile czasu minęło. Czy było to 15 minut, pół godziny, równie dobrze to mogła być godzina, ale po tym czasie jej szloch staje się coraz cichszy. Nie oddycha już jak ryba wyrzucona na brzeg i teraz ciszę od czasu do czasu przerywają jedynie momenty, gdy łka bezgłośnie wykończona i oparta głową o moje ramię. Do tego zaczęła się trząść.

Poruszam się delikatnie i cicho pytam:

– Co ci jest? Cała się trzęsiesz. Wszystko w porządku?

– Zimno mi. – Odpowiada ledwie słyszalnym głosem.

Nic dziwnego, atak paniki minął i przestała się już pocić, więc teraz organizm reguluje temperaturę jej ciała.

– Chodź, położymy cię do łóżka, będzie ci cieplej.

Ilona podnosi głowę, a jej widok ściska mi serce. Oczy ma napuchnięte, są całe czerwone, na policzkach widnieją ślady łez, usta ma spękane, ale najgorsze jest jej spojrzenie pełne rezygnacji i braku nadziei.

Ona się poddała… Uświadamiam sobie z przestrachem, zastanawiając się, co przyniesie jutro, pojutrze, kolejny tydzień, miesiąc czy ile to tam jeszcze będzie trwało. Przez ułamek sekundy czuję rozpierającą złość na tego chuja, przez którego tak cierpi. Uświadamiam sobie jednak, że muszę się szybko opanować, bo Ilona zaczyna się powoli podnosić.

Pomagam jej wstać i obejmując ją ramieniem, prowadzę do pokoju. Ścielę jej łóżko, przykrywam kocem i już mam zamiar przekazać jakieś słowa otuchy i zapewnić, że będę tuż za ścianą, gdy odzywa się cichutko zachrypniętym głosem:

– Nie chcę być tu sama.

Zamieram na chwilę. Co miały oznaczać te słowa? Czego ode mnie oczekuje?

Żebyś tu był. Po prostu. A ty co myślałeś, debilu?! Myślę ze złością, ale starając się brzmieć pogodnie, mówię na głos:

– Przyniosę sobie pościel i będę spał na podłodze.

– Nie! To znaczy… Będzie ci niewygodnie. Przeze mnie… znowu. – Mówi i zaciska usta. – Łóżko jest duże, zmieścimy się.

– Dobrze. Zaraz wracam.

Za drzwiami przystaję, zamykam oczy i biorę głęboki oddech.

Ogarnij się! Ona się boi. Kompletnie się rozsypała, a ty wyobrażasz sobie, nie wiadomo co! Strofuję samego siebie, bo gdy tylko usłyszałem jej prośbę, wyobraźnia zaczęła podsuwać wizje, które bynajmniej nie były teraz na miejscu.

Po chwili wracam do jej pokoju ze swoją pościelą. Przystaję przy krawędzi łóżka, na którym leży zwinięta w kłębek Ilona. Chcę się upewnić, czy nie zmieniła zdania. Patrzę więc prosto w jej oczy i pytam:

– Jesteś pewna, że chcesz, żebym położył się obok ciebie?

– Tak. – Potwierdza i robi mi miejsce, a ja kładę się obok niej.

Leżymy na bokach, zwróceni twarzami do siebie. Obserwuję uważnie jej reakcję. Sprawdzam, czy się nie waha, ale nic takiego nie dostrzegam. Po chwili przysuwa się do mnie tak, że pomiędzy naszymi ciałami jest tylko kilka centymetrów odstępu. Nasze kolana i ramiona stykają się. Moje serce wali jak oszalałe. W głowie słyszę szum. Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć, ale z zaskoczeniem stwierdzam, że mi się to podoba. Dawno już się tak nie czułem.

– Dziękuję. – Szepcze.

– Nie ma sprawy. – Zapewniam ją równie cicho. – Ostatnio to ty mi pomogłaś.

Obserwuję jak zaczarowany, jak Ilona chwyta moją koszulkę i przysuwa się jeszcze bliżej. Zanim uświadamiam sobie, co chcę zrobić, kładę rękę na jej talii, jakby to była najnormalniejsza i najoczywistsza rzecz na świecie. Ilona układa się wygodnie w moich ramionach, wzdychając cichutko, a ja opieram brodę na jej głowie i upajam się jej zapachem.

Leżymy wtuleni i już po krótkiej chwili słyszę jej miarowy oddech. Usnęła. Nachylam się więc i jeszcze raz mocno zaciągam się jej zapachem.

– Ładnie pachniesz, wiesz? – Szepczę cicho, zatapiając palce w jej włosach, wiedząc, że i tak mnie już nie słyszy. Jej włosy rzeczywiście są tak miękkie, jak myślałem. – Nie dam cię skrzywdzić. Ze mną jesteś bezpieczna. Wszystko się ułoży. – Dodaję jeszcze, a potem zamykam oczy i wsłuchując się w jej spokojny oddech, zasypiam.

 

ILONA

 

I to tyle jeśli chodzi o moje postanowienie trzymania emocji na wodzy i odnajdywania swojej wewnętrznej siły tak, abym sama mogła o siebie zadbać. Wiem, że nie powinnam tego robić, ale nie mogę się powstrzymać. Jest środek nocy, a ja nie poradzę sobie z tym wszystkim sama. Potrzebuję jego silnych i bezpiecznych ramion, aby się uspokoić po koszmarze i ataku paniki. Mój umysł poszedł już spać, więc ciało robi to, na co ma ochotę.

Moszczę się wygodnie obok niego, ciało przy ciele, i delektuję się uczuciem spokoju, które rozchodzi się pod moją skórą. Żadne z nas nic nie mówi. Tak jest dobrze. Wdycham jego zapach i staram się zapamiętać tę chwilę. Karol pięknie pachnie, a w jego ramionach czuję się tak bezpiecznie, że od razu się uspokajam. Jest mi ciepło i przyjemnie. W momencie, gdy najbardziej tego potrzebuję, jest dla mnie taki dobry. Nie sądziłam, że jest w nim tyle empatii i czułości.

Znów w mojej głowie rozlega się muzyka, która pasuje do tej sytuacji. Tym razem w myślach słyszę Forever and Ever, Amen w wykonaniu 8 mm.

– Ładnie pachniesz, wiesz? – Moje serce omija kilka uderzeń, a płuca przez chwilę nie pobierają tlenu. – Nie dam cię skrzywdzić. Ze mną jesteś bezpieczna. Wszystko się ułoży.

Ogarnia mnie wzruszenie, ale udaję, że śpię. Nie jestem pewna, do czego mogłoby dojść, gdybym teraz spojrzała w jego oczy. Moje życie i tak jest już wystarczająco skomplikowane, więc staram się oddychać miarowo.

Zanim zasypiam, zdążam jeszcze pomyśleć, że od jutra nic nie będzie takie samo. Coś się nieodwracalnie zmieniło.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania