Poprzednie częściUratuj mnie - Prolog

Uratuj mnie - Rozdział 3 - Leki

ILONA

 

Otwieram oczy wcześnie rano kompletnie niewyspana, ale wiem, że i tak już nie usnę. Zanim zasnęłam wczoraj wieczorem, dużo myślałam o tym, co wydarzyło się między mną a Karolem na łące, a potem w altanie i doszłam do wniosku, że nic takiego w sumie się nie stało. Straciłam równowagę, a on mnie podtrzymał. To wszystko. Potem przyłapał mnie na tym, gdy miałam atak paniki, ale to również przecież nie jest nie wiadomo co. Takie rzeczy się zdarzają. Zamierzam zachowywać się normalnie i już do tego nie wracać, ani tego nie rozpamiętywać. Wczoraj przecież postanowiłam, że od dziś nie będę pozwalać sobie na słabość, ale będę starać się znów być silna jak dawniej.

Siadam na łóżku i sięgam po telefon, który wyciszyłam wczoraj wieczorem, żeby nie słyszeć wiadomości ani telefonów od Marcina. Odczytuję trzy sms-y o następujących treściach:

1. „Tęsknię”

2. „Myślę o tobie”

3. „Czekam na ciebie”

Wiem, że jest zdolny do gorszych wiadomości, więc odczuwam ulgę i tylko niewielką nutę niepokoju. Spoglądam na rejestr połączeń i widzę „tylko” siedem telefonów od niego i jeden od Karoliny. Wiem, że w Londynie jest jeszcze wcześniejsza godzina niż w Polsce, ale jestem pewna, że taki ranny ptaszek jak ona, na pewno już nie śpi. Dzwonię więc do niej i czekam z niecierpliwością, aż odbierze.

Bardzo się za nią stęskniłam. W końcu teraz to moja jedyna przyjaciółka, z którą razem wiele przeszłyśmy. Życie jej nie rozpieszczało, ale teraz wyszła na prostą. Poznała chłopaka, który ma swoją firmę, oferującą usługi fotograficzne w Londynie i przeprowadziła się do niego na razie na rok. Jestem bardzo ciekawa, co u niej słychać.

– Cześć, kochana! Jak miło, że dzwonisz, tęsknię! – Wypluwa z siebie słowa, kiedy tylko odbiera mój telefon.

– Cześć! Ja za tobą też, bardzo! Przepraszam, że nie odebrałam wczoraj, jak dzwoniłaś, ale miałam wyciszony telefon…

– Domyśliłam się. Przecież wiesz, że wszystko rozumiem.

– Wiem. – Mówię wzruszona. – I dlatego tak bardzo mi ciebie brakuje.

– Aż tak źle? Nadal nie daje ci spokoju?

– Nadal bez zmian… Szkoda gadać. Lepiej opowiadaj, co u ciebie!

– Love is in the air! – Śmieje się perliście. – Jest super! Znalazłam pracę jako nauczycielka angielskiego. Będę uczyć dorosłych Polaków!

– Wow! Naprawdę? To super! Tak bardzo się cieszę! Widzisz? Mówiłam, że ci się uda.

– To, że się tu przeprowadziłam, to była najlepsza decyzja w moim życiu. Jestem naprawdę szczęśliwa i wierzę, że wkrótce i tobie się wszystko ułoży, zobaczysz. Już ja swoje wiem. – Jej pewność w głosie, od razu poprawia mi humor.

– Dzięki, że tak mówisz. To dużo dla mnie znaczy. Mam nadzieję, że stanie się to już niedługo.

Rozmawiamy jeszcze przez chwilę o jej życiu w Anglii, kiedy Karolina zadaje mi trudne pytanie:

– A jak sprawuje się mój brat? Dogadujecie się? – Zanim odpowiadam, mija kilka sekund.

Przypominam sobie wczorajszy dzień i nasze spięcia i nie wiem kompletnie, co jej odpowiedzieć.

– Wiesz… Jestem tu już od kilku dni i jest w porządku… Karol chodzi do pracy, więc dużo czasu spędzam sama. Znajduję sobie wtedy rożne zajęcia, sprzątam, piorę i gotuję, takie tam. – Próbuję zmienić temat, ale ona znów wraca do pytań o Karola.

– A jaki on jest? Jest dla ciebie miły? Dobrze wiem, że od kiedy odszedł z policji zachowuje się jak nie on… Kiedyś był inny. Nie chce z nami o tym rozmawiać, ale i tak mam wrażenie, że wtedy, dwa lata temu, stało się coś więcej, niż tyle, ile nam powiedział…

Kurcze, czemu mnie o to wypytuje?

– No, wiesz… Nie znamy się jeszcze za dobrze, ale stara się. Jest okej. – Staram się brzmieć pewnie.

– To dobry facet. Jesteście do siebie bardziej podobni, niż może ci się wydawać. Daj mu czas, a ja z nim dodatkowo pogadam i postawię go do pionu.

Wciągam ze świstem powietrze i szybko staram się ją od tego odwieźć. Jeszcze tego by brakowało, żeby Karol pomyślał sobie, że nasyłam na niego jego młodszą siostrę, żeby go utemperowała.

– Nie trzeba, naprawdę! Jest dobrze. Nie zmuszaj go do niczego, przecież ja tu jestem tylko gościem. On nic nie musi. Jest okej, naprawdę.

– No, dobra, jak chcesz. Dam mu jeszcze trochę czasu, ale jeśli się nie ogarnie, to już ja sobie z nim porozmawiam!

Cała Karolina… Jak dobrze, że mam taką przyjaciółkę.

 

KAROL

 

Otwieram oczy i krzywię się, słysząc dzwoniący telefon. Mnę przekleństwo w ustach i patrzę, kto dzwoni. Karolina. No tak, moja siostra to ranny ptaszek, który nie bierze jeńców.

– Karolina, czy wiesz, która jest godzina? Zaczynam dziś pracę godzinę później, daj pospać!

– Cześć, braciszku kochany! U mnie jest 6, więc u was już 7. Najwyższy czas wstać! – Szczebiocze do słuchawki.

Odkąd się zakochała jest jeszcze bardziej rozgadana, a przy tym jeszcze bardziej irytująca niż zazwyczaj.

– Co tam? Stało się coś? Czemu dzwonisz?

– Stęskniłam się za tobą! Ty za mną nie?

– Nie. – Odpowiadam poważnie, ale ledwo powstrzymuję uśmiech. Oczywiście, że się za nią stęskniłem.

– Jaassne. – Odzywa się przeciągle, dając mi do zrozumienia, że mi nie wierzy. – Chciałam podpytać, jak ci się mieszka z Iloną? Wszystko okej? – Pyta niepozornie, ale wyczuwam w jej głosie jakąś dziwną nutę.

– A co? Skarżyła ci się na mnie? – Pytam ją oschle.

– A miała powód?

I to nie jeden.

– Nie, nic nie mówiła. Mówiła, że jesteś spoko i brzmiała przy tym szczerze. Cieszę się, że mimo wszystko pozwoliłeś jej zostać. – Kończy ciszej. – Komu jak komu, ale jej należy się nasza pomoc.

– Jasne. – Staram się brzmieć swobodnie i nie prowokować Karoliny do kłótni ani suszenia mi głowy.

Po naszej ostatniej ostrej wymianie zdań, byłem na siebie wściekły. Moja siostra nie zasługuje na to, żebym tak ją traktował. Już ją nawet za to przeprosiłem, zastrzegając, że i tak nadal uważam, że powinna była mnie uprzedzić, jak wygląda ta dziewczyna. Karolina była zmieszana i przyznała mi rację. Wyjaśniliśmy sobie wszystko i dlatego teraz znów możemy rozmawiać jak dawniej. Zdaję sobie sprawę z tego, że chciała dobrze, chciała pomóc tej dziewczynie, a to przecież dobrze o niej świadczy. Nawet jeśli wymyśliła tak pokręconą formę pomocy…

– Fajnie, że się ze mną zgadzasz i tak się starasz, więc nie gniewaj się, jeśli znów o to cię poproszę.

Zaczyna się.

¬– Proszę cię, bądź dla niej miły. Ona naprawdę to wszystko przeżywa. Nie może spać w nocy, bo ma koszmary, dostaje mnóstwo sms-ów i telefonów od tego świra, jest wystraszona i zahukana w sobie. A właśnie! Zapomniałam cię o czymś uprzedzić. Pewnie ci tego nie mówiła, ale Ilona ma ataki paniki…

I tu byś się zdziwiła, siostrzyczko. Miałem wątpliwą przyjemność widzieć to na własne oczy.

– To zaczęło się kiedy ją napadł.

– Czekaj, jak to ją napadł? – Przerywam jej niecierpliwie.

– Parę miesięcy temu, kiedy wracała z pracy już po zmroku, zaczaił się na nią między blokami. – Karolina zaczyna opowiadać, a ja mimowolnie ściskam mocniej telefon. – Próbował zmusić ją do pocałunku, ściskał ją z całej siły tak, że potem miała siniaki. Kto wie, co jeszcze by jej zrobił, gdyby nie udało jej się uciec. Tylko niestety od tamtej pory boi się własnego cienia... Jesteś tam?

– Tak, jestem. – Wydukuję, bo zaczynam czuć się jak skurwysyn po tym, jak zachowałem się wczoraj.

– Przyznała mi się, że odkąd z tobą zamieszkała miała już dwa takie ataki, ale nie zdziwiłabym się, gdyby było ich więcej.

Jak to dwa?

– Ona nie lubi martwić innych swoją osobą, woli coś ukryć, niż się do tego przyznać. Taka już jest. Poza tym jest jeszcze coś… – Karolina odzywa się poważnym tonem, a ja zastanawiam się, co też jeszcze powie, co sprawi, że poczuję się jeszcze gorzej. – Ona przechodzi te ataki bardzo intensywnie. Najgorsze jest to, że ma wtedy duże problemy z oddychaniem. To wszystko przez to, że kiedyś się topiła. Była wtedy nastolatką i razem ze znajomymi poszła nad jezioro. Oni przez dłuższy moment w ogóle nie zauważyli, że coś się jej dzieje, więc męczyła się przez jakiś czas w wodzie. Do dziś pamięta to paraliżujące uczucie i kiedy ma atak paniki, nie może oddychać, bo ma wrażenie, że znów się topi.

Boże… A ja ją tak olałem wczoraj.

– Słyszysz mnie?

– Tak…

– Karol, skup się. To ważne. Kiedy zauważysz, że ma atak paniki, bądź przy niej. Mów jak ma oddychać, mów do niej łagodnie i spokojnie, uspokajaj ją, proszę cię.

Karolina nie przestaje mówić, a mnie zżerają wyrzuty sumienia. Właśnie uświadomiłem sobie, że nie pomogłem Bogu ducha winnej dziewczynie, bo byłem do niej uprzedzony. Chryste, co się ze mną stało?

Jak mogłem dopuścić do tego, że stałem się takim człowiekiem? Ja, były policjant, dla którego w innych okolicznościach i w stosunku do innych osób pomaganie jest odruchem tak normalnym jak oddychanie. Przecież kiedyś przysięgałem chronić innych nawet z narażeniem życia…

– Dobra, już dobra. – Mówię nonszalancko, choć czuję ogromny wstyd.

– To naprawdę fajna dziewczyna, w końcu jest moją przyjaciółką, dogadacie się. Nie zrób jej przykrości, błagam, bo będziesz miał ze mną do czynienia. – Dodaje żartobliwie na koniec. Nie chce mi się z nią znów kłócić, więc dla świętego spokoju, zgadzam się z nią.

Rozmawiamy jeszcze przez chwilę, kiedy uświadamiam sobie, że w pokoju Ilony od kilku dobrych minut wibruje telefon. Kończę więc rozmowę z siostrą, a kiedy wychodzę na korytarz słyszę, że Ilona myje naczynia w kuchni.

To pewnie dlatego nie słyszy telefonu. Przebiega mi przez myśl, gdy wchodzę do kuchni.

– Telefon ci dzwoni. – Chyba nie słyszała mnie, jak tu szedłem, bo aż podskoczyła jak oparzona. Mam wrażenie, że oczy zaraz wyjdą jej z orbit. – Nie chciałem cię wystraszyć. Telefon ci dzwoni. – Powtarzam.

– Dzięki, zaraz go wyłączę.

Wyłączę? A nie Odbiorę? Pewnie ten koleś do niej wydzwania… Rzeczywiście po chwili wraca z powrotem do kuchni, a telefon milczy.

– Cholera jasna! – Tym razem to ja podskakuję na krześle w trakcie robienia sobie kanapek, gdy Ilona klnie siarczyście.

– Co się stało?

– Zagapiłam się i posłodziłam herbatę dwa razy.

– Chyba się nie wyspałaś? Po co siedziałaś do drugiej w nocy? – Nie wiem, po co ją o to pytam, ale to chyba rozmowa z Karoliną i wyrzuty sumienia po wczorajszym dniu tak na mnie działają.

– Co? Nie mogłam usnąć, ale jestem pewna, że usnęłam około pierwszej.

– To dziwne, bo po drugiej słyszałem, jak z kimś rozmawiałaś.

– Jak to?! – Podnosi głos przestraszona. – Jesteś pewny, że to mnie słyszałeś?

– Tak, myślałem, że rozmawiasz przez telefon, ale widocznie mówiłaś coś przez sen.

– Pewnie tak właśnie było. Miałam w nocy koszmary, więc mogłam coś rzeczywiście mówić. – Odpowiada smutno, spuszczając głowę i kładzie dłoń powyżej mostka. Marszczy przy tym brwi i nerwowym ruchem dotyka szyi. – Cholera, zgubiłam łańcuszek… Jestem pewna, że zakładałam go po przebudzeniu.

Rozglądam się po podłodze dookoła siebie i dostrzegam błysk obok lodówki. Podnoszę z ziemi łańcuszek Ilony, który często ściska, kiedy się denerwuje lub krępuje i przyglądam się wisiorkowi z bliska.

Niewiarygodne…

– Znalazłeś go! – Wykrzykuje ucieszona i podchodzi bliżej mnie. Z radością bierze wisiorek z mojej ręki, a ja odsuwam się szybko od niej o dwa kroki, bo nagle mam wrażenie, że chce mnie przytulić. – Gdzie był?

– Obok lodówki. – Odpowiadam obojętnie i wracam do robienia kanapek.

– Cieszę się, że się znalazł. Jest dla mnie bardzo ważny.

– Dlaczego? – To pytanie wymyka się z moich ust i zanim uświadamiam sobie, co robię, Ilona wyraźnie ucieszona tym, że normalnie rozmawiamy, już spieszy z odpowiedzią:

– Może to głupie… – Zaczyna speszona – Ale mam nadzieję, że ta róża wiatrów wskazuje mi drogę i pomaga podejmować dobre decyzje.

Gdyby tylko wiedziała, dlaczego nie uważam, że to głupie… Nie zamierzam jej jednak tego tłumaczyć.

– Aha. – Odpowiadam zdawkowo, aby zakończyć tę rozmowę.

Kątem oka spoglądam, jak zawiedziona brakiem zainteresowania z mojej strony bierze herbatę, którą musiała zrobić drugi raz i wychodzi z nią na werandę przed domem. Przez chwilę jest mi jej szkoda. Ma cienie pod oczami i widać, że w nocy nie mogła spać. Do tego bardzo się wystraszyła, kiedy wszedłem do kuchni. Ale po chwili przypominam sobie, jak nieodpowiedzialnie się wczoraj zachowała, kiedy zostawiła otwarty dom i okazuje się, że moje współczucie było jedynie chwilowe.

 

ILONA

 

Idąc do garażu, gdzie Karol znów zaszył się po powrocie z pracy, zastanawiam się, czy aby na pewno dobrze robię. Jestem jednak na tyle zdeterminowana, aby przełamać między nami lody, że wciąż nie zawróciłam z powrotem do domu, ale z każdym krokiem zbliżam się do niego. Obiecałam sobie, że będę go unikać, jednak kiedy emocje już opadły, doszłam do wniosku, że to dziecinne. Zamiast tego postanowiłam, że wyciągnę do niego rękę i spróbuję go do siebie przekonać. Mam dość tego, że jest dla mnie taki niemiły, chłodny, zdystansowany i obojętny.

Nie zrobiłam mu niczego złego i zupełnie nie rozumiem, skąd takie zachowanie. Kilka razy próbowałam go o to podpytać, ale za każdym razem mnie zbywał. Jestem tu już czwarty dzień i nic się w tej kwestii nie zmienia. Karol unika mnie jak może, robiąc to na różne sposoby. Na przykład wraca z pracy dużo później niż powinien tak, jakby specjalnie przeciągał moment powrotu do domu, a po powrocie z pracy ciągle siedzi w garażu, pracuje na podwórku, biega po okolicy, trenuje z Reksem różne komendy albo przesiaduje w swoim pokoju, gdzie pije alkohol. Dużo alkoholu. Postanowiłam więc nie pytać go już więcej o powody takiego zachowania, ale po prostu sprawić, że się do mnie przekona.

Dlatego mimo zdenerwowania z powodu, którego wykręcam sobie teraz palce i jestem już lekko spocona, wchodzę do garażu, gdzie z radia dobiega Bigger Than Us White Lies. Karol stoi do mnie tyłem i wyciera ręce w jakąś brudną szmatę, a obok niego stoi pojemnik po oleju.

Przez głowę przebiega mi zabawna myśl, że ubrał się dosyć osobliwie. Założył oliwkowe bojówki, potwierdzając tym stereotyp, że policjanci szczególnie lubią ten typ spodni i koszulę w czerwono-czarną kratę, która z kolei jest kojarzona z informatykami, którym Karol przecież obecnie jest.

Kiedy się odwraca, zastyga na ułamek sekundy, gdy mnie widzi. Szybko jednak otrząsa się z zaskoczenia, spuszcza wzrok i z trzaskiem zamyka maskę samochodu.

– Idę na spacer. Może chciałbyś dołączyć, jak skończysz? Nie znam za bardzo okolicy…

– Nie mam ochoty na spacer. Poza tym mam jeszcze parę rzeczy do zrobienia. – Ku mojemu zdziwieniu odpowiada w miarę spokojnym głosem. Chłodnym jak powietrze na Antarktydzie, ale jednak wyraźnie opanowanym. Jakby specjalnie pilnował się przy mnie i starał się mówić neutralnym tonem.

– Rozumiem. To może mogłabym ci w czymś pomóc? – Pytam z nadzieją, podchodząc bliżej samochodu i niego, na co on uśmiecha się ironicznie.

– Wątpię, żebyś znała się na wymianie paska klinowego w samochodzie, ale dzięki.

Nie ułatwiasz mi tego. Myślę z przekąsem i uświadamiam sobie, że znów kłamie tak jak z siłownią. No bo jak chce wymienić pasek klinowy skoro zamknął maskę? Nie komentuję tego na głos, ale staram się być miła i cierpliwa i nie dać się sprowokować. Przez te kilka dni mojego pobytu tutaj zdążyłam zauważyć, że rozmowa z nim, to jak chodzenie po polu minowym – czasami niewinne słowo czy gest doprowadzają go do wybuchu.

– Lubię tę piosenkę. – Zagaduję od innej strony. – W ogóle lubię ten zespół. Każda ich piosenka od razu wpada mi w ucho. Myślę, że to przez głos tego wokalisty, no i ten charakterystyczny styl muzyki, jaką grają. – Zerkam na Karola, który krząta się przy samochodzie i widzę pewną irytację w wyrazie jego twarzy. Mimo wszystko kiedy się odzywa, znów brzmi tak, jakby starał się być miły. No, przynajmniej neutralny.

– Nie znam tego zespołu. Pierwszy raz słyszę tę piosenkę.

– To White Lies. Polecam ten zespół. – Staram się brzmieć swobodnie. Ot, dwójka znajomych rozmawia o muzyce. Każdy lubi muzykę, można na ten temat sporo sobie powiedzieć. Idę więc tym tropem i jednocześnie próbuję się czegoś o nim dowiedzieć. Jak gdyby nic obchodzę samochód powolnym krokiem tak, że teraz auto stoi pomiędzy nami. – Jakiej muzyki tak w ogóle słuchasz?

– Wszystkiego po trochu. – Odpowiada na odczepnego i zerka na mnie tak, jakby telepatycznie chciał mi przekazać, żebym dała mu już spokój, bo traci cierpliwość, ale ja zamierzam ignorować takie aluzje.

– Nawet muzyki klasycznej? – Uśmiecham się z powątpiewaniem i podaję mu szmatę do wytarcia rąk, której najwyraźniej szuka.

– Nawet takiej. Głównie muzyki filmowej. Hans Zimmer, Ludovico Einaudi i takie tam. – Odpowiada z satysfakcją, kiedy bierze ode mnie szmatę, a mi robi się głupio, że tak go oceniłam.

– Też lubię muzykę filmową. Najczęściej słucham Michała Lorenca.

Karol nie komentuje moich słów, więc postanawiam dać mu spokój. Przynajmniej próbowałam… Może potem znów spróbuję i uda nam się choć przez chwilę porozmawiać na jakiś inny temat i małymi kroczkami mnie polubi, a przynajmniej będzie traktował bez tej rezerwy i wrogości.

– Nie przeszkadzam ci już. Zamierzam iść w stronę tego małego lasku za domem. – Uprzedzam go, jak mnie o to prosił na początku mojego pobytu tutaj, żeby wiedział, gdzie jestem. – Może kiedyś pójdziemy tam razem. Byłoby mi miło, Karol. – Dodaję ze szczerą nadzieją i wychodzę, a kiedy jestem już przy drzwiach, Karol wprawia mnie w zaskoczenie.

– Ilona!

Odwracam się do niego z lekkim uśmiechem na myśl, że pewnie zmienił zdanie i jednak ze mną pójdzie. Super! Będzie okazja, żeby się poznać. Być może, dzięki temu łatwiej będzie się nam razem mieszkało.

– Tak?

– Weź ze sobą Reksa i telefon w razie czego. – Patrzy mi prosto w oczy, ale po chwili szybko wraca do swoich zajęć.

– Dobrze. – Odpowiadam zawiedziona, chociaż z drugiej strony czuję się mile zaskoczona, że jednak choć trochę się o mnie martwi. Nie to, że mi na tym jakoś bardzo zależy. W końcu nie jest moim ochroniarzem, ani osobistym policjantem, ale po prostu pozwala mi u siebie mieszkać, a świadomość, że chce dla mnie dobrze, jest najzwyczajniej w świecie miła.

 

KAROL

 

Od początku wiedziałem, że to zły pomysł, aby tu zamieszkała. Gdyby nie to, że mam wobec Karoliny dług i wymusiła na mnie to, że Ilona będzie tu mieszkać, nigdy bym się na to nie zgodził. Ta dziewczyna w ogóle nie zraża się tym, jak ją traktuję. Jest mi głupio z tego powodu, ale nic na to nie poradzę, nawet jeśli bardzo się staram. Po prostu wystarczy, że na nią spojrzę i już nie mogę się opanować.

Ona udaje, że tego nie widzi i ciągle stara się mi przypodobać, a to obiadem, posprzątanym domem, zrobionym praniem, a to zwykłą rozmową. Tak jak przed chwilą, kiedy wyraźnie chciała spędzić ze mną trochę czasu. Pewnie chce mi pokazać, że jest w porządku, bo widocznie nie może znieść tej napiętej atmosfery między nami… Ja jednak wiem, że to na nic, bo jakoś nie mogę się przełamać, zaufać jej, zapomnieć o przeszłości, zobaczyć w niej ją, a nie kogoś innego… Po prostu muszę się jakoś z nią przemęczyć i mieć na nią oko mimo wszystko, bo nie chciałbym, żeby stało się coś złego, kiedy tu ze mną będzie.

To dlatego czuję spory niepokój, kiedy wychodząc z garażu, moją uwagę przykuwa czarny samochód, jadący bardzo powoli drogą przed moim domem. Dzięki temu, że kierowca ma opuszczone szyby, dostrzegam, że za kierownicą siedzi jakiś facet około trzydziestki. Ma czarne, krótko obcięte włosy, więc na pierwszy rzut oka pasuje do opisu tego świra Marcina.

Adrenalina w moich żyłach od razu podnosi się na wysoki poziom. Staję się czujny i staram się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Kiedy samochód mija mój dom, rzucam się biegiem w stronę furtki. Przez głowę przemyka mi myśl, że czuję się tak, jakbym znów był policjantem i przez chwilę jestem po prostu szczęśliwy. Wybiegam szybko na drogę i zapamiętuję rejestrację.

Ilona raczej nie oddaliła się daleko, więc zamiast do niej zadzwonić po prostu wybiegam przez furtkę z tyłu domu, przebiegam przez sad, dobiegam na polną, piaszczystą drogę i od razu dostrzegam ją oraz Reksa, idących w stronę lasku na górce. Gdy biegiem zbliżam się do nich, Ilona odwraca się przestraszona, ale kiedy widzi mnie, od razu się uspokaja i uśmiecha szeroko.

– Jakim samochodem jeździ ten cały Marcin? – Pytam bez ogródek, a uśmiech z jej twarzy znika w ułamku sekundy.

– Starym, srebrnym BMW e46 z charakterystyczną anteną CB radia. – Mówi z przestrachem. – On tu jest?

– Znasz rejestrację?

– WPI JK93.

– W takim razie to nie był on. – Odpowiadam, a ona wypuszcza powietrze z płuc i chwyta się za serce.

– Ale się wystraszyłam. Co cię zaniepokoiło?

– Jakiś facet przejeżdżał powoli drogą, wydało mi się to podejrzane. Pewnie zabłądził czy coś.

Ilona zerka na mnie badawczo, a w jej oczach widzę coś w rodzaju zaciekawienia i zachwytu.

– Właśnie zobaczyłam w tobie policjanta. – Mówi z uśmiechem na ustach, a we mnie aż się zagotowało.

– Mówiłem ci, żebyś nie wspominała przy mnie o policji. To dla mnie temat tabu, rozumiesz?! – Próbuję dobitnie przemówić jej do rozumu, ale widzę, że to nie będzie łatwe, kiedy krzyżuje ręce na piersi i spogląda na mnie wojowniczo.

– No właśnie nie rozumiem! Gdybyś wyjaśnił mi, dlaczego tak cię to denerwuje, byłoby mi łatwiej! – Odpowiada, siląc się na spokój, ale i tak widzę jej poirytowanie.

– Nie muszę się przed tobą tłumaczyć. Po prostu powinnaś uszanować moją prośbę i się do niej dostosować. W końcu mieszkasz u mnie w domu.

Na moje słowa wyraźnie straciła nieco pewności siebie i już nie jest taka nastawiona na atak jak jeszcze przed chwilą. Jej postawa również straciła na swojej wojowniczości. Zgarbiła się lekko i ściska mocno swój medalik, patrząc na mnie pokornie.

– Karol… – Po prostu chodzi mi o to, że masz ze mną jakiś problem i to od samego początku, a przecież nic ci nie zrobiłam. Spinasz się za każdym razem, kiedy wchodzę do kuchni czy salonu, a mimo to ciągle uparcie twierdzisz, że nie masz nic przeciwko, żebym tu mieszkała. Zupełnie jakbyś postawił sobie za punkt honoru, żebym posiedziała tu te dwa tygodnie, choćby nie wiem co. Nie rozumiem twojego zachowania ani motywacji, ale domyślam się, że o kimś lub o czymś ci przypominam i ma to związek z policją. Mam rację?

Tego już za wiele! Jej domysły sprawiają, że złość aż buzuje mi w żyłach.

– Nie umiesz odpuścić, co? – Ilona kuli się w sobie i cofa się o krok, a ja dopiero wtedy uświadamiam sobie, że doskoczyłem do niej tak, że stoimy teraz naprzeciw siebie na wyciągnięcie ręki. Kiedy szok i niedowierzanie ustępuje oburzeniu na jej twarzy, wychyla się w moją stronę i celuje we mnie oskarżycielsko palcem.

– Chciałeś mnie uderzyć?

– Co?! Oszalałaś? Za kogo mnie uważasz? Oczywiście, że nie!

– Wyglądałeś, jakbyś to właśnie chciał zrobić!

– Nigdy nie uderzyłbym kobiety! Nigdy tego nie zrobiłem i nie zrobię. Jesteś po prostu przewrażliwiona! Wypatrujesz zagrożenia z każdej strony. Podskakujesz na byle stuknięcie czy puknięcie. Wzdrygasz się na najmniejszy hałas, szczekanie Reksa, mój głośniejszy ton głosu, sms, a teraz jeszcze wyobrażasz sobie kompletne bzdury!

– Dziwisz się? – Jest wściekła. Ze złością odgarnia z twarzy niesforne kosmyki. – Mam stalkera, jakbyś jeszcze nie wiedział. Marcin jest zdolny do wielu rzeczy, żeby się ze mną skontaktować. Od kilku dni, odkąd zniknęłam mu z oczu, próbuje się ze mną skontaktować całymi dniami. Od momentu, gdy wyszłam z garażu do teraz napisał mi już cztery sms-y i dwa razy próbował się do mnie dodzwonić. Wybacz więc, że jestem przewrażliwiona. Teraz kiedy mi o tym powiedziałeś, już nie będę się tak zachowywać! – Kończy swój wywód podniesionym głosem, który aż ocieka sarkazmem, a mi robi się głupio. Powinienem był ugryźć się w język, ale nic nie mogę poradzić na to, że ta dziewczyna wyzwala we mnie najgorsze emocje.

– Dobrze, już nie nakręcaj się tak.

– Nie nakręcaj się tak?! Ja się nakręcam? – Ilona patrzy na mnie morderczym wzrokiem na widok, którego automatycznie staję na prostych nogach i krzyżuję ręce na piersi gotowy na odparcie ataku. Mam już dość tej kłótni i jej histerii, o czym mówię jej wprost.

– Tak! I do tego histeryzujesz. Zauważyłem, że jesteś zbyt emocjonalna i wrażliwa.

– Przestań! Nic już więcej nie mów, bo nie wytrzymam! Nic o mnie nie wiesz. Nie wiesz, jaka byłam, kiedy on zaczął za mną łazić, nie wiesz, jaka jestem naprawdę. – Odwraca się do mnie plecami i przykłada dłoń do czoła, drugą rękę opiera na biodrze i kręci z niedowierzaniem głową. – Nie rozumiem… Przecież jako były policjant powinieneś chyba być bardziej czujny. Nie wiem… traktować takie sprawy bardziej poważnie czy coś.

– Przestań! – Krzyczę głośno. Tak głośno, że aż sam się sobie dziwię, że jej słowa tak bardzo mnie ubodły i doprowadziły do mojej wybuchowej reakcji. Poruszyła we mnie struny, do których nawet nie powinna się zbliżać, a ona nie tylko to zrobiła, ale do tego szarpnęła za nie z całej siły. – Robisz to specjalnie! Już któryś raz wspominasz o policji mimo, że prosiłem cię, żebyś tego nie robiła! Ustaliliśmy zasady, pamiętasz? Pierwsza była taka, że o tym nie gadamy!

– Ustaliliśmy też, że kiedy nie będziesz chciał, żebym tu była, to mi o tym powiesz. – Jej butny głos działa mi na nerwy. – Może masz mi coś do powiedzenia? Jedno zdanie wystarczy, Karol.

Wbija we mnie stanowcze spojrzenie i czeka na moją odpowiedź. Ma rację, tylko jedno zdanie by wystarczyło. Ba, jedno słowo „jedź” i już pakowałaby swoje manatki, a ja nie musiałbym znosić jej widoku, jej twarzy, która przywołuje tyle bolesnych wspomnień…

Z chęcią kazałbym jej natychmiast stąd wyjechać i już nawet otwieram usta, by wypowiedzieć słowa cisnące mi się na język, ale ostatecznie nie wydobywa się z nich żaden dźwięk. Z jakiegoś powodu nie jestem w stanie tego zrobić, bo czuję, że wówczas byłbym na siebie zły i odbierałbym to jako porażkę. Znów bym kogoś zawiódł, być może przeze mnie znów ucierpiałaby kobieta, znów musiałbym się z tym mierzyć na nowo. Nie, z dwojga złego lepiej będzie, jeśli tu zostanie. Muszę jakoś to wytrzymać, muszę tylko jeszcze bardziej jej unikać. Po prostu ograniczę wszelkie kontakty do niezbędnego minimum, przy okazji mając na nią oko. Nie wolno lekceważyć zagrożenia, to pewne.

Spoglądam na nią i spotykam jej czujne spojrzenie. Znów ma ten specyficzny wyraz twarzy, jakby wszystko wiedziała, ale przecież to niemożliwe. Karolina nic jej nie mówiła, nie okłamałaby mnie.

– Zostań, ale nie nadwyrężaj mojej cierpliwości, jasne?

Chyba coś w wyrazie mojej twarzy lub moim stanowczym i nieznoszącym sprzeciwu głosie sprawia, że Ilona po prostu przytakuje mi skinięciem głowy i nie wdaje się ze mną już w żadne dyskusje. Odwraca się do mnie plecami i pośpiesznym krokiem, lekko zgarbiona, oddala się w stronę domu, a tuż za nią truchtem podąża Rex, który przybiegł tu razem ze mną.

Zdrajca.

Kopię ze złością kamyk na drodze, czym wzbijam w powietrze tumany kurzu. Aby dać upust swojej złości, zaczynam biec w przeciwnym kierunku.

Bieganie, to moje hobby, ukochany sport, ulubiony rodzaj aktywności fizycznej. Sposób na poprawę humoru i wyładowanie złości, niemyślenie o niczym i uporządkowanie chaotycznych myśli. Biegnę przed siebie i z każdym kolejnym kilometrem, z każdym miarowym wdechem i wydechem, odzyskuję równowagę.

Gdybym tylko wiedział, że niespełna dwie godziny później moją równowagę szlag trafi, przebiegłbym znacznie dłuższą trasę, choć nawet przebiegnięcie maratonu nie przygotowałoby mnie na coś takiego…

 

ILONA

 

Stoję na werandzie przed domem, jak prawie co rano i co wieczór, obserwując z dziecięcym zachwytem niezwykły spektakl, jaki natura przygotowała w ten letni wieczór. Patrzę na zachodzące słońce, którego złote promienie oświetliły pola i łąki oraz las w oddali. Zachwycam się tym, jak ich światło odbija się na trawie, liściach i kwiatach jaśminu. W pierwszym odruchu mam ochotę wrócić tu z telefonem, żeby zrobić zdjęcie, ale rezygnuję z tego, bo wiem, że zdjęcie nie odda niezwykłości i piękna tej chwili. Staram się więc jak najwięcej z niej zapamiętać.

Chłonę ten widok jak gąbka, co chwila zamykając oczy, żeby upewnić się, że dobrze wszystko zapamiętałam, ale niestety nawet moja bujna wyobraźnia nie do końca sobie z tym radzi. Podejmuję próbę za próbą, mając ogromną nadzieję, że w końcu mi się to uda. Kiedy stwierdzam, że obraz w mojej głowie jest zadowalający, skupiam się na otaczających mnie dźwiękach. Dzięki temu, że dom otaczają pola, łąki, sady, a dalej lasy, słyszę nieskrępowane cykady, rechoczące żaby i sowy budzące się do życia, kiedy nawet słońce idzie już spać. Znów zamykam oczy i usiłuję połączyć obraz z dźwiękiem. Z zadowoleniem stwierdzam, że mi się to udaje. Mimowolnie przypominam sobie melodię, która moim zdaniem pasuje do tej scenerii – Wino truskawkowe Michała Lorenca. Już tak mam, że często dobieram sobie w głowie muzykę do obrazu, który widzę. Takie moje małe dziwactwo.

Po powrocie do pokoju czuję się już znacznie lepiej. Natura zawsze tak na mnie działa i nawet po kłótni z Karolem nie jestem już zła. Może trochę smutna, ale na pewno nie tak wściekła jak jeszcze przed godziną.

Niestety, mój dobry nastrój nie trwa zbyt długo. Kiedy kończę przebierać się w piżamę, słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości. Od razu cała się spinam, a po wyciszeniu, którego doświadczyłam na werandzie, nie ma już śladu. Staram się uspokoić, bo przecież wczoraj obiecałam sobie, że będę silna. Przez cały dzień mi się to jakoś udawało, więc nie pozwolę Marcinowi zniszczyć tego wszystkiego już na sam koniec dnia. Kiedy jednak czytam jego wiadomości, tracę kontrolę nad swoimi emocjami i swoim ciałem.

„Gdzie jesteś? Chciałbym Cię zobaczyć, bo bardzo za Tobą tęsknię.”

„Dlaczego wzięłaś urlop w pracy na 2 tygodnie i nic nie powiedziałaś? Gdzie wyjechałaś?”

„Powiedz mi, gdzie jesteś?”

„Nie chcesz powiedzieć? I tak Cię znajdę!!!”

„Nie uciekniesz ode mnie, suko! Znajdę Cię już niedługo!”

„Niedługo się spotkamy.”

Boże… Skąd on wie, ile będzie trwał mój urlop? I co miał na myśli, pisząc, że niedługo się spotkamy? Czy wie, gdzie jestem?

– Nie, to niemożliwe. On tylko blefuje. Nikt nie wie, że tu jestem oprócz Karola i Karoliny, a przecież oni by mu nie powiedzieli. – Staram się dodać sobie otuchy, choć nie jest to łatwe, kiedy do mojego serca wkrada się nieprzyjemne uczucie, które zaczyna mnie paraliżować.

Już teraz czuję, że znów nie zasnę. Wyciągam tabletki nasenne, które przepisał mi lekarz, i kładę je na szafce nocnej. Przygryzam wargę i zastanawiam się, czy powinnam wziąć dziś lek. Z opakowania, które zawiera 30 tabletek brakuje tylko sześciu tabletek. Staram się ich nie brać za często, bo nie czuję się po nich najlepiej. Owszem, zasypiam, ale następnego dnia wstaję później niż zwykle mimo, że nastawiam budzik, bo po prostu go nie słyszę. Do tego kręci mi się w głowie i jestem rozdrażniona, apatyczna, reaguję na wszystko z opóźnieniem. Mimo, że przesypiam noc, w ciągu dnia muszę to odchorować. Pewnie po prostu leki nie zostały dobrze dobrane i powinnam iść ponownie do lekarza, ale w mojej sytuacji, lepiej się teraz nigdzie nie ruszać.

Od kilku minut myślę, czy lepiej być jutro nieprzytomną, czy przespać tę noc. Ale kiedy przypominam sobie, jak przez pomyłkę dwa razy posłodziłam herbatę albo jak omal nie spadłam ze schodów i jak Karol powiedział, że mówiłam przez sen, podejmuję decyzję. Łykam pół tabletki zamiast całej, nastawiam budzik i kładę się spać, żeby nie myśleć i już nic nie czuć.

W chwili kiedy czuję, że zaczynam odpływać, przypominam sobie, że nie wyciszyłam telefonu. Chcę to teraz zrobić, ale nie mam siły podnieść ręki. Ostatnim przebłyskiem świadomości dostrzegam, że ekran mojego telefonu znów się rozświetlił. Nie słyszę już jednak wibracji. Nie słyszę już nic. Zamykam oczy i odpływam w przyjemny niebyt.

 

KAROL

 

Od dwudziestu minut słyszę wkurwiający dźwięk wibracji telefonu Ilony, który położyła na jakiejś szafce. Jestem pewien, że leży na czymś drewnianym, bo dźwięk jest przez to zwielokrotniony i irytuje mnie jak cholera. Kiedy przez moment panuje cisza, a po chwili wibracje znów rozbrzmiewają, w ułamku sekundy zrywam się z łóżka i wypadam z pokoju. Pukam do jej drzwi, ale nie odpowiada. Jestem pewien, że tam jest. Widziałem, że kiedy skończyła się głupkowato uśmiechać na werandzie, poszła od razu do swojego pokoju. Walę więc w drzwi nieco głośniej.

– Ilona! Twój telefon cały czas dzwoni, zrób coś z tym! Nie mogę spać, a jutro muszę rano wstać! – Kiedy znów nie odpowiada, kładę dłoń na klamce i ponawiam swoją prośbę. – Wiem, że tam jesteś, po prostu zrób coś z tym telefonem! – Ilona nie reaguje, co oczywiście wyprowadza mnie z równowagi.

– Ilona, wchodzę! – Uprzedzam ją i naciskam zdecydowanie klamkę. Po przekroczeniu progu pokoju od razu zauważam, że Ilona leży na łóżku. Podchodzę do niego i widzę, że śpi.

Nie przykryła się kołdrą, bo jest strasznie gorąco, więc dzięki temu widzę, że ma na sobie krótkie różowe spodenki z białą kokardką, a do tego białą bluzkę na cienkich ramiączkach. Z zadowoleniem zauważam też, że nie ma na sobie stanika. Zapamiętuję więc wszystko, co jest do zapamiętania i próbuję ją dobudzić. Chwytam ją za ramię i nim potrząsam.

– Ilona, obudź się! Obudź się, słyszysz? Hej! – Nie reaguje, więc powtarzam to samo tylko głośniej. Ciągle zero odzewu, więc klepię ją delikatnie po policzku.

Co jest, kurwa?

Jej głowa jest jakoś zbyt bezwładna. Przysiadam obok niej na łóżku i chwytam ją za ramiona, unosząc jej tułów. Jest bezwładna jak szmaciana lalka. Zaczynam się coraz bardziej denerwować, bo to nie jest normalne. Wiem, że niektórych naprawdę ciężko dobudzić, ale chyba nie aż tak. Potrząsam więc nią i ponownie poklepuję po policzkach, cały czas do niej mówiąc i cały czas nie dostaję od niej jakiejkolwiek reakcji. Kładę ją więc z powrotem i przykładam dłoń do jej czoła. Ma normalną temperaturę.

Co to może być? Pytam sam siebie i rozglądam się po pokoju, aż mój wzrok pada na opakowanie tabletek nasennych na szafce nocnej. Zamieram, a oczami wyobraźni widzę najgorsze scenariusze.

Nie, nie, nie! Tylko nie to! Chwytam opakowanie, żeby zobaczyć, ilu tabletek brakuje. Całe opakowanie liczy 30 tabletek i jest prawie pełne. Trzęsącymi dłońmi wysypuję zawartość fiolki na szafkę i przeliczam tabletki.

– 21, 22, 23 i pół… – Brakuje sześciu i pół. – Chryste! – Rzucam się ponownie na łóżko, biorę Ilonę na ręce i biegnę z nią do łazienki. Po drodze zastanawiam się, czy nasze spięcia, to rzeczywiście powód, żeby się zabić, ale nie myślę nad tym zbyt długo, bo Ilona porusza się delikatnie na moich rękach, mrucząc coś niewyraźnie.

– Ilona? Ilona! Nie zasypiaj, słyszysz?

Znowu mruknięcie.

– Mówiłaś coś? Odezwij się.

Znowu mruknęła niewyraźnie, jakby chciała coś powiedzieć. A więc nie jest całkiem nieprzytomna, to dobrze. Muszę ją dobudzić. Na szczęście jestem już w łazience. Kładę ją do wanny i oblewam wodą. Moczę jej klatkę piersiową oraz szyję, uważając przy tym, żeby woda nie dostała się do jej ust, żeby się nie udławiła. Cały czas staram się przytrzymywać jej głowę, która ciągle opada jej na ramię.

Po chwili, która trwa wieczność, wreszcie zaczyna się budzić. Naprawdę budzić.

– Boże, Ilona, wreszcie! Otwórz oczy, patrz na mnie! – Przytrzymuję jej twarz tak, aby na mnie spojrzała. Patrzy na mnie mętnym spojrzeniem spod półprzymkniętych powiek. – Tak dobrze, patrz cały czas na mnie. Słuchaj mnie uważnie. Muszę włożyć ci palce do ust, żebyś wyrzygała te leki.

Już mam to zrobić, kiedy zaciska usta, a jej spojrzenie przez chwilę wydaje się bardziej przytomne. Kręci głową i chyba usiłuje coś powiedzieć.

– Co? Mów głośniej. – Proszę ją, kiedy porusza bezgłośnie ustami, nie wydając z siebie żadnego dźwięku.

– To normalne. – Mówi cichutko.

– Co jest normalne? To, że chciałaś się zabić?! – Kręci głową.

– Pół…

– Pół? Wzięłaś pół tabletki? – Kiwa głową, a ja prycham z ulgą. Chyba.

– Brałaś kiedyś już te leki? – Znowu kiwnięcie.

– I też tak reagowałaś? – Ponownie kiwnęła głową, ale z mniejszym przekonaniem. Przeczesuję włosy trzęsącymi dłońmi.

Co mam teraz zrobić? Dostrzegam, że dygocze z zimna, więc postanawiam jak najszybciej zanieść ją do pokoju, żeby nie doszło do wyziębienia organizmu.

– Chodź, zaniosę cię z powrotem do łóżka.

Nie jest to proste, ale w końcu udaje mi się wyciągnąć ją z wanny.

Nie widać po niej tych kilogramów…

Czuję, jak drży od wody, którą ją oblałem. Mimowolnie spoglądam na jej piersi w mokrym podkoszulku, spod którego wyraźnie przebijają się sterczące z zimna sutki. Ganię się w myślach za takie spostrzeżenia w obecnej sytuacji i wchodzę z nią do jej pokoju. Układam ją delikatnie na łóżku i uświadamiam sobie, że ma mokrą piżamę, a do tego cała się trzęsie. Nie może tak spać… Jest mi z tym nieswojo, ale zaglądam do szafek i szukam jej ubrań na przebranie. Znajduję luźną koszulkę, krótkie spodenki i majtki. Wracam się jeszcze do łazienki po ręcznik i kładę wszystkie te rzeczy na łóżku.

– Ilona, musisz się przebrać w suche rzeczy. Tu ci wszystko naszykowałem, do tego masz jeszcze ręcznik. – Mówię do niej jak do dziecka, a ona kiwa głową na znak, że rozumie, ale nie rusza się z miejsca. W obecnym stanie, kiedy leki jeszcze działają, nie ma szans, żeby sama się przebrała. – Pomogę ci. – Mówię i słyszę, że głos mam lekko zachrypnięty. – Wycieram ręcznikiem jej twarz i wszystkie fragmenty skóry niezakryte przez ubranie. – Chodź, pomogę ci usiąść. – Usadzam ją na łóżku. – Odwrócę się, a ty zdejmiesz koszulkę i założysz suchą. O tu masz suchą koszulkę. – Kładę bluzkę przed Iloną i upewniam się, że siedzi stabilnie i że zrozumiała, co jej powiedziałem mimo, że wygląda jak pijana i naćpana równocześnie.

Kiedy siedzę odwrócony do niej tyłem, słyszę, jak zdejmuje podkoszulek i mimowolnie wyobrażam sobie jej nagie ciało. Jest teraz w połowie naga, a ja siedzę kilkanaście centymetrów od niej na łóżku…

– Już. – Słyszę jej szept.

Odwracam się więc i powtarzam, że to samo zrobi teraz ze spodenkami i majtkami. Kiwa głową, że zrozumiała, więc ponownie daję jej trochę prywatności. Z tymi częściami garderoby schodzi jej się dłużej tak, że mam poważne wątpliwości co do tego, czy uda jej się przebrać. Wyraźnie słyszę, że ma z tym kłopot. W końcu daje znak, że skończyła. Odwracam się i zastygam na kilka sekund.

– Nie założyłaś spodenek. – Zauważam, ale ona nic już nie mówi. Zamiast tego kładzie się na łóżku i zasypia.

Dostrzegam, że ma na sobie majtki, które znalazłem w szufladzie. Nagle czuję, jak po moim ciele rozchodzi się ogień. Patrzę na nią mimo tego, że wiem, że powinienem stąd wyjść. Przebrała się i jest już sucha, więc nic już tu po mnie, ale nie mogę się ruszyć. Ze zgrozą uświadamiam sobie, że chciałbym jej dotknąć i przekonać się, czy jej skóra jest rzeczywiście tak miękka, jak zauważyłem przed chwilą, czy tylko mi się to wydawało.

Ale ze mnie debil!

W ułamku sekundy przytomnieję, kiedy słyszę jej telefon. Nie wiem, dlaczego to robię, po prostu nagle czuję przypływ złości, więc go odbieram.

– Halo?!

– …

– Halo?!

– Kim jesteś? Gdzie Ilona?

– A kto mówi?

– Jej kolega.

– Jaki kolega? Może Marcin?

– Może tak. A ty kim jesteś?

– Jej chłopakiem. Odwal się od niej! Nie dzwoń do niej nigdy więcej! Przerywasz nam teraz w czymś! – Wypluwam podniesionym głosem do słuchawki, po czym wyłączam telefon i spoglądam na Ilonę, która patrzy na mnie z przerażeniem.

– Coś ty zrobił? – Szepcze.

No właśnie. Co ja zrobiłem?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • DieCrivaine 21.01.2021
    Wciągnęło mnie, czekam niecierpliwie na dalszy ciąg :).
  • lubiewiosne 21.01.2021
    Dziękuję za pierwszy komentarz pod moim opowiadaniem i do tego pozytywny! Bardzo się cieszę, że opowiadanie Ci się podoba :) A ciąg dalszy pojawi się już niebawem. Pozdrawiam :)
  • TheRebelliousOne 06.09.2021
    Wolne w pracy, więc wpadłem znów poczytać :D
    Wow, początek zaczął się niewinnie, a zakończenie? Zwiastuje coś mocnego. Kłótnia między Iloną a Karolem również ostra. Moim skromnym zdaniem obie strony przegięły. Karol za brak szczerości, a Ilona za deptanie po jego odciskach. Te tabletki? Hmm, próba samobójcza? Nie wygląda to dobrze. Na szczęście wciąż ma Karola. No i Marcin... co zrobi po tym telefonie. Daję 5 i czytam dalej.

    Pozdrawiam ciepło :)
  • lubiewiosne 06.09.2021
    Fajnie, że wpadłeś :)
    To nie była próba samobójcza. Ilona ma po prostu źle dobrane leki na uspokojenie, dlatego tak bardzo odpłynęła już po połówce (z tego co pamiętam) tabletki ;)
    A Marcin? Strach się bać, co sobie pomyślał i jak bardzo się wkurzył :D
    Również pozdrawiam i czekam niecierpliwie na Twoje spostrzeżenia :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania