Poprzednie częściUratuj mnie - Prolog

Uratuj mnie - Rozdział 14 - Niezapowiedziana wizyta

ILONA

 

Kiedy tylko rano otworzyłam oczy, od razu zalały mnie wspomnienia z poprzedniego dnia, a dokładnie poprzedniej nocy, kiedy całowaliśmy się z Karolem. Znów zaczynam o tym myśleć i wszystko analizować, aż w końcu zdenerwowana i rozżalona stwierdzam, że lepiej będzie o tym zapomnieć. Skoro on nic do mnie nie czuje i dał temu wczoraj dobitny wyraz, to nie będę mu się narzucać. Nie tak to sobie wyobrażałam, ale cóż… Moje życie i tak jest już skomplikowane, więc może to i lepiej…

Słyszę, że Karol już wstał i krząta się po domu, a ja zaczynam się zastanawiać, jak mam się teraz zachowywać w stosunku do niego. Czy mam go unikać, a może porozmawiać o wczoraj? Ostatecznie stwierdzam, że spróbuję zachowywać się tak, jak zwykle choć wiem, że to będzie trudne, bo kłębi się teraz we mnie mnóstwo, niekoniecznie pozytywnych, emocji. Jest mi przykro i smutno, a na dodatek jestem na niego zła. Przede wszystkim jednak jestem zła na siebie.

Mimo wszystko muszę być twarda. Z takim postanowieniem wchodzę więc do kuchni, gdzie z radia leci "All for Nothing" zespołu Kensington i jak gdyby nigdy nic, witam się z Karolem:

– Cześć.

Karol odwraca się i patrzy na mnie zaskoczony. Chyba spodziewał się, że będę go unikać. Czuję ukłucie satysfakcji, widząc jego minę.

– Cześć. – Odpowiada i przygląda mi się uważnie, ale ja udaję, że tego nie widzę.

Nastaje chwila ciszy podczas, której wsypuję płatki śniadaniowe do miski i podgrzewam mleko na gazie. Karol najwyraźniej już zjadł, dopił również kawę, ale nadal kręci się po kuchni, nienaturalnie zaabsorbowany wsypywaniem suchej karmy dla Reksa. Czuję, że chce coś powiedzieć i rzeczywiście po chwili odzywa się niepewnie:

– Ilona, przepraszam za wczoraj,

– Za co mnie przepraszasz? Za pocałunek czy za to, że wybiegłeś jak oparzony z mojego pokoju? – Pytam zbyt ostro.

– Za to, że wyszedłem. Nie chciałem, żeby tak wyszło.

– Dlaczego to zrobiłeś?

Widzę, że zaczerwienił się lekko, ale nadal stara się patrzeć mi prosto w oczy. Stara sztuczka.

– Nie wiem. – Odpowiada po chwili i brzmi przy tym kompletnie bezradnie.

– Nieważne. – Wzdycham. – Pamiętasz, że za dwie godziny mam wizytę u lekarza? Zawieziesz mnie, czy to już nieaktualne? – Pytam buntowniczo, a on zaciska szczękę.

– Obiecałem, więc cię zawiozę. – Stara się brzmieć spokojnie, ale i tak wiem, że jest zdenerwowany. Zdradzają go policzki, które drgają mu zawsze wtedy, gdy się wkurza.

– Ale poczekasz na mnie, żeby mnie przywieźć z powrotem, czy też zamierzasz uciec?

– Zastanowię się. Może to byłoby jakieś wyjście. – Odpowiada zirytowany i wychodzi z kuchni, a ja nie mogę nic poradzić na to, że jego słowa zabolały mnie bardziej, niż bym chciała.

 

***

 

Wizyta u lekarza na szczęście nie trwała zbyt długo i nie było aż tak źle, jak się spodziewałam. Miła pani psychiatra w średnim wieku z twarzą w kształcie serca i ciepłym uśmiechem przepisała mi leki nasenne oraz inne na dzień, na uspokojenie. Stwierdziła, że poprzednie były zbyt mocne, a te mimo, iż nie są tak silne, spełnią swoje zadanie, a przede wszystkim nie spowodują niepożądanych reakcji organizmu. Możemy więc wracać z Karolem do domu.

Droga powrotna bardzo mi się dłuży, a cisza pomiędzy mną a Karolem jest nie do zniesienia. Kiedy dojeżdżamy na miejsce, oddycham z ulgą. Wyskakuję z samochodu i szybkim krokiem kieruję się do swojego pokoju, w którym zamierzam zaszyć się na resztę dnia.

– Ilona, zaczekaj! Chcę z tobą porozmawiać! – Słyszę jego wołanie, ale nawet nie zwalniam kroku. – Ilona! – Woła za moimi plecami i wbiega za mną po schodach. – Zachowujesz się jak dziecko! Chcę tylko z tobą porozmawiać na spokojnie.

– Nie mam ochoty. Daj mi spokój. – Odwracam się gwałtownie, stojąc już w ganku, tak, że Karol prawie na mnie wpada. – Muszę sobie to wszystko przemyśleć. – Kiedy chcę się odwrócić, Karol przytrzymuje moje ramię. – Puszczaj! – Rozkazuję mu, ale on dalej mnie trzyma.

– Naprawdę nie wiem, co we mnie wczoraj wstąpiło. To nie twoja wina. Po prostu przy tobie czasami zachowuję się nieracjonalnie. Ja… nie potrafię tego wytłumaczyć. Ja chyba… – Patrzę na niego zdezorientowana, gdy szuka słów, aby powiedzieć coś, co przychodzi mu z wielkim trudem.

– Co? Co chcesz mi powiedzieć? Wyduś to z siebie, Karol!

W momencie, gdy Karol już otwiera usta, aby coś powiedzieć, słyszymy samochód, zatrzymujący się przed bramą. Podchodzimy do okna i widzimy, że ktoś do nas przyjechał.

– Cholera. – Wyrywa się Karolowi, a ja zaczynam czuć niepokój, gdy granatowe Volvo wjeżdża na podwórko.

 

KAROL

 

Co oni tu robią? Dlaczego musieli pojawić się tu akurat teraz? Zastanawiam się, gdy wychodzę przed dom przywitać się z siostrą, jej mężem i dwójką ich dzieci.

– Braciszku! Cześć! Tak dawno się nie widzieliśmy, że prawie zapomniałam już jak wyglądasz. – Śmieje się Iza i przytula mnie serdecznie, trzymając na rękach kilkumiesięczną Kasię.

– Cześć, siostra! – Ściskam ją mocno, a potem chwytam małą piąstkę Kasi. – Witaj, ślicznotko! – Witam się uściskiem dłoni ze szwagrem, a na koniec z siostrzeńcem. Porywam go na ręce i podrzucam w górę.

– Hej, urwisie! Ale jesteś ciężki i jak urosłeś! Chyba niedługo będziesz taki duży jak wujek.

– Taak! – Krzyczy piskliwie Michałek, a ja śmieję się w głos.

Stawiam go na ziemię, mierzwiąc mu włosy na głowie i zerkam jeszcze raz na Kasię, bo nie mogę się nadziwić, że tak urosła.

– Jest już taka duża!

– Gdybyś nas częściej odwiedzał, to widziałbyś, jak rośnie. – Kwituje z wyrzutem Marek.

– Wiem, wiem, ale miałem ostatnio tyle na głowie… – Próbuję powiedzieć coś więcej, ale nie wiem, co mówić ani jak.

Uświadamiam sobie, że muszę jednak spróbować i przygotować ich jakoś na to, że mam gościa.

– Co wy tu w ogóle robicie?

– Jedziemy do rodziców Marka, a to po drodze, więc postanowiliśmy wpaść do ciebie na parę godzin.

– Chciała sprawdzić, jak sobie radzisz. – Wtrąca się konspiracyjnie Marek. – Twierdzi, że za rzadko dzwonisz, nie wspominając już o odwiedzinach. – Dodaje znacząco.

– Marek! – Upomina go Iza i przewraca oczami, odwracając się z powrotem w moją stronę. – Mamy dla ciebie przy okazji wałówkę od mamy. Pewnie nie odżywiasz się za dobrze, więc będzie jak znalazł.

– Właściwie, to ostatnio odżywiam się całkiem dobrze.

– Tak? A to ciekawe. Przecież ty nie potrafisz nawet zrobić jajecznicy! – Śmieje się Iza, a Marek jej wtóruje.

Zawsze zazdrościłem im tego, że są tak zgrana parą.

– To akurat potrafię zrobić, więc nie jest ze mną aż tak źle. A tak w ogóle, to muszę was uprzedzić. Nie jestem sam, bo chwilowo mieszka u mnie przyjaciółka Karoliny. – Wypluwam z siebie na jednym wydechu, żeby szybko mieć to za sobą, starając się przy tym brzmieć swobodnie, ale i tak widzę po ich minach, że są zaskoczeni.

– Przyjaciółka. Karoliny. Mieszka. Tu. Z. Tobą? – Odzywa się powoli Marek z krzywym uśmieszkiem.

– Dlaczego ona tu jest? – Wtóruje mu Iza.

– Nieważne, to chwilowe. Po prostu wejdźmy do środka.

 

ILONA

 

Po pełnym niezręczności przywitaniu, kiedy to Iza i Marek, no i dzieci, mnie poznali, a siostra Karola przez dobrą minutę nie chciała uwierzyć, że nie jestem Kamilą, siedzimy wszyscy już bardziej swobodnie w salonie, zajadając się ciastem oraz popijając kawę i herbatę. To znaczy, ja i Karol jesteśmy tak zestresowani (choć on nie daje tego po sobie znać), że nie jesteśmy w stanie nic przełknąć. Za to Izie i Markowi bardzo smakuje moje ciasto, więc przynajmniej tyle dobrego. Jak dobrze, że je wczoraj upiekłam!

Cholera, co mnie obchodzi jakieś ciasto?

Przecież znalazłam się w kuriozalnej sytuacji, a przejmuję się takimi błahostkami!

Gdy zobaczyłam minę Karola, kiedy Iza z rodziną wjeżdżali na podwórko, po prostu się wystraszyłam. Po chwili jednak domyśliłam się, że to tylko jakaś rodzina Karola, a najprawdopodobniej jego siostra, o której Karolina sporo mi opowiadała.

Ale oczywiście mój stres wcale się zbytnio przez to nie zmniejszył. Wręcz przeciwnie, zaczęłam panikować, co oni sobie pomyślą o tym wszystkim. Na szczęście Karol zachował zimną krew jak na byłego policjanta przystało i, nie zdradzając szczegółów, po mistrzowsku wybrnął z sytuacji. Dzięki temu siedzimy teraz już nieco uspokojeni tak, że gdyby ktoś popatrzył na nas z boku, pewnie nie zauważyłby niczego dziwnego. Ot, kilkoro młodych ludzi i dwójka dzieci spędzają razem miło czas.

– Jesteś tłumaczem? – Pyta mnie w pewnym momencie szczerze zainteresowana Iza.

– Tak, pracuję w biurze tłumaczeń.

– To ciekawe. A jakie teksty tłumaczysz?

– Głównie przyjmuję teksty prawnicze i różnego rodzaju umowy. To takie moje koniki.

– Interesujące… A tłumaczysz ustnie czy pisemnie?

– Tylko pisemnie. Do tłumaczeń ustnych kompletnie bym się nie nadawała, to zupełnie nie moja bajka.

– No tak. – Przytakuje i zwraca się do Marka.

– Pamiętasz, jak pani Maria… Maria to tłumaczka, która tłumaczy pisemnie dokumenty w firmie Marka – Wyjaśnia mi Iza, po czym znów odzywa się do męża: – … męczyła się w trakcie spotkania z tymi Niemcami?

– Tak. Było mi jej szkoda i miałem wyrzuty sumienia, że błagałem ją o tłumaczenie w trakcie spotkania chociaż ona upierała się, że sobie nie poradzi.

Iza i Marek zaczynają rozmowę o jakimś spotkaniu w trakcie, której próbuję przytakiwać i wtrącać swoje trzy grosze, uśmiechając się przy tym uprzejmie, choć żołądek zaplątał mi się w supeł z nerwów. Co jakiś czas zerkam na Karola i dostrzegam, że on też czuje się nieco niezręcznie. W pewnym momencie nasze spojrzenia się krzyżują, ale szybko odwracam wzrok. Z ironią myślę, że jesteśmy naprawdę zgranym duetem, bo odkąd jego siostra z rodziną wtarabanili się do domu, zgodnie udajemy, że wszystko między nami jest okej, choć nawet tego nie ustaliliśmy, bo przecież nie mieliśmy na to czasu.

Nagle z wózka obok rozlega się płacz małej Kasi, a ja odruchowo wstaję. Iza jest jednak o wiele szybsza, w końcu to jej matka, więc ma niezły refleks, i kiedy podbiega do wózka, ja siadam speszona swoją reakcją. Zauważam, że Karol przygląda mi się uważnie i intensywnie nad czymś myśli, aż robi mi się głupio, bo uświadamiam sobie, że prawdopodobnie dobrze wie, co się teraz ze mną dzieje.

Był policjantem, a więc jest niezwykle spostrzegawczy i potrafi łączyć fakty, a poza tym czyta we mnie jak w otwartej książce. Tak kiedyś o mnie powiedział – że jestem jak otwarta książka. W dodatku kiedyś bezmyślnie mu się z tego zwierzyłam, więc wie o tym, że marzę o byciu żoną i mamą, a widok Izy, jej męża i uroczych dzieci, boleśnie przypomina mi o tym, czego pragnę, a co jak dotąd nie było mi dane.

W trakcie rozmowy co chwila zerkam na śpiącą Kasię i Michałka, który bawi się na dywanie z Reksem. Torturuję się, wyobrażając sobie, że patrzę na swoje dzieci, a moje serce ściska niewidzialne imadło, w gardle rośnie gula i nie jestem w stanie skupić się na niczym innym. Zawsze tak reaguję na takie obrazki, a jeszcze, jak sobie przypominam, jak Karol wziął na ręce siostrzeńca… Czuję, jakby ktoś kopnął mnie w brzuch. Tego jest już za wiele.

Potrząsam głową, wracając do rzeczywistości i uświadamiam sobie, że rozmowa nadal toczy się wokół firmy Marka, a ja zaczynam czuć się jak piąte koło u wozu.

– Słuchajcie, wyjdę się przewietrzyć, a wy sobie porozmawiajcie. – Mówię, wstając od stołu.

– No coś ty, zostań. – Odzywa się Iza. – Nie przeszkadzasz nam. – Zapewnia, a ja słyszę, że mówi szczerze. Jest dla mnie bardzo miła i taka przy tym podobna do Karoliny.

– To naprawdę żaden problem. Pewnie chcecie porozmawiać, więc nie będę przeszkadzać. Mogłabym zabrać ze sobą Reksa i Michałka na podwórko, jeśli mogę.

– Jasne, że możesz! Michaś, pójdziesz z ciocią i Reksem pobawić się na dworze?

– Tak! – Zgadza się siostrzeniec Karola, wstaje z dywanu i woła za sobą psa.

 

KAROL

 

Stoję przy zlewie, próbując umyć kubki i szklanki. No właśnie, słowo „próbować” jest tutaj kluczowe. Nie mogę skupić się na tej czynności, ponieważ rozprasza mnie wybuchający co chwilę śmiech Ilony, bawiącej się z psem i Michałkiem. Co i rusz podnoszę więc głowę i patrzę, jak Rex podbiega do niej, rzuca pod jej nogi piłkę, a Ilona odrzuca ją najdalej jak może i z uśmiechem patrzy, jak pies biegnie po nią, jakby od tego zależało jego życie, po czym wraca z powrotem z zabawką, słusznie z siebie zadowolony, i domaga się dalszej zabawy. Wtóruje jej Michał, któremu Ilona co chwila mierzwi włosy, łaskocze go po brzuchu albo mówi coś śmiesznego tak, że mały śmieje się głośno.

Uśmiecham się pod nosem, a po chwili zapominam nawet o wykonywanej czynności i po prostu stoję z dłońmi w pianie, patrząc na tę scenę. Ilona tymczasem próbuje zawiązać sznurówkę, ale Rex bardzo się niecierpliwi i wsadza głowę pod jej ramieniem, na co Ilona zaczyna śmiać się w głos tak, że traci równowagę i upada na pupę.

– Ty też ją lubisz. Nawet jeśli udajesz, że jest inaczej – Stwierdza Iza, która po cichu weszła do kuchni, a ja nawet tego nie zarejestrowałem.

– Co? – Zaczynam energicznie szorować kubek w kwiatki.

To ulubiony kubek Ilony, zawsze z niego pije.

– No, Ilonę, lubisz ją. Masz ten głupkowaty uśmiech na twarzy.

– Po prostu Rex zrobił coś śmiesznego.

– Taa, jasne. Bujać, to my, a nie nas. Swoją drogą, ona też cię lubi. – Wzruszam tylko ramionami.

Nie wiem, co na to odpowiedzieć, chociaż chętnie poznałbym więcej szczegółów. Na szczęście, Iza kontynuuje niezrażona:

– Przecież widzę, jak zerkacie na siebie nawzajem, kiedy jedno myśli, że drugie nie widzi. Śmiesznie to wygląda z boku, ale powinieneś coś z tym zrobić. Zaproś ją na jakiś spacer, rower czy coś, zacznij wreszcie działać. Z tego co mówiłeś… – Zawiesza głos i odzywa się z naciskiem i wyrzutem – … a nie byłeś zbyt rozmowny i wiem, że sporo ukrywasz przede mną… – siedzicie tu już trochę, a między wami jest jakaś dziwna wrogość i rezerwa. Mówię ci, działaj, bo ktoś zwinie ci ją sprzed nosa.

Rzucam gąbkę ze złością do zlewu tak, że woda rozpryskuje się dookoła. Odwracam się twarzą do Izy i mówię zirytowany:

– Co mnie to obchodzi?! Ledwo ją znasz, a tak się nią zachwycasz. Może sama się z nią umów!

– Ale riposta, jak dziecko… – Iza kręci głową. – Może i znam ją dopiero od kilku godzin, ale od razu ją wyczułam. Wydaje się skromną, porządną dziewczyną i przede wszystkim NORMALNĄ. Tak sobie myślę, że nie jest tutaj bez powodu. To los…

– Żaden los – Przerywam jej.

Tylko jakiś pojebany psychopata. Krzyczę w myślach.

– Więc skończ już te brednie. – Rzucam i wychodzę z kuchni.

 

ILONA

 

Kiedy wracamy z Michałkiem do domu, rozmowy nagle cichną. Jednak z dwójką całkiem małych dzieci, zupełna cisza nie jest na dłuższą metę możliwa i już po chwili rozlega się donośny, ale nieco zawstydzony głos Michałka:

– Mamo, kupę!

– Oho… – Wzdycha Iza z grymasem.

– Ja się tym zajmę… – Proponuje Marek i zabiera ze sobą syna do łazienki. Zostajemy więc sami: ja, Iza, Karol… i oczywiście mała Kasia.

– To ja pójdę do siebie, nie będę wam przeszkadzać.

Już mam zamiar wyjść, kiedy Iza mnie zatrzymuje:

– Coś ty! Zostań, musisz dać mi przepis na to ciasto, jest przepyszne!

– Dziękuję, miło mi.

– Już wiem, co Karol miał na myśli, kiedy mówił, że ostatnio dobrze się odżywia.

Iza puszcza oko do Karola, a on zerka na mnie. Uciekam wzrokiem przed jego spojrzeniem i siadam obok Izy, która trzyma na rękach Kasię. Podsuwam małej palec do jej piąstki, a ona chwyta go mocno tak, że czuję, jakby nie ściskała mojego palca, ale moje serce. Wlewa się do niego coś ciepłego i rozchodzi po całym moim ciele.

Te jedne drzwi w moim sercu właśnie otworzyły się na całą szerokość i zaraz wypadną z zawiasów…

– Polubiła cię. Muszę to wykorzystać! Mogłabyś ją potrzymać na chwilę? Zrobiłabym jej herbatkę.

– Jasne, chętnie. – Biorę Kasię ostrożnie na ręce i po chwili trzymam w rękach jej drobne, ciepłe ciałko.

Co za słodki ciężar!

– Karol, możesz pójść na chwilę ze mną?

Domyślam się, że Iza pewnie chce z nim porozmawiać o mnie, ale nie zaprzątam sobie tym głowy, bo skupiam się na małej Kasi. Jest taka słodka i urocza!

Tak bardzo chciałabym mieć dziecko… Bycie żoną i mamą, to moje największe marzenie, które teraz tak boleśnie daje mi o sobie znać. Czuję łzy pod powiekami, kiedy przytulam Kasię i lekko ją kołyszę, bo boję się, że nigdy nie będzie mi dane, aby trzymać tak swoje dziecko. Znów wyobrażam sobie, jakie to byłoby cudowne trzymać na rękach córkę lub syna.

Czuję, jak po policzku spływa mi kilka łez.

Cholera!

Nie mogę się teraz rozkleić, bo to będzie wyglądać dziwnie! Przez to wszystko nawet nie usłyszałam, jak Karol wrócił do pokoju.

– Hej, Ilonka… Co się stało? – Jego głos jest cichy i łagodny, a ja mimo to podskakuję zaskoczona, kiedy siada tuż obok mnie tak, że stykami się nogami.

– Myślę, że wiesz, co się dzieje! Jesteś przecież policjantem. – Gryzę się w język, ale jest już za późno. Powiedziałam to, a teraz Karol patrzy na mnie uważnie, ale gdy się odzywa, głos ma spokojny.

– Byłem policjantem.

– A to nie jest przypadkiem tak, że policjantem jest się do końca życia? W każdym miejscu i o każdej porze?

Karol wzdycha głęboko i widzę, że nie uda mi się odwrócić tej rozmowy ode mnie i skierować jej na niewygodne dla niego tory.

– Kiedyś będziesz mieć swoje dziecko, jestem tego pewien. I tego swojego męża też… – Stara się mnie pocieszyć i przytula mnie ramieniem, a drugą dłonią ściera łzy z policzków.

To uczucie, kiedy Karol mnie przytula i oboje pochylamy się nad Kasią w moich ramionach, która przygląda się nam z ciekawością, jest tak przyjemnie obezwładniające, że mija mi cała złość na niego.

Jak to jest, że on zawsze wie, czego mi w danej chwili potrzeba?

– Jak już poznam tą moją miłość życia, to go ochrzanię! Dostanie taki opie… – Zerkam na Kasię i gryzę się w język. – …taki opiernicz, że się nie pozbiera.

– Dlaczego?!

– Za to, że kazał mi tyle na siebie czekać!

Karol wybucha śmiechem, na co i ja unoszę kąciki ust. Po chwili dodaje poważniejszym tonem:

– Jeszcze będziesz marzyć o tym, żeby wrócić choć na jeden dzień do tego, co jest teraz, kiedy jesteś jeszcze sama. Iza na przykład jednego razu popłakała się, kiedy założyła pampersa Kasi, a ona po chwili znowu zrobiła kupę. Rozumiesz? Popłakała się jak dziecko, a Kasia słodko się w tym czasie uśmiechała.

Udaje mu się mnie rozbawić tak, że obydwoje się śmiejemy, a on zaczyna głaskać moje ramię, nie przestając mnie obejmować. Pochylam się nad główką Kasi, zaciągam się jej dziecięcym zapachem, całuję ją w sam jej środek, a Kasia kicha, kiedy łaskoczą ją końcówki moich włosów. Robi przy tym tak śmieszną minę, że znów śmiejemy się z Karolem.

W pewnym momencie nasze spojrzenia się krzyżują, a ja uśmiecham się do niego z wdzięcznością, na co on odpowiada mi równie ciepłym uśmiechem. Patrzymy sobie prosto w oczy, jego kojący dotyk uspokaja moje rozedrgane emocje, a w sercu czuję promyk nadziei, że może Karol ma rację. W pewnym momencie mam nawet wrażenie, że chce mnie pocałować. Ma taką samą minę jak wczoraj w nocy…

– Pasuje wam takie maleństwo. – Śmieje się Iza, a my odskakujemy od siebie, zaskoczeni tym, że nie słyszeliśmy, jak wróciła z kuchni.

– Iza… – Karol wymawia jej imię przez zęby.

– No co? Mówię, jak jest. Ilona, świetnie radzisz sobie z dziećmi. Będziesz kiedyś dobrą matką.

Słysząc jej słowa, najpierw otwieram szeroko usta, a potem zaciskam je mocno. Kiedy Iza na nas nie patrzy, Karol ściska pokrzepiająco moją dłoń przez ułamek sekundy, czym powstrzymuje mnie przed kolejnym rozlewem łez i zupełną kompromitacją.

– Oczywiście, że będzie. Wszystko w swoim czasie. – Karol ratuje mnie z chwilowego zawieszenia, a ja uśmiecham się do niego przelotnie z wdzięcznością i zwracam się do Izy:

– Miło mi to słyszeć. – Udaje mi się wydukać i nawet przybrać na twarz parodię uśmiechu. Całe szczęście ona nie zauważa, że głos mi drży.

– Chciałabyś dać jej pić? Ja poszłabym do chłopaków, bo coś długo nie wracają z tej łazienki. – Mówi i zwraca oczy ku niebu.

– Chętnie. Tylko popatrz, czy dobrze trzymam butelkę. – Proszę ją, gdy Iza podaje mi picie.

– Tak, tak jest dobrze, bardzo dobrze. – Uśmiecha się i wychodzi.

Znów zostajemy sami, a Karol ponownie siada obok mnie, jednak z żalem zauważam, że nie tak blisko jak ostatnio.

– Iza czasami bywa upierdliwa...

– Czyli to u was rodzinne.

– Ej, śmiejesz się ze mnie? A ja cię przed chwilą pocieszałem! Tak mi się odwdzięczasz? – Pyta z psotnym błyskiem rozbawienia w oku.

– Potraktuj to jako komplement. To oznacza, że jesteś naprawdę dobry w pocieszaniu.

– W sumie masz rację.

Jest z siebie wyraźnie zadowolony. Przysuwa się bliżej mnie i odzywa się już całkiem poważnie:

– Pamiętaj, że zawsze kiedy będziesz tego potrzebować, pocieszę cię… – Znów obejmuje mnie ramieniem. – … rozśmieszę cię… – Dotyka palcem mojego nosa. – … albo zrobię cokolwiek innego, czego będziesz w danej chwili potrzebować. Nie chcę, żebyś denerwowała się przeze mnie albo kłóciła się ze mną. Przepraszam cię za wczoraj jeszcze raz i z całego serca.

– Karol… – Chcę mu powiedzieć, żebyśmy nie rozmawiali o tym teraz, ale wyjaśnili sobie wszystko potem na spokojnie, jednak ostatecznie kapituluję i odpowiadam tylko: – Dziękuję.

Karol uśmiecha się, zakłada mi kosmyk włosów za ucho i całuje mnie w skroń, a ja chcę, żeby ta chwila trwała wiecznie.

 

KAROL

 

– No, dobra. Teraz mi się nie wywiniesz! Albo mówisz mi, co jest między wami albo pytam o to Ilonę. – Rozkazuje mi zdecydowanym tonem Iza i popycha mnie w stronę altanki, kiedy wracam z paczką odebraną przed chwilą od kuriera. – Bo, że coś jest między wami, to jestem już teraz na 100% pewna po tym, co widziałam, jak zostaliście sami z Kasią.

– Iza, daj spokój. Jestem dorosły i nie będę ci się z niczego spowiadał. Poza tym, nie ma z czego.

– Okej, idę w takim razie na babskie pogaduchy z twoją KOLEŻANKĄ. – Odwraca się na palcach i zaczyna iść w kierunku domu.

Ona serio jest zdecydowana, żeby porozmawiać z Iloną.

– Wróć tutaj! – Wzdycham ciężko i siadam przy stoliku w altanie. Po chwili dołącza do mnie Iza z psotnym uśmiechem i wypiekami na twarzy.

– No więc opowiadaj po kolei, co ona tu robi i jak rozwijała się do tej pory wasza dziwna relacja. Tylko tym razem nic przede mną nie ukrywaj!

– Tłumaczyłem ci już, że lepiej będzie, jeśli nie będziemy rozmawiać o szczegółach. Po prostu Ilona musiała na trochę zniknąć i to dlatego znalazła się tutaj. Na początku się nie dogadywaliśmy, ale teraz jest inaczej.

– Zakochałeś się w niej! – Szczerzy się Iza.

– Nie! Nie wiem... To znaczy… – Znowu biorę głęboki wdech i zastanawiam się, co powiedzieć siostrze. W końcu stwierdzam, że w sumie może udzieli mi jakichś pomocnych rad. – To skomplikowane.

– Co jest skomplikowane? Podoba ci się?

– Tak.

– Lubisz ją?

– No, tak.

– Za co ją lubisz?

– Za jej spokój i racjonalne podejście do życia, mądrość życiową, wewnętrzną siłę i upór. Za to, że się o mnie troszczy. Pociesza mnie, podtrzymuje na duchu, gotuje, pierze, sprząta, zajmuje się ogródkiem…

– To brzmi, jakbyś ją wykorzystywał… Mam nadzieję, że ona nie robi tego wszystkiego sama.

– Czasami jej pomagam.

– Czasami?! Karol…

– Ona to lubi i jej to nie przeszkadza. Sama mi to powiedziała. Ja jej tylko niekiedy wręcz przeszkadzam.

– Okej, no dobra. Za co ją jeszcze lubisz?

– Za jej poczucie humoru, za to, że jest taka ciepła, serdeczna, szczera, nieczepliwa, naturalna, po prostu normalna. Ale najbardziej lubię w niej to, jak się przy niej czuję.

– Jak się przy niej czujesz?

– Dobrze. Po prostu tyle i aż tyle. Widzę w niej partnerkę, jak w policji, rozumiesz? A nie kogoś, kto mnie ogranicza, nie daje przestrzeni i chce mną rządzić.

– Jak na przykład Kamila.

– Dokładnie. Lubię spędzać z nią czas, rozmawiać z nią. Bardzo dużo ze sobą rozmawiamy i przez to czuję, jakbym znał ją już bardzo długo. Ona ma szósty zmysł, bo wyczuwa moje nastroje i reaguje na nie odpowiednio. Na przykład kiedy jestem zły, wystarczy chwila rozmowy z nią, a ja się śmieję. Albo kiedy jestem wkurzony, przy niej się wyciszam. Czuję, jakby była moją bratnią duszą. – Mówię speszony, a Iza wciąga powietrze.

– Karol, zakochałeś się w niej! Albo dopiero się zakochujesz! To wspaniale, tak się cieszę!

– Iza, znam ją dopiero trzeci tydzień. Nie uważasz, że to za wcześnie, aby mówić o miłości?

– Niektórzy zakochują się od pierwszego wejrzenia, a ty z nią mieszkasz już od ponad pół miesiąca, do jasnej cholery! Założę się, że mieliście mnóstwo okazji do tego, aby się lepiej poznać.

– Niby tak… Mieliśmy różne przygody. – Uśmiecham się tajemniczo. – Ale sam nie wiem… Jestem zupełnie skołowany.

– Karol, poznałam ją kilka godzin temu, ale już ją lubię. Lubi dzieci i widzę, jak dba o dom. Sznury prania, ciasto na stole, obiad na kuchence, wszędzie czysto. Dziwiłam się nawet, że pozwalasz jej na tyle rzeczy, bo trochę tu pozmieniała mimo, że ty przez dwa lata prawie niczego tu nie ruszałeś. Ale przede wszystkim widzę, jak działa na ciebie. Rzeczywiście jesteś jakiś taki… wyciszony. – Milknie na chwilę, ale w końcu znów się odzywa. – Bałam się, w jakim stanie będziesz, kiedy tu jechaliśmy, ale widzę, że zupełnie niepotrzebnie, bo świetnie sobie radzisz. Myślę, że musisz coś z tym zrobić. Chyba, że już zrobiłeś jakiś krok…? Doszło między wami do czegoś?

– Wczoraj po raz pierwszy się całowaliśmy.

– Wow! Wiedziałam! Marek też zauważył, że przez to napięcie między wami powietrze można ciąć nożem.

– Marka też w to wciągnęłaś?!

– Przecież to mój mąż. Mówimy sobie o wszystkim. Ale opowiadaj dalej. Co z tym pocałunkiem? Jak było?

– Aż mam ciarki na samo wspomnienie.

Iza chichocze jak nastolatka i klaszcze w dłonie, a ja zerkam na nią pobłażliwie.

– Przepraszam! Ale to dlatego, że się cieszę. I co było potem?

– Zachowałem się jak debil. Przerwałem to i wyszedłem.

– Co?! Zachowałeś się jak debil!

– No właśnie mówię.

– Ale dlaczego to zrobiłeś?

Między innymi dlatego, że nie miałem gumek, więc musiałem czym prędzej to przerwać, zanim nie będę mógł się od niej oderwać. Myślę, ale oczywiście nie przyznaję się do tego przed siostrą. Może i rozmawiamy sobie szczerze, ale bez przesady. Jesteśmy przecież rodzeństwem.

– Kiedy ją całowałem, pomyślałem o Kamili i nagle po prostu zgubiłem rytm.

Spoglądam na Izę i widzę, jak patrzy na mnie zszokowana.

– To nie tak, że nadal ją kocham. Nic z tych rzeczy! Po prostu przeraziłem się, że Ilona już zawsze będzie mi ją przypominać. A tak na marginesie, ona wie o Kamili i całej tej historii sprzed dwóch lat, więc być może się domyśla i dlatego była dziś na mnie zła.

Iza przez dobrą chwilę przetrawia to, co jej powiedziałem, a potem zadaje mi kilka pytań eksperckim tonem:

– Podoba ci się? Chodzi mi o jej wygląd?

– No tak.

– Czy tak było od początku?

– Nie. Na początku ledwo mogłem na nią patrzeć przez to podobieństwo. Potem chyba się do tego przyzwyczaiłem, bo nie zwracałem już na to aż takiej uwagi.

– A jak było z jej charakterem? Też cię denerwował na początku?

– Na początku wszystko mnie w niej denerwowało, ale to przez to, że z góry byłem do niej uprzedzony. Jak patrzę na to wszystko z perspektywy, to nie widzę powodów, żebym miał jej za coś nie lubić na początku. Z czasem na szczęście się do niej przekonałem, polubiłem ją i odkryłem, że mi się podoba.

– W takim razie najpierw urzekł cię jej charakter, a potem wygląd. – Iza uśmiecha się szeroko. – I tak to właśnie powinno być, braciszku. – Poza ty myślę, że Ilona spodobała ci się nie dlatego, że jest podobna do Kamili, tylko dla ciebie po prostu atrakcyjny jest akurat taki typ urody.

Interesujące. Nie myślałem o tym w ten sposób.

– Nie zauważyłeś, że Marek jest podobny do Damiana, mojego pierwszego chłopaka?

– Rzeczywiście! Nigdy wcześniej o tym nie myślałem.

– No właśnie. A przecież bardzo często jest tak, że podobają nam się osoby mające, na przykład taki sam kolor oczu albo włosów, co nasza pierwsza miłość, a Kamila to twoja pierwsza miłość…

– Boże, chyba masz rację! – Wykrzykuję, bo mam wrażenie, że dostąpiłem objawienia.

– Wydaje mi się też, że po pewnym czasie zapomnisz całkowicie o Kamili. Wiem, że się zdenerwujesz, ale moim zdaniem byłoby ci łatwiej o niej nie myśleć, gdybyś uporał się z tamtymi wydarzeniami. Powinieneś iść na terapię…

– Iza, nie zaczynaj. – Przerywam jej stanowczym tonem.

– Ale jestem przekonana, że to by ci pomogło.

– Dobra, nie mówmy o tym teraz. Przemyślę to, ale już nie naciskaj, dobrze?

– Okej… – Iza rzeczywiście odpuszcza, ale po chwili znów się odzywa, uśmiechając się:

– Z nią też rozmawiałam.

– O naszym pocałunku?!

– Nie! Tak ogólnie. O tobie. To wyglądało zupełnie tak, jakbyście się umówili, co mówić, bo za dużo się od niej nie dowiedziałam, ale mimo wszystko coś tam mi powiedziała.

– Co ci mówiła?

– Powiedziała, że cieszy się, że cię poznała i że może tu być. I że czasami jesteś upierdliwy, ale przez większość czasu zachowujesz się całkiem przyzwoicie.

Robi mi się ciepło, więc uśmiecham się szeroko.

– Tak w ogóle, to ta cała Ilona jest jak otwarta książka. – Śmieję się na jej słowa, bo przecież ja też tak myślę o Ilonie. – To takie oczywiste, że coś do ciebie czuje.

– Jak to? Skąd to wiesz?

– Po prostu. Po sposobie w jaki o tobie mówiła i jak się uśmiechała na twoje wspomnienie. Karol… – Zaczyna poważnym tonem Iza. – Nie wiem, jak ona się tu dokładnie znalazła, ale miałeś cholerne szczęście, że tak się stało. Nie spieprz tego! Daj sobie, daj wam, szansę. Nie karz się za to, co stało się dwa lata temu i wróć do żywych… – Patrzy mi intensywnie w oczy. Widzę łzy wzbierające pod jej powiekami mimo, że uśmiecha się szczerze. – Mieliśmy zostać u ciebie do wieczora, ale w takiej sytuacji, zabieram zaraz rodzinkę, a ty bierz się od razu do roboty, bo wygląda na to, że znalazłeś swoją drugą połówkę.

Albo ona znalazła mnie…

 

***

 

Kiedy Iza z rodziną wyjeżdżają i zostajemy sami z Iloną, zaczynam intensywnie rozmyślać nad tym, co powiedziała mi siostra. Wystarczyła chwila rozmowy z nią, a we mnie wstąpiła jakaś nowa energia, której już dawno nie doświadczyłem. Czuję, że muszę coś zrobić z tym uczuciem, bo inaczej zwariuję.

Siedzę więc teraz na łóżku w swoim pokoju i gorączkowo rozmyślam, jak to wszystko rozegrać. Jestem jednak tylko coraz bardziej rozedrgany, a sensownego pomysłu nadal brak. Do tego czuję, że naprawdę zaraz oszaleję, gdy przypominam sobie nasz wczorajszy pocałunek, jej zapach, usta, ciało... i to jak dziś o mały włos znów jej nie pocałowałem, kiedy płakała z Kasią na rękach. Wyglądała tak… kobieco z małą na rękach. Z niej naprawdę będzie kiedyś świetna matka. Żoną też pewnie będzie nienajgorszą… Kim będzie ten szczęściarz, który ją poślubi?

Ja pierdolę.

Nie mogę i nie chcę myśleć, że miałaby być kiedyś żoną jakiegoś innego mężczyzny. Porzucam więc szybko te myśli i staram się skupić na tym, co tu i teraz.

Z moich ust wyrywa się jęk, gdy znów wyobraźnia zaczyna działać mi na pełnych obrotach. Chciałbym ją znów dotykać i całować… Właśnie! Przecież obiecała mi pocałunek na trzeźwo.

Podchodzę szybko do lusterka i nerwowymi ruchami poprawiam włosy i ubranie. Bez sensu! Przecież widziała już gorsze wersje mnie.

– Raz się żyje. – Dodaję sobie otuchy i niemal wybiegam na podwórko, gdzie teraz jest Ilona.

Zbiera pranie do wielkiego, plastikowego kosza, stojąc do mnie tyłem. Przebrała się w zwiewną, letnią sukienkę, tę samą, którą miała na sobie w kościele. Włosy rozwiewa jej delikatny wieczorny wiaterek, który powoduje, że sukienka opina się kusząco na jej zgrabnym ciele w strategicznych miejscach. Słyszę, że coś sobie śpiewa pod nosem.

– Lawa pod skórą podsyca ogień… – "Malinowy Chruśniak" Darii Zawiałow.

Idealnie.

Zbliżam się do niej początkowo niepewnie, aż w końcu przyspieszam, bo chcę być już blisko niej.

 

ILONA

 

Jest już wieczór, a ja dopiero teraz zbieram pranie ze sznurków. To wszystko przez to, że to był naprawdę szalony dzień! Krępujący poranek, wizyta u lekarza, niezapowiedziana wizyta rodziny Karola, dzieci siostry Karola, Karol z dziećmi, Karol bawiący się z Michałkiem, Karol z Kasią na rękach, Karol, który mięknie i mnie pociesza… Karol...

Przerywam na chwilę to, co robię i przypominam sobie jego dotyk, uśmiech, spojrzenie, kojący głos, silne ramiona i namiętne pocałunki, po których nie spałam całą noc.

Nogi mam jak z waty, a krew aż szumi mi w głowie. Jak on na mnie wczoraj patrzył… On też spał w bieliźnie, dzięki czemu widziałam jego nagi tors i szerokie ramiona, które tak uwielbiam.

Serce dudni mi coraz głośniej, aż uświadamiam sobie, że od jakiegoś czasu po prostu stoję jak idiotka z suchymi ubraniami w ręku. Do tego ktoś zbliża się od tyłu.

 

KAROL

 

Ilona odwraca się gwałtownie wystraszona, ale kiedy widzi, że to tylko ja, natychmiast się uspokaja. Dostrzegam jednak, że ulga na jej twarzy zamienia się w zdziwienie, a potem ciekawość. Patrzy zmrużonymi oczami, kiedy zbliżam się do niej wielkimi susami. Kiedy jestem kilka kroków od niej, w jej oczach widzę już tylko oczekiwanie. Ubrania, które trzymała jeszcze przed sekundą w rękach, teraz leżą na trawie, a ona oddycha głęboko.

 

ILONA

 

Znowu ma to spojrzenie na twarzy.

Boże, on chyba znowu chce mnie pocałować!

Czuję, jak ubrania wyślizgują mi się z rąk, ale nic nie jestem w stanie z tym zrobić. Patrzę mu prosto w oczy w oczekiwaniu na to, co zrobi. Błądzi po mojej twarzy, jak gdyby nie widział mnie od roku. Dostrzegam zdecydowanie w jego ruchach i postawie, a na twarzy determinację. Patrzy na mnie tak intensywnie, że aż drżę na widok jego świdrującego spojrzenia, bo wiem dokładnie, co się zaraz stanie.

 

KAROL

 

– Pamiętasz, jak powiedziałaś jakiś czas temu, że jak będę trzeźwy, to pozwolisz mi się pocałować, jeśli będę nadal tego chciał? No więc chcę tego. Teraz. – Mówię zdecydowanie, przysuwam się bliżej niej i czekam na jej reakcję.

– Całowaliśmy się wczoraj, nie pamiętasz? – Jej głos również kipi od emocji.

– Tamto się nie liczy, bo zachowałem się jak debil i chciałbym to teraz naprawić.

– Nie liczy się?

Na twarzy Ilony odbija się kilka emocji: zdezorientowanie, złość, smutek, zawód i coś jeszcze, czego nie jestem w stanie określić, bo wszystkie te emocje ulatują w mgnieniu oka tak szybko, jak się pojawiły.

– Źle się wyraziłem.

Jestem już lekko zdenerwowany, bo ta rozmowa nie idzie mi zbyt dobrze. Jeszcze chwila, a Ilona się na mnie obrazi. I słusznie. Wczoraj było cudownie, a smak jej ust mam cały czas na swoich wargach. To ja po naszym pocałunku zrobiłem głupotę i zareagowałem tak, jak nie powinienem był zareagować. Muszę jej to teraz jakoś wytłumaczyć mimo, że ciężko mi ubrać w słowa te wszystkie emocje, które teraz czuję. Biorę więc głęboki wdech i patrzę jej prosto w oczy.

– Chodziło mi o to, że wczoraj nie powinienem był tak uciekać i zostawiać cię samej. Nie zasłużyłaś na to i chciałbym to teraz naprawić. Chcę pocałować cię tak, jak na to zasługujesz, a po wszystkim nie uciec jak ostatni tchórz.

Przez chwilę ogarnia mnie niepewność, co powie Ilona. Stoi przede mną i lustruje mnie swoim czujnym wzrokiem, a jej twarz nie zdradza żadnych emocji. Widzę, że intensywnie się nad czymś zastanawia, kiedy ja stoję przed nią zestresowany w oczekiwaniu. W pewnym momencie zaczynam nawet tracić nadzieję na jej odpowiedź twierdzącą, ale gdy widzę, jak kąciki jej ust delikatnie się unoszą, nieco się uspokajam.

– Podobało ci się ostatnim razem?

– I to jak.

– Więc nie pytaj mnie o to na drugi raz, tylko po prostu mnie pocałuj! – Mówi z uśmiechem, który powoli gaśnie, kiedy przysuwam się do niej tak, że nasze twarze dzielą już tylko centymetry. Ujmuję jej twarz w swoje dłonie i przysuwam się jeszcze bliżej niej.

 

ILONA

 

Patrzymy sobie prosto w oczy. Nikt ani nic się teraz nie liczy. Jesteśmy tylko my.

Pocałuj mnie wreszcie, ty idioto!

Spoglądam na jego usta, a on trafnie odczytuje moją niemą prośbę i pochyla się w moją stronę, by pokonać ostatnie kilka dzielących nas centymetrów, a wtedy ja odsuwam się od niego na wyciągnięcie ręki. Widzę szok i niedowierzanie na jego twarzy.

– Na pewno jesteś trzeźwy? – Upewniam się, mrużąc oczy.

Nawiązałam do sytuacji po meczu, chcąc zrobić mu na złość. Wybucham śmiechem, widząc jego zdezorientowaną minę.

– Jesteś niemożliwa! – Kręci głową i uśmiecha się psotnie, a ja wiem, że zrozumiał, dlaczego go o to zapytałam. – Tak, jestem trzeźwy jak noworodek.

Atmosfera znów gęstnieje, kiedy na powrót poważniejemy. Przysuwam się do niego i zakładam mu ręce na szyję, a on wyraźnie zniecierpliwiony wreszcie muska moje usta swoimi.

 

KAROL

 

Wreszcie całuję Ilonę. Jej usta są tak przyjemnie miękkie, że zupełnie się w tym zatracam. Całujemy się zachłannie i niecierpliwie, jakby za chwilę miał nastąpić koniec świata. Stoimy ciasno spleceni w uścisku tak, że niemal stapiamy się w jedno ciało.

Kiedy odsuwamy się od siebie, oddychając spazmatycznie i próbując złapać powietrze, wybuchamy śmiechem na wspomnienie naszej łapczywości. Po chwili Ilona opiera swoje czoło na moim czole, a że jesteśmy równi wzrostem, jest to bardzo przyjemne. Potem znów opada na moje usta, ale tym razem całujemy się czule i leniwie.

– Mnie też się podobało. I wczoraj. I dziś. – Przyznaje z seksownym uśmiechem na twarzy, a ja dostrzegam, że ma zamglone oczy. Przytula się do mnie mocno, a wtedy wtulam twarz w jej włosy. Tak jest dobrze. Naprawdę dobrze.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • lubiewiosne 01.04.2021
    "Wszystko, co dobre..." - tytuł kolejnej części mówi sam za siebie. Krótkie streszczenie tym razem jest zbędne...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania