Poprzednie częściUratuj mnie - Prolog

Uratuj mnie - Rozdział 15 - Wszystko, co dobre…

KAROL

 

Gdy tylko rano otwieram oczy, wracają do mnie wspomnienia z poprzedniego dnia, a konkretnie wieczoru, kiedy znów całowałem Ilonę. Uśmiecham się na wspomnienie jej miękkich ust, rumieńców na twarzy i zamglonych oczu. Z rozmarzenia wyrywa mnie zegarek, a właściwie dosyć późna godzina, którą wskazuje. Umówiliśmy się wczoraj z Iloną, że dziś o 9 pojedziemy do miasta na zakupy, a jest już wpół do 9. Zawsze, nawet w weekendy, wstaję o 6 lub nawet i wcześniej, jeśli chcę pobiegać z rana zamiast po południu, a dziś zaspałem!

Ubieram się więc pośpiesznie i wychodzę do łazienki odbyć poranną toaletę. Przez cały ten czas nie słyszę, żeby Ilona kręciła się po domu, więc postanawiam ją obudzić. Pukam do jej drzwi, ale odpowiada mi głucha cisza.

– Ilona? Wstałaś już?

Nadal cisza. Pukam więc głośniej i bardziej niecierpliwie.

– Ilona, już prawie dziewiąta. Wstałaś?

Kiedy po kolejnych nawoływaniach, nadal nie dostaję żadnego odzewu, jestem już nieźle zaniepokojony. Wczoraj lekarka przepisała Ilonie inne leki nasenne. Co jeśli one też są źle dobrane, a jej coś się stało i teraz leży nieprzytomna? Otwieram więc drzwi do jej pokoju zdecydowanym ruchem i dostrzegam ją, leżącą na łóżku. Podchodzę do niej z duszą na ramieniu i pierwsze co robię, to sprawdzam puls. Dopiero kiedy wyczuwam równomierne pulsowanie pod skórą, uspokajam się nieco.

– Ilona, obudź się! – Potrząsam ją za ramię, a ona w końcu otwiera zaspane oczy.

– Karol… Cześć. – Uśmiecha się do mnie ciepło.

– Hej, wszystko w porządku? Brałaś wczoraj leki? – Pytam z troską.

– Tak, brałam. – Odpowiada i podnosi się ostrożnie do pozycji siedzącej, jakby bała się, że i te leki nie zadziałają zbyt dobrze na jej organizm.

– I jak się po nich czujesz?

– Dobrze. – Dziwi się i uśmiecha szeroko. – Całkiem dobrze, wszystko okej.

– Już myślałem, że coś ci się stało. Jesteś strasznie blada. – Zauważam i spoglądam w jej oczy, których zieleń jest teraz niezwykle intensywna, bo kontrastuje z jej bladą skórą. Jej usta również wydają się przez to bardziej różowe niż zwykle.

– Po przebudzeniu zawsze jestem taka blada. Zaraz nabiorę kolorów.

– Może ci w tym pomogę? – Pytam niskim głosem całkiem już uspokojony i przysiadam obok niej na łóżku, muskając jej ciepłą, miękką skórę na przedramieniu. Jednocześnie czuję ukłucie niepokoju, jak zareaguje na moją propozycję. A co jeśli przez noc przemyślała to wszystko i doszła do wniosku, że to, co wydarzyło się wczoraj, było błędem?

– Byłoby miło. – Odpowiada z uśmiechem i kładzie dłoń na moim policzku porośniętym kilkudniowym zarostem, a ja czuję ulgę i szczęście.

– Czyli między nami wszystko dobrze? – Upewniam się.

– Tak… Chyba, że tego nie chcesz. – Waha się, a wtedy dotykam dłonią jej policzek, gładząc kciukiem usta i błądząc cały czas wzrokiem po jej twarzy.

– Oczywiście, że chcę!

W końcu odnajduję jej usta i przez dłuższą chwilę zatracamy się w pocałunkach.

– Takie pobudki to ja rozumiem. – Ilona uśmiecha się do mnie szeroko, gdy odrywamy się od ciebie.

– A właśnie, zaspaliśmy. Już prawie 9.

– Co? Przecież mieliśmy jechać do sklepu o tej porze!

Ilona zrywa się szybko z łóżka i szuka ubrań na przebranie. Patrzę z błogim uśmiechem na jej chaotyczne ruchy i roztrzepane po śnie włosy. Nawet w tej wersji wygląda pięknie i uroczo. Zastanawiam się, jak to możliwe, że z początku uważałem jej urodę za przeciętną. Byłem chyba ślepy albo zaślepiony złością, że nie dostrzegłem tego, jak intensywna jest zieleń jej oczu, jak nieskazitelna jest jej skóra, a ciało smukłe i zgrabne. Jak to się stało, że nie zwróciłem uwagi na jej jędrną, kuszącą pupę, którą teraz wypięła nieświadomie w moją stronę, szukając czegoś w dolnej szafce…

– Karol?! – Jej głos wyrywa mnie z zamyślenia, kiedy spoglądam w jej twarz. – Pytałam, czy jesteś już gotowy i czekasz tylko na mnie? – Dociera do mnie jej pytanie, gdy odwraca się do mnie przez ramię i uświadamiam sobie, że odpłynąłem gdzieś bardzo daleko.

– Tak, jestem gotowy. Czekam już tylko na ciebie.

Wypowiadając te słowa na głos, uświadamiam sobie, że zabrzmiały niezwykle dwuznacznie, ale przede wszystkim adekwatnie do sytuacji, bo poczułem znajome, przyjemne mrowienie w podbrzuszu, którego nie da się pomylić z niczym innym. Ilona jednak niczego nie zauważyła, bo podchodzi całkiem swobodnie do swojego telefonu, żeby coś na nim sprawdzić.

– No tak, nie ustawiłam wczoraj budzika z tego wszystkiego. – Mruknęła jakby do siebie.

– Z tego wszystkiego? Co się niby takiego stało? Opowiedz mi o tym.

Sprowadzam na siebie jej wzrok swoim przesadnie ciekawskim tonem. Ilona rumieni się delikatnie, ale szybko odzyskuje rezon i wchodzi w rolę.

– A wiesz, takie tam… Przed snem oglądałam taki jeden film, bardzo ciekawy zresztą, i tak go potem przeżywałam, że zapomniałam o Bożym świecie. – Odbija pałeczkę przesadnie egzaltowanym tonem.

Jak ja uwielbiam to nasze przekomarzanie!

– Ciekawy film, mówisz. Nie uważasz, że czasami życie może być lepsze niż film?

– Czasami… – Spogląda na mnie spod długich rzęs i uśmiecha się porozumiewawczo. – Ale ten film… – Wzdycha i teatralnie wznosi oczy ku niebu. – Ach, co to był za film! A ten aktor… – Kręci głową rozmarzona, na co ja rzucam w nią poduszką.

– Ej! Bez takich mi tu! Robisz mi bajzel w pokoju! – Robi groźną minę, choć wiem, że nie może powstrzymać uśmiechu. Robi mi się ciepło na sercu, że to ja sprawiam, że chce się uśmiechać. – Poza tym, muszę się przebrać. – Dodaje już nieco poważniej, a ja mam ochotę podroczyć się z nią dłużej.

– Okej, przebieraj się. Poczekam. – Rzucam niedbale i wyciągam się wygodnie na łóżku, układając ręce pod głową.

Ilona nie poruszyła się, ani nic nie odpowiedziała na moją zaczepkę, aż zerkam na nią uważnie, nagle bojąc się, że pozwoliłem sobie na zbyt dużo. Kiedy jednak dostrzegam iskierki rozbawienia w jej oczach i minę, która świadczy o dzikiej satysfakcji już wiem, że nie jest speszona, ale za chwilę odpłaci mi pięknym za nadobne.

– Dobra, to ja zaraz wracam. – Puszcza do mnie oko i wychodzi prawdopodobnie do łazienki, zostawiając mnie samego z otwartą buzią.

– Ale mnie załatwiła. – Mówię sam do siebie i zaczynam się śmiać. – Jak ja ją… – Zamieram z niedokończonym zdaniem na ustach.

Jak ja ją co?

Ja ją…

Lubię... Uwielbiam…

Tak! Właśnie to miałem na myśli. Bo co innego?

Wstaję z jej łóżka kompletnie zamroczony i zdezorientowany tą nagłą myślą, która pojawiła się znikąd w mojej głowie i jak automat kieruję się do kuchni przygotować nam jakieś śniadanie. Niespodziewanie, bo przecież jeszcze przed chwilą byłem w wybornym nastroju, do mojego serca wkradło się jakieś dziwne uczucie, którego nie jestem w stanie określić, ani zrozumieć.

Uświadamiam sobie, że Ilona zajęła w moim życiu i sercu pewne miejsce. Zdobyła moje zaufanie, moją przyjaźń… Tylko co to tak w ogóle dla mnie oznacza?

Czy to możliwe, że…?

Czy ja mógłbym jeszcze kiedyś…?

Co się ze mną dzieje do jasnej cholery?

 

ILONA

 

W drodze do sklepu co chwila dyskretnie zerkam na Karola, który ze skupieniem prowadzi samochód. Nie wiem, czy zdaje sobie sprawę z tego, jak otumania mnie ten widok. Jest coś niezwykle seksownego w tym, jak niektórzy faceci kierują samochodem i Karol jest jednym z nich.

Czarna koszulka z krótkim rękawem opina jego klatkę piersiową i ramiona. Na twarzy ma czarne okulary przeciwsłoneczne, a na wyciągniętej na kierownicy ręce czarny zegarek. Drugą dłoń położył swobodnie na prawym udzie.

Chryste…

Przełykam głośno ślinę.

Jak to możliwe, że coś takiego aż tak na mnie działa? Co on ze mną wyprawia?! Czy jest tego świadomy?

Wygląda teraz tak seksownie. Skupiony wzrok wpatrzony w ulicę, lekko zmierzwione blond włosy, delikatny zarost… Na ten widok aż zasycha mi w gardle i dosłownie tracę rozum, bo najwidoczniej coś do mnie mówił, a ja kompletnie nie wiem co.

– Co mówiłeś? – Pytam lekko oszołomionym tonem, ale on nie odpowiada, tylko zerka na mnie i przygląda mi się badawczo.

– Coś ci jest? Dobrze się czujesz? Jesteś jakaś taka czerwona na twarzy.

– Wszystko dobrze. Jakoś duszno mi się po prostu zrobiło. – Zmyślam.

– Co, leki nie zaczęły jeszcze działać? – Żartuje i przyciskiem opuszcza automatycznie szybę po mojej stronie.

Kiedy nie odpowiadam na jego wyjątkowo słaby żart, spogląda na mnie z miną, która wyraźnie wskazuje, że jest mu głupio.

I bardzo dobrze!

– Jezu, Ilona, przepraszam. – Skruszony chwyta moją dłoń i całuje jej wierzch. – Nie powinienem był tak mówić. Przepraszam, to było głupie.

– Nie zaprzeczę. Czasami nie potrafisz być w ogóle zabawny. – Odpowiadam normalnym tonem, bo nie mam ochoty na kłótnie i wyjmuję swoją dłoń z jego dłoni, żeby jednak miał jakąś karę. – To co mówiłeś wcześniej?

– Mówiłem, że się na mnie gapisz.

– Chciałbyś! Po prostu jedziesz za szybko i badam twoją mimikę, żeby dowiedzieć się, czy nie chcesz nas przypadkiem zabić.

– Nie jadę szybko… – Chce coś jeszcze powiedzieć, ale kiedy zerka na licznik, zmienia ton. – Jesteśmy na prostej drodze, sami, nikogo tu nie ma.

– Ale może być za zakrętem. – Nie odpowiada na moją uwagę, ale wzdycha ciężko i zdejmuje nogę z gazu.

– Panuję nad samochodem, zareagowałbym.

– Widzę, że uważasz się za wytrawnego kierowcę. Kubica 2.0. normalnie.

– A ty, mądralo? Masz w ogóle prawo jazdy?

– A i owszem, mam. Zdane za pierwszym. – Z satysfakcją zauważam, jak podnosi brwi z uznaniem.

– No, proszę. To może zamienimy się miejscami?

– Dałbyś mi poprowadzić swój samochód? – Pytam zaskoczona, kiedy w międzyczasie przeskakuję pomiędzy stacjami, aż w końcu słyszę znajomą piosenkę. W tle zaczyna rozbrzmiewać "Jesteś pragnieniem" Sorry Boys.

– Dużo jeździsz, czy jesteś raczej niedzielnym kierowcą?

– Jeżdżę sporo, mam nawet swój samochód, ale był w naprawie, więc dlatego przyjechałam do ciebie pociągiem. Ale tak, jeżdżę nim raczej dużo.

– W takim razie dałbym ci się karnąć. – Uśmiecha się do mnie, a po chwili dodaje coś jeszcze, aż moje serce wyrywa się z piersi: – Ufam ci. – Zapewnia mnie, brzmiąc przy tym tak jakby to, co powiedział o zaufaniu, miało jakieś drugie dno.

– To może poprowadzę w drodze powrotnej?

– A teraz tchórzysz?

– Oczywiście, że nie. Po prostu teraz będę mogła udawać, że mam prywatnego szofera.

Karol kręci głową z rozbawieniem, po czym wyjeżdżając zza zakrętu na prostą drogę, znów się rozpędza.

– Ale masz ciężką nogę! Kto jak kto, ale ty chyba powinieneś przestrzegać przepisów? – Zagajam, nie nawiązując bezpośrednio do tego, że był kiedyś policjantem, ale Karol i tak cały się spina. Nic nie odpowiada, ani nie zwalnia, więc postanawiam szybko rozładować tę sytuację. – Ja chcę jeszcze pożyć! Chcesz się mnie pozbyć? Aż tak bardzo daję ci się we znaki?

– Nie zrobiłbym ci krzywdy. – Przekonuje ze spokojem i na szczęście się rozluźnia. Wciąż patrzy na drogę i w końcu zwalnia do przepisowej prędkości, a moje serce robi fikołka i rozpływa się jednocześnie na jego wyznanie.

– Lubisz adrenalinę? – Pytam, odchrząkując, bo nagle zaschło mi w gardle.

– Czasami przyjemnie jest poczuć dreszczyk emocji.

– To był jeden z powodów, dla którego zostałeś policjantem? – Dopytuję nieśmiało. Staram się brzmieć przy tym całkiem swobodnie, ale i tak dostrzegam, jak jego dłonie zacisnęły się mocniej na kierownicy.

– Między innymi tak…

– Jak pracowałeś w policji… robiłeś jakieś rzeczy poza pracą, żeby poczuć adrenalinę, na przykład skakałeś na bungee? – Na szczęście mój kierowca unosi delikatnie kąciki ust na moje wścibskie pytanie.

Dziwię się, że w ogóle rozmawia ze mną na temat policji i do tego jeszcze mnie nie wyrzucił z auta i nie kazał iść pieszo.

– Raczej nie. Zastrzyk adrenaliny w pracy mi wystarczał, nie musiałem już jej szukać poza nią. Równowaga musiała być zachowana.

– Brakuje ci tych emocji, tej adrenaliny? – Karol uparcie patrzy na drogę, ale zaciska usta. Ten gest zdradza, jak bardzo denerwuje go ta rozmowa.

– Ty już wystarczająco podnosisz mi poziom adrenaliny, więc nie mam za czym tęsknić. – Stara się brzmieć niedbale i swobodnie, ale słyszę, że to tylko pozory.

– No w sumie… Zwłaszcza jak ci ją wstrzykuję w udo. – Odgryzam się mu, nawiązując do pamiętnego dnia, kiedy użądliła go osa.

Karol wybucha śmiechem, a ja wtedy automatycznie się rozluźniam. Nie zamierzam już go męczyć tą policją, a przynajmniej nie dziś. Już i tak zrobiliśmy pewien postęp. Odwracam więc głowę, wyglądając przez boczną szybę i podziwiam okolicę za nią. Już myślałam, że zakończyliśmy ten temat, ale wtedy Karol dodaje coś jeszcze. Coś, co sprawia, że moje wewnętrzne ja ma ochotę skakać z radości i klaskać w dłonie.

– Ale muszę przyznać, że oprócz podnoszenia poziomu adrenaliny, wprowadzasz też pewien spokój w domu.

Spoglądam na niego, nie wiedząc co powiedzieć, bo widzę, jak Karol trochę się speszył.

– Czyli wprowadzam równowagę, o której mówiłeś?

– Właśnie tak.

Porusza się na fotelu nerwowo i odchrząkuje. Zaczyna też gmerać przy radiu, bo poprzednia piosenka dobiegła niestety końca, a po niej puszczono reklamy. W końcu trafia na stację, która gra mój ukochany Maanam, tym razem w interpretacji zespołu The Dumplings.

– Kocham cię, kochanie moje! – Wykrzykuję z entuzjazmem, bo naprawdę uwielbiam tę piosenkę.

– Co?! – Karol zerka na mnie wielkimi oczami, a jego spojrzenie jest zagubione.

– Ta piosenka tak się nazywa…

Jestem zaskoczona jego reakcją i przyznaję, że trochę urażona.

Żeby tak zareagować na moje słowa, które, owszem, mógł zrozumieć opacznie? Bez przesady…

– A ty? Lubisz adrenalinę? – Karol zmienia szybko temat, wracając do poprzedniego, bezpieczniejszego, wątku. Potrząsam głową i staram się nie myśleć o zagubieniu w jego oczach sprzed chwili.

– Ja tam wolę spokój i stabilizację, ale czasami rzeczywiście fajnie jest zrobić coś niestandardowego, coś czego normalnie by się nie zrobiło.

– To kiedy ostatnio zrobiłaś coś szalonego i co to było?

– Prawie trzy tygodnie temu przyjechałam do ciebie i od tamtej pory męczymy się ze sobą.

– Zgadzam się, to zdecydowanie czyste szaleństwo, ale powiedz mi o czymś, czego nie wiem.

Karol zbija mnie z tropu swoją prośbą. Ostatnio żadne szaleństwa nie były mi w głowie. Przeczesuję wspomnienia w mojej pamięci, ale niczego takiego nie mogę sobie przypomnieć. Mija kilka chwil, a ja nic sobie nie przypominam.

Czy moje życie naprawdę jest takie nudne?

– Hmm… Ostatnio nie zrobiłam niczego szalonego… – Odzywam się w końcu z pewną nostalgią, aż sama się sobie dziwię. – Chociaż nie! W zeszłym miesiącu pomalowałam sobie paznokcie na czerwono mimo, że nigdy tego nie robię. Zawsze maluję je bezbarwnym albo kremowym lakierem. – Dodaję i zaczynam się nerwowo śmiać.

Karol oczywiście wybucha śmiechem, ale kiedy na mnie spogląda, poważnieje.

– W takim razie trzeba to zmienić.

Coś w jego głosie sprawia, że odwracam się w jego stronę, a wtedy łapię jego psotne spojrzenie. Uśmiechamy się do siebie, aż w końcu uświadamiam sobie, że Karol powinien teraz patrzeć na drogę, a nie na moją czerwoną jak burak twarz.

– Patrz, gdzie jedziesz! – Upominam go głośno, bo zbliżył się niebezpiecznie prawego pobocza. Na szczęście odbija w porę i wraca na środek pasa.

– Widzisz? Mówiłem, że mam refleks.

– Całe szczęście w drodze powrotnej to ja poprowadzę.

– Już się boję.

Szturcham Karola w ramię, a po chwili wjeżdżamy do miasta.

 

***

 

W mieście spędzamy więcej czasu, niż początkowo zakładaliśmy. Wpływ na to miały przede wszystkim nasze dobre nastroje. Przez cały czas w trakcie zakupów nie mogliśmy przestać żartować, przekomarzać się, ani śmiać się praktycznie ze wszystkiego. Zachowywaliśmy się jak para nastolatków, ale nic nie mogłam na to poradzić. Zresztą i tak miałam to gdzieś. Spędziłam z Karolem miło czas i tylko to się dla mnie liczyło.

Wciąż nie mogę uwierzyć w to, że nasze relacje zmieniły się o 180 stopni w porównaniu z tym, co działo się na początku. W trakcie dzisiejszego dnia zerkając na niego, czułam się tak, jakbym patrzyła na kompletnie inną osobę. Był miły, radosny, uśmiechnięty i wyluzowany. Miałam wrażenie, że dzisiaj był po prostu sobą. Do tego, co bardzo mi odpowiadało, pocałował mnie dwa razy. Wprawdzie krótko i szybko, ale i tak dla mnie znaczyło to naprawdę dużo i tylko upewniło mnie w tym, że Karol nie odtrącił mnie po wczorajszym pocałunku tak, jak zrobił to ostatnim razem.

Tak bardzo zaskoczył mnie wczoraj, że do dziś odtwarzam non stop ten moment w głowie, ciągle nie dowierzając, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Tak bardzo się z tego cieszyłam, że miałam ochotę skakać i krzyczeć ze szczęścia.

Teraz już wiem, że nie jestem mu obojętna. Być może to nic poważnego z jego strony, ale staram się tym teraz nie martwić. Nie wiem, do czego nas to zaprowadzi, ale podoba mi się kierunek, w jakim to wszystko zmierza. Kto wie, co wydarzy się za jakiś czas? Niech życie toczy się samo swoim rytmem tak jak do tej pory, a w swoim czasie się przekonam.

Na razie cieszę się tym dniem i Karolem. Tym, jak w sklepie wkładał do wózka rzeczy, które lubię mimo, że go o to nie prosiłam. Sam wiedział, że nie cierpię kaszy gryczanej, ale za to wolę orkiszową albo, że lubię nerkowce. Cieszę się również na wspomnienie tego, jak położył dłoń na dole moich pleców, gdy staliśmy w kolejce do kasy i głaskał mnie bezwiednie w tym miejscu, chyba nawet tego nie rejestrując. Cieszę się na nasze porozumiewawcze spojrzenia i ciepło jego dłoni, w którą chwycił moją dłoń, gdy szliśmy chodnikiem. Serce zabiło mi mocniej także w samochodzie, kiedy zacięła się skrzynia biegów i nie mogłam wrzucić pierwszego biegu, a wówczas Karol położył swoją ciepłą, miękką dłoń na mojej i delikatnym ruchem pomógł mi wrzucić bieg.

W tych prostych, prozaicznych wręcz czynnościach dnia codziennego było coś cholernie poruszającego, czułego i uzależniającego. Chwytałam się nich desperacko, jak gdyby nagle coś miało się zmienić. Jak gdyby znów wszystko miało się odwrócić na złe tak, jak podpowiadał mi to głos z tyłu głowy, który skutecznie starałam się uciszyć w ciągu tego dnia...

To dlatego po wyjściu z kina, do którego zdecydowaliśmy się spontanicznie zajrzeć, kiedy staliśmy przed samochodem na parkingu, a Karol odpisywał na sms-a, chwyciłam jego twarz w dłoń, przesunęłam w moją stronę i cmoknęłam go szybko, ale mocno w usta. Następnie czekałam na jego reakcję na mój spontaniczny pokaz czułości. Spojrzał wtedy na mnie zaskoczony, ale po chwili uśmiechnął się do mnie tak, że zmiękły mi nogi. Schował pośpiesznie telefon do kieszeni, przyciągnął do siebie i rozbił swoje wargi o moje usta. Całowaliśmy się czule i leniwie, a kiedy się od siebie oderwaliśmy przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jestem, ani co tu robię. Oczy Karola pociemniały, a oddech miał mocno przyśpieszony.

– Jedźmy już. – Odezwałam się po chwili ciszy, a Karol zamarł dosłownie na ułamek sekundy.

Popatrzyliśmy sobie przy tym w oczy zupełnie poważnie. Z jakiegoś powodu żadne z nas nie skomentowało tego w żartobliwy ani żaden inny sposób. Po prostu wsiedliśmy do auta, rzucając sobie porozumiewawcze spojrzenia i tajemnicze uśmiechy.

Jedziemy więc teraz z powrotem do domu, a z radia dobiega "Sex On Fire" Kings of Leon. Kieruję zanurzona we wspomnieniach dzisiejszego dnia, każdym naszym pocałunku, dotyku, spojrzeniu i uśmiechu, a Karol… cały czas czuję, jak wpatruje się we mnie.

– Gapisz się. – Zwracam się do niego tymi samymi słowami, które wypowiedział do mnie, kiedy jechaliśmy na zakupy.

– Po prostu próbuję telepatycznie przekazać ci, że mogłabyś jechać trochę szybciej.

– Przecież jadę przepisowo! Więcej nie mogę. Przepisów nie znasz? – Uśmiecham się z dziką satysfakcją, bo specjalnie staram się nie przekroczyć dozwolonej prędkości nawet o jeden kilometr na godzinę, żeby go wkurzyć.

– Przecież i tak wiem, że robisz to specjalnie. Chcesz po prostu spędzić ze mną jak najwięcej czasu zamknięta w tak małej przestrzeni.

Wybucham śmiechem na jego słowa.

– Oczywiście, że to nieprawda! Po prostu mi się nigdzie nie śpieszy. A tobie? Zostawiłeś mleko na gazie?

– Nie, ale chciałbym już być w domu. – Odpowiada powoli po chwili zastanowienia, jakby delektował się każdym słowem i znów milkniemy porozumiewawczo.

Jednak nie na długo, bo kiedy mijamy jezioro, zauważam starsze małżeństwo prawdopodobnie ze swoim wnukiem, którzy rzucają łabędziom chleb (czego swoją drogą nie powinni robić, bo chleb tylko szkodzi łabędziom i kaczkom).

– Kurcze, Karol! – Odzywam się zbyt głośno.

– Co jest?

– Nie kupiliśmy chleba!

– Cholera, rzeczywiście!

– W domu nie mamy już nawet kromki.

– Wstąpimy w takim razie do sklepiku pani Krysi. Całe szczęście jeszcze nie przejechaliśmy skrętu.

Tak więc kilka minut później parkuję pod małym, wiejskim sklepikiem. Wysiadając z samochodu, śmiejemy się z naszego zapominalstwa.

– Nie wierzę, że zapomnieliśmy o tak ważnej rzeczy.

– Coś musiało nas nieźle rozproszyć.

– O tak, zdecydowanie! – Znów wybuchamy śmiechem, wchodząc do sklepu.

Witamy się radosnym „Dzień dobry” ze starszą panią, stojącą za ladą i notującą coś w zeszycie. Ekspedientka jest krępą kobietą o twarzy w kształcie serca i dobrotliwym uśmiechu, którym nas obdarza, gdy podnosi na nas swój wzrok znad dużych okularów.

– Dzień dobry, panie Karolu! I dzień dobry pani! – Wita nas, patrzy to na mnie, to na Karola, uśmiecha się ze wszystkowiedzącym uśmiechem i wprawia nas w osłupienie swoją bezpośredniością: – Och, jak się cieszę, że wpada pan do mnie taki uśmiechnięty. Ten nastrój to pewnie zasługa pana dziewczyny. Jak ma na imię ta szczęściara?

Zerkamy na siebie, ale żadne z nas się nie odzywa. Na twarzy Karola widać takie samo zaskoczenie i zmieszanie, jakie zapewne wyrażają moje oczy i usta.

– No co tak patrzycie? Przecież od razu widać, że jesteście w sobie zakochani!

Tymi oto słowami pani Krysia wpędza nas w jeszcze większe zdumienie. W końcu uświadamiam sobie, że zachowujemy się jak dzieci, a do tego żadne z nas nie odpowiedziało na jej pytanie, co jest trochę niegrzeczne. Odchrząkuję więc i odzywam się pierwsza:

– Ilona. Mam na imię Ilona i… – Chcę zaprzeczyć, że nie jestem dziewczyną Karola, ale ekspedientka znów mi przerywa.

– Jakie ładne imię i taka piękna para! Boże, jakie to szczęście mieć przy sobie drugą połówkę... – Głos pani Krysi staje się melancholijny, kiedy patrząc na nas uśmiecha się z nostalgią.

– Ile to już lat minęło, odkąd odszedł pan Włodek? – Pyta Karol, który też już najwyraźniej odzyskał zdolność mówienia.

– Sześć... – Odpowiada kobieta, a w jej oczach zbierają się łzy.

– Już sześć lat? Jak ten czas szybko leci…

– Oj, tak. Dlatego cieszcie się sobą i każdą chwilą, jaką dane jest wam spędzać razem. Nie ma na co tracić czasu, trzeba żyć! – Mówi z mocą i ociera łzę.

Czuję na sobie wzrok Karola, a kiedy na niego spoglądam widzę, jak przygląda mi się intensywnie. Uśmiecham się do niego kącikami ust i spuszczam głowę. Mimo, że poznałam tę kobietę dopiero przed paroma minutami, to jest mi jej żal, bo widać, że bardzo tęskni za, jak się domyślam, swoim mężem.

– Przepraszam, wy jesteście jeszcze młodzi, zakochani, szczęśliwi, a ja tu przy was płaczę za tym moim nicponiem.

– Nie szkodzi, czasem lepiej jest się komuś wyżalić. – Zapewniam panią Krysię pokrzepiająco.

– Tak, tak, ale już koniec z tym. Co wam podać, kochani?

Po tym jak płacimy za zakupy, ucinamy sobie jeszcze krótką pogawędkę z panią Krysią, po czym wracamy do samochodu.

– Dlaczego nie zaprzeczyłeś, kiedy wzięła nas za parę? – Zadaję Karolowi nurtujące mnie pytanie i czekam na odpowiedź z bijącym sercem.

– Nie wiem… – Karol wzrusza ramionami, spuszcza głowę, odchrząkuje i patrzy gdzieś w bok. – Chyba po prostu mnie zaskoczyła. Zresztą, ty też tego nie zrobiłaś. – Odbija pałeczkę.

– Chciałam, ale mi przerwała.

– Pani Krysia potrafi być bardzo wygadana i bezpośrednia.

Karol ku mojemu rozczarowaniu nie kontynuuje tego tematu, więc po prostu cofam samochodem i odjeżdżamy spod sklepu.

 

***

 

Po kilku minutach zatrzymuję samochód przed bramą.

– Otworzę bramę. – Rzuca Karol i wysiada z auta.

Gdybym wiedziała, co stanie się za chwilę, jechałabym jeszcze wolniej albo najlepiej zawróciłabym i nie pozwoliłabym na nasz powrót do domu. Ale to niestety niemożliwe. Stało się i moje złe przeczucia jak zwykle się sprawdziły…

To dlatego teraz z niepokojem patrzę, jak Karol zastyga nagle w bezruchu, jego twarz blednie, oczy rozszerzają się do granic, klatka piersiowa unosi się i opada szybko i ciężko, a dłonie zaciskają się w pięści. Pełna strachu podążam za jego spojrzeniem i dostrzegam obcą dziewczynę na tarasie przed domem. Mimo, że nie widzę jej zbyt dobrze z tej odległości, po jego reakcji od razu domyślam się, kto tam siedzi.

– Nie… Tylko nie to.

Zaciągam hamulec ręczny i wychodzę na miękkich nogach z samochodu.

– Karol…

Podchodzę do niego, ale on nawet na mnie nie patrzy. Zbywa mnie tylko machnięciem ręki, cały czas patrząc na Kamilę. Jego pierwszą miłość, która zdradziła go z jego przyjacielem, a on z powodu rozpaczy popełnił błąd na służbie przez, który zdecydował się odejść z policji.

Dziewczyna wstaje z huśtawki na tarasie i przygląda się nam, nie wykonując żadnego gestu.

– Wróć do samochodu i wjedź na podwórko. – Rozkazuje mi Karol pustym głosem, a kiedy chcę zaprotestować, powtarza to samo tylko głośniej.

Wciąż na mnie nie patrzy, czym potwornie mnie rani. Robię więc to, co mi kazał, a w gardle rośnie mi coraz większa gula na wspomnienie ich spojrzenia. Ręce trzęsą mi się niemiłosiernie, gdy po przeparkowaniu samochodu, zamykam za sobą zbyt głośno drzwi i podchodzę szybko do Karola, który zatrzymał się kilka metrów przed domem.

Spójrz na mnie. Proszę go w myślach, ale on nie spełnia mojej niemej prośby.

– To ona, prawda?

– Tak. – Jedno słowo, trzy litery, a tyle w nich bólu i złości.

Podchodzimy razem, ale jakby osobno do schodów prowadzących na taras, na szczycie których stoi Kamila, moja sobowtórka. Teraz już rozumiem, dlaczego Karol tak bardzo nie znosił mnie na początku albo dlaczego jego koledzy, tak się na mnie gapili. Wyglądamy z Kamilą jak siostry!

Aż przystaję w miejscu, czego Karol nawet nie zauważa i sam zatrzymuje się przed schodami. Nie mogę oderwać od niej wzroku, jest taka do mnie podobna. I ładna… Aż czuję ukłucie zazdrości.

Ma niemal identyczne rysy twarzy, taki sam nos, kolor oczu i fryzurę. Jej włosy są jednak nieco ciemniejsze i dłuższe. Różnimy się też tym, że ona ma mniej piegów, nie nosi okularów i oczywiście jest ode mnie sporo niższa. Jednak na pierwszy rzut oka, jesteśmy jak siostry. Tylko, że ona z nas dwóch zdecydowanie jest tą ładniejszą siostrą. Ładniejszą i zgrabniejszą. Wygląda jak jakaś modelka albo instruktorka fitness. Do tego bije z niej pewność siebie oraz klasa i niewymuszony wdzięk, których nie da się nauczyć ani ich udawać. To trzeba po prostu mieć. Zawsze zazdrościłam kobietom, które mają w sobie te cechy, bo ja taka niestety nie jestem.

Kiedy tak się jej przyglądam, zauważam, że chwieje się lekko na nogach i ma błędny wzrok. Jest pijana!

– Co tu robisz? – Pyta z pozornym spokojem Karol, choć widzę, jak policzki mu drgają.

Kamila odrywa swój mętny wzrok ode mnie i spogląda na Karola. W jej oczach pojawia się czułość i coś jeszcze… żal.

– Cześć, Lolek.

Lolek?

– Nie mów tak do mnie! Pytałem, co tu robisz?

– Kiedyś to przezwisko ci nie przeszkadzało. – Mówi znaczącym tonem, który ma zapewne podkreślić zażyłość, jaka ich kiedyś łączyła. – Nie przedstawisz nas? – Znów wbija we mnie spojrzenie, które stało się nieco przytomniejsze, a przez to zimne i oschłe.

– Kamila to Ilona. Ilona to Kamila. Po co tu przyjechałaś?! – Wyrzuca z siebie drżącym ze zdenerwowania głosem Karol, cały czas wbijając wzrok w Kamilę. Na mnie nawet nie spojrzał. Ani razu.

Kamila schodzi chwiejnym krokiem o dwa stopnie, przytrzymując się barierki, aż w końcu się zatrzymuje. Świdruje mnie wzrokiem, uśmiecha się chytrze z błyskiem zrozumienia w oczach, zerka to na mnie, to na Karola, aż w końcu wybucha głośnym, pijackim śmiechem.

– Karolku, po co ci taki zamiennik, kiedy przed sobą masz oryginał? – Pyta, wskazując dłonią swoje szczupłe i zgrabne ciało, mocno zaokrąglone w strategicznych miejscach.

Karol po raz pierwszy od kiedy ją tu zobaczył, odwraca się do mnie przez ramię, jakby dopiero teraz naprawdę uświadomił sobie, że tu jestem i dla mnie jej widok to też szok. Łapie mój zbolały wzrok i przez ułamek sekundy widzę w jego oczach, że jest mu przykro. Po chwili jednak jego usta zaciskają się w wąską kreskę. Odwraca się z powrotem do Kamili, wchodząc na jeden schodek, tak, że dzieli ich już tylko dosłownie kilka stopni.

– Pytałem…

– Kim jest ta dziwka? – Przerywa mu Kamila, sepleniąc lekko przez alkohol. Nagle jej urok stracił na sile. Ale tylko trochę.

– Nie mów tak o niej! – Karol upomina Kamilę, ale ona tylko wybucha śmiechem i wykonuje pełen lekceważenia gest machnięcia ręką w moją stronę.

Nagle czuję przypływ złości, od której aż się we mnie gotuje. Przyjechała tu pijana akurat, kiedy spędzaliśmy z Karolem taki miły dzień i do tego mnie obraża. Poza tym, jak ona śmie pokazywać mu się na oczy po tym, co mu zrobiła?

– Licz się ze słowami! Nie pozwolę się tak traktować! – Odzywam się do niej ostro i podchodzę do schodów. – Po co tu przyjechałaś po tym, jak go skrzywdziłaś?! Już dość namieszałaś! Nie masz wstydu!

– Ilona! – Przerywa mi Karol karcącym tonem. Spoglądam na niego z niedowierzaniem i widzę, jak wbija we mnie zezłoszczone spojrzenie. Kręci przy tym głową. – Sam się tym zajmę. Wejdź do domu.

– Ale, Karol…

– Słyszałaś, co powiedział. Idź sobie i daj nam spokój! Nie jesteś tu potrzebna! – Wtrąca się Kamila.

– Nie widzisz, jak ona się zachowuje? Obraziła mnie! Nie ma prawa tak o mnie mówić!

– Wiem. Wejdź do domu. Ogarnę to i niedługo przyjdę. – Karol nakazuje mi tonem nieznoszącym sprzeciwu i świdruje mnie wzrokiem. – Proszę.

Zaciskam usta i wchodzę po schodach. Kiedy mijam byłą dziewczynę Karola, rzucam jej wściekłe, wyzywające spojrzenie, choć pod powiekami czuję łzy. Z całych sił staram się jednak nie rozpłakać mimo, że Karol potraktował mnie jak małą dziewczynkę. Jakby był moim ojcem i kazał iść do siebie, bo dorośli muszą porozmawiać.

O czym on chce z nią w ogóle rozmawiać? Przecież go zdradziła, odszedł przez nią z pracy, bo zrobił błąd przez to, że był rozkojarzony, jak dowiedział się o zdradzie.

Rozumiem, że jest w szoku, gdy wparowała tu bez zapowiedzi po tych wszystkich latach, ale do jasnej cholery, ja też mam uczucia! To, że jest na nią zły, nie oznacza, że ja mogę obrywa się rykoszetem. A jeszcze przed paroma chwilami trzymał mnie za dłoń i całował w skroń w trakcie jazdy… A teraz?

Wpadam wściekła do domu i zamykam z trzaskiem drzwi do swojego pokoju. Włączam muzykę w telefonie, mając nadzieję, że to pomoże mi się uspokoić. W końcu po chwili dociera do mnie, że niepotrzebnie dałam się wyprowadzić z równowagi. Dałam jej tym tylko powód do satysfakcji, a Karolowi do irytacji. Nie dość, że ma na głowie Kamilę, to jeszcze ja najwidoczniej wkurzyłam go tym, że się wtrąciłam. A przecież to on teraz powinien być tu najważniejszy, powinnam go wesprzeć, uspokoić, zmitygować… Ale nie, ja chciałam pokazać, że nie dam sobie w kaszę dmuchać. Idiotka!

Wychodzę po cichu z pokoju i staję w ganku, skąd mam dobry widok na Karola i Kamilę. Chcę się upewnić, że na pewno wszystko w porządku i Karol jakoś sobie z nią poradzi. Wyglądam przez okno i widzę, jak bardzo dobrze Karol sobie z nią radzi…

Stoją przed schodami, on jest odwrócony do mnie tyłem, a ona obejmuje go w pasie. Patrzy mu przy tym głęboko w oczy, uśmiecha się czule i mówi coś do niego. Czekam, aż ją odtrąci, ale nic takiego się nie dzieje. Mało tego, Kamila w pewnym momencie przeczesuje dłońmi jego włosy, a on nadal jej nie przerywa. Potem jej dłoń wędruje na jego policzek, ale ja już nie patrzę, co stanie się dalej, bo czuję się tak, jakby ktoś kopnął mnie w brzuch, uderzył i napluł prosto w twarz, a potem jeszcze podeptał tylko, że sto razy gorzej. Odwracam się od okna zdruzgotana i wracam do pokoju.

Jaka ja byłam głupia! On ją nadal kocha. To dlatego tak bardzo nienawidził mnie na początku i tak długo nie potrafił mi zaufać. To dlatego w drodze do sklepu był taki spłoszony, kiedy nie domyślił się, że chodzi mi o piosenkę, ale był przekonany, że wyznaję mu miłość. To z tego powodu powiedział w samochodzie ten podły, nieśmieszny komentarz o moich lekach. I dlatego był tak bardzo zakłopotany, gdy pani Krysia wzięła nas za parę. Nawet nie był w stanie zaprzeczyć, a potem nie chciał o tym rozmawiać, tylko zmienił temat.

Te sytuacje to jasne dowody na to, że on nie traktuje mnie poważnie. Nigdy tak nie było i nigdy tak nie będzie. Wyjadę stąd, a wtedy on o mnie zapomni. Jestem dla niego nikim.

Boże, ale ze mnie głupia idiotka!

A ja wyobrażałam sobie wszystko, co najlepsze… Wszystko, co mógłby mi dać i co ja mogłabym dać jemu, gdyby tylko chciał to przyjąć…

Nagle z telefonu, w którym cały czas mam włączone automatyczne odtwarzanie muzyki, docierają do mnie słowa piosenki Toma Odella "Magnetised". Tom śpiewa o dziewczynie, do której czuje magnetyczne przyciąganie, niestety nieodwzajemnione, i która nigdy nie będzie go potrzebować… Jak bardzo tekst tej piosenki wydaje się adekwatny w kontekście mojego uczucia do Karola, którego on nigdy w pełni nie odwzajemni, bo już zawsze będzie kochał tylko Kamilę…

O dziwo, nie mam sił płakać, złościć się, ani smucić. Po prostu nagle jest mi wszystko jedno i nie czuję już nic.

Zostałam odtrącona, zlekceważona, pominięta… Ale i tak wszystko mi jedno. Nie czuję nic.

Zamykam się w sobie. Odgradzam się niewidocznym murem od wszystkiego, co mnie otacza. Nie czuję nic.

Nie myślę już o niczym. Nie czuję już nic.

Zamykam się w swojej skorupie, gdzie nikt mnie nie skrzywdzi. Nie czuję nic.

Wypieram i ignoruję to, co się wydarzyło. To mnie nie dotyczy. Nie czuję nic.

Mnie tu nie ma. To nie jestem ja.

Dobrze, że nic już nie czuję.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania