Poprzednie częściHogwart - nowa historia cz. I
Pokaż listęUkryj listę

Hogwart - nowa historia cz. IV - Wybierz mnie, różdżko!

Biegała tam i z powrotem, lecz cały czas trafiała na to samo miejsce. Nie miała pomysłu jak się stąd wydostać. Dawno nie minął jej już żaden czarodziej, czy jakakolwiek żywa istota nie licząc sowy, która przeleciała nad jej głową. Próbowała ją dogonić, ale to nie lada wyzwanie nawet dla światowej sławy biegacza. Poza tym wyglądała okropnie - cała zakurzona i poobijana z potarganymi włosami. Nagle zauważyła kilka rudych postaci drepczących po chodniku.

- Hej! - krzyknęła i ruszyła w ich stronę. Odwrócili się i spojrzeli zaciekawieni.

- Zgaduję, że proszek Fiuu? - zaśmiał się jeden z nich. Było ich pięcioro w tym jedna dziewczyna. Wyglądali na rodzeństwo i uśmiechali się życzliwie.

- Skąd wiesz? - odwzajemniła uśmiech.

- Fred? Z doświadczenia - zarechotał drugi.

- Miło cię poznać, Fred. Cassandra - podała rękę, a chłopak uścisnął ją.

- To jest mój brat bliźniak, George. Następnie Percy, nasz perfekcyjny prefekt Gryffindoru, Ron, o którym nic ciekawego nie mogę powiedzieć oraz Ginny, idzie do Hogwartu po raz pierwszy. Taka tam banda Gryfonów, których wszyscy znają aż za dobrze z fajerwerków puszczanych w Zakazanym Lesie i nie tylko z tego oczywiście - opowiadał z dumą.

- Od kiedy się zrobiłeś taki uprzejmy? - dociął mu Ron. - Widzę, że Cassandra bardzo ci się spodobała!

Musiał sprawnie zrobić unik, by schować się przed ciosem wymierzonym przez brata.

- Uważaj, bo zaraz skończysz wyglądając jak ja! - ostrzegła nastolatka i wszyscy wybuchnęli śmiechem.

- Na Pokątną? - spytał ciepłym głosem Percy.

- Tak. Muszę znaleźć rodziców, bo pewnie się martwią - odparła Cassandra i opuścili ulicę Zakątną.

Po drodze opowiedziała o dzisiejszym dniu, o tym, jak dowiedziała się, że jest czarownicą i o nieudanej próbie podróży za pomocą proszku Fiuu. Wyznała im, że obawia się, czy poradzi sobie w szkole. Miała w końcu rok w plecy.

- Mam nadzieję, że twój ojciec miał rację i trafisz do Gryffindoru. Potrzeba nam takich sympatycznych dziewczyn. No i pięknych nawet po tak ekstremalnych przeżyciach - flirtował Percy.

- Ej, Percy ty podobno się już z kimś tam spotykasz! Nie zabieraj nam okazji do poromansowania - zażartował George, a wesoła gromadka ponownie dusiła się ze śmiechu.

Po niedługiej wędrówce jej oczom ukazał się wspomniany wcześniej przez ojca Bank Gringotta. Była to biała, dość długa budowla z wąskim wejściem, na kolumnach opierał się balkon, a na nim został umieszczony napis ''Gringotts Bank". Na ulicy Pokątnej kręciło się bardzo dużo ludzi i Cassandrze ciężko było odnaleźć rodziców.

- Widzisz ich? - rozglądał się Ron, mimo że sam nie wiedział jak wyglądali.

Dziewczyna pokręciła przecząco głową. Cieszyła się jednak, że nie wylądowała tu sama i znajduje się na odpowiedniej ulicy. W dodatku rodzina rudzielców czyli jak się dowiedziała podczas drogi Weasleyowie wydawali się być przemiłymi ludźmi i skakała z radości tworząc wizję roku szkolnego. Nagle spostrzegła dwóch zmartwionych czarodziejów. Błyskawicznie ich rozpoznała.

- Mamo! Tato! To ja! Tutaj! - wymachiwała rękami i podskakiwała. Matka odetchnęła z ulgą i podbiegła do niej ciągnąc za sobą swojego męża.

- Weasleyowie! Pamiętam, jak byliście jeszcze małymi bobasami, ładnie wyrośliście! I ty Ginny! - zachwycała się Marianna. - Gdzie są wasi rodzice? Znaleźliście Cassandrę?

- Tak się składa proszę pani - odparł dumnie Fred.

- Wywędrowała aż na ulicę Zakątną - dokończył George.

- Tata kazał nam odwiedzić Panią Williams, całe szczęście, że tamtędy przechodziliśmy - wytłumaczył poważnie Ron.

- No tak, stamtąd niełatwo się wydostać. Sam się tam kiedyś zgubiłem i przez czterdzieści osiem godzin szukałem drogi powrotnej. Dobra robota dzieciaki! - Thomas przybił z nimi piątkę, złapał córkę za rękę i skierował się do sklepu ''Madame Malkin - szaty na wszystkie okazje''.

- Do zobaczenia w Hogwarcie - pożegnała się Cassandra, a oni odpowiedzieli jej chórem i zniknęli w tłumie.

Właścicielką sklepu okazała się być niezwykle pomocna i ciepła staruszka. Zanim Cassandra zdążyła się zorientować Madame Malkin już mierzyła wszystkie jej obwody i pośpiesznie wyciągnęła skrawki materiału.

- Hmm... Ten też nie! - krzątała się wesoło staruszka przerzucając szaty. - Ciężko ci coś dobrać, wysoka i szczupła. Tutaj trochę przytniemy i powinno być rewelacyjnie! - wciągnęła czarny płaszcz na nastolatkę. Stanęła nieco dalej, kazała jej zejść ze stołka i przyglądała się dokładnie. - Właśnie o to mi chodziło. Pasuje jak ulał, kochaniutka! Nareszcie Cię trochę dożywią w tym Hogwarcie!

W odpowiednim stroju od razu stała się bardziej podobna do czarownicy. Później przeszli do księgarni '' Esy i Floresy'' oraz odwiedzili kilka innych miejsc. Na koniec weszli do Sklepu Ollivanderów. Słynął z doskonałego wyboru wysokiej jakości różdżek. W progu powitał ich Garrick Ollivander.

- Potrzebujemy różdżki, tak? Pierwszy rok w szkole? - uśmiechnął się tajemniczo. - Nie? No dobrze, popatrzmy, której różdżce się spodobasz. Twarda, piętnaście cali, z ostrokrzewu z piórem feniksa.

Nie. Może Mahoń, dwanaście cali, giętka, dobra do transmutacji? - przerzucał pudełka pokryte warstwą kurzu. - Dąb, trzynaście i trzy czwarte cala, pióro feniksa? Też nie. Już wiem! Mam dla Ciebie coś specjalnego - mruczał pod nosem patrząc na stertę niepasujących różdżek. - Wiąz, trzynaście cali, włos z ogona jednorożca, elegancka i giętka - podał magiczny przedmiot osłupiałej z wrażenie nastolatce - Rozumiem, że moc po rodzinnemu w prawej ręce?

Dziewczyna poczuła ciepło i wydobywające się czerwone iskry skaczące z góry na dół. Pan Ollivander skrzyżował ręce na piersi i rzekł dumnie:

- Bardzo dobrze, świetnie, to jest to Panno Skyler.

Mieli już wracać, ale ojciec postanowił zrobić córce niespodziankę. Oznajmił, że spotkają się w domu, bo musi załatwić ważną sprawę i już go nie było. Okazało się, że powrócił razem z klatką, w której drzemała sowa.

- Kupiłem ci go, gdyż sowy są najbardziej przydatne. Dzięki niemu będziemy mogli się skontaktować. Nadaj mu imię pamiętając, że to samiec i siadaj do książek. Masz niecałe dwa miesiące na nadrobienie pierwszego roku - zdecydował Pan Thomas.

- Będziesz się nazywać Podróżnik - pogłaskała zwierzę po piórkach.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Tina12 27.08.2016
    To opowiadanie wciąga. 5
  • Igi 27.08.2016
    bardzo mi miło :)
  • nagisa-chan 27.08.2016
    5 i bardzo ładne imię dla sowy *w*

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania