Hogwart - nowa historia cz. L - mam dosyć tych kajdanek
- Nie! To jest jakaś kpina! - wyrywał się Draco na prawo i lewo. Zaczarowane kajdanki ani myślały puścić...Draco również. Szarpał z całej siły, a one zaciskały się coraz mocniej.
- Malfoy, przestań! - krzyknął Harry. Z jego ręki sączyła się krew spowodowana panikowaniem ślizgona. Bliźniacy ledwo powstrzymywali się od śmiechu.
- Mój ojciec się o tym dowie, durne klony - warknął platynowowłosy.
- Będziesz musiał zabrać ze sobą Harry'ego - zaśmiali się donośnie.
- Drętwota!
George błyskawicznie znalazł się na ziemi i nie był w stanie się poruszyć.
- Lepiej coś wymyśl, bo będziesz następny! - ryknął Malfoy.
- Przestań, Draco! Macie wszyscy natychmiast się ogarnąć! Trzeba iść po jakiegoś nauczyciela! Rusz się, Fred! - nakrzyczała na nich Penelopa. Zawsze pojawiała się wtedy, gdy jej potrzebowano. Spodziewała się, że to zrobią, a lamentowanie Draco roznosiło się na pół szkoły. Penelopa pobiegła razem z Fredem zostawiając ich samych z nieprzytomnym Georgem.
- Musiałem trafić akurat na ciebie?!
- Ja też nie jestem zachwycony, uwierz - burknął Harry.
- Zamknij się, Potter, bo jak cię jebnę avadą to będę chodził przykuty do trupa.
Jego życzenie spełniło się, ale nadal nie dawał kajdankom spokoju próbując za wszelką cenę się z nich uwolnić.
- Malfoy - wycedził Harry. - Tak tego nie zerwiesz.
- Okaże się - ciągnął ręką w prawo, w lewo, do góry i na dół. Harry zawył z bólu, gdyż wredne kajdanki ściskały go coraz mocniej zwiększając ilość straconej przez Złotego Chłopca krwi.
- One to robią specjalnie...to nie są zwykłe, durne stalowe łańcuchy, ale myślące, magiczne przedmioty... Błagam cię, przestań się szarpać.
- Nie dam im tej satysfakcji, Potter - stawiał na swoim, ale po kilku pociągnięciach odpuścił sobie.
Nagle do sali wkroczyła nieznajoma im dziewczyna. Zapewne nowa trzecioklasistka. Szczupła, złotowłosa czarownica w czarnej szacie.
- Wiecie może gdzie jest...- przerwała w połowie zdania i wlepiła w nich swoje wielkie, zimne oczy.
- Zaraz zaraz...znam cię - podeszła do blondyna.
- Ty jesteś Draco Malfoy? Wiedziałam, że będę z tobą w klasie. Cieszy mnie to. Jestem Aisha Shabby - podała mu dłoń, którą uścisnął, a za nim podniosła się i przykuta ręka bruneta. - Harry Potter - powiedziała cicho. - Jedna trzecia Golden Trio, które się rozpadło.
- O co ci chodzi, Aishe?
Zmierzyła go nieprzyjaznym wzrokiem. Chłopak dostrzegł godło Slytherinu.
- To mówi samo za siebie. Jednak myślę, że... - próbował nie zaczynać kłótni Potter.
- Ty lepiej za dużo nie myśl. Nie przemęczaj się - docięła blondynka, a Malfoy parsknął śmiechem.
- Wal się - rzucił Harry.
- Mam od tego zaufanych ludzi - zaśmiała się razem ze ślizgonem.
- Widzę, że tiara wybrała doskonale - powiedział Malfoy.
- Na to wygląda. Ale wiesz, Potter co najbardziej mnie dziwi? - uśmiechnęła się Aishe. - Za co ten biedny Draco musi chodzić do ciebie przykuty? - zapytała unosząc jego górną kończynę.
- Wiesz może co z tym zrobić, Aishe?
Spojrzała zalotnie na Dracona.
- Według mnie pomoże tu tylko odpowiedni eliksir. Tak mi przykro, Draco, bo nie znam się na tym za dobrze.
- Profesor Snape - wyszeptał Harry, a dziewczyna szybko się odwróciła.
- Co wy na Merlina zrobiliście? - warknął ostro nauczyciel.
- To te klony, Weasleyowie - wskazał ślizgon, a Potter syknął z bólu jak zawsze, gdy tamten ruszał gwałtownie ręką.
- Malfoy - wycedził przez zaciśnięte wargi, by nie krzyknąć z powodu metalu na nadgarstku.
- Co to ma znaczyć? - zwrócił się ze spokojem do bliźniaków Snape. - Pamiętacie jak dostaliście ostatnią szansę?
Spuścili głowy.
- Czas się pakować - polecił Severus.
- Nie! Profesor nie może tego zrobić! - zaprotestowała Penelopa. - To moja wina - skłamała.
- I co ja mam na to teraz poradzić - bardziej stwierdził niż spytał oglądając kajdanki. - Tak, jest tylko jedno wyjście.
- A może Chłopiec-który-przeżył poświęci swoją rękę? - zadrwił Draco.
- Zwariowałeś.
- Cisza - rozkazał mistrz eliksirów. - Muszę uwarzyć odpowiedni eliksir. Już wiem, co robić. To powinno wam pomóc.
- Ile to potrwa, procesorze?
- Hmmm...Dobre pytanie.
Chłopcy popatrzyli na siebie z nienawiścią.
- Jakiś tydzień. Mniej więcej do wigilii.
- Co?! TYDZIEŃ?! - wydarł się Draco.
- Dobrze pan słyszał, panie Malfoy - zirytował się Snape. - Proszę udać się do dormitorium Slytherinu na czwartym piętrze. Jest na razie wolne i będzie waszym domem póki jesteście...- starał się znaleźć odpowiednie słowo. - Jednością.
- Już jesteście martwi, zdrajcy krwi! - krzyknął Draco, a Snape jak zwykłe nie zareagował.
- Profesorze, czy to dobry pomysł? Przecież oni się zagryzą! - oburzyła się Penelopa.
- Wracaj do siebie, głupia! Było ich nie łączyć. Odejmuję Gryffindorowi dwadzieścia punktów.
- Dwa-dwa-dwadzieścia? - jęknął Fred.
- Chwila chwila...a czemu on leży na ziemi za pomocą drętwoty? - odskoczył od Georga nauczyciel.
- To Potter - skłamała Aishe.
Severus przypatrzył się jej uważnie. Slytherin. Oznacza to, że zignorował gadanie Freda i uwierzył Aishe.
- A więc łącznie minus trzydzieści punktów dla Gryffindoru - zakomunikował. - Rozejść się, już!
***
- Cassandra - szepnął Ron. Spojrzał na śpiącą dziewczynę. Na moment zapomniał o tym, o czym musiał jej powiedzieć i zaczął dokładnie badać ją wzrokiem. Wyglądała jak księżniczka. Długie, falowane włosy o kolorze ciemnego blondu, a czasem zmieniające swoją barwę na czekoladowy spoczywały na poduszce. Na końcówkach zakręciły się w charakterystyczne loki. Powieki otaczał wachlarz gęstych rzęs. Godne podziwu były również cudowne, malinowe usta. Były wtedy ogromną pokusą i musiał użyć całej siły woli, by ich nie pocałować.
- Harry to szczęściarz - powiedział cicho biorąc do ręki kawałek jej włosów. Były tak wspaniale miękkie i pachnące. Uśmiechnął się i odłożył je z powrotem. - Harry to ogromny szczęściarz - powtórzył. - Ale to z nim jesteś szczęśliwa. Dlatego ja muszę to nie tylko zaakceptować. Muszę na to patrzeć i cieszyć się ze szczęścia moich przyjaciół...A to nie takie proste.
Położył dłoń na jej odsłoniętym ramieniu.
- Jednak obiecuję, że będę się starał.
Rzucił ostatnie spojrzenie na dziewczynę i ostrożnie potrząsnął ją jakby obawiając się, że uszkodzi ją jak szklaną figurkę:
- Cassandra. Kasa.
Leniwie uchyliła powieki pokazując błyszczące oczy.
- Ron? - zdziwiła się. - Co ty tutaj robisz?
- Wiesz... Chciałbym ci powiedzieć, że przyszedłem pogadać lub też zwyczajnie nudzi mi się w nocy. Lecz wtedy bym skłamał.
- Coś się stało - powiedziała drżącym głosem.
- Tak. Przepraszam, nie powinienem cię teraz budzić, bo nie zaśniesz.
- To bez znaczenia. Są rzeczy ważniejsze niż sen. Wyspać to się wyśpię w trumnie.
- Na dodatek mam aż dwie złe wieści. Po pierwsze Fred i George chcieli zrobić Harry'emu i Malfoyowi psikusa. Połączyli ich zaczarowanymi kajdankami. Snape przygotowuje już eliksir, potrwa to około tygodnia.
- Boże... przecież oni się pozabijają! Szczególne teraz, gdy Draco... to znaczy Malfoy może być zazdrosny.
- Jakoś dadzą radę. Nie takie rzeczy wytrzymywał Harry - zaśmiał się smutno Ron. - Tyle że nie pogrzeszycie sobie w nocy.
- Haha Ron - popchnęła go delikatnie. Mimo chwilowego rozluźnienia zrozumiała powagę sytuacji. - Po drugie doszła nowa ślizgonka. Uwierz mi, jest tysiąc razy gorsza od Pansy i ślepo zauroczona w Draco. Nazywa się chyba Aishe, o ile dobrze pamiętam.
- Czyli norma - wzruszyła ramionami Kasa.
- I po trzecie. Najgorsze.
Dziewczyna głośno przełknęła ślinę patrząc się wahającym wzorkiem na przyjaciela.
- Po bitwie o Hogwart stwierdzono, że aktualny minister magii nie jest w stanie mieć sytuacji pod kontrolą. Wybrano nowego. Odbyło się to dzisiaj. Prorok codzienny nie mówi o niczym innym.
- I...i kto nim został?
- Właśnie to jest tragedia, Kasa.
Nastolatka chciała się psychicznie przygotować na odpowiedź, której się spodziewała. Oparła poduszkę o ścianę, oparła się o nią i skierowała do Rona ciągnąc go za rękę:
- Chodź tutaj.
Chłopak pomimo beznadziejnej sytuacji był szczęśliwy, że mu ufała i pozwalała się tak zbliżyć.
Przytulił ją znowu obawiając się, że może ją uszkodzić. Następnie przykrył ich kołdrą.
W jego wnętrzu walczyły myśli. Jest jeszcze jedna zła wiadomość. Przerażająca, brunetka jest w poważnym niebezpieczeństwie. Ale nie może się przełamać i tego powiedzieć.
- Już możesz mówić - odparła.
- Lucjusz Malfoy.
***
- Za co?! Ja się pytam, kurwa za co?! - jęczął przez całą drogę Draco. W końcu dotarli do pokoju. Nie mógł nawet rzucić się na łóżko, bo ciągnął za sobą wszędzie Pottera. - Jak kula u nogi. Albo raczej debil u nadgarstka.
- Daruj sobie. Chodźmy jak najszybciej spać to będziemy mniej skazani na swoje towarzystwo.
- Miałeś chyba inne plany na ten wieczór, co? - zakpił. - Na przykład zaliczyć pewną ślizgonkę.
- Przestań. Tak naprawdę nic o nas nie wiesz. Poza tym jest moją narzeczoną i mam do tego prawo. Nikt oprócz niej mi nie zabroni. A ty jesteś po prostu zazdrosny, Malfoy.
- Chyba ona powinna być, w końcu się z tobą prześpię - umiejętnie wybrnął z sytuacji.
- Nie no tym tekstem to już przeszedłeś samego siebie.
- Idę się umyć.
- Ciekawe jak to zrobisz.
- Myślałeś, że będziemy śmierdzieć przez cały tydzień? Muszę się wykąpać, a ty chcąc nie chcąc zrobisz to ze mną.
- Może jeszcze mam cię wziąć ze sobą na noc do Cassandry?
- A chcesz? - zażartował. - Miło będzie popatrzeć. Pierwszy raz chciałbym gdzieś z tobą pójść, Potter.
- Zapomnij - rzucił i wkroczyli do łazienki.
***
- Błagam, panie, litości! - po całej posiadłości roznosił się rozpaczliwy szloch Narcyzy.
- Nie! - wycharczał. - Teraz bylibyśmy wielcy! To przez niego nie mamy tego, co moglibyśmy mieć! Dlatego to on za to zapłaci. To on znajdzie rozwiązanie. To on będzie cierpiał.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania