Poprzednie częściHogwart - nowa historia cz. I
Pokaż listęUkryj listę

Hogwart - nowa historia cz. XLVIX - Nie umiemy tego zdjąć

Patronus Cassandry czyli puma szybko dotarł do najbliżej znajdującego się nauczyciela. Jeremy Morgan przeraził się nie na żarty i nie poszedł zgodnie z wcześniejszymi planami do Wielkiej Sali. Czuł, że nie przez przypadek zaatakowana została pierwszoklasistka. Jedno jest pewne - trzeba zwiększyć środki bezpieczeństwa. Jego przeczucia niestety sprawdziły się i to już na samym początku roku szkolnego. Ba! Dziewczynka nawet nie dotarła do Hogwartu. Tak jak myślał, to jeszcze nie koniec. Wszystko dopiero się zaczyna. Myśli te siedziały w jego głowie podczas drogi na peron. Dotarł po kilku minutach i przebiegł przez kilka przedziałów aż wszedł do tego właściwego. Stanął jak wryty. Trwało to zaledwie kilka sekund, a Cassandra zarejestrowała, że to ta osoba, której się spodziewała. Nie wiedzieć czemu ufała Morganowi. Świeżo upieczony nauczyciel OPCM i WF (a raczej Udręk Fizycznych). Był on wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną, który ledwo przekroczył trzydziestkę. Z jego błękitnych, ostrych oczu płynęło zawsze spokojne i opanowane spojrzenie. Nauczyciel nigdy nie dawał wchodzić sobie na głowę i miał przeróżne metody na wyegzekwowanie posłuszeństwa uczniów. Wszyscy przyznali, że jego morderczy trening docenili na wojnie. Oprócz tego Jeremy miał wielkie poczucie humoru bazujące na inteligencji. Natomiast Draco widział w nim jeszcze jedną rzecz. Czy ojcu chodziło o TEGO Jeremiego Morgana? W końcu miał mu pomóc w jego misji, a on nawet nie kiwnął palcem i walczył po stronie Zakonu. "Coś mi tu nie gra."

- Co jej jest, kto to i kiedy ją znaleźliście? - spytał z ogromnym, charakterystycznym dla niego opanowaniem.

- Niecałe dziesięć minut temu, nie wiem - odpowiedziała błyskawicznie Cassandra. - Ale wiemy, że żyje.

Morgan kazał im przeszukać jej torbę w poszukiwaniu jakiejś poszlaki, a sam wezwał Hagrida z Panią Pomfrey - pielęgniarką. Następnie rozeznał się dokładnie w sytuacji. Dość ładna, niewinnie wyglądająca pierwszoroczna, dookoła niej spora kałuża krwi. Spostrzegł, że częścią ciała, z której wypływała była szyja, gdzie znalazł ogromną ranę. "Ciężko będzie to wyleczyć. Wygląda na potężne zaklęcie." Na koniec obejrzał miejsce ataku. W oczy rzucił mu się napis "Eliminacja".

- To Tatiana Robbinson, czarodziejka z rodziny mugoli - przeczytała Cassandra.

- Skąd wiesz? - zdziwił się Malfoy.

- Mugolska legitymacja.

- Mugolska le...co?

- Nieważne, to taki dokument tożsamości - schowała papierek na jego miejsce.

- Szlama...tak jak myślałem.

Kasa spojrzała na niego przerażona. "A co jeśli Draco miał rację? Czy to możliwe, że to jeszcze nie koniec i Sam-Wiesz-Kto się mści? A przecież mogłam przyjąć jego propozycję, byłabym bezpieczna. Z drugiej strony zdradziłabym przyjaciół...na to nie mogłam pozwolić. Szczęśliwa nie równa się bezpieczna. Zaraz, zaraz... skąd on to przewidział?" Kwadrans później opuszczali już pociąg i bez słowa kierowali się ku zamkowi.

- Ta cisza dzwoni mi w uszach - wyznała Cassandra spoglądając na Dracona.

- Nagle ci się rozmawiać zachciało? - prychnął.

- Myślałam całą drogę nad tym, co powiedziałeś mi na peronie, Malfoy.

Spojrzał na nią niewiele zdradzającym wzrokiem.

- I wymyśliłaś coś?

Nie potrafiła odpowiedzieć, że nie. Coś ściskało ją za gardło.

- Tak myślałem... Nie żałuj, masz w końcu tego swojego Pottera - zaśmiał się sarkastycznie.

- Nie chcę żebyś tak mówił.

- Bo co mi zrobisz? Popłaczesz się, uderzysz mnie torbą, naskarżysz Bliznowatemu czy jeszcze bardziej pogrążysz się w rozpaczy, jaką jest twoje życie?

- Bo mnie to boli, kiedy to zrozumiesz?!

- O to chodzi, szlamo - rzucił.

- I tak zaraz powiesz, że mnie kochasz - zadrwiła powstrzymując się od łez. "Nie teraz".

- Nienawidzę cię, Skyler.

- A ja nie umiem nienawidzić ciebie.

Jego wyraz twarzy zmienił się omal niezauważalnie. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Był przygotowany na coś zupełnie odwrotnego.

- Słyszeliśmy, że coś się stało - złapał ich Fox ciągnąc za sobą swojego najlepszego przyjaciela Eliota.

- Już wszystko pod kontrolą - powiedziała wymijająco Cassandra.

- Ale przecież wy...

- Nie mieszaj się w to, Lisku, bo skończysz zaraz w tym rowie - odparł Draco wskazując go głową.

- Dobrze, dobrze, chcieliśmy wam tylko pomóc, Draco - uspokajał Fox.

- Nie mów do mnie po imieniu. A ten przymuł to kto?

- Ja...jestem - wydukał niepewnie Eliot. - Yyy...Eliot. Po prostu Eliot...

- Dobra idźcie na ceremonię przydziału. Nara Lisku i Po-prostu-Eliocie.

***

- Pssst...

- Kto to? - spytała Penelopa zatrzymując się w środku korytarza.

- To my. Chodź tu, Penny - wyszeptał George.

- Nie ma opcji, chłopaki, zaraz jest ceremonia...aaa! - została wciągnięta do pustej sali. Weasleyowie zamknęli drzwi, a ona spojrzała na nich dość zła.

- Po pierwsze nie zdrabniajcie mojego imienia, a po drugie wypuścić mnie stąd w tej chwili!

- Nie gorączkuj się tak...

- Penny - zaśmiali się obydwoje.

- Uroczyście przysięgam, że zrobię wam kiedyś z dupy garaż. Gadajcie - zażądała. Fred i George mieli zwyczaj dokańczania po sobie zdania, więc mówili:

- Wpadliśmy na świetny...

- Pomysł. I wymyśliliśmy jak...

- Urozmaicić już pierwszy...

- Dzień szkoły.

- Co wam znowu do łba strzeliło? - zaśmiała się Penelopa. Po tym, jak objaśnili jej swój plan dziewczyna miała ochotę natychmiast dotrzymać wcześniejszej obietnicy.

- Nawet nie próbujcie - ostrzegła. - Oni nie znoszą swojej obecności nawet dwadzieścia metrów od siebie przez sekundę. W każdym razie to już przesada. Idę sobie, zobaczę do której z czterech patologii mnie przydzielą.

- Albo powiedzą...

- Że się nie dostałaś.

- Jak was kopnę...to was kopnę - nie mogła nic wymyśleć, więc roześmiała się na pół zamku.

- Kochamy cię - powiedzieli równocześnie.

- Ja też was kocham - odparła i udała się do Wielkiej Sali. Dziwne, obce spojrzenia zniwelowała wspaniałym uśmiechem i radością z życia. Stanęła w rzędzie nowych osób.

- Tak jak już mówiłem - kontynuował Dumbledore. - Nowym dyrektorem na czas nieokreślony zostanie profesor Morgan.

Następnie wystawiono tiarę i nadeszła kolej na nowych trzecioklasistów.

- Faithson Penelopa!

Czarodziejka usiadła na krześle zakładając wszechwiedzące nakrycie głowy na swoje gęste, białe włosy.

- To będzie ciężkie... Mogłabyś pójść do Slytherinu, ale bardziej pasuje do ciebie ze względu na odwagę...GRYFFINDOR!

Po tych słowach Fred i George z uniesienia podbiegli do niej i zanieśli ją na rękach do stołu wykrzykując:

-Mamy Penny!

- Fox Justin! - wywołał profesor Snape i położył mu tiarę na głowę.

- Ahhh... dużo sprytu, inteligencji. Tak, mam coś dla ciebie... SLYTHERIN!

Cassandra ucieszyła się, a Lis usiadł obok niej.

- Implicite Eliot!

Chłopiec niepewnie poddał się przydziałowi.

- HUFFLEPUFF!- zdecydowała szybko tiara.

- Sakkath...Satkhaa...Ten gruby! - krzyknął profesor Snape. Stołek niemal załamał się pod ciężarem Szyszki, który czekał obojętnie i przegryzał swój przysmak.

- I co tu z tobą zrobić?

- Nie wiem... Chcesz kawałek salcesonu?

- Nie!

- Tylko pytałem, po co te nerwy?

- Idź już sobie! GRYFFINDOR!

Wszyscy zdziwili się, a Golden Trio razem z Penny i Naomi wydało z siebie okrzyk radości. Na prawdę polubili Szyszkę pomimo jego otyłości i niezbyt sprawnego umysłu. Wkrótce wszyscy udali się do swoich dormitoriów. Tym razem Cassandra uprzedziła Dracona, że zajmie się pierwszorocznymi. Wcześniej wymieniła tylko kilka zdań z Potterem, który towarzyszył jej aż do lochów.

- Wiem, że nie jesteś w najlepszym położeniu, ale masz przecież Lisa przy sobie, a gryfoni i ślizgoni w tym roku mają ze sobą większość lekcji. A gdybyś chciała wpaść w nocy to mam osobny pokój na trzecim piętrze od wspólnego - pocieszał dziewczynę nowy prefekt Gryffindoru. Gdy nie mógł już iść dalej pocałował ją na pożegnanie w usta. Na koniec powiedział tylko:

- Pięknie dziś wyglądasz - i skierował się do domu lwa. Po drodze jednak coś go zatrzymało. Okazali się to dwaj nierozłączni Weasleyowie.

- Harry, poczekaj...

- Mamy sprawę.

- Słucham - odpowiedział zmęczony przewracając oczami.

- Wymyśliliśmy nowy wynalazek...

- I chcemy żebyś go przetestował.

- Nie ma opcji - odwrócił się na pięcie, ale nie dali mu odejść.

- Nie masz wyboru - wepchnęli go do sali. Wpadł z takim rozpędem, że wylądował plackiem na podłodze. Chciał się podnieść, ale poczuł, że to niemożliwe, bo coś ciągnęło go do ziemi. A raczej ktoś. Spostrzegł, że Draco leż na podłodze obok niego, a do ręki miał zapięte kajdanki, których druga część właśnie... znajdowała się na jego nadgarstku! Mieli około trzydzieści centymetrów odstępu.

- Co kurwa?! - wydarli się jednocześnie przerażeni nie na żarty.

- Cholerne klony! Weźcie to! - szarpał Malfoy.

- To jest nasz nowy...

- Wynalazek.

- Nie! - miotał się Harry, ale to nie pomogło, więc przestał. - Koniec zabawy!

Bliźniacy na prawdę chcieli ich rozdzielić, ale było to niemożliwe.

- Właśnie problem jest taki, że...

- Nie wiemy jak to zdjąć.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania