Poprzednie częściHogwart - nowa historia cz. I
Pokaż listęUkryj listę

Hogwart - nowa historia cz. XXXIV - ocalona, by polegnąć

Coś zaszeleściło. Przeraźliwy mróz zamienił się w gorącą Saharę, a serce podeszło mu do gardła. Zerwał się budząc czujną przez pół sen przyjaciółkę. Przestawił ją błyskawicznie za siebie tak, że zasłaniał ją własnym ciałem. Czuł się za nią odpowiedzialny. Mierzył różdżką w kierunku czyiś kroków. Był gotowy do użycia zaklęcia. Wtem spostrzegł, że potencjalnym zagrożeniem okazał się Fred Weasley.

- Nie! Jestem od was! - wydarł się wypuszczając świecę. Szybko podniósł ją z powrotem i pośpiesznie zgasił na polecenie Harry'ego.

- Co ty tu robisz, Fred? - spytała Kasa.

- Szukam was. Mam wiadomość z bazy.

- A sowy to już nie istnieją? - wkurzył się najściem brunet.

- Nie mogła was namierzyć.

- A ty...

- Magiczne dowcipy Weasleyów - uśmiechnął się. - To teraz nieistotne. Wyruszysz o świcie, Cassandra. Natomiast ty, Harry musisz poczekać do następnego popołudnia. Aha, zapomniałbym - wyciągnął z kieszeni bułkę i podał im. - To musi wam wystarczeć dopóki nie wyruszycie. Tak, wiem, że pół bułki to praktycznie nic, ale zrobiłem co w mojej mocy.

- Gdzie teraz pójdziesz? - zainteresował się Potter.

- Ukryję się gdzieś tam. Poczekam i przyjdę tu po Ciebie, Kasa.

- Nie chcesz zostać z nami? - zaproponowała dziewczyna. Harry'emu nie spodobała się ta propozycja. Sam nie wiedział dlaczego. Chciał być z nią sam.

- Nie powinienem. W razie gdyby odkryli którąś z kryjówek - Fred zawiesił głos - ktoś przeżyje.

Zgodnie z planem przybył gdy tylko pojawiły się pierwsze ślady słońca. Wcześniej czarodziejka ledwo wcisnęła w przyjaciela jedną czwartą bułki. Sądził, że skoro wychodzi to musi mieć siły, ale nie zgodziła się przyjąć całej.

- Powodzenia. Bądź czujna.

- Wierzę w ciebie, Harry - pocałowała go w policzek i zniknęła z Fredem. Dotarli na pole bitwy. Leżało tam kilka osób, ale nikt nie walczył, bo na noc czasami zaprzestawano. Przykucnęli w krzakach. Obok nich siedział też Ron. Odetchnęła z ulgą widząc przyjaciela całego i zdrowego. Rzuciła kolejne spojrzenie na leżących. Nie było już dla nich nadziei. Na szczęście nie znalazła wśród nich swoich znajomych. Niestety polegli wojownicy Zakonu.

- Jaki jest plan? - odezwała się cicho.

- Żebyśmy mieli jakikolwiek - pokręcił głową starszy Weasley.

- To po co my tu...

- Bo mamy cel - wyjaśnił szybko Ron. - Śmierciożercy usiłują zająć Hogwart i zabić Harry'ego, a na koniec zlikwidować Zakon Feniksa. Jeśli im się to uda ucierpią przede wszystkim ci...mugolskiej i półkrwi. Natomiast my musimy obronić zamek, wybrańca i wygnać stąd Voldemorta najlepiej pozbywając się też jego najsilniejszych zwolenników.

- Czyli nieźle wpadliśmy.

- Mniej więcej - uśmiechnął się rudzielec.

- Kiedy tu przyjdą?

Po kilkunastu sekundach Ron odparł:

- Teraz.

Zbliżali się wyjątkowo pewni siebie. Odświeżeni, najedzeni, uzbrojeni i gotowi. Jej oczom ukazał się jakiś starszy czarodziej wbijający laskę w ziemię, co spowodowało jej zatrzęsienie. W powietrzu w mgnieniu oka zaroiło się od sów. Pora zacząć. Z lasu wyskoczyli sprzymierzeńcy Dumbledora. Czekała na sygnał Freda. W tym czasie jej oczom ukazywały się potworne obrazy. Rozrywane ciała, konający z bólu ludzie i ci wzięci do niewoli. Coś szturchnęło ją w ramię. Przekazał jej, żeby wyruszyła z jego bratem za dziesięć minut. Wybiegł z kryjówki i zaczął walczyć z jakąś czarownicą o długich, brązowych włosach. Nie mogła na to patrzeć. Dopóki nie usłyszała aż za dobrze znanego jej zaklęcia. Avada Kedavra. I Fred osunął się bezwładnie na ziemię. Upadł u stóp śmierciożercy. Nie podniósł się już. Pomimo jej prośb, wzywania, ryczenia do nieba. Nie było nic słychać, bo każdy jej odgłos zagłuszała wojna. Każdy jej odgłos zagłuszała kolejna Avada Kedavra.

***

Mijały godziny, dni. Nadszedł trzeci miesiąc wojny. Na ogół osobami poległymi byli starsi lub w średnim wieku. Zjawiali się też na okrągło nowi, by zasilić szeregi jednej i drugiej strony. Dla Kasy były to trudne tygodnie. Nie wiedziała, gdzie są jej najbliżsi, brakowało jedzenia więc wychodziły jakieś trzy posiłki na siedem dni. Nie dostawała żadnego zlecenia, więc postanowiła wyruszyć na własną rękę. Błądziła w lesie szukając w sobie odwagi do podjęcia walki. Tracąc poczucie czasu zapuściła się w nieznane jej obszary. Nagle jakaś siła powaliła ją jednym ruchem i uniosła do góry. Cassandra zaczęła krzyczeć, ale nikt jej nie usłyszał. Postać, która niewątpliwie była jej nieprzyjacielem zatkała jej usta i prowadziła w stronę posiadłości śmierciożerców.

Została dosłownie rzucona na twardą posadzkę. Ogromne wrota zatrzasnęły się za nią. Nie mogła ich otworzyć. Zauważyła kilka dziewczyn z Zakonu, które znajdowały się w tej samej sytuacji co ona. Do sali weszli dwaj mężczyźni. W tym odwróconym do niej przodem natychmiast rozpoznała Eddiego. Podwinięty rękaw odsłaniał znak ich przeciwników. Chłopcy uważnie przyglądali się im wszystkim i szeptali coś do siebie często się uśmiechając. W końcu podszedł do niej ten drugi. Nie wierzyła własnym oczom. Malfoy zmierzył ją od stóp do głowy. O wiele chudsza, z potarganymi włosami, pełna brudu i kurzu i zadrapań na twarzy. Nagle jego wzrok zatrzymał się na jej oczach. Złapał ją za podbródek zadzierając jej głowę. Wszędzie ją rozpozna. Z trudem ukrył emocje. Nie spodziewał się jej tu znaleźć. Krzyknął do Eddisona, żeby się nimi zajął (cokolwiek to znaczy), a sam popędził do gabinetu Voldemorta.

- Panie - ukłonił się.

- Co cię sprowadza, Draconie?

- Ja mam... dość niechlubną prośbę. Jednak tak dawno nie miałem kobiety, a ona pomimo swej krwi posiada wielką urodę. Cassandra Skyler.

- Zrób z nią co chcesz. Jutro trafi do twych komnat. Jest twoją własnością - nie przejął się niczym Voldemort.

- Dziękuję, panie.

Wiadomość szybko się rozniosła przez Eddiego, który podsłuchał rozmowę. Powiedział to Naomi i kazał przekazać Cassandrze.

- I wszystko wygląda na to, że...- jąkała się ognistowłosa.

- Zostałam prywatną dziwką Malfoya - podsumowała gapiąc się w jeden punkt, a szare od brudu łzy spływały jej po policzkach.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania