Poprzednie częściKsięga - prolog

Księga - rozdział 18

Oboje popatrzyli na siebie. Zaczęli myśleć. Ravus wpadł na pomysł. Mógł stworzyć moce cienia i rozwiązać to za jednym ciosem, dodatkowo jeśli Cerva zacznie coś podejrzewać, może on powiedzieć że to wytwór tego świata. Jak pomyślał tak zrobił. Po chwili namysłu zaczął się proces. Na jego rękach zaczęły się stopniowo pojawiać czarne wzory. Ubranie przywdziewa czerń. Oczy zaczynają czernieć a źrenice stają się czerwone. Była to podstawowa forma cienia. Gdy proces się skończył, Ravus popatrzył w kierunku Flaxa. Jego wzrok był martwy a za razem zabójczy. Postanowił zaatakować. Ruszył. Jego szybkość była na równi z szybkością Flaxa. Atakował gołą pięścią, celował w trupią głowę. Flax obronił się przed uderzeniem z tą różnicą że, przesunął się znacznie w tył. Gdy opadł kurz zaczął się rozglądać za swoim przeciwnikiem. Nigdzie go nie widział. Gdy się obejrzał zobaczył tylko lecący w jego kierunku kopniak. Nie zdarzył się wybronić i poleciał w tył przy okazji niszcząc na swojej drodze drzewa. Gdy tak leciał w ułamku sekundy, był już przy nim Ravus.

Zasadził potężnego podbródkowego i tor lotu Flaxa zmienił kierunek. Tak ja poleciał tak nad sobą w znacznej odległości pojawił się jego rywal. Leciał on w jego kierunku z dużą prędkością i wyciągniętą lewą ręką. Uderzając w korpus przeciwnika cisnął nim w stronę ziemi. Gdy spadł wbił się w ziemię. Jego ciało było już dosyć obite, a były to raptem trzy ciosy. Flax nie był w stanie się podnieść a co dopiero walczyć.

-Widzę że mnie pokonałeś. Zostaje wam do pokonania tylko Orexis.

-Byłeś godnym przeciwnikiem – powiedział chłodno Ravus.

-Cała przyjemność po mojej stronie- uśmiechnął się Flax po czym zniknął. Została tylko po nim kosa wbita w ziemię.

Ravus wyciągnął tylko rękę a broń przyleciał sama. Gdy znalazła się w jego dłoni tryb cienia zaczął powoli zanikać.

-Widzisz jakie to proste, możesz wymyślić dosłownie wszystko.

Cerva zamknęła oczy. Na jej twarzy widniało skupienie. Nagle na jej rękach zaczęły się pojawiać duże kamienne rękawice które, zaczęły emanować niewiarygodnym ciepłem.

Bez chwili zwątpienia postanowiła zaatakować swojego oponenta. Szybkością nie dorównywała swojemu partnerowi, jednak jeśli o siłę było zupełnie inaczej.

Pierwsze uderzenie wymierzone w Orexis zakończyło się fiaskiem. Mimo swojej siły nie była w stanie przełamać obrony przeciwniczki. Odskoczyła i spróbowała jeszcze raz. Efekt był taki sam jak za pierwszym razem. Postanowiła dodać do swoich pięści więcej mocy.

Kamień po woli czerwieniał i przywdziewał kolor pomarańczowy. Z tak rozgrzanymi pięściami zaatakowała po raz kolejny z tą różnicą że, wybiła się w górę. Była na wysokości drzew.

Leciała z większą prędkością niż gdy poruszała się po podłożu. Gdy uderzyła osłona Orexis pękła i tym samym została trafiona. Nie było to zwycięstwo ale już jego część.

Cerva podbudowana swoim sukcesem podkręciła temperaturę do tego stopnia że, teren wokół niej zaczął się palić. Była to ostateczna temperatura i ostateczny atak. Z pod jej butów buchnął płomień. Zaczęła się unosić po czym zaczęła lecieć w górę.

Leciała najwyżej jak się dało. Gdy osiągnęła najwyższy pułap, wystrzeliła w dół.

Z ziemi przypominała ona meteoryt który, ma zaraz uderzyć w ziemię. Zbliżała się w szybkim tempie. Patrząc w górę Orexis powiedziała pod nosem – To nie była spektakularna walka ale, wiadomo że, zwycięzca może być tylko jeden.

Po wypowiedzeniu tych słów Cerva właśnie uderzyła a gdy to zrobiła wszystko się zaczęło rozpadać. Było wiadomo że ich przygoda w tym świecie się kończy.

 

Kilka słów autora: z góry przepraszam za tak kiepski rozdział (oczywiście kiepski w moim mniemaniu), średnio wychodzą mi

opisy walk.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania