Pokaż listęUkryj listę

Moja Rachela, odgłosy ptasich kroków na księżycu...

21.05.2020r.

 

Rozedrgane, pogruchotane niebo i rozpaczliwy głos jaskółki która już nie wie dokąd zmierza...Uparcie milczący Bóg i dusza próbująca zaczerpnąć odrobinę tchu przed kolejną dawka zbyt trudnej mądrości.Gdy wszechświat rozsypuje się w gruzy małe ziarenka piasku stają się twierdzami...

 

W rozwartych ustach ciszy iskrzy się małe słońce,w grząskim mule ciemności rodzą się gwiazdy a miłość naprawdę istnieje.Bo miłość to przede wszystkim upór Duszy która zrobi wszystko by Bóg przetrwał w ciemnościach.

 

Szczęście pocięte na drobne strzępki zamienia się w łachmany.

 

----------------------------------

Przeraźliwy dźwięk młota pneumatycznego przeszywa powietrze.Jedną ulicę dalej robotnicy prują chodnik,naprawiają mur neogotyckiego budynku.Kruszy się glazurowana cegła,sprężone powietrze porusza bijakiem doprowadzając do drżenia całej kamienicy. Rachelka reaguje na ten dźwięk autoagresją, uderza się pięścią po uszach,syczy histerycznie,cała faluje w łóżku od nieprzyjemnego doznania.Chwyta pierwszego z brzegu pluszaka i wciska go do buzi,gryzie pluszowe futerko i aż płacze z bólu.Rozpalony umysł wtula się w kolorową pustkę i szuka wytchnienia. Nieokiełznany dźwięk rozcina na tysiące kawałków zbyt kruchą wrażliwość,dyryguje neuronami, czyha na najdrobniejsze przejawy ukojenia.Bezsilność matki niczym ogromny umierający marabut leżący wśród padliny,nie może się podnieść i po prostu żyć.Daremne są jego próby przemienienia rzeczywistości i zatrzymania biegu wydarzeń.Każda myśl popada w bezwład i staje się rozdeptanym motylem.

Pod czterospadowym dachem iskrzą się czerwone okna.Ostrołukowe szkła ozdobione maswerkami wślepiają się w niebo.Robotnicy dalej kruszą beton i asfalt zapełniając stare miasto przeraźliwym szumem.Gołębie z gulgotem spadają na ziemię i udeptują słoneczne promienie a Rachelka wali się po głowie i jęczy.Niebo przypomina źle uprzątnięty stół na którym iskrzą się kropelki rozlanej herbaty.Sylikatowe słońce uciska na kominy zostawiając na płytkim niebie dziwne wgłębienia napełnione szarawą pianą. Boli głowa,przeraźliwie boli dusza.Nawet ukochana foczka Racheli, Feliczka z grymasem dzikiego bólu wtula się w poduszki.

W takich chwilach przypominam sobie panią Wandę Cichocką, która zmarła w swoim mieszkaniu z powodu przechłodzenia organizmu.Była w podeszłym wieku, chorowała na stwardnienie rozsiane i nie mogła podnieść się by zamknąć otwarte na ścież okno.Zimowe powietrze napływało do lodowatej sypialni i szeleściło w dawno zesztywniałych z brudu zasłonach.Wpół przytomne niebo zaglądało do pokoiku i cofało się z przerażeniem.Co ono tam zobaczyło?Czyżby i dla nieba była tak trudna do zniesienia prawda o padole ziemskim?

W kamiennym pandemonium podarta i zabrudzona bielizna leży na podłodze, z roztrzaskanej wazy wypływa zamarzła ogórkowa zupa.Wymizerowane porcelanowe lalki z potarganymi włosami leżą na kanapie przykryte grubą warstwą kurzu.Miejskie gołębie snują się po leżącej Wandzie i nawet się jej nie boją. Po co mają bać się zmarłej,która już od kilku dni leży stężała w jednej pozycji.Ptaki dokarmiane przez śmierć odpadkami i spleśniałym chlebem mają się całkiem dobrze. Pod szarym paludamentem skołtunionych firanek czernieje ptasie guano i resztki jesiennych liści które przykleiły się do parapetu.Znużone zbędnym wysiłkiem cienie kiwają się na sznurkach bieliźnianych. Na murach przeciwległej kamienicy widnieje czerwony napis -Phanta Rhei, wszystko płynie, na wieczność nic nie zamarza. I ciało pani Wandy zdrętwiałe i sine też przemieni się w szybko biegnący strumień.Jak tylko przyjdzie wiosna i wścibskie muchy zabrzęczą w firankach.Jak tylko stare liście poddadzą się podszeptom chwili i pofruną wierząc w to, że są motylami.

Śmierć usiłuje chować się przed życiem lecz tylko trwanie w całkowitej bezsilności wzbudza strach.Śmierć tylko podsłuchuje życie,śmierć tylko każe kopać rowy tym którzy nawet nie wiedzą czym jest wolność. Wolność przed ciągłym umieraniem w samotności...Chlupocze wiatr, uderza w pęknięty parapet,gołębie zakładają gniazda w rozsypujących się kamienicach.Włączony na cały regulator wszechświat nie pozwoli nikomu umrzeć.Niepostrzeżenie tylko prześlizgniemy się w inną sferę rzeczywistości nawet do końca nie rozumiejąc co się tak naprawdę stało.Bo wszystko to tylko performance na ruinach niezbyt udanego świata.Zbawienna jest tylko cisza i pogodzenie się z tym na co tak naprawdę nie mamy żadnego wpływu.

Czarne fabryki przesłaniają horyzont tworząc wokół miasta coś w rodzaju ciemnego kaplerza. Moja ciotka Nadia pracowała w jednej z tych fabryk jako krawcowa.Była niezwykle oczytana lecz żyła z szycia.Po śmierci swojej matki trafiła na wychowanie do rodziny rabina Iliji Kamieniewa-Braszteina. Lecz nie dotrzymała słowa danego swojej matce dotyczącego stworzenia dużej i religijnej rodziny.Była świecka,nigdy nie wyszła za mąż i nigdy nie urodziła dziecka.Został po niej tylko wiersz napisany po rosyjsku i przetłumaczony przeze mnie na język polski. Znała też doskonale jidisz lecz ten wiersz napisała w swoim wtórnym języku.Czy była szczęśliwa?A może nad nią ciążyła klątwa?Nie poświęcała się praktyką religijnym, miała zaniedbany dom,nie umiała zbytnio gotować lecz pisała wiersze.Chwytała upragnione niebo przedziurawioną duszą i zawsze wierzyła w cud. Oto jej wiersz:

 

Rozbrajająca szczerość suchych liści,

Szeleszczą pod nogami krawcowej i króla,

Człek tworzy miasta lecz Bóg tworzy myśli,

Niebo przedziwnych szaleńców przytula...

 

Anioł Modlitwy zdradza niepokój,

Gdy gnuśny człowiek płacze we śnie,

Gdy Eliasz stawia swe pierwsze kroki

Na jakimś czarnym przeklętym dnie...

 

Gdy ktoś prowadzi rozmowy z ciporim,

Z ptakiem co dawno odśpiewał swą pieśń,

Gdy gardzi kroplą wyschnięte morze,

Gdy każą różą nazywać złą pleśń...

 

Wtedy feniksy z drzewa mądrości

Słuchają szelest wczorajszych prawd,

Człek szyje szaty a Bóg stwarza koście,

Bóg daje Torę a rabin swój jad...

 

Szeleszczą liście w skorupkach nieba,

Na odlew ziemi ktoś kładzie hadas,

Bóg stworzył kłosy a piekarz smak chleba,

Lecz w każdej duszy szumi swój Las...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania