Poprzednie częściPODCIĘTE SKRZYDŁA - PROLOG

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

PODCIĘTE SKRZYDŁA / 30 - Koniec

AIDEN

Siedziałem na działce od dwóch dni. Postanowiłem wyłożyć karty na stół i przestać udawać kogoś, kim tak naprawdę nigdy nie byłem – w stosunku do jednej osoby na pewno.

Zgrywałem miłego i zamkniętego w sobie chłopaka, a tak naprawdę moją pierś rozdzierała bestia, która chciała się wydostać z otumanionego dobrocią ciała i zacząć w końcu korzystać z uroków życia.

Przyzwyczaiłem wszystkich, którzy mnie otaczali i tych, którymi ja się otaczałem, że najlepiej przemilczeć niektóre sprawy, zamiast rzucać się na kogoś z pazurami, bez względu na to, ile zła wyrządził w czyimś życiu; nie wliczając w to sytuacji, które naprawdę tego wymagały.

Łagodność popłaca – złość źle doradza.

Cierpliwość – maskuje.

Porywczość – zdradza.

W komiksie, który tworzyłem na komputerze, pokazałem swoje prawdziwe oblicze – kameleon o stu barwach. W realnym życiu byłem jego przeciwieństwem – zapchlonym kundlem, który robił dobrą minę, do złej gry.

Wyjąłem telefon i napisałem do Justina, że chcę pogadać i będę na niego czekał w altance na działce. Amber odpuściła i śmiałem przypuszczać, że puściła farbę.

Nadszedł czas, aby wyprostować wszystkie zakręty na zawiłej ścieżce życia. Kiedy wczoraj wieczorem rozmawiałem z Justinem przez telefon, był jakiś dziwny, jakby o wszystkim wiedział i czekał, aż zrobię pierwszy krok. Przy Nancy zmienił się nie do poznania i po porywczym i niezrównoważonym pojebie nie było śladu.

Justin przyszedł chwilę po siedemnastej. Wyglądał zwyczajnie, ale podświadomie wyczuwałem, że to tylko pozory.

– Jestem – powiedział posępnym głosem i usiadł naprzeciw mnie na ławce. – Poszedłeś po rozum do głowy, czy nadal masz zamiar ciągnąć tę szopkę?

Poczerwieniałem na twarzy. Dłonie zaczęły drżeć, a zęby tarły o siebie z nerwów. Błądziłem wzrokiem po blacie stołu, nie potrafiąc spojrzeć mu w oczy.

– Więc… wiesz… – Nie wiedziałem, jak zacząć.

– Kiedy, po raz pierwszy podałeś mi tabletki pobudzające organizm i wywołujące agresję? Od razu, jak opuściłem odwyk, czy parę dni później? – Zerknął na mnie spod rzęs i zmarszczył czoło.

– Od razu, po – wydukałem i zawiesiłem wzrok na jego dłoniach, które trzymał na blacie. – Nasypałem do piwa, kiedy poszedłeś odcedzić kartofelki. – Zacząłem stukać paznokciami w stół; cały chodziłem. – Skąd wiesz, że to moja sprawka?

– Znalazłem dziwne leki u ciebie w pokoju. Kiedy odebrałem wyniki analizy, utoczyłem trochę piany i myślałem tylko o tym, aby cię zatłuc. Zrobiłbym to, gdyby nie Nancy, którą spotkałem przypadkowo po drodze, idąc do ciebie. Dzięki jej interwencji jeszcze żyjesz.

– Justin, posłuchaj... Nie mogłem znieść, że znów wkroczysz do mojego życia. Wszyscy mieli cię za wariata i nie ukrywajmy, byłeś ciut nieokrzesany.

– Szkopuł w tym, że nie jestem czubem. Lista wybryków, która wisi w kuchni na szafce, to z początkowego okresu odtruwania organizmu. – Justin wykrzywił usta. – Było mi ciężko jak diabli, kiedy organizm upominał się o narkotyk, a oni mi go nie dawali.

– Domyślam się. – Skrzyżowałem ręce na piersi.

– Nawet w jednym procencie sobie tego nie wyobrażasz. Ciało wyło i wiło się z bólu. Mózg przytłaczał natłokiem myśli, aby wziąć działkę. Kaleczyłem sam siebie, nie radząc sobie z demonem, który rozdzierał moje ciało od środka – czuł straszny głód i tęsknotę za tym błogim stanem w mojej głowie. Faszerowali mnie lekami otępiającymi i kiedy otwierałem oczy, często byłem przywiązany do łóżka – urwał i zrobił dwa głębokie wdechy. – Przeszedłem przez prawdziwe piekło, a na twojej kamiennej twarzy, ani razu nie dopatrzyłem się krzty współczucia. Widziałem za to płomienie ognia, którymi próbował zbić mnie z piedestału.

– Nie zaprzeczam i nie potwierdzam – oznajmiłem.

– Nieraz widziałem, jak kręcisz się obok jedzenia, lub picia, ale wtedy zdawało mi się, że po prostu podjadasz pomiędzy posiłkami. Teraz już wiem, że dosypywałeś mi tego świństwa, abym wyładowywał swoją nadpobudliwość z byle powodu. Co chciałeś osiągnąć, faszerując mnie tym gównem?

– Abyś wrócił tam, skąd przyszedłeś. Zachowywałeś się jak idiota i robiłeś z siebie pośmiewisko. To był mój cel i osiągnąłem go. Sam twój widok wywoływał u mnie palpitacje serca. Nienawidziłem cię za to, co mi zrobiłeś, ale po tym, jak podciąłeś sobie żyły, coś we mnie pękło i już nie mam do ciebie żalu – przyznałem.

Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Nigdy bym nie pomyślał, że Justin będzie taki opanowany. Jak na razie nic nie wskazywało, że skończę na intensywnej terapii.

– Nadal masz mi za złe to, co zrobiłem Gabi, prawda?

– Nie waż się wymieniać jej imienia! – zagrzmiałem i wstałem. – Przespałeś się z dziewczyną, którą kochałem nad życie i zaraziłeś HIV! – Walnąłem pięścią w stół. – Zdajesz sobie sprawę, co czułem, kiedy wszedłem do łazienki i ujrzałem jej martwe ciało dyndające na rurze grzewczej!

– Tak – rzucił bez zastanowienia. – Samanta umarła na moich oczach, więc doskonale rozumiem, co czułeś. Siadaj – zaproponował miękkim głosem. – Co do zarażenia, do tego również dojdziemy.

Znieruchomiałem i już miałem wszystko gdzieś. Spowiedź to spowiedź.

– Kiedy przytulałem się do jej sztywnego i zimnego ciała, moje serce przebijały miecze i wyrywały je po kawałku, sprawiając niewyobrażalny ból. Umarłem, ale powstałem z popiołów, poprzysięgając zemstę. – Łzy napłynęły mi do oczu. – Wiesz, jak długo nie mogłem o niej zapomnieć?

– Wiem. – Justin zrobił skruszoną minę. – Widziałem jej zdjęcia w twoim telefonie i na tapecie laptopa, choć starałeś się to przede mną ukryć. Lubiłem wpadać do twojego pokoju znienacka, bez pukania, więc nie zawsze zdążyłeś zatuszować to, że nadal do niej wzdychałeś. Wiem, że to, co zrobiłem, było podłe, ale naprawdę niewiele z tamtego wieczoru pamiętam… – zaczerpnął tchu. – Niedawno zrozumiałem, dlaczego nie chciałeś mieć dziewczyny i unikałeś Nancy.

– Strasznie mi ją przypomina… – głos mi drżał. – Pragnąłem zapoznać się z Nancy, ale bałem się, że w moim sercu nie będzie jej osoby, tylko Gabi i że gdy będę na nią patrzył, nie będę widział Nancy, tylko Gabi. Nie chciałem bawić się czyimiś uczuciami.

– Jednak udało ci się zapomnieć o Gabi i wyrzucić ją po tak długim czasie ze swojego serca – reasumował Justin.

– Tak. – Wsparłem dłonie na policzkach i zatopił wzrok w paznokciach. – Wypełznąłem z jednego bagna, aby wpakować się od razu do drugiego, ale nie chcę rozmawiać o Gabi. Co przeżyłem to moje i nie rozdrapujmy starych ran.

- Wiem, że czujesz coś do Nancy.

– Niestety, cię kocha – westchnąłem zrezygnowany. – Próbowałem was rozdzielić, ale nie wyszło.

– Amber również wciągnąłeś w swoją grę, prawda? – Justin skulił dłonie w pięści, zacisnął szczękę i spojrzał na mnie zimnym wzrokiem.

Zacząłem przeczuwać, że jeszcze parę słów prawdy i oberwę po ryju. Przeszedł mnie dreszcz na samą myśl.

– Skąd tyle wiesz? Umiesz czytać w myślach? – Skrzyżowałem ramiona na piersi, chcąc w ten sposób uspokoić drżące dłonie.

– Nie, ale mam szósty zmysł. Wiedziałeś, że Amber zrobi wszystko, abym z nią był. Kocha mnie i z zazdrości, jej uczucie przerodziło się w obsesję. Trzy dni temu napisała do mnie bardzo ciekawego maila, w którym opisała wszystko, co mi zrobiliście i że sprzymierzyliście się przeciwko mnie. Wyjaśniłem sobie z Amber wszystko i zostałeś mi jedynie ty.

Justin sięgnął po telefon, odnalazł maila, po czym poprosił miękkim głosem, abym przeczytał na głos:

„Szarpana wyrzutami sumienia, postanowiłam wyznać całą prawdę i opisać, jakie piekło zgotowałam ci razem z Aidenem. Nie potrafię już dłużej patrzeć na twoje cierpienie i dolewać oliwy do płonącego w twoim sercu ognia. Podcięłam ci skrzydła, ale teraz oddaje ci te utracone fragmenty, abyś mógł je rozłożyć w pełni.

Może zacznę od tego, że przepraszam cię bardzo z całego serduszka, za to wszystko, co za chwilę przeczytasz”.

***

 

– Nie będę tego czytał – uniosłem głos i odłożyłem telefon na stolik.

– Nie przeginaj i nie prowokuj, bo naprawdę ledwie nad sobą panuję – syknął Justin. – Nancy, zanim tutaj przyszedłem, wcisnęła we mnie garść leków uspokajających, ale czy to wystarczy, zależy od ciebie, rozumiesz? Miałem czas, aby przetrawić ten cały syf, więc postaram się dotrwać do końca rozmowy, bez łamania ci kości.

Pochwyciłem telefon w palce i czytałem dalej:

„Razem z Aidenem zawarliśmy układ, aby rozwalić ci życie na samym starcie wchodzenia w dorosłość. Wiesz, jaki cię kocham i zrobiłabym wszystko, abyś ze mną był. Może zacznę od najważniejszego, mianowicie:

Po pierwsze, nie masz HIV – Samanta też go nie miała. Bała się tego, bo pod wpływem narkotyków – jeszcze przed tym, jak cię poznała – spała z paroma chłopakami i robiła testy dość często.

Laborant, który badał twoją krew, był moim byłym i wystarczyło się do niego ładnie uśmiechnąć, aby sfałszował wyniki. Na ten pomysł wpadłam ja. Aiden odkrył to przez przypadek i zachował to w tajemnicy, bo było mu to na rękę. W ten sposób osiągnęłam cel i twój penis należał tylko do mnie po śmierci Samanty.

Aiden miał obawy, że zechcesz powtórzyć test, więc dążył, abyś się ode mnie zaraził. Plan spalił na panewkach, bo nie chciałeś się kochać bez gumki. Z perspektywy czasu, może to i dobrze, że ich używałeś… Kiedy odmówiłeś wykonania kolejnego testu, odetchnęliśmy z ulgą.

Bez mrugnięcia powieką, bez żadnych zahamowani, pozostawiliśmy ten stan rzeczy, tak jak zaplanowaliśmy. W sensie: miałeś HIV, bez HIV.

Po drugie, wszystko było pięknie do czasu, kiedy nie poznałeś Nancy i tu dla mnie zaczęły się wypiętrzać przeszkody, które coraz trudniej było mi przeskakiwać.

Dla Aidena była to wręcz wymarzona okazja, aby się na tobie zemścić za Gabi. Chciał cię zgnoić i przedstawić przed Nancy w jak najgorszym świetle.

Wspólnie knuliśmy wobec was przeróżne intrygi, abyście na okrągło się kłócili i ranili nawzajem. Los jednak miał wobec ciebie i Nancy inny scenariusz i pomimo burz, nadal byliście razem.

Aiden stawiał cię nieraz pod ścianą, chcąc wymusić na tobie, abyś przyznał się ukochanej, że jesteś nosicielem. Ta wiadomość miała ostatecznie odsunąć od ciebie Nancy.

Ta intryga również nie wypaliła. Otworzyła się na ciebie bardziej, a ty wyzbyłeś się strachu, że ją zarazisz.

Kiedy dopełniliście swój związek tym, czego w nim brakowało, czyli seksem, zrozumiałam, że twoja droga do mojego łóżka została zamknięta. Postanowiłam zakończyć układ z Aidenem, bo wiedziałam, że nasze drogi rozeszły się na zawsze”.

” PS Życzę wam szczęścia.”

 

Oddałem Justinowi telefon i schowałem twarz w dłoniach. Nie miałem nic na swoją obronę – nic.

– To jeszcze nie koniec, Aiden – powiedział. – Ten list również przeczytaj. – Rzucił mi przed nos wąską kopertę z niebieskimi nadrukami.

– Zrobiłeś nowy test? – spytałem ledwie słyszalnym, drżącym głosem.

Wyjąłem kartkę i skierowałem wzrok na sam dół; ręce mi latały jak galareta.

– Negatywny… wiedziałem, że taki będzie – burknąłem pod nosem, po czym położyłem wynik wraz z kopertą na stole i nakryłem dłonią. – Odczuwałem satysfakcję, kiedy miałeś wyrzuty sumienia, że przez ciebie Gabi się powiesiła. Tak naprawdę, do tej pory nie wiem, dlaczego to zrobiła?

– Tylko ona to wie – stwierdził i schował wyniki do koperty, po czym umieścił w kieszeni spodni. – Mało nie wpędziliście mnie do grobu – głos Justina zabrzmiał ostro. – Na szczęście żyję i zaczynam wszystko od nowa. Nancy powiedziała mi, do czego pomiędzy wami doszło – pocałunki – i to, że napadłeś na nią w szpitalu, kiedy ja płakałem nad łóżkiem mamy. Przegapiłeś swoją szansę na miłość i pociąg odjechał bez ciebie.

– Wiem – stwierdziłem rzeczowo, bawiąc się palcami dłoni.

– Wyrządziłeś mi wielką krzywdę, ale ja też nie byłem wobec ciebie fair. – Justin wstał i wyciągnął w moim kierunku rękę; uścisnąłem ją. – Jesteśmy kwita i mam nadzieję, że już nigdy więcej nie będziemy musieli robić sobie takich świństw. Twoja słodka zemsta była mocna i gdybyś ją trochę lepiej dopracował, zniszczyłbyś mnie i mój związek z Nancy. Trzy razy uratowałeś mi życie, więc puszczę wszystko w zapomnienie i… przepraszam.

– Ja również przepraszam. Sprawy poszły za daleko… Gdzie popełniłem błąd?

– Zmuszałeś mnie, abym wyznał Nancy prawdę o HIV. Znęcałeś się nade mną psychicznie, niemal nie doprowadzając do obłędu. W mojej głowie było tylko: „Powiedź jej”, „Nie możesz”. – Justin chwycił za dół podkoszulka i zacisnąłem na nim pięści, aż do białości. – Moja maleńka miała chwilę zwątpienia, kiedy poznała moją tajemnicę, a ty nie przewidziałeś, że pójdzie za ciosem i wybierze miłość.

– Fakt. – Nie byłem dobry w intrygach.

– Kiedy zamierzałeś powiedzieć, że masz zaburzenia świadomości i bez leków uspokajających, nie jesteś w stanie normalnie funkcjonować?

– Nigdy. To moja sprawa. – Poczęstowałem Justina grymasem rozdrażnienia. – Zbadałeś leki, które zabrałeś z pufy i poskładałeś puzzle; prawda? Myślałem, że dobrze to maskuję.

– Bo tak było – oświadczył. – Gdyby nie prochy, nigdy bym na to nie wpadł. Kiedy odebrałem wyniki, zacząłem przywoływać w pamięci wydarzenia i tak jakoś wydedukowałem.

– Jakie?

– Na przykład, kiedy przyprowadziłem Nancy do szpitala. Nie potrafiłeś zapanować nad sobą i potraktowałeś ją bardzo ostro, wręcz z obrzydzeniem. Albo, jak rzuciłeś talerzem podczas obiadu, lub, kiedy o mało nie uderzyłeś własnej matki, kiedy wspomniała, że Nancy jest łudząco podobna do Gabi.

– Zabrakło mi leków i cała filozofia – zazgrzytałem zębami. – Lekarz, który mi je przepisuje, często wyjeżdża z miasta na szkolenia.

– Pamiętam, jak kiedyś wróciłeś cały we krwi, to chyba nie było tak, jak powiedziałeś? W sensie: to nie ciebie pobito, tylko ty zaatakowałeś i było tam więcej, niż jedna osoba, nieprawdaż?

– Tak. Byłem podminowany i rzuciłem się na trzech chłopaków – przyznałem i uniosłem kąciki ust. – Waliłem na oślep i im mocniej obrywałem, tym lepiej się czułem.

– Wychodzi na to, że to ty jesteś agresywny i można cię śmiało nazwać wariatem, nie mnie. Nancy nauczyła mnie pokory i odkąd nie faszerujesz mnie prochami, jestem sobą i nie ranię osoby, którą tak mocno kocham. – Justin rozpromieniał na twarzy. – Długo bierzesz leki?

– Od śmierci Gabi – westchnąłem. – Nie umiałem sobie poradzić z jej odejściem i padło mi na mózg. – Napotkałem beznamiętne spojrzenie kuzyna. – Przez te wszystkie knowania zapominałem o terminach wizyt i nie miałem recept.

– Na szczęście to już za tobą i mam nadzieję, że zapomnisz o waśniach i zaczniesz w końcu korzystać z życia.

– Właśnie to robię. – Wyszczerzyłem zęby. – Nawet nie wiesz, jak się bałem tej rozmowy. Zanim przyszedłeś, widziałem siebie w czarnym worku, albo całego w gipsie.

– Za to, że nie oberwałeś po mordzie, podziękuj mojemu ojcu i Nancy. Przez cały ranek, aż do późnej nocy wisieli nade mną i uświadamiali, co złe, a co dobre. Gdybyś stanął na mojej drodze, kiedy zapoznałem się z wynikami, najprawdopodobniej gryzłbyś ziemię, a ja patrzyłbym na świat przez żelazną kratę.

Podszedłem do Justina i rzuciłem się mu w ramiona – odwzajemnił uścisk. Byliśmy jednak rodziną, nieważne, że pokręconą bardziej niż sprężyna.

– Jestem motorem. Może mały wypad za miasto – zasugerowałem już rozluźniony.

– Potrzebuję więcej czasu, aby ci na powrót zaufać – rzucił.

Poklepaliśmy się po plecach i Justin ruszył w stronę furtki. Kiedy straciłem z oczu jego plecy, wsiadłem na motor i pojechałem przed siebie, gdzie wzrok powiedzie.

Drzewa przelatywały jedno po drugim, samochody mknęły w przeciwnym kierunku, a ja z szerokim uśmiechem na ustach, łapałem tlen w płuca. Wszedłem w zakręt, promienie słońca oślepiły źrenice i jedyne, co pamiętam, to; samochód, pisk opon i huk. Nastała głusza, a po niej ciemność.

EPILOG - JUSTIN

 

– Idziemy? – zagadnąłem. – Odejdź już od tego lusterka, wyglądasz bosko. – Otaksowałem Nancy od stóp po czubek głowy. – Jeszcze chwila i nigdzie nie pójdziemy.

– Już… już… marudo. – Posłała w moim kierunku promienny uśmiech. – Aiden wie, że wpadniemy? Może lepiej przedzwonić?

– Nie wychodzi od wypadku, więc na pewno jest w domu. – Zmrużyłem powieki. – Powoli wychodzi z depresji, ale przed nim jeszcze długa droga, zanim przyswoi fakt, że najprawdopodobniej resztę życia spędzi na wózku inwalidzkim.

– Powinien się cieszyć, że przeżył – mruknęła. – Jak go pierwszy raz zobaczyłam, całego w bandażach i gipsie, nie wyglądał za dobrze.

– Masakra – rzuciłem. – Cały w siniakach i krwiakach.

– No, możemy iść. – Nancy ruszyła w stronę wyjścia. – Musimy biedaka wesprzeć przed jutrzejszą operacją.

– Lekarze dają duże szanse na to, że będzie chodził – odparłem i zatrzasnąłem za sobą drzwi.

– Oby – westchnęła. – Dobrze, że podszedł do egzaminów końcowych i pomimo traumy, zdał.

– Nie było łatwo go do tego przekonać, ale się udało. Osobiście również miałem wątpliwości, czy zdam. Ostatnimi czasy tak dużo się działo, że nie zdążyłem przyswoić całego materiału. Na szczęście pytania były akurat z tego, co wiedziałem.

– Farciarz – prychnęła. – Zaliczyliśmy i teraz możemy korzystać z uroków lata.

– A nie robimy tego? – zrobiłem zdziwioną minę. – Nie dalej jak wczoraj byliśmy nad jeziorem, a na dzisiejszy wieczór zaplanowałem biwak.

– Wiem… wiem. Chodź szybciej, bo tramwaj nadjeżdża.

Piętnaście minut później byliśmy pod drzwiami do mieszkania Aidena. Wlazłem jak do siebie i od razu ruszyłem do jego pokoju – Nancy została zatrzymana przez ciotkę. Nacisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi – zastygłem bez ruchu.

– Puka się – doleciał do moich uszu uniesiony głos Aidena.

– Sorki. – Poczerwieniałem na twarzy i zamknąłem drzwi.

– Coś nie tak? – zagadnęła Nancy i podeszła do mnie.

– Powinienem zapukać – stwierdziłem. – Jest u niego Amber, no i wiesz… niefortunnie trafiłem. – Przełknąłem nadmiar śliny. – Pech, to pech.

– Chodź do ciotki, jak skończą, to nas zawołają – zaproponowała i pociągnęła mnie w stronę kuchni.

Nikt z nas do końca nie rozumiał, jak do tego doszło, ale Aiden i Amber byli razem. Wspierała go po wypadku i tak od słowa do słowa, zaiskrzyło. Można powiedzieć, że Amber już tutaj praktycznie zamieszkała.

Na początku Aiden miał obawy odnośnie do tego, że dziewczyna ma HIV, ale po wykładzie, jaki mu dałem razem z Nancy, wątpliwości zeszły na drugi plan.

Ciotka Aidena robiła herbatę i tak dyskutowaliśmy o wszystkim i niczym zarazem. Aiden długo kazał nam czekać i dopiero po pół godziny, Amber krzyknęła, że możemy wejść.

– Nie wpierdalaj się do mojego pokoju bez pukania – fuknął Aiden. – Ja nie włażę z kopytami do twojej sypialni.

– Okej – odpowiedziałem, a na poliki wpełzło zażenowanie. – Będę dzwonił.

– Denerwujesz się przed jutrzejszym zabiegiem? – Nancy obdarzyła Aidena szerokim uśmiechem.

– Jak cholera – rzucił. – Nie nastawiam myśli na sukces, bo różnie to bywa. Co ma być, to będzie.

– Dobrze będzie – wtrąciła Amber i usiadła obok Aidena na łóżku. – Nawet, jak nic nie ulegnie zmianie, zawsze możesz liczyć na moją obecność w swoim życiu.

– Wiem. – Aiden objął dziewczynę i pocałował w czoło. – Gdyby nie ty…

– Nie zaczynaj, bo wiesz, że nie lubię, kiedy się nad sobą użalasz – oświadczyła. – Jak nie przestaniesz rozpamiętywać tego, co było, to wyjdę i już mnie więcej nie zobaczysz.

– Tak…tak – roześmiałem się w głos. – Rośnie mi tutaj kaktus? – Wskazałem ręką na czubek głowy. – Zwiędłabyś bez niego po dwóch dniach.

– Co racja to racja – przyznała Amber. – Kiedy ruszacie na ten biwak?

– Pod wieczór – odpowiedziała Nancy. – Pięć dni pośród natury. Już nie mogę się doczekać.

– Weście zapasowy namiot, bo ten może tego nie przetrwać – zadrwił Aiden.

– Mów za siebie – odpyskowałem. – Łóżko trzeszczy, a materac… szkoda gadać. – Wyszczerzyłem zęby.

– Codziennie używane, więc jakie ma być? – Aiden dał mi kuksańca w żebro. – Po powrocie wpadnijcie, to gdzieś wyskoczymy.

– Nie wierzę…! Amber, co mu zrobiłaś, że zaczął nareszcie używać mózgu? – spytałem.

– Upór, upór i jeszcze raz upór. Nigdy nie odpuszczam no, chyba że sprawa jest przegrana, a tutaj takowej nie widzę.

– Na nas już pora – przyznałem. – Musimy jeszcze wpaść do mamy Nancy, a później wyfruwamy z gniazda.

– Jasne – rzucił Aiden. – Będziemy na łączach.

– Trzymaj się i powodzenia, brachu. – Przybiliśmy sobie żółwika. – Do zobaczyska za parę dni. Pa.

Wyszliśmy wraz z Nancy i pozostawiliśmy zakochanych samych sobie.

Operacja, której poddał się Aiden kolejnego dnia, nie zmieniła jego wcześniejszego stanu. Wystąpiły komplikacje i nie udało się cofnąć paraliżu dolnej połowy ciała. Przyjął to łagodnie, jakby od dawna był pogodzony z losem.

Pomimo zawirowań, nienawiści i niedopowiedzeń, udało się nam odnaleźć szczęście i osiągnąć kompromis. Wakacje obfitowały w miłość i dwa udane związki: Amber z Aidenem i mój z Nancy.

Nad Nottingham zaświeciło słońce, rozganiając czarne chmury, których ostatnio było ciut za dużo w naszym życiu.

KONIEC

 

Dziękuję, że byliście razem ze mną przez dosyć długi czas i czytaliście zawiłe koleje losu grupy nastolatków. Życzę wszystkim lekkiego pióra i głowy pełnej pomysłów na kolejne opka. Pozdrawiam i miłego dnia. 😊😊😊

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania