Sichirtia - rozdział 10
Głosy Jerzego, Pitra i Stefana dotarł do niego, zanim jeszcze mógł rozpoznać ich twarze.
— Budzi się. Znaczy, wszystko będzie ok. — powiedział Jerzy.
— Widzisz mój palec? — spytał Stefan.
Leon spojrzał przed siebie, ale zobaczył tylko niewyraźne plamy.
— Rąbnął się w łeb. — skomentował Jerzy. — Pewnie jest oszołomiony.
— Co... Co się stało? — wykrztusił Leon i próbował dotknąć swojej twarzy, ale zdał sobie sprawę, że leży pod termicznym kocem.
— Zobaczyłeś blondynkę i krew odpłynęła ci z mózgu. — odpowiedział Jerzy.
Nagle doszedł go jakiś obcy dalszy głos.
— Jest tam? Ten frajer dał mi w twarz. Niech ja go dorwę!
— Uspokój się! — głos Pitra był stanowczy i surowy. — Doktor Krokowski przeżył szok. Idź do ambulatorium, niech przyłożą ci lód na szczękę, a wy nie gapić się. Do roboty!
Leon zamrugał intensywnie, a jego oczy odzyskały ostrość. Zobaczył swoje nogi przykryte złotą płachtą. Leżał na kafelkach, obok niego klęczał Jerzy, pochylał się Stefan, a tuż obok w skrzynce gmerał ktoś w stroju sanitariusza.
— Była tu jakaś kobieta. — wybąkał etnolog.
— To ona nas powiadomiła, gdzie jesteś. — odezwał się sanitariusz, po czym zwrócił się do pozostałych. — To była po prostu ostra reakcja na stres. Musi odpocząć i dużo pić. To wszystko z mojej strony.
I zaczął pakować swoje manele. Kiedy wyszedł Leon, spróbował wstać. Średnio mu to poszło, więc usiadł na ławce przy szafkach i szczelnie owinął się kocem.
— Co to było? — spytał Jerzy, po tym, jak Piter zamknął drzwi do łaźni.
Leon skulił się, szczelnie owijając kocem.
— Chwilowa niedyspozycja — odpowiedział.
— Ładna mi niedyspozycja. — Jerzy pokiwał głową.
Leon nie odpowiadał, więc dyrektor zaplótł ręce na piersi i mówił dalej.
— Posłuchaj Leon — powiedział. — W gruncie rzeczy nie interesują mnie twoje prywatne sprawy, ale jako przełożony tej misji muszę wiedzieć o wszystkim, co może jej zagrozić.
Etnolog spojrzał na niego zdumionym wzrokiem, ale nic nie powiedział.
— Mój drogi — kontynuował dyrektor. — Jeśli już teraz, tak zareagowałeś na wieści o kosmitach, to co będzie w tundrze?
— Jerzy, może odpuść chłopakowi. — Do rozmowy włączył się fizyk. — Jednego dnia dowiedział się, że w Polsce są tajne instytuty, można podróżować w czasie i że nad gotyckim niebem latali kosmici. Chyba wystarczy, żeby człowiekowi puściły nerwy.
— Dał w mordę lekarzowi — powiedział sucho Jerzy. — Chyba mamy prawo wiedzieć dlaczego?
— To nie zaszkodzi przebiegowi misji — upierał się Leon, kręcąc głową. Pochylał się przy tym w przód i w tył.
— Czy aby na pewno?
Etnolog skulił się jeszcze bardziej i trwał tak w milczeniu, aż powiedział.
— Chodzi o moje dzieciństwo. — Wyprostował się i spojrzał na obecnych. — Mój ojciec jest ogromnym fanem kosmitów, a ja całe życie walczę z tym zabobonem. Teraz gdy to okazało się prawdą, poczułem... — urwał. — Słuchajcie. To był jednorazowy wybryk. Poradzę sobie z tym.
— Na pewno?
Etnolog uniósł głowę i spojrzał mu w oczy.
— Tak.
Jerzy odetchnął i spytał zupełnie innym tonem.
— Jeśli potrzebujesz czasu, możemy przenieść odprawę o kilka godzin. — Spojrzał na zegarek. — Wolałbym, żebyś był na niej wypoczęty i pełen sił.
— Odprawę? — zdziwił się Leon.
— Tak... A no właśnie! Przecież nie powiedzieliśmy ci, co się stało po tym, jak straciliśmy kontakt z Facem.
Leon zrzucił z siebie koc, przetarł twarz i zaczął wciągać koszulę w spodnie.
— Już wszystko ze mną w porządku — zapewnił.
Wstał, ale zaraz usiadł.
— Spokojnie chłopie — powstrzymał go Stefan. — Odprawa jest za godzinę. Posiedź tu sobie, a jak sobie odpoczniesz, to pójdziemy spokojnie do konferencyjnej.
— Napiłbym się kawy — westchnął Leon.
— Przyniosę — zadeklarował się Stefan. — Wy też chcecie?
Po chwili został w łaźni sam z Pitrem i Jerzym.
— No to może, ostatecznie dowiem się, po co wam etnolog w kosmosie.
Dwaj pracownicy instytutu wydęli wargi, po czym odezwał się Jerzy.
— Po tym, jak rozkazałem zamknąć przejście, nie mogliśmy ustalić co z tym wszystkim zrobić. Po 24 godzinach uznałem jednak, że należy ponownie uruchomić Kaśkę i po prostu wyjrzeć na zewnątrz. Okazało się, że satelita leci ustalonym kursem, ale po astronautach, a tym bardziej, statku kosmitów nie ma śladu. Byliśmy przeświadczeni, że ich ciała latają gdzieś w kosmosie. Uruchomiliśmy więc detektor sygnału z ich skafandrów. I faktycznie, po dłuższej chwili odebraliśmy pojedynczy sygnał ze skafandra Faca. Był tylko jeden problem. Sygnał dochodził z ziemi.
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania