Poprzednie częściSichirtia - rozdział 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Sichirtia - rozdział 6

— Mogłeś mu to przekazać w bardziej delikatny sposób.

Stefan oparł się o ścianę korytarza, zaplatając ręce na piersi.

— Co za różnica? — prychnął Jerzy, maszerując w tę i z powrotem przed wejściem do toalety. — I tak musi to zaakceptować. Nie mamy tygodnia, żeby dać mu na spokojnie odchorować wszystkie sensacje.

— Niemniej, można to było zrobić nieco delikatniej. Ludzie dostają szmergla, dowiadując się o samym projekcie, a ty w kilka dni wyślesz go do najdzikszego miejsca swoich czasów, żeby stawił czoła... — Pokręcił głową. — Po prostu to może być dla niego za dużo.

— Właśnie dlatego, że leci, tam gdzie leci, nie należy się z nim cackać. Gadamy już dwie godziny, a jeszcze nawet nie wspomnieliśmy o tym, co się stało i na czym będzie poległa jego misja.

Z wnętrza toalety doszedł ich odgłos spuszczanej wody, a następnie odkręcanego kranu.

— Co zamierzasz? — spytał Stefan. — Zabierzesz go do archiwum, czy od razu pokażesz Grubą Kaśkę?

— Zabierzemy go do Petera. Zobaczy ustrojstwo z dyspozytorni i tam wyświetlimy mu nagranie Krzyśka.

Ciężkie drzwi na siłowniku otwarły się powoli i oczom pracowników instytutu ukazał się Leon z mokrą twarzą i w rozpiętej, nieco wyciągniętej koszuli.

— Jak się czujesz? — spytał Stefan.

Tamten pokiwał głową i wydawało się, że nic nie powie, ale zaraz dodał bardzo cicho.

— W porządku.

— Stefek twierdzi — zaczął Jerzy — że potrzebujesz więcej czasu. — Spojrzał na fizyka, a potem ponownie przeniósł wzrok na etnologa. — Ale ja myślę, że chciałbyś się w końcu dowiedzieć, co się stało, po co cię tu wezwaliśmy i jakie zadanie cię czeka.

Leon zakołysał głową jakby wahał się co odpowiedzieć.

— No i oczywiście — dodał Jerzy — kto ci w tym zadaniu pomorze.

Etnolog ożywił się i spojrzał uważnie na dyrektora.

— Nie sądziłeś, chyba że wyślemy cię na Syberię samego. — Jerzy uraczył go jednym ze swoich fenomenalnych uśmiechów.

— No... — podjął Leon, biorąc głęboki wdech. — Właściwie, to chętnie się tego dowiem.

— Doskonale! — Jerzy objął go ramieniem. — Wrócimy na chwilę do kantyny, po dodatkową kawę, a potem pokażemy ci laboratorium... Spokojnie. Na razie na sucho. Musisz wszystko poznać, zanim wyruszysz po sławę i chwałę.

To mówiąc, ruszył, ciągnąc wymiętego etnologa z powrotem w stronę kantyny.

„Manipulant” powiedział bezgłośnie Stefan kiedy go mijali.

„Dziękuję” odparł Jerzy z uśmiechem zadowolenia.

 

— Jak badać daleką przeszłość w ogóle w nią nie ingerując?

Po tym, jak zrobili sobie po wielkiej latte, a Leon zaliczył jeszcze jedną wizytę w toalecie, żeby lepiej doprowadzić się do porządku, Jerzy poprowadził ich do windy w innym skrzydle. Wyglądała normalnie, tylko nie miała w ogóle przycisków. Dyrektor podszedł do niej, przystanął i upił łyk kawy. Gdy zadawał pytanie, jak na skutek magicznego zaklęcia, usłyszeli dzwonek i drzwi po prostu się otworzyły.

— Nie wiem — odparł Leon, wchodząc do windy. — Przebrać ludzi w stroje z epoki? Nauczyć ich języka?

O zgrozo również wewnątrz nie było żadnych przycisków. Trzej mężczyźni weszli do środka, a drzwi po prostu się zasunęły i winda ruszyła w dół.

— No tak — odparł Jerzy. — Tylko że ci ludzie muszą coś jeść i gdzieś spać. Muszą przedstawić miejscowym jakąś historię i przede wszystkim nie zwracać na siebie uwagi, co początkowo jest niemal niemożliwe. Do tego człowiek z zewnątrz nie wszędzie wejdzie, a jeśli już uda mu się to w jednym miejscu, to nie musi mu się udać w drugim. Wędrowny dziad może zawitać pod strzechę, ale nie koniecznie przekroczy bramy zamku, a śpiewający ballady rybałt, raczej będzie musiał skapitulować przed klasztorną furtą. No i cały czas mówimy o działaniach, które bądź co bądź ingerują w rzeczywistość.

— To znaczy? — spytał Leon, nie mogąc odpędzić od siebie uczucia niepokoju, jakie wywoływała w nim winda bez przycisków.

— No wiesz. Nie musisz od razu mordować następców tronu, żeby jakoś zmieniać historię. Zawsze zeżresz dodatkową bułkę, zajmiesz czyjś czas, odciągniesz kogoś od obowiązków. Cholera wie jaki to może mieć wpływ na przyszłe wydarzenia. Może niewielki, a może kluczowy. Wiesz, coś jak w I uderzył grom Raya Bradburego.

— Tam, gdzie zdeptanie triasowego motyla powoduje zmianę wyniku wyborów?

— Dokładnie tak — odparł Jerzy.

— W takim razie poddaję się. — Leon głośno wypuścił powietrze. — Jak badać przeszłość nie ingerując w nią?

— To proste — rzucił Jerzy, ruszając do wyjścia, bo winda właśnie się zatrzymała, a drzwi się otworzyły. — Wysyłając w przeszłość satelitę.

Stefan, który wyszedł za swoim szefem, zatrzymał się na korytarzu i odwrócił w stronę Leona, który z wrażenia został w windzie.

— Chodź, bo jak drzwi się zamkną, to ich nie otworzysz.

— Co takiego?! — rzucił aktywowany tym poleceniem etnolog — Wysłaliście w przeszłość sztucznego satelitę?

Wypadł na zewnątrz i dogonił dyrektora.

— Chyba cię to nie dziwi. — Jerzy zatrzymał się i odwrócił w jego stronę.

— Nie... to znaczy tak... To znaczy nie. Ja pierdolę! Co?!

Stali w krótkim korytarzu, który nie przypominał jednak tego, z którego wsiadali do windy. Tamten był biały i sterylny, przypominając szpital albo kampus uniwersytecki. Ten tu przypominał raczej chodnik w rafinerii. Wyłożony metalowymi płytami stanowił tło dla plątaniny rur i kabli, które pokrywały cały sufit i część ścian. Przygaszone punktowe światła otulone kratką zabezpieczającą nadawały mu raczej ponury charakter.

Jerzy westchnął.

— No dobra. Przyznaję, że to nie jest intuicyjne. Ja przynajmniej w żadnej powieści sf o tym nie czytałem.

— Ale kurwa satelitę?

Widać było, że limit sensacji Leona na jeden dzień powoli się kończy.

— Dobra — powiedział Stefan podchodząc. — Dajmy mu może chwilę, zanim zobaczy Grubą Kaśkę.

— Ale jak satelitę? — pytał Leon, widocznie trawiąc jeszcze zasłyszaną informację.

— Słuchaj no — odparł Jerzy. — Maszyneria jest dość duża. Dlatego nazywamy ją Grubą Kaśką. Mieszczą się w niej satelity o, nazwijmy to, klasycznych rozmiarach. Czemu nie mielibyśmy jej wysłać?

Leon z niedowierzaniem kręcił głową.

— I jeszcze powiecie mi, że wysłaliście ją w latach sześćdziesiątych.

— Nie no... — Jerzy podrapał się w czoło ręką, w której trzymał kawę. — Nie od razu na to wpadliśmy... To już było w siedemdziesiątych.

— Jezus! Maria!

Leon zatoczył się, po czym usiadł pod ścianą, chociaż nie przyszło mu to łatwo z powodu rur i kabli.

— Słuchaj! A co ty byś zrobił? — dyrektor chyba pierwszy raz poczuł, że przesadził, bo zaczął mówić dużo mniej pewnym tonem. — Masz w Polsce instytuty, które składają części do sputników. Teoretycznie możesz złożyć własnego satelitę, ale obecnie do niczego ci się nie przyda, bo nie wyniesiesz go w kosmos tak, żeby czerwoni się nie dowiedzieli. Ale w XIX, XVIII, XV, III wieku? Hulaj dusza, piekła nie ma. Możesz śmiało wystrzelić... choć to może nie jest najwłaściwsze słowo, to cholerstwo w kosmos i może sobie tam latać, aż rozleci się w pył. W najgorszym razie wpadnie w atmosferę i spłonie. Nikt nic nie widział. Nikt nic nie wie.

Urwał, w napięciu czekając na reakcję etnologa. Leon siedział dłuższą chwilę nieruchomy, po czym wolno przetarł dłońmi twarz, wstał i powiedział.

— No dobrze. To gdzie teraz idziemy?

W jego głosie było opanowanie i spokój. Najwyraźniej przeszedł już granicę, za którą nic już człowieka nie dziwi.

Jerzy spojrzał pytająco na Stefana, a ten lekko kiwnął głową.

— Teraz — odparł dyrektor. — Pokażemy ci, jak wygląda Kaśka... To znaczy wehikuł. Maszyneria jest wyłączona, choć nadal żre kosmicznie dużo prądu. Dlatego światła tu są przygaszone. Niemniej, pragnę cię zapewnić, że nie polecisz jeszcze teraz w przeszłość. Procedura odpalenia trwa dość długo. Będziesz miał jeszcze czas się przygotować. Teraz pokażemy ci tylko, jak to wszystko wygląda i dowiesz się w końcu, na czym polega nasz problem.

— Czekam na to niecierpliwie — powiedział Leon zmęczonym głosem i dodał. — Mam tylko nadzieję, że nie będę musiał lecieć w kosmos.

Fizyk i dyrektor uśmiechnęli się.

— Nie bój się — odparł ten starszy. — Tego ci oszczędzimy.

Ruszyli dalej korytarzem, na którego końcu była brama jak w magazynie albo zakładzie przemysłowym. Przez trzy prostokątne okna było widać jakąś halę, ale nic nie można było o niej powiedzieć, dopóki nie podeszli bliżej. Wtedy jednak niewrażliwa na budowanie napięcia fotokomórka zadziałała i drzwi otworzyły się, wydając z siebie głuchy łomot. Za nimi rozpościerała się powalającą swym ogromem przestrzeń.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (12)

  • Vespera pół roku temu
    Lubię tych twoich chłopaków, cwane są, a jednocześnie sympatyczne.
    No i na razie nie mam pojęcia, jak oni umieszczają satelity na orbicie w przeszłości, ale pewnie się dowiem w następnych odcinkach.
  • Marcin Adamkiewicz pół roku temu
    A dowiesz się! Dowiesz :D Jeszcze nie jedna rzecz cię tu zaskoczy;)
  • Vespera pół roku temu
    Marcin Adamkiewicz Liczę na to!
  • Marcin Adamkiewicz pół roku temu
    Vespera: 😁
  • Tjeri pół roku temu
    Fajnie dozujesz informacje. Dorzucasz po troszku, by zarówno bohater jak i czytelnik nie dostali informacyjnej niestrawności.
    Czyta się to naprawdę dobrze, ale zapis dialogów powoduje wysypkę... Może spróbujesz to jednak ogarnąć? Podstawowe zasady nie są wcale takie skomplikowane... Spróbuję nakreślić w skrócie.

    O sposobie zapisu decydują didaskalia dialogowe, czyli to co po wypowiedzi.
    Są takie które informują "tylko" że ktoś coś powiedział (albo jak powiedział), czyli wrzucimy tu wszystko w stylu: krzyknął, powiedział, oznajmił, wyszeptał, wydukał itp. Wtedy wypowiedź bohatera i to co po niej — stanowią razem (w uproszczeniu, bo znajdą się wyjątki) jedno zdanie. Np.
    — Teraz wypiszę parę przykładów dialogowych — powiedziała Tjeri.
    Jak widzisz, kropka jest dopiero po "Tjeri", a "powiedziała" zapisałam małą literą.
    Jesli wypowiedź bohatera kończy pytajnik czy wykrzyknik, nie traktujemy go jako końca zdania, i didaskalia wciąż zapisujemy małą.

    — Teraz wypiszę parę przykładów dialogowych, jesteś na to gotowy? — zapytała Tjeri.

    Druga kategoria to dialog, w którym didaskalia nie dotyczą bezpośrednio sposobu wypowiedzi bohatera, a opisują tło dialogowe.
    Np.
    — Teraz wypiszę parę przykładów dialogowych. — Tjeri położyła dłonie na klawiaturze.
    Po wypowiedzi dajemy kropkę, a didaskalia są odrębnym zdaniem, też zakończonym kropką.

    Tyle wystarczy zapamiętać na początek.
  • Tjeri pół roku temu
    Zapomniałabym!
    Dwa razy napisało Ci się "pokarz" zamiast "pokaż", zapomniałam wynotować gdzie dokładnie, ale znajdziesz :)
  • Marcin Adamkiewicz pół roku temu
    Tjeri: Zawstydzasz mnie!

    Bardzo się cieszę, że aż tak chcesz mi pomóc. Obiecuję, że przyłożę się i poprawię wszędzie tam, gdzie będzie to możliwe.

    Problem polega jednak na tym, że oficjalne wykładnie zapisu dialogów, które do tej pory zgłębiłem (i do których nawiązujesz w komentarzu) nie uwzględniają interpunkcji w momencie, gdy didaskalia wplatamy w połowie wypowiadanego przez postać zdania.
    Nie będę ukrywał, że to jest forma zapisu, którą szczególnie sobie upodobałem i myśl, że miałbym z niej zrezygnować dla "jakiejś tam" interpunkcji rozdziera mi serce.

    Z tego też powodu, przyznaję, podchodzę niechlujnie do zapisu dialogów jako takich. Jeżeli mogłabyś mi służyć radą w tej konkretnej sprawie, to solennie przysięgam, że poprawie wszystkie dialogi we wszystkich swoich tekstach i od tej pory będę już pisał ładnie;)

    Pozdrawiam:D
  • Tjeri pół roku temu
    Marcin Adamkiewicz
    O, chyba poprawiłeś to i owo? Szukałam przykładu, który mnie wysypkował i nie znalazlam. No chyba że części pomyliłam :D.

    Nie jest moim celem zawstydzanie. Czasem nawet odpuszczam wskazywanie błędów, ale u Ciebie po prostu szkoda by było, bo Twoje pisanie jest dojrzałe,a te dialogi odstają.

    Spróbuję zapisać co sama wiem, ale musisz wiedzieć, że żadna ze mnie specjalistka, o ile do podstaw, mam pewność, bo to proste i jasne, to przy większym skomplikowaniu, też się zastanawiam, wciąż się uczę i sama popełniam błędy.

    Co do sposobu zapisu jaki lubisz, zasady są takie same, ale wymagają więcej wyczucia. Przekonałam się, że granice są nieraz płynne, zależą od sensu wypowiedzi i intencji autora. Ale generalnie, trzeba zacząć od podstaw. Mieć je w paluszku, wtedy łatwiej budować bardziej złożone konstrukcje.

    To co pisałam wcześniej, jest pewnym uproszczeniem. Bo generalnie didaskalia dialogowe to tylko te, które zaczynamy czasownikiem opisujacym mowę (krzyknął, szepnął, wycedził itp.). Wtedy razem z wypowiedzią stanowią jedno zdanie.

    Ten drugi przypadek, gdzie (po wypowiedzi) mamy opis tła dialogowego, to już nie didaskalia, tylko zwykła narracja. Ją zaczynamy wielką literą, w konsekwencji, wypowiedź bohatera należy zakończyć kropką.

    Jeśli przecinasz wypowiedź wtrąceniem (zarówno z pierwszej kategorii jak i z drugiej), najpierw trzeba się zastanowić, czy słowa wypowiadane (bez wtrącenia) są jednym zdaniem? Czy też to dwa lub więcej zdań. Od tego zależy postępowanie. W sumie to bardzo intuicyjne.

    — Sama nie wiem co z tymi dialogami — powiedziała — kto by się w tym połapał?
    — Sama nie wiem co z tymi dialogami — powiedziała. — Kto by się w tym połapał?.
    Obie wersje są poprawne, sposób zapisu zależy od pożądanego rytmu wypowiedzi, to z kropką zyskuje naturalną pauzę.
    Ale na pewno nieprawidłowo będzie tak:
    — Sama nie wiem co z tymi dialogami. — powiedziała — kto by się w tym połapał? Bo rozdzielamy kropką wypowiedź z czasownikiem stanowiącym didaskalia.

    Druga kategoria
    — Sama nie wiem co z tymi dialogami. — Potrząsnęła głową. — Kto by się w tym połapał?
    Ale poprawne będzie również to (w zależności od delikatnej różnicy w kontekście)
    — Sama nie wiem co z tymi dialogami — potrząsnęła głową — kto by się w tym połapał?
    Ten drugi przypadek na pierwszy rzut oka wydaje się niepoprawny. Jednak pokazuje delikatną różnicę w sensie wypowiedzi. O ile w pierwszym przykładzie potrząśnięcie głową dotyczy pierwszej części wypowiedzi, to w drugim przypadku już nie jest domknięte i jakby zapowiada drugą... Pewnie nieporadnie to opisuję, nie mam w tym wprawy.

    O, znalazłam na ten temat komentarz kogoś profesjalnego.
    https://www.jezykowedylematy.pl/2012/10/jak-pisac-dialogi-o-wtraceniach-narratora/

    Nie wiem czy cokolwiek Ci rozjaśniłam, czy przeciwnie :D.
  • Marcin Adamkiewicz pół roku temu
    Tjeri: Jasne że rozjaśniłaś! Jestem Ci niebywale wdzięczny. Może zabrzmi to głupio, ale trochę wracasz mi wiarę, że można to dziadostwo uporządkować. Przyznaję, nigdy nie przysiadłem solidnie do tematu, ale widząc ogólnikowe hasełka i przykłady trochę się do niego zniechęciłem, a tu świeci światełko w tunelu, że się da:)

    Kurde! Ten link jest super! Wygląda na to, że gościu rozwiązuje mój problem. Nie jestem do końca pewny, ale chyba gdy mówi o półpauzach ma na myśli po prostu znak, którego używamy do zapisu dialogów. To znaczy, wiem co to jest półpauza, ale chodzi mi o to, że jak używasz myślników do zapisu dialogów, to rozdzielasz samym myślnikiem i też jest dobrze. Jak Ty to rozumiesz?

    Jeszcze raz dzięki (zwłaszcza za to co napisałaś o "odstawaniu dialogów":) i pozdrawiam!:D
  • Tjeri pół roku temu
    Marcin Adamkiewicz
    To cieszę się bardzo, jeśli coś udało mi się rozjaśnić. :)
    Co do Twojego pytania:
    Mamy trzy znaki:
    Dywiz: "-" (głównie przy połączeniach wyrazów, stosowany bez otaczających go spacji).
    Półpauza: "–"
    Pauza, zwana również myślnikiem: "—".
    Do dialogów używamy myślnika ( kiedyś nawet tylko), dziś ten znak wypierany jest przez półpauzę, ze względów estetycznych i praktycznych (w druku zajmuje mniej miejsca). Ważne, że zarówno pauza jak i półpauza są przy dialogach jak najbardziej poprawne.
    Pozdrawiam!
    O, kolejną część, wstawiłeś :)
  • Tjeri pół roku temu
    O, kolejną część wstawiłeś :)*
    Przecinki same mi się wstawiają...
  • Łukaszenkow pół roku temu
    Tjeri podobno płaczlinda to ty :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania