Poprzednie częściSichirtia - rozdział 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Sichirtia - rozdział 21

Leon odwrócił się i mimowolnie zadrżał. Niemal cały ekran wypełniał złowrogi kompleks kopuł.

Było ich piętnaście. Na pierwszy rzut oka rozmieszczono je zupełnie przypadkowo, jednak po bliższych oględzinach, można było zauważyć, że w gruncie rzeczy rozchodzą się wachlarzowato od głównej, największej z nich. Niektóre były połączone w ciągi, inne stykały się z kilkoma sąsiednimi. Miejscami były między nimi otwarte przestrzenie, ale kiedy indziej przylegały do siebie ściśle jak komórki w tkance.

Nie wiedzieć czemu Leonowi od razu nasunęły na myśl skojarzenie z jakimś eksperymentalnym marsjańskim miasteczkiem typu Biosfera 2. Skojarzenie było o tyle dziwne, że tamte projekty zawsze stanowiły mieszaninę szkła i metalowych stelaży, podczas gdy tutaj wszystko pokrywała szara metaliczna powłoka. Nie było widać ani jednego okna, świetlika, czy komina. Jedynie obłe, jednorodne kształty, w niskim arktycznym słońcu rzucające długie cienie na jałową równinę. Tylko w największej kopule, po jej południowej stronie widniało trapezowate wycięcie, które prawdopodobnie było wejściem.

Na metalu nie można też było rozpoznać żadnych śladów zużycia lub degradacji. Żadnych plam, zacieków ani korozji. Jedynie obrzeża budowli, do być może jednej czwartej, jednej trzeciej ich wysokości porośnięte były trawą, która jednak płynnie przechodziła w polerowany metal.

Leon patrzył na zdjęcie obiektu, jak większość ludzi patrzyłaby na zdjęcie przedstawiające łeb modliszki lub jadowitego pająka. Mimo całej grozy obrazu nie mógł oderwać od niego wzroku.

— No i sam zamek czarnoksiężnika z krainy Oz — westchnęła Sylwia. — Chłopaki przelecieli go, wszystkim co mieli i wyszło całkiem sporo ciekawych informacji. Struktura o średnicy trzystu siedemdziesięciu metrów położona jest nad brzegiem jeziora. Składa się z piętnastu kopuł połączonych ze sobą bezpośrednio. Technologia budowy kopuł jest nieznana, jednak... — wyciągnęła z teczki raport i zaczęła czytać — biorąc pod uwagę brak widocznych łączeń oraz mostków cieplnych widocznych w podczerwieni, przypuszcza się, że mogą one stanowić pojedyncze płaszczyzny czystego żelaza. Przy czym biorąc pod uwagę stan ich zachowania — dodała od siebie — „czystego” oznacza tu „czystego, że ja pierdolę”. — Widząc zainteresowanie mężczyzn, wyciągnęła z teczki jeszcze trzy kopie tego samego raportu i podała je dwóm żołnierzom. Leon nie przestawał wpatrywać się w obraz.

— Poszczególne człony — ciągnęła — mają mieć wielkość od trzydziestu do stu pięćdziesięciu metrów... środkowa kopuła... i wysokość od pięciu do sześćdziesięciu metrów.

Jacek gwizdnął.

— Jak Narodowy.

— Brak okien, drzwi — przelatywała tekst raportu wzrokiem. — Wycięcie w dużej kopule jest prawdopodobnie wejściem. O! To jest ciekawe. Kopulasty kształt obiektów może świadczyć, że w środku panuje atmosfera odmienna od naszej, co w połączeniu z faktem, iż są one wykonane z tak trwałego surowca, jak czyste żelazo, może świadczyć, że atmosfera ziemska jest dla obcych śmiertelnie trująca.

— Czyli udając Nowogrodzian, musimy wyposażyć się w średniowieczne maski gazowe — rzucił całkowicie beznamiętnie Kazik.

— Kto wie — odparł Jacek znad kartek. — Może ich atmosfera, nas wcale nie truje.

— Z pewnością — przytaknął kpiarsko lekarz.

Sylwia przerzuciła stronę raportu.

— Tyle wniosków ogólnych — powiedziała. — Przechodząc do badań szczegółowych. Szalenie ciekawie wypada analiza budynków w podczerwieni. O braku mostków cieplnych już mówiłam, co jednak bardziej interesujące w środku znajduje się źródło energii generujące temperaturę rzędu co najmniej pięciuset stopni.

— Reaktor jądrowy? — spytał Jacek, podrywając głowę znad lektury.

— Tak przypuszczają autorzy raportu — odparła major. — Nie jest to zresztą takie zaskakujące. W końcu skądś energię muszą brać.

— A gdzie czysta moc z pradawnych kryształów? — spytał łącznościowiec i łypnął na Kazika. — Czy to nie są ci szlachetni paleokosmici, żyjący w harmonii z całym wszechświatem?

— Najwyraźniej to ci drudzy — odparł lekarz. — Paskudne robale mające zamiar uczynić z Ziemian niewolników.

Sylwia kliknęła klawisz strzałki i na ścianie pojawił się obraz kopuł w podczerwieni. Wszystkie świeciły jednorodnym różowo-czerwonawym światłem, natomiast spora część największej kopuły była zaznaczona na biało.

— Nasz domniemany reaktor znajduje się w samym centrum struktury, w największej kopule — powiedziała.

— Bardzo mądrze — odparł Jacek. — Nie ma to, jak ustawić sobie reaktor w przedpokoju.

— Przypuszcza się — ciągnęła Sylwia — że do jego chłodzenia wykorzystywana jest woda z jeziora. Wysoka temperatura instalacji, która w głębszych partiach może być nawet wyższa niż te pięćset stopni, sprawia również, że gleba w promieniu pół kilometra w ogóle nie zamarza. Widać to nie tylko w obrazowaniu hiperspektralnym, ale nawet gołym okiem. — znów kliknęła klawisz i na ekranie pojawiło się zdjęcie kopuł w mniejszej skali, wokół których widać było nieco ciemniejsze koło, częściowo zachodzące na jezioro. — Jak Sichirtia zapobiegają osiadaniu konstrukcji w gruncie, oczywiście nie wiadomo, bo i tego, jak głębokie są same struktury, również nie wiemy. Co się zaś tyczy wspomnianego obrazowania — kliknęła w klawiaturę i na ekranie pojawiło się zdjęcie w tej samej skali, ale o nieco przesuniętych kolorach — to o ile same konstrukcje mają zupełnie rodzimy, to znaczy ziemski, skład... choć wiemy, że żelazo nie pochodzi z okolicy. Skąd? Nie wiem. To jednak w glebie wokół budynków odkryto kilka izotopów pierwiastków, które nie występują na ziemi.

Żołnierze spojrzeli na nią bacznie i nawet Leon się odwrócił.

— Tak że — ciągnęła Sylwia z lekkim uśmiechem — gdyby ktoś z was miał jeszcze wątpliwości, czy nie patrzymy czasem na kolonię Rosjan z dwudziestego trzeciego wieku, to nie. Nasi przyjaciele z pewnością nie pochodzą z tej planety.

Zapadła chwila milczenia. Sylwia ponownie zaczęła wertować raport.

— To z grubsza tyle — powiedziała w końcu. — O! Ten fragment jeszcze jest ciekawy: Fakt, że nie występują w nich żadne otwory doświetlające... — przeczytała ­— Chodzi o kopuły — sprostowała i czytała dalej. — ...może świadczyć, że promieniowanie naszej gwiazdy jest dla obcych ekstremalnie wysokie i może być szkodliwe.

— Wychodzą tylko we mgle. — Po raz pierwszy odkąd zaczęto omawiać temat kopuł, odezwał się Leon. — Albo w nocy.

Oczy trójki żołnierzy powędrowały w jego stronę, a sądząc z ich min, po plecach przebiegł im chyba lekki dreszcz.

— Mnie chyba już wystarczy tych rewelacji — westchnął Jacek. — Czy jest jeszcze coś, co powinniśmy wiedzieć?

— Z mojej strony to wszystko — powiedziała Sylwia. — Każdy z was dostał po kopii raportu. Przeczytajcie go. Jeśli dowiem się czegoś więcej, zawiadomię was bezzwłocznie.

Chłopaki kiwnęli głowami. Jacek i Kazik już mieli wstać, kiedy nagle drzwi do sali się otworzyły i właściwym sobie, sprężystym krokiem do środka wszedł Jurek.

— O! Widzę, że moja fantastyczna czwórka w komplecie! — powiedział żywiołowo.

— Cześć — rzuciła Sylwia. — Co dla nas masz?

— Maszyna się już grzeje — rzucił dyrektor z szelmowskim uśmiechem. — Jutro punkt dziesiąta lądujecie w tundrze.

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Vespera 4 miesiące temu
    Ale że takie czyste żelazo im nie skoroduje? Ja nie wiem, ja tak tylko pytam...

    Problemy ze składem atmosfery przeniosły mnie do pilota serialu "Babylon 5", najlepszej space opery powstałej przed 2000 rokiem, gdzie w pilotowym odcinku ktoś próbował otruć ambasadora Kosha... I były to dobre wspomnienia.

    I nie wiem, jak u Jacka ze znajomością zasad poprawnej polszczyzny, ale tak tylko pragnę odnotować, że na początku zdania zawsze forma "mnie", nie "mi" - aczkolwiek w dialogach uchodzi "mi", bo ludzie mówią różnie.
  • Marcin Adamkiewicz 4 miesiące temu
    Vespera: A ja wiedziałem, że przy "mnie" panuje dowolność i używa się tego raczej gdy chce się podkreślić że chodzi "o mnie". No nic. Trzeba sprawdzić.

    Cieszę się, że scena wywołuje pozytywne skojarzenia. Natomiast o ile mi wiadomo kwestia korozji w dużej mierze zależy od czystości żelaza i od ułożenia atomów w strukturze. Na zasadzie, gdy uzyskamy ekstremalnie czyste żelazo (co w dużych ilościach jest obecnie niemożliwe) i poukładamy jego atomy w idealnym porządku to uzyskamy praktycznie niezniszczalną strukturę. Coś jak z diamentem. Węgiel można kruszyć w palcach, a diamentu prawie nic nie rozwali.
  • Vespera 4 miesiące temu
    Marcin Adamkiewicz Okej, rozjaśniłeś mi z tym żelazem. A co do mi/mnie, to na przykład tutaj jest to fajnie wyjaśnione: https://obcyjezykpolski.pl/kiedy-mi-a-kiedy-mnie/
  • Marcin Adamkiewicz 4 miesiące temu
    Vespera: Ok. Dzięki za info i cieszę się, że mogłem pomóc:)
  • il cuore 4 miesiące temu
    /siebie — „czystego” oznacza tu „czystego, że ja pierdolę”. — widząc zainteresowanie/ – napraw to
    /— Tyle wniosków ogólnych. — powiedziała./ – również
    /nawet gołym okiem. — znów kliknęła klawisz/ – także
    /sprostowała i czytała dalej. — ...może świadczyć/ – i tu

    Piszesz dosyć sprawnie, to widać, zupełnie nie rozumiem dlaczego masz błędy w zapisie.
    cul8r
  • Marcin Adamkiewicz 4 miesiące temu
    il cuore: Dzięki za uwagi. Pozwolę sobie się nie zgodzić z ostatnią. Zaczynam zdanie w połowie wypowiedzi. Nie wiem więc, czemu taki zapis miałby być niepoprawny.

    Na przyszłość będzie mi bardzo miło jak będziesz zgłaszać je nieco subtelniej. Pozdrawiam.
  • Tjeri 4 miesiące temu
    Podoba mi się info na temat ufoków. Prawdopodobne zasilanie, szkodliwość promieniowania, czy domysły na temat atmosfery — fajnie wymyślone. Same kopuły w wyobraźni przedstawiają mi się imponująco.
    A co do "mi" w akcentowanych miejscach (czyli np. na początku zdania), niestety tyleż powszechne co irytujące...
  • Marcin Adamkiewicz 4 miesiące temu
    Tjeri: Dzięki. Bardzo się cieszę:) a co "mi", to zwrócę na to uwagę.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania