Poprzednie częściSichirtia - rozdział 1

Sichirtia - rozdział 5

Owszem kuchnia wydawała tylko śniadania, ale okazało się, że pięć rodzajów sera i dwa twarogu, dziesięć rodzajów szynki, parówki, trzy rodzaje pieczywa, kilka rodzajów sałatek, świeże pomidory, ogórki, cebula, oliwki, jogurt, śmietana, świeże owoce, musli, płatki owsiane i przyrządzone przez kucharza idealne jajka w koszulkach potrafią postawić na nogi umarłego. Wszystko to oczywiście podlane wiadrami świeżo mielonej kawy.

Leon jadł łapczywie, a w miarę jak napełniał żołądek, uspokajał się i klarowało mu się w głowie. Powoli trawił w swoim wnętrzu zasłyszane informacje, a Jerzy i Stefan, spokojnie czekali aż się odezwie.

Siedzieli w pustej kantynie. Właściwie było już po śniadaniu, ale zostało jeszcze tyle jedzenia, że z powodzeniem można by nim obdzielić dziesięciu ludzi. Kucharze byli zadowoleni, że nie muszą tego wszystkiego wyrzucać.

Leon przeżuł ostatni kęs jajka w koszulce, zagryzł chlebem i dopił kawę. Oblizał usta, otarł je w serwetkę i opadł na oparcie plastikowego krzesła, patrząc tępo w swój wylizany talerz.

— Skoro zbudowaliście wehikuł czasu — zaczął — ale nie chcecie zmieniać historii, to co właściwie z nim robicie?

— A jak ci się zdaje? — spytał Jerzy. — Badamy przeszłość.

— I tyle? — Leon przeniósł na niego zdumiony wzrok. — To musi kosztować fortunę. I po co? Żeby dowiedzieć się, czy Tutenhamon umarł w dwudziestym trzecim, czy dwudziestym drugim?

— Jesteś zbyt krytyczny. — Jerzy pokręcił głową i upił łyk swojej kawy. — To że nie próbujemy namówić Zygmunta Starego do inkorporacji Prus, nie znaczy że państwo i społeczeństwo nie czerpią z tego zysków.

Leon zaplótł ręce na piersi.

— A jakie to niby zyski?

Jerzy wzruszył ramionami, zlustrował panele na suficie szukając pewnie miarodajnego przykładu.

— Słyszałeś o profesorze Michałowskim? — spytał w końcu.

— Kazimierzu Michałowskim? — upewnił się Leon. — Chodzi o tego egiptologa?

— Dokładnie tak. Przed wojną i zaraz po, polska misja archeologiczna w Egipcie praktycznie nie istniała. Tymczasem w ciągu kilkunastu lat po wojnie dokonaliśmy tylu niesamowitych odkryć, że dzisiaj Egipcjanie przyjeżdżają do Polski robić doktoraty. Edfu, Deir el-Bahari, Dongola. Myślisz, że to przypadki? Freski z Faras przyciągają do Muzeum Narodowego setki milionów zwiedzających rocznie.

— No dobrze — odparł Leon. — ale dochody z największego chociażby muzeum to trochę mało, żeby uczynić opłacalnym tak zaawansowany projekt badawczy.

— A myślisz, że dlaczego Polska jako pierwsza zrezygnowała z obostrzeń covidycznych? — spytał Stefan.

— Bo wybuchła wojna na Ukrainie i media zaczęły interesować się czymś innym? — odpowiedział pytaniem Leon.

— Nie mój drogi. — Fizyk uśmiechnął się pobłażliwie — Bo przeanalizowaliśmy dokładnie proces rozprzestrzeniania się czarnej śmierci w 1346 r. i wyciągnęliśmy z niego wnioski.

— No, no. — Jerzy uspokoił gestem starszego kolegę. — Na szczęście mamy też na swoim koncie pewniejsze sukcesy. Weźmy na przykład odkrycia złóż naturalnych. Myślisz, że za lokalizacją pokładów węgla w Bełchatowie i koło Hrubieszowa, a ostatnio srebra koło Nowej Soli naprawdę stoją geolodzy, albo jakieś firmy z Kanady? — Rozżabił twarz unosząc przy tym brwi. — A żeby odkryć takie rzeczy, nie musisz nawet cofać się do triasu. Większość tych złóż była już kiedyś eksploatowana albo natrafiano na nie przypadkiem w zupełnie nieodległych czasach, tylko nikt o tym nie pamięta.

Leon, aż podskoczył, bo coś w końcu do niego dotarło.

— Zaraz! Chwila! — niemal krzyknął. — Kopalnie w Bełchatowie i Hrubieszowie? Przecież otwarto je w latach sześćdziesiątych.

— A co ty myślałeś? — spytał Stefan. — Że my ten wehikuł wczoraj wynaleźliśmy? Przecież Jurek mówił, że podrzucaliśmy wskazówki Michałowskiemu.

— Czekajcie. — Leon siedział nieruchomo, a jego oczy poruszały się w prawo i w lewo jak skaner. — Skoro projekt powstał w PRL, to przecież Rosjanie muszą o nim wiedzieć. — Oddychał coraz ciężej, czując jak narasta w nim przerażenie. — Przecież wszystkie programy badawcze w Polsce Ludowej były kontrolowane przez Wielkiego Brata. Mamicie mnie jakimiś oświadczeniami, a sami chodzicie na pasku Moskwy! Boże, jaki byłem głupi! Nie wierzę! Nie wierzę!

Pokręcił głową jak pijany, po czym uniósł oczy do nieba i zaczął oddychać, jakby dostał hiperwentylacji. Jerzy zaplótł ręce na piersi, westchnął i pokręcił głową.

— Nie dość, że przesadnie krytyczny, to jeszcze niedowiarek. — Mlasnął — Myślisz, że skoro Polska była państwem satelickim ZSRR, to naprawdę nic nie udało się w niej zrobić bez wiedzy radzieckich?

Leon spojrzał na niego uważnie, ale barwę oblicza miał co najmniej niezdrową.

— Gdyby tak było, to chyba byśmy z komuną nie wygrali, nie?

Etnologa nadal to nie przekonało, ale słuchał w napięciu. Dyrektor westchnął i oparł się o stół.

— Po wojnie w Korei i rozpoczęciu wyścigu w kosmos — opowiadał — nasze instytuty dostały dużo swobody w tworzeniu programów badawczych. Wiedzieliśmy, że należy to wykorzystać i być tak samodzielnym w prowadzeniu badań, jak to tylko możliwe. Na jeden program ściśle, ściśle tajny, czyli tajny dla radzieckich, przypadały trzy ściśle tajne, do których Ruskie mieli dostęp. Jedne z nich były robione całkowicie po linii Moskwy, żebyśmy wyglądali na lojalnych komunistów. Inne, celowo wychodziły przed szereg, aby zwrócić ich uwagę. Nie zawsze to skutkowało. Nie wszystkie ściśle, ściśle tajne się powiodły, ale nasz, chwalić Pana, tak.

— I Sowieci nigdy, niczego się nie domyślili? — Leon zaplótł ręce na piersi, wciąż ciężko oddychając.

— Trochę tam węszyli. Nie powiem. — Upił nieco kawy — Słyszałeś o generale Sylwestrze Kaliskim?

— Tym, który prowadził badania nad fuzją jądrową?

— Dokładnie tak — odparł Jerzy. — Jego projekt był właśnie zasłoną dymną dla naszego Instytutu. Chłopak skończył niefajnie, ale dzięki jego poświęceniu możemy tu teraz siedzieć.

Zapadło milczenie. Leon nieco się uspokoił. W końcu jego pierś przestała falować, a sam etnolog zamarł w jakimś stuporze. Nagle wziął głęboki wdech i posłał rozmówcom poważne spojrzenie.

— Czy możecie mi przysiąc, że to tylko i wyłącznie polski program badaczy i nie skończę z biletem w jedną stronę na Kamczatkę?

Jerzy wyprostował się, poprawił marynarkę i wstał.

— Jak tu stoję — powiedział poważnie — mogę ci przysiąc pod Bogiem, że służę tylko Rzeczypospolitej Polskiej i jej narodowi.

To rzekłszy, uniósł prawicę, a Stefan również wstał i złożył taką samą przysięgę.

Leon odetchnął i znów zapadła cisza. Etnolog dopił swoją kawę i zaczął bawić się papierowym kubkiem, a obaj pracownicy instytutu usiedli.

— To szaleństwo. — Pokręcił głową. — Siedzimy tu i jak gdyby nigdy nic i rozprawiamy sobie o wehikule czasu. Po prostu nie wierzę.

— Lepiej uwierz — odparł Jerzy. — Bo niedługo zobaczysz go w akcji.

Leona jakby piorun strzelił. Wyprostował się i szeroko otworzył oczy.

— Co? — spytał.

— Co, co? Myślisz, że przywiozłem cię tu, żeby pochwalić się, jaką mam fajną fuchę?

Etnolog wyraźnie zgłupiał. Patrzył to na jednego, to na drugiego rozmówcę.

— Ale... ale... chyba nie chcecie mnie wysłać w przeszłość?

— Nie mówiłem, że jest spostrzegawczy? — Jerzy mrugnął do Stefana i ukłuł go łokciem w bok.

Za to badacz Samojedów skulił się i zatrząsł na całym ciele.

— Ale... ale... spokojnie... — wyciągnął przed siebie ręce w obronnym geście — Przecież ja nie jestem przygotowany do takich podróży. To pewnie wymaga lat kształcenia.

Jerzy uśmiechnął się tryumfalnie.

— A kto tu jest największym w Polsce specjalistą od Samojedów?

Gdyby oczy mogły komuś wypaść ze zdumienia, Leonowi z pewnością w tej chwili by wypadły.

— Co? — wykrztusił w końcu. — Przecież obiecałeś, że nie wyślesz mnie do Rosji...

Jerzy zmrużył oczy.

— Obiecałem, że nie wyślę cię do Państwa Carów. Nie bój się. W czasach, w które trafisz, wciąż jest ono jeszcze daleko na zachodzie.

Średnia ocena: 3.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • Bettina 7 miesięcy temu
    Dwa razy tego samego talerza nie wyliżesz.
  • Bettina 7 miesięcy temu
    Jakby to porównać do siedzenia na krześle, staje siẹ coraz bardziej zużyte w czasie í z czasem może siẹ przewrócić.
  • Marcin Adamkiewicz 7 miesięcy temu
    Chyba nie do końca rozumiem o co Ci chodzi. Mam na myśli, Twoje oba wpisy:)
  • Bettina 7 miesięcy temu
    Marcin Adamkiewicz
    Chciałam naturalnie zająć miejsce.
  • Marcin Adamkiewicz 7 miesięcy temu
    Bettina: Jeśli tylko Ci na tym miejscu wygodnie, to zapraszam:)
  • Vespera 7 miesięcy temu
    Podoba mi się twój styl prowadzenia historii, trochę podobny do mojego :) Dajesz czas postaciom, żeby sobie pogadały, wyjaśniły czytelnikowi coś przy okazji, a my możemy je lepiej poznać.
  • Marcin Adamkiewicz 7 miesięcy temu
    Schlebiasz mi;)

    A poważnie też to zauważyłem. Pewnie dlatego "Niewłaściwy..." od razu przypadł mi do gustu:D

    Zaś co się tyczy "pogadania sobie", to zawsze staram się podążać za słowami mojego literackiego mentora Tomasza Węckiego ze Spisku pisarzy. Dawno temu (w czasach, gdy był to tylko blog o pisaniu), twierdził on "jak masz coś powiedzieć, to lepiej to pokarz".

    To zdanie może brzmi tu dziwnie, bo przecież mówimy o dialogach, ale sens jest jak najbardziej prawdziwy. Jeśli czytelnik musi się czegoś dowiedzieć, to postać również musi się tego dowiedzieć, trzeba więc to uwzględnić projektując samą postać, poszczególny wątek, czy całą fabułę.

    Trzeba też, rzecz jasna, robić to umiejętnie. Przykładowo ostatnio skończyłem "Operację Dzień Wskrzeszenia" Pilipiuka i mam wrażenie, że tam pół informacji, których dowiadują się postacie, a za ich pośrednictwem czytelnik, są niczym innym jak pustymi ozdobnikami, rzucanymi od tak, bez związku z głównym wątkiem książki.

    Mnie to przykładowo męczyło.

    Bardzo się cieszę, że Ci się podoba. Ja też zawsze uwielbiam dowiedzieć się czegoś co posuwa akcję do przodu dzięki emocjonującemu, a czasem i żartobliwemu dialogowi postaci.

    Dzięki za Twoją obecność i pozdrawiam:)
  • Vespera 7 miesięcy temu
    Słyszałam o Węckim, ale ja z pisarskich kołczy uznaję tylko jedno: naukę przez doświadczenie, czyli czytanie takich rzeczy, jakie mniej więcej chciałoby się pisać, a potem pisanie. Zasada "show, don't tell" jest ważna, tylko uważam, że nie powinno się z nią przeginać, bo w końcu może dojść do takiego ekstremum, że autor będzie się bał napisać coś wprost, typu "powiedział głośno", bo przecież koniecznie trzeba to pokazać, za każdym razem - a wtedy zrobi się powtarzalnie.
  • Marcin Adamkiewicz pół roku temu
    Vespera: Jasne że tak. Ze wszystkim trzeba uważać:D
  • Tjeri pół roku temu
    O, i znowu się dokształciłam. O ile o polskich odkryciach w Egipcie trochę czytałam, to o postaci Sylwestra Kaliskiego nie miałam pojęcia, a zaciekawiła mnie na tyle, że na pewno nie poprzestanę na krótkiej notce, z którą teraz na szybko się zapoznałam. Bardzo podoba mi się ten aspekt Twojego pisania.
  • Marcin Adamkiewicz pół roku temu
    Tjeri: Bardzo się cieszę:) Nie ukrywam, że upowszechnianie wiedzy na mniej znane tematy dotyczące polskiej historii i nie tylko stanowi jeden z powodów, dla których piszę. Jest mi niezmiernie miło, że znajduje to pozytywny odzew:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania