Poprzednie częściSichirtia - rozdział 1

Sichirtia - rozdział 12

Pokój dla gości instytutu miał tylko jedną wadę - był pozbawiony okien. Poza tym wszystko było w nim, jak należy. Łóżko wprawdzie jednoosobowe, ale za to szalenie wygodnie, stół z dwoma krzesłami, mały aneks kuchenny z lodówką, parą elektrycznych palników i mikrofalą oraz świetnie urządzona łazienka.

Pierwsze co zrobił to, wziął gorący prysznic.

Początkowo zły na Jerzego, za to, że po raz enty postąpił z nim jak z dzieckiem, chwilę po uruchomieniu instalacji na ścianie, dziękował Bogu, za to, że nie myje się pod swoją zakamienioną słuchawką i za wyblakłą kotarą. Do tego uznał, że jako „więzień”, ma prawo do bólu eksploatować zasoby swoich „oprawców” i nie żałował sobie wody. W domu zastanawiałby się, czy nie przesadza w chwili, gdy pojawiłyby się pierwsze symptomy rozluźnienia. Tutaj jednak odkręcił dźwignię na maksa i gotował się kłębowisku pary.

Stał, pozwalając biczom się smagać, a jego mózg porządkował wszystko, co stało się tego dnia. Podróże w czasie, kosmici, pradawne podania i fantastyczna broń. Początkowo odpływał pod uderzeniami wody i momentami wydawało mu się, że to wszystko sen i że jest jednak u siebie w domu, a cały instytut to tylko przywidzenie.

Później, gdy już nieco się rozluźnił, uporządkował sobie w głowie wszystkie informacje i ku własnemu zaskoczeniu, przyznał, że pomysł Jerzego, by go zwerbować, nie był wcale taki głupi. Nawet jeśli miejscowe ludy nie są wcale Nieńcami, to według wszelkiego prawdopodobieństwa będą to jacyś uralczycy. Chociaż był specjalistą od języków samojedzkich, z ugro-finami też się przecież jakoś dogada, a jak każdy etnolog doskonale wie, w prowadzeniu badań nie tyle liczy się znajomość języka, co pokora względem poznawanej kultury. Jeżeli dojdzie do jakichś nieprzewidzianych zdarzeń jego wieloletnie doświadczenie z pewnością mu pomoże.

A jakie stoją przed nim możliwości! Jako jeden z pierwszych ludzi cywilizowanych i jako pierwszy etnolog, będzie mógł spotkać się z ludem, który na dobrą sprawę nie istnieje do setek lat. Dzisiejsi Neńcy, mimo podobieństwa kultury nie są przecież tym samym ludem, co ich przodkowie sprzed połowy tysiąclecia.

Tamtego ludu już nie ma. Tak samo, jak nie ma już Polaków, którzy dzielili łupy pod Grunwaldem, choć ich potomkowie jeszcze żyją. Zmieniło się wszystko: język, kultura, podziały społeczne, tożsamość społeczna, opowieści, którymi się dzielą, upodobania kulinarne itd.

Poczuł, jak przez jego ciało przechodzi dreszcz.

Będzie jedynym etnologiem w XXI w., badającym lud, który nie zetknął się jeszcze z człowiekiem cywilizowanym. Całkowita, pierwotna dziewiczość. Będzie jak Bronisław Malinowski... Co tam Malinowski! Jak Kolberg! Jak Humboldt! Jak Livingstone!

Tylko żeby nie potrzebował pomocy żadnego Stanleya.

Wzdrygnął się na tę myśl.

Perspektywa uwięzienia w innej czasoprzestrzeni zawsze go przerażała. Nawet wizja samotności na obcej planecie nie wywoływała w nim nigdy takiej grozy jak zagubienie w czasie. W końcu jak daleko od swojego domu byś nie był, ten dom gdzieś tam w końcu jest.

A w przypadku innej czasoprzestrzeni? Żyjesz ze świadomością, że to do czego tęsknisz, nie istnieje, bo albo już dawno przeminęło, albo jeszcze nie zaistniało. Jak jakiś schizofrenik. Ta wizja wydawała mu się na tyle upiorna, że czytając Linię Czasu Michael'a Crichton'a tak naprawdę bardziej współczuł de Kere'owi niż go nienawidził.

Odsunął od siebie tę myśli. Czego jak czego, ale akurat tego, że w razie wtopy Jurek go wyciągnie, mógł być pewien.

Usiadł na siedzisku wmontowanym w prysznic.

Czyli ma dwa dni. Musi odpocząć i się przygotować. Od jego ostatnich badań minęło niemal dziesięć lat. Najpierw nie było pieniędzy, potem nie było zainteresowania uczelni, a na koniec wybuchła wojna. Gdyby to były normalne badania... lub raczej, gdyby to w ogóle były badania, zacząłby od gruntownego przestudiowania literatury na temat konkretnego obszaru, ustalenia priorytetów badawczych, a następnie organizacji wszystkich technicznych aspektów wyprawy.

Teraz jednak nie miał dostępu do literatury (nie mógł nawet ściągnąć sobie klasyków tematu na komórkę), a organizacja środków technicznych była całkowicie poza jego kontrolą. Jedyne co mógł zrobić to ustalić jakieś priorytety badawcze, ale nie czarujmy się, określenie ich wobec nigdy nie badanego ludu było raczej mglistym zarysem.

Roboczo ustalił więc, że zwróci szczególną uwagę na gospodarkę napotkanych ludów. Mimo że był przeświadczony, iż będą to łowcy reniferów, to jak zwykle diabeł tkwił w szczegółach. To, że jakiś lud utrzymuje się z łowiectwa, nie oznacza, że chociaż częściowo nie przyswoił sobie hodowli (o uprawie roli na tym terenie nie może być mowy). Leon uznał więc, że określenie czy i w jakim stopniu napotkani Nieńcy (lub ktokolwiek inny) udomowił reny, będzie jego celem badawczym minimum.

Następnie zaczął myśleć nad pozostałymi celami, ale poczuł, jak ogarnia go senność i zmęczenie. Rozmyślania o metodologii badawczej ustąpiły miejsca wspomnieniom z poprzednich badań i sam nie wiedział, kiedy znalazł się z powrotem w tundrze.

Ogromne, płaskie przestrzenie rudawej trawy, a nad nimi ołowiane niebo. Poczucie ogromnej izolacji, ale nie osamotnienia. Podobno ludzie, którzy byli w kosmosie, wracają stamtąd odmienieni. Stają się spokojniejsi, bardziej otwarci na sprawy ducha, a nawet z ateistów stają się wierzący.

Na Leona zawsze tak działała tundra. Ogromna przestrzeń, tak wielka, że trudno pojąć to rozumem. Niegościnne pustkowie, gdzie uświadamiasz sobie, kim jesteś i co jest w życiu najważniejsze. Zawsze doświadczał tego nad Obem. Nie ważne, czy robił badania latem i musiał walczyć z chmarami komarów, czy zimą i walczyć z odmrożeniami. Zawsze bezkres koła polarnego uwodził go jak inny świat.

Z marzeń wyrwał go trzask drzwi i głos jakiegoś człowieka. Oznajmił, że zostawia mu ubranie i znów trzasnęły drzwi.

Leon wstał i zakręcił wodę. Wyszedł spod prysznica i wytarł się dokładnie. Ruszył do pokoju i omiótł wzrokiem przyniesione rzeczy. Były tam spodnie, koszula i marynarka, ale też nowa bielizna i koszulki do spania. Spojrzał na wyświetlacz łóżkowego zegarka. Była 17:23. Nastawił alarm na siódmą, zamknął drzwi i położył się do łóżka.

Zasnął niemal natychmiast. Zanim jednak to nastąpiło, zdążył pomyśleć, że chciałby jakoś wywrzeć wrażenie na pani major. Jak jednak zaimponować kobiecie, która potrafi wysadzać mosty i odbijać zakładników?

Zasnął, nie zdążywszy udzielić sobie odpowiedzi.

Średnia ocena: 3.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Vespera 5 miesięcy temu
    Bo tak myślę, że moją pierwszą reakcją byłby entuzjazm i "Kiedy jedziemy?", ale potem te komary... A nie ma wyjazdu gdzieś indziej, w jakiś fajniejszy klimat, gdzie nic nie chce zeżreć człowieka żywcem? Australia odpada.
  • Marcin Adamkiewicz 5 miesięcy temu
    Vespera: Rozumiem Cię doskonale:D Sam bym chętnie zobaczył jak to wygląda, ale (pomijając fakt że to w Rosji - FSB i te sprawy;) odmrożenia i komary dość mocno zniechęcają. Ostatnio szukając materiałów na facebooka na ten temat trafiłem takie zdjęcie podróżnika po Syberii.
    https://www.instagram.com/p/CFY7qloHWqt/?utm_source=ig_embed&ig_rid=eefbeb5a-3db1-48ab-b26e-edbe154d355b
    Wszystko w tym temacie:D
  • Vespera 5 miesięcy temu
    Marcin Adamkiewicz MA-SA-KRA
  • Vespera 5 miesięcy temu
    Marcin Adamkiewicz Zawsze można pojechać na północ Kanady, podobny klimat, podobne komary.
  • Marcin Adamkiewicz 5 miesięcy temu
    Vespera: Co racja, to racja:D
  • Perko 4 miesiące temu
    Mam nieodparte porównanie z "Kwestią ceny" Z. Miłoszewskiego tylko napisane jak dotąd ciekawiej. 😊 U niego jakoś i akcja i nawiązanie do historii (Sachalin i Akjnowie) i wątek miłosny jakoś tak nue wyszły...
  • Marcin Adamkiewicz 4 miesiące temu
    Perko: Nie powiem, żeby to porównanie mnie nie połechtało. Dziękuję bardzo😁

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania