Sichirtia - rozdział 16
— Gdyby nie tyrania chronologii, to można by powiedzieć, że z Nieńcami mamy nawet długą tradycję przyjacielskich stosunków.
— Co masz na myśli? — spytała Sylwia.
— Polskich zesłańców.
— Co takiego? — Blondynka otworzyła szeroko oczy.
Leon uśmiechnął się i powiódł wzrokiem po obecnych.
— Być może dzisiaj w naszym kraju niewielu ludzi zdaje sobie z tego sprawę, ale Polacy odegrali ogromną rolę w tworzeniu się tożsamości narodów syberyjskich.
Widząc nietęgie miny swoich rozmówców, zaczął z innej strony.
— Musimy sobie uświadomić, że większość dzisiejszej Rosji to kolonie. Zalicza się do nich właściwie cała Syberia. Komi, Samojedzi, Buriaci, Jakuci, Czukcze, to wszystko rdzenne ludy azjatyckie, które podbiła imperialna Rosja. — Odsunął talerz i oparł się o stół. — Dzisiaj emocjonujemy się kolejnymi gestami dawnych potęg kolonialnych względem ludności podbitej. Z zachwytem kiwamy głowami, kiedy muzea w USA zwracają rdzennym amerykanom ich święte idole. Tymczasem Rosję, która terytorialnie podbiła przecież jeden z największych obszarów w historii, uważamy za monolit. Każdy Rosjanin to niebieskooki blondyn o imieniu Iwan, Władymir albo Sasza, mówiący w języku Puszkina i jeszcze najlepiej noszący papachę, na której dziwnym trafem zachowała się czerwona gwiazda. — Leon uśmiechnął się sennie. — Otóż nie. Zdecydowana większość ludności zamieszkującej Syberię może i ma na imię Iwan, albo Sasza i w urzędzie mówi po rosyjsku, ale ma czarne włosy, ciemną cerę i skośne oczy i doskonale pamięta, że jej przodkowie zostali przez Rosjan podbici pięćset, trzysta, albo dwieście lat temu. Ludzie ci pamiętają też często próby wykulturowienia ich w czasach związku radzieckiego.
Wstał, podszedł do stolika z napojami i zaczął sobie nalewać kawy.
— Ktoś chce? — spytał.
— Ja poproszę — powiedziała Sylwia.
— Ja też — dodał Kazik.
— Jakbyś był tak dobry — przyznał Jerzy.
— Ja to sobie sam zrobię — stwierdził Jacek, wstając. — Nie będę cię wykorzystywał.
Leon nalał trzy kawy, ustalił kto, jaką pije i wrócił do stołu, serwując je pozostałym uczestnikom.
— Dlatego, gdy upadł komunizm — kontynuował swój wywód, siadając — praktycznie we wszystkich tego typu republikach rozpoczął się masowy powrót do korzeni. Zaczęto ustanawiać własne święta państwowe wywodzące się z lokalnych kultów, tworzono miejsca pamięci i szukano wszystkiego, co mogłoby przywrócić tym ludziom ich tożsamość. I co się okazało? Że najlepiej nadają się do tego celu prace dziewiętnastowiecznych etnografów, którzy z nielicznymi wyjątkami pochodzili z Polski i na Syberię trafili bynajmniej nie z własnej woli.
— Podobno Polacy byli najliczniej zsyłanym na Syberię narodem, ze wszystkich narodów imperium Rosyjskiego — wtrącił Jacek, mieszając swoją kawę.
— Dokładnie tak — zgodził się Leon — i jednocześnie byli najlepiej wykształceni. Dlatego lekarze, ekonomi, inżynierowie z Królestwa Polskiego stawali się na Syberii podróżnikami, odkrywcami, etnografami i archeologami. Zesłańcy polityczni mieli często bardzo dużą swobodę. Mogli utrzymywać korespondencję ze światem, a nawet posiadać broń. Wielu skrzętnie wykorzystało te możliwości, pozostawiając często bezcenne opisy rdzennych ludów. Kultury te niejednokrotnie ich fascynowały, ale również czuli się odpowiedzialni za zachowanie dla przyszłych pokoleń, ale też za spopularyzowanie na świecie, wiedzy o ludach, które już za ich czasów stopniowo ulegały rusyfikacji. Ludach przecież równie uciemiężonych, jak oni sami.
Upił kawy.
— Tak powstało na przykład 12 lat w kraju Jakutów Wacława Sieroszewskiego — ciągnął — które dziś jest w Jakucji traktowane niemal jak u nas Pan Tadeusz, a każdy kulturalny Jakut w Kraju Sacha musi mieć egzemplarz tej książki na półce w salonie i to w takim miejscu, żeby wszyscy goście widzieli.
— Niesamowite — powiedziała wyraźnie zaskoczona Sylwia.
— W przypadku Nieńców sytuacja może nie jest aż tak widowiskowa, bo i zsyłki nad Ob były dużo rzadsze niż do Tuwy czy Buriacji, ale nadal jedne z pierwszych, prawdziwie etnograficznych opisów Nieńców pozostawili Polacy: podróżnik Leon Hryniewiecki i zesłanka doby powstania listopadowego Ewa Felińska. Nieńcy doskonale o tym pamiętają.
— Szkoda, że my tak mało pamiętamy — westchnął Jerzy.
Leon pokiwał głową.
— W społeczeństwie ta wiedza jest niemal zerowa. Z naszymi władzami jest trochę lepiej, ale nadal nieidealnie. Rząd wprawdzie promuje kulturę polską w Rosji... — przyznał Leon i zaraz się poprawił — To znaczy, promował przed wojną, teraz nie wiem, jak to wygląda, ale podejrzewam że wszystko wzięło w łeb. Niemniej chyba żaden gabinet od kadencji Mazowieckiego począwszy, nie wiedział do końca po co to robi — skwitował. — Tymczasem dobre stosunki z narodami syberyjskimi są przecież niesamowitą kartą przetargową w grze geopolitycznej.
— Co masz na myśli? — spytała nagle pobudzona Sylwia.
Leon uniósł podbródek oraz brwi.
— Wyobraźmy sobie — zaczął — że dzisiaj wybucha bezpośredni konflikt Polski z Rosją. — spojrzał uważnie na kobietę. — A my przez te trzydzieści lat kładliśmy w głowy Buriatom, Tunguzom, Ewentokm, Czukczom i Jakutom, jakim to Polska jest wspaniałym krajem i jakimi to jesteśmy braćmi. Ba! Że to dzięki Polakom ci Buriaci, Tunguzi i Czukcze są tymi, którymi są, bo przecież te bezcenne opisy, to zostawili nasi rodacy. — zrobił swoją słynną pauzę i zmrużył oczy. — Wyobrażasz sobie, jak potężne lobby mielibyśmy po swojej stronie? Rosja to kraj zamordystyczny, to się zgadza, ale przecież nawet Putin, a może zwłaszcza Putin, musi patrzeć na nastroje ludu. Historia pokazuje dobitnie, że nad Moskwą o dymitriadę nie trudno.
— Chłopcy ze Strategy&Future mówią dokładnie to samo — przyznała Sylwia, patrząc na niego błyszczącymi oczyma.
— Tylko że oni nazywają to „rozpruwaniem Rosji po szwach narodowościowych” — uśmiechnął się Jacek.
Leon wyprostował się i oblizał wargi.
— No cóż — przyznał. — Jak powiedziałem narody Syberii, to narody podbite. Osobiście nie widziałbym żadnego problemy, gdybyśmy pomogli im chwycić za broń i zrzucić jarzmo tyranii.
— Ani ja — przyznał Kazimierz.
— Ani ja — powiedziała Sylwia.
— Ani ja — uśmiechnął się Jacek.
Wszyscy spojrzeli na Jerzego.
— Jako dyrektor tajnego polskiego instytutu mającego na celu technologiczne zdystansowanie Rosji, przyznam że... — zrobił pauzę. — Chętnie widziałbym ten kraj słabym i rozbitym.
Wyszczerzył zęby, a wszyscy nalali sobie z powrotem wina i wznieśli toast.
— Na pohybel Ruskim!
— Na pohybel!
Opróżnili kieliszki jednym haustem. Jako że humory dopisywały Jacek, zaczął opowiadać dowcipy o Rosjanach. Potem przeszło na opowieści z wojska i z badań etnograficznych, w przypadku Leona. Tak upłynęła godzina.
— No! — powiedział Jerzy, patrząc na zegarek. — Już po jedenastej, a nasz etnolog ma na jutro zaplanowane wiele zajęć. Wy zresztą też nie powinniście zbytnio imprezować przed skokiem.
— Jakich zajęć? — spytał zaciekawiony Leon.
— No cóż. Musimy cię nieco przygotować, zanim polecisz na spotkanie z mamutem.
— To znaczy?
— Zobaczysz.
— Wolałbym wiedzieć teraz.
— Zapewniam cię, że będziesz zadowolony — powiedział Jerzy, wstając, a reszta poszła w jego ślady.
— Co ty znowu kombinujesz? — spytał Leon.
— Zaufaj mi. — Jerzy mrugnął do niego zalotnie. — Czy kiedykolwiek żałowałeś tego, co dla ciebie przygotowałem?
— Ty Jurek, to jednak jesteś łobuz.
— Ale jaki kochany — uśmiechnął się dyrektor.
Zrezygnowany Leon opuścił ręce.
Komentarze (65)
Nie wiem kto tak myśli... Może jakieś dzieci w podstawówce albo totalni ignoranci. A już na pewno nie zgromadzeni, tym bardziej jeśli poniekąd zajmowali się historią... Leon chyba nie uważa ich za debili? Mocno mnie to razi. Ale późniejsze info o polskich badaczach — miodzio. Bardzo ciekawe!
Co do Rosji (słabej i rozbitej) raczej większość politologów uważa taki stan za niebezpieczny dla otoczenia Rosji... No ale powiedzmy, że są różne stopnie słabości i rozbicia.
Pomijając zgrzyt opisany na początku, bardzo ciekawy rozdział!
I jeszcze co do robienia przewrotów w Rosji: próbowaliśmy w XVII wieku, nie poszło zbyt dobrze.
Pewnie. Wszystko można umiejętnie przemycić. Wystarczy zmienić okoliczności, wpisać coś w anegdotę, plus wiele wiele innych możliwości. Tu niezbyt poszło, bo ekipa powinna wiedzieć takie rzeczy.
Myślę, że to kwestia autorskich priorytetów. W sensie czy fabuła jest naj czy przesłanie edukacyjne. Myślę, że wszystko jest ok, dopóki nie czuję się gwałconym przez uszy:D.
A gwałty nie na historii, a na czytelniku/widzu :D
Uu, to nieładnie. Mam zapisaną w notce "o mnie" odpowiednią adnotację na taką ewentualność :D. Ale jestem pewna, że w tym przypadku to jakieś zwykłe przeoczenie.
Tam błąd od razu. Wystarczy nieco zmienić kontekst wypowiedzi. Może znaleźć leszcza mniej w temacie? Albo inne uwierzytelniające cuś... Na pewno nie hop siup, ale do zrobienia
Jeszcze co do wiedzy o wieloetniczności... Mnie się to nie wydaje wiedzą tajemną. Wiem, zawsze kwestia jakiejś izolacji (w sensie otoczenia, w którym się przebywa), ale mam większą wiarę w czytelnika. I to ostatnie słowo podkreślę. Chodzi o przeciętnego "czytelnika", a nie "Pokaka'.
Zapewne sebixy (na przykład) nie kojarzą takich rzeczy. Ale oni nie przeczytają tego opowiadania. Więc może przy okazji warto zastanowić się do kogo kierujesz opowieść.
Gdybym Ci "zaufał", że o tym wszystkim wiesz, to nie byłoby tej dyskusji. A kto wie, może dzisiaj nasmarujesz się przed snem, założysz piżamkę, położysz się do łóżka i spłynie na Ciebie jakieś olśnienie w tej kwestii;) Możesz też pójść do koleżanki i powiedzieć: "Co za łachudry piszą na tym opowi. Jeden nie wierzył, że Polacy wiedzą, że Rosja jest wieloetniczna" "Naprawdę?" odpowie koleżanka, wywiąże się rozmowa i okaże się, że kobieta dowie się czegoś, czego nie wiedziała.
Co się zaś tyczy twojego poprzedniego komentarza, to skoro nie był to błąd, to wychodzi na to, że jest to raczej kwestia subtelnego odbioru każdego czytelnika z osobna. Dla Ciebie to było zbyt wprost, a dla kogoś innego będzie ok. Poza tym, życie nauczyło mnie, że traktowanie ludzi "jak debili" to jedyna słuszna postawa, bo tylko ona zakłada, że ktoś ma prawo nie wiedzieć tego co wiesz ty.
Mam wrażenie, że za równo Twój, jak i Vespery odbiór "perory Leona" jest wzięty zbyt dosłownie. Przecież Leon nie twierdzi, że Polacy są święcie przeświadczeni, że każdy Rosjanin musi być biały.
Chodzi tu o łańcuch skojarzeń. O to jak myślimy o Rosjanach. O tym, że na słowo "Rosjanin" widzimy w głowę czerwonoarmistę, komunistę, przodownika pracy i raczej jest on biały. Nie myślimy Czukcza, Eniec, Selkup itd. To właśnie o tą definicję, jaką mamy w głowach i o łańcuch skojarzeń, który ona generuje chodzi Leonowi, a nie o wiedzę encyklopedyczną.
Niestety musisz wziąć pod uwagę jeszcze jeden typ odbioru... Tu jest portal i czytanie przebiega inaczej. Natomiast jeśli chodzi o wydane pozycje... Jeśli coś mnie irytuje (a tak działa na mnie łopatologia), jeśli czuję, że autor traktuje mnie "jak debila", to po prostu nie czytam dalej, chyba że mam ochotę się pośmiać. Dlatego czasem warto wiedzieć dla kogo piszemy. Piszesz, by edukować od podstaw? Ok! Tylko pomyśl kto będzie Twoim czytelnikiem i jak do niego trafić.
Sytuacja z "wykładem" po prostu wydaje się niewiarygodna. Nie jest błędem w tym sensie, że niewiele trzeba by ją naprawić. Ale nie mam wątpliwości, że w tej formie nie powinna zaistnieć.
Dokładnie! Dla mnie to zwykły szacunek dla odbiorcy.
Wiarygodność to podstawa i najważniejsza rzecz w budowaniu postaci
Co z tego, że Polacy wiedzą, że Rosja jest wieloetniczna, skoro myślimy o niej przez pryzmat stwierdzeń "największy kraj na świecie", "potęga atomowa", "imperialna Rosja". Wywód Leona ma zwrócić uwagę czytelnika na to że Rosja nie jest monolitem, że ma swoje wewnętrzne problemy, że ma nieposprzątane sprawy z jej imperialnej przeszłości i jeśli zaczniemy myśleć o niej w ten sposób, to stanie się krajem do pokonania, a nie, jak tu kilka razy padło, czymś czego lepiej nie tykać, bo jeszcze nam się noga powinie.
Czemu taka rozmowa nie miałaby się odbyć między wykształconymi ludźmi przy lampce wina? Jeśli istnieją jakieś poważne przeszkody po temu, to proszę podaj je, bo mnie tu zaraz odwiozą do czubków.
Dyskusja przy kieliszku wina — jak najbardziej. Ale należy zadbać o wiarygodność sytuacji i wiarygodność bohaterów. Bo w tej chwili wygląda to trochę tak, że wszyscy czekali na Leona by ich oświecił w kwestii Rosji. A przecież przy stole siedzą ludzie nie tylko wykształceni, ale i wiedzący z jakim miejscem przyjedzie im się zmierzyć zanim zaprosili do współpracy Leona. Ba, przecież to pracownicy wywiadu! (czy też współpracujący z wywiadem). Jeśli mielibyśmy wywiad, który nic nie wie o naszym sąsiedzie... A tak to tu wygląda...
Wystarczy, że zmienisz nieco kontekst. Stworzysz faktyczną dyskusję, a nie wykład i będzie ok. W tej chwili jest po prostu niewiarygodnie. A wykład irytuje miejscami łopatologią.
Zmieniłabym tylko kontekst i sposób podania...
Sylwia, Jacek i Kazimierz są żołnierzami uczestniczącymi w tajnym projekcie i ich wiedza na temat Rosji nie jest pewnie większa niż innych żołnierzy z Gromu. Jak było powiedziane lecą nie do Rosji, bo ona za Ural wtedy nie sięga, tylko po prostu do Ujścia Obu. Tam nie ma wtedy żadnego państwa. Nie wiem więc, dlaczego ich wiedza na temat kultury tych terenów doby ostatnich dwóch stuleci ma być im znana. Jerzy jest szefem instytutu, ale to też nie czyni go wszechwiedzącym. Jak mogliśmy się dowiedzieć z kilku ostatnich scen projekty instytutu mają rozstał od starożytności przynajmniej do średniowiecza i od Azji do Ameryki. Dlaczego miałby wiedzieć wszystko o kulturze Syberii?
Powiedz sama. Słyszałaś wcześniej o Zofii Felińskiej i Leonie Hryniewieckim? Słyszałaś, że 12 lat w kraju Jakutów to książka kultowa w kraju Sacha? Jeśli tak, to chylę czoła i rozumiem dlaczego uważasz tę wiedzę za elementarną. Ja o tym nie wiedziałem za nim siadłem do Sichirtia, dlatego dopuszczam, że ktoś, nawet pracownicy wywiadu (którymi nasi bohaterowie, jak się rzekło, nie są) może o tym nie wiedzieć.
Ech, sorry, nie podoba mi się już ta dyskusja.
Napisałam: "Ba, przecież to pracownicy wywiadu! (czy też współpracujący z wywiadem)". I nie całą wiedzę uważam za elementarną, co również zaznaczyłam. Bardzo nie lubię, gdy manipuluje się moimi wypowiedziami.
Ale tak, wciąż uważam, że realne postaci byłyby do tematu przygotowane. Ja czytam wszystko na temat nawet żeby głupie drabble napisać. Więc pani żołnierz na pewno też by to zrobiła.
I na tym zakończmy, uznając że mamy swoje racje i raczej się w temacie nie dogadamy.
Jezu, ale do jakiego tematu Pani żołnierz miałaby się przygotować? Do tematu zmian kulturowych na Syberii w XIX i XX w.? Dobra. Załóżmy, że przeczytała książki Felińskiej i Hryniewieckiego (co nie wydaje mi się jakimś rozpoznawczym wymogiem). To co? Jest od razu specem od tego jak polscy zesłańcy wpłynęli na kulturę Syberii? O czym my mówimy?
"O czym my mówimy?"
No właśnie o czymś innym ;).
Nie chodzi o to, że ma wiedzieć wszystko! Ma wiedzieć "coś". Na tyle by jej rola w dyskusji nie ograniczała się jedynie do uroczego wytrzeszczania oczu...
Jeśli nasza internetowa znajomość się rozwinie i będziemy dobrymi kolegami, to obiecuję, że napiszę osobne opowiadanie, gdzie będą same kobiety (przepraszam oprócz jednego faceta - musi przecież być jakiś czarny charakter;), wszystkie nieszczęśliwe, wewnętrznie skonfliktowane, przeświadczone o własnej brzydocie i beznadziejności, ale jednocześnie adorowane przez totalnych przystojniaków, no i dzięki wewnętrznemu wściekowi ratujące świat.
I oczywiście zadedykuję je Tobie:)
Ależ wystarczyło dokładniej czytać:D.
A co do dedykacji...
Musisz popracować, Marcinie nad głębszą (czyt. trafniejszą) oceną postaci kobiet. To zaprocentuje w pisaniu — będziesz wiarygodniejszy, a i w życiu pomoże...
A na poważnie, zapewniam że choć całe opowiadanie do tej pory traktowałem bardzo swobodnie, dołożę wszelkich starań, aby postać Sylwii była satysfakcjonująca dla każdej grupy czytelniczej:)
:D:D Życzę zatem powodzenia, zadowolić wszystkich — trudna sztuka :)).
No jednak ciekawość kazała mi wrócić :D (a takie piękne są przysłowia i w polskim i angielskim na tę cechę...).
"wszystkie nieszczęśliwe, wewnętrznie skonfliktowane, przeświadczone o własnej brzydocie i beznadziejności, ale jednocześnie adorowane przez totalnych przystojniaków, no i dzięki wewnętrznemu wściekowi ratujące świat." Intryguje mnie skąd akurat taki zestaw. Tak widzisz kobiety, czy może myślisz, że kobiety tak widzą siebie?
Obiecuję nie drwić!
Serio mnie to interesuje.
Wiarygodna postać (tak całkiem serio i poza przekomarzaniem) przekonuje do siebie bez względu na płeć bohatera, jak i płeć czytelnika.
I mimo pewnego niezrozumienia (wzajemnego) i akcentów nieadekwatnych, myślę, że nasza dyskusja była ciekawa i odpowiednia do miejsca (jestem z tych dinozaurów, które uważają, że portale literackie powinny edukować).
Co się zaś tyczy postaci kobiecych, to mam wrażenie że nie tylko taki zestaw, jaki opisałem jest powszechnie występujący, ale przede wszystkim pożądany przez kobiety. Oczywiście jest on przesadzony i celowo prześmiewczy, ale powiedzmy, że wyznacza odpowiedni kierunek.
Pamiętam jak rozmawiałem z kilkoma koleżankami na temat wątku z mojej powieści. Na pytanie, czy główna bohaterka powinna zostać zgwałcona (nie byłem przekonany, czy iść w tę stronę, bo to przecież generuje ogromne następstwa psychiczne dla postaci), wszystkie z błyskiem w oku odpowiadały, że koniecznieXD
Ja przy tej dyskusji ubawiłem się setnie i wyniosłem z niej naukę, że krytykę nie zawsze warto brać całkiem poważnie;)
Uważam pogląd, że Rosjanie to są wspaniali, tylko ten Putin (Stalin, Lenin, Piotr Wielki) to sukinsyn, za pijany sen wariata. Rosjanie są wspaniali tylko że od Iwana Groźnego nie robią nic innego, tylko próbują nam dokopać. Historia właściwie dzieli się na okresy kiedy mogą to zrobić i to robią i czasy gdy nie mogą (bo jest akurat smuta, czy coś) i te lata nazywamy w Polsce Złotym Wiekiem.
Żebyśmy się dobrze zrozumieli. Nie chodzi o jakąś nienawiść do Rosjan jako ludzi. W moim mniemaniu wszystkim żyłoby się po prostu lepiej, gdyby za Uralem utworzyć piętnaście państw, które byłyby słabe militarnie i w których moglibyśmy "inwestować" kapitał, dając w ten sposób miejscowym pracę i budując infrastrukturę (tylko przypadkowo kontrolując miejscowe media zupełnie tak, jak Niemcy robią to u nas;), zaś sama Rosja skurczyłaby się do rozmiarów księstwa Moskiewskiego. Przy dobrych wiatrach można to osiągnąć bez ani jednego wystrzału. Trzeba tylko trochę pieniędzy, plan i determinacja.
Paskudne założenie? Moja droga, przerażasz mnie:| Co może być paskudnego w stawianiu diagnozy społeczeństwu? Nie czarujmy się, mimo otaczających nas sloganów typu "możesz myśleć co chcesz" ludzie nie są zbiorem indywiduów. Wszyscy mamy koleiny myślenia. Mają je pojedynczy ludzie i mają je całe narody. Co jest złego w tym, że dostrzegam te koleiny i próbuje je przesunąć? Tak jak pisałem Tjeri: jak wszyscy uznamy, że wszyscy wszystko wiedzą, to nie będzie żadnej dyskusji, żadnych spostrzeżeń i żadnych refleksji. Nie muszę się przy tym uważać za oświeconego. Mogę po prostu uznać, że widzę coś, czego inni nie widzą.
"Co się zaś tyczy postaci kobiecych, to mam wrażenie że nie tylko taki zestaw, jaki opisałem jest powszechnie występujący, ale przede wszystkim pożądany przez kobiety."
Nie potrafię zdecydować czy to jest bardziej śmieszne czy bardziej tragiczne...
Jednak to drugie.
Podobnie historia jest często przewidywana przez tych najmądrzejszych, których nie zawsze inni chcą słuchać. Żebyśmy się dobrze zrozumieli, nie chodzi mi o mnie. W kwestii polityki jestem mikrusem i staram się tylko przekazywać idee wzięte od prawdziwych mózgów.
Wychodząc z lansowanego przez Ciebie założenia musielibyśmy puścić lejce i w ogóle nie uprawiać żadnej polityki, bo "kto to panie wie, co to w przyszłości będzie?".
Natomiast to że starasz się przemycać swoje poglądy oznacza, że doskonale rozumiesz potrzebę naprawy świata. Czasem trzeba to zrobić bardziej subtelnie, a czasem mniej, natomiast ta potrzeba cały czas istnieje.
Boli mnie Twoje głębokie niezrozumienie... To naprawdę przykre. I mam na myśli zarówno Ciebie jako piszącego, jako mężczyznę i przede wszystkim jako człowieka...
Ale jeśli chcesz dowodu na to czego ten żart dotyczył to proszę bardzo: Tekst który mi poleciłaś idzie mi jak krew z nosa. Dlaczego? Bo w nim zakompleksiona główna bohaterka, uwielbiająca piwo musi się oganiać od zakochanych przystojniaków. Został mi on zachwalony jako taki gdzie "wątek prywatny bohaterów jest całkiem spoko", więc o czym my mówimy?
Jeśli istnieje nawet grupa kobiet szukająca innych postaci, niż te które opisałem (w co gorąco wierzę) to jest ona raczej w mniejszości. Tyle.
Nie no, po chwilowym szoku dochodzę do siebie :D. Życzę Ci spotkania prawdziwej kobiety :D. Bo bardzo Cię życie pokrzywdziło. Ale jeszcze wszystko może się odmienić, bądź dobrej myśli...
A, i żadna z twoich wypowiedzi nie brzmiała jak żart, w moich uszach, i w uszach Tjeri zapewne również.
Moim zdaniem jest zupełnie odwrotnie. Zarówno pojedynczy człowiek jak i państwo (jest ono w końcu sumą ludzi) osiąga coś lub nie, bo wizja osiągnięcia tego zawitała lub nie w jego głowie (w głowach obywateli). To najpierw jest idea, a potem pojawiają się okoliczności i środki do jej urzeczywistnienia. A teksty, zwłaszcza literackie nie są jakimiś tam wyrażeniami tęsknoty (choć oczywiście z taką intencją możemy je pisać), a programatorem do umysłów ludzi. Jeśli powstanie milion powieści w których Polska będzie imperium, a Rosja rozbita, to ten wymysł literatury stanie się w końcu faktem, bo zapłodnione nim umysły czytelników, go ziszczą.
Opka o potężnej Polsce czytałam jakieś plus minus piętnaście lat temu, autorstwa bodajże Pilipiuka. I jakoś od tamtej pory nie staliśmy się światowym mocarstwem, a jak już mamy tę nieszczęsną Rosję na tapecie, to wypada wspomnieć, że obecnie kupujemy od nich surowce energetyczne, mimo że w naszym interesie nie leży wspieranie ich ekonomicznie, do Sejmu weszła partia, której członkowie otwarcie spotykają się z przedstawicielami rosyjskich służb, a FSB robi u nas, co chce - patrz sprawa śledzenia białoruskich opozycjonistów. I tyle w temacie naszych snów o potędze, pilipiukowe opka niewątpliwie poprawiły samopoczucie autora i czytelników, ale niewiele mają wspólnego ze stanem faktycznym.
I chyba wybiegasz zbyt daleko w ocenie motywacji artystów. Ludzie tworzą sztukę z różnych przyczyn i nawet robiąc ankietę wśród tutejszych pisarzy, otrzymałbyś bardzo zróżnicowane odpowiedzi. I proszę, nie próbuj wmawiać mi, że wiesz lepiej, dlaczego ja piszę, bo jak wszystko lubię, tak takiej manipulacji nienawidzę. Moje teksty powstają jako wyraz tęsknoty za rzeczami, które uważny czytelnik może wyczytać między wierszami - ale nie musi, bo nigdzie nie wspominam o tym wprost, kropka, to jest fakt, z którym nie ma dyskusji. Do czytelników należy interpretacja, lecz geneza jest tylko moja i nikt mi jej nie odbierze.
Źle mnie zrozumiałaś. Przez myśl mi nie przeszło, żeby wiedzieć lepiej dlaczego piszesz. Jak pewnie zauważyłaś od początku mówię o mechanizmach psychicznych zachodzących w umyśle czytającego. Mechanizm psychiczny to coś obiektywnego. Motywacja autora do pisania to coś absolutnie subiektywnego i nigdy nie miałem zamiaru aspirować do wiedzy na tym polu.
Co do Pilipiuka, to popatrz: piętnaście lat temu Andrzej, dzisiaj ja, może za dziesięć lat zaskoczy i powstanie Imperialna Polska;) Na marginesie podeślij mi namiary na to opowiadanie - chętnie przeczytam;)
Widzisz, nie każdy toleruje taką białorękawiczkową mizoginię. Może po prostu otaczasz się ludźmi, którym to nie przeszkadza? Na świecie sporo facetów, którzy mylą ego z wiedzą na temat kobiet.
Ale to nie miejsce na takie rozważania, wystarczająco zaznaczyliśmy temat. Wróćmy już do literatury :).
Przypisywało mu się posiadanie trzystu dzieci. Wszystkimi miał się opiekować z wyjątkową troskliwością, „dobrze” urodzone otrzymywały księstwa i paradne tytuły, dzieci chłopek – gospodarstwa i wysoko mleczne krowy. Ten dziedzic tytułu i tronu protektorów Marcina Lutra, aby zyskać koronę polską, wyrzekł się protestantyzmu i złożył katolickie wyznanie wiary. Stało się to 2 czerwca 1697 roku w Baden pod Wiedniem i stanowiło nie lada wydarzenie, o którym rozmawiano na europejskich dworach. Zdaniem króla Francji, Henryka IV, „Paryż wart był mszy”... Czy Rzeczpospolita Obojga Narodów była jej warta?"
https://www.gdansk.pl/historia-gdanska/historie-gdanskie/powitanie-augusta-zwanego-mocnym,a,176362
Dużo mu niedobrego zarzucamy, ale zawsze lepszy był taki król niż żaden. Wtedy miał całkiem wielu stronników w Rzeczypospolitej. To nie było tak, że rządził w próżni i wbrew narodowi. Błędem było, że nie uczyniono momanarchii w Rzeczypospolitej dziedziczną, wtedy gdyby wiedział, że pozostawia tron następcą może lepiej by rządził.
Romuald Traugutt, dyktator powstania styczniowego był potomkiem szlachty, która przybyła z Augustem z Saksonii. Więc pozostawił po sobie także dobre owoce. Jego dworzanie się u nas zadomowili i zasymilowali. Czyli nawet z Niemcami dało się stworzyć jakąś qasi unię. Jeszcze w okresie Księstwa Warszawskiego były głosy, żeby kolejnego Sasa uczynić królem Polski. Szkoda, że wówczas tego nie zrobiono. Być może dziś mielibyśmy całkiem inne stosunki z Niemcami, niż obecnie.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania