Sichirtia - rozdział 18
— Dobrze — powiedział w końcu Mirek, po raz setny klepiąc w ramię sparing partnera, by ten zdjął założoną mu właśnie dźwignię na nadgarstek. — Dosyć tych wygibasów. Leć się umyć i przebrać w swoje ciuchy. Nauczymy cię korzystać z jeszcze jednego środka walki.
— Z jakiego? — spytał zdyszany Leon.
— Z ołowiu.
Leonowi nie przypadło to do gustu. Wprawdzie kiwnął głową i pobiegł się przebrać, ale kiedy brał prysznic (wraz z ciuchami dostał też ręczniki) narastało w nim coraz większe napięcie. Zawsze był przeciwnikiem powszechnego dostępu do broni i bliższy kontakt z nią, go przerażał. Teraz też zastanawiał się, czy nie powinien odmówić. Jeszcze zdarzy się jakiś wypadek. Przecież trzymając pistolet, ma się śmierć na wyciągnięcie palca.
Wyszedł z szatni odświeżony, ale kompletnie pozbawiony energii.
Mirek zlustrował go badawczym wzrokiem, ale nic nie powiedział. Ruszyli ponownie korytarzem, do innego skrzydła położonego nieopodal.
Kilka kroków, a anturaż zmienił się nie do poznania. Zdecydowanie była to mniej zadbana część kompleksu. Na ścianach widniały gołe tynki, a pod nimi walały się jakieś stare pudełka i kartony. Już z daleka doszły ich huki wystrzałów.
Leon wzdrygnął się.
Mirek popchnął grube drzwi na siłowniku i hałas zrobił się ogłuszający. Wzdłuż pomieszczenia widniało tu kilka boksów. W trzech z nich stali ludzie — sądząc po ubiorze — wojskowi i z zapałem strzelali w głąb pomieszczenia, którego dalszej części nie było teraz widać. Weszli do środka.
— Poczekaj tu. — wrzasną Mirek i zniknął za drzwiami po drugiej stronie pokoju.
Huk wystrzałów był nie do zniesienia. Dwóch mężczyzn strzelało z pistoletu, a trzeci z karabinu i ten robił najwięcej hałasu. Wszyscy mieli na głowach nauszniki i okulary z pleksi.
— Masz. Załóż. — powiedział Mirek, podając Leonowi taki sam zestaw.
Kuląc się i przyciskając ręce do uszu, etnolog nie zauważył, kiedy wojskowy wrócił. Po nałożeniu ochraniaczy huk stał się znośny i adept sztuki strzeleckiej odetchnął z ulgą.
Ustawili się w jednym z boksów. Mirek przywołał chwytak na tarcze strzeleckie, który zaczął powoli sunąć pod sufitem.
Nagle huk ustał zupełnie.
— Przerwa — powiedział Mirek, zsuwając jedną słuchawkę z ucha.
Leon zrobił to samo. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy, jak cudownym doznaniem może być cisza.
— Teraz nauczysz się strzelać z dwóch typów broni, które zabierzecie ze sobą w tundrę — powiedział Mirek.
Leon przez chwilę wydawał się być nieobecny, po czym podniósł na trenera zdumiony wzrok.
— Jak to w tundrę? A te wszystkie zasady, żeby nie przenosić do innych czasów współczesnej technologii?
Mirek spojrzał na niego uważnie i nieco rozżabił twarz.
— Wiesz, one obowiązują w standardowych sytuacjach, a tutaj mamy do czynienia z raczej niestandardową. Poza tym chyba nie chciałbyś wybrać się na kosmitów z hakownicą. — Uśmiechnął się. — One nie miały nawet spustu. Odpalałeś je, wtykając rozżarzony pręt w zapał.
Dowcip wyraźnie nie podziałał na Leona. Ten zmalał nagle, jakby uciekła mu właśnie ostatnia deska ratunku.
— Czyli że muszę koniecznie nauczyć się z tego strzelać. — powiedział tonem skazańca.
Mirek zmierzył go wzrokiem.
— Hej! Co z tobą? Masz minę, jakby mieli cię ściąć?
— No bo... — Etnolog podniósł na niego wzrok pełen bólu. — No bo to jest jakieś skomplikowane, śmiercionośne urządzenie. Co będzie, jeśli postrzelę siebie albo, nie daj Boże, kogoś z oddziału? Ja się do tego nie nadaję. Niech lepiej zajmie się tym Jacek albo Sylwia.
Mirek westchnął, uśmiechnął się sennie i wyciągnął z kabury czarny kanciasty pistolet, pokryty licznymi bruzdami.
Leon aż się wzdrygnął.
— Vis 100 — powiedział rzeczowym tonem. — Następca sławnego Visa z drugiej wojny światowej, którym nasi dziadowie wykańczali Tygrysy. — Puścił Leonowi oko, po czym momentalnie spoważniał. — Kaliber dziewięć milimetrów, dziesięcionabojowy magazynek, osiemset gram wagi, zasięg skuteczny do dwóch tysięcy metrów.
Mirek jednym sprawnym ruchem wypuścił magazynek i postawił go przed Leonem na półeczce, a tuż obok położył pudełko z nabojami.
— Ładuje się go tak — powiedział, demonstrując. — Teraz ty.
— Muszę? — spytał Leon z miną cierpiętnika.
— Wykonać! — krzyknął Mirek i jakby na potwierdzenie jego słów pozostali użytkownicy strzelnicy otworzyli ogień.
Leon wzdrygnął się, wciągnął słuchawkę na ucho, po czym potulnie zaczął wkładać naboje do magazynka. Na początku szło mu to niezgrabnie, bo ręce mu się trzęsły, ale jakoś nie upuścił żadnego naboju. Wpychając jeden za drugim, do zimnego, metalowego prostopadłościanu, czuł wzrastający opór sprężyny podajnika. W końcu magazynek był już pełny.
Posłał Mirkowi bezradne spojrzenie.
Ten wziął magazynek i załadował pistolet.
— W ten sposób ładujesz, a tym guzikiem spuszczasz magazynek. — krzyczał przez słuchawki. — W ten sposób zabezpieczasz broń, a tu jest blokada spustu. Powtórz.
Leon wysunął i włożył magazynek, zablokował i odblokował broń.
— A teraz — kontynuował Mirek. — Aby wystrzelić, musisz wprowadzić pocisk do komory. Chwyć za zamek i pociągnij. Jak w filmie. Lufa w stronę tarczy!
Leon posłusznie wykonał polecenie, dziwiąc się, jak lekko poruszają się części w tym śmiercionośnym urządzeniu. Huk wystrzałów ustał, ale Mirek nie ściągnął słuchawki, więc i Leon tego nie zrobił.
— Doskonale — powiedział nauczyciel. — Do strzału składasz się tak.
Pokazał jak chwycić broń i jak się ustawić, po czym strzelił kilkukrotnie, sprawiając że serce Leona na moment stanęło.
— Teraz ty — powiedział podając mu broń.
Leon wziął ją drżącymi rękami, uniósł przed siebie i pełen obaw wycelował w oddaloną o dwadzieścia metrów tarczę. Mirek poprawił trochę jego postawę i uchwyt, po czym zakomenderował.
— Ognia!
Leon wzdrygnął się, wziął głęboki wdech, zamknął oczy, po czym natychmiast je otworzył, uznając to za koszmarnie głupie, nacisnął spust i... się zakochał.
Broń szczęknęła jak metalowy pies. Etnolog poczuł odrzut. Był silny, ale nie powalający. Z powodzeniem mógłby znieść kilkadziesiąt takich odrzutów, a co najważniejsze daleko przed nim, w karcie papieru pojawiła się dziura. Wprawdzie nie była nawet blisko konturów postaci wyrysowanej na karcie, ale jednak była to dziura, którą sam zrobił.
W jednej chwili straszliwe narzędzie śmierci zmieniło się w przedmiot jakich wiele. W przedmiot, który można okiełznać i kontrolować i który dawał poczucie mocy, a przy tym niesłychaną frajdę.
Podniecony tym nowym doznaniem zaczął naciskać spust raz za razem, aż w magazynku nie został ani jeden nabój.
— Ale super! — Zawołał, gdy razem z Mirkiem odsłonili sobie uszy, bo i pozostali użytkownicy przestali strzelać. — Mogę jeszcze raz? — upewnił się.
— Ładuj magazynek. — Mirek kiwnął głową w stronę pudełka, które leżało na półeczce przed nimi, sam za to przywołał z powrotem tarczę.
— No celnością to ty nie grzeszysz — skwitował, ściągając tarczę z wózka. — Na dziesięć strzałów tylko siedem w ogóle trafiło w tarczę, z czego w kontur postaci trzy. — Przyjrzał się dziurom uważnie. — I żaden z tych postrzałów nie jest śmiertelny. No chyba że ten na skraju głowy rozerwałby tętnicę skroniową ofiary.
Zawiesił nową tarczę i posłał ją z powrotem na kilkadziesiąt metrów.
— Teraz posłuchaj — powiedział Mirek. — Trzymasz pistolet przed sobą, ale nie musisz obłapiać go z całej siły. Nikt ci go nie wyrywa. Luźno. Im delikatniej i naturalniej będziesz go trzymać, tym celniej będziesz strzelał. I jeszcze jedna zasada. Zaczynaj celować nieco wyżej, niż miejsce, w które chcesz trafić. W miarę jak będziesz celować broń nieco ci opadnie, jeśli zaczniesz z wyższego pułapu, ta różnica się zniweluje.
Leon złożył się i oddał dziesięć strzałów, jeden za drugim. Mirek przysunął tarczę.
— Nieźle! — zawołał nauczyciel. — Nie dość, że chyba wszystkie w tarczy... — Przyjrzał się uważnie. — Tak, są wszystkie. To jeszcze jedno trafienie w samo serce.
— Mogę jeszcze postrzelać? — spytał autentycznie podniecony Leon — Następnym razem wszystkie będą w sercu.
— No to jedziesz. — uśmiechnął się Mirek.
Wszystkie nie były w sercu, ale jedna bezdyskusyjnie ugodziła przeciwnika w klatkę piersiową. Druga zresztą w szyję, co dawało niezły wynik, choć większość pocisków nie trafiła postaci. Leon wystrzelił jeszcze dwa pudełka nabojów, zanim Mirek uznał, że czas przejść do kolejnego ćwiczenia.
— Poczekaj — powiedział, gdy wyszły już im wszystkie pestki. — Teraz przejdziemy na wyższy poziom.
Ponownie zniknął za drzwiami i po chwili wrócił, niosąc całkiem spory (w porównaniu z pistoletem) czarny kształt.
— Teraz powalisz sobie z tego. — uśmiechnął się komandos.
— Co to jest? — Oczy Leona zaświeciły się jak lampki na choince.
— MSBS Grot C16 FB—M1 w wersji subkarabinka ze składaną kolbą. Kaliber pięć pięćdziesiąt sześć, trzydzieści naboi w magazynku, waga poniżej trzech kilogramów. Najnowsze dziecko radomskiego „Łucznika”. Doceń go. Jeszcze nie wszystkie jednostki wojska polskiego dostały go na wyposażenie.
Teraz Mirek zaczął prezentować, jak spuszcza się magazynek i zamek, jak się ładuje, jak blokuje, jak przełącza tryb ognia i jak składa do strzału. Następnie powtórzyła się procedura ładowania magazynka. Trwało to dłużej niż w przypadku pistoletu, ale Leon nie kręcił nosem. W kilka chwil załadował magazynek i złożył się do strzału.
Na początek strzelał ogniem pojedynczym. Wrażenie było podobne do strzelania z pistoletu, ale kopnięcie kolby w ramię robiło niesamowite wrażenie.
Za drugim załadowaniem magazynka Mirek polecił, by Leon przełączył tryb na ogień ciągły.
Teraz dopiero etnolog poczuł siłę tej broni. Nowa tarcza w jednej chwili zmieniła się w sito, a uderzenia kolby sprawiły, że obróciło go o kilka stopni i zaczął pruć po ścianie.
Gdy na głośną komendę Mirka przerwał ogień, wszystkie włosy stały mu dęba, a serce łomotało jak młot.
— Musisz mocniej przyciskać kolbę do ramienia — doradził komandos — bo zacznie cię znosić.
Ładuj jeszcze raz.
Leon rzucił się na karton z nabojami i już po chwili ponownie pruł do celu. Strzelanie z tego karabinka wprawiło go w jakąś formę ekstazy. Poczucie panowania nad tak śmiercionośnym urządzeniem było w jakiś sposób narkotyczne. Z minuty na minutę chciało się strzelać więcej, dalej i z bardziej śmiercionośnym skutkiem.
Wtem, gdy etnolog rozpruwał kolejną tarczę, ta nagle przygasła i stała się mniej widoczna. Leon nie zdjął palca ze spustu, sądząc że to jakiś element treningu i dopiero po chwili przez warkot zamka przebił się gromki okrzyk Mirka.
— Przerwij ogień! Przerwij ogień!
Leon opuścił broń i odwrócił w stronę nauczyciela samą głowę, nauczony, że karabinem nie wolno wymachiwać. O dziwo również Mirek pogrążony był w półmroku.
— Koniec. Przerywamy. — powiedział gromowiec.
— Co takiego? — spytał Leon, zdejmując jedną słuchawkę.
Mirek zakręcił palcem w powietrzu, pokazując przygaszone światła.
— Koniec nauki na dziś — powiedział. — Światła przygasły. To znak, że otworzyli przetkalność.
Komentarze (20)
— Czyli, że muszę koniecznie nauczyć się z tego strzelać. — powiedział tonem skazańca. - w takich konstrukcjach bez przecinka przed że, no i bez kropki po strzelać.
Już się bałam, że te Visy to takie bidne są, że tylko dziesięć naboi. Aż musiałam sprawdzić i są wersje z większymi magazynkami.
Mój instruktor na strzelnicy jakiś taki milszy od Mirka, temu to się delikatny agresor włączył jakoś... I zgadzam się z Leonem, że strzelanie jest fajne. Tylko, kurczę, to drogie hobby się zrobiło, bym sobie chętnie częściej chodziła...
Jak jeszcze powiesz, że jesteś akwarystką, to zacznę się zastanawiać, czy zainteresowań w pakietach nie rozdają :D.
Ale jaja... :D
Też powinnam dziś podmianę zrobić, ale leń wygrał :D. Co Ci tam pływa?
Hehe, też lubię Azję. Teraz mam akurat:
Krewetki, kosiarki, razbory galaxy, gurami :D
Przepraszam, Marcin, już nie śmiecę!
Nie no muszę jeszcze tylko jedno dodać.
Podobieństwo obsady mnie rozwaliło :D (rozumiem, że pod krewety, ale nawet labirynty na dokładkę...)
- Autor nie potrafi stworzyć wiarygodnej atmosfery i napięcia. Opisuje scenę strzelania z broni w sposób suchy i mechaniczny, nie oddając emocji i wrażeń bohaterów. Nie wiemy, jak Leon czuje się w obliczu broni, jak reaguje na huk wystrzałów, jak wygląda pomieszczenie, w którym się znajduje. Nie wiemy też, jak Mirek traktuje Leona, czy jest dla niego surowy, czy życzliwy, czy ma jakieś własne motywy. Tekst jest pozbawiony barw i detali, które mogłyby go ożywić i uczynić ciekawszym.
- Autor nie potrafi stworzyć wiarygodnych postaci i dialogów. Leon jest przedstawiony jako etnolog, który jest przeciwnikiem broni i boi się jej. Jednak nie wiemy, dlaczego tak się dzieje, jakie ma doświadczenia i poglądy na ten temat. Nie wiemy też, dlaczego zgodził się na naukę strzelania, skoro jest to dla niego takie przerażające. Jego postawa jest niespójna i nieprzekonująca. Mirek jest przedstawiony jako wojskowy, który jest ekspertem od broni i uczy Leona jej obsługi. Jednak nie wiemy, dlaczego robi to, jakie ma stosunek do Leona, jakie ma cele i plany. Jego postawa jest niejasna i zagadkowa. Dialogi między nimi są sztuczne i banalne, nie oddają charakteru i nastroju postaci, nie prowadzą do żadnej konfrontacji ani rozwoju.
- Autor nie potrafi stworzyć wiarygodnej fabuły i logiki. Tekst jest pełen nieścisłości i absurdów, które podważają sens i spójność całej historii. Nie wiemy, dlaczego Leon i Mirek mają się udać do tundry, co tam mają robić, z kim mają się zmierzyć. Nie wiemy też, dlaczego mają zabrać ze sobą broń palną, skoro jest to zabronione przez zasady podróży w czasie. Nie wiemy, jak to możliwe, że pistolet Vis 100 ma zasięg skuteczny do dwóch tysięcy metrów, skoro jest to nierealne i niemożliwe. Nie wiemy, jak to możliwe, że Mirek ma taką broń, skoro jest to rzadki i historyczny egzemplarz. Nie wiemy, jak to możliwe, że Leon ma się nauczyć strzelać z broni w kilka minut, skoro jest to trudna i wymagająca umiejętność. Nie wiemy, jak to możliwe, że Mirek ma taką cierpliwość i wyrozumiałość dla Leona, skoro jest to niezgodne z jego charakterem i rolą.
Podsumowując, tekst ten jest słaby i nieatrakcyjny, nie spełniając podstawowych kryteriów literackich i gatunkowych.
Autor nie potrafi zainteresować czytelnika swoją historią, nie potrafi stworzyć wiarygodnego świata i postaci, nie potrafi stworzyć wiarygodnej akcji i logiki. Tekst ten wymaga wielu poprawek i ulepszeń, aby stać się lepszym i ciekawszym.
Mam jedno pytanie. Czy Tyś to zlecił do napisania ChatGPT?
Wiesz co, ta "krytyka" jest tak bombastyczna i momentami pozbawiona logiki, że doprawdy trudno mi się do tego odnieść. Niemniej dziękuję Ci za nią. Wierz mi, że w pewien sposób oddałeś mi nią przysługę:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania